Autobiografia jogina ludziom dobrej woli



Yüklə 2,03 Mb.
səhifə14/42
tarix17.11.2018
ölçüsü2,03 Mb.
#80177
1   ...   10   11   12   13   14   15   16   17   ...   42

- Podobnie jak można zaopatrzyć dom w miedziany pręt, aby przejął na siebie piorun, tak świątynię cielesną można wyposażyć w różne ubezpieczające środki. Przed wiekami nasi jogowie odkryli, że czyste metale emitują z siebie światło astralne, które silnie przeciwdziała ujemnym oddziaływaniom planet. Subtelne promieniowania elektryczne i magnetyczne stale krążą we wszechświecie.

- Problem ten przyciągał uwagę naszych riszich; stwierdzili oni, że przeciw ujemnym promieniowaniom planet może pomóc nie tylko kombinacja metali, także roślin oraz - co jest najskuteczniejsze ze wszystkiego - kombinacja kamieni szlachetnych nie mających skazy i ważących co najmniej dwa karaty. Poza granicami Indii rzadko studiowano poważnie zapobiegawcze zastosowanie astrologii. Do mało znanych należy fakt, że odpowiednie klejnoty, metale lub preparaty roślinne nie mają wartości, jeśli nie posiadają koniecznej wagi oraz jeśli nie nosi się ich blisko skóry.

- Oczywiście, Panie, zastosuję się do twej wskazówki i sprawi? sobie bransoletkę. Intryguje mnie myśl o możliwościach wyprowadzania planet w pole!

- Dla ogólnych celów radzę używać bransoletki ze złota, srebra i miedzi. Jednakże dla specjalnego celu wolałbym, abyś miał ją ze srebra i ołowiu. - Sri Jukteswar dodał jeszcze do tego szczegółowe wskazówki.

- Gurudżi, jaki "specjalny cel" masz na myśli?

- Niebawem gwiazdy ułożą się niekorzystnie dla ciebie, Mukun-da. Nie obawiaj się jednak; będziesz pod opieką. Mniej więcej za miesiąc wątroba sprawi ci dużo kłopotu. Choroba jest naznaczona na okres około sześciu miesięcy, lecz użycie astrologicznej bransolety skróci ten okres do dwudziestu czterech dni.

152


Następnego dnia udałem się do złotnika i niebawem zacząłem nosić bransoletkę. Zdrowie moje było znakomite; zapomniałem o przepowiedni Mistrza. Mistrz zaś wyjechał z Serampore z wizytą do Benaresu. W trzydzieści dni po opisanej rozmowie poczułem nagły ból w okolicy wątroby. W ciągu następnych tygodni przeżywałem koszmarne boleści. Miałem zawsze żywą niechęć do przeszkadzania Mistrzowi, toteż myślałem, że sam dzielnie przetrzymam to doświadczenie. Jednakże dwadzieścia trzy dni cierpień osłabiły moje postanowienie. Wsiadłem do pociągu i pojechałem do Benaresu. Sri Jukteswar powitał mnie niezwykle ciepło, lecz nie dał mi sposobności do prywatnej rozmowy o mojej chorobie. Wiele pobożnych osób odwiedziło tego dnia Mistrza, aby mieć darszan (błogosławieństwo, które spływa przez samo widzenie świętego). Chory i zaniedbany siedziałem w kącie. Dopiero po wieczornym posiłku wszyscy goście odeszli. Guru wezwał mnie na ośmioboczny balkon, znajdujący się w tym domu.

- Przybyłeś z pewnością z powodu swych niedomagań wątroby.

Sri Jukteswar nie patrzył na mnie, lecz przechadzał się po pokoju

tam i z powrotem, ukazując się od czasu do czasu w świetle księżyca.

- Pozwól mi spojrzeć na ciebie; cierpisz od dwudziestu czterech dni, prawda?

- Tak, panie.

- Proszę cię, wykonaj ćwiczenia na żołądek, których cię uczyłem.

- Mistrzu, gdybyś wiedział, jak bardzo mnie boli, nie żądałbyś ode mnie wykonania tego ćwiczenia. - Niemniej uczyniłem słaby wysiłek posłuchania Mistrza.

- Mówisz, że cię boli, a ja ci mówię , że cię nie boli wcale - jakże możliwa jest taka sprzeczność? - Guru spoglądał na mnie badawczo.

Byłem zdumiony, a potem doznałem radosnej ulgi. Już nie odczuwałem ciągłego bólu, który niemal nie pozwalał mi zasnąć w ciągu kilku tygodni; na słowa Sri Jukteswara cierpienie znikło, jakby go nigdy nie było.

Z wdzięczności padłem na kolana u jego stóp, lecz on szybko Powstrzymał mnie.

- Nie bądź dzieckiem. Powstań i ciesz się pięknem księżyca nad Gangesem. - Jednakże powieki Mistrza drżały ze szczęścia, gdy stałem obok niego w milczeniu. Zrozumiałem, że postawą swą chciał mi powiedzieć, że nie on, lecz Bóg mnie uzdrowił.

Nawet obecnie noszę ciężką srebrną i ołowianą bransoletkę, wspomnienie owego dawno minionego, lecz zawsze wdzięcznie wspo-

153


minanego dnia, kiedy to stwierdziłem, że żyję z osobowością nadludzką. Ilekroć później przyprowadzałem do Sri Jukteswara swych przyjaciół z prośbą o ich uleczenie, zawsze niezmiennie polecał nosić klejnoty lub bransoletkę, podkreślając, że ich noszenie jest aktem astrologicznej mądrości.

Do astrologii byłem uprzedzony od samego dzieciństwa, częściowo dlatego, że widziałem, jak wielu ludzi niewolniczo się jej trzymało, a częściowo z powodu przepowiedni naszego familijnego astrologa: "Ożenisz się trzy razy, owdowiawszy dwa razy". Rozmyślałem nieraz nad tą sprawą, czując się jak koza czekająca na ofiarowanie przed świątynią potrójnego małżeństwa.

- Najlepiej pogódź się ze swym losem - powiedział mój brat Ananta. - Napisany dla ciebie horoskop poprawnie przewidział, że we wczesnej młodości uciekniesz z domu w stronę Himalajów i że -silą zostaniesz zawrócony do domu. Przepowiednia dotycząca twych małżeństw też musi się sprawdzić.

Pewnej nocy zrozumiałem jasno, że proroctwo to jest całkowicie fałszywe. Spaliłem rękopis horoskopu, a popiół umieściłem w papierowej torbie, na której napisałem: "Nasiona minionej karmy nie mogą zakiełkować, jeśli się je spali w boskim ogniu mądrości". Położyłem tę torbę w widocznym miejscu; Ananta natychmiast przeczytał moją urągliwą uwagę.

- Prawdy nie zniszczysz tak łatwo, jak spaliłeś kawałek papieru - brat mój zaśmiał się szyderczo.

Faktem jest, że zanim osiągnąłem wiek męski rodzina moja trzykrotnie starała się mnie zaręczyć. Za każdym razem odmówiłem swej zgody na te plany. Jedna z dziewcząt wybranych na narzeczoną dla mnie przez rodzinę wyszła potem za mąż za mego kuzyna Prabhasa Czandrę Ghose, wiedząc że moja miłość Boga jest silniejsza niż jakiekolwiek dyspozycje astrologiczne z przeszłości.

"Im głębsze jest u człowieka urzeczywistnienie siebie, tym silniej oddziaływa on na cały świat swymi subtelnymi wibracjami duchowymi i tym mniej sam podlega nurtowi zjawisk". Te słowa Mistrza często ffli się przypominały i niosły natchnienie.

Pewnego razu poprosiłem astrologów, aby na podstawie położenia planet wyznaczyli moje najgorsze okresy; mimo niepomyślnego horoskopu potrafiłem w tych czasach wykonać każde zadanie, jakie sobie postawiłem. Muszę jednak przyznać, że napotykałem wówczas wielkie trudności w osiągnięciu celu. Przekonanie moje jednak zawsze był° usprawiedliwione: wiara w opiekę Boga i właściwy użytek z danej

154

człowiekowi woli stanowią potężne siły, których żaden "przeciwny los" nie może pokonać.



Zrozumiałem, że zapis gwiezdny czyjegoś urodzenia nie oznacza wcale, że człowiek jest marionetką w rękach swej przyszłości. Jego treść jest raczej bodźcem do osiągnięcia swej chwały; samo niebo usiłuje pobudzić determinację człowieka do wyzwolenia się z wszelkich ograniczeń. Bóg stworzył każdego człowieka jako duszę wyposażoną w indywidualność uczestniczącą w powszechnej strukturze w tymczasowej roli zarówno podpory, jak i pasożyta.

Wolność człowieka jest ostateczna i natychmiastowa, jeśli tak zechce; zależy to od wewnętrznego, a nie od zewnętrznego zwycięstwa.

Sri Jukteswar odkrył matematyczne zastosowanie cyklu 24.000 lat do naszego wieku. W magazynie "East-West" w Los Angeles od września 1932 do września 1933 r. ukazał się cykl trzynastu artykułów zawierających historyczne uzasadnienie teorii jug Sri Jukteswara. Cykl ten dzieli się na łuk zstępujący i łuk wstępujący, z których każdy liczy 12.000 lat. Na każdy łuk przypadają cztery jugi czyli wieki, zwane Kali: dwapara, treta i sataya - odpowiadające greckiemu pojęciu żelaznego, brązowego, srebrnego i złotego wieku.

Za pomocą różnych obliczeń mój guru ustalił, że ostatnia kalijuga czyli wiek żelazny łuku wstępującego rozpoczął się około roku 500 naszej ery. Wiek żelazny, trwający 1200 lat, jest okresem materializmu, skończył się on około r. 1700. Rok ten rozpoczyna dwapara-juga, okres 2400 lat rozwoju energii elektrycznej i atomowej, wiek telegrafu, radia, samolotów i innych maszyn unicestwiających przestrzeń.

Następny, liczący 3600 lat okres treta-jugi rozpocznie się w r. 4100, będzie to wiek powszechnej znajomości sposobów telepatycznego porozumiewania się oraz innych metod unicestwiających czas. W ciągu 4800 lat satya-jugi, końcowego okresu łuku wstępującego rozwinie S1? całkowicie inteligencja człowieka; będzie on działał w harmonii z Boskim planem.

Rozpocznie się potem dla świata łuk zstępujący, zaczynający się od okresu 4800 lat wieku złotego o charakterze zstępującym (w roku

12500ne)- Człowiek będzie się wówczas stopniowo pogrążał w niewiedzę. Cykle te stanowią wieczne koła mayi, kontrastów i względności zjawiskowego świata.87

Człowiek, jeden za drugim, wymyka się z więzienia dwoistości stwożenia, w miarę jak budzi się w nim świadomość nierozerwalnej Jedności ze Stwórcą.

155

Mistrz poszerzył moje zrozumienie nie tylko astrologii, ale także pism świętych świata. Biorąc święte teksty pod światło swego nieskazitelnego umysłu potrafił je analizować skalpelem swej intuicji, oddzielając błędy i wstawki uczonych od wypowiedzianej pierwotnie przez proroków prawdy.



"Patrz na koniec nosa". To nieścisłe tłumaczenie wiersza Bhaga-wad Gity (rozdz. VI. 13), powszechnie przyjmowane przez wschodnich i zachodnich tłumaczy, wywołało żartobliwą krytykę Mistrza.

- Droga jest dostatecznie trudna - mówił. - Po co komu radzić, aby koniecznie stał się zezowaty? Właściwe znaczenie nasikagram to "początek nosa", a nie "koniec nosa". Nos zaczyna się w miejscu pomiędzy brwiami, które jest siedzibą duchowego widzenia.88

Z powodu jednego z aforyzmów Sankhyi nazwanego Iszwar-

-aszidha89: "Pana stworzenia nie można wydedukować" lub "Boga nie udowodniono" - wielu uczonych nazywa całą filozofię Sankhyi ateistyczną (Sankhya Aphorizmus, 1-92).

- Wiersz ten nie jest nihilistyczny - wyjaśniał Sri Jukteswar.

- Znaczy on tylko tyle, że dla nieoświeconego człowieka, zależnego od swoich zmysłów we wszystkich swych sądach, dowód istnienia Boga musi pozostać nieznany i dlatego dla niego nie istnieje. Prawdziwi zwolennicy Sankhyi rozumieją z niewzruszoną pewnością zrodzoną w medytacji, że Pan zarówno istnieje, jak i jest poznawalny.

Mistrz wykładał także chrześcijańską Biblię z przepiękną jasnością. Właśnie dzięki memu hinduskiemu guru, nieznanemu szerszemu ogółowi chrześcijan, zdołałem poznać nieśmiertelną treść Biblii i zrozumiałem prawdę twierdzenia Chrystusa - na pewno najbardziej wstrząsającą i nieprzemijającą wśród wypowiedzianych przez Niego: "Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą" (Mat. 24, 35).

Wielcy Mistrzowie Indii kształtują swoje życie według tych samych boskich ideałów, które ożywiały Jezusa; należą oni do Jego rodziny: "Ktokolwiek by uczynił wolę Ojca mego, który jest w niebiosach, ten jest bratem moim i siostrą i matką jest" (Mat. 12; 50). "Jeśli trwać będziecie przy mowie mojej", wskazywał Chrystus, "prawdziwie będziecie uczniami moimi; i poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi" (Jan 8; 31-32). Św. Jan zaświadczył: "A ilukolwiek go przyjęło, dał im moc, aby się stali synami Bożymi, nawet tym, którzy wierzą w Imię Jego" (nawet tym, którzy się utrwalili w Chrystusowej świadomości; Jan; 12). Wszyscy ludzie wolni będący panami samych siebie, jogowie Indii, należą do nieśmiertelnego braterstwa tych, co osiągnęli wyzwalającą wiedzę o Jedynym Ojcu.

156

- Historia o Adamie i Ewie jest dla mnie niezrozumiała - oświadczyłem pewnego dnia z dużym uniesieniem, a było to w okresie początkowych mych zmagań z alegorią. - Dlaczego Bóg ukarał nie tylko parę, która zawiniła, ale i niewinnie, nienarodzone jeszcze pokolenia?



Mistrz bardziej był ubawiony moją gwałtownością aniżeli niewiedzą. - Genezis jest księgą głęboko symboliczną i nie można jej zrozumieć w dosłownej interpretacji - wyjaśniał mi. - "Drzewo życia" w Genesis jest ludzkim ciałem. Stos pacierzowy jest jakby odwróconym pniem drzewa, włosy jakby jego korzeniami, a nerwy odśrodkowe i dośrodkowe gałęziami. Drzewo systemu nerwowego wydaje wiele przyjemnych owoców - wrażenia światła, dźwięku, węchu, smaku i dotyku. Z nich wszystkich może człowiek swobodnie korzystać; zostało mu zakazane doświadczenie płci, "jabłko" w środku cielesnego ogrodu. ("Z owocu drzew, które są w raju, pożywamy; ale z owocu drzewa, które jest pośród raju, rozkazał nam Bóg, abyśmy nie jedli i nie dotykali się go, byśmy snąć nie pomarli" - Genesis 3-2-3).

Wąż reprezentuje zwijającą się wzwyż energię kręgosłupa, pobudzającą nerwy organów płciowych. "Adam" to rozum, a "Ewa" to uczucie. Gdy uczucie, czyli świadomość Ewy, w jakiejś istocie ludzkiej zostaje opanowana przez impuls seksualny, wtedy również rozum, czyli Adam, ulega. ("Niewiasta, którąś mi dał za towarzyszkę życia, dała mi z drzewa i jadłem... - A ona odpowiedziała: Wąż mnie zwiódł i jadłam", Genesis 3; 12-13).

Bóg stworzył rodzaj ludzki materializując ciało mężczyzny i kobiety potęgą Swej woli; wyposażył On nowy rodzaj w zdolność stwarzania dzieci w podobny "niepokalany" czyli boski sposób. ("I stworzył Bóg człowieka na obraz swój; na obraz Boski stworzył go: mężczyznę | niewiastę stworzył ich. I błogosławił im Bóg i rzekł: Rozradzajcie się 1 mnóżcie się i napełniajcie ziemię, a czyńcie ją sobie poddaną" Genesis 1:27-28).

Ponieważ przedtem Jego przejawienie w zindywidualizowanej

duszy ograniczało się do zwierząt, związanych instynktem i nie

maJ4cych jeszcze możliwości pełnego rozumu, Bóg stworzył pierwsze

Cl«a ludzkie zwane symbolicznie Adamem i Ewą. Dla korzyści dalszej

jc« ewolucji umieścił On w nich dusze czyli boską esencję dwóch

lerząt. ("Utworzył tedy Pan Bóg człowieka z mułu ziemi i natchnął

w oblicze jego dech i stał się człowiek duszą żyjącą"; Genesis 3:1).

Adamie czyli mężczyźnie górował rozum, w Ewie czyli kobiecie

157


przeważało uczucie. Taki wyraz znalazła dwoistość czyli biegunowość leżąca u podstaw zjawiskowego świata. Rozum i uczucie pozostają w niebie współdziałającej radości dopóty, dopóki rozum ludzki nie zostanie wprowadzony w błąd przez wężową energię zwierzęcych popędów.

- Ciało ludzkie było zatem nie tylko wytworem ewolucji świata zwierzęcego, ale także zostało utworzone przez Boga aktem osobnego stworzenia. Formy zwierzęce były zbyt surowe, aby mogły wyrazić pełnię boskości; istota ludzka jest jedyną, która została obdarzona ogromną umysłową zdolnością - "tysiącpłatkowym lotosem" mózgu oraz rozbudzonymi centrami okultystycznymi kręgosłupa.

Bóg, czyli boska świadomość obecna w pierwszej stworzonej parze, radził jej korzystać z wszelkiej ludzkiej wrażliwości, ale nie skupiać uwagi na wrażeniach dotykowych. Te ostatnie zostały wyłączone, aby uniknąć rozwoju organów płciowych, które mogły uwikłać ludzkość w niższą, zwierzęcą metodę rozmnażania się. Przestroga przed ożywianiem podświadomie obecnych wspomnień zwierzęcych nie została zachowana. Wracając na drogę zwierzęcego sposobu rozmnażania się, Adam i Ewa utracili stan niebiańskiej radości, naturalny u pierwotnego - doskonałego człowieka.

Wiedza dobrego i złego dotyczy kosmicznego, dwoistego przymusu. Wpadłszy pod władzę mayi przez nadużycie swego uczucia i rozumu, czyli świadomość Ewy i Adama, człowiek zrezygnował ze swego prawa wstępu do niebiańskiego ogrodu samowystarczalności. "Nasadził też był Pan Bóg sad w Eden, na wschód słońca i postawił tam człowieka, którego był stworzył", Gen. 2; 8. "I wypuścił go Pan Bóg z sadu Eden, aby uprawiał ziemię, z której był wzięty", Gen. 3; 23. Stworzony przez Boga na początku boski człowiek miał świadomość skupioną we wszechmocnym pojedynczym oku na czole (na wschód słońca). Skupiona w tym miejscu potęga jego woli, zdolna stwarzać wszystko, została utracona przez człowieka, gdy zaczął "uprawiać ziemię" swej fizycznej natury; dwoistej natury odziedziczonej po pierwszych rodzicach.

Gdy Sri Jukteswar skończył swój wywód, spojrzałem z nowym szacunkiem na stronice Genesis.

- Drogi Mistrzu - rzekłem - po raz pierwszy czuję się po synowsku zobowiązany wobec Adama i Ewy.90

ROZDZIAŁ 17

Sasi i jego trzy szafiry

- Ponieważ ty i mój syn macie tak wysokie wyobrażenie o Swamim Sri Jukteswarze, chcę go zobaczyć. - Ton głosu doktora Narayana Chundera Roya, wyrażał jasno, że czyni on zadość kaprysowi dwóch półgłówków. Ukryłem swe oburzenie według najlepszych tradycji prozelitów.

Towarzysz mój, lekarz weterynarii, był zdecydowanym agnostykiem. Jego młody syn Santosz prosił mnie gorąco, abym się zainteresował jego ojcem. Skromna moja pomoc ograniczała się dotąd do niewidzialnej strony.

Następnego dnia doktor Roy towarzyszył mi do pustelni w Serampore. Po krótkim spotkaniu, na które Mistrz się zgodził, a w czasie którego często zapadało obustronne stoickie milczenie, gość nagle wyszedł.

- Dlaczego przyprowadziłeś do aszramy martwego człowieka? - Sri Jukteswar spojrzał na mnie pytająco, gdy tylko drzwi się zamknęły za sceptykiem z Kalkuty.

- Panie, przecież doktor Roy jest żywy!

- Niedługo jednak umrze.

Byłem wstrząśnięty. - Panie, to będzie straszny cios dla jego syna. Santosz żywi jeszcze nadzieję, że z czasem zmieni materialistyczne poglądy swego ojca. Błagam cię, Mistrzu, pomóż temu człowiekowi. 7- Dobrze, zrobię to dla ciebie. - Twarz mego guru była obojętna. - Dumny lekarz koni jest poważnie chory na cukrzycę, chociaż nic o tym nie wie. Za piętnaście dni położy się do łóżka. Lekarze uznają go za beznadziejnie chorego; naturalny termin opuszczenia przez niego ziemi upływa za sześć tygodni od dziś. Dzięki Jednak twemu wstawiennictwu - w tymże terminie on wyzdrowieje. est jednak jeden warunek. Musicie go skłonić do noszenia astro-gicznej bransolety; na pewno będzie się równie opierał, jak jego °nie przed operacją! - Mistrz roześmiał się.

Po chwili milczenia, podczas której zastanawiałem się, w jaki dok sposób ja i Santosz moglibyśmy się przypochlebić krnąbrnemu torowi, Sri Jukteswar snuł dalsze rozważania.

- Gdy człowiek ten wyzdrowieje, poradźcie mu, aby nie jad) mięsa. On jednak nie będzie zwracał uwagi na tę radę i po sześciu miesiącach pomimo jak najlepszego samopoczucia nagle umrze. Nawet to sześciomiesięczne przedłużenie życia dane mu jest tylko na twoją prośbę.

Następnego dnia podsunąłem Santoszowi myśl, aby sprawił u jubilera bransoletę. Za tydzień była ona gotowa, lecz dr Roy odmówił jej noszenia.

- Jestem w jak najlepszym zdrowiu. Nigdy nie wmówisz we mnie tych astrologicznych przesądów. - Doktor spoglądał na mnie wojowniczo.

Przypomniałem sobie z rozbawieniem, że Mistrz porównał tego człowieka z wierzgającym koniem. Minęło dalszych siedem dni; doktor, zachorowawszy nagle, zgodził się nosić bransoletę. W dwa tygodnie później lekarz opiekujący się chorym powiedział mi, że stan drą Roya jest beznadziejny. Opowiedział mi szczegółowo o wielkich spustoszeniach, które cukrzyca poczyniła w organizmie.

Potrząsnąłem głową. - Mój guru powiedział, że po miesiącu chory doktor Roy będzie zdrów.

Lekarz popatrzył na mnie zdziwiony i z niedowierzaniem. Jednakże w dwa tygodnie później odszukał mnie, aby mnie przeprosić.

- Doktor Roy całkowicie wyzdrowiał! - wykrzyknął. - Jest to najbardziej zdumiewający przypadek w mojej praktyce. Nigdy dotąd nie widziałem, aby człowiek umierający przyszedł do siebie w sposób tak niewytłumaczalny. Pański guru musi być leczącym prorokiem!

Po rozmowie z doktorem Royem, w czasie której powtórzyłem mu radę Sri Jukteswara co do bezmięsnej diety, nie widziałem go przez sześć miesięcy. Pewnego wieczoru zatrzymał się on przy mnie na chwilę rozmowy, gdy siedziałem przed domem rodzinnym na ulicy Gurpar.

- Proszę powiedzieć swojemu guru, że jedząc często mięso odzyskałem w pełni moje siły. Jego nienaukowe pojęcia o diecie nie pomogły mi. - Istotnie, doktor Roy wyglądał jak okaz zdrowia.

Jednakże następnego dnia przybiegł do mnie Santosz ze swego niedalekiego domu. - Dziś rano zmarł nagle mój ojciec.

Przypadek ten należy do najdziwniejszych mych doświadczeń z Mistrzem. Leczył on buntowniczego weterynarza pomimo jego niewiary i przedłużył naturalny okres jego życia o sześć miesięcy ulegając mej gorącej prośbie. Sri Jukteswar był nieograniczony w swej dobroci, gdy spotykał się z gorącą modlitwą człowieka pobożnego

Miałem zaszczytny przywilej przyprowadzania swych przyjaciół z uniwersytetu na spotkanie z mym guru. Wielu z nich, przynajmniej

w aszramie, odrzucało modną akademicką postawę religijnego sceptycyzmu.

Jeden z mych przyjaciół, Sasi, spędził wiele szczęśliwych weeken-

- Sasi, jeśli się nie zmienisz, to za rok będziesz niebezpiecznie chory - Sri Jukteswar patrzył na mego przyjaciela z przyjaznym oburzeniem: - Mukunda jest świadkiem: nie mów potem, że cię nie przestrzegłem.

Sasi zaśmiał się - Mistrzu, ciebie poproszę, abyś moim smutnym przypadkiem zainteresował słodkie miłosierdzie kosmosu! Mój duch chce, ale moja wola jest słaba. Jesteś jedynym mym zbawicielem na ziemi: nie wierzę w nic poza tym.

- Powinieneś przynajmniej nosić dwukaratowy niebieski szafir, pomoże ci.

- Nie stać mnie na to. W każdym razie, drogi gurudżi, jeśli przyjdzie choroba, wierzę całkowicie, że ty mnie ochronisz.

- Za rok będziesz nosił trzy szafiry - odpowiedział Sri Jukteswar zagadkowo - lecz nie będziesz miał z nich pożytku.

Rozmowy na ten temat powtarzały się regularnie. - Nie potrafię się zmienić! - mówił Sasi z komiczną rozpaczą. - Ufność moja do ciebie, Mistrzu, jest bardziej drogocenna niż jakikolwiek kamień.

W rok później odwiedziłem mego guru w Kalkucie, gdzie przebywał w domu swego ucznia Naren Babu. Rano koło godziny dziesiątej siedzieliśmy w salonie na pierwszym piętrze, gdy usłyszałem otwieranie bramy domu. Mistrz wyprostował się sztywniejąc.

- To Sasi - rzekł poważnie. - Rok minął, a on zniszczył oba płuca, zlekceważył moją radę; powiedz mu, że nie chcę go widzieć.

Na wpół oszołomiony surowością Sri Jukteswara, pobiegłem szybko na schody. Sasi właśnie wchodził na piętro.

- O, Mukunda! Mam nadzieję, że Mistrz jest tutaj; słyszałem, że może być on tutaj.

- Tak, ale nie życzy sobie, abyś mu przeszkadzał. Sasi wybuchnął płaczem i szybko wyminął mnie. Rzucił się do stóp kri Jukteswara, kładąc na nich trzy piękne szafiry.

- Wszystkowiedzący guru! Lekarze mówią, że mam galopujące

suchoty! Nie dają mi więcej jak trzy miesiące życia! Pokornie błagam

Cl? o pomoc; ja wiem, że możesz mnie uleczyć!

- Czy to nie jest trochę za późno, by kłopotać się o twoje życie? Oddal się razem z szafirami; minął czas ich przydatności - Mistrz

siedział jak Sfinks w nieubłaganym milczeniu, podczas gdy chłopiec wśród szlochów błagał o litość.

Intuicyjnie zrozumiałem, że Sri Jukteswar tylko poddaje próbie głębokość wiary Sasiego w możliwość boskiej leczniczej siły. Nje zdziwiłem się więc, gdy po godzinie napięcia Mistrz spojrzał życzliwie na mego błagającego z rozpaczą przyjaciela.

- Powstań, Sasi; cóż za zamieszanie robisz w obcym domu! Zwróć szafiry jubilerowi, bo to teraz zbyteczny wydatek. Kup sobie i noś astrologiczną bransoletkę. Nie obawiaj się; za kilka tygodni będziesz zdrów.

Uśmiech rozjaśnił zapłakaną twarz Sasiego, jak nagłe słońce rozświetla ziemię po deszczu. - Kochany guru, czy mam zażywać lekarstwa przepisane mi przez doktorów?

Sri Jukteswar spojrzał na niego wyrozumiale. - Jak chcesz, zażywaj albo wyrzuć, to rzecz obojętna. Prędzej słońce i księżyc zamienią swoje miejsca aniżeli ty umrzesz na gruźlicę. - Po czym dodał nagle: - A teraz odejdź, abym się czasem nie rozmyślił!

Przejęty lękiem przyjaciel mój szybko wyszedł. Odwiedziłem go kilka razy w ciągu najbliższych tygodni i byłem przerażony, widząc, że stan jego zdrowia wciąż się pogarsza.

- Sasi nie przetrzyma tej nocy - powiedział lekarz. Słowa te, jak i wynędzniały widok przyjaciela, który schudł do kości, sprawiły, że co tchu pośpieszyłem do Serampore. Guru wysłuchał zimno moich słów wypowiadanych ze łzami.

- Dlaczego niepokoisz mnie tą sprawą? Słyszałeś już moje zapewnienie, że Sasi wyzdrowieje.


Yüklə 2,03 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   10   11   12   13   14   15   16   17   ...   42




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə