Autobiografia jogina ludziom dobrej woli



Yüklə 2,03 Mb.
səhifə15/42
tarix17.11.2018
ölçüsü2,03 Mb.
#80177
1   ...   11   12   13   14   15   16   17   18   ...   42

Pochyliłem się przed nim w wielkiej czci i wycofałem się za drzwi Sri Jukteswar nie powiedział ani słowa na pożegnanie, lecz pogrąży) się w milczeniu; nieruchome, na wpół rozwarte oczy skierowały si? w inny świat.

Powróciłem natychmiast do domu Sasiego w Kalkucie. ku memu zdumieniu zastałem przyjaciela przy stole popijającego mleko.

- O Mukunda! Cóż za cud! Przed czterema godzinami poczułeś obecność Mistrza w pokoju; straszne objawy mej choroby natychmia8' znikły. Czuję, że dzięki jego łasce jestem całkowicie zdrowy.

Za kilka tygodni Sasi był bardziej krzepki i w lepszym zdrowiu ntf kiedykolwiek przedtem. (W 1936 r. słyszałem od przyjaciela, że Sasl jest w doskonałym zdrowiu). Jednakże jego reakcja na cudovvne uzdrowienie zabarwiona była odcieniem niewdzięczności: rzadk

0(jvviedzał Sri Jukteswara! Pewnego dnia powiedział mi, iż tak głęboko żałuje swego poprzedniego życia, że wstydzi się pokazać Mistrzowi.

Mogłem z tego wnioskować, że choroba Sasiego miała przeciwny skutek: usztywnienie jego woli oraz pogorszenie się manier.

Pierwsze dwa lata mych studiów na Uniwersytecie Kościoła Szkockiego dobiegały do końca. W salach Uniwersytetu pojawiałem się nieregularnie; studiowałem zaledwie tyle, ile było konieczne, abym miał spokój ze strony rodziny. Moi dwaj prywatni nauczyciele przychodzili do mnie do domu regularnie, ale ja byłem regularnie nieobecny: jedynie w tym znajduję pewną regularność w mej karierze szkolnej!

W Indiach dwa lata uniwersytetu, zakończone pomyślnie egzaminem, dają dyplom "Intermediate Arts", który uprawnia do dalszych dwuletnich studiów w celu uzyskania stopnia magistra (A. B.).

Egzaminy dyplomowe były już złowróżbnie blisko. Uciekłem do Puri, gdzie mój guru przebywał przez kilka tygodni. W mglistej nadziei, że zechce on usankcjonować moje niezgłoszenie się do egzaminów, powiedziałem mu, że jestem nieprzygotowany.

Mistrz jednak uśmiechnął się pocieszająco: - Wypełniałeś z całego serca swe duchowe obowiązki i nie mogłeś zapobiec zaniedbaniu swej pracy na uniwersytecie. Przyłóż się pilnie do książek w ciągu najbliższego tygodnia; przejdziesz przez swą próbę bez upadku.

Powróciłem do Kalkuty, mocno tłumiąc wszystkie jakże uzasadnione wątpliwości, które od czasu do czasu mnie nachodziły z obezwładniającym poczuciem absurdalności mych wysiłków. Patrząc na górę książek na stole, czułem się jak podróżny zagubiony wśród pustyni. Długa medytacja przyniosła mi natchnienie pozwalające oszczędzić pracy. Otwierając każdą książkę na chybił trafił studiowałem tylko te strony, na których się ona otwarła. Postępując w ten sposób przez tydzień po osiemnaście godzin dziennie, doszedłem do wniosku, że zdobyłem prawo udzielania wszystkim przyszłym pokole-n'om rad w zakresie sztuki kucia do egzaminów.

Następne dni, w czasie których odbywały się egzaminy, w pełni usprawiedliwiły moje pozornie hazardowe postępowanie. Przeszedłem szczęśliwie przez wszystkie egzaminy, chociaż byłem o włos od katastrofy. Gratulacje mych przyjaciół i rodziny mieszały się zabawnie z okrzykami zdradzającymi ich zdumienie.

Po powrocie z Puri Sri Jukteswar zgotował mi miłą niespodziankę.

- Skończyły się twe studia w Kalkucie. Spodziewam się, że ostatnie dwa lata swych uniwersyteckich studiów spędzisz tu, w Serampore.

Byłem zaskoczony. - Panie, przecież nie ma w Serampore kursu magisterskiego. - Kolegium w Serampore, jedyna szkoła wyższa w tym mieście, miało tylko dwuletni kurs przygotowujący do dyplomu "Intermediate Arts".

Mistrz uśmiechnął się figlarnie. - Jestem zbyt stary, abym dla ciebie kwestował na rzecz kursu magisterskiego w Kolegium. Spodziewam się, że ktoś mnie wyręczy.

W dwa miesiące później profesor Howells, prezydent Kolegium w Serampore, ogłosił publicznie, że udało mu się zebrać dostateczne fundusze na uruchomienie czteroletniego kursu. Kolegium w Serampore stało się pełnoprawną filią Uniwersytetu w Kalkucie. Byłem jednym z pierwszych studentów, którzy zapisali się w Serampore na kurs magisterski.

- Gurudżi, jakże jesteś dla mnie dobry! Tęskniłem za rozstaniem się z Kalkutą, abym każdego dnia mógł być blisko ciebie w Serampore. Profesor Howells nie przeczuwa nawet, jak dużo zawdzięcza twej

milczącej pomocy!

Sri Jukteswar spojrzał na mnie z udaną powagą: - Teraz nie będziesz tracił tylu godzin w pociągu; jakąż to masę czasu będziesz miał teraz na naukę! Może przestaniesz odkładać naukę na ostatnie godziny przed egzaminem, a staniesz się przyzwoitym studentem!

Ton jego głosu jednak był jakoś pozbawiony przekonania. Sri Jukteswar, jak wielu innych mędrców, ubolewał nad brakiem równowagi w systemie wychowawczym dwudziestego wieku. Chociaż natura człowieka jest troista, dostrzega się w niej zwykle i rozwija jedynie stronę fizyczną i umysłową. Sniedź ateizmu pojawia się wszędzie, gdziekolwiek się zaniedbuje nauczania duchowych prawd.

Ateiści zaliczają siebie do ludzi o najbardziej "otwartym umyśle". Ich istota, stłumiona aż do zduszenia jaźni, nie jest jednak otwarta ku Bogu. Podobnie jednak jak lękliwe, źle traktowane dziecko odpowiada na ciepły i niespodziewany uśmiech, tak Pan chętnie si? zjawia w każdym najmniejszym zakątku czy szczelinie, jaki się przed nim mimo woli otworzy, nawet u ateisty.

Ateistę można zdefiniować nie tylko jako człowieka, który w słowach wyraża swoją "niezależność" od potęgi Boga, lecz także jako człowieka, który w swym życiu nie kieruje się "bojaźnią Boga", czy'1 czcią dla swego Stwórcy. W tym znaczeniu wielu "wierzących" je^ niestety ateistami. Współczesne wychowanie sprzyja na ogół przyj' mowaniu ateistycznego punktu widzenia. Młodzi ludzie, których sl? naucza, że człowiek jest tylko "wyższym zwierzęciem", nie są skłon111

164

do jakiegokolwiek badania duszy ani do zastanawiania się nad tym, że człowiek w swej istotnej naturze jest "obrazem Boga". Emerson zauważył: "Tylko to, co mamy w sobie, możemy zobaczyć na zewnątrz. Jeśli nie spotykamy bogów, to dzieje się tak dlatego, że żadnemu z nich nie użyczamy miejsca w sobie". Kto wyobraża sobie, że jego zwierzęca natura jest jedyną rzeczywistością, odcina się sam od Boskich inspiracji.



System wychowawczy, który nie czyni ducha centralnym faktem ludzkiej egzystencji, oferuje fałszywą wiedzę. "Ponieważ mówisz: Bogaty jestem i wzbogaciłem się i niczego nie potrzebuję, a nie wiesz, żeś pożałowania godzien nędzarz i biedak, ślepy i goły" (Objaw. 3,17).'

ROZDZIAŁ 18

Mahometański cudotwórca

- Przed wielu laty w tym samym pokoju, w którym teraz mieszkasz, pewien mahometański cudotwórca dokonał na moich oczach czterech cudów.

Tę zadziwiającą wiadomość przekazał mi Sri Jukteswar podczas swej pierwszej wizyty w moim mieszkaniu. Natychmiast po zapisaniu się do Kolegium w Serampore wynająłem pokój w pobliżu pensjonatu "Panthi". Był to staromodny dom zbudowany z cegły, zwrócony frontem do Gangesu.

- Mistrzu, cóż za zbieg okoliczności! Czyżby świeżo odnowione ściany miały tyle dawnych wspomnień? - Rozglądałem się dokoła po swym skromnie umeblowanym pokoju z wielkim zainteresowaniem.

- To długa historia. - Guru uśmiechnął się sięgając do wspomnień: - Fakir91 ów nazywał się Afzal Ehan. Zdobył on niezwykłe władze dzięki spotkaniu pewnego hinduskiego jogina.

- Synu, jestem spragniony; przynieś mi trochę wody. - Taką prośbę wypowiedział pewnego dnia do Afzala pokryty pyłem san-nyasin; Afzal był wówczas młodym jeszcze chłopcem, mieszkającym w małej wsi we wschodnim Bengalu.

- Mistrzu, jestem mahometaninem. Jakże mógłbyś jako Hindus przyjąć wodę z moich rąk.

- Podoba mi się twoja prawdomówność, moje dziecko. Ja nie przestrzegam zakazów bezbożnych sekciarzy. Idź, przynieś szybko wody.

Pełne szacunku posłuszeństwo Afzala zostało wynagrodzone miłującym spojrzeniem jogina.

- Posiadasz dobrą karmę z poprzednich żywotów - zauważył on uroczyście. - Nauczę cię pewnej metody jogi, która da ci władzę nad jedną z niewidzialnych dziedzin życia. Wielkiej władzy, jaka będzie ci dana, należy używać do godnych celów; nie używaj jej nigdy egoistycZ' nie! Dostrzegam, niestety, że przyniosłeś z poprzednich żywotouj pewne zalążki destrukcyjnych skłonności. Nie pozwól im zakiełkować i rozwinąć się przez pobudzenie ich nowymi grzesznymi czynami. Cała twoja poprzednia karma wymaga, abyś wykorzystał obecne swe życie

166

na połączenie swych osiągnięć w zakresie jogi z najwyższymi humanitarnymi celami.



Po zapoznaniu zdumionego chłopca ze skomplikowaną techniką -- mistrz znikł.

Afzal przez dwadzieścia lat wiernie wykonywał swe ćwiczenia z zakresu jogi. Cudowne jego możliwości zaczęły przyciągać powszechną uwagę. Jak się zdaje, towarzyszył mu zawsze pozbawiony ciała duch, którego on nazywał Hazratem. Ta niewidzialna istota potrafiła spełniać każde życzenie fakira.

Zlekceważywszy jednak ostrzeżenie swego mistrza Afzal zaczai nadużywać swych zdolności. Każdy przedmiot, którego dotknął i położył z powrotem, niebawem znikał bez śladu. Ta kłopotliwa zdolność czyniła Afzala niepożądanym gościem!

Od czasu do czasu odwiedzał on wielkie jubilerskie sklepy w Kalkucie w roli ewentualnego kupca. Każdy klejnot, który wziął na chwilę do ręki, znikał niebawem po jego wyjściu ze sklepu.

.Afzala otaczało często kilkuset uczniów, przyciąganych ku niemu nadzieją poznania jego tajemnicy. Fakir zapraszał ich do wspólnej podróży. Na stacji zamawiał i brał do ręki paczkę biletów. Za chwilę zwracał je kasjerowi z wyjaśnieniem: Zmieniłem swe zamiary i nie kupię ich teraz. Gdy potem wsiadał do pociągu wraz ze swą świtą, posiadał już potrzebne bilety. (Mój ojciec powiedział mi później, że Kompania Kolei Bengalsko-Nadżpurańskiej była także jedną z ofiar praktyk Afzala.)

Te postępki wywołały oburzenie przeciw niemu; bengalscy jubilerzy i kasjerzy kas kolejowych popadali w rozstrój nerwowy na widok Afzala! Policja, która usiłowała aresztować go, była bezsilna, gdyż fakir potrafił usunąć obwiniające go dowody prostym poleceniem: "Hazrat, zabierz to"!

Sri Jukteswar powstał z krzesła i wyszedł na balkon mego pokoju, z którego roztaczał się widok na Ganges. Poszedłem za nim, pragnąc się dowiedzieć czegoś więcej o tym mahometańskim Rafflesie.

- Pensjonat "Panthi" należał przedtem do jednego z mych Przyjaciół. Pewnego razu przyjaciel ten zaprosił mnie i około dwudzies-Ju sąsiadów. Byłem wtedy młodzieńcem i bardzo byłem ciekaw głośnego akira. - Mistrz roześmiał się: Ostrzeżono mnie, aby nie mieć przy sobie nic cennego! Afzal popatrzył na mnie badawczo, a potem rzekł:

- Ty masz silne ręce. Zejdź do ogrodu, weź gładki kamień i napisz na nim kredą swoje nazwisko, a potem wrzuć go jak najdalej do

167


Posłuchałem go. Gdy tylko kamień zniknął w odległych falach rzeki, Afzal odezwał się do mnie ponownie:

- Nabierz do garnka wody z Gangesu, aż pod domem.

Gdy wróciłem z naczyniem wody, fakir zawołał: Hazrat, wrzuć kamień do garnka!

Kamień zjawił się natychmiast. Wydobyłem go z garnka i znalazłem na nim swój podpis równie dobrze czytelny jak tuż po napisaniu

Babu (nie pamiętam nazwiska tego przyjaciela Sri Jukteswara i dlatego muszę go nazywać po prostu "Babu" - pan), jeden z mych przyjaciół znajdujących się w pokoju, nosił ciężki antyczny złoty zegarek z łańcuszkiem. Fakir oglądał go ze złowróżbnym podziwem i niebawem zegarek z łańcuszkiem znikł!

- Afzal, proszę cię, zwróć mi tę cenną pamiątkę rodzinną!

- Babu był bliski płaczu.

Mahometanin milczał chwilę stoicko, a potem rzekł: - W żelaznej kasie masz pięćset rupii. Przynieś je, a ja ci powiem, gdzie się znajduje twój zegarek. - Zrozpaczony Babu udał się natychmiast do domu. Niebawem wrócił i wręczył Afzalowi żądaną sumę.

- Idź do małego mostu w pobliżu twego domu - pouczał fakir.

- Wezwij Hazrata, aby ci dał zegarek i łańcuszek.

Babu wyszedł. Gdy powrócił, na twarzy jego widniał uśmiech ulgi, ale nie miał przy sobie żadnych kosztowności.

- Gdy zgodnie ze wskazówką wydałem rozkaz Hazratowi - opowiadał - zegarek mój koziołkując w powietrzu przyleciał do mej prawej dłoni! Możecie być pewni, że schowałem go do kasy pancernej zanim wybrałem się tu z powrotem!

Przyjaciele Babu, którzy byli świadkami tragikomicznego okupu za zegarek, spoglądali na Afzala z oburzeniem. On zaś odezwał się pojednawczo:

- Powiedzcie, co chcecie pić: Hazrat zaraz dostarczy.

Jedni poprosili o mleko, inni o soki owocowe. Nie byłem zbytnio zaskoczony, gdy zdenerwowany Babu zażądał whisky! Mahometanin wydał rozkaz, a Hazrat dostarczył z powietrza opieczętowane naczynia, które z głuchym łoskotem spoczęły na podłodze. Każdy z obecnych otrzymał napój, jakiego sobie życzył.

Obietnica czwartej w tym dniu sztuczki niewątpliwie wynagrodzi^ naszego gospodarza: Afzal ofiarował się dostarczyć natychmiast obiad-

- Zażądajmy najkosztowniejszych potraw - zaproponował pos?j pnie Babu. - Ja chcę mieć wystawny obiad za moje pięćset rup11 Wszystko ma być podane na złotych talerzach!

168


Skoro tylko każdy wypowiedział swe życzenia, fakir przemówił do niewyczerpanego Hazrata. Powstał duży szum; złote półmiski pełne przygotowanych w skomplikowany sposób potraw, gorących luczi, wielu pozasezonowych owoców wylądowały znikąd u naszych stóp. Wszystko było wyborne. Po godzinie uczty zaczęliśmy opuszczać pokój. Ogromny hałas, jak gdyby ktoś rzucał półmiski i talerze na stos, zmusił nas do obejrzenia się. I oto patrzcie! Nie było śladu po błyszczących talerzach ani po resztkach jedzenia!

- Gurudżi - przerwałem - jeśli Afzal mógł łatwo uzyskiwać tak cenne przedmioty jak złote półmiski, to dlaczego pożądał cudzej własności?

- Fakir nie należał do ludzi wysoko rozwiniętych - wyjaśnił Sri Jukteswar. - Opanowanie pewnej techniki jogi otwarło mu wstęp do świata astralnego, gdzie każde życzenie może być natychmiast zmaterializowane. Dzięki współdziałaniu astralnej istoty, Hazrata, mógł on aktem potężnej woli zakląć atomy energii eterycznej w dowolny kształt. Wytworzone jednak w ten sposób przedmioty są strukturalnie nietrwałe; nie można ich na dłużej zachować. Afzal zaś wciąż jeszcze pożądał bogactw świata, które choć ciężej zapracowane, mają trwalszy byt.

Roześmiałem się. - One także znikają w sposób najbardziej nieprzewidziany!

- Afzal - mówił Mistrz dalej - nie był człowiekiem, który urzeczywistniał w sobie Boga. Prawdziwi święci dokonują cudów o trwałym i dobroczynnym charakterze, a to dzięki swemu zharmonizowaniu się ze Stwórcą. Afzal był tylko zwyczajnym człowiekiem o niezwykłej zdolności sięgania do subtelnego świata astralnego, normalnie dostępnego dla ludzi śmiertelnych tylko po śmierci.

- Teraz rozumiem, Gurudżi. Świat pośmiertny zdaje się posiadać także pociągające cechy.

Mistrz zgodził się ze mną. - Od owego dnia nigdy już nie widziałem Afzala. Kilka dni później Babu przyszedł do mego domu 1 Pokazał mi gazetę, w której zamieszczone było publiczne wyznanie Mahometanina. Z niej to dowiedziałem się o wtajemniczeniu, którego mu udzielił hinduski guru.

Treść końcowej części opublikowanego dokumentu, jak go sobie ri Jukteswar przypominał, była następująca: - Ja, Afzal Khan, piszęsłowa jako akt pokuty i przestrogi dla tych, co dążą do posiadania udownych władz. W ciągu wielu lat nadużywałem zdolności użyczo-mi dzięki łasce Boga i mego mistrza. Oszołomił mnie egoizm

169

i złudzenie, że jestem wyższy ponad zwykłe prawa moralności Nadszedł wreszcie dzień mego obrachunku.



Niedawno spotkałem pewnego starca na drodze pod Kalkutą Utykał on boleśnie, niosąc błyszczący złotem przedmiot. Odezwałem się do niego z żądzą w sercu.

- Jestem Afzal Khan, wielki fakir. Co tam masz?

- Ta złota kula to całe moje materialne bogactwo; nie może ono interesować fakira. Błagam cię, panie, uzdrów moje kalectwo.

Dotknąłem kuli i poszedłem dalej nic nie odpowiadając. Starzec kuśtykał za mną. Niebawem krzyknął: Moje złoto znikło!

Gdy nie zwracałem na to uwagi, odezwał się nagle bardzo silnym głosem, dziwnie nie licującym z jego słabym ciałem:

- Czy nie poznajesz mnie?

Stanąłem jak wryty, oniemiały i przerażony spóźnionym odkryciem, że ten niepozorny stary kaleka jest ni mniej ni więcej tylko wielkim świętym, który dawno, dawno temu wtajemniczył mnie w jogę. Wyprostował się, a ciało jego stało się natychmiast silne i młodzieńcze.

- Tak to! - Spojrzenie mego guru było płomienne. - Na własne oczy widzę, że sił swych używasz nie na wspomaganie cierpiącej ludzkości, lecz na łupienie jej jak pospolity złodziej! Odejmuję ci twe tajemne zdolności; Hazrat jest już wolny od ciebie. Nie będziesz już dłużej postrachem Bengalu!

Zawołałem Hazrata z boleścią, lecz po raz pierwszy nie zjawił przed mym wewnętrznym okiem. Jakaś ciemna zasłona mayi nagle podniosła się wewnątrz mnie; ujrzałem jasno bluźnierczy charakter swego życia.

- Guru mój, dziękuję ci za przybycie i rozproszenie mego długiego złudzenia. - Łkałem u jego stóp. - Przyrzekam ci zapomnieć o swych światowych ambicjach. Chcę usunąć się w góry, aby samotnie medytować o Bogu w nadziei, że odpokutuję za moją grzeszną przeszłość.

Mistrz spojrzał na mnie z cichym współczuciem - widzę twą szczerość - rzekł wreszcie. - Ze względu na twe dawniejsze posłuszeństwo oraz obecny twój żal i skruchę okażę ci swą łaskę. Wszystkie inne twe władze przepadły, lecz ilekroć będzie ci potrzeba pożywienia lub odzieży, możesz wezwać Hazrata, on ci to dostarczy. A teraz idź i w górach samotnych oddaj się całym sercem wysiłkowi zrozumienia Boga.

Potem mój guru znikł; pozostały mi łzy i rozmyślania. Do widzeń^ świecie! Idę szukać przebaczenia u Kosmicznego Umiłowanego.

ROZDZIAŁ 19

Mój Mistrz, będąc w Kalkucie, ukazuje się w Serampore

- Często napadają mnie ateistyczne wątpliwości. Czasem jednak prześladuje mnie męcząca myśl: a może istnieją nieuchwytne możliwości duszy? Czy człowiek nie rozmija się ze swym rzeczywistym przeznaczeniem, jeśli ich nie bada?

Te uwagi Didżen Babu, mego współlokatora w pensjonacie "Panthi", zostały wywołane zaproszeniem do spotkania się z moim guru.

- Sri Jukteswar wtajemniczy cię w kriya-jogę - odpowiedziałem. - Usuwa ona niepokój, wnosząc w życie naszą boską wewnętrzną pewność.

Tegoż wieczoru Didżen Babu towarzyszył mi do pustelni. W obecności Mistrza przyjaciel mój doznał tak wielkiego duchowego spokoju, że wnet stał się stałym gościem. Błahe zajęcia codziennego życia nie wystarczają człowiekowi; mądrość jest także przedmiotem wrodzonego głodu. Słowa Sri Jukteswara pobudziły Didżen Babu do wysiłków z początku bolesnych, a potem pozwalających bez trudu na umieszczenie w swym sercu jaźni, bardziej rzeczywistej aniżeli upokarzające i przemijające ja (ego), które rzadko bywa dość gościnne dla ducha.

Ponieważ obaj, Didżen i ja, studiowaliśmy w Kolegium w Seram-Pore, przyzwyczailiśmy się wspólnie chodzić do aszramy po zajęciach w Kolegium. Często zdarzało się, że Sri Jukteswar stał na balkonie na piętrze i witał nas z uśmiechem, gdyśmy się zbliżali.

Pewnego dnia po południu przyjął nas w drzwiach pustelni jej młody mieszkaniec, Kanai, rozczarowującą nas wiadomością:

- Nie ma Mistrza, wyjechał do Kalkuty, wezwany pilnym listem. Następnego dnia otrzymałem od guru pocztówkę. - Wrócę 1 ^Ikuty we środę - pisał. - Oczekujcie mnie, ty i Didżen, przy Pociągu o godzinie dziewiątej w Serampore.

Weśrodę rano, około godziny ósmej trzydzieści, w umyśle moim rozbłysła nagle telepatyczna wiadomość od Sri Jukteswara: "Przeszkodzno mi; nie czekajcie na mnie przy pociągu o godzinie dziewiątej".

171

Wiadomość tę podałem zaraz Didżenowi, który już był ubrany d0 wyjścia.



- Ach, co tam twoja intuicja! - Głos mego przyjaciela był ostro pogardliwy. - Wolę polegać na zapisanych słowach Mistrza!

Wzruszyłem ramionami i siedziałem dalej spokojnie. Burcząc gniewnie Didżen wyszedł trzaskając drzwiami.

Ponieważ w pokoju było jeszcze dość ciemno, podszedłem nieco bliżej do okna wychodzącego na ulicę. Skąpe światło słoneczne nagle wzmogło się i zajaśniało tak intensywnie, że żelazna krata okna stała się zupełnie niewidoczna. Na tym olśniewającym tle pojawiła się wyraźnie postać Sri Jukteswara!

Oszołomiony i wstrząśnięty do głębi, powstałem z krzesła i ukląkłem przed nim. Ze zwyczajowym gestem pełnego czci powitania pochyliłem się do stóp i dotknąłem jego obuwia. Stanowiła je dobrze mi znana para pantofli z żaglowego płótna, barwionego na pomarańczowo, mających podeszwy ze sznura. Musnęła mnie jego żółta szata swamiego; czułem wyraźnie nie tylko tkaninę jego szaty, ale także szorstką powierzchnię sandałów oraz twardość jego palców wewnątrz nich. Zanadto zdumiony, abym mógł wypowiedzieć choć jedno słowo, powstałem i wpatrywałem się w niego pytająco.

- Jestem zadowolony, że odebrałeś przekazaną ci telepatycznie wiadomość. - Głos Mistrza był spokojny, całkowicie normalny. - W tej chwili skończyłem swą sprawę w Kalkucie i przyjadę do Serampore o godzinie dziesiątej.

Ponieważ nadal wpatrywałem się w niego, Sri Jukteswar mówił dalej: - To nie jest zjawa, lecz moja normalna postać z krwi i kości. Otrzymałem Boski rozkaz, aby ci dać to rzadkie na ziemi doświadczenie. Oczekujcie mnie na stacji; ty i Didżen zobaczycie mnie, gdy będę się zbliżał ku wam, ubrany jak w tej chwili. Przede mną pójdzie towarzyszący mi pasażer: mały chłopiec ze srebrnym dzbanem.

Guru położył obie dłonie na mej głowie, szepcząc błogosławieństwo. Gdy na zakończenie powiedział: Taba Asi (bengalskie "Do widzenia", dosłownie znaczy: "Potem przyjdę") - usłyszałem charak' terystyczny głuchy odgłos. (Charakterystyczny odgłos dematerializacji atomów ciała) Ciało jego zaczęło się stopniowo rozpylać w przenikliwym świetle. Najpierw znikły jego stopy i nogi, a potem tors i głowa, jak gdyby ktoś zwijał obraz z dołu do góry. Aż do końca czułem jego palce spoczywające lekko na mych włosach. Blask światła rozwiał si?. przede mną pozostało tylko zakratowane okno i blady strumień światła słonecznego.

172


Trwałem wpół odrętwiały, zadając sobie pytanie, czy nie jestem ofiarą halucynacji. Niebawem wszedł do pokoju Didżen z zawiedzioną

miną-


- Mistrz nie przybył pociągiem o godzinie dziewiątej ani też

o dziewiątej trzydzieści. - Przyjaciel powiedział to tonem lekkiego przeproszenia.

- Chodźmy więc! Wiem, że przyjedzie o godzinie dziesiątej. Wziąłem Didżena za rękę i pociągnąłem go silnie za sobą, nie bacząc na jego protesty. Po mniej więcej dziesięciu minutach weszliśmy na stacje, gdzie właśnie pociąg się zatrzymał.

- Cały pociąg objęty jest światłem aury Mistrza! Przyjechał! - zawołałem radośnie.

- Śni ci się? - pokpiwał Didżen.

- Zaczekajmy tutaj. - Opowiedziałem przyjacielowi o szczegółach, gdy guru zbliży się do nas. Zaledwie to uczyniłem, ukazał się Sri Jukteswar ubrany w te same szaty, w których go przedtem widziałem. Szedł wolno w ślad za małym chłopcem, który niósł srebrny dzban.

Pod wpływem niesamowitości tego nie mającego precedensu doświadczenia przeszła mnie na moment fala zimnego lęku. Czułem, że materialistyczny świat dwudziestego wieku umyka mi spod stóp; czyżbym się cofnął do ewangelicznych czasów, gdy Jezus ukazał się Piotrowi na morzu?

Gdy Sri Jukteswar, współczesny jogin - Chrystus, zbliżył się do miejsca, gdzie Didżen i ja tkwiliśmy bez słowa, Mistrz uśmiechnął się do mego przyjaciela i powiedział:

- Przekazałem także tobie wiadomość, lecz nie zdołałeś jej odebrać.

Didżen milczał, lecz spoglądał na mnie podejrzliwie. Po odprowadzeniu guru do pustelni udałem się razem z przyjacielem w stronę seramporskiego Kolegium. Didżen w pewnej chwili zatrzymał się na ulicy, wyrażając swe oburzenie każdą cząstką swej istoty.

- To tak! Mistrz przesłał mi wiadomość, a ty ją ukryłeś! wytłumacz się!

- Cóż ja mogę na to poradzić, że zwierciadło twego umysłu jest ta* niespokojne, iż nie potrafi rejestrować pouczeń naszego guru?

Gniew zniknął z twarzy Didżena. - Rozumiem, co masz na myśli? - rzekł płaczliwie - wyjaśnij mi jednak, proszę cię, skąd mogłeś wiedzieć o chłopcu z dzbanem?

Za nim opowiedziałem mu o niezwykłym zjawieniu się mistrza rano Pensjonacie, dotarliśmy do Kolegium.


Yüklə 2,03 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   11   12   13   14   15   16   17   18   ...   42




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə