Autobiografia jogina ludziom dobrej woli



Yüklə 2,03 Mb.
səhifə18/42
tarix17.11.2018
ölçüsü2,03 Mb.
#80177
1   ...   14   15   16   17   18   19   20   21   ...   42

Gdy następnego dnia wszedłem do pustelni o zwykłej godzinie, sprezentowałem bukiet w nieco żałobno-uroczystym nastroju. Sri Jukteswar roześmiał się na widok mego zatroskanego wyglądu.

- Mukunda, czy zawiódł cię Pan kiedyś przy egzaminach lub przy innej sposobności?

- Nie, panie - odpowiedziałem ciepło. Pełne wdzięczności wspomnienia napłynęły żywą falą do mej pamięci.

- Nie lenistwo, lecz gorąca miłość do Boga powstrzymała cię od szukania zaszczytów w Kolegium - rzekł Mistrz życzliwie. Po chwili milczenia zacytował: "Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości Jego, a to wszystko będzie wam przydane" (Mateusz 6:33).

Po raz tysięczny poczułem, że w obecności Mistrza brzemię moje staje się lekkie. Gdy skończyliśmy wczesny obiad, Mistrz poddał mi myśl powrotu do "Panthi".

- Czy twój przyjaciel, Romesz Czandra Dutt, mieszka jeszcze w Pensjonacie?

- Tak, panie!

- Spotkaj się z nim; Pan natchnie go, aby ci pomógł przy tarninach.

- Bardzo chętnie, panie; ale Romesz jest bardzo zajęty. Jest on reprezentantem naszej klasy i odbywa trudniejszy kurs niż inni.

197

Mistrz rozwiał moje wątpliwości. - Romesz znajdzie czas dla ciebie. A teraz idź już.



Pojechałem na rowerze z powrotem do "Panthi". Pierwszą osobą jaką spotkałem na dziedzińcu pensjonatu, był właśnie uczony Romesz Jak gdyby dni jego były całkiem wolne, zgodził się uprzejmie na moja nieśmiałą prośbę.

- Naturalnie, jestem na twe usługi. - W ciągu tegoż popołudnia i następnych dni spędził on wiele godzin na przygotowaniu mnie z różnych przedmiotów.

- Jestem przekonany - oświadczył mi - że wiele pytań z literatury angielskiej będzie się obracać wokół marszruty Child Harolda. Musisz mieć natychmiast atlas.

Co tchu pospieszyłem do domu mego stryja Sarady i pożyczyłem atlas. Romesz wyznaczył na mapie Europy miejsca, które odwiedził romantyczny podróżnik Byrona.

Dokoła nas zebrało się kilku kolegów, aby posłuchać. - Romesz źle ci radzi - krytykował jeden z nich pod koniec spotkania.

- Zwykle tylko pięćdziesiąt procent pytań dotyczy książek; druga połowa odnosi się do biografii autorów.

Gdy następnego dnia zasiadłem do egzaminu z literatury angielskiej, już pierwszy rzut oka wywołał łzy wdzięczności, które zwilżyły papier przede mną. Dyżurujący kolega podszedł do mego stolika i wyraził życzliwe zainteresowanie.

- Mój guru mi powiedział, że Romesz mi pomoże - wyjaśniłem.

- Spójrz: te same pytania, które mi podyktował Romesz, znajdują się tu na arkuszu egzaminacyjnym! Na szczęście dla mnie w tym roku jest bardzo mało pytań o autorów angielskich, których życie jest okryte dla mnie głęboką tajemnicą!

Pensjonat mój podniósł wrzawę, gdy powróciłem. Chłopcy, którzy szydzili z metody Romesza, spoglądali na mnie ze czcią, ogłuszając mnie niemal swoimi gratulacjami. W ciągu tygodnia egzaminów spędziłem wiele godzin z Romeszem, który formułował prawdopodobne według niego pytania profesorów. Dzień za dniem pytania Rorne-sza pojawiały się niemal w tej samej postaci na arkuszach egzaminacyjnych.

Szeroko krążyła po Kolegium wieść, że dzieje się coś w rodzaju cudu i że prawdopodobny jest sukces roztargnionego "zwariowanego mnicha". Nie starałem się wcale taić faktów związanych z tyw1 wypadkiem. Profesorowie miejscowi nie mogli zmienić pytań ustalonych przez Uniwersytet w Kalkucie.

198


Zastanawiając się nad egzaminem z literatury angielskiej, spostrzegłem pewnego poranku, że popełniłem poważny błąd. Jedna grupa pytań podzielona była na dwie części: A lub B i C lub D. Zamiast odpowiedzieć na jedno pytanie z każdej części, przeoczyłem zajęcie się częścią drugą. Najlepszy wynik za to wypracowanie mógł wynieść 33 punkty, czyli o trzy punkty mniej niż wymagane minimum 36 punktów. Pospieszyłem do Mistrza i przedstawiłem Mu swe zmartwienie.

- Panie, popełniłem niewybaczalny błąd. Nie zasługuję na błogosławieństwo Boże za pośrednictwem Romesza; jestem całkiem niegodny.

- Głowa do góry, Mukunda. - Ton Sri Jukteswara był lekki.

Wskazał mi na błękitne sklepienie niebios. - Prędzej słońce zamieni swe miejsce z księżycem, niż ty nie zdobędziesz swego stopnia!

Opuściłem pustelnię w bardziej pogodnym usposobieniu, chociaż logicznie wydawało mi się to niepojęte, w jaki sposób mógłbym nie przepaść. Spoglądałem raz i drugi na niebo; Pan Dnia jaśniał spokojnie na swej zwykłej orbicie!

Gdy dotarłem do "Panthi", usłyszałem uwagę jednego z kolegów:

- Właśnie się dowiedziałem, że w tym roku po raz pierwszy obniżono ilość wymaganych punktów z literatury angielskiej.

Wpadłem do pokoju tego chłopca z takim impetem, że spojrzał na mnie zaniepokojony. Wypytywałem go z przejęciem.

- Długowłosy mnichu - powiedział śmiejąc się - skąd tak nagłe u ciebie zainteresowanie sprawami szkolnymi? Dlaczego krzyczysz o jedenastej godzinie? Ale to prawda, że ilość potrzebnych punktów z literatury angielskiej obniżono do 33.

W kilku radosnych skokach znalazłem się w swoim pokoju, gdzie upadłem na kolana i wielbiłem matematyczną doskonałość Ojca Niebieskiego.

Każdego dnia przenikała mnie dreszczem świadomość duchowej obecności, która - jak czułem to wyraźnie - kierowała mną za Pośrednictwem Romesza. W związku z egzaminem z bengalskiego zdarzył się znamienny fakt. Romesz, który mało się zajmował tym Przedmiotem, zatrzymał mnie pewnego poranku, gdy wychodziłem Pensjonatu, aby udać się na egzamin.

-Romesz cię woła - powiedział do mnie niecierpliwie kolega.

- nie wracaj się, bo się spóźnimy, zwracając uwagi na tę radę, pobiegłem z powrotem do domu.

199


- Egzaminy z bengalskiego - rzekł do mnie Romesz - przychodzą zwykle łatwo naszym bengalskim chłopcom. Doszła mnie jednak pogłoska, że tego roku profesorowie planują rzeź studentów i będą pytać ze starożytnej naszej literatury. - Przyjaciel mój opowiedział mi więc krótko dwa zdarzenia z życia Yidyasagara, sławnego filantropa.

Podziękowałem Romeszowi i szybko pojechałem na rowerze do Kolegium. Okazało się, że arkusz egzaminacyjny z bengalskiego zawiera dwa zadania. Pierwsze z nich brzmiało: "Opisz dwa przykłady miłosierdzia Yidyasagara". Gdy przeniosłem na papier opowiadanie, które dopiero co poznałem, dziękowałem szeptem Bogu, że posłuchałem wezwania Romesza w ostatniej minucie. Gdybym nie znał dobroczynności Yidyasagara wobec ludzkości (włącznie ze mną samym), nie zdałbym egzaminu z bengalskiego. Padłszy z jednego przedmiotu, byłbym zmuszony powtarzać za rok egzaminy ze wszystkich przedmiotów. Perspektywa taka była, rzecz zrozumiała, przerażająca.

Jako drugie zadanie odczytałem: "Napisz w języku bengalskim szkic o życiu człowieka, który wywarł na tobie największy wpływ". Uprzejmy czytelniku, nie potrzebuję cię chyba zapewniać, kogo obrałem za swój temat. Gdy stronę za stroną wypełniałem pochwałą swego guru, uśmiechałem się, widząc, że spełnia się moja wymruczana zapowiedź: "Wypełnię arkusze twymi naukami"!

Nie czułem potrzeby trudzenia Romesza pytaniami z kursu filozofii. Polegając na długiej nauce u Sri Jukteswara, spokojnie odłożyłem podręczniki. Najwyższą ocenę ze wszystkich prac otrzymała praca z filozofii. Uzyskane wyniki ze wszystkich innych przedmiotów w sam raz czyniły zadość wymaganiom.

Z przyjemnością notuję fakt, że mój uczynny przyjaciel Romesz uzyskał dla siebie stopień Cum Lauda.

Ojciec uśmiechał się z radości przy mej promocji: - Nie spodziewałem się tego, Mukundo! - wyznał. - Spędzałeś tak dużo czasu u swego guru.

W ciągu szeregu lat nie miałem pewności, czy kiedykolwiek doczekam się tego dnia, o'd którego tytuł naukowy będzie mógł towarzyszyć memu nazwisku. Rzadko używam tego tytułu bez uświadomienia sobie, że jest on boskim darem, danym mi z przyczyn nie całkiem dla mnie jasnych. Nieraz słyszę od ludzi, którzy uzyskali uniwersytecki stopień, że z nagromadzonych przez nich wiadomości bardzo niewiele pozostaje w ich pamięci po uzyskaniu dyplomu. To wyznanie pociesza mnie trochę, jeśli chodzi o me akademickie braki-

200


Owego czerwcowego dnia 1914 roku, kiedy to otrzymałem mój stopień na Uniwersytecie w Kalkucie, ukląkłem u stóp swego guru i dziękowałem mu za wszystkie błogosławieństwa spływające z jego życia na moje94

ROZDZIAŁ 24

Zostaję mnichem Zakonu Swamich

- Mistrzu, mój ojciec wyraził życzenie, abym objął stanowisko w Kompanii Kolei Bengalsko-Nadżpurańskiej, ale ja stanowczo odmówiłem. - Z wyrazem nadziei dodałem: - Panie, czy nie zechcesz mnie uczynić mnichem Zakonu Swamich? - Spoglądałem na mego guru prosząco. W ciągu poprzednich lat Mistrz odrzucał te, prośbę w celu przekonania się o sile mej decyzji. Tym razem jednak uśmiechnął się łaskawie.

- Bardzo dobrze. Jutro wtajemniczę cię w Zakon Swamich.

I dodał spokojnie: - Cieszę się, że wytrwałeś w swym pragnieniu zostania mnichem. Lahiri Mahasaya często mówił: Jeśli nie zapraszasz Boga, aby był twym gościem w lecie, to nie zechce On przyjść do ciebie w zimie twego życia.

- Drogi Mistrzu, nie mogłem się nigdy zachwiać co do swego celu, jakim było wstąpienie do Zakonu Swamich na twój wzór.

Uśmiechnąłem się do niego z bezgranicznym uczuciem.

"Kto bez żony jest, stara się o to, co jest Pańskiego, jakby si? podobać Bogu. A który z żoną jest, troszczy się o sprawy tego świata, o to, jak by się się podobać żonie" (l Korynt. 7, 32-33). Analizowałem życie wielu mych przyjaciół, którzy poddawszy się duchownej dyscyplinie, potem się ożenili. Rzuceni na morze świeckich obowiązków, zapominali o swym postanowieniu głębokiej medytacji.

Wyznaczyć Bogu drugie miejsce w swym życiu było dla mnie nie do pojęcia. Chociaż jest On jedynym właścicielem kosmosu, obdarzającym nas w milczeniu swymi darami życie za życiem, to tyj*0 jeden istnieje podarunek, który człowiek może Mu dać w zannan

- swą miłość. Stwórca, zadając sobie nieskończony trud, aby z tajemnicy okryć swą obecność w każdym atomie, mógł mieć tył*

jeden motyw: żywe pragnienie, aby ludzie szukali Go z własnej Jakąż aksamitną rękawiczką najwyższej pokory okrył on żelazną r? swej wszechmocy! Następny dzień należał do najbardziej pamiętnych w mym życiu. Był to, pamiętam, słoneczny czwartek w lipcu 1914 roku, w k1

202

tygodni po uzyskaniu przeze mnie uniwersyteckiego stopnia. Na wewnętrznym balkonie seramporskiej pustelni Mistrz zanurzył nowy kawałek białego jedwabiu w ochrowej farbie, tradycyjnym kolorze Zakonu Sarnich. Gdy materiał wysechł, guru ułożył go na mnie, jako szatę wyrzeczenia.



- Pewnego dnia - mówił - udasz się na Zachód, gdzie chętniej się nosi jedwab. Toteż jako symbol wybrałem dla ciebie ten materiał jedwabny zamiast tradycyjnego bawełnianego.

W Indii, gdzie mnisi kierują się ideałem ubóstwa, swami ubrany w jedwab stanowi niezwykły widok. Wielu jednak joginów nosi szaty z jedwabiu, który lepiej chroni subtelne prądy ciała niż bawełna.

- Odczuwam niechęć do ceremonii - powiedział Sri Jukteswar

- uczynię cię więc swamim w sposób bidwat (bez ceremonii).

Bibidisa czyli pełny obrzęd przyjęcia do Zakonu Swamich obejmuje ceremonię ognia, podczas której wykonuje się symboliczny obrzęd pogrzebowy. Fizyczne ciało ucznia przedstawia się w nim symbolicznie jako martwe, gdyż spala się w ogniu mądrości. Nowego swamiego wita się pieśnią: Ten Atma jest Brahmą (dosłownie: "Ta dusza jest Duchem". Najwyższy Duch, Niestworzony, jest całkiem nieuwarunkowany - nett, neti (nie to, nie to), często jednak mówi się o Nim w Wedancie jako o Sat-Czit-Anandzie czyli Bycie-Inteligencji-

-Szczęśliwości) lub Ty jesteś Tym, lub Jam jest Nim. Sri Jukteswar jednak zgodnie ze swym umiłowaniem prostoty pominął wszystkie formalne obrzędy i tylko poprosił mnie o wybranie dla siebie nowego imienia.

- Daję ci przywilej wybrania go - rzekł uśmiechając się.

- Yogananda - odpowiedziałem po chwili namysłu. Imię to oznacza dosłownie: szczęśliwość (anandd) przez boskie zjednoczenie (Joga).

- Niech tak będzie. Zapominając rodowego imienia i nazwiska Mukundy Lal Ghosa będziesz się odtąd nazywał Yogananda z odgałęzienia Giri Zakonu Swamich.

Gdy klęcząc przed Sri Jukteswarem usłyszałem po raz pierwszy, że

ypowiada on moje imię, serce moje wezbrało wdzięcznością. Z jakąż

jWością i jak nieznużenie pracował on, aby pewnego dnia chłopiec

łey.nda Przeobraził się w mnicha Yoganandę! Radośnie zaśpiewa-

kilka zwrotek z długiej sanskryckiej Pieśni Pana Siankary:ja rozum, ani umysł, indywidualność czy uczucie, niebem, ni ziemią czy metalem.

203

Jam jest Nim, jam jest Nim, Szczęśliwym Duchem, jestem Nimi



Nie mam urodzenia, śmierci ani kasty;

Nie mam ojca ani matki.

Jestem Nim, jestem Nim. Szczęśliwym Duchem, jam jest Nim!

Ponad lotami wyobraźni bez kształtu trwam.

Przenikając członki wszelkiego życia;

Nie boję się więzów; jam wolny, zawsze wolny!

Jam jest Nim, jam jest Nim, Szczęśliwym Duchem, jestem Nim!

Każdy swami należy do starożytnego zakonu mnichów, zorganizowanego w obecnej jego formie przez Siankarę (czasem nazywa się go Siankaraczarią. Aczaria oznacza "religijnego nauczyciela". Data życia Siankary jest przedmiotem sporu uczonych. Kilka zapisków wskazuje, że ten niezrównany monista żył od 510 do 478 roku przed Chr., zachodni historycy lokują jego życie na koniec ósmego stulecia po Chr. Czytelnicy interesujący się sławnym jego wykładem o Brahma Sutrach znajdą staranny jego przekład angielski w dziele: Paul Deussen, System ofthe Yedanta, Chicago, Open Court Publ. Co. 1912. Krótkie wyjątki z jego pism znajdują się w Selected Works of Shankaracharya Matesam and Co., Madras). Ponieważ jest to regularny zakon o nieprzerwanej linii świętych jego następców, działających jako kierownicy zakonu, nikt nie może nadać tytułu swamiego. W sposób prawidłowy można go uzyskać tylko od innego swamiego, w ten sposób wszyscy mnisi wyprowadzają swój duchowy rodowód od jednego wspólnego guru, Adi (pierwszego) Siankaraczary. Dzięki ślubom ubóstwa, czystości i posłuszeństwa wobec duchowego nauczyciela wiele katolickich zakonów jest podobnych do Zakonu Swamich.

Jako dodatek do nowego imienia, kończącego się zwykle na ananda, swami przyjmuje dodatkowy tytuł, który określa jego formalną przynależność do jednego z dziesięciu odgałęzień Zakonu Swamich. Do tych dasanamis czyli dziesięciu przydomków należy Giń (góry), d° którego przynależał Sri Jukteswar, a stąd i ja także. Inne odgałęzienia to Sagara (morze), Bharati (ląd), Aranya (las), Puri (droga), TirW (miejsce pielgrzymek), i Saraswati (mądrość natury).

Nowe imię swamiego ma zatem podwójne znaczenie i reprezentuj osiągnięcie najwyższej szczęśliwości (anandd) poprzez jakąś boś cechę lub stan - miłość, mądrość, służenie, jogę. Jego przydom wskazuje na harmonię z Naturą. ja

Ideał bezinteresownego służenia całej ludzkości oraz wyrzecz ^ się osobistych więzów i ambicji skłania większość swamich

204


aktywnego zajmowania się humanitarną i wychowawczą działalnością w Indiach lub niekiedy w obcych krajach. Nie zwracając uwagi na żadne przesądy kastowe, wyznaniowe, klasowe, narodowe, rasowe czy płeć swami kieruje się zasadami ogólnoludzkiego braterstwa. Celem jego jest absolutna jedność z Duchem. Nasycając swą świadomość we śnie i na jawie myślą: "Jam jest Nim", wędrując odważnie po świecie, nje wiążąc się z niczym, tylko w ten sposób może uzasadnić swój tytuł swamiego czyli tego, który stara się osiągnąć zjednoczenie ze Swa czyli Jaźnią. Nie ma potrzeby dodawać, że nie każdy człowiek noszący formalny tytuł swamiego jest jednakowo szczęśliwy w osiąganiu swego wysokiego celu.

Sri Jukteswar był równocześnie swamim i joginem. Swami, będący formalnie mnichem dzięki związkowi ze starożytnym zakonem, nie zawsze jest joginem. Każdy, kto praktykuje naukową technikę kontaktowania się z Bogiem, jest joginem; może on być równie dobrze człowiekiem żonatym, jak i nieżonatym, człowiekiem świeckim, jak i związanym formalnie z jakąś religią. Swami, rzecz zrozumiała, może iść tylko drogą logiczego rozumowania, zimnego wyrzeczenia się: jogin jednak wciąga się krok za krokiem w określoną dyscyplinę, dzięki czemu ciało i umysł jego zostaje ujęte w karby, a dusza wyzwolona. Nie przyjmując niczego na wiarę lub na podstawie emocjonalnej, jogin uprawia szereg wypróbowanych ćwiczeń, które po raz pierwszy zostały wytyczone przez wczesnych riszich. We wszystkich wiekach joga stwarzała w Indiach ludzi, którzy stawali się prawdziwie wolnymi, prawdziwymi joginami Chrystusowymi.

Jak wszelką inną wiedzę, jogę można stosować w każdym klimacie 'czasie. Wysuwana przez niektórych nie znających się na rzeczy Pisarzy teoria, że joga "nie nadaje się dla ludzi Zachodu", jest całkowicie błędna i niestety powstrzymała wielu szczerych uczniów od pukania jej błogosławieństw. Joga jest metodą opanowywania natura-n^go niepokoju myśli, który obiektywnie występuje u wszystkich , zi wszelkich krajów i nie pozwala wyzwolić się ich prawdziwej uchowej naturze. Podobnie jak sztuka leczenia lub światło słoneczne Jst jednakowo sprawiedliwe i dla wszystkich dostępne, tak i joga nie przedziału między Wschodem i Zachodem. Dopóki człowiek posiadał umysł i niespokojne myśli, dopóty istnieć będzie a jogi, czyli jego opanowania.

Starożytny RisziPatandżali definiuje jogę jako "opanowanie płynności substancji myślowej". Data życia Patandżalego jest nieznana, Wielu uczonych umieszcza go w II stuleciu prz. Chr. Riszi pisali

205

wciąż nowe traktaty o wszelkich zagadnieniach z taką wnikliwością, że upływ wieków nie zdołał pozbawić ich wartości; jednakże ku zmartwieniu historyków mędrcy ci wcale się nie starali o łączenie swej osobowości ze swymi dziełami. Wiedzieli oni, że ich życie ma tylko chwilowe znaczenie jako błysk wielkiego nieskończonego życia i że prawda jest niezależna od czasu, że nie daje się ona opatentować ani uczynić własnością. Krótki i mistrzowski jego wykład (Yoga Sutras) stanowi jeden z sześciu systemów hinduskiej filozofii. Tych sześć ortodoksyjnych systemów to: Sankhja, Joga, Wedanta, Mimamsa, Nyaya i Yaisesika. Czytelnicy o naukowych upodobaniach mogą się rozkoszować subtelnością i szerokim horyzontem starożytnych sformułowań w angielskim ujęciu w History of Indian Philosophy, T. I. Prof. Surendranatha das Gupty (Cambridge University Press, 1922). W przeciwieństwie do filozofii Zachodu każdy z sześciu systemów hinduskich zawiera nie tylko teoretyczne, ale i praktyczne nauki. W uzupełnieniu każdego możliwego zagadnienia ontologicznego formułują one sześć określonych dyscyplin mających na celu usunięcie cierpienia i osiągnięcie nieskończonego szczęścia.



Wspólną przesłanką łączącą wszystkie te systemy jest teza, iż człowiek nie może być naprawdę wolny, dopóki nie pozna ostatecznej rzeczywistości. Późniejsze Upaniszady zaliczają Sutry o jodze do sześciu systemów, jako zawierające najbardziej skuteczne metody poznania prawdy. Za pomocą praktycznych technik jogi człowiek opuszcza raz na zawsze jałowe dziedziny spekulacji i własnym doświadczeniem poznaje prawdziwy byt.

System jogi w ujęciu Patandżalego znany jest jako Ośmioraka Ścieżka. Pierwsze na niej kroki: (1) jama (moralne prowadzenie się) i (2) nyama(przestrzeganie religii) wymagają od adepta niezadawania drugim cierpienia, unikania kłamstwa, kradzieży, żądzy, przyjmowania darów (przynoszących zobowiązania) oraz czystości ciała i umysłu, pogody ducha (zadowolenia), samoopanowania i oddania się Bogu.

Następne kroki to (3) asana (właściwa postawa): kręgosłup powinien być wyprostowany, a ciało przyjąć wygodną postawę do medytacji; (4) pranajama (opanowanie prany, subtelnych prądów życiowych), (5) pratjahara (wycofanie zmysłów od zewnętrznych przedmiotów).

Ostatnie kroki stanowią właściwą jogę: (6) dharana (skupienie) y) dhyana (medytacja) i (8) samadhi (podświadome postrzeganie). Taka )&[ ośmioraka Ścieżka Jogi,9S która prowadzi człowieka do ostatecznego celu. Kaiwalja (Absolutność). Bardziej przystępnie można ją przedstawić j "zrozumienie Prawdy poza wszelkim intelektualnym pojmowaniem"

206

"Kto jest większy", można zapytać, "swami czy jogin?" Gdy człowiek osiąga ostateczną jedność z Bogiem, znikają różnice rozmaitych dróg. Bhagawad Gita jednak mówi, że metody jogi wszystko obejmują. Technika jej nie jest przeznaczona tylko dla niektórych typów i temperamentów, takich na przykład, które mają upodobanie do klasztornego życia; joga nie wymaga formalnego posłuszeństwa. Ponieważ nauka jogi czyni zadość powszechnej potrzebie, ma naturalne powszechne zastosowanie.



Prawdziwy jogin istnieje na świecie w poczuciu swego obowiązku; jest on w nim, jak masło na wodzie, a nie jak łatwo rozpuszczające się w wodzie mleko niezdyscyplinowania. Wypełnianie owych ziemskich obowiązków jest zaiste wyższą ścieżką, pod warunkiem jednak, że jogin hamujący rozwój umysłu wraz z jego egoistycznymi pragnieniami wypełnia swą rolę chętnego narzędzia Boga.

Istnieje obecnie pewna liczba wielkich dusz przebywających w ciałach Amerykanów, Europejczyków, czy w ogóle nie-Hindusów, które, choć nigdy nie słyszały słów jogin lub swami, są jednak prawdziwym ich uosobieniem. Dzięki ich bezinteresownemu służeniu ludzkości oraz opanowaniu namiętności i myśli, dzięki serdecznej miłości Boga czy wreszcie dzięki swej wielkiej zdolności skupienia się są w pewnym sensie joginami; sarni postawili sobie cel jogi: opanowanie siebie. Ludzie ci mogliby się wznieść nawet o wiele wyżej, gdyby znali jogę, która umożliwia bardziej świadome pokierowanie własnym umysłem i życiem.

Niektórzy powierzchowni pisarze na Zachodzie błędnie rozumieją i krytykują jogę; krytycy ci nigdy nie uprawiali jogi. Spośród wielu pochwał jogi można tu wspomnieć słowa uznania sławnego psychologa szwajcarskiego doktora Carla Gustava Junga:

"Jeśli jakaś metoda religijna rekomenduje się jako naukowa, może być pewna powodzenia u publiczności na Zachodzie. Joga czyni zadość temu postulatowi", pisze dr Jung (dr Jung uczestniczył w Indyjskim Kongresie Naukowym w 1937 r. i otrzymał doktorat honorowy Uniwersytetu w Kalkucie). "Niezależnie od uroku nowości i fascynacji rzeczy połowicznie rozumianych istnieją słuszne podstawy d° tego, aby joga miała wielu zwolenników. Umożliwia ona doświadczenia dające się kontrolować i w ten sposób zaspokaja naukową Potrzebę faktów, a ponadto dzięki swej szerokości i głębi, swemu szacownemu wiekowi, doktrynie i metodzie, które obejmują każdą fazę życia, obiecuje nieprzeczuwane możliwości.

Każde religijne lub filozoficzne ćwiczenie oznacza dyscyplinę Psychologiczną, w sensie higieny umysłowej. Różnorodne, czysto

207


cielesne ćwiczenia jogi - oznaczają również higienę fizjologiczną, stojącą wyżej od zwykłej gimnastyki, jest ona bowiem nie tylko mechaniczna i naukowa, ale także filozoficzna; ćwicząc części ciała jednoczy je z całością ducha, jak to jest widoczne np. w ćwiczeniach pranajamy, gdzie prana jest zarówno tchnieniem jak i uniwersalną siłą kosmosu. (Dr Jung mówi tu o hatha-jodze czyli specjalnej gałęzi jogi o postawach ciała i technikach mających na celu zdrowie i długowieczność. Hatha jest użyteczna i przynosi widoczne rezultaty fizyczne, jednakże jogowie dążący do duchowego wyzwolenia mało się nią posługują). Ćwiczenia jogi są nie do pomyślenia, a także byłyby nieskuteczne bez pojęć, na których joga się opiera. Łączy ona wzajemnie czynnik cielesny z czynnikiem duchowym w wyjątkowo kompletny sposób.

Na Wschodzie, gdzie te idee i ćwiczenia się rozwinęły i gdzie nieprzerwana, trwająca kilka tysięcy lat tradycja wytworzyła niezbędne duchowe podstawy, joga, skłonny jestem wierzyć, jest doskonałą i właściwą metodą zespalania ciała i umysłu w taki sposób, aby tworzyły nie dającą się kwestionować jedność. Tego rodzaju jedność stwarza psychologiczną dyspozycję, która umożliwia intuicję wykraczającą poza świadomość".

Na Zachodzie faktycznie zbliża się dzień, w którym nauka o wewnętrznym opanowaniu siebie zostanie uznana za równie konieczną jak zewnętrzne zapanowanie nad naturą. W nowym, atomowym wieku umysły ludzkie oczyszczą się i poszerzą dzięki niezaprzeczalnej obecnie naukowej prawdzie, że materia jest w rzeczywistości koncentracją energii. Subtelniejsze siły umysłu ludzkiego muszą wyzwolić większe energie aniżeli zawarte w kamieniu i metalach, jeśli materialny atomowy olbrzym, świeżo spuszczony ze smyczy, nie ma spowodować zniszczenia świata. Bezpośrednią korzyścią wynikłą z zainteresowania ludzkości bombą atomową może być większe praktyczne zainteresowanie i zajęcie się nauką jogi, bezpieczną i pewną , jak schron przed bombami".96


Yüklə 2,03 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   14   15   16   17   18   19   20   21   ...   42




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə