Autobiografia jogina ludziom dobrej woli



Yüklə 2,03 Mb.
səhifə37/42
tarix17.11.2018
ölçüsü2,03 Mb.
#80177
1   ...   34   35   36   37   38   39   40   41   42

- Dziecko - przestrzegała mnie matka - staraj się opanować swe łakomstwo. Gdy nadejdzie czas, w którym wypadnie ci żyć wśród ludzi obcych, w rodzinie swego męża, cóż oni sobie o tobie pomyślą, jeśli dni twoje upływać będą na samym tylko jedzeniu?

Nadeszło nieszczęście, które matka przewidywała. Miałam dwanaście lat, gdy weszłam do rodziny mego męża w Nawabgandż. Matka mego męża zawstydzała mnie rano, w południe i wieczorem z powodu mej żarłoczności. Łajania jej jednak były wbrew pozorom błogosławieństwem, gdyż obudziły one me uśpione duchowe skłonności. Pewnego poranku kpiny jej stały się bezlitosne.

- Pokażę wam wnet - rzekłam dotknięta do żywego - że nie tknę już jedzenia dopóki żyć będę.

Matka mego męża zaśmiała się szyderczo. - Tak?! - rzekła - jakże potrafisz żyć bez jedzenia, jeśli nie potrafisz żyć bez przejedzenia?

Na tę uwagę nie mogłam nic odpowiedzieć! Jednakże w duszy mej zrodziło się żelazne postanowienie. W odosobnionym miejscu zwróciłam się do mego Ojca niebieskiego.

- Panie - modliłam się nieustająco. - Proszę Cię, ześlij mi guru, który by potrafił nauczyć mnie żyć Twoim Światłem, a nie pożywieniem.

Zstąpiła we mnie boska ekstaza. Pokierowana błogosławionym natchnieniem poszłam w kierunku Nawabgandżowskiego ghatu nad Gangesem. Po drodze spotkałam kapłana z rodziny mego męża.

Kapłan oniemiał ze zdumienia. Wreszcie zaczął mnie pocieszać.

- Przyjdź, dziecko - rzekł - dziś wieczorem do świątyni, przeprowadzę dla ciebie specjalną ceremonię wedyjską.

Ta ogólnikowa odpowiedź nie była tą, której szukałam; poszłam więc dalej w stronę ghatu. Poranne słońce przeszywało wody; oczyściłam się w Gangesie jak do świętego wtajemniczenia. Gdy opuściłam brzeg rzeki mając na sobie mokrą szatę, mój mistrz zmaterializował się w pełnym blasku dnia i stanął przede mną:

- Drogie moje dziecko - rzekł głosem pełnym miłującego współczucia - jestem posłanym tu przez Boga guru, aby spełnić twą

409

gorącą modlitwę. Pan był głęboko poruszony jej niezwykłym charakterem! Od dzisiaj będziesz żyć światłem astralnym, gdyż atomy twego ciała żywione będą z nieskończonego strumienia.



Giri Bala zapadła w milczenie. Wziąłem od Mr Wrighta ołówek i bloczek i przetłumaczyłem na język angielski kilka punktów dla jego informacji.

Święta podjęła na nowo opowiadanie; jej łagodny głos był zaledwie słyszalny: - Ghat był pusty, lecz mój guru roztoczył dokoła nas aurę ochronnego światła, tak iż żaden przypadkowy amator kąpieli nie mógł nam później przeszkadzać. Guru wtajemniczył mnie w pewną technikę kria, która uwalnia ciało od zależności ciężkiego pożywienia ludzi śmiertelnych. Technika ta obejmuje jeden mantram131 i ćwiczenie oddechowe, które jest trudniejsze, aniżeli przeciętny człowiek wykonać potrafi. Nie wymaga ono żadnego lekarstwa ani magii; niczego prócz "kria".

Na wzór reporterów amerykańskich gazet, którzy mimowolnie nauczyli mnie swych metod postępowania, zapytałem Giri Bale o wiele kwestii, które uważałem za interesujące dla świata. Udzieliła mi więc następnych informacji.

- Nie miałam nigdy dzieci; wiele lat temu owdowiałam. Sypiam bardzo mało, gdyż sen i czuwanie są dla mnie tym samym. Medytuję w nocy, gdyż w ciągu dnia wypełniam swe domowe obowiązki. Lekko odczuwam sezonowe zmiany klimatu. Nigdy nie byłam słaba ani nie doświadczyłam choroby. Odczuwam tylko lekki ból, jeśli przypadkiem się zranię. Nie mam żadnych wydzielin z ciała. Porafię panować nad swym sercem i oddechem. Często w wizji widuję swego guru, jak i inne wielkie dusze.

- Matko - zapytałem - dlaczego nie uczysz innych, jak można żyć bez jedzenia?

Moje ambitne nadzieje uratowania milionów głodujących ludzi na świecie zdławione zostały w zarodku.

- Nie. - Giri Bala potrząsnęła głową. - Mam ścisły nakaz swego guru, abym nie rozpowszechniała tajemnicy. Nie zamierza on się wtrącać do ludzkich dramatów. Rolnicy nie byliby mi wdzięczni, gdybym nauczyła ludzi żyć bez jedzenia! Słodkie owoce marnowałyby się bezużytecznie na ziemi. Nędza, głód i choroba są, jak się okazuje, biczami naszej karmy, która ostatecznie skłania nas do szukania prawdziwego sensu życia.

- Matko - rzekłem powoli - jakiż więc jest pożytek z tego, że ty jedna potrafisz żyć bez jedzenia?

410

- Dowodzę, że człowiek jest Duchem. - Twarz jej zajaśniała mądrością. - Pokazuję, że dzięki duchowemu postępowi człowiek może stopniowo nauczyć się żywić Wieczystym Światłem zamiast pożywieniem.l32



Święta zapadła w głęboki stan medytacyjny. Wzrok jej zwrócił się do wnętrza; łagodna głębia jej oczu straciła swój wyraz. Święta lekko westchnęła - preludium do ekstatycznego transu bez oddechu. Na pewien czas wymknęła się do świata bez pytań, do nieba wewnętrznej radości.

Zapadła tropikalna ciemność. Światło małej lampy naftowej drgało kapryśnie nad głowami wielu wieśniaków siedzących cicho na ziemi w cieniu. Migocące świętojańskie robaczki i światło oliwnych lamp z odległych chat układały się w jasny, świetlisty deseń na aksamicie nocy. Nadeszła bolesna godzina rozstania; czekała nas powolna, żmudna podróż powrotna.

- Giri Bala - rzekłem, gdy święta otwarła oczy - proszę mi dać na pamiątkę skrawek któregoś ze swych sari.

Święta powróciła po chwili z kawałkiem benareskiego jedwabiu, a rozwinąwszy go w swych dłoniach, padła przede mną na ziemię.

- Matko - rzekłem za czcią - pozwól, że raczej ja dotknę twych błogosławionych stóp!

ROZDZIAŁ 47 Powracam na Zachód

- Miałem wiele wykładów o jodze w Indiach i Ameryce, lecz muszę wyznać, iż jako Hindus jestem niezwykle szczęśliwy, że mogę prowadzić cykl wykładów także dla angielskich studentów.

Moi londyńscy słuchacze roześmiali się z uznaniem; żadne zaburzenia polityczne nie zakłóciły nam pokoju jogi.

India jest już dla mnie świętym wspomnieniem. Jest wrzesień 1936 r. Jestem w Anglii, aby spełnić swe przyrzeczenie sprzed szesnastu miesięcy, że będę miał ponownie wykłady w Londynie.

Anglia również przyjmuje ponadczasowe posłannictwo jogi. Reporterzy i fotografowie czasopism roili się dokoła mej siedziby w Gros-venor House. Brytyjska Rada Narodowa Światowego Zrzeszenia Wyznań zorganizowała 29 września zgromadzenie w Kongregacyjnym Kościele w Whitefield, gdzie przemawiałem na doniosły temat: "Jak religia może ocalić cywilizację". Wykłady o godzinie ósmej wieczór w Caxton Hali ściągały takie tłumy, że przez dwa wieczory nadmiar słuchaczy czekał w sali Windsor House na ponowny mój wykład o godzinie dziewiątej trzydzieści. W ciągu następnych tygodni kursy jogi miały tak wielu słuchaczy, że Mr Wright zmuszony był przenieść je do innej większej sali.

Wytrwałość angielska znalazła podziwu godny wyraz w duchowym zjednoczeniu słuchaczy. Londyńscy słuchacze wykładów o jodze sami się zorganizowali po mym wyjeździe w Ośrodek Towarzystwa Urzeczywistnienia Jaźni, a swe cotygodniowe zebrania medytacyjne kontynuowali przez gorzkie lata wojny.

Były to dla mnie niezapomniane tygodnie w Anglii: dni zwiedzania Londynu, a potem pięknych jego okolic. Razem z Mr Wrightem, aosługując się wiernym fordem, zwiedziłem miejsca urodzenia i groby yielkich poetów i bohaterów angielskiej historii.

Do Ameryki małe nasze grono wypłynęło z końcem października : Southampton na statku "Bremen". Widok majestatycznego posągu wolności w porcie Nowego Jorku wywołał w nas radosny skurcz gardła.

12

Ford, choć troszkę sfatygowany w potyczkach na starożytnej ziemi, nadal nam wiernie służył: podjął on teraz transkontynentalną podróż do Kalifornii. I oto w końcu 1936 r. - Góra Waszyngtona.



Dla uczczenia świąt Bożego Narodzenia urządza się co roku w dniu 24 grudnia w Ośrodku Los Angeles ośmiogodzinną grupową medytację (duchowe Boże Narodzenie), a następnego dnia biesiadę (społeczne Boże Narodzenie). W tym roku uroczystości te miały większe niż zwykle rozmiary dzięki obecności drogich przyjaciół i uczniów, którzy przybyli z odległych miast, aby powitać trzech podróżników po ich* powrocie z dalekich krajów do domu.

Uczta w dniu Bożego Narodzenia urozmaicona była rzadkimi przysmakami, przywiezionymi z odległości 15.000 mil na tę radosną okazję: grzyby gukczi z Kaszmiru, konserwowany rosagulle i miąższ manga, biszkopty papar oraz olejek z indyjskiego kwiatu keora, który nadał zapach naszym lodom śmietankowym. Wieczorem zebraliśmy się dokoła wielkiej błyszczącej choinki w pobliżu kominka, w którym trzeszczały polana aromatycznego cyprysu.

Chwila rozdawania podarków! Prezenty z najdalszych zakątków ziemi - Palestyny, Egiptu, Indii, Anglii, Francji, Włoch. Jakże pracowicie przy każdej przesiadce zagranicą Mr Wright liczył walizy, aby przypadkiem ręka złodziejska nie zatrzymała skarbów przeznaczonych dla ukochanych w Ameryce! Odznaka ze świętego drzewa oliwnego z Ziemi Świętej, delikatne koronki i hafty z Belgii i Holandii, dywany perskie, pięknie tkane szale kaszmirskie, trwale pachnące tace z drzewa sandałowego z Majsoru, kamienne "oko byka" Sziwy z Centralnych Prowincji, indyjskie monety z czasów dawno minionych dynastii, wazony i kielichy wysadzane klejnotami, miniatury, obicia, kadzidło świątynne i perfumy, wyroby swadeszi z bawełny, majsorskie rzeźby z kości słoniowej, pantofle perskie z ciekawym długim noskiem, osobliwe stare iluminowane manuskrypty, brokaty, czapki Gand-hiego, wyroby garncarskie, wyroby mosiężne, kilimki do modlitwy - zdobycze z trzech kontynentów!

Sztuka za sztuką rozdzielałem radośnie owinięte pięknie paczki z niezmierzonego stosu pod choinką.

- Siostra Dżyanamata! - wręczyłem długie pudło świątobliwej amerykańskiej pani, o słodkim obliczu i wielkiej mądrości, która podczas mej nieobecności zarządzała Ośrodkiem na Górze Waszyngtona. Po rozwinięciu papieru i bibułek ukazało się sari ze złotego benareskiego jedwabiu.

- Dziękuję ci, panie, w oczach mych staje cały przepych Indii.

413

- Mr Dickinson! - Następna paczka zawierała dar, który zakupiłem na bazarze w Kalkucie. Mr Dickinsonowi będzie się to podobało, pomyślałem sobie wówczas. Drogi, kochany Mr Dickinson obecny był na każdej uroczystości Bożego Narodzenia od czasu założenia w 1925 r. Ośrodka na Górze Waszyngtona. Teraz podczas jedenastego święta stał on przede mną rozwiązując wstążki na swym małym prostokątnym pakieciku.



- Srebrny pucharek! - Drżąc z emocji oglądał swój prezent, smukły pucharek. Usiadł w pewnej odległości, najwidoczniej oszołomiony. Uśmiechnąłem się do niego przyjaźnie, podejmując na nowo rolę św. Mikołaja.

Pełny radości wieczór zakończył się modlitwą do dawcy wszystkiego, wszystkich darów, potem śpiewano chóralnie kolędy.

Nieco później gawędziłem z Mr Dickinsonem.

- Sir - rzekł - proszę przyjąć teraz moje podziękowanie za srebrny pucharek. Nie mogłem przedtem powiedzieć ani jednego słowa.

- Przywiozłem ten dar specjalnie dla ciebie.

- Przez czterdzieści trzy lata czekałem na ten srebrny pucharek! To długa historia, którą trzymałem w tajemnicy. - Mr Dickinson spoglądał na mnie nieśmiało.

- Początek był dramatyczny: topiłem się. Starsza moja siostra dla zabawy pchnęła mnie do głębokiej sadzawki w małym mieście w Nebrasce. Miałem wtedy zaledwie pięć lat. Gdy miałem się po raz drugi zanurzyć pod wodę, ukazało się olśniewające wielobarwne światło, wypełniając całą przestrzeń. W środku stała postać mężczyzny o spokojnych oczach i uśmiechu budzącym otuchę. Ciało moje zanurzyło się po raz ostatni, gdy jeden z kolegów brata pochylił smukłą wiotką wierzbę tak nisko, że mogłem się jej chwycić z rozpaczą. Chłopcy wydobyli mnie z wody na brzeg i udzielili pierwszej pomocy.

W dwanaście lat później jako siedemnastoletni młodzieniec pojechałem z matką do Chicago. Był to rok 1893, odbywał się w tym mieście wielki Światowy Parlament Religii. Przechodziłem razem z matką główną ulicą, gdy znów ujrzałem potężny blask światła. O kilka kroków ode mnie szedł powoli ten sam człowiek, którego przed laty widziałem w wizji. Zbliżył się do wielkiego audytorium i znikł w drzwiach.

- Matko - zawołałem - to jest ten sam człowiek, który ukazał mi się w chwili, kiedy tonąłem!

414


Pospieszyliśmy oboje do wnętrza budynku; człowiek ów siedział na podium. Niebawem dowiedziałem się, że był to Swami Wiwekananda z Indii. (Główny uczeń Sri Ramakriszny). Kiedy skończył wygłaszać porywające przemówienie, podszedłem ku niemu. Uśmiechnął się do mnie łaskawie, jak gdybyśmy byli starymi przyjaciółmi. Byłem tak młody, że nie wiedziałem, jak wyrazić swe uczucia, lecz w sercu miałem nadzieję, że może da mi się poznać jako mój nauczyciel. On odczytał moją myśl i powiedział:

- Nie, mój synu, nie jestem twym guru. - Wiwekananda spojrzał swymi pięknymi, przenikliwymi oczami głęboko w moje oczy. - Twój nauczyciel zjawi się później. Podaruje ci srebrny pucharek. - Po krótkiej chwili milczenia dodał z uśmiechem: - Wyleje on na ciebie więcej błogosławieństwa, aniżeli mógłbyś teraz wytrzymać.

- Wyjechałem z Chicago po kilku dniach - Mr Dickinson opowiadał dalej - i już nigdy ponownie nie zobaczyłem wielkiego Wiwekanandy. Każde jednak wypowiedziane przez niego słowo wyryło się niezatarcie w głębi mej świadomości. Minęły lata; nie zjawił się żaden nauczyciel. Pewnego wieczoru w 1925 r. modliłem się głęboko, aby Pan zesłał mi swego guru. W kilka godzin później zbudziłem się ze snu pod wpływem łagodnej melodii. Przed mym wzrokiem ukazał się zespół niebiańskich istot z fletami i innymi instrumentami. Po napełnieniu powietrza piękną muzyką, aniołowie powoli zniknęli.

Następnego dnia wieczorem byłem po raz pierwszy na twym wykładzie i zrozumiałem, że moja modlitwa została wysłuchana.

Uśmiechnęliśmy się do siebie w milczeniu.

- Minęło jedenaście lat, odkąd jestem twym uczniem w krija-jodze - mówił dalej Mr Dickinson. - Czasem zastanawiałem się nad srebrnym pucharkiem; już niemal zdołałem przekonać siebie, że słowa Wiwekanandy miały znaczenie tylko metaforyczne. Gdy jednak w wieczór Bożego Narodzenia wręczyłeś mi, panie, kwadratowe pudełko pod choinką, ujrzałem po raz trzeci w swym życiu ten sam oślepiający błysk światła. W następnej minucie oglądałem dar swego guru, przewidziany czterdzieści trzy lata wcześniej - srebrny pucharek.

ROZDZIAŁ 48 W Encinitas w Kalifornii

- Niespodzianka, Sir! Podczas twej podróży za granicę zbudowaliśmy tę pustelnię w Encinitas; jest to dar powitalny! - Siostra Dżyanamata poprowadziła mnie przez bramę i ocienioną drzewami ścieżkę.

Ujrzałem budynek górujący jak wielki biały oceaniczny okręt na tle błękitnego morza. Najpierw oniemiałem, potem z okrzykami "Oh! i Ach"! a wreszcie z ubogimi słowami radości i wdzięczności zwiedzałem aszramę - szesnaście niezwykle dużych, z wdziękiem urządzonych pokoi.

Okazała centralna sala z ogromnymi sięgającymi aż do sufitu oknami, z widokiem na ołtarz traw, oceanu i nieba: symfonia szmaragdu, opalu i szafiru. Ponad ogromnym kominkiem wisi oprawiona w ramy podobizna Lahiri Mahasayi, błogosławiącego z uśmiechem ten daleki port nad Pacyfikiem.

Bezpośrednio poniżej tej sali wbudowano w sam brzeg urwiska dwie osobne groty do medytacji - obie otwarte wprost na nieskończone niebo i morze, werandy, kąciki do kąpieli słonecznych, sad owocowy, gaj eukaliptusów, ścieżki prowadzące pomiędzy różami i liliami do zacisznych altan, długie schody kończące się na samotnej plaży nad morzem.

"Oby przychodziły tutaj dobre, heroiczne dusze świętych", brzmi "Modlitwa mieszkania" z Zend Awesty, przytwierdzona nad jednym z wejść do pustelni, "i oby szły z nami ręka w rękę, użyczając nam uzdrawiających cnót z zasobu swych błogosławionych talentów, tak rozległych jak ziemia i tak wysoko sięgających jak niebo"!

Ta kalifornijska pustelnia w Encinitas jest darem Mr Jamesa J. Lynna, wiernego ucznia krija-jogi od stycznia 1932 r., który ofiarował ją Towarzystwu Urzeczywistnienia Jaźni. Chociaż Mr Lynn jest amerykańskim przemysłowcem, którego obowiązki nie mają końca Gest kierownikiem rozległych przedsiębiorstw naftowych i prezydentem największego na świecie Towarzystwa Wzajemnych Ubezpieczeń

416


od Ognia), mimo to codziennie znajduje czas na długą i głęboką medytację krija-jogi. Prowadząc w ten sposób zrównoważone życie, osiągnął samadhi, łaskę niewzruszonego pokoju.

Podczas mego pobytu w Indiach i Europie (od czerwca 1935 do października 1936 r.) Mr Lynn uknuł z mymi kalifornijskimi korespondentami przyjazny spisek w celu nie dopuszczenia do mnie żadnych wiadomości o budowie aszramy w Encinitas. Przemiłe zaskoczenie.

W ciągu pierwszych lat mego pobytu w Ameryce myszkowałem nieraz po wybrzeżach Kalifornii, poszukując małej miejscowości na siedzibę aszramy; ilekroć znalazłem odpowiednie miejsce, tylekroć z reguły wyrastały jakieś przeszkody, które krzyżowały me plany. Spoglądając teraz na obszerny teren Encinitas, dostrzegłem z pokorą jak bez wysiłku spełniła się przepowiednia Sri Jukteswara sprzed wielu lat o "pustelni za oceanem".

W kilka miesięcy później, na Wielkanoc 1937 r., odprawiłem na równych trawnikach Encinitas pierwsze z wielu nabożeństw o wschodzie słońca. Jak starożytni magowie, kilkuset uczniów spoglądało z nabożną czcią na codzienny cud - rytuał przebudzenia słońca na wschodzie nieba. Na zachodzie leżał niezmierzony Pacyfik, grzmiący falami swą uroczystą chwałę; daleko unosiła się drobna, biała łódź żaglowa i samotna mewa. "Chrystus Zmartwychwstał"! Nie tylko w wiosennym słońcu, lecz także w święcie wiecznego Ducha!

Minęło szybko wiele szczęśliwych miesięcy; w ciszy doskonałego piękna mogłem dokończyć w pustelni planowane od dawna dzieło Pieśni Kosmiczne (Cosmic Chants). Do angielskich tekstów w zachodnim układzie nutowym ułożyłem około czterdziestu pieśni częściowo oryginalnych, a częściowo adaptowanych ze starożytnych melodii. Włączone zostały pieśni: Siankary Nie ma urodzenia, nie ma śmierci, starożytny sanskrycki Hymn do Brahmy, Tagora Któż jest w mej świątynf?, a także pewna ilość mych własnych kompozycji: Chcę być twym zawsze, W kraju wyższym ponad me marzenia, Wyjdź z milczącego nieba, Wysłuchaj wołania mej duszy, W świątyni milczenia, Tyś moim życiem.

W przedmowie do tego zbioru pieśni opowiedziałem o swym pierwszym prywatnym doświadczeniu na temat reakcji na pieśni Wschodu przez ludzi Zachodu. Sposobności do tego dostarczył mi mój publiczny odczyt w dniu 18 kwietnia 1926 r. w sali Carnegiego w Nowym Jorku.

417

- Mr Hunsicker - zwierzyłem się memu amerykańskiemu uczniowi - zamierzam poprosić słuchaczy, aby zaśpiewali starożytną hinduską pieśń: O piękny Boże.



- Sir - zaprotestowł Mr Hunsicker - te oryginalne pieśni są dla Amerykanów niezrozumiałe. Cóż to byłby za wstyd, gdyby odczyt skończył się rzucaniem zepsutych pomidorów!

Roześmiał się, lecz zaoponowałem, mówiąc, że muzyka jest powszechnym językiem i Amerykanie na pewno odczują aspiracje duszy w tej podniosłej pieśni. (Podaję tłumaczenie pieśni Guru Naruka): "O piękny Boże! O piękny Boże! W lesie jesteś zielony, W górach jesteś wysoki, w rzece jesteś wciąż w ruchu, W oceanieś poważny, dla służących tyś służbą, Dla miłujących Tyś miłością, dla smutnych Tyś współczuciem, Dla jogina szczęśliwością. O piękny Boże, O piękny Boże, Chylę się do Twoich stóp"!

Wątpliwości Mr Hunsickera okazały się bezpodstawne; nie tylko nie rzucano żadnymi wyzwiskami, lecz przez przeszło godzinę nieprzerwanie rozbrzmiewała melodia pieśni: O piękny Boże, śpiewanej przez trzy tysiące osób. Kochani Nowojorczycy - wcale nie byli zblazowani! Ich serca wzniosły się w górę w tym prostym peanie radości. Wśród ludzi pobożnych, śpiewających z miłością błogosławione imię Pana, zdarzały się w ów wieczór cudowne uleczenia.

Lata pełne szczęścia, wypełnione intensywną działalnością, mijały szybko. Kolonia Braterstwa Światowego w Encinitas, przynależna do Tow. Urzeczywistnienia Jaźni, otwarta w 1937 r. i utrwalona w 1947 r. służy za wzór dla kilku mniejszych kolonii Towarzystwa. Budynki, rozrzucone na przestrzeni trzydziestu akrów, obejmują kilka samotni, sklep z podarunkami, kawiarnię i hotel dla wygody członków Towarzystwa i gości. Na pięknym terenie znajduje się sadzawka z lotosami i duży basen kąpielowy. Złote lotosy zdobią szereg białych kolumn zwróconych w stronę szosy. (Lotos o złotych liściach, bardzo często stosowany w ornamentyce budynków Tow. Urzeczywistnienia Jaźni, jest symbolem centra duchowej świadomości w mózgu - tysiąc-płatkowego lotosu światła, sahasrara czakra).

Działalność ośrodka w Encinitas obejmuje wielostronne kształcenie uczniów, zgodnie z ideałami Tow. Urzeczywistnienia Jaźni, oraz intensywną uprawę roli, mającą dostarczać świeżych warzyw mieszkańcom Encinitas i Ośrodka w Los Angeles.

"I uczynił z jednej krwi wszystek naród ludzki" (Dzieje Ap. 17:26). Palącą potrzebą na tej ziemi, targanej wojnami, jest ufundowanie na

418

duchowej zasadzie licznych kolonii ogólnoświatowego braterstwa. "Braterstwo Świata" - jest szerokim terminem, lecz człowiek musi rozszerzyć zakres swej życzliwości i uznać się za obywatela świata. Kto naprawdę zrozumie, że "to jest moja Ameryka, moja India, moje Filipiny, moja Europa" i tak dalej, temu nigdy nie zabraknie miejsca do użytecznego i szczęśliwego życia.



Chociaż ciało Sri Jukteswara nie przebywało nigdy poza Indiami, to jednak znał on tę braterską prawdę: "Świat jest moją ojczyzną".

ROZDZIAŁ 49 Lata 1940 - 1951

"Nauczyliśmy się naprawdę wartości medytacji i wiemy teraz, że nic nie może zakłócać naszego wewnętrznego pokoju. W ciągu ostatnich tygodni słyszeliśmy podczas swych zebrań alarmy lotnicze, przysłuchiwaliśmy się wybuchom bomb o spóźnionym działaniu, lecz mimo to uczniowie nasi zbierają się i cieszą się w całej pełni z piękna naszych zebrań".

Ta podnosząca na duchu wiadomość od kierownika londyńskiego ośrodka Towarzystwa Urzeczywistnienia Jaźni znalazła się w jednym z wielu listów, jakie otrzymywałem z pustoszonej wojną Anglii i Europy, zanim również Ameryka została objęta burzą drugiej wojny światowej. Dr L. Kranmer-Byng, znany wydawca "The Wisdom of the East" w Londynie, pisał do mnie w 1942 r.:

"Gdy przeczytałem ,East-West', zrozumiałem, jak daleko jesteśmy ad siebie; żyjemy najwyraźniej w dwóch różnych światach. Piękno, ad, cisza i pokój przybywają do mnie z Los Angeles, wpływając jak itatek naładowany błogosławieństwem i pociechą świętego Graala dla oblężonego miasta. Jak w marzeniu widzę wasz gaj drzew palmowych świątynię w Encinitas z bezmiarem oceanu i widokiem gór, a nade vszystko widzę związek ludzi o duchowych dążeniach, społeczność :espoloną w jedności, pochłoniętą twórczą pracą i oddającą się :ontemplacji... Pozdrowienia dla całego Towarzystwa od prostego :ołnierza, piszącego na strażnicy w oczekiwaniu świtu".

W 1942 roku Tow. Urzeczywistnienia Jaźni zbudowało w Hol-ywood, w Kalifornii, kościół wszystkich religii. W rok później drugi aki kościół powstał w San Diego w Kalifornii, w 1947 r. trzeci / Long Beach, również w Kalifornii.

W 1949 r. Towarzystwo otrzymało w darze jedną z najpiękniej-zych posiadłości w świecie, kwiecisty "kraj cudów" w Los Angeles, ' dzielnicy Pacific Palisades. Ta dwunastoakrowa posiadłość jest aturalnym amfiteatrem otoczonym kwitnącymi górami. Duże natu-ilne jezioro, błękitny klejnot w diademie gór, dało jej nazwę "Lakę hrine" (Pustelnia nad jeziorem). Oryginalny holenderski młyn z wiat-

20

rakami, znajdujący się na terenie tej posiadłości, mieści wewnątrz pełną ciszy świątynię Towarzystwa. W pobliżu nisko położonego ogrodu wielkie koło wodne pluska powolną muzyką. Dwa marmurowe chińskie posągi zdobią to miejsce: posąg Buddy i posąg Kwan-Jin (chińska personifikacja Boskiej Matki). Naturalnej wielkości posąg Chrystusa o pogodnej twarzy i w złotej szacie, niezwykle iluminowany w nocy, stoi na wzgórzu nad wodospadem.



W 1950 r. w Lakę Shrine odsłonięty został pomnik Pokoju Światowego ku czci Mahatmy Gandhiego. W roku tym Towarzystwo Urzeczywistnienia Jaźni w Ameryce święciło trzydziestą rocznicę swego istnienia. Część popiołów Mahatmy, przesłanych z Indii, została tu umieszczona w tysiącletnim kamiennym sarkofagu.

W 1951 r. założono w Hollywood ośrodek indyjski Towarzystwa SRF India Center. Mr Goodwin J. Knight, wicegubernator stanu Kalifornia, i Mr M.R. Ahuja, konsul generalny Indii, wzięli udział w uroczystościach jego otwarcia. W ośrodku znajduje się indyjska kawiarnia, sklep z pamiątkami i audytorium na 250 miejsc. (Pracownikami w sklepach z podarkami i w kawiarniach są członkowie Towarzystwa, którzy wyrzekli się osobistego życia i poświęcili się służeniu ludzkości i urzeczywistnieniu w swym życiu ideałów Towarzystwa. Rada Modlitwy w Los Angeles ofiarowuje swą bezpłatną pomoc każdemu, kto szuka pomocy przy rozwiązywaniu swych duchowych problemów).


Yüklə 2,03 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   34   35   36   37   38   39   40   41   42




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə