Jamesowi B. Conantowi, który tę pracę inspirował



Yüklə 0,71 Mb.
səhifə1/11
tarix14.12.2017
ölçüsü0,71 Mb.
#15800
  1   2   3   4   5   6   7   8   9   10   11

Jamesowi B. Conantowi, który tę pracę inspirował

Thomas S. Kuhn

Struktura rewolucji naukowych


Przełożyła Helena Ostromęcka Posłowie przełożyła Justyna Nowotniak

niczej zmianie. Moje zainteresowania przeniosły się z fizyki na historię nauki, by następnie od stosunkowo prostych problemów historycznych przesunąć się ku kwestiom bardziej filozoficznym, które uprzednio popchnęły mnie właśnie ku problematyce historycznej. Niniejsza rozprawa, jeśli nie liczyć kilku artykułów, jest moją pierwszą ogłoszoną drukiem pracą opartą na tych wczesnych koncepcjach. Jest ona w pewnej mierze próbą wyjaśnienia sobie samemu i moim przyjaciołom, jak to się stało, że odszedłem od nauki jako takiej, skupiając się na jej dziejach.

Pierwszą okazją do pogłębienia niektórych z poglądów, jakie niżej przedstawię, był trzyletni staż w charakterze Junior Fellow w Harvard University. Bez tego okresu swobody w układzie moich zajęć przerzucenie się do nowej dziedziny badań byłoby bez porównania trudniejsze, a może nawet nierealne. Część swego czasu w tych latach poświęciłem bezpośrednio historii nauki. W szczególności prowadziłem studia nad pismami Alexandre^ Koyré oraz po raz pierwszy zetknąłem się z pismami Emile'a Meyersona, Hélène Metzger i Anneliese Maier1. Jaśniej niż większość współczesnych uczonych wykazali oni, na czym polegał naukowy sposób myślenia w okresie, w którym kanony myśli naukowej były zupełnie inne niż dzisiaj. Chociaż niektóre z ich historycznych interpretacji budzą we mnie coraz większe wątpliwości, to jednak gdy chodzi o kształtowanie się mych poglądów na to, czym może być historia nauki, te właśnie prace — łącznie z książką Wielki łańcuch bytu A.O. Lovejoya2 — zajęły miejsce czołowe, tuż za podstawowymi materiałami źródłowymi.



Równocześnie poświęcałem w owych latach wiele czasu zagadnieniom, które — pozornie nie związane z historią nauki — nasuwają jednak współczesnym badaczom problemy analogiczne do tych, jakie ongiś w niej właśnie dojrzałem. Przypadkowo napotkany odnośnik zwrócił moją uwagę na doświadczenia Jeana Piageta ukazujące różne wyobrażenia o świecie kształtujące się z wiekiem u dzieci oraz przechodzenie od jednego z nich do drugiego3. Jeden z kolegów namówił mnie do zapoznania się z pracami z dziedziny psychologii

Vorläufer Galileis im 14. Jahrhundert. Studien zur Naturphilosophie der Spätscholastik, Rome 1949.

  1. Arthur O. Lovejoy, Wielki łańcuch bytu, przeł. A. Przybysławski, Warszawa 1999.

Szczególnie ważne wydały mi się dwa kierunki przeprowadzonych przez Piageta doświadczeń, gdyż ukazywały one pojęcia i procesy wynikające również bezpośrednio z historii nauki. Zob. Jean Piaget, La notion de causalité chez l'enfant, Paris 1923; tenże, Les notions de mouvement et de vitesse chez l'enfant, Paris 1946.

Ostatnie stadium opracowywania niniejszej monografii przypadło na lata 1958-1959, kiedy zaproszono mnie na rok do Center for Advanced Studies in the Behavioral Sciences. Raz jeszcze mogłem poświęcić się wyłącznie zagadnieniom,

    1. których niżej mowa. Co ważniejsze, rok spędzony w środowisku złożonym głównie ze specjalistów od nauk społecznych uświadomił mi różnice między tą zbiorowością a środowiskiem przyrodników, w którym wcześniej przebywałem. Uderzyła mnie zwłaszcza wielość i zakres występujących tu kontrowersyjnych opinii na temat naukowo uprawnionych problemów i metod. Zarówno historia, jak i obserwacje wynikające z osobistych znajomości nasuwały mi wątpliwość, czy rzeczywiście odpowiedzi udzielane na tego typu pytania przez przyrodników odznaczają się większą pewnością

    2. trwałością. Jednak bądź co bądź praktyka w dziedzinie astronomii, fizyki, chemii czy biologii nie wywołuje na ogół tylu polemik dotyczących kwestii podstawowych, jakie nagminnie występują wśród psychologów czy socjologów. Wysiłki zmierzające do odszukania źródła tych różnic doprowadziły mnie do odkrycia roli pewnych istotnych dla badań naukowych czynników, które od tej pory nazwałem paradygmatami. Nazywam w ten sposób mianowicie powszechnie uznawane osiągnięcia naukowe, które w pewnym czasiedostarczają społeczności uczonych modelowych problemów jjQz- wiążań. Z chwilą kiedy ten fragment mojej łamigłówki trafił na właściwe miejsce, szybko powstał szkic niniejszej pracy.

Nie ma potrzeby odtwarzać dalszej historii tego szkicu, należy jednak poświęcić parę słów jego formie, którą zachował po wielu redakcjach. Nim pierwsza wersja została ukończona i bardzo dokładnie skorygowana, zakładałem, że tekst zostanie wydrukowany wyłącznie jako tom Encyclopedia of Unified Science. Wydawcy tej pionierskiej pracy najpierw prosili mnie o to, później wciągnęli mnie do ścisłej współpracy, wreszcie z nadzwyczajnym taktem i cierpliwością oczekiwali na wynik moich poczynań. Wiele im zawdzięczam, a zwłaszcza Charlesowi Morrisowi, który dodawał mi otuchy i udzielał rad dotyczących gotowego już rękopisu. Ograniczone ramy Encyklopedii zmuszały jednak do wysławiania się w formie nadzwyczaj skondensowanej, schematycznej. Aczkolwiek dalsze wydarzenia rozluźniły nieco te restrykcje i umożliwiły jednoczesne niezależne publikacje, niniejsza praca pozostała raczej esejem niż pełną monografią, jakiej właściwie wymaga mój temat.

Ponieważ zależało mi przede wszystkim na tym, by zainicjować zmianę sposobu widzenia i oceniania dobrze znanych faktów, schematyczny charakter tej pierwszej próby nie musi być wadą. Przeciwnie, ci czytelnicy, których własne badania przygotowały do tego rodzaju reorientacji poglądów, jakiej tu bronię, mogą uznać, że forma eseju jest i bardziej przekonywająca, i łatwiej zrozumiała. Ma ona jednak i swoje złe strony. Dlatego właśnie od samego początku staram się wskazać kierunek, w jakim pragnąłbym rozszerzyć i pogłębić moje rozważania, nadając im pełniejszy

czam, że dokładne rozpatrzenie tych kwestii nie zmieniłoby głównych tez niniejszej rozprawy, ale w istotnym wymiarze pogłębiłoby analizę i rozumienie postępu naukowego.

Wreszcie, co być może najważniejsze, w książce zabrakło miejsca na należyte omówienie filozoficznych implikacji przedstawianej tu historycznie zorientowanej wizji nauki. Oczywiście, takie implikacje istnieją; próbowałem wskazać i udokumentować te najistotniejsze. Czyniąc to, wstrzymywałem się jednak zwykle od szczegółowego omawiania różnych stanowisk, jakie w poszczególnych kwestiach zajmują współcześni filozofowie. Jeśli przejawiałem niekiedy sceptycyzm, to częściej w stosunku do postawy filozoficznej niż do jakiegoś określonego stanowiska będącego jej wyrazem. W rezultacie ci, którzy znają lub akceptują któryś z tych poglądów, sądzić by mogli, że nie uchwyciłem ich punktu widzenia. Przypuszczam, że się mylą, ale praca ta nie ma na celu przekonania ich o tym. Wymagałoby to napisania zupełnie innej, o wiele dłuższej książki.



niach naukowych, przeł. i posłowiem opatrzył S. Amsterdamski, Warśząwa 1985, s. 113-161; Engineering Precedent for the Work of Sadi Carnot, „Archives internationales d'histoire des sciences", 1960, t. XIII, s. 247-251; Sadi Carnot and the Cagnard Engine, „Isis", 1961, t. LII, s. 567-574. Tak więc rolę czynników zewnętrznych uważam za mniej istotną tylko w odniesieniu do zagadnień poruszanych w niniejszej rozprawie.

Otwierające niniejszą przedmowę uwagi autobiograficzne miały wskazać na te prace uczonych i te instytucje, którym zawdzięczam najwięcej, jeśli chodzi o kształtowanie się mojej myśli. Resztę tego długu postaram się spłacić poprzez odpowiednie odnośniki w tekście. Cokolwiek bym jednak powiedział, będzie to co najwyżej odnotowanie ilości i rodzaju moich osobistych zobowiązań w stosunku do wielu osób, których wskazówki i krytyka przy różnych okazjach podtrzymywały mój rozwój intelektualny i nadawały mu kierunek. Zbyt wiele upłynęło już czasu od chwili, kiedy zaczęły się kształtować myśli zawarte w niniejszej rozprawie. Lista osób, które mogłyby doszukać się na jej kartach śladu swego wpływu, pokrywałaby się niemal z listą moich znajomych i przyjaciół. Muszę więc ograniczyć się do wymienienia tych, którzy wywarli wpływ tak istotny, że nawet zawodność pamięci nie zdołała zatrzeć jego śladów.

Mam tu na myśli Jamesa B. Conanta, rektora Harvard University, który pierwszy zapoznał mnie z historią nauki, inicjując w ten sposób zmianę moich poglądów na istotę postępu naukowego. Od samego początku hojnie obdarowywał mnie swymi pomysłami, uwagami krytycznymi i czasem, m.in. czytając rękopis i sugerując wprowadzenie ważnych zmian. Leonard K. Nash, wraz z którym przez pięć lat prowadziłem historycznie zorientowane wykłady zainicjowane przez Conanta, był moim bliskim współpracownikiem w okresie, kiedy moje pomysły zaczęły nabierać kształtu, i bardzo mi go brakowało w późniejszym stadium ich rozwoju. Na

Wstęp: O Rolę Dla Historii



Wiedza historyczna, jeśli nie traktować jej wyłącznie jako składnicy chronologicznie uporządkowanych anegdot, zmienić może w zasadniczy sposób obraz nauki, jaki zawładnął naszym myśleniem. Został on niegdyś ukształtowany, zresztą przy udziale samych uczonych, głównie na podstawie analizy gotowych osiągnięć nauki, w tej postaci, w jakiej przedstawia się je czy to w dziełach klasycznych, czy też — w nowszych czasach — w podręcznikach, na których kształci się każde nowe pokolenie uczonych. Dzieła takie mają wszakże przede wszystkim cele informacyjne i pedagogiczne. Oparty na nich pogląd na istotę nauki daje takie mniej więcej wyobrażenie o rzeczywistości, jak obraz kultury narodowej wysnuty z przewodników turystycznych czy też z tekstów do nauki języka. W rozprawie tej zamierzam wykazać, że w sposób zupełnie zasadniczy wprowadzały nas one w błąd. Chcę naszkicować zupełnie inną koncepcję nauki, jaka wyłonić się może z historycznych źródeł dotyczących samej działalności naukowej.

za pomocą tego samego rodzaju metod i utrzymywać się na mocy tego samego rodzaju racji, jakie współcześnie prowadzą do wiedzy naukowej. Jeśli natomiast poglądy te zaliczyć mamy do nauki, to będzie ona zawierała zespoły przekonań absolutnie niezgodnych z tymi, którym hołdujemy obecnie. Historyk postawiony wobec takiej alternatywy mu- ; si wybrać drugą ewentualność. Nieaktualne teorie nie są z zasady nienaukowe tylko dlatego, ze je odrzucono. Taka decyzja utrudnia jednak"potrak towańie rozwoju nauki jako procesu kumulacji. Te same historyczne badania, które wskazują na kłopoty związane z wyodrębnieniem indywidualnych pomysłów i odkryć, nasuwają również poważne wątpliwości co do kumulatywnego charakteru procesu, jaki wedle rozpowszechnionego mniemania miał włączać do nauki indywidualne osiągnięcia.

Wynikiem tych wątpliwości i trudności jest historiograficzna rewolucja w badaniach nad rozwojem nauki, rewolucja, która dopiero się zaczyna. Stopniowo, często nawet nie zdając sobie z tego sprawy, historycy nauki zaczęli formułować pytania innego rodzaju i wytyczać naukom inne, często mniej kumulatywne linie rozwoju. Zamiast dążyć do odtworzenia ciągłej linii rozwoju w minionych epokach — rozwoju, który doprowadzić miał do stanu obecnego — próbują wykjyć_Justorycznąl integralność-nauki-W-poszczcKÓlnych okresach Nie \pytają na przykład, jaki zachodzi związeKT między nauką Galileusza i wiedzą współczesną, lecz raczej o to, jak się miały poglądy Galileusza do poglądów jego grupy naukowej, tj. jego mistrzów, rówieśników i bezpośrednich kontynuatorów. Co więcej, kładą szczególny nacisk na to, aby poglądy tej grupy i innych jej podobnych badać z takiego punktu widzenia — zwykłe odbiegającego znacznie od stanowiska współczesnej nauki — który nada im maksymalną spoistość wewnętrzną i możliwie największą zgodność z przyrodą. Nauka, jaką przedstawiają prace wynikające z takiego podejścia — najlepszym chyba przykładem są tu prace Ale- xandre'a Koyre — wydaje się czymś całkiem innym niż ta opisywana przez historyków hołdujących starej tradycji historiograficznej. Tak więc tego rodzaju studia historyczne sugerują przynajmniej możliwość stworzenia nowego obrazu nauki. Celem tej rozprawy jest właśnie próba jego zarysowania poprzez wyraźne przedstawienie niektórych implikacji tej nowej historiografii.

Jakie aspekty nauki wysuwają się przy tym podejściu na plan pierwszy? Po pierwsze — by wymienić je w tej kolejności, w jakiej się nimi zajmiemy — okazuje się, że same tylko dyrektywy metodologiczne nie pozwalają sformułować wiążących wniosków w wypadku wielu problemów naukowych. Ktoś, kto zabierze się do badania zjawisk elektrycznych lub chemicznych, nie mając żadnej wiedzy w tych dziedzinach, ale wiedząc, na czym polega metoda naukowa, dojść może z równym powodzeniem do jednego z wielu sprzecznych ze sobą wniosków. To zaś, do którego spośród wszystkich tych zasadnych wniosków dojdzie, zdeterminowane będzie zapewne przez doświadczenie, które zdobył poprzednio w innych dziedzinach,

) będziemy starali się przedstawić takie badania jako zawzięte, uparte m*óby wtłoczenia przyrody wj)CH Jęciowe szufladki uTŚrmowane. ..przez-zawodowe wykształcenie. Jednocześnie wątpić można, czy prace^baciawcze byłyby w ogóle możliwe bez tych szufladek, niezależnie od arbitralnych czynników, jakie historycznie mogły brać udział w ich powstaniu i niekiedy w dalszym rozwoju.

Jednakże ten element dowolności rzeczywiście istnieje i również wywiera poważny wpływ na rozwój nauki. Mówić o tym będziemy w rozdziale szóstym, siódmym i ósmym. Nauka normalna, tj. działalność, której większość uczonych w nieunikniony sposób poświęca prawie cały swój czas, opiera się na założeniu, że społeczność uczonych wie, jaki jest świat. Wiele sukcesów tej działalności wynika z gotowości do obrony tego mniemania, w razie potrzeby nawet dużym kosztem. Nauka normalna często na przykład tłumi zasadnicze innowacje, gdyż podważają one fundamentalne dla niej przeświadczenia. Mimo to w tej mierze, w jakiej przeświadczenia te zachowują element arbitralności, sama natura badań normalnych gwarantuje, że innowacji nie będzie się tłumić zbyt długo. Niekiedy jakiś zupełnie prosty problem nadający się do rozwiązania za pomocą utartych zasad i metod opiera się ponawianym atakom najzdolniejszych przedstawicieli kompetentnego w tej sprawie środowiska. Kiedy indziej znów jakiś szczegół wyposażenia zaprojektowanego i wykonanego dla celów normalnych badań funkcjonuje zupełnie inaczej, niż można się było tego spodziewać, i ujawnia

taką anomalię, która mimo ponawianych wysiłków nie daje się uzgodnić z przewidywaniami. Tym samym nauka normalna raz po raz trafia w ślepy zaułek. A kiedy to się dzieje, to znaczy gdy grupa specjalistów nie potrafi już unikać anomalii burzących obowiązującą tradycję praktyki naukowej, rozpoczynają się nadzwyczajne badania, w wyniku których zostaje w końcu wypracowany nowy zespół założeń, dostarczający podstawy nowej praktyki badawczej. Właśnie takie nadzwyczajne zdarzenia, polegające na zasadniczym zwrocie w zawodowych przekonaniach, nazywam w niniejszej rozprawie rewolucjami naukowymi. Ponieważ rozbijają one tradycję, są dopełnieniem przywiązanej do tradycji nauki normalnej.

Najbardziej oczywistymi przykładami rewolucji naukowych są słynne wydarzenia w rozwoju nauki, które dotąd zwykło się określać tym mianem. Dlatego w rozdziałach dziewiątym i dziesiątym, kiedy przejdziemy bezpośrednio do omówienia istoty rewolucji naukowych, wielokrotnie będzie mowa o zasadniczych dla rozwoju nauki punktach zwrotnych, związanych z nazwiskami Kopernika, Newtona, Lavoisiera czy Einsteina. Jaśniej niż większość innych wydarzeń tego typu w historii


  • przynajmniej jeśli chodzi o nauki fizyczne

ukazują one, na czym polega rewolucja naukowa. Każde z nich pociągało za sobą konieczność odrzucenia przez całą grupę uczonych jakiejś wysoko cenionej dotąd teorii naukowej na rzecz innej, sprzecznej z nią. Każde powodowało przesunięcia w problematyce badań naukowych i zmianę wzo-

wątpliwie rozszerzenie to przekształca jej zwyczajowe rozumienie. Mimo to również odkrycia nazywał będę zjawiskami rewolucyjnymi, bo właśnie możliwość porównania ich struktury ze strukturą na przykład rewolucji kopernikańskiej sprawia, że ta rozszerzona koncepcja wydaje mi się tak ważna. Dotychczasowe rozważania wskazują, w jakim kierunku komplementarne pojęcia nauki normalnej i rewolucji naukowych zostaną rozwinięte w następnych dziewięciu rozdziałach. Ostatnie rozdziały dotyczą trzech innych istotnych zagadnień. W rozdziale jedenastym, omawiając tradycje podręcznikowe, zastanawiam się, dlaczego dawniej tak trudno było dostrzec rolę rewolucj i naukowych. W rozdziale dwunastym zostało przedstawione rewolucyjne współzawodnictwo pomiędzy zwolennikami starej tradycji nauki normalnej i zwolennikami nowej. Tak więc rozpatruje się w nim proces, który mógłby w teorii badań naukowych zastąpić znane nam z tradycyjnego obrazu nauki procedury konfirmacji . lub falsyfikacji. Jedynyi^hist^ który rzeczywiście doprowadza do_zarzucenia pet PĘZgdnio akceptowanej teorii i do przyjęcia,nowej, jest współzawodnictwo miedzy poszczególnymi odłamami środowiska_naukowego. .Wreszcie w rozdziale trzynastym stawiam pytanie, w jaki sposób j pogodzić rozwój drogą rewolucji z postępem, z któ- \ rym najwyraźniej mamy do czynienia w nauce. Na to pytanie jednak rozprawa niniejsza przynosi tylko zarys odpowiedzi, odwołującej się do charakterystyki społeczności uczonych, a ta kwestia wymaga wielu dodatkowych badań i studiów.

Z pewnością niejeden czytelnik zadał już sobie pytanie, czy badania historyczne mogą doprowadzić do takiego przeobrażenia poglądów, jakie zostało tu zamierzone. Za pomocą całego arsenału dychotomii można próbować wykazać, iż jest to niemożliwe. Historia, jak to zbyt często podkreślamy, jest dyscypliną czysto opisową. Wysuwane wyżej tezy mają natomiast często charakter interpretacyjny, a niekiedy i normatywny. Co więcej, wiele-moictLuogólnień dotyczy socjologii lub psy^ chologii społecznej światajiczonych. Wreszcie nie- które moje wnioskizaliczasię tradycyjnie do logiki lub epistemologii. Mogłoby się nawet wydawać, że w powyższych wywodach naruszyłem bardzo istotne współcześnie rozróżnienie pomiędzy „konteks- \ tem odkrycia" i „kontekstem uzasadnienia". Czy 1 takie pomieszanie różnych dziedzin i podejść może" doprowadzić do czegoś innego niż do głębokiego zamętu?



Dorastałem intelektualnie, karmiąc się tymi i podobnymi odróżnieniami, i choćby dlatego daleki jestem od pomniejszania ich znaczenia i wagi. Przez długie lata uważałem, że dotyczą one natury wiedzy w ogóle, i nadal przypuszczam, że właściwie przeformułowane mogą nam one powiedzieć coś istotnego. Jednakże wysiłki, jakie podejmowałem, chcąc zastosować te odróżnienia, choćby gros- so modo, do obecnych warunków zdobywania, akceptowania i asymilowania wiedzy, sprawiły, iż wydają mi się one niesłychanie problematyczne. Nie są to podstawowe logiczne czy metodologiczne rozróżnienia, które jako takie wyprzedzałyby anali- nych pokoleń uczonych. Nadawały się do tego celu, gdyż miały dwie istotne wspólne cechy. Reprezentowany w nich dorobek był dostatecznie oryginalny i atrakcyjny, aby odwrócić uwagę stałej grupy zwolenników danej teorii od konkurencyjnych sposobów uprawiania nauki. Jednocześnie dorobek ten był na tyle otwarty, że pozostawiał nowej szkole najrozmaitsze problemy do rozwiązania.

Osiągnięcia odznaczające* się^wskazanymi cechami będę odtąd nazywał paradygmatamiJ Termin ten pozostaje w ścisłym zwiążku z poi^ciem nauki normalnej. Ma on wskazywać na to, że pewne akcepŁowaneuwzory^ faktycznej praktyki naukowej — wzory obejmujące równocześnie prawa,"Teorie, .zastosowania i wyposażenie techniczne — tworzą model, z którego wyłania się jakaś szczególna, zwarta tradycja badań naukowych. Z takimi tradycjami mamy na przykład do czynienia, kiedy historycy mówią o astronomii ptolemeuszowej (lub kopernikańskiej), dynamice arystotelesowskiej (czy newtonowskiej), optyce korpuskularnej (albo falowej) itd. Właśnie studiowanie paradygmatów, często o wiele bardziej wyspecjalizowanych niż te, które przykładowo wymieniłem, przygotowuje studenta do przyszłego uczestnictwa w pracach danej wspólnoty naukowej. Ponieważ w ten sposób przyłącza się on do grupy, która uczyła się podstaw swej dyscypliny na tych samych konkretnych modelach, jego przyszła działalność rzadko kiedy doprowadzi go do wniosków zasadniczo sprzecznych z tym modelem w kwestiach podstawowych. Uczeni, których badania oparte są na wspólnych paradygmatach, podlegają w swej praktyce naukowej tym samym regułom i standardom. Takie współuczestnictwo i wynikająca z niego jednomyślność są niezbędnymi warunkami nauki normalnej, tzn. ukształtowania się i trwania określonej tradycji badawczej.

Ponieważ pojęcie paradygmatu będzie w tych rozważaniach często zastępowało wiele dobrze znanych pojęć, musimy szerzej wyjaśnić przyczyny jego wprowadzenia. Dlaczego tym pierwotnym czynnikiem kształtującym zawodową wspólnotę ma być konkretne osiągnięcie naukowe, a nie rozmaite pojęcia, prawa, teorie i punkty widzenia, które mogą być z niego wyabstrahowane? W jakim sensie wspólny paradygmat jest podstawową jednostką dla badacza rozwoju nauki, i to jednostką, której nie sposób w pełni zredukować do jej logicznie składowych części, które mogłyby przejąć jej funkcje? W rozdziale piątym zobaczymy, że odpowiedź na te i inne podobne pytania jest niezbędna do zrozumienia nauki normalnej i związanego z nią pojęcia paradygmatów. Ta bardziej abstrakcyjna analiza będzie jednak wymagała uprzedniego przytoczenia przykładów paradygmatów i funkcjonowania nauki normalnej. Obydwa omawiane pojęcia staną się jaśniejsze, kiedy zrozumiemy, że pewien rodzaj badań naukowych może się obyć bez paradygmatów, a przynajmniej bez tak wiążących i jednoznacznych jak wymienione wyżej. Ukształtowanie się paradygmatu i bardziej wyspecjalizowanych badań, na jakie on pozwala, jest oznaką dojrzałości danej dyscypliny naukowej.



Yüklə 0,71 Mb.

Dostları ilə paylaş:
  1   2   3   4   5   6   7   8   9   10   11




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə