List do kolosan



Yüklə 0,53 Mb.
səhifə4/10
tarix26.11.2017
ölçüsü0,53 Mb.
#12753
1   2   3   4   5   6   7   8   9   10

6. Chrystus Pan powiedział: Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien (Mt 10:38), a w innym miejscu: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Mt 16:24). Tesaloniczanie stali się naśladowcami i Pawła, i Chrystusa, dlatego że przyjęli Ewangelię pośród wielkiego ucisku. Paweł tyle razy jeszcze będzie tłumaczył, że cierpienia, troski i ucisk stwarzają atmosferę najwłaściwszą do rozwijania się cnót chrześcijańskich. Miara doczesnego cierpienia jest miarą przyszłej nagrody. Ta sama myśl będzie kiedyś przekazana Rzymianom w następującej formie: Jeżeli umarliśmy razem z Chrystusem, wierzymy, że z Nim również żyć będziemy, wiedząc, że Chrystus powstawszy z martwych już więcej nie umiera, śmierć nad Nim nie ma już władzy (Rz 6:8 n). Aczkolwiek siebie i Chrystusa stawia Paweł na jednej płaszczyźnie jako dwa modele do naśladowania, to jednak nie ulega wątpliwości, że on, Apostoł, o tyle tylko może być czasem godny naśladowania, o ile sam jest naśladowcą Chrystusa. Oto, co czytamy w 1 Kor 11:1, Bądźcie naśladowcami moimi, tak jak ja jestem naśladowcą Chrystusa.

7–8. Jak Paweł dzięki swym cierpieniom i uciskom stał się naśladowcą Chrystusa i wzorem do naśladowania dla Tesaloniczan, tak też ci ostatni dzięki cnotom, o których wspomniał Paweł na samym wstępie tego Listu, stali się zaczynem wiary dla mieszkańców okolicznych prowincji. Tesalonika, leżąc na skrzyżowaniu ważnych szlaków handlowych, stała się z czasem wszędzie sławną ze swego przywiązania do Chrystusa. Wszędzie stanowi pewną przesadę, lecz może chyba oznaczać tyle, co „w całej Grecji”. Inne, formujące się dopiero Kościoły naśladowały w życiu religijno-kultycznym oraz w urządzeniach społecznych wiernych Tesaloniki. Apostoł czuje się więc już zwolniony od jakiegokolwiek wskazywania innym przykładu Tesaloniki. Wieść o tym Kościele rozeszła się szeroko.

9. Ludzie, którzy się budowali wiarą, miłością i nadzieją Tesaloniczan, opowiadali też między sobą, z jaką to życzliwością chrześcijanie tesaloniccy przyjęli św. Pawła. Być może Apostoł sam, nie rozpoznany jeszcze, słyszał niejedno takie opowiadanie. Największe wrażenie na mieszkańcach okolicznych prowincji zrobiło jednak szczere, entuzjastyczne nawrócenie się Tesaloniczan od bożków do Boga. Bóg, którego głosił Paweł Tesaloniczanom, jest nazywany żywym i prawdziwym. Z tego wynika, że bożki, którym Tesaloniczanie dotąd służyli – to przedmioty nie mające nic wspólnego z Bogiem dającym życie.

10. W krótkim urywku komentowanego listu już po raz drugi wraca Apostoł do tematu paruzji. Tym razem sprawa ponownego przyjścia Jezusa została powiązana wyraźnie z ideą nadchodzącego gniewu, czyli ze sprawą sądu ostatecznego. Wtedy bowiem nie będzie już miejsca na miłosierdzie Boże. Dzień sądu – to dla niepoprawnego grzesznika dzień gniewu Bożego.

2:1–2. Pamiętać należy, że swoją działalność w Tesalonice rozpoczął Paweł po – jednodniowym tylko co prawda, lecz uciążliwym – pobycie w więzieniu Filippi, po biczowaniu go razem z Sylwanem i wyrzuceniu poza miasto. Cierpienia nie załamały Pawła ani nie osłabiły bynajmniej jego apostolskiego ducha. Przypomina się to, co Paweł napisze nieco późnij z całą świadomością Koryntianom: Ten, który nas pociesza w każdym naszym ucisku, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakimkolwiek ucisku tą pociechą, której doznajemy od Boga. Jak bowiem obfitują w nas cierpienia Chrystusa, tak też wielkiej doznajemy przez Chrystusa pociechy (2 Kor 1:4 n).



3–7. Jednakże działalność tesalonicka, choć wspomina ją Paweł z taką radością i dumą, również nie była wolna od trudności. Oprócz kłopotów w Filippi opisanych w Dz 16:20–24; 17:1–10 tu również Paweł zdaje się czynić aluzje do ataków na jego własną osobę i apostolski urząd: do pomówień o to, że głosząc Ewangelię troszczy się o zdobycie osobistego uznania, że ucieka się do pochlebstw, że nie jest mu obca chciwość, że pragnie ludzkiej chwały, że „coś jest w tym”, iż za swoją apostolską posługę nie chce przyjmować żadnego wynagrodzenia. Otóż wszystkie te posądzenia były absolutnie bezpodstawne. Paweł wcale nie jest uzurpatorem, lecz pełnoprawnym wysłannikiem Chrystusa. Jego głoszeniu Ewangelii nie towarzyszą żadne intencje uboczne; troszczy się jedynie o przypodobanie się Bogu, a nie ludziom, czego sam Bóg jest świadkiem. Miał prawo do tego, by Tesaloniczanie zapewnili mu byt materialny, lecz nie skorzystał z ich ofiarności, by nie być ciężarem dla wspólnoty. Nie walcząc o swoje prawo, bez jakiejkolwiek pewności siebie skromnie i cicho pracował wśród Tesaloniczan, starając się być dla nich niczym matka: zabiegał o to, żeby wiernym Kościoła tesalonickiego niczego nie zabrakło. Jeżeli obraz Boga troszczącego się po ojcowsku o swój lud należy w Biblii do częstych, to idea uczuć macierzyńskich w związku z działalnością Boga jest jedną z rzadszych.

8. Z dalszych wynurzeń Pawła wynika, że zupełnie niezwykłe były jego uczucia macierzyńskie względem Tesaloniczan. Powodowany nimi Apostoł nie ogranicza się do obdarzania wiernych tym tylko, co było niezbędne, co wypływało z jego apostolskiego posłannictwa. Jest niewątpliwie trochę literackiej przesady w zapewnieniu o gotowości oddania przez apostołów Tesaloniczanom nawet własnych dusz, choć nie ma powodów, by wątpić, że Paweł gotów był oddać własne życie dla uratowania dusz powierzonych jego apostolskiej pieczy.

9. Ponowne nawiązanie do pracy zarobkowej, z której Apostoł się utrzymywał, wskazuje na to, że sytuacja materialna wspólnoty tesalonickiej przedstawiała się nie najlepiej. Ta był również powód – choć nie jedyny może – dla którego Paweł zarabiał na życie pracą rąk własnych, już wtedy zapewne produkując namioty. Tę umiejętność wyniósł jeszcze z rodzinnego domu.

10. Poza tym życie Pawła upływało w Tesalonice święcie, sprawiedliwie i nienagannie. Znaczy to, że troszczył się on nade wszystko o chwałę Bożą, że starał się oddawać ludziom to, co ludzkie, a Bogu to, co Boże, że wreszcie żył tak, iż dla nikogo nigdy nie był powodem do zgorszenia – dla nikogo życie jego nie mogło być powodem do jakiejkolwiek nagany.

11–12. Ten dwuwiersz parenetyczny zasługuje na uwagę nie tylko ze względu na siłę napomnień – każdego z was – jak ojciec swe dzieci prosili zachęcali i zaklinali (do uczuć macierzyńskich odwołuje się w Kol 2:7 n) – ale także ze względu na motywację towarzyszącą tym napominaniom. Jest to motywacja przez odwołanie się do godności chrześcijanina jako istoty powołanej do królestwa i chwały. Motywów jest właściwie kilka: i to, że jesteśmy powołani przez Boga, co przecież zobowiązuje, co powinno determinować nasze postępowanie i to, że czeka nas przyszła nagroda w postaci wejścia do królestwa i chwały, i wreszcie to, że taka jest przecież wola Boża, o czym mówi Apostoł nieco dalej całkiem wyraźnie. Warto zauważyć przy sposobności, że temat królestwa Bożego nie zajmuje u Pawła miejsca tak centralnego, jak w nauczaniu Chrystusa. Najczęściej w listach Pawła jest to królestwo przyszłe, eschatologiczne – choć mówi Paweł także, że Bóg nas już przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna (Kol 1:13); co wywołuje prawie zawsze myśl o przyjściu Chrystusa na sąd ostateczny. Nie ma w owym królestwie miejsca dla grzeszników, a Paweł przez swoje apostolskie trudy usiłuje właśnie umocnić królestwo Boże na ziemi.

13. Trud nie poszedł na marne. Tesaloniczanie przyjęli naukę Pawła tak, jak przyjmuje się prawdziwe słowo Boże. Poddali się działaniu Ducha Świętego, otworzyli się wewnętrznie, zachowywali się tak, jak mieszkańcy Jerozolimy po pierwszej wielkiej mowie Piotra (Dz 2:37–41). Otóż ta ich chłonność słowa Bożego, ta uległość wobec głoszonej im Ewangelii staje się przedmiotem niekończącej się modlitwy Pawła. Apostoł nieustannie dziękuje Bogu za to, że jego słuchacze właściwie przyjęli słowo Boże.

14. Istota przynależności do Kościoła polega – jak wynika z tych słów Pawła – na znoszeniu ucisku i cierpień. Wiernym Tesaloniki dana była łaska upodobnienia się do Kościołów palestyńskich przez to, że mogli cierpieć tak (por. Dz 17:5–9) jak chrześcijanie palestyńscy, o czym Łukasz wspomina kilkakrotnie w księdze Dziejów Apostolskich (por. np. Dz 8:1; 12:1–4).

15. Paweł osobiście najbardziej musiał cierpieć od Żydów, o czym łatwo się przekonać czytając dzieje jego wypraw misyjnych, opisane przez Łukasza oraz Listy. W zakończeniu Kazania na Górze wszyscy wyznawcy Chrystusa są uważani za spadkobierców i kontynuatorów męczeńskiego losu proroków starotestamentalnych. Wiadomo, że Jezus był największym z proroków lub ponadprorokiem. W rzędzie wysłanników Boga – prorocy ST, Jezus, apostołowie Jezusa – umieszcza siebie także Paweł. Spotka go taki sam los jak jego poprzedników, na co się już żalił nie tylko Chrystus (Łk 11:49), lecz także Szczepan, pierwszy męczennik Chrystusa (Dz 7:52). O tym, że cały świat nienawidził Żydów, mawiano powszechnie w starożytności. Sprawiała to monoteistyczna, absolutnie niezrozumiała dla pogan wiara Izraela oraz jego niechęć do kontaktów z poganami. Paweł nawiązuje do tej generalnej niechęci wyznaniowej, ale, rzecz jasna, pojmuje ją inaczej. Wszyscy ludzie, to ci, którym z woli Boga miała być głoszona Dobra Nowina, czemu Żydzi ciągle stawali na przeszkodzie.

16. Istota grzechu Żydów polegała na tym, że utrudniając apostołom ich działalność tym samym niejako stawiali tamy miłosierdziu Bożemu. W ten sposób sami odrzuciwszy Chrystusa biorą na siebie odpowiedzialność także za zbawienie pogan. Nie można być bowiem zbawionym, jeżeli się nie wierzy; nie można uwierzyć, jeśli nikt nie głosi prawd wiary, a prawdy wiary nie mogą być głoszone bez apostolskiego posłannictwa (Rz 10:14 nn). Za sprzeniewierzenie się ewangelizacji pogan spadnie na Żydów zasłużona kara, o czym wielokrotnie mówił sam Jezus (por. Mt 23:27; Mk 13:1 n; Łk 11:50 n; Łk 19:41–44; 23:27–30). Nie wykluczone również jest to, że pisząc: przyszedł na nich na koniec gniew Boży, myślał Paweł o wydarzeniach, których był świadkiem w czasie redagowania 1 Tes. Paweł przebywał wtedy w Koryncie, przypatrywał się z bliska wygnańczej doli Pryscylli i Akwili, małżonków żydowskich, wypędzonych z ich własnego domu w Rzymie. Być może w swym proroczym widzeniu ujrzał obraz mającego już wkrótce nastąpić zburzenia świątyni i całego Świętego Miasta.

17. Rozpoczyna się fragment, który ukazuje dosadnie wielkoduszność Pawła i jego serca. Apostoł musiał opuścić Tesalonikę przed zaplanowanym czasem. Wiedział, że ta młoda wspólnota chrześcijańska wymaga jeszcze wiele i bardzo serdecznej troski. Powracająca ciągle myśl o konieczności ponownego przybycia do Tesaloniki była nie tylko wynikiem poczucia odpowiedzialności apostolskiej za ten Kościół, lecz także potrzebą serca Pawła. Jak pełen troskliwości ojciec (1 Tes 2:11) lub tak, jak kochająca matka (1 Tes 2:7) został siłą zabrany od dzieci.

18. Zamiar udania się do Tesaloniki, dwukrotnie już skonkretyzowany i bliski realizacji, udaremniał Apostołowi – według jego własnego rozpoznania – szatan. Stanowi to albo aluzję do prześladowań i trudności ze strony „żydujących”, albo oznacza chorobę, na którą cierpiał szczególnie podczas drugiej podróży (Ga 4:13), lub wreszcie chodzi tu może o jeszcze jakiś czynnik niewątpliwie powiązany z szatanem.

19–20. Wyrażenie wieniec chwały każe się domyślać, że Paweł prowadzi prawdziwy bój z szatanem i że ma niezachwianą nadzieję zakończenia tego boju swoim zwycięstwem. Choćby bowiem wypadło cierpieć mu nie wiem jak dużo, to jednak ostatecznie, w chwili spotkania się z Panem w dzień sądu, źródłem chlubnej radości i najwyższą nagrodą będzie dla niego świadomość, że dzięki jego posłudze Tesaloniczanie osiągnęli zbawienie. W ten sposób misja Pawła do pogan zostanie uwieńczona pożądanym rezultatem.

3:1–3. Ponieważ Paweł sam nie mógł udać się do Tesaloniki, a równocześnie było mu bardzo ciężko pozostawać dłużej bez dokładniejszych wieści o młodej wspólnocie, posłał tam Tymoteusza, o którym tak chlubnie będzie się wyrażał w jednym z listów więziennych (Flp 2:19–22), a tu określa go zaszczytnym mianem brata naszego i sługi Bożego w głoszeniu Ewangelii.



4. Rzeczywistym powodem misji Tymoteusza była nie tyle miłość do Tesaloniczan i czysto ludzka tęsknota za nimi, ile raczej obawy, żeby owi nowo nawróceni, wskutek trudności, które poczęły się piętrzyć wśród nich, nie odpadli od Chrystusa. Tymoteusz, choć młody jeszcze, ale pełen zapału i poświęcenia, miał ich słowem i własną postawą podnieść na duchu, a równocześnie jeszcze raz przekonać, że cierpienia i uciski muszą stanowić zupełnie naturalną, przewidzianą przez samego Chrystusa atmosferę chrześcijańskiego życia.

5. Równocześnie stosuje tu Paweł swoistą profilaktykę apostolską: niech Tymoteusz zbada stan wiary Tesaloniczan, niech ich zabezpieczy przed ewentualnymi nieszczęściami ze strony kusiciela. Tak więc szatan, już raz wspomniany w sposób aluzyjny, nie schodzi z uwagi Pawła, który jest świadom jego niezmordowanych zakusów. Wkrótce – w 2 Tes – będzie Paweł pisał dokładnie o wielkim dziele owego syna zatracenia, będzie zapowiadał wielką apostazję, przypadającą na czasy mesjańskie. Dlatego też będzie się modlił słowami Chrystusa z Modlitwy Pańskiej – żeby dobry Bóg chronił ludzi przed złem, nie dopuścił, by ulegli pokusie (Mt 6:13; por. 2 Tes 3:2 n). Oczywiście, zależy Pawłowi również na tym, żeby jego apostolski trud nie poszedł na marne.

6–7. Przewidywania i obawy Pawła okazały się na szczęście niesłuszne. Z relacji Tymoteusza wynikało, że wspólnota żyje prawdziwą wiarą i miłością. Nadzieja została pominięta w tej pochwale Tesaloniczan być może dlatego, że w praktykowaniu tej cnoty dochodziło wśród nich do pewnych wypaczeń. Apostoł będzie musiał jeszcze dokładniej określić przedmiot tej cnoty, co uczyni przede wszystkim w 2 Tes. Nie trzeba dodawać, jak wielką radość sprawiła mu również wiadomość, że Tesaloniczanie myślą i pamiętają o nim i że, co najważniejsze, również jak on ich, tak oni jego pragną zobaczyć. Pewien problem nie tylko introdukcyjny, lecz także egzegetyczny stwarza wzajemny stosunek tekstów 1 Tes 3:1–6, Dz 18:1–5. W obydwu fragmentach chodzi o historię początków wspólnoty tesalonickiej. Następstwo wydarzeń towarzyszących powstaniu Kościoła w Tesalonice było – jak się zdaje – takie: Paweł przybył do Tesaloniki w r. 50: tzn. podczas swej drugiej podróży misyjnej. Przez trzy szabaty dyskutował z miejscowymi Żydami w synagodze (Dz 17:2). Nie wiadomo, jak długo pozostał w Tesalonice, w każdym razie owocem jego działalności apostolskiej w tym mieście było nawrócenie wielu pogan. Tesalonikę opuścił Paweł – wskutek wrogiej postawy miejscowych Żydów – wcześniej niż to sobie układał w swych apostolskich planach i udał się do Berei, gdzie przebywał bardzo niedługo. Następnym etapem jego podróży były Ateny. Tam zabawił nieco dłużej.

W drugiej podróży misyjnej towarzyszył Pawłowi m.in. Tymoteusz. Tesalonikę opuszczał Paweł wspólnie z Tymoteuszem, razem przybyli też do Berei. Do Aten dotarł Paweł w towarzystwie licznych braci z Berei, ale bez Tymoteusza (Dz 17:14–15). Od tego momentu zaczynają się rozbieżności między opowiadaniem Łukasza w Dziejach Apostolskich a relacją Pawła w 1 Tes.

Według Dz mieszkańcy Berei, odprowadziwszy Pawła do Aten, wrócili do swego miasta, gdzie zastali jeszcze Tymoteusza i Sylasa. Wypełniając polecenie Apostoła oznajmili im, by czym prędzej przybyli do Pawła. Z Dz 17:16 wynika, że Paweł oczekiwał na nich w Atenach. Jednakże jego spotkanie z Tymoteuszem i Sylasem miało miejsce nie w Atenach, lecz w Koryncie (Dz 18:1–5), dokąd Paweł udał się po nieudanym wystąpieniu na Areopagu.

Rzecz miała się nieco inaczej według relacji 1 Tes. Z treści 3:1n wynika, że Tymoteusz i Sylas, posłuszni wezwaniu Pawła, opuścili natychmiast Bereę i udali się do Aten, gdzie zastali jeszcze Apostołów. Z Aten wysyła Paweł Tymoteusza do Tesaloniki, aby umocnił mieszkańców tego miasta w wierze. Z misji tesalonickiej wrócił Tymoteusz dopiero wtedy, kiedy Paweł redagował swój Pierwszy List do Tesaloniczan, czyli gdy znajdował się już nie w Atenach, lecz w Koryncie (1 Tes 3:6). Tak więc Dz nie wspominają wcale o misji tesalonickiej Tymoteusza, o czym mówi 1 Tes, ani o spotkaniu Pawła z Tymoteuszem i Sylasem w Atenach, co również stwierdza 1 Tes.

Gdy chodzi o próbę zharmonizowania dwu relacji, to w pierwszym rzędzie należy zauważyć, że Łukasz nie mówi wyraźnie o podróży Tymoteusza do Tesaloniki, lecz podaje, że Tymoteusz przybył do Koryntu z Macedonii. Tak więc jego obecność m.in. w Tesalonice Łukasz zdaje się również suponować. Najprawdopodobniej był Tymoteusz przy tej okazji także w Filippi, skąd przywiózł Pawłowi jakiś materialny zasiłek. Wskutek tego Apostoł mógł zrezygnować z zarobkowej pracy, by oddać się całkowicie głoszeniu Ewangelii.

8–10. Te trzy wiersze jeszcze raz ukazują pełną radość Pawła – jest to radość w Duchu Świętym (Rz 14:17), owoc Ducha (Ga 5:22) – i wdzięczność względem Boga za opiekę nad młodą wspólnotą, która tak bardzo leżała mu na sercu. Ożyło w nim na nowo szczere pragnienie zobaczenia jak najrychlej Tesaloniczan, już nie tylko po to, by się nacieszyć ich widokiem, lecz także, by dopełnić tego, czego brakowało ich wierze. Paweł nie chce zatrzymywać się dłużej przy pewnych brakach religijnego życia Tesaloniczan, lecz wzmianka o potrzebie uzupełnienia ich wiary każe się domyślać, że takie niedociągnięcia rzeczywiście miały miejsce.

11–13. Jest to jeden z najpiękniejszych tekstów modlitewnych Pawła. Nawiązuje w nim Apostoł do kontekstu bezpośrednio poprzedzającego, gdzie już rozpoczął swoją modlitwę błagalną, prosząc Boga o łaskę odpowiednich okoliczności sprzyjających odwiedzeniu Tesaloniczan. Obecnie zdaje się w tej sprawie całkowicie na Boga Ojca i na Pana naszego Jezusa Chrystusa. Jest bowiem przekonany, że tylko w ten sposób zostaną usunięte przeszkody, które ustawił szatan już kilkakrotnie na drodze Apostoła do Tesaloniki.

Potem przedmiotem modlitwy Pawła są już wprost Tesaloniczanie. Wprawdzie nigdy nie można przesadzić w miłości Boga czy bliźniego, ale modlitwa Pawła o spotęgowanie wzajemnej miłości chrześcijan tesalonickich każe się domyślać, że pod tym względem życie młodej wspólnoty też pozostawiało nieco do życzenia. Zdobywając się na coraz większą miłość, tym samym będą się Tesaloniczanie stawać coraz doskonalsi pod względem świętości, a to z kolei sprawi, że ich spotkanie z Jezusem w dzień Jego przyjścia będzie pełne radości i chwały. Mówiąc o tym przyjściu abstrahuje Paweł od idei przyszłego gniewu, a nawet sądu Boga, ukazuje natomiast w całej pełni majestat, chwałę Chrystusa przychodzącego w otoczeniu swoich aniołów i świętych (por. 2 Tes 1:7).

4:1. Choć Paweł przebywał w Tesalonice stosunkowo krótko, to jednak zdołał przekazać mieszkańcom tego miasta wiele zasadniczych prawd chrześcijaństwa. Musiał to czynić w sposób, który utkwił głęboko w umysłach i sercach Tesaloniczan. Inaczej nie odwoływałby się w listach tak bardzo często do owych dni swego osobistego głoszenia Ewangelii w Tesalonice. Do pierwotnego entuzjazmu Tesaloniczan nawiązuje Paweł również, podając zwięzłe zasady świętości na co dzień. Ilekroć uczucie bierze górę w nauce głoszonej przez Apostoła, wówczas prawie z zasady nazywa on wiernych braćmi. Jest to termin przed-Pawłowy, szczególnie dobrze wyrażający ideę miłości, którą darzyć się winni wszyscy chrześcijanie. Prośba Pawła jest w tym wypadku wyjątkowo natarczywa. Apostoł nie tylko prosi, ale i zaklina, nie tylko liczy na własny autorytet, lecz odwołuje się do powagi samego Chrystusa.

Przedmiotem tej niezwykłej prośby jest sprawa duchowego postępu Tesaloniczan. Doskonałość w ujęciu chrześcijańskim nie ma w sobie nic ze spokojnego błogostanu. Doskonałość chrześcijańska jest wspinaniem się wyżej i wyżej, jest ciągłym marszem naprzód. Gdy człowiek zaniedba choć na chwilę troskę o ów postęp, cofa się w sposób bardzo widoczny, traci nawet to, co było jego udziałem w momencie pierwszego religijnego uniesienia. Tak chyba musiało być i w życiu Tesaloniczan. Zdarzyły się pewne zaniedbania związane z niebezpieczną psychozą nadchodzącego już rzekomo końca świata. Paweł przypomina pierwszy entuzjazm Tesaloniczan i ich piękną, pełną ufności uległość wszystkim jego poleceniom. Podobanie się Bogu jest ostatecznym celem wszystkich wysiłków ascetycznych chrześcijanina. Człowiek sam, jego wewnętrzne zadowolenie, nawet jego doskonałość, choćby była najbardziej wzniosła sama w sobie, bez chęci przypodobania się Bogu nie może być głównym przedmiotem troski o postęp duchowy.



2. Paweł co prawda sam wydawał nakazy, ale czynił to zawsze mocą powagi Jezusa, jako Jezusowy apostoł. Co więcej! Treść całej Ewangelii Pawła nie była niczym innym jak tylko rozwijaniem nauki Jezusa Chrystusa i dawaniem świadectwa Chrystusowemu krzyżowi. To nie filozofia wymyślona przez Pawła. Zresztą posłuchajmy samego Apostoła: My głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan (1 Kor 1:23), lub nieco dalej: Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego (1 Tes 2:2).

3. Wszystko, czego pragnie Bóg dla człowieka, sprowadza się do jednego: jego uświęcenia. Znów Paweł nie mówi tu nic innego, tylko powtarza słowa wypowiedziane przez Chrystusa: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5:48), lub gdzie indziej: Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny (Łk 6:36). Bardziej skonkretyzowane owo pragnienie Boże uświęcenia człowieka jest niczym innym, jak tylko żądaniem, aby ludzie unikali grzechów. O wyrzeczeniu się jednego z nich mówi Paweł wyraźnie.

Nie ma powodu przypuszczać, że Tesaloniczanie prowadzili życie wyjątkowo rozwiązłe i że dlatego właśnie przypomina im Paweł obowiązek powstrzymywania się od rozpusty. Chodziło tu raczej o to, że niebezpieczeństwo rozluźnienia obyczajów było szczególnie groźne dla ludzi żyjących w środowisku pogan, a ci w sprawach pożycia seksualnego kierowali się – jak to Paweł sam niejeden raz jeszcze powie – bardzo wielką swobodą. Szczególne zło moralne grzechów nieczystych (1 Kor 6:18; 7:2) tkwi w tym, że znieważają one ciało chrześcijanina, które jest przecież przybytkiem Ducha Świętego (1 Kor 6:19 n).



4–5. Każdy przekład nowożytny powyższego tekstu jest z konieczności już jego egzegetyczną interpretacją. W miejscu polskiego wyrażenia ciało własne w tekście greckim znajduje się termin, który trzeba by przetłumaczyć: „własne naczynie”. Paralela, jaką stanowi 1 Pt 3:7, upoważniałaby do tłumaczenia tego zwrotu: „własna żona”, co też czyni wielu egzegetów tak katolickich (Lemmonnyer, Toussaint, Vosté), jak i protestanckich (Bisping, Wohlenberg, Bornemann), przytaczając na poparcie swego stanowiska – prócz paraleli do 1 Pt 3:7 – następujące racje: 1) zwrot „posiąść żonę” jest zupełnie normalny w środowisku hellenistycznym; 2) istniał powszechny zwyczaj nabywania żon za pieniądze; 3) odpowiednik hebrajski greckiego słowa σκευoς (naczynie), jest często używany na określenie niewiasty.

Jednakże rację zdają się mieć ci, którzy rozumieją omawiany tekst w sensie „utrzymanie własnego ciała w świętości i we czci”. Interpretacja ta cieszy się nie mniejszą powagą zarówno starożytnych (Jan Chryzostom, Teodoret, Ambrozjaster, Teofilakt), jak i współczesnych egzegetów (Lightfoot, Milligan, Buzy, Rigaux). Poza tym za jej przyjęciem przemawiają racje następujące: 1) w użyciu autorów greckich termin σκευoς występuje bardzo często jako określenie ciała, będącego naczyniem, pomieszczeniem duszy i takie wyrażenie – przynajmniej jeden raz – występuje również u św. Pawła. Oto, co czytamy w 2 Kor 4:7, Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas; 2) zwrot „posiąść”, „mieć we władaniu własne ciało” występuje kilka razy w tekstach papirusowych; 3) zwrot „nabyć, posiąść niewiastę, po to, by czyjąś została” jest tu trochę sztuczny i nie ma żadnych paraleli w całej teologii św. Pawła; 4) zwracając się do wiernych, zwłaszcza nowo nawróconych, jako całej wspólnoty, Paweł nigdy nie dawał rad ani tym bardziej polecenia, by wszyscy wstępowali w związki małżeńskie, natomiast troska o czystość własnego ciała, jako przybytku Ducha Świętego, powtarza się w listach Pawła dość często. Tym właśnie m.in. mają się różnić chrześcijanie od nie znających Boga pogan. Gdzie indziej wyłoży Paweł swój pogląd na ową pogańską nieznajomość Boga (por. Rz 1:18–32). Tak więc od czasu śmierci i zmartwychwstania Chrystusa ludzkość dzieli się nie na pogan i Żydów, lecz na chrześcijan i niechrześcijan.



Yüklə 0,53 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   2   3   4   5   6   7   8   9   10




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə