List do kolosan



Yüklə 0,53 Mb.
səhifə5/10
tarix26.11.2017
ölçüsü0,53 Mb.
#12753
1   2   3   4   5   6   7   8   9   10

6. Kontekst, w którym mowa o czystości seksualnej, czyni mało prawdopodobną opinię tych, którzy sądzą, że Paweł zaleca tu ogólną uczciwość w postępowaniu z ludźmi, jakby chciał powiedzieć: „Nie oszukujcie się wzajemnie, bądźcie uczciwi”. Według wszelkiego prawdopodobieństwa – tak sądzą również św. Hieronim, Jan Chryzostom, Estius, Milligan, Vosté – Paweł trwa nadal przy temacie czystości ciała, ale posługuje się jeszcze bardziej ogólną i mniej żenującą terminologią. Po nawiązaniu do konkretnego przykładu podaje znów zasadę ogólną: Nie pozwalać sobie pod tym względem na żadne ustępstwa, nie oszukiwać nikogo! Być może, iż oszukiwanie owo polegało na próbach tłumaczenia sobie lub komuś, że człowiek ma pełną władzę nad własnym ciałem i może z nim robić wszystko, ku czemu skłaniają go jego instynkty. Otóż nie ma się co łudzić: Bóg jest mścicielem tych wszystkich wykroczeń. Przypominają się tu słowa napisane przez św. Pawła w Liście do Galatów: Nie łudźcie się: Bóg nie pozwoli z siebie szydzić. A co człowiek sieje, to i żąć będzie: kto sieje w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne (Gal 6:7 n).

7. Motywem mającym skłonić Tesaloniczan do unikania grzechów nieczystych jest nie tylko wzgląd na przyszły gniew Boży. Inną, bardziej wniosłą racją jest to, że zostaliśmy powołani do świętości. Woli Bożej nie można sobie lekceważyć. Naszym zadaniem życiowym jest urzeczywistnienie Bożych zamiarów.

8. Oto trzeci motyw mający skłonić Tesaloniczan do życia w czystości. Oddawanie się grzechom nieczystym byłoby okazywaniem wzgardy Bogu, który z ciała ludzkiego postanowił uczynić przybytek Ducha Świętego. Tak więc bezczeszcząc własne ciało człowiek dokonuje bolesnej profanacji przybytku samego Ducha Świętego.

9–10. O tym, że Bóg sam pouczał ludzi, jak mają się wzajemnie miłować, mówią zarówno ST (Jr 31:34), jak i NT. Jeżeli Paweł czyni to spostrzeżenie, jeżeli nawet następnie zauważa, że Tesaloniczanie ogarniają swoją miłością wszystkich braci w całej Macedonii, to nie oznacza, że nic już pod tym względem nie mają do zrobienia. Przeciwnie, zaraz w następnym wierszu znajdujemy zachętę do dalszego doskonalenia się w praktyce tej cnoty.

11. Kolejne pouczenia wiążą się już wprost z największym problemem religijnym wspólnoty tesalonickiej: z oczekiwaniem na paruzję. W związku z tym oczekiwaniem zakradł się przede wszystkim niepokój do tesalonickiej wspólnoty; ludzie nie byli pewni przysłowiowego jutra. W takiej sytuacji wielu porzucało swoje dotychczasowe zajęcia nie widząc dalszego sensu w zajmowaniu się pracą. Wskutek tego musieli wyciągać ręce do drugich, żebrząc o środki potrzebne do codziennego życia. Można sobie wyobrazić, jak wszystko to niepokoiło Pawła, tak bardzo zatroskanego o losy tesalonickiego Kościoła.

12. Wiersz ten stanowi zakończenie dłuższego fragmentu, w którym Apostoł podaje zasady świętego życia. Pouczenia dotyczą stosunków wewnętrznych wspólnoty chrześcijańskiej, ale Paweł nie zapomina o wskazaniach co do postawy chrześcijan wobec niechrześcijan, określonych tu mianem pozostających na zewnątrz. Otóż wobec tych ostatnich chrześcijanie powinni się zdobywać na pełną szlachetność. Inaczej mówiąc, winni być dla nich miłosierni, wyrozumiali, wielkoduszni, ludzcy. Zalecając Tesaloniczanom zajęcie takiej postawy wobec pogan św. Paweł żywił z pewnością jakieś nadzieje zdobycia dla Chrystusa nowych wyznawców. Jest to paralela do innego, bardzo ekumenicznego tekstu: Nie bądźcie zgorszeniem ani dla Żydów, ani dla Greków, ani dla Kościoła Bożego, podobnie jak ja, który się staram przypodobać wszystkim, pod każdym względem, szukając nie własnej korzyści, lecz dobra wielu, aby byli zbawieni (1 Kor 10:32 n). Słowa a nie będziecie potrzebować nikogo (1 Tes 4:12) zdają się podsuwać myśl, że Tesaloniczanie porzucając pracę i nie mając z czego żyć wyciągali ręce po materialne datki nawet do pogan, czym w oczach pozostających na zewnątrz na pewno się kompromitowali.

13. Owi pozostający na zewnątrz są też nazwani ludźmi, którzy nie mają nadziei. W rzeczywistości bowiem poganie nie żyli żadną nadzieją przyszłego szczęścia. Wszystko kończyło się dla nich tu na ziemi. W ten sposób przedstawia pogan już autor Księgi Mądrości. Życie ich było pełne smutku, zewnętrzna zaś radość, niekiedy granicząca z wyuzdaniem, była tylko próbą zabicia wewnętrznego rozdarcia i pustki.

14. Otóż chrześcijanie nie mają żadnego powodu, by popadać w tego rodzaju smutek. Wiedzą przecież dobrze, że śmierć fizyczna nie jest końcem ich istnienia. Nawet po złożeniu do grobu zmartwychwstaną do życia, które się już nigdy nie skończy. Podstawą, źródłem tej wiary jest często spotykana w pismach Pawła idea naszej solidarności, czyli szczególnych związków z Chrystusem: byliśmy jedno z Chrystusem w ciągu Jego życia, uczestniczyliśmy w Jego radościach i smutkach, a nawet w samej śmierci. Z Nim, jak wyjaśnia Paweł w Rz 6:4, zostaliśmy współzłożeni do grobu. Wiadomo jednak, że Chrystus nie pozostał w grobie: zmartwychwstał, by już nigdy nie umierać. Otóż mamy również wszelkie prawo, by przypuszczać, że zmartwychwstaną także ci, którzy byli pogrzebani z Chrystusem. Dokona tego Bóg swoją mocą. Widać z tego jednak, że Pawła interesuje śmierć i przyszłe zmartwychwstanie tylko tych, którzy trwają w jedności z Chrystusem. Los innych rzadko stanowi przedmiot eschatologii Apostoła, z czego jednak nie wynika, że wręcz odrzuca on możliwość zmartwychwstania grzeszników. Po prostu nie zajmuje się sprawą tego zmartwychwstania.

15. Dodatkowych powodów do smutku dostarczała Tesaloniczanom troska o najbliższych. Odczuwali mianowicie przykrość i ubolewali nad tym, że ci, co odeszli, nie będą już przeżywali nie dającego się opisać szczęścia spotkania z Jezusem, mającym się pojawić rzekomo już niebawem w paruzji. Byli przekonani, że przywilej oglądania ponownie przychodzącego Chrystusa będzie zarezerwowany tylko dla tych, którzy pozostaną przy życiu. Otóż Paweł bardzo przekonująco wyprowadza ich z tego błędu. Żywi – dokładniej, pozostawieni przy życiu na przyjście Pana – wcale nie będą stanowić grona uprzywilejowanych wśród oglądających Jezusa. Co więcej, nawet nie będą pierwszymi wśród tych, którym będzie dane zobaczyć przychodzącego Chrystusa.

16. Następstwo wydarzeń będzie mniej więcej takie: zabrzmi trąba Boża, rozlegnie się głos archanioła i pojawi się – dokładniej, zstąpi z nieba – Pan. Wtedy zmartwychwstaną jako pierwsi wszyscy, którzy już pomarli w Chrystusie.

17–18. Potem dopiero ci, których paruzja zastała przy życiu. Razem z dopiero co zmartwychwstałymi będą porwani w powietrze i razem wyjdą na spotkanie Panu – z Nim też pozostaną na zawsze. Nikt jednak nie wie, kiedy to wszystko nastąpi: O dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec (Mk 13:32). Paweł zaznacza jednak zaraz na początku, że to, co powiedział, nie jest jego prywatnym przeświadczeniem, lecz prawdziwym słowem Bożym.

Kilka spraw w tym pouczeniu Bożym wymaga nieco dokładniejszego wyjaśnienia. Przede wszystkim kwestia naszego porwania lub inaczej mówiąc, uniesienia do Pana. Jest to obraz, za pomocą którego Apostoł pragnie ukazać wyraźniej szczęście tych, którzy żyją i umierają w Panu. Nie będą nawet świadkami kary, jaka spadnie na niesprawiedliwych, zostaną przeniesieni do zupełnie innego świata – powietrze jest wyobrażeniem tego świata – otrzymawszy uprzednio inne, chwalebne ciało, bowiem ciało i krew nie mogą posiąść królestwa Bożego i że to, co zniszczalne, nie może mieć dziedzictwa w tym, co niezniszczalne (1 Kor 15:50). Sprawa druga, to problem wiary Pawła w bliskość paruzji. Choć Paweł zalicza siebie do tych, którzy, pozostawieni przy życiu, będą porwani w powietrze na spotkanie z Panem, to jednak wbrew twierdzeniom niektórych egzegetów wcale z tego nie wynika, iż jest przekonany, że przyjście Pana będzie miało miejsce jeszcze za jego życia. Apostoł stawia po prostu siebie w sytuacji tych ludzi, którzy dożyją paruzji, i w ich imieniu – a zatem w pierwszej osobie – przemawia. Posługuje się tą samą figurą retoryczną – enallage – którą tak często spotykamy nie tylko w przemówieniach uroczystych, lecz także w mowie potocznej, w takim np. zdaniu: Za sto lat wszyscy będziemy latali na księżyc.



5:1–3. Usunąwszy jeden niepotrzebny powód smutku, tzn. zbyteczną troskę o los zmarłych w chwili paruzji, z kolei przechodzi Paweł do drugiego: nie należy się poddawać zniechęceniu czy apatii, gdyż nie wiadomo, kiedy nadejdzie dzień Pański. Zarówno samo określenie: „dzień Pański”, jak i metaforę obrazującą niepewność dnia jego przyjścia zaczerpnął Paweł z katechezy synoptycznej (Mt 24:36–44; Mk 13:32 n; Łk 12:39 n), która zapożyczyła je – przynajmniej wyrażenie „dzień Pański” jako modyfikację zwrotu „dzień Jahwe” – ze ST (por. Am 5:18–20; Eze 30:2–3; Ml 3:19–3). Ze ST również pochodzi przenośnia dotycząca niewiasty rodzącej (Jr 4:31). Od samego początku idea owej niepewności dnia paruzji jest tak przedstawiana, żeby wierni stale mieli się na baczności i żeby się nie dali zaskoczyć.

4–5. Lecz w trakcie udzielania owych napomnień Paweł zorientował się, że takie mocne akcentowanie dnia paruzji również może napełnić Tesaloniczan smutkiem i pogrążyć ich w apatii. I dlatego przypomina, że w przypadku chrześcijan, którzy nie żyją w ciemności, lecz są również synami światła (por. Ef 5:8; Kol 1:13), zaskoczenie owo nigdy nie może być całkowite, gdyż żyć w światłości, to po prostu trwać w ustawicznej czujności i przytomności umysłu.

6. Zachęta powyższa jest konkluzją dłuższego uzasadnienia wezwań do czujności. Uzasadnienie owo polega na odwołaniu się do tej rzeczywistości, którą każdy chrześcijanin wybiera jako atmosferę nowego życia. Jest to więc w pewnym sensie odwołanie się do zdrowego rozsądku i do poczucia pewnej konsekwencji życiowej.

7–8. Przede wszystkim jest to jednak odniesienie się do rzeczywistości nowego życia. Dlatego przeciwstawiając nowe życie praktykom życia pogańskiego wspomni Paweł o innych – o tych, którzy śpią lub którzy są nieprzytomni wskutek zamroczenia winem. Chrześcijanin dysponuje zresztą całym uzbrojeniem duchowym, dzięki któremu może odeprzeć nawet najgroźniejsze ataki nieprzyjacielskie (por. zwł. Ef 6:11). Uzbrojenie to stanowią głównie trzy cnoty teologalne: one właśnie mają osłaniać chrześcijanina od stóp aż do głowy.

9–10. Pojawia się nowa motywacja, polegająca na odwołaniu się do faktu przeznaczenia nas przed wiekami do zbawienia. Samo przeznaczenie nie jest aktem, który miał miejsce tylko w umyśle i woli Boga, lecz dokonało się w przeszłości historycznej i swym zasięgiem objęło wszystkich ludzi, mimo iż tylko część ludzkości poddała się temu działaniu Bożemu. Podobnie jak w Jezusie Chrystusie objawiła się wola Boga, tak też nasze przeznaczenie dokonało się w Chrystusie Jezusie, który przez swoją śmierć zdobył nas sobie – czy to żywych, czy to umarłych – na swoją wyłączną własność. Do tego argumentu Paweł wraca stosunkowo często: wiele ludzi żyje bowiem tak, jakby śmierć Chrystusa była im niepotrzebna. Otóż Paweł znaczną część swojej apostolskiej energii poświęca właśnie wykazywaniu związków, jakie powinny istnieć między śmiercią Chrystusa a codziennym życiem każdego chrześcijanina. Napomnienia tak motywowane są wyrazem, chciałoby się powiedzieć – „soteriologicznej logiki” Pawła.

11. We właściwym rozumieniu prawdy o paruzji, w zajęciu wobec tej prawdy praktycznie poprawnej postawy, chrześcijanie tesaloniccy powinni sobie pomagać nawzajem. Obowiązkiem każdego zaś jest budowanie otoczenia.

12–13. Trzy krótkie charakterystyki ludzi polecanych łaskawości Tesaloniczan – pracują, przewodzą, napominają – nie odnoszą się do trzech jakby odrębnych stopni hierarchii kościelnej w Tesalonice. Są to różne, w zależności od potrzeb, rodzaje sprawowania władzy przełożonych lokalnego Kościoła tesalonickiego. Ludzie ci spełniają niekiedy ciężkie, wyczerpujące prace, kiedy indziej przewodzą być może na zebraniach, zwłaszcza liturgicznych, jeszcze innym razem napominają, pouczają. Za każdy z tych wysiłków należy się im uznanie, wdzięczność i miłość.

14. Dwuwiersz ten zawiera wykaz ważniejszych obowiązków względem braci w wierze. Są wśród nich różni lub wszyscy różnie się zachowują: raz brakuje komuś karności, to znów – w każdej społeczności tacy się zdarzali i nadal się zdarzają – niektórzy lubią chodzić własnymi drogami i troszczyć się tylko o własne dobro. Jest to nie do pogodzenia z naturą takiej społeczności jak Kościół, uważany za jeden organizm Chrystusa. Kiedy indziej ktoś inny bywa małoduszny, z byle powodu przygnębiony, co nie wpływało również dodatnio na atmosferę religijną całego Kościoła, który żył w nadziei i prostocie serca (Dz 2:46).

Problemem prawie każdej pierwotnej wspólnoty byli tzw. „słabi”, ludzie o wrażliwych sumieniach i równocześnie niepełnym jeszcze uświadomieniu religijnym. Byli narażeni na brak tolerancji i niezrozumienie ze strony „mocnych” i dlatego np. w Liście do Rzymian tych ostatnich tak Apostoł napominał: A my, którzy jesteśmy mocni [w wierze], powinniśmy znosić słabości tych, którzy są słabi, a nie szukać tylko tego, co dla nas dogodne (Rz 15:1). Tak więc każdego należy traktować inaczej, ale dla nikogo nie może zabraknąć cierpliwości. Jest to bowiem cnota, bez której nie można sobie w ogóle wyobrazić wspólnego życia.



15. W postępowaniu chrześcijan nic chyba nie jest tak bardzo nieewangeliczne, jak odpłacanie złem za złe. Wskazania Chrystusa są bowiem całkiem jednoznaczne: Jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi… Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują (Mt 5:39.44). Paweł też sformułuje nieco później zasadę: Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj (Rz 12:21). Miłość bliźniego nie ogranicza się zresztą jedynie do tego, żeby złem za złe nie odpłacać. Jej wyrazem jest pozytywna troska o przysporzenie dobra innym. Taka jest bowiem praktyka miłości, a miłość nie przedstawia wielkiej wartości tak długo, jak długo jest tylko samą teorią.

16–18. Ustawiczna radość i trwanie na modlitwie, zwłaszcza dziękczynnej – to przedmiot kolejnych napomnień. Postawa tego rodzaju winna być naturalnym następstwem obecności w nas Ducha Bożego. Duch tego świata, zagubienie się w jego sprawach, nie sprzyja radości – przynajmniej radości prawdziwej – nie ułatwia oddawania się modlitwie, nie bardzo uznaje pojęcie wdzięczności. Na wdzięczność ludzką był bardzo wrażliwy Chrystus. Jej brak wytknął ówczesnym Izraelitom w kilku przypowieściach (np. przypowieść o dziesięciu trędowatych, o niemiłosiernym dłużniku itp.). Paweł zaś pisał w Ef 5:20 n: Dziękujcie zawsze za wszystko Bogu Ojcu w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa. Motywem tego nakazu potrójnego dziękczynienia jest wola Boża w Jezusie Chrystusie. Myśl główna motywu tak sformułowanego zdaje się być następująca: Pan Bóg jest od wieków samą miłością, szczęściem i źródłem dobroci udzielającej się ludziom. Wszystko to jednak nie byłoby człowiekowi znane, gdyby się nie dokonało Wcielenie Syna Bożego. W Jezusie Chrystusie objawił Bóg światu swoje przymioty. W osobie i nauczaniu Jezusa ujawniła się też najdoskonalej wola Boga Ojca, zgodnie z tym, co czytamy w Hbr 1:1n: Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców [naszych] przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna. Jego to ustanowił dziedzicem wszystkich rzeczy… Ten akcent chrystologiczny w sformułowaniu motywu woli Bożej odegra bardzo ważna rolę w późniejszych polemikach Pawła z „żydującymi”. Tym, którzy umniejszali wkład Chrystusa w dzieło zbawienia człowieka, wykładał Apostoł prawdę o współdziałaniu woli Ojca z wolą Syna, o wspólnocie dwu zbawczych miłości itp. Warto zapamiętać, że prawda o ukazaniu woli Boga w życiu i czynach Jezusa Chrystusa pojawia się już w najwcześniejszych chronologicznie pismach św. Pawła.

19–20. Z polecenia, by nie gasić ducha, wynika, że w młodej wspólnocie tesalonickiej nie tylko że nie przeceniano, lecz nawet nie doceniano wartości różnych charyzmatów. Zawsze – o czym wiadomo z instrukcji udzielonych Koryntianom – darzył Paweł wielkim uznaniem dar prorokowania, gdyż korzystanie z niego przyczyniało się do moralnego zbudowania całej wspólnoty (1 Kor 14:4) i do umacniania wewnętrznego jej poszczególnych członków (1 Kor 14:3). Dlatego mówi Paweł gdzie indziej, że Kościół jest zbudowany na fundamencie nie tylko apostołów, lecz także proroków (Ef 2:20).

21–22. Nie tylko to, co mówili tzw. charyzmatycy, lecz wszystko, co dociera do wspólnoty z zewnątrz, winno być badane. Rzeczy dobre, bez względu na to, skąd pochodzą, powinny być zatrzymywane. Duch Boży, posiadany przez każdego chrześcijanina od czasu chrztu św., umożliwia rozróżnienie zła od dobra oraz tego, co lepsze, od tego, co jedynie dobre (Flp 1:9 n). Wreszcie powinien się wystrzegać każdy chrześcijanin wszelkiego minimalizmu. Z całą świadomością, dobrowolnie podejmowana decyzja dopuszczenia się wykroczenia, które jest niewielkie samo w sobie, czyni je znacznie cięższym.

23. W swych późniejszych listach – zwłaszcza w 1 Kor – będzie Paweł rozwijał dokładniej pojęcie Boga pokoju. Do Niego będzie też często nawiązywał wzywając wiernych swoich Kościołów do miłości społecznej i harmonii na co dzień. Tylko ten Bóg może sprowadzić do wnętrza każdego człowieka pokój, dar tak cenny zwłaszcza w przekonaniu Pawła, który wyjątkowo boleśnie przeżywał dramat rozdarcia spowodowanego w duszy człowieka skutkami pierwszego grzechu. Trzy rzeczowniki – duch, dusza i ciało wcale nie upoważniają do twierdzenia, że Paweł nawiązuje tu do pogańskiej – m.in. arystotelesowskiej – trychotomii człowieka, pomijając już to, że w owych filozoficznych systemach trychotomicznych nigdy nie występuje termin „duch” (πνευμα), jeno zazwyczaj „umysł” (νoυς). Przypuszczenie powyższe jest mało prawdopodobne i dlatego, że nowotestamentalne pojęcie Ducha, udokumentowane wieloma tekstami, posiada swe źródło w treści wyrazu hebrajskiego ruah, tłumaczonego w Septuagincie zawsze greckim πνευμα. Ten duch – to źródło łask i darów Ducha Świętego a także ta strona ludzkiej natury, która te dary przyjmuje i jest przez nie przemieniana. Dusza zaś – to czysto naturalna władza duchowa, zwłaszcza poznawcza, człowieka, a ciało – to przybytek Ducha Świętego, nie zaś jedynie zestaw mięśni, ścięgien i kości. Tak więc uświęcającemu działaniu Boga poddaje Paweł całe jestestwo Tesaloniczan. Tylko ludzie, którzy skorzystali ze zbawiennych skutków oddziaływania Bożego, mogą liczyć na to, że nie spotkają się z zagniewaniem, lecz z chwalebnym uznaniem ze strony Pana w dzień Jego przyjścia.

24. Na wierność, prawdomówność Boga liczył nie tylko Izraelita Starego Prawa, choć może rzadko kto tak, jak on skrupulatnie odwoływał się do wierności Boga, przypominając Mu obietnice dane poprzednim pokoleniom. Treść NT daje również do zrozumienia, że prawdomówność i wierność Boga należą do Jego istoty. Jeżeli więc Bóg powołał nas do wiecznego szczęścia, jeżeli już rozpoczął dzieło obdarzania nas tym szczęściem, to nie może tego dzieła nie doprowadzić do końca, nie dopuścić nas do pełnego zjednoczenia z sobą (por. także Flp 1:6).

25. Sam za siebie w listach Apostoł nie modli się prawie nigdy (takim wyjątkiem jest 2 Kor 12:8), ale prosi często swoich wiernych o modlitwę w jego własnych intencjach. Myśli wtedy nie tyle może o uzyskaniu czegoś dla siebie, ile o jeszcze ściślejszej więzi duchowej między nim samym a całą społecznością chrześcijan tesalonickich.

26. Zewnętrznym wyrazem miłości społecznej wśród pierwszych chrześcijan był pocałunek pokoju, którego udzielanie sobie nawzajem Paweł często zalecał (por. także 1 Pt 5:14). Nazywał się on pocałunkiem świętym, bo uzewnętrzniał prawdziwie Boży dar miłości.

27. List nie jest prywatnym pismem do jednostki lub grupy chrześcijan tesalonickich. Ma być odczytany publicznie, prawdopodobnie na zebraniu liturgicznym, bo jest wyrazem apostolskiej troski Pawła o cały Kościół.

28. Na zakończenie Apostoł życzy Tesaloniczanom łaski Pana naszego Jezusa Chrystusa. Można chyba przypuszczać, że to pozdrowienie, jako wyraz działania pod wpływem natchnienia Ducha Świętego, było również rzeczywistym udzieleniem łaski Ducha Świętego wszystkim – jak zauważa H. Schürmann – nie tylko ówczesnym czytelnikom Listu Pawła.

DRUGI LIST DO TESALONICZAN

Bezpośrednim powodem napisania tego Listu stały się niepokojące wieści dotyczące niewłaściwego tłumaczenia poglądów Apostoła na paruzję. Niektórzy spośród wiernych tak bardzo pochłonięci byli oczekiwaniem powtórnego przyjścia Chrystusa, że zaniedbali wszelką pracę, oddając się bezczynności (2 Tes 2:1 n; 2 Tes 3:6–16). Stan ten pogarszała jeszcze okoliczność, że na zebraniach religijnych pojawiali się ludzie roszczący sobie pretensje do daru proroctwa i pozostający rzekomo pod działaniem Ducha Świętego. Nadto poczęto rozszerzać sfałszowany list Pawłowy. Wszystko to podważało naukę głoszoną przez Apostoła. Sytuacja ta zmusiła św. Pawła do natychmiastowej interwencji w trosce o wiarę Tesaloniczan.

Apostoł nawiązuje w 2 Tes do treści Pierwszego Listu i zdecydowanie nakazuje wiernym oddającym się życiu bezczynnemu zerwać z marazmem. Zachęca ich do pracy i czujności w łączności z Bogiem. Szerzej aniżeli w Pierwszym Liście rozwija naukę o paruzji wyliczając poprzedzające ją znaki (apostazja, pojawienie się człowieka grzechu – Antychrysta). Kieruje jednak równocześnie pod adresem wiernych słowa pochwały i radości z tego powodu, iż wiara coraz bardziej wśród nich wzrasta, a miłość coraz ściślej zespala ich z Chrystusem.

Problem autentyczności 2 Tes posiada już prawie dwuwiekową historię. Uważa się niekiedy, że jest to pismo m.in. dlatego nie Pawłowe, że oczekiwanie paruzji zostało w nim przedstawione zupełnie inaczej niż w 1 Tes. Według 1 Tes 5:2 Pan przyjdzie nagle, jak złodziej w nocy, natomiast według 2 Tes 2; 3 paruzję poprzedzą różne znaki (ogólna apostazja, pojawienie się syna zatracenia itd.). Te więc dwa tak sprzeczne poglądy nie mogą pochodzić od Pawła jako autora obydwu listów. Należy jednak zauważyć, że Paweł pisząc o paruzji nie tyle przedstawia pewną rzeczywistość historyczną, ile raczej jest pod wpływem ówczesnej apokaliptyki żydowskiej i chrześcijańskiej. W apokalipsach zaś owych te dwa tematy, nagłość paruzji i pewne oznaki ją zapowiadające, ciągle występują obok siebie. Zresztą sprzeczność powyższa jest pozornie tylko tak wielka. W 1 Tes upominając Tesaloniczan, nakazując im podjąć na nowo porzuconą pracę, Apostoł mocno akcentuje niewiedzę ludzką co do czasu ponownego przyjścia Chrystusa. Pouczeń tych bynajmniej nie odwoływał. Z 2 Tes również nie wynika, kiedy będzie miała miejsce paruzja. Wiadomo tylko, że poprzedzą ją pewne znaki. Wcale jednak nie wiadomo, kiedy zaczną się one pojawiać. Zresztą Paweł nie czyni nic innego, jak tylko rozwija katechezę Jezusa, który też przecież oznajmiał, że nikt nie wie, kiedy przyjdzie dzień Pański – stąd potrzeba czujności (Mt 24:36–42); a równocześnie mówił o znakach mających poprzedzić paruzję (Mt 24:6–14).

Zauważa się następnie, że eschatologia 1 Tes ma charakter bardzo teraźniejszościowy. Ludzie czekający na przyjście Pana, na dzień ostateczny, już są synami owego dnia. Otóż zupełnie inaczej rzecz się ma pod tym względem w 2 Tes. Wszystko tam jest zorientowane na przyszłość. Przyszłość będzie karą dla prześladowców, a nagrodą dla prześladowanych. Warto jednak zauważyć, że Paweł, być może celowo, owe akcenty teraźniejszościowe usunął w 2 Tes na plan dalszy, gdyż ich uwydatnienie było niepożądane ze względu na ewentualne niebezpieczeństwo ze strony herezji gnostyckiej.

Zauważa się wreszcie, że obydwa listy do Tesaloniczan treściowo są sobie tak bliskie, iż niekiedy całe zdania powtarzają się dosłownie. Otóż – twierdzą przeciwnicy Pawłowego autorstwa 2 Tes – Paweł nigdy nie miał zwyczaju powtarzać tak wiernie siebie samego. Wydaje się więc, że 2 Tes jest dziełem kogoś, kto streszczając 1 Tes usiłował podszyć się pod autorytet apostolski Pawła. Należy przyznać, że jest to jeden z najpoważniejszych zarzutów przeciw Pawłowej autentyczności 2 Tes. Odwoływanie się do faktu analogicznych zbieżności Kol i Ef nie jest argumentem, ponieważ ogromna większość egzegetów dzisiejszych uważa, że albo jeden z tych listów, albo obydwa nie pochodzą od Pawła. W przypadku listów do Tesaloniczan można by zauważyć co najwyżej, że ich podobieństwo jest dość łatwo wytłumaczalne prawie identycznymi okolicznościami powstania obydwu pism oraz krótkim odstępem czasu, jaki dzielił zredagowanie pierwszego listu od daty powstania drugiego. Poza tym analogia wielu wyrażeń tłumaczy się być może faktem ich powstania na podłożu tej samej tradycji ustnej. Zwłaszcza tradycji dotyczącej paruzji. Tak więc uwzględniając wszystkie owe racje, należy, z ogromną większością egzegetów katolickich i z wielu krytykami niekatolickimi, pozostać przy dawnym przekonaniu o Pawłowej autentyczności 2 Tes. Kanoniczności zaś tego Listu nigdy nie podawano w wątpliwość.

Jedno tylko – i to dzięki ostatnio przeprowadzonym badaniom W. Trillinga – należałoby chyba skorygować: 2 Tes nie mógł powstać – jak to się utrzymywało dotychczas – w r. 52 w kilka tygodni zaledwie po napisaniu 1 Tes. Trudno, rzecz jasna, określić dokładnie czas zredagowania tego Listu, ale nie jest wykluczone, że miało to miejsce podczas trzeciej podróży, i to może dopiero pod koniec pobytu Pawła w Efezie.

W ten sposób jeszcze mniej prawdopodobna staje się – i tak zresztą mało dziś popularna – hipoteza zredagowania 2 Tes wcześniej niż 1 Tes. Wzmianka o własnoręcznym podpisie, będąca jakby swoistą prezentacją autora, mającą miejsce w kanonicznym 2 Tes, a nie w 1 Tes, wcale nie świadczy o tym, że jest to chronologicznie pierwszy kontakt Pawła z Tesaloniczanami. Chodzi tu nie o surowe przestrzeganie zasad pisania listów, lecz o zaradzenie konkretnym potrzebom, które zaistniały po ukazaniu się 1 Tes. W swym Drugim Liście do Tesaloniczan prawdopodobnie Paweł nie zamieszczałby wzmianki o własnoręcznym podpisie, gdyby nie krążący w Tesalonice jakiś sfałszowany list Pawła. O istnieniu zaś takich listów mówi Paweł wyraźnie w 2 Tes 2:1 n.

Za pierwszeństwem chronologicznym 1 Tes przemawia też w sposób przekonujący 1 Tes 2:17-3:10. Nie można sobie wyobrazić, dlaczego pisałby Paweł to, co w tym fragmencie dziś czytamy, gdyby Tesaloniczanie otrzymali już jakiś list od niego.

Wreszcie gdyby 2 Tes był chronologicznie pierwszym listem do Tesaloniczan, to Paweł z pewnością oświadczyłby adresatom, że dotychczas nie wysyłał do nich żadnego listu (2 Tes 2:2). Tymczasem takiej uwagi Paweł nie czyni, tylko przestrzega przed falsyfikatami, które krążyły jako listy podpisane jego imieniem.

1:1–2. Adres listu zupełnie taki sam jak w 1 Tes. Obok Pawła znajdują się dwaj wierni towarzysze jego drugiej wyprawy misyjnej. Od nich, tak samo jak od siebie, przesyła Apostoł pozdrowienie Kościołowi w Tesalonice. Wspólnota tesalonicka, jak każdy prawdziwy Kościół, żyje w Bogu Ojcu i w Panu Jezusie Chrystusie. Te dwie Osoby Boskie, a zwłaszcza Ojcostwo pierwszej, nadają wspólnocie chrześcijan tesalonickich charakter prawdziwego zgromadzenia dzieci Bożych. Ojciec i Syn, przez łaskę, którą wierni otrzymują, zapewniają im życie nadprzyrodzone. Prócz łaski życzy Paweł Tesaloniczanom także pokoju. Jego Dawcą obok Ojca jest również Syn, zwany zresztą gdzie indziej przez Pawła naszym pokojem (Ef 2:14).



Yüklə 0,53 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   2   3   4   5   6   7   8   9   10




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə