300
D Z IE Ł A LtJC YAN A SIEM IENSKIEG O .
uszu.
Szczęściem, że ów agent rządowy o dbił je kije m
i o ca lił mię od śmierci; zaraz bowiem jedna z tych rusznic
w y p a liła i gradem posypały się strzały... Nie było ju ż
sposobu iść dalej — chyba trzeba było stoczyć form alną
bitw ę... Postanowiłem więc zrobić odw rot i wrócić do
miasta...
Gdyśm y wjeżdżali w bramę, zastaliśmy tłu m y
pospólstwa...
N ie tracąc zimnej k rw i, zsiadłem z konia,
udałem się do naczelnika w a rty, gdzie m i podano kaw ę
i nargiłeh, i w dałem się w rozmowę z przywódcami g m i
nu, przedstaw iając im najgorsze s k u tk i z zatrzymania mo
je j ka ra w a n y. W idać, że ich ująłem, gdyż potem k ilk o -
tysięczny tłu m z zapalonemi pochodniami odprowadził mię
do mego chanu. Resztę nocy spędziłem na naradzie z kon
sulem francuzkim i kollenderskim .”
Tymczasem m iędzy baszą a rządem rew olucyjnym za
częły się ja kie ś u kła d y.
Ci, któ rym szło o skórę w razie
wzięcia Halebu szturmem, w y s tą p ili ja k o pośrednicy....
Hurszid skła n ia ł się n ib y do ka p itu la cyi i podał swoje w a
ru n k i — rząd Kaczego przystał na nie, a nawet i na w ię
cej zezwalał: atoli g d y ten a k t poddania się zaniesiono do
Szeich-Bekiru, basza podarł go i powiedział, że nie chce ani
•słyszeć o żadnych traktow aniach z buntownikam i. Prze
raziło to okropnie Kaczego równie ja k całą jego partyę ...
,,Widząc takie usposobienie um ysłów — pisze Rze
w uski — starałem się nam ówić radę najwyższą, aby od
siebie napisała supplikę (arzual) do sułtana z poddaniem
sie na łaskę i niełaskę, i w y p ra w iła takow ą do Stambułu.
Dobrze to przyjęto i przez ca ły tydzień suszono głowę nad
ułożeniem tego aktu; nakoniec ułożono go i opatrzono 500
pieczęciami znaczniejszych mieszkańców Halebu. Lecz przez
kogo posłać te supplikę do tronu? Na to ju ż nie m ieli kon
ceptu.
P yta ją mię znowu, ja k to zrobić? Ja w ystaw iam
im trudności przesyłki, niebezpieczeństwa, na ja k ię może
być narażony goniec wiozący ta k ważne pismo, które za
pewne będzie poparte listam i konsulów rezydujących w Ha-
lebie.
„N ie znamy nikogo — odpowiedzieli — ty lk o cie
bie emirze; ty jeden potrafiłbyś nam u łatw ić wszystko.”
I dalej nacierać na mnie, abym się po d ją ł tej missyi. Po-
dejm uję się nakoniec; rada wyznacza Mustafę Aintablego, aby
m i towarzyszył w tej drodze.
Sam a k t poddania się m iał
wręczyć ów Mustafa w ielkiem u wezyrowi, ja zaś lis ty od
konsulów miałem oddać ic li ambassadorom.
Cały ten pa
k ie t zapakowałem w ju k i i oddałem pod straż mego stare
go Marcina i Sokoła Kozaka z Sawrania.
„N aczelnicy miasta zainteresowani moim wyjazdem, za
ję l i sie przygotowaniem wszystkich środków ostiożności.
Stu zbrojnych lu d zi wykomenderowano do bram y Kenarsin,
aby towarzyszyło mojej karaw anie aż do Serminu.
Lecz
że się obawiano, aby basza, którem u przyszły posiłki, nie
przeciął m i drogi, zrobiono w danej c h w ili demonstia-
cye przeciw niemu, aby
inną stronę odwrocie jego
siły,..
, .Nadszedł nareszcie dla mnie dzień upragniony. O go
dzinie 4 z południa wszyscy byliśm y na siodłach i w y ru
szyliśmy z chanu tym samym porządkiem co pierwszym
razem. Konsulowie odprow adzili mię za miasto; lu d w y
daw ał o krzyki, błogosławiąc mi... Zaledwie byliśm y za
B iu
ra m i m iejskiem i, ja k iś Murzyn co się przyp lą ta ł do ka ra
w any, skoczył w7 bok nagle i drapnął na koniu... Pospól
stwo zaczęło wrzeszczeć: „Zdrada! zdrada!’1 i dalejże ściągać
sułtańskich T atarów z koni, co widząc, kazałem naprzód
ruszać karaw anie, a sam zwróciłem się do napastników,
tłómacząc im, że ci T atarow ie ^ostają w m ojej służbie, że
i mnie samego mogą zabić, ale niecli pomną, ja k a zemsta
ich czeka od padyszacha Skandera, k tó ry uwiadomiony
o wszystkiem, przyszłe swoje niezliczone try b u ty , zburzy
H aleb do szczętu...— „ A teraz strzelajcie do mnie!11 — za
wołałem... Przemowa skutkow ała, bo ju ż puszczono T a ta
rów7, a i ode mnie odw róciły się wycelowmne rusznice... N ie
b y ło czasu do stracenia; kopnąłem się za karawaną, co ju ż
pom knęła dobry kaw ał, i dognawszy ją , kazałem rzucić
się na lewo w pustynie, aby pogoń zm ylić, g d yb y ją w y
słano za nam i.”
Położenie uchodzących było wcale drażliw e, bo m ogli
się spodziewać napaści z miasta, albo być zaskoczony
m i przez A rabów wałęsających się po pustyni; dla tego
emir przedsięwziął wszelkie środki ostrożności w ciągnie
niu, a lubo nie przyszło do żadnej groźniejszej aw antury,
E M IE T A D Z -E L F A H E E .
301
302
D Z IE Ł A Ł U C Y A N A SIEM IEŃ,SKIEG O .
jeunakowoż w drodze tej nie uniknięto różnych przypad
ków ; raz spotkano ja k iś tryb u t, k tó ry kazał się im opła
cić, potem przechodząc przez niektóre miasta, powitano
ich strzałam i zbuntowanego pospólstwa, agenci bowiem
Mehmeda Alego haszy E g ip tu w całej S y ry i w zniecili
ten pożar — lecz z tych wszystkich niebezpieczeństw w y
ratow ała karawanę albo przytomność umysłu emira, albo
jego odwaga, albo nakoniec szczęśliwa gwiazda. T ym spo
sobem dostał się do nadbrzeżnego miasta Latakieh, gdzie
go w domu swoim ugościł konsul francuzki pan Lanusse
dając pomieszczenie jego koniom i służbie. Radość z ich
przybycia była w ielka, gdyż z karaw aną tą w róciło wiele
osób, których ju ż o p ła k a ły rodziny. E m ira wynoszono pod
niebiosa za uratowanie ty lu ludzi z tego halebskiego og
nia.
Od rana do wieczoru oddawano mu w iz y ty ; miedzy
in n ym i przyszedł do niego jeden zakonnik z Ziem i Świętej
i ofiarował się odprawić mszę w k a p lic y konsulatu "za
zdrowie i powodzenie emira. Wdzięcznie p rz y ją ł to emir,
i na mszy zebrało się liczne grono osób obojej p łci nale
żących do różnych konsulatów, poczem b y ł w ie lk i obiad
u pana Lanusse’a., na którym gęste k rą ż y ły kielichy. „ I j a —
m ów i Rzewuski
oglądnąwszy się, czy ua mnie ja k i mu
zułman nie patrzy, także pozwoliłem sobie w ych ylić nie
jedno zdrowie wybomem winem z Tripolisu, przeplatając je
stosownemi im p ro w iza cja m i wierszem i prozą.”
E m irow i prędko zbiegły dwa tygodnie na festynach
i zabawach, ja k ie m i go przyjmowano w Latakieh. W cią
gu tego czasu Mustafa A in tib li, ów poseł od powstańców
halebiańskich, pożegnał go odpływ ając do Stambułu z ową
suppliką do sułtana. Nakoniec i jem u trzeba było myśleć
o odjeździe. M ia ł on w porcie n a ję ty okręt grecki, na
k tó ry za pomocą w in d y wsadzono jego konie i umieszczo
no je na spodzie, parę ty lk o zostawiono na pokładzie.
Pozdrowiwszy port trzema w ystrzałam i z działa, odpłynął
emir, i w 48 godzinach zawinął do Tarsu, gdzie go p rz y j
mowano z w ielkiem i honorami.
M iędzy inuemi opowiada on zdarzenie, ja k ie m iał
w tem mieście:
Dostları ilə paylaş: |