Spis treśCI



Yüklə 0,8 Mb.
səhifə2/9
tarix17.11.2018
ölçüsü0,8 Mb.
#80715
1   2   3   4   5   6   7   8   9
Jezus Barabasz " było akceptowanym odczytem z Mateusza, XXVII.16.17 w starożytnym Kościele. Czyż nie możemy więc założyć, iż "Jezus, Syn Ojca " był figurą w starym semickim obrządku, przed nastaniem ery chrześcijańskiej ? Syryjska forma jego imienia Yeschu, dość blisko przypomina hebrajskie imię Yishak (Izaak). Można przyjąć, że Izaak we wcześniejszym micie był poświęcany w ofierze przez swojego ojca; i że Abraham był początkowo boską figurą, tak jak Izrael.

Istnieją różne grunty dla domysłów na temat przed-chrześcijańskiego kultu Jezusa (lub Jozuego). Jest on z całą pewnością postacią niehistoryczną. Księga Jozuego każe nam myśleć, iż posiadał on kilka atrybutów przypisywanych bogu Słońca i że, podobnie jak Samson i Mojżesz, był on starożytnym bóstwem, zredukowanym do ludzkiego statusu. To wyjaśniałoby dlaczego jest on umieszczany na tym samym poziomie, co Mojżesz, jako założyciel rytu paschalnego i obrzezania i kredytuje się go cudem zatrzymywania słońca w obiegu - zdolnościami wykraczającymi poza te, przypisywane Mojżeszowi. W Księdze Wyjścia istnieje proroctwo, że Anioł w imieniu Jehowy będzie prowadził Izrael ku zwycięstwu nad Amorytami, Hetytami i Jebuzytami - ta sama lista ( z wyjątkiem jednego) podbojów uskutecznionych przez Pana, za pośrednictwem Jozuego. Poprzez cnotę posiadania magicznego imienia, jest on identyfikowany w Talmudzie z mistycznym Metatronem, który z kolei utożsamia się z Logosem. Tak więc imię Jozue-Jezus jest już kojarzone w Pięcioksięgu z koncepcjami Logosu, Syna Bożego i Mesjasza.

Dalszą ewidencję można odszukać w Apokalipsie. Jezus z całej tej Księgi jest Jezusem przed-chrześcijańskim. Identyfikuje ona zabitego boga z Logosem - przed pojawieniem się czwartej ewangelii i to z mitrajskimi i babilońskimi symbolami Siedmiu Duchów, jak również z Alfą i Omegą. Księga Objawienia jest faktycznie żydowską Apokalipsą, lekko poprawioną dla celów chrześcijaństwa. Podobnie też "Nauki Dwunastu Apostołów " są nie tyle chrześcijańskim, co judajskim dokumentem. Odniesienia, jakie zawierają one co do "Jezusa", są zatem przed-chrześcijańskimi.

Mesjanistyczna idea wydaje się zawitać u Żydów w czasie ich Wygnania, być może zaczerpnięta ze staro-babilońskiego mitu o powrocie Hammurabiego, który reklamował się, jako Zbawiciel-Pasterz oraz Król Prawości. Innym z możliwych źródeł mogła być mazdejska doktryna, iż przy końcu świata Zbawiciel Saosziant, jeszcze nie narodzony syn Zaratustry, powstanie ze zmarłych i zniszczy Arymana. Nie trzeba nadmieniać, iż wszelkie takowe skojarzenia zostałyby wymazane przez późniejszy judaizm.

To, co jest specjalnie istotnym w tych powiązaniach, to ostateczny rozwój doktryny o cierpiącym Mesjaszu. Założenie Nowego Testamentu, że Chrystus musi być poddanym cierpieniom, jest jedynie wspierane pasażem, jak 53 ustęp z Izajasza, gdzie Autoryzowana Wersja zmienia czas przeszły na teraźniejszy i pozwala opisowi byłych cierpień Izraela służyć nowym celom mistycznym. Pierwszym czystym śladem koncepcji cierpiącego Mesjasza w literaturze judajskiej jest doktryna o dwu przyobiecanych Mesjaszach, Ben Józefie i Ben Dawidzie, z których ten wcześniejszy ma być zabity. Najbardziej prawdopodobnym prototypem pogańskim jest tu zabity i zmartwychwstały Dionizos, którego jedno z głównych imion brzmi

Elenthereos, czyli Wyzwoliciel. Jest on opisywany, jako Bóg "powtórnie narodzony ".

Jako, że żydowski Mesjasz był przede wszystkim Wybawcą, podobnie jak inni narodowi bohaterzy z Księgi Sędziów, to popularny Bóg tak określany byłby w stanie wywierać wrażenie na rozproszonych Żydach i ich prozelitach. Aby wytłumaczyć główną przyczynę ożycia takiej koncepcji po Wychodźstwie, musimy się przyjrzeć religijnym ideom, które podówczas przeważały w otaczającej cywilizacji hellenistycznej, a specjalnie mitom o Dionizosie, Heraklesie i poświęcającym Syna, Kronosie.


ŻYDOWSKA EUCHARYSTIA
Najbardziej prawdopodobnym z miejsc, w którym kulty ofiarne studiowane przez nas, miałyby kontakty z Żydami, były synagogi poza Judeą. Gdziekolwiek na Wschodzie istniała żydowska synagoga, tam istniało oparcie dla zastosowań nie rozpoznanych w Jerozolimie. Za wyjątkiem święta Paschy nie istniały żadne inne regularne obrzędy ofiarne dla ekspatriowanych Żydów. Jest wystarczająco prawdopodobnym, iż rozwinęli oni obrzędy, które miały za sobą długą tradycję, ale nie bywały ostatnio praktykowanymi w świątyni. Tęsknota za ofiarami, w których nie mogli oni już dłużej uczestniczyć, jest specjalną nutą w Liście do Hebrajczyków. Była ona zbyt głęboko zakorzeniona dla miriadów rozproszonych Żydów, aby łatwo im było się pogodzić z kompletnym pozbawieniem tychże praktyk.

W znaczący sposób, najbardziej zauważalnym przeżytkiem wśród Żydów we współczesnych czasach, jest ten, który zachowuje zasady ludzkiej ofiary. Jest nim zabijanie białego koguta w wigilię Yom Kippur, czyli Dnia Pokuty. Sprawozdanie z tego obrządku, jaki był praktykowany przez Żydów z Barbary w siedemnastym wieku, stanowi, że ofiara ta powstała po przeczytaniu starożytnej Spowiedzi, rzekomo dokonanej przez wysokiego kapłana, przy okazji poświęcania kozła ofiarnego. Używana formuła brzmiała: "Niech ten kogut będzie moim pośrednikiem. Niech będzie moim zastępstwem. Niech stanie się on ekspiacją za mnie. Niechaj ptak umrze, ale niech życie i szczęście należy do mnie i do Izraela ". Kogut był potem zabijany i spożywany. W innych zaś miejscach kogut nie jest spożywany po dokonaniu poświęcenia, ale oddawany biednym.

Oglądałem ilustrowaną pocztówkę, wykonaną dla niemieckich Żydów, na której Żyd w kapeluszu i długim płaszczu, przedstawiony jest, gdy trzyma białego koguta, przed stołem, na którym leży księga. Pod spodem był hebrajski napis: "Wybaw go od pójścia do otchłani: znalazłem zań okup ". Po tym następuje życzenie po niemiecku odnośnie szczęśliwego Nowego Roku. Fakt, że ofiarujący trzyma związane nogi ptaka w swej prawej ręce, podczas gdy lewą głaszcze go po głowie, w celu uspokojenia, przypomina stare wysiłki zapewnienia sobie dobrowolnej ofiary. Procedura ta włącza "okup dla Kaparota "- to jest okup dla samego okupu, zasada znana studentom starożytnych ofiar. Tutaj substytucja mniejszej ofiary za ofiarę ludzką, występuje nieomal bez przebrania i to po dwu tysiącach lat.

Istnieją paralele co do poświęcania białego koguta w Afryce, Indiach i Grecji. Jako surogat za ludzką ofiarę, jest on prawdopodobnie starożytnym wśród Semitów. Poprzez ożywianie takowych tradycji, Żydzi z Diaspory mogli sobie kompensować niemożność uczestniczenia w rytuałach, które były monopolem Jerozolimy. Kiedy znajdujemy późniejszych chrystusów, praktykujących obrzędy analogiczne do misteriów Mitry i Dionizosa, nie możemy wątpić, iż Żydzi w większych miastach wschodnich posiadaliby inklinacje w kierunku uciekania się do misteriów sakramentalnych ofiar. Istniały tam precedensy w ich własnej tradycji. Jest to doktryna rabinów, mówiąca, że " tak długo, jak istnieje świątynia, jej ołtarz dokonuje okupu za Izrael: ale obecnie to stół człowieka, który dokonuje za niego owego okupu ".

W okresie wygnania uciekano się wielokrotnie do "nieczystych" sakramentów, takich jak mistyczne spożywanie psów, myszy i świń. Ale mnóstwo pretekstów można było znaleźć w świętych księgach dla "czystych" sakramentów, w celu uhonorowania Jehowy. Zasadniczym znaczeniem wszelkich ortodoksyjnych ofiar było to, że wyznawca mógł jeść i pić z bóstwem, siedząc u jego stołu, jak gość na wielkim bankiecie. Było to idealnym wyjściem zarówno dla laikatu, jak i kapłaństwa. Byłoby rzeczą zaiste dziwną, gdyby rozproszeni Żydzi całkowicie odrzucili takie doświadczenie.

Jak często taki rytuał mógł mieć miejsce ? W późniejszym kulcie jezuickim, cotygodniowa eucharystia z chleba i wina, związana jest z ofiarą boga. Ta relacja jest nieobecną we wcześniejszej formie "Nauk Dwunastu Apostołów", chociaż ta druga popiera to, do czego już sami mieliśmy powody się domyślić - długo praktykowany, cotygodniowy rytuał pomiędzy Żydami z Diaspory. Jest sprawą pewną, że istniała cotygodniowa eucharystia pomiędzy mitraistami, ale była to tylko jedna ze starożytnych, azjatyckich praktyk, która mogła dosięgnąć Żydów za pośrednictwem Babilonu, lub nawet może jeszcze przed okresem Niewoli. Hindusi celebrowali sakrament Somy cztery razy w każdym miesiącu . Zatem pierwszym dniem tygodnia był "Dzień Pański " i to na długo przed erą chrześcijańską. To, że Sumerowie lub Akadyjczycy, którzy znali siedmiodniowy tydzień, byli źródłem cotygodniowych wieczerzy z użyciem chleba i wina, wydaje się zupełnie naturalną hipotezą zarówno dla Hindusów, jak i Persów.

Denuncjacje proroków przeciwko napojom ofiarowywanym innym bóstwom, nie stawiały veta wobec eucharystii spożywanej i wypijanej w imieniu Jehowy. Czy było to czy nie, precedensem w przedmiocie konsumowania świętego chleba w Świątyni w dniu sabatu, istnieje wiele nie-żydowskich precedensów odnośnie eucharystii. Jej powiązanie z Dniem Pańskim, jest mitem zupełnie niezależnym od ewangelii. Ostateczne powiązanie go z ofiarą Boga-człowieka jako króla i pokrewnego sakramentu Baranka Bożego, zapożyczone zostało ze źródeł pogańskich, poprzez judajskie kanały.
ROZDZIAŁ IV
POCZĄTKI MITU EWANGELICZNEGO
Ewolucja religii żydowskiej, pomiędzy zamknięciem kanonu hebrajskiego i powstaniem jezuizmu, składała się ogólnie z: 1) ustabilizowania doktryny przyszłego życia, choć takowa była w ogóle nieobecną w prawie mojżeszowym; 2) rozwinięcia wierzeń w Mesjasza, który miał albo przywrócić doczesną siłę Żydostwu, albo też zaprowadzić nowy ład religijny; 3) rozwoju idei o jednorodzonym Synu Bożym, inaczej zaś Słowie, które jest na przemiany albo narodem Izraela, albo też Bogiem, który go reprezentuje; 4) rozrostu niezależnych sekt, czy ruchów, takich jak Esseńczycy. Wraz z powyższym spotykamy tam powtarzające się przypadki poganizacji części kapłaństwa, przerwy na absolutną dominację pogańską i ostatecznie, po okresie tryumfu co do tradycyjnej wiary, nadejście dynastii idumeńskiej, dalekiej od fanatycznego popierania ortodoksyjnego judaizmu.

Podczas wieków tejże ewolucji, lud żydowski zakosztował wielokrotnie gorzkiej rozpaczy i głębokich wątpliwości, tak opiewanych przez ostatniego z proroków. W czasach, kiedy wielu otwarcie przechodziło na hellenizm, nie można było uniknąć tego, aby niektóre ze starożytnych rytuałów semickich nie zostały przywrócone do życia, jak to bywało wcześniej w ciężkich chwilach prób. Pomiędzy rytuałami ekspiacji i przebłagiwania za grzechy, żadna z ofiar nie stała tradycyjnie wyżej, niż ofiara z króla, czy królewskiego syna. Żydzi widzieli taki akt, odgrywany, jak gdyby, na ich użytek, kiedy Rzymianie pod wodzą Antoniusza na życzenie Heroda, chłostali, krzyżowali (przywiązywali do pala) i obcinali głowę Antygonusowi, ostatniemu z Hasmoneuszów kapłanowi-królowi w 37 r. p.n.e. W zarządzie, w którym dwu królewskich synów zamordowanych zostało przez własnego ojca, sama idea nie mogła zaniknąć: w takim rozmiarze, w jakim byłaby w stanie utrzymać swój grunt, jako doktryna religijna, mogłaby to prawdopodobnie zrobić poprzez bycie zredukowaną do formy rytualnej, podobnie jak w wiodących wyznaniach świata nie-żydowskiego.

Odnośnie niemal każdego z bogów, którzy mitologicznie umarli i ponownie powstali z martwych, czyli Dionizosa, Ozyrysa, Attisa, Adonisa i Mitry - wierzono, iż mieli oni potęgę ofiarowywania życia nieśmiertelnego. Kredo to było podtrzymywane rytualnym sakramentem, ogólnie rozwiniętym w misteryjny dramat. Fundamentem tego dramatu było uwiecznienie ostatniej formy prymitywnego rytuału, jak gdyby został on przedstawiony publicznie. Zanotowaliśmy już w ewangelicznym micie ślad starożytnej praktyki oszołamiania czy narkotyzowania ofiary, aby wydawała się ona znosić mękę dobrowolnie. Istnieje podstawa do przypuszczenia, iż w ostatnich publicznych formach ofiar ludzkich w niektórych społecznościach syryjskich, istniało publiczne ofiarowanie trzech przestępców razem.

Liczba trzy posiada mistyczne znaczenie w wielu częściach Wschodu. Drawidowie z Indii poświęcali trzy ofiary Bogu Słońca. W zachodniej i wschodniej Azji liczba trzy posiadała swoich wyznawców w odniesieniu do trynitarnych konceptów, jak również do pierwotnych pojęć "nieba, ziemi i świata podziemnego ". Tradycyjnie, syryjski rytuał wymagał królewskiej ofiary. Podmienianie przestępców za króla, czy królewskiego syna, było jednakże czymś odrażającym, w myśl doktryny, iż ofiara miała być czysta i bez zmazy. Aby rozwiązać ten problem, jeden z przestępców bywał wyróżniany poprzez rytuał szyderczego koronowania i przybierania w królewskie szaty w duchu "sympatycznej magii". Poprzez paradowanie go, jako króla i nazywanie pozostałych tym, czym rzeczywiście byli, stało się możliwym osiąganie podobieństwa prawdziwie dostojnej ofiary.

Zwyczaj pozwalania wybranej ofierze na rok nieograniczonej swobody, był zwyczajem generalnym wśród plemion azjatyckich, greckich, polinezyjskich, meksykańskich i amerykańskich Indian. Żadna taka przesada nie mogłaby być zaakceptowana w legendzie chrześcijańskiej, rodzącej się, jak to istotnie było, w kulcie ascetyzmu. Ale możemy posiadać inny z takich przeżytków w samym charakterze Mesjasza, który przebywał towarzysko z publikanami i grzesznikami i w jego związku z Marią Magdaleną, która jest opisana, jako była jawnogrzesznica.

Pospolite wierzenie we wczesnym Kościele w to, iż okres działalności Jezusa trwał jedynie przez jeden rok, może równie być oparte na tej starej praktyce. Co więcej, jak sugerował Frazer, opowieść o tryumfalnym wjeździe do Jerozolimy może przechowywać w sobie tradycję szyderczej procesji dla wytypowanej ofiary. Tytuł "Nazareńczyka" może równie dobrze wywodzić się ze słowa "nazir ", które oznacza "poświęcony ". Jest to dziedzictwo starożytnych czasów, kiedy ofiary z ludzi bywały powszechnymi, i związanymi, być może, z mitem Samsona, w którym wystrzyżony bóg-Słońca, jest , jak gdyby, poświęcany dla samego siebie. Jeśli by tak było, żydowska ofiara, podobnie jak u Khondów, nosiła by włosy ostrzyżone,

Mamy obecnie wystarczającą ilość historycznych clue, aby zapewnić sobie konstruktywną teorię. Jej zarysy pojawiają się, gdy się zbierze razem następujące fakty:
1. W zabijaniu Kronosowej ofiary na Rodos, mamy starożytną semicką ofiarę ludzką, kontynuowaną już w okresie historycznym poprzez praktyczny dobór, jako corocznej ofiary, jednego z przestępców już uprzednio skazanego na śmierć.

2. W semickiej mitologii, Kronos, "którego Fenicjanie nazywali Izraelem", poświęca w ofierze swego syna Jeonda, "jednorodzonego ", po nałożeniu nań uprzednio królewskich szat.

3. Festiwalem Kronosa są Saturnalia, w których gdzie indziej udawany król odgrywa prominentną rolę. Kronos był utożsamiany pomiędzy Semitami z Molochem - "Królem". Stąd ofiarą byłby pozornie albo król, albo też syn królewski. Rozprawa sądowa, połączona z degradacją, były prawdopodobnymi dodatkami.

4. Przypuśćmy, iż ofiara w Saturnaliach na Rodos, figurująca za Jeonda, byłaby ipso facto Barabaszem ( Bar-Abba = Syn Ojca). Jednocześnie, w terminach mitu, figurowałby on w królewskich szatach.

5. Jest moralnie pewnym, iż pomiędzy wielu przypadkami ludzkich ofiar w grecko-semickim świecie, przypadek z Wyspy Rodos nie był unikalnym. Samo imię Jeond, poza znaczeniem "jedyny ", było praktycznie identycznym z greckim i hebrajskim imieniem Judy (Syna Izraela) oraz Żyda (Jehuda, Jondaios). Żydzi z Diaspory prawdopodobnie uważali by to imię, jako posiadające specjalne zastosowanie dla ich rasy, które w ich świętych księgach faktycznie figurowało, jako Jedyny, jednorodzony Syn Boga-Ojca i jako ten, który przeżywa specjalne cierpienie.

6. Ze rytuał z Rodos koincyduje w pewnych punktach z żydowską koncepcją ofiary, dowodzi detal o wyprowadzaniu więźnia poza bramy miasta. Jest to wyraźnie wyłożone w Liście do Hebrajczyków, jako rytualny warunek ofiarnej śmierci Jezusa.


Podobieństwa pomiędzy obrzędem z Rodos i ewangeliczną opowieścią o ukrzyżowaniu Jezusa, nie są identyczne, ale wydają się one należeć do tego samego rytualnego wzorca. Jeśli by opowieść ewangeliczna była faktyczną historią, byłaby to zauważalna zbieżność. Wydaje się o wiele bardziej prawdopodobnym, iż narracja ewangeliczna oparta jest na rytualnej ofierze o starodawnych początkach, której rytuał z Rodos jest tylko jednym z wariantów. Chrześcijańskie świadectwo byłoby zatem zlepkiem uprzednio istniejących idei - mitów wyrosłych z rytuału. Idee o zabitym i zmartwychwstałym bogu, wplecione w coroczny rytuał, zmieszane są z doktryną zbawienia i instytucją świętego sakramentu. Religia Jezusa Chrystusa została ufundowana na tymże synkretyźmie.
SZTUKA MISTERYJNA
Sposobem, w który te wszystkie elementy zostały spojone razem, byłaby pomoc misteryjnej sztuki, podobnie, jak w innych religiach. W ten sposób rzeczywista ofiara ze starożytnych czasów, przeistaczała się w okresowy rytuał, który pozostawał wewnątrz owczarni żydowskiej, aż do upadku Jerozolimy. Ten kult żydowskiego Jezusa (Joshua) przeszedł pewną ewolucję, kiedy ruch chrystystów rozprzestrzenił się w świecie nie-żydowskim. Czysto żydowska koncepcja Mesjasza została poszerzona, aby móc objąć również nie - Żydów. Misteryjna gra, przeznaczona nie do czytania, ale odgrywania, spisana była w formie narracji i wzięta została za zapis wydarzenia historycznego.

Na moment możemy pozostawić na boku sugerowaną biografię oraz nauki, zawarte w ewangeliach. Musimy wrócić do opowieści o ukrzyżowaniu, aby zobaczyć, czy ten opis ofiary boga-człowieka, nosi charakterystyczne cechy przedstawienia dramatycznego, w świetle tego, co już wiemy o podobnych rytuałach. Sama możliwość, że możemy czytać transkrypt sztuki, której podstawowy wątek jest bardzo starożytny, spotyka się z instynktownym oporem. A jednak jest faktem, że misteryjne sztuki, dalekie od bycia niezwyczajnymi, były uderzającym rysem popularnych religii Grecji i Egiptu. Nie istnieje nic immanentnie nieprawdopodobnego w hipotezie, iż takowy dramat był modny pomiędzy chrześcijanami.

Cierpienia i śmierć Ozyrysa, na przykład, były rozgrywane w świętym dramacie raz do roku. Podobnie, Adonis i Attis reprezentowani byli przez podobizny w dramatycznym rytuale. To samo jest prawdą w przypadku Mitry i Dionizosa. Przedstawienie teatralne mitu Demeter i Persefony bywało główną atrakcją w misteriach eleuzyńskich.

Nie ma niczego zdumiewającego, czy też niezwykłego w odgrywaniu religijnego mitu. Faktycznie, można by się spodziewać od chrześcijan imitowania pogaństwa i dramatyzowania Narodzenia, Świętej Wieczerzy, Ukrzyżowania i Zmartwychwstania. Istnieje aluzja do takowego dramatu w liście do Galacjan, "przed oczyma których Jezus Chrystus ukazał się ukrzyżowany ". I ponownie: "Noszę na moim ciele ślady Pana Jezusa". Są inne wyrażenia w tych listach, opisujące wiernego, jako mistycznie krzyżowanego i stającego się jednością z ukrzyżowanym Panem. Sugerują one silnie iż we wczesnym stadium kultu, zaadoptował on dramatycznie nauki "Egipskiej Księgi Zmarłych", gdzie zbawiona i ozyrysowana dusza deklaruje: "Obejmuję drzewo sykomoru: stapiam się cały z sykomorowym drzewem i jego ramiona rozwierają się wdzięcznie do mnie. " Dalej zaś: "Stałem się istotą boską obok komnaty narodzin Ozyrysa: Jestem wydany na świat z nim, odnawiam swoją młodość ."

Paralele są tu jasne, ale musimy jeszcze ustalić, jak dramat Wieczerzy Chrystusa, Męki, Zdrady, Rozprawy i Ukrzyżowania, faktycznie się narodził. Dowód, jaki przedkładam, znajduje się tuż przed oczyma czytelnika, we faktycznej narracji ewangelicznej. Znajdował się on tam od zawsze, ale uprzedzenia spowodowane wiekowymi wierzeniami zabraniały zarówno wiernym, jak i niewiernym dostrzeżenie tego dowodu.

Niechaj czytelnik uważnie przeczyta serie epizodów, podawanych w ich najmniej wyszukanej formie w Mateuszu i Marku. W Mat. xxvi, 17 czy 20, narracja jest po prostu prezentacją dramatycznej akcji i dialogu. Wypadki spiętrzone są jedne na drugich, dokładnie jak się to zdarza we wszystkich dramatach, które nie są obwarowane specjalną troską o pozory prawdopodobieństwa. W wielu sztukach Szekspira, lub nawet w dziełach Ibsena, mistrza współczesnego dramatu - np. w "Hedda Gabler ", istnieje natłok wydarzeń w czasie, aby zminimalizować zmianę sceny i szybciej rozwinąć akcję. Aby sobie w pełni zdać sprawę z teatralnego charakteru opowieści ewangelicznych, koniecznym jest mieć na widoku ten charakterystyczny natłok wydarzeń w czasie, jak również czysto dramatyczną ich zawartość. Ten natłok wydarzeń nie tylko dowodzi, iż narracja jest czystą fikcją: powodem tej kompresji jest fakt, iż są one prezentowane w formie dramatycznej.


ZDRADA I UKRZYŻOWANIE
Jak głosi opowieść, Jezus bierze udział, wraz ze swymi uczniami, w wieczerzy paschalnej. Po bardzo krótkim dialogu, odśpiewują oni hymn i podążają w ciemności na Górę Oliwną. Nie wspomina się o niczym, co mogło się wydarzyć, lub być mówione po drodze. Scena się po prostu zmienia w scenę na Górze: i tam zaczyna się nowa akcja i dialog. Lekka zmiana sceny - i znów bez żadnej aluzji co do jakiejkolwiek rozmowy po drodze - jesteśmy w ogrodzie Getsemanii. Drobny szczegół odnośnie separacji Jezusa od swych uczniów i odejście z trzema z nich, wskazuje zwięźle w oczywisty sposób aranżację dramatyczną, poprzez którą Judasz - będący do tej pory razem ze wszystkimi - ma szansę zniknięcia ze sceny.

W scenie Męki dramatyczne początki akcji powtórnie się uwydatniają. Trzykrotnie Jezus modli się, podczas gdy jego uczniowie śpią. Nikt nie jest więc w stanie zanotować jego słów - niezgodność, która nie wydarzyłaby się, gdyby opowieść była pierwotnie skomponowania tylko do czytania. Na scenie, jednakże, taka trudność w ogóle nie powstaje, gdyż taka samotna modlitwa byłaby słyszana przez publiczność, jako monolog. Niemniej uderzającym jest werset 45 i 46, gdzie w dwu następujących po sobie zdaniach, Jezus nakazuje uśpionej trójce spać dalej oraz wstawać. Tym, co się tu zdarzyło jest albo lekkie przearanżowanie dialogu, albo też pominięcie wyjścia i wejścia.

Potem zaś, bez najmniejszego wyjaśnienia co do tego, co porabiał w przerwie, Judasz wkracza na scenę, dokładnie, jak zdarzyło by się to na scenie. Z niemożliwą ciągłością akcja toczy się poprzez noc. Byłoby to zupełnie niepotrzebnym, za wyjątkiem w dramatycznej fikcji, gdzie jedność czasu - arystotelesowskie ograniczenie akcji w ramach około 24 godzin - była rządzącą zasadą. Jezus jest zabrany w ciemnościach do domu wysokiego kapłana, gdzie zebrała się już razem starszyzna. Uczniowie w tym samym czasie się rozpierzchli. Nic nie wspomina się o tym, co robili oni w przerwie, chociaż każde sprawozdanie z epizodu musiałoby wyjść od nich, gdyby się faktycznie zdarzyło.

Fakt, że cały proces sądzenia miał miejsce pośrodku nocy, wskazuje na jego niehistoryczny charakter. Wymogi dramatu są odpowiedzialne za upolowanie "fałszywych świadków " w Jerozolimie i to w środku nocy. Jezus jest przesłuchiwany, oskarżony, okładany kułakami i (przypuszczalnie ) odprowadzony: Piotr pozostaje na scenie, zapiera się swego pana i oskarżony jest o zdradę poprzez pianie koguta. O tym, co dzieje się z Bogiem-człowiekiem w przerwie, nie ma ani słowa, chociaż to właśnie w tym miejscu nie-dramatyczna narracja powinna śledzić go jak najściślej.

Kiedy nadchodzi ranek, kapłani i starsi, którzy nie zaznali w nocy spoczynku, zbierają się ponownie na naradę i prowadzą Jezusa do Piłata. To ewidentnie zdarza się poza sceną, gdyż mamy tu właśnie przerwę, w której Judasz przynosi z powrotem swoje trzydzieści srebrników, jest odrzucony przez kapłanów i idzie się powiesić. Opowieść o polu garncarza jest w sposób oczywisty interpolacją, aby dowieść że: "Wtedy wypełniło się to, co głosił prorok Jeremiasz ".

Jak zwykle, nie ma ani jednej wzmianki o szczegółach przenoszenia się z miejsca na miejsce. Cała scena zmienia się jednocześnie na scenę z obecnością gubernatora i wpadamy prosto w dialog. Zawsze jesteśmy świadkami dramatu, którego opisu widzowie nie potrzebują, za wyjątkiem, gdy potrzebne jest krótkie wyjaśnienie, jak w przypadku Barabasza. Reszta sceny sądowej, oraz szydercze koronowanie i przyodziewanie w purpurę, są już ściśle dramatycznymi, skupiającymi się na wymianie słów i działaniu.

W sprawozdaniu z rozprawy przed Herodem, które znajdujemy tylko u Łukasza, narracja i nie-dramatyczna forma są tym, czego byśmy oczekiwali od późniejszych sprawozdań. Ta interpolacja była niewątpliwie dziełem późniejszego nie-Żyda, zdecydowanego aby uczynić raczej Żydów, niż Rzymian winnymi wyszydzania Pana. Mateusz i Marek nie opisują procesji na miejsce ukrzyżowania. Pozostawia się już Łukaszowi dostarczenie obramowania w postaci płaczącego tłumu cór Jeruzalem i mowy Jezusa do nich po drodze.

Sceny Ukrzyżowania i Zmartwychwstania, a nawet ostateczne jego pojawienie się w Galilei, są ułożone u Mateusza tak, jakby miały być zaprezentowane na scenie. Ewangelia kończy się nagle słowami zmartwychwstałego Pana. Tam gdzie się kończy gra, urywa się i narracja. Jedynie w trzeciej, późniejszej ewangelii, opowieść bywa zaokrąglona, jak by to było potraktowane przez pisarza, adaptującego oryginalną sztukę.

W nie-kanonicznej ewangelii Nikodema, "Akty Piłata " posiadają specyficznie dramatyczną formę. Materiał wykazuje, iż jest ona późniejsza niż ewangelie kanoniczne. Ucieleśnia ona cud wody-wina z misteryjnej sztuki, poza limitami pierwszej ewangelii, pod ciśnieniem tego samego motywu nie-żydowskiego. Całym efektem ma być zrzucenie większej winy na perwersję Żydów i ustawienie Piłata w korzystnym świetle. Zmartwychwstanie nie jest bezpośrednio ukazane, ale relacjonowane przez rzymskich żołnierzy. Jest to tak, jakby kompilator upierał się przy produkowaniu nowej i silniejszej ewidencji odnośnie ich rzeczywistości.

"Akty Piłata " wzmacniają domniemanie o istnieniu wczesnej, dramatycznej reprezentacji śmierci Jezusa; nie należy przypuszczać, że gra, tak jak pojawia się ona w ewangeliach, jest w swej oryginalnej formie. Ale jeżeli podzielimy ją według scen lub miejsc, mamy wtedy klasyczne pięć aktów: 1) Wieczerza, 2) Agonia i Zdrada na Górze, 3) Rozprawa w domu wyższego kapłana, 4) Rozprawa u Piłata, 5) Ukrzyżowanie. Jeśli przypuścimy, że miała to być jedna, ciągła gra, zmartwychwstanie mogło być odrębną akcją o pięciu scenach: 1) usunięcie ciała przez Józefa, 2) pogrzeb, 3) umieszczenie straży żołnierskiej, 4) nadejście kobiet i mowa anioła, 5) pojawienie się zmartwychwstałego Pana.

Przemienienie posiada każdą cechę dramatycznej reprezentacji na sposób pogańskich misteriów. To, jak sceny mogły być w oryginale zaprojektowane, nie wpływa na zasadność teorii. Jest ona popierana przez każdy szczegół struktury koherentnej, a jednak niemożliwej opowieści o Wieczerzy, Agonii, Zdradzie, dwu rozprawach i Ukrzyżowaniu. Gdy już raz zostanie to rozpoznane, nasza koncepcja w kwestii początków ewangelii, zostaje umieszczona na nowej, możemy powiedzieć, naukowej bazie.
POGAŃSCY ZBAWICIELE
Według wszelkiego prawdopodobieństwa, taka misteryjna gra, została zawieszona w kościołach wtedy, kiedy już została zredukowana do formy narracyjnej, jako część ewangelii. Mogło się to wydarzyć, czy to w czasach lokalnych prześladowań, czy też na mocy rozmyślnej decyzji w drugim wieku n.e. Taka decyzja mogła być prawdopodobnie podjęta wówczas, kiedy kult, dokonawszy rozłamu z judaizmem, został również zmuszony do podobnego rozłamu z pogaństwem. To, co wiemy o początkach chrześcijaństwa sugeruje, iż kult rozwinął się w raczej większych, niż mniejszych miastach helleńskich i potrzebowałby całkiem silnej grupy, aby wyprodukować taką sztukę misteryjną. Mogła ona nawet nigdy nie być przedstawiana w pełni, za wyjątkiem takich miast, jak Antiochia, czy Aleksandria. Detale o dwu Maryjach, sugerują Egipt, jako możliwą lokalizację pierwszego przedstawienia w ich obecnym kształcie. Kult Ozyrysa posiadał taką scenę quasi-macierzyńskiego opłakiwania. "Jezioro ognia ", jak również "druga śmierć " w Apokalipsie wskazują nadal na źródła aleksandryjskie dla wczesnego jezuizmu. Ale już eucharystia, pogrzeb i zmartwychwstanie są czysto mitrajskie.

Możemy jedynie wnioskować, iż rytuał śmierci w wyznaniu chrześcijańskim, oprawiony był w ramy pogańskiego otoczenia i ucieleśniał niektóre z najpowszechniejszych idei religii pogańskich. Dwa aspekty, w których historyczny Chrystus jest typowo prezentowany swym wyznawcom, czyli te o jego dzieciństwie i śmierci, są typowo pogańskimi.

Nie istnieje żadna koncepcja związana z Chrystusem, która nie byłaby wspólna dla niektórych, lub nawet wszystkich zbawicielskich kultów starożytności. Tytuł Zbawiciela był nadawany w judaiźmie Jehowie; pomiędzy Grekami - Zeusowi, Heliosowi, Artemidzie, Dionizosowi, Heraklesowi, Dioskurom, Kybele i Eskulapowi. Jest to zasadniczo koncepcja Ozyrysa. Tak więc podobnie, Ozyrys gładzi grzechy i jest sędzią umarłych i na sądzie ostatecznym. Dionizos, Pan świata podziemnego i pierwotnie król ucztowania ("Syn Człowieczy przybywa jedząc i pijąc"), jest wyobrażany, jako Dusza Świata oraz inspirator wstrzemięźliwości i czystości osobistej. Od misteriów Dionizosa i Izydy, pochodzi proklamacja o lekkim "jarzmie ". Chrystus nie tylko czyni dionizyjski cud, ale sam nazywa się "prawdziwą latoroślą ".

I podobnie, jak Chrystus, tak również i Adonis, Attis, Ozyrys i Dionizos cierpią i umierają, aby zmartwychpowstać. Stać się z nimi jednością, jest mistyczną pasją ich wielbicieli. Wszyscy oni są podobni w tym, że ich misteria dają nieśmiertelność. Z mitraizmu - Chrystus bierze symboliczne klucze do nieba i piekła i przyjmuje funkcje Saoszianta, narodzonego z dziewicy, pogromcy Złego. Jak Mitra, Marduk i egipski Khousu, jest on Mediatorem; jak Khousu, Horus i Marduk, jest on jedną osobą w trójcy; jak Horus, jest on zgrupowany z boską Matką; jak Khousu jest on utożsamiony z Logosem; i jak Marduk jest on związany z Duchem Świętym, którego jednym z symboli jest ogień.

W fundamentach, zatem, chrystyzm jest jedynie przekształconym poganizmem. Jest to jedynie ekonomiczna i doktrynalna ewolucja systemu - pierwotnie określona przez żydowską praktykę i rzymskie środowisko, a następnie przez grecką myśl filozoficzną - co stanowi nowy fenomen w historii religijnej.

Pogańskie źródła eucharystii są nie mniej widocznymi. Jednym z prawdopodobnych rezultatów zaprzestania przedstawień gry misteryjnej, byłaby modyfikacja sakramentalnego posiłku. Stałe oskarżenia ze strony pogan, odnośnie spożywania przez chrześcijan dziecka, bywało odpierane przez Ojców w sposób wskazujący na to, iż było tam coś do ukrywania. Jedynym zadowalającym wyjaśnieniem byłoby mianowicie, że istniał tam wczesny zwyczaj spożywania pieczonej z ciasta figurki dziecka w czasie wielkanocnej komunii. Zakładając, iż symbolem był chleb, ukształtowany w ludzką formę, chrystyzm duplikował dokładnie jedną z meksykańskich praktyk z czasów hiszpańskiej konkwisty. Ale żaden taki pierwotny symbol nie był już potrzebnym, kiedy kult chrześcijański został oficjalnie ustabilizowany. Wiara w to, że święcony chleb stawał się ciałem Boga i posiadał cudowne zalety, mogła być podtrzymywana siłą samego kapłańskiego błogosławieństwa. Sam poświęcany opłatek jest skopiowany z pogańskiej praktyki i ostatecznie staje się symbolem symbolu. Tendencje istniejąca w drugim i trzecim wieku, aby używać symbolu ryby, którym posługiwali się gnostycy, zostały stłumione przez Kościół. Używanie symbolu baranka było również zniechęcane, chociaż przetrwało ono, razem z symbolem wielkanocnego jajka, które zostało przyjęte przez gnostyków z religii orfickiej.

Symbol chleba, rozcieńczonego do postaci opłatka, zyskał oficjalną akceptację. Zachowywał on niepamiętną zasadę, wspólną zarówno dla pogaństwa, jak i judaizmu, zasadę stale powtarzanej ofiary. Kościół Rzymski wciąż obstaje przy tej doktrynie i Kościół Anglikański silnie się ku niej skłania.

Byłoby rzeczą pomocną obecnie zrekapitulować prawdopodobny rozwój, od zamierzchłych, pierwotnych czasów, aż do powstania chrześcijaństwa. W pierwszym stadium, wszystkie ofiary, czy to zwierzęce, czy boskie, nie są ściśle "poświęcane ". Są one spożywane na uczcie, którą dzielą również bogowie i zmarli. Zmarli krewni są również zjadani i rodzice bywali zabijani przez synów, w celu zachowania ich cech w rodzinie, lub plemieniu. Dało to początek poświęcaniu ofiar ludzkich na pogrzebach.

Następnie te praktyki zostały zróżnicowane, jako ofiary dla bogów, ofiary totemowe oraz ofiary ludzkie. Funkcje kapłańskie dały początek koncepcji rytualnej ofiary ze zwierząt, błogosławionej przez kapłana i spożywanej jako sakrament, jak również ofiarom ludzkim. Te ostatnie bywały postępująco modyfikowane, poprzez zastępowanie przestępcami za króla, królewskiego syna lub pierworodne dziecko.

Tak rozwinęła się idea eucharystii, w której zwierzę, lub istota ludzka, reprezentująca boga, jest spożywana czy to symbolicznie, czy inaczej. Kiedy ofiary z ludzi ustały, ich miejsce zajęły dramaty misteryjne, w których akt ludzkiej ofiary bywał reprezentowany w sposób symboliczny. Ofiara uważana jest za niesłusznie zabitego boga. Nieodmiennie, takie praktyki umacniały kapłaństwo. Normą eucharystii administrowanej przez kapłana jest Chleb i Wino, czyli Ciało i Krew. Mogą one, jednakże, przybierać postać zwierzęcej figury z ciasta, lub też figury Boga-człowieka, czy dziecka. Rzecz spożywana może być zredukowana do pojedynczego symbolu, tzn. "komunii jednego rodzaju " w Kościele Katolickim, która jest ganiona przez Protestantów, przyjmujących "komunię w dwu postaciach". Praktyka katolicka dorównuje praktyce przed-chrześcijańskich Meksykanów; Protestanci zaś uciekają się do praktyk mitrajskich i dionizyjskich, które były imitowane przez wczesny Kościół.

Dla nieuczonego oka, symbol, który wyrasta z tej niepamiętnie długotrwałej ewolucji, nie kojarzy się wcale ze straszną prawdą i prezentuje w jej miejsce legendę. Jeśli śmierć ofiary z człowieka dla dobra ludzkości zasługuje na najwyższy szacunek, prawdziwi Mesjasze świata liczeni są na miliony. Prawie każdy kraj na kuli ziemskiej spijał ich corocznie rozlewaną krew. Tak oto rasa ludzka płaciła śmiercią za swoją wiarę w nieśmiertelność. Bezimienni mężczyźni i kobiety czynili wiele milionów razy to, co jest przypisywane legendarnemu Jezusowi z chrześcijańskich ewangelii. Oni to złożyli swoje życia za grzech ignorancji wielu. Dwadzieścia literatur żarliwie proklamuje mit i rzeki łez wylane zostały przy jego odczycie, podczas gdy monstrualne i niedostępne prawdy, powodują co najwyżej dreszcze u studiującego. W świecie, który ciągle rozdziela swoje sympatie w ten sposób, nie szuka się racjonalnego osądu, za wyjątkiem wśród nielicznych. Złudzenia co do kursu historii religijnej muszą iść w ślady złudzeń, które uczyniły historię możliwą.

ROZDZIAŁ V


NAUCZAJĄCY-BÓG JAKO LOGOS
Niektórych z czytelników może zadowalać, jak dotąd fakt, że opisywane sztuki misteryjne faktycznie istniały, ale mogą oni odczuwać, iż to nie jest całkowicie wystarczającym dla przeczenia historyczności Jezusa. Krytyczna opinia dostosowała się już do szoku, iż znaczna część znanej historii jest mitem. Jest ona gotowa odrzucić relację o dziewiczych narodzinach, zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu, na równi z cudami. Ale obstaje przy tym, że chociaż Jezus nigdy nie chadzał po wodzie, lub zmieniał wodę w wino, to niektóre z rzeczy, które o nim się mówi, są całkowicie wiarygodnymi.

Legendy potworzyły się wokół wielu charakterów, w których rzeczywistość nikt nie wątpi. Czyż to samo nie mogło stać się z figurą Jezusa ? Jeśli się odejmie mityczne dodatki, powiadają, pozostanie nam solidny rdzeń faktów. Poświęcany Zbawiciel-bóg może być mitem, wyrastającym z długiej tradycji, w której starożytne koncepcje judajskie albo uległy zmieszaniu z podobnymi źródłami pogańskimi, albo też przeszły podobną ewolucję. Ale kiedy uwzględni się proces synkretyzmu, wciąż jeszcze rozsądek pozwala utrzymywać, iż idee te, związane były z rzeczywistą osobą, której nauki etyczne znajdują się w naszym posiadaniu. Innymi słowy, sam mit nie jest wystarczającym, aby wytłumaczyć istnienie tychże nauk.

Jest to stanowisko, któremu tutaj zaprzeczamy. Ośmielam się sugerować, iż nie ma żadnego powodu, dla którego powinniśmy separować ideę ofiarowanego boga od idei nauczyciela, którego się następnie deifikuje. Obydwie idee należą do nieźle znanego typu. Faktycznie, formowanie drugorzędnych bogów, uważanych za prawodawców i autorów kodów moralnych, jest częścią normalnego kursu ewolucji religijnej. Jezus Chrystus jest takim właśnie nauczycielem i drugorzędnym bogiem.

Chociaż nie wszyscy drugorzędni bogowie bywają składani w ofierze, jako zbawiciele, są oni prawie zawsze rozpoznawani, jako nauczyciele. Prawa i reguły moralne bywają formowane w ich imieniu. Co do niektórych, wierzy się, iż przynieśli oni rozkwit nowej wiedzy, takiej, jak, np. pewnych metod uprawy ziemi. Inni zaś objawiali specjalną mądrość, której ludzie nie mogliby osiągnąć własnym li tylko wysiłkiem. Jest to prawdą zarówno wśród ludów prymitywnych, jak i w cywilizacjach bardziej zaawansowanych. Wiekowe zwyczaje i tabu są generalnie uważane za pochodzenia boskiego.

Wśród takich prymitywnych plemion, jak Narrinyeri z Południowej Australii, bóg Nurundere miał rzekomo ustanowić wszystkie rytuały i ceremonie. Babiloński bóg-ryba, Oannes ( lub Ea) uczył sztuki pisma, technik rolnych i budowlanych i zaopatrzył w system prawny, wraz z wiedzą o kosmologii. Egipski Thot dał ludziom język i nazwy. Nauczył ich pisma oraz zasad oddawania czci i ofiar. Ozyrys nauczył Egipcjan rolnictwa i prawa, podobnie, jak Janus i Saturn uczynili to samo dla Rzymian, a Huitzilopochtil dla Azteków. Apollo był również prawodawcą i nauczył Greków bardziej cywilizowanego sposobu bycia, poprzez wyrocznię w Delfach. Dionizos poinstruował ludzi co do uprawy winnej latorośli; Demeter wprowadziła rolnictwo. Izyda dzieli z Ozyrysem honory rolnictwa, ukazawszy ludziom, jak czynić użytek ze zboża i jęczmienia.

Boginie kredytowane są w takim samym stopniu, jak bogowie, za wprowadzanie wyższej kultury. Tak więc Atena uczyła wszelkiego rzemiosła, a Kybele, podobnie jak Izyda, jest nauczycielką lecznictwa. Idea o boskim początku medycyny jest wspólna dla wszystkich Ariów. Galijski Apollo ( Grannos lub Mabon) i teutoński Odyn, mieli być znanymi z leczenia chorób. W indyjskiej mitologii również bogowie uczyli sekretów leczenia w Wedach lub świętych pismach. Te same idee znajduje się na Hawajach i Tahiti i już wspominaliśmy o rolach przypisywanych Boora oraz Tari przez drawidańskich Khondów. Podnosili oni ludzi z ich dzikości i ignorancji na wyższy poziom istnienia. Boora ćwiczył moralizujący wpływ przeciwko kultowi ludzkich ofiar.

Peruwiańczycy wierzyli, że bóg-Słońce posłał Manco Capac i Mama Ocello, aby nauczyć dzikusów prawdziwej religii, moralności, rolnictwa, sztuki i nauk ścisłych. Stosownie do innego mitu, pierwsi ludzie wydali się bogowi Pachacamac'owi tak beznadziejnymi, że pozamieniał on ich w tygrysy i małpy oraz stworzył nową rasę, którą nauczył sztuki i rękodzielnictwa. Ta idea nauczania lub reformowania przenika całą kosmogonię Inków. Podobnie było z bogami Meksyku, którzy prawie zawsze opisywani byli, jako prawodawcy. Niektórzy z nich wynaleźli ogień oraz odzienie i przynajmniej jeden z nich był autorem świętych ksiąg.

W dopuszczalny sposób, znajdują się i wyjątki w prymitywnych religiach. Ale tam, gdzie bogowie nie uczą bezpośrednio, czynią to w sposób pośredni, poprzez inspirowanie kapłanów. Na Wyspach Tonga, bóg rzemieślników i sztuki, obsługiwany był przez kapłaństwo złożone ze stolarzy. Kiedy kapłan doznawał inspiracji, przemawiał on w pierwszej osobie, jak gdyby w tym czasie aktualnie był bogiem. Boskie duchy zmarłych szlachetnych również przemawiały poprzez media w transie i to miało tendencje sprawdzania rozwoju konceptu specjalnie nauczającego boga, jaki znajdujemy wszędzie.

Niemniej jednak, rozwój kultury, literatury i sakredotalizmu, faworyzuje wynurzanie się boga, na którego się spogląda, jako na źródło mądrości lub objawienia. Asyryjski Nabu czy Nebo był uosobieniem mądrości bogów w równym stopniu, jak również patronem pisma i literatury. Był on synem i tłumaczem Marduka, który z kolei interpretował wolę swego ojca, Ea, wcześniejszego boga mądrości. Indyjski bóg Agni ma drugorzędny charakter posłańca, czy "ust bogów". Egipski Thot, początkowo bóg-Księżyca i Mierniczy, staje się reprezentantem samej zasady instruowania i autorem świętych ksiąg. W swojej zdolności zdobywa on przewagę nad Maat, boginią Prawa i Prawdy, która jest jednocześnie córką, jak i matką Ra. Bo chociaż każdy z egipskich bogów jest właściwie "panem prawa " (neb maat ), Thot jest w szczególności Logosem, Rozumem czy Słowem i w ten sposób staje się pomocnikiem Ozyrysa przeciwko jego wrogom.
KONCEPT LOGOSU
Logos, czy Słowo, jest grecką formą koncepcji, która pojawia się w wielu przebraniach od Morza Śródziemnego do Chin. W swym późniejszym rozwoju jest to część terminologii mistycznych religii i teozofii. Posiada ona wiele odcieni znaczeniowych, co czyni ją raczej trudną do uchwycenia. Jeśli myślimy o Jezusie, jako jedynie nauczycielu etyki, wydaje się on daleko odsunięty od Logosu, do którego nawiązuje się na wstępie czwartej ewangelii: "Na początku było Słowo i Słowo było z Bogiem i Bogiem było Słowo". Nie możemy znaleźć sensu w takim języku, jeśli nie znamy dziwnej historii samego terminu. Zabiera nas to w labirynt mglistych spekulacji, co do funkcji drugorzędnego boga. Słowo - czy nauka - boga staje się Słowem, jako personifikacją nauki.

W greckiej mitologii idea ta stosuje się w prostej formie do Hermesa, jako posłańca bogów. Przekazuje on ich wolę i nauki. W podobny sposób Apollo jest ustami Zeusa. Odsłania on boską radę poprzez wyrocznię. Atena, również, jest mądrością swego ojca. Ale w miarę rozwoju teozofii, Metis staje się Rozumem i Inteligencją uosabianego Zeusa. Ścieżka dla boskiego nauczyciela zostaje otwarta.

Koncept Boga, jako prawodawcy, zawarty jest w micie Zeusa i Minosa kreteńskiego. Minos jest figurą mityczną, która podobnie jak Mojżesz, wywodzi się z bóstwa wcześniejszych wieków. Pojawia się ponownie w legendzie o Numie i Egerii. Ewolucja tych konceptów posiada swoją paralelę w rozwoju zasad prawnych i zarządzania we wczesnych społecznościach. Pierwszą potęga jest król czy wódz plemienny. Jako najwyższy sędzia jest on "Bogiem ". W stadium późniejszym bywa on otoczony przez hierarchię kapłanów, doradców, sędziów i administratorów i jego potęga ulega rozdrobnieniu. W efekcie Logos jest niebiańskim Wielkim Wezyrem.

Nie wiemy dokładnie, kiedy idea Logosu dosięgła judaizm. W sposób oczywisty, nadeszła ona z zewnątrz. Mogła ona się zrodzić w Grecji, Babilonie, czy nawet w Indiach, ale Babilon ma tu najsilniejsze roszczenie. Pierwszy znany użytek terminu Logos - jako różny od samej idei - miał miejsce u Heraklita w Jonii, która znajdowała się w sferze kultury babilońskiej. Max Muller, wybitny uczony w sanskrycie, ogłosił, iż doktryna jest "wyłącznie aryjską". Napisał on, że "ktokolwiek używa takich słów, jak Logos - Słowo, Monogenes- Jednorodzony, Prototokos- Pierworodny, Hyiostou theou - Syn Boży, ten zapożycza same zarodki swej myśli religijnej z filozofii greckiej ". Jednakże, przeczy on temu w innym ustępie, gdzie oświadcza, że koncepcja Słowa, jaką znajduje się w Psalmach i w "Aniele " wspominanym w Pięcioksięgu, są czysto żydowskimi konceptami, na które nie miała wpływu myśl grecka.

To, że Żydzi zapożyczyli ideę z Indii, wydaje się jeszcze mniej prawdopodobnym, niż to, iż otrzymali ją oni z Grecji. Ale jest ona jasno widoczna w mitologii hinduskiej i jest w sposób ewidentny bardzo starożytną. Wczesna bogini-Rzeka, Sarasvati, staje się utożsamiona z Vach ( w znaczeniu Mowy ). Pojawia się ona pod różnymi imionami, jako partnerka Brahmy i bogini mądrości i elokwencji, będąc przyzywana, jako muza. W wielkim indyjskim epiku "Mahabharata" bywa ona nazywana "Matką Wed". Mędrcy są przez nią inspirowani.

Koncepcja Wed, jako Słowa, pierwszej rzeczy, jaka została stworzona, czy też pierworodnej Istoty, jest również zawarta w Bramanach. Stosownie do Szankary, wedantysty, "z wiecznego Słowa świat został stworzony ". Ponownie Sabda (Słowo) zrównane jest z Brahmą (Bogiem). Ale filozofia doktryny Logosu jest wyłożona nawet wyraźniej i jaśniej w Chinach, w 6 wieku p.n.e. Lao Tze eksponuje doktrynę przenikającego wszystko na wskroś, pierwotnego Rozumu (Tao) oraz jedności i potrójności form egzystencji.

Personifikacja Słowa jest tak stara i rozpowszechniona, że nie jest rzeczą oczywistą gdzie ta hipostaza się rozpoczęła. Byłoby grubą przesadą przypuszczenie, iż była ona transmitowana w pewnych stadiach od Greków do Żydów, a stamtąd do Persów, Braminów i Chińczyków. Faktycznie, Żydzi wydają się być w posiadaniu tej idei jeszcze przed ich kontaktem z Grekami i mazdeistami i najbardziej rozsądnym przypuszczeniem jest to, że we wszystkich trzech przypadkach, nadeszła ona z tego samego źródła. Religie Babilonu zawierają zasadę Logosu w jej zdecydowanie najwcześniejszej formie. Koncept Boskiego Imienia posiada wiele z mistycznego znaczenia Logosu, który oznacza zarówno "słowo", jak i "rozum". To z kolei rozwinęło się w personifikację boskiej Mądrości (Sofii), jako istoty - drugorzędnego bóstwa - zamieszkującego obok boga. Było to zalążkiem platońskiej doktryny Idei w nie mniejszym stopniu, niż teologia Jana i mistycyzm Filona. Najbardziej rozsądnym założeniem jest to, że koncept wynurzył się pierwotnie z rozległej akumulacji wyobrażeń i spekulacji w ramach wiedzy babilońskiej. Mógł on być przeżytkiem starożytnej cywilizacji, z której pochodził również ten sam koncept Chińczyków.

Dalsza ewidencja co do centralnego źródła, znajduje się w doktrynie wspólnej dla systemów indyjskiego, greckiego i babilońskiego, o tym, że wszystkie rzeczy pochodzą z wodnej otchłani i ponownie z kosmicznego jaja. Indyjska wiedza łączy ideę stworzenia poprzez wodę i poprzez słowo w podwójnym znaczeniu słowa saras , które może być zarówno tłumaczone jako Woda oraz Głos - stąd Sarasvati jest nie tylko "wodna" ale i "wokalna". Agni, bóg Ognia, który jest ostatecznie identyfikowany ze Słowem, opisywany jest jako Syn Wody i posłaniec bogów. I babiloński Ea, bóg Wody i Pan Życia, jest również ojcem boga Ognia, który jest posłańcem i doradcą bogów. Cechy charakterystyczne Sarasvati odnajdujemy w babilońskiej bogini Sarpanitum, która, jako ostatecznie stopiona z Erua, córką Ea, jest jednocześnie "panią głębin " i "posiadaczką wiedzy ukrytej przed ludźmi".

Poza pomieszaniem tych różnych atrybutów, które jest efektem ich stopniowej ewolucji - możemy odróżnić bliski związek w umyśle babilońskim, pomiędzy mądrością i życiodajną zasadą oraz wodą. Tutaj, z całą pewnością, w tym kompleksie mitów i idei, posiadamy zalążki hinduizmu. Heraklitowe i platońskie koncepty Słowa czy Rozumu; Hermesa, jako Logosu i Posłannika bogów; Apollina, jako mądrości swego ojca; hinduskiej, hebrajskiej i greckiej formuły Pierworodnego i Jednorodzonego; jak również i późniejszej żydowskiej i chrześcijańskiej teozofii. Im głębiej studiujemy kulty i wyznania Azji Mniejszej i Syrii, tym jaśniej uwidacznia się ich związek z wielką masą teozofii babilońskiej, która była wciąż potęgą kulturalną we wczesnych wiekach ery chrześcijańskiej. Dała ona chrześcijańskim gnostykom ich astrologię i magię, ich doktrynę o nieśmiertelności dusz (nie ciał), ich Sofię i koncept Zbawiciela, Ofiarodawcę Wiedzy i Mediatora. Jest racjonalnym założeniem, że dała ona na równi koncept Logosu zarówno Grekom, jak i Żydom.
ŻYDOWSKIE SPEKULACJE
Żydzi, zatem, otrzymali ideę Logosu z już istniejących spekulacji i rosła ona stopniowo. Skojarzenia z bardziej prymitywną myślą, sugerowane są przez wierzenia współczesnego plemienia Jorubów z Nigerii, którzy prawdopodobnie zawdzięczają je wschodnim źródłom semickim. Ich ogólny koncept Matki Wszechrzeczy, poza naturalną trójcą Ojca, Matki i Syna, ma tendencje bycia zastępowanym przez męskiego boga, być może wraz z upadkiem matriarchatu. Niektóre tego typu postępy mogły również mieć miejsce pomiędzy Hebrajczykami. Oryginalnie żeński "Duch Święty " był usilnie utrzymywany na zapleczu, być może z obawy przed zarażeniem go kultem Bogini, który symbolizował seks oraz płodność, poprzez symbolikę gołąbka. Dla późniejszych chrystystów, gołąbek reprezentuje już swoje przeciwieństwo - czystość.

Ale zdolność do tworzenia mitów była silniejszą od dogmatów i strachu. Stosownie do tego, mamy na początku chrześcijańskiej ery Filona, akumulującego wokół Logosu różne aspekty wcześniejszego Słowa i Sofii . Poprzez dodanie do nich pojęć Synostwa i Mesjanizmu, a nawet twórczych funkcji Demiurgów, redukuje on czasami Jehowę do jakiejś odległej abstrakcji.

Z dawien dawna przypuszczano, iż Filon musiał zapożyczać swoje idee od chrześcijan. Nie istnieją żadne wątpliwości, że są one równoległe z doktrynami chrześcijańskimi, a zwłaszcza z czwartą ewangelią. Może nawet bywały one nieco fałszowane. Ale jeśli tak było, to nie odbywało się to za pośrednictwem chrześcijan. Chrześcijańskie oszustwa, takie, jak przepowiednie sybillińskie, zdradzają się od pierwszego wejrzenia, podczas, gdy żaden z ustępów u Filona nie nosi tego znamienia.

Czego zatem faktycznie nauczał Filon ? Studiowanie jego wielu odniesień do Logosu odsłania cały labirynt nieścisłości. Logos jest różnie opisywany, jako bóstwo, jako wypowiedź słowna, jako siła twórcza, jako pierworodny syn bóstwa, wysoki kapłan i mediator, przymierze, koordynujące prawo wszechświata, wieczna istota, pierwsza rzecz stworzona, przywódca aniołów, słońce, pismo, Mojżesz, abstrakcja mądrości oraz dusza świata. Ale język tego rodzaju należy do klimatu mentalnego tego wieku. Jasność i wyrazistość były czymś niemożliwym. Myśl filozoficzna była bezkształtną chmurą słów i wyobrażeń słownych. Prostsi ludzie redukowali wszystkie te niejasne abstrakcje do osobowości, bez żadnej kwalifikacji.

W Księdze Enocha, na długo przed Filonem, Mesjasz identyfikowany jest z Pierwszą Stworzoną potęgą o charakterystyce Logosu. Dla wielu neologizujących Żydów, Logos był osobą. Nie mogli oni powstrzymać się od myślenia w ten sposób. Stałe nazywanie abstrakcji w nauce religijnej lub rytuale, albo ustanawia dla wyznawcy ideę odrębną osobowość, albo też jest niczym. Ich przodkowie uosabiali wiatry, rzeki, choroby, burze i błyskawice. Filon, wbrew swym wyższym możliwościom, nie dokonuje rozłamu z tym animistycznym sposobem myślenia. Jeśli umysł ówczesnego uczonego nie jest w stanie wyrazić idei Logosu bez popadania w sprzeczności, tym mniej można się spodziewać od aleksandryjskiego Żyda. Konkluzja jest jasna: chrześcijańska doktryna Logosu jest dogmatyczną skamieliną, zebraniem wokół jądra sakramentalnego kultu mglistych oparów myśli, powstałych w żydowskim świecie z jahwistycznych spekulacji na temat pojęć nie-żydowskich.

To właśnie obecność jezusowego jądra, która spowodowała to ustalanie się osadu. Sam Filon był zbyt zajęty alegoriami, symbolami i abstrakcją, aby dać Logosowi jakąś dogmatyczną definicję. Nie widział on żadnej zapory dla mnożenia się Logosów. Poza potraktowaniem Mojżesza i Aarona, jako takowych, miał on jeszcze wielość mniejszych Logosów, którzy wyrastali bez końca, jako myśli, słowa, anioły, prawa, siły i powody. Nie istnieje tam nic, co by wykazywało, iż kiedykolwiek zapytywał on samego siebie, co rozumie pod pojęciem osobowości. Jezuizm był odpowiedzialnym za wyłączenie dalszych wahań, poprzez osadzanie idei Logosu wokół eucharystycznej ofiary. Koncept Mądrości był niemniej podatnym do zastosowania, ale narodził się on jedynie w naukach gnostycznych i został ostatecznie stłumiony przez Kościół.

Doktryna Filona o Duchu Świętym, z innej strony, znalazła akceptację w postaci formuły Trójcy chrześcijańskiej. Męski Duch na zawsze pozostał koncepcją nadzwyczaj ciemną i istnieje wiele podstaw do uważania kobiecej Mądrości (Sofia) za bardziej odpowiednią w jego miejsce. Zaspokajałaby ona normalne pragnienie Bogini-Matki. Ale ascetyzm był na wznoszącej się linii w czasach, kiedy formowana była doktryna Trójcy. To zadecydowało o sprzeciwie odnośnie przyjęcia bogini. Pragnienie boga-Nauczyciela zaspokojone zostało przez utożsamienie ofiarowanego boga z Logosem. Byłoby równie rzeczą naturalną - gdyby nie czasowa dominacja ascetycznej zasady - utożsamienie Marii zarówno z Sofią, jak i z Duchem (oryginalnie żeńskim). Jak to się też stało, wywyższenie Marii nadeszło potem, jako rezultat podkreślania metafizycznych aspektów Syna. Wtedy było już za późno, by przeszczepić dogmatyczną Sofię do nowych świętych ksiąg. Zamiar stworzenia nowej ewangelii w trzynastym wieku, został stłumiony przez przeważającą potęgę Papiestwa. Ale jest niemniej jasnym, iż doktryna Logosu jest produktem tego samego procesu prymitywnej psychologii, która produkuje bóstwa jakiegokolwiek rodzaju.

ROZDZIAŁ VI


POSZUKIWANIA HISTORYCZNEGO JEZUSA
Chociaż uosobione Słowo spełnia niektóre z wymogów Nauczyciela-boga, jest ono zbyt abstrakcyjnym, aby większość ludzi była w stanie je uchwycić. Istnieje przepaść pomiędzy figurą Jezusa, który naucza i przyciąga wyznawców, a tą zawiłą koncepcją teologiczną. Faktycznie, kiedy próbujemy pogodzić czwartą ewangelię z synoptykami, Logos okazuje się być poważną zaporą. Przez całe wieki ludzie szanowali i kochali postać Jezusa, którą wyodrębnili z opowieści ewangelicznych. Ogromne rozmiary literatury religijnej, które się nagromadziły, zaciemniają sprzeczności, nad którymi naukowcy łamiąc sobie głowy. Ci ostatni poczynili wyszukane i pomysłowe próby wyjaśniania tychże rozbieżności. To jedynie w stosunkowo współczesnych czasach zaczęto rozważać możliwość, iż Jezus nie należy w ogóle do historii. Ci, którzy spotykają się z tą ideą po raz pierwszy, są w naturalny sposób zaskoczeni przez nią. Istotnie, podejrzenie, iż Jezus może być postacią tak samo mityczną, jak Ozyrys, Mitra lub Kriszna, powstało, jako rezultat poważnych wysiłków, aby odkryć jego prawdziwy głos i działanie. Najbardziej skrupulatne analizy tekstów zawiodły próbę ukazania przekonywującego portretu autentycznej osoby.

Współcześni krytycy biblijni w sposób nieprzymuszony przyznają, iż niektóre z ewangelicznych narracji muszą być fikcją. Wiemy obecnie, że była ona skomponowana długo po wydarzeniach, które rzekomo miała opisywać. Religie porównawcze przyciągnęły uwagę do bliskich paralel pogańskich - co do zasadniczych zarysów opowieści - dziewiczych narodzin, ofiarnej śmierci i zmartwychwstania. To samo jest prawdą odnośnie rytuałów chrztu i sakramentalnej komunii. Wielu krytyków ciągle jednak odczuwa, iż są to naleciałości, które, razem z cudami, mogą być bezpiecznie odrzucone, bez uszkodzenia jądra historycznego faktu. Argumentują oni, że chociaż pogańscy bogowie mogą posiadać niektóre z atrybutów Jezusa i choć mogą być oni uważani za prawodawców i nauczycieli, to nie pozostawili oni jednak po sobie koherentnych i doniosłych nauk. Apollo, Ozyrys i cała reszta wydają się zatem w sposób oczywisty postaciami mitu, podczas gdy Budda i Jezus takimi nie są. Nauki tych dwu ostatnich, jak się odczuwa, noszą niekłamane piętno pojedynczego, unikalnego umysłu. Taka doktryna nie mogłaby uformować się w sposób spontaniczny.

Zajmiemy się później przypadkiem Buddy. Najpierw przyjrzyjmy się głównym obiekcjom odnośnie tego poglądu, że istnienie grupy nauk jest przytłaczającym dowodem na egzystencję historycznego nauczyciela. Najwcześniejszymi dokumentami chrześcijańskimi, są dokumenty przypisywane Pawłowi. Owe listy były pisane na długo przed tym, jak kanoniczne ewangelie zostały złożone razem i zaakceptowane przez Kościół. Starsze ustępy, jednakże, nie mówią nam nic o życiu Jezusa. Milczenie Pawła jest rzeczą znaczącą, jeśli by miał on być faktycznie zapoznany z biografią Jezusa. Po drugie, jedność nauk, o których się powiada, iż miały wykazywać dzieło jednego umysłu, jest w podejrzany sposób nieobecna. Dalekie od demonstrowania koherencji, zasady etyczne bywają często niejasne i sprzeczne z sobą. Dalekie od bycia oryginalnymi, wiele z wypowiedzi jedynie cytuje wcześniejszą literaturę hebrajską, a niektóre mają wręcz pogańskie paralele. Co do Kazania na Górze, o którym się tyle mówi, nie jest ono niczym więcej, jak zlepkiem wypowiedzi znajdywanych w Starym Testamencie.

Przez ponad sto lat niemieccy uczeni próbowali rozwiązać ten problem i ich wysiłki nie przyniosły rezultatów. Po to, aby ustabilizować pewne solidne podstawy tekstowe dla historyczności Jezusa, piętrzyli oni jedną hipotezę na drugiej, z coraz to nowszym szlifem. Ucieczka od tego beznadziejnego zajęcia została ostatecznie sformułowana przez wybitnego krytyka niemieckiego. O.Schmiedela. Po wyczerpujących poszukiwaniach był on zadowolony, iż odkrył kilka tekstów, które wytrzymały najpoważniejsze testowanie i były całkowicie wiarygodnymi. Ale w całości ewangelii, wszystkim, co mógł on uratować, było dziewięć takowych tekstów. Wyliczmy tutaj tę opuszczoną garstkę ocalałych przeżytków.


1) Marek XXX.17 "Dlaczego nazywasz mnie dobrym ?"

2) Mat.XII.31 Bluźnierstwo przeciw Synowi Człowieczemu jest wybaczalne,

3) Marek III.21 "On nie jest sobą "

4) Marek XII.32 "Tego dnia i godziny nikt nie zna", etc

5) Marek XV.34 i Mat.XXVII.46 "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił ?"

6) Marek VIII.12 "Żaden znak nie będzie dany temu pokoleniu"

7) Marek VI.5 "Nie był on w stanie wykonać żadnej wielkiej pracy"

8) Marek VIII.14-21 Nagana wobec uczniów nt. chleba i drożdży.

9) Mat.XI.5 i îuk.VII.22 - Ustęp rozumiany w sensie duchowego uzdrowienia, gdyż kończy się wspomnieniem nauczania - w ogóle nie żaden cud.
Dlaczego wybrano te szczególne teksty, a nie żadne inne ? Schmiedel kieruje się następującym kryterium: gdziekolwiek Jezus mówi po prostu, jako człowiek, nie objawiając pretensji do boskości lub też cudownych potęg i tam gdzie jest reprezentowany, jako nie pragnący wywierać wrażenia na swych krewnych i sąsiadach, jakimkolwiek poczuciem wyższości - tam zapis jest całkowicie wiarygodnym. Stosownie do Schmiedela, owe ustępy reprezentują "filary nośne dla prawdziwie naukowego życia Jezusa ... Dowodzą one nie tylko, że w osobie Jezusa mamy do czynienia z osobą kompletnie ludzką i że boskości można się w nim doszukiwać jedynie w takiej formie, w jakiej może być ona w ogóle znaleziona w człowieku: dowodzą one również, że faktycznie on istniał i że ewangelie zawierają przynajmniej kilka absolutnie wiarygodnych faktów, dotyczących jego osoby.

Zaszokuje to wiernego, nie zadowalając jednocześnie naukowego naturalisty. Przedkładam tu sugestię, iż tezy uwydatnione powyżej kursywą, są absolutnie nie do przyjęcia. Od tego punktu może zawisnąć cała dysputa, co do faktyczności ewangelii Jezusa. Nie wynika logicznie, że ponieważ dane oświadczenie jest wiarygodnym, to stąd musi ono być prawdziwym lub dowiedzionym. Jeśli by tak miało być, to połowie charakterów fikcyjnych można by "udowodnić ", iż są oni realnymi ludźmi. Czyniło się bowiem o nich doskonale wiarygodne oświadczenia.

To, co stosuje się do charakterów fikcyjnych, musi również się stosować do pół-bogów i charakterów, o których istnieją legendy. Dopóki nie może być wykazane na niezależnym gruncie, jak doszło do tego, iż wiarygodna opowieść zmieszana została z bajką, nie będziemy mieć żadnego powodu, aby zaakceptować jedną część, a drugą odrzucić. Istnieje wiele przykładów mitów budowanych na bazie aktualnych wydarzeń, ale chociaż może to być ustalone we współczesnych czasach, takie przypadki nie dają nam możliwości odróżnienia pomiędzy rzeczą jedynie możliwą, a rzeczą prawdziwą w tradycji starożytnej. W dopuszczalny sposób, istnieją tam przypadki z pogranicza tych dwu, ale nawet kiedy są one wolne od supernaturalizmów, też można w nie często wątpić. Zadaniem historyka jest dokonanie racjonalnej selekcji.

Historyk musi unikać tego typu niedozwolonych skoków, jakie czynione były np. przez T.H. Huxley'a, który był bardzo usłużnym, w swym nastawieniu, odnośnie tego, co jest "możliwym ". W odniesieniu do opowieści o wizycie Saula, złożonej wiedźmie z Endoru, na przykład, zaobserwował on, iż " nie ma zbyt wielkiego znaczenia, czy opowieść jest historycznie prawdziwa, jeśli odpowiada wymogom prawdopodobieństwa ". Kontynuuje on dalej, iż nie widzi on żadnego powodu, aby wątpić, iż Saul takiej wizyty dokonał. Ale dopóki nie możemy wykazać, że opowieść była zredukowana do pisma blisko czasów Saula, dopóty istnieje oczywisty powód, aby w nią wątpić. Historia jest pełna odrzuconych "prawdopodobieństw " tego samego rodzaju. Historia Bruce'a i pająka jest dalszym przykładem.

Powracając do argumentu Schmiedela w kwestii historyczności Jezusa, można go streścić pokrótce, jak następuje: ewangelie przypisują setki nieprawdopodobnych wypowiedzi Jezusowi, ale istnieje tam dziewięć takich, które są prawdopodobnymi. Te dziewięć nie tylko decyduje o tym, iż Jezus faktycznie istniał, ale dają one jakieś oparcie opinii, że wiele z tych mniej możliwych są również historycznymi. Według tego rozumowania, jeśli by jedynie dziesięć rozsądnych wypowiedzi, jak również dwanaście mniej lub więcej nieprawdopodobnych prac, przypisywanych było Heraklesowi, to powinien on być uznany również za charakter historyczny.

Faktem jest jednak, iż ewangelia Jezusa zdobyła wiarę, w o wiele większym stopniu dzięki tym setkom nieprawdopodobieństw i zafałszowań, niż dzięki sile owych "wiarygodnych " tekstów. Z tej też przyczyny, nie ma żadnego powodu domyślać się jądra aktualnych wydarzeń, których nikt nigdy nie pragnął. Spodziewalibyśmy się znalezienia pewnej liczby wiarygodnych powiedzeń w każdej fikcyjnej narracji. Chęć dawania wiary niewiarygodnym oświadczeniom, może być wyjaśnione pragnieniem pewnych ludzi lub sekt, nadania ich poglądom autorytetu Boga-człowieka. Co zatem oznacza fakt, że kilka względnie rozsądnych powiedzeń przypisano Jezusowi ? Jaka wiarygodność pozostaje z okrzyku na krzyżu, "Boże mój, czemuś mnie opuścił ?", kiedy pamiętamy, że jest to cytat z Psalmów i że cały kult zapoczątkowany został od doktryny, iż "Chrystus musi potrzebować cierpieć ".
MILCZENIE PAWŁA
Może się wydać rzeczą niewdzięczną wysuwać argument przeciwko teologowi, który posunął się dalej w swej lojalności dla zasady krytycznej, niż wielu uznawanych za racjonalistów. Czego jednak on i inni nie rozpoznali, to faktu, że pierwotnym powodem dla wątpliwości w autentyczność każdego szczegółu nauk w ewangeliach jest ich totalna ignorancja, przejawiająca się w listach Pawła. Pominąwszy fakt, że niektóre z nich są podrobione, a inne zawierają interpolacje, ich ważność polega na tym, iż są one pozornie najstarszymi dokumentami kultu chrześcijańskiego. Jednakże wykazują one niewielką świadomość w zakresie nauk i narracji ewangelicznej. Mówią one o ukrzyżowanym Jezusie w terminach zabitego i zmartwychwstałego Boga, lub pół-boga raczej, niż nauczyciela i sprawcy ewangelicznych cudów.

Jedyne powiedzenie Jezusa, aktualnie cytowane, dotyczy początków eucharystii (I.Kor:XII, 23-25) i właśnie ono nosi znamiona interpolacji. Ogólny ton listów - jakakolwiek ich data i posiadanie - jest niezgodnym z rozwojem opisywanym w ewangeliach. Wyższa krytyka Nowego Testamentu chybiła celu, podobnie jak wyższa krytyka Starego uczyniła to, poprzez założenie ogólnej prawdy tradycji. Księga Sędziów, np. opisuje państwo społeczeństwa hebrajskiego, które jest zupełnie niezgodnym z tym, co miało rzekomo je poprzedzać. Tradycyjna opowieść o wyjściu z Egiptu i tabernakulum pustyni, musi zatem być mitem. Podobnie chrześcijańska tradycja nauczającego i zakładającego kult Jezusa, jest akceptowana przez wyższą krytykę, chociaż inteligentne i uważne przeczytanie listów Pawła wystarcza, aby wykazać, iż nauczający Jezus został stworzony już po napisaniu tychże listów.

Jezus z doktryny paulińskiej był albo mityczną konstrukcją, albo też odległą postacią, o której myślano, iż była ukrzyżowana, ale już dłużej nie do prześledzenia w historii. Pewien Jezus ben Pandira, jak podawano, miał być ukamienowany i powieszony na drzewie, za króla z dynastii Hasmoneuszów, Aleksandra Janneusa, blisko sto lat przed erą chrześcijańską. Jest rzeczą możliwą, iż Jezus Pawła jest jedynie nominalną pamięcią zabitego Jezusa ben Pandiry. W tym przypadku sam Paweł może należeć do okresu wcześniejszego, niż to mu przypisuje tradycja. Najprawdziwiej wyglądające listy, same w sobie nie dają żadnych wskazówek, co do ich chronologii. Ale takowe przesunięcie w datowaniu Pawła, nie byłoby rzeczą pomocną w sprawie "Jezusa z Nazaretu ". Jeśli uniknie się trudności, wynikających z milczenia Pawła, poprzez umieszczenie go wcześniej o jedną czy więcej generacji, wtedy stoimy przez nową niewiarygodnością drugiego z ukrzyżowanych Jezusów, drugiego ofiarowanego Syna Bożego, za którego poręczające zapisy są w większości fałszywe, choć zawierają w sobie ułamek wiarygodnej narracji.

Kiedy zwrócimy się od wspomnianych nauk Jezusa do opowieści o jego karierze, założenie, iż ma ona faktyczne podstawy, jest tak wątłe, iż można je zupełnie pominąć. Kościół napotkał takie trudności z ustaleniem daty przypuszczalnych urodzin swego założyciela, że era chrześcijańska została zapoczątkowana na kilka lat wcześniej, przed rokiem, który chronologowie wydedukowali później w oparciu o wymowę innych dokumentów. Urodziny umieszczone zostały w czasie przesilenia zimowego, koincydując z narodzinami boga-Słońca. I data ukrzyżowania różniła się z roku na rok, aby się wreszcie dostosować do astronomicznej zasady, która utrwala żydowskie święto Paschy. Pomiędzy narodzinami i śmiercią Jezusa istnieje prawie totalna nieobecność informacji, za wyjątkiem krótkiego okresu jego działalności. O jego życiu pomiędzy wiekiem lat 12 a 30 nie wiemy nic. Nie istnieją nawet żadne mity co do tego. Jest rzeczą niemożliwą ustanowić dokładnie okres trwania jego działalności, na podstawie ewangelii. Stosownie do tradycji, trwała ona jeden rok, co sugeruje, że odbywała się ona według formuły "zadowalającego roku Pańskiego ", lub oparta była na micie boga-Słońca.

Chrześcijański mit rósł poprzez absorbowanie szczegółów z kultów pogańskich. Opowieść o narodzeniu jest podobna do wielu mitów narodzeniowych w świecie pogańskim. Chrystus musiał posiadać dziewicę za matkę. Podobnie, jak figurka dziecięcia- boga w kulcie Dionizosa, tak i on został wyobrażony w powijakach w koszyku w żłobie. Był on urodzony w stajni, jak Horus - w świątyni-stajni dziewiczej bogini Izydy, królowej niebios. Ponownie, jak Dionizos, zamieniał on wodę w wino; jak Eskulap - wskrzeszał zmarłych i przywracał wzrok ślepcom; jak Attis i Adonis, jest on opłakiwany i witany przez kobiety. Jego zmartwychwstanie ma miejsce, jak u Mitry, ze skalnego grobu.

Jako, że Jezus był żydowskim Zbawicielem zanim rozszerzenie się kultu doprowadziło do nie-żydowskiego Chrystusa, mit musiał zadowalać również idee mesjanistyczne. Żydowska tradycja oczekiwała Mesjasza Ben Dawida i Mesjasza Ben Józefa, tak więc sprawiono mu genealogię, wywodzącą się od królewskiej linii Dawida, aby mógł stać się Ben Józefem poprzez swego przybranego ojca. Aby zadowolić tych, którzy zaprzeczali potrzebie pochodzenia od Dawida, opowieść o tym, iż Jezus odrzucił takie roszczenie, umieszczona została w ewangelii i rozbieżność w ten sposób pozostała. Masakra niewiniątek w okresie jego narodzin, przywołuje mit mojżeszowy. Podobnie, jak w ofierze "jednego, jednorodzonego Syna " semickiego boga El i ofiarowywaniu Boga-człowieka z babilońskiego festiwalu Sacea, Jezus musiał nosić insygnia królewskie przy swym ukrzyżowaniu.

To, co mogło się najpierw wydawać rzeczywistą biografią, zostało pomniejszone przez tę mityczną oprawę. Przede wszystkim, jak już widzieliśmy, centralne wydarzenie ukrzyżowania, jak opisane w ewangeliach, było przepisane ze sztuki misteryjnej. Może się to zaliczać, jako rozwój, podobnie jak pogańskie dramaty misteryjne, od prymitywnego rytuału ofiary ludzkiej, do której prawdopodobnie należało i samo imię "Jezus ". Wersja ewangeliczna mogła być zaadaptowana z wcześniejszej, judajskiej formy, przez nie-żydowskich chrystystów, po upadku Jerozolimy.
ŻYDOWSKI JEZUIZM
Według tego poglądu, ruch chrystystów był w swych początkach sektą żydowską. Istnienie żydowskich i nie-żydowskich odgałęzień, opierających się czasami fuzji, wynika jasno z dysput i sprzeczności, jakie się rozwinęły. Wcześni jezuiści uważali się za przynależnych do żydowskiej fałdy i wierzyli, iż Mesjasz ma wkrótce powrócić w potędze i chwale w Dniu Sądu. Przeciwko temu wysuwała się rywalizująca koncepcja królestwa niebieskiego, jako zmiany czysto duchowej. W jednej z ewangelii Samarytanie i nie-Żydzi są wyłączeni; w innej wyrzuceni są Samarytanie. Nauka etyczna jest tu zarazem partykularna, jak i uniwersalistyczna. Żądała ona najpełniejszego wypełniania mojżeszowego prawa, a jednocześnie głosiła swą wyższość nad nim.

Nie było zbyt wiele rzeczy w systemie chrześcijańskim, które byłyby niezgodnymi z myślą żydowską. Hebrajskie pisma odnosiły się z podobnym współczuciem dla biednych. Chociaż ciasny tradycjonalizm, przypisywany faryzeuszom, jest potępiany, może on stać w kontraście z liberalnymi poglądami takich rabbi, jak Hillel. "Prawo serca " nie było z całą pewnością wynalazkiem chrystystów.

Wczesny jezuizm rozkwitał, jako środek żydowskiego prozelityzmu, ale po to, aby się mógł rozszerzyć, musiał on dokonać pojednania z tymi cechami, które nie-Żydzi mieli mu za złe. Istniały tam sprzeczki odnośnie rytualnych wymogów żywieniowych, a największe ze sporów dotyczyły obrządku obrzezania. Istniał również praktyczny problem finansowych żądań hierarchii żydowskiej, który uczynił ze świątyni w Jerozolimie główną kwaterę podatkową wiernych. Wcześni jezuiści spodziewali się od nie-żydowskich nawróconych składek na rzecz centralnego funduszu w taki sam sposób, w jaki ortodoksyjni Żydzi, rozproszeni w całym imperium, opłacali trybut podróżnym "poborcom", którzy postępowali za nimi. Kiedy ruch zaczął zakorzeniać się w świecie nie-żydowskim, zaczęto tej centralizacji się opierać.

Nie powinniśmy przypuszczać, iż żydowski jezuizm powstał najpierw, jako moralna rewolta przeciwko legalistycznej etyce, określanej stygmatem "faryzeizmu ". Jego etyka nie była ani wyższą, ani też różną od tej zawartej już w tradycji hebrajskiej. W każdym razie, masowy ruch wymaga czegoś więcej, niż wysokich idei etycznych, aby odnieść mógł sukces. Gdyby apel, skierowany pierwotnie do Żydów, nie mógł być poszerzony w ten sposób, aby objąć również prozelitów i nie-Żydów, nie dokonałby on żadnego uderzającego postępu.

Zastąpienie obrzezania obrzędem chrztu było więc jedną z koncesji. Przyjęcie niewolników na pełnoprawnych członków, było następną. Kolejne ustabilizowanie wspierających się wzajemnie społeczności (gmin) wiernych, zachęcało coś więcej, niż tylko finansową niezależność. Wbrew opozycji z Jerozolimy, ruch zaczynał stawać się coraz to bardziej kosmopolitycznym. Jego propaganda adaptowana była stosownie, ze specjalnym naciskiem, kładzionym, w nie-żydowskich dramatach pasyjnych, na winę Żydów w odrzuceniu Zbawiciela.

Wynikiem tego rozłamu pomiędzy nie-żydowskimi chrystystami, a żydowskimi jezuistami, było wynurzanie się nowej sekty, która była już w stanie współzawodniczyć z licznymi religiami misteryjnymi, istniejącymi już w świecie grecko-rzymskim. Uwolnieni z kontroli społeczeństwa Jerozolimy, nie-żydowscy chrystyści, byli w stanie zaadaptować się do potrzeb czasu. Nieodłącznie, odsłoniło to ich narastająco pogańskie wpływy. Cała koncepcja czysto duchowego, w odróżnieniu od doczesnego, zbawienia, która wyrosła w kościołach nie-żydowskich, jest raczej pochodzenia helleńskiego lub perskiego, niż żydowskiego. Podobnie jest z tytułem "Zbawiciela " oraz ideą, iż ci, którzy uczestniczą w mistycznym rytuale, stają się jednością z ukrzyżowanym pół-bogiem. Prowadzeni jesteśmy do wniosku, iż centralna figura kultu, reprezentowanego w ewangeliach, musi być raczej konstrukcją propagandystów, niż biografii. Chrystus tak opisany nie posiada więcej roszczeń do historyczności, niż pozostali zbawiciele i boscy nauczyciele starożytności. Żaden z pogańskich nauczycieli, wielbiony, jako bóg, nie jest wywodzony od faktycznie istniejącego nauczyciela lub prawodawcy i to samo można powiedzieć o takich szanowanych założycielach kodów i wyznań, jak Manu, Likurgiusz, Numa i Mojżesz. Nawet naukowcy, którzy ciągle mówią o Mojżeszu, jako o postaci historycznej, muszą zgodzić się z faktem, że nie napisał on nic. Nie można mu przypisywać w większym stopniu wynalezienia Dziesięciu Przykazań, niż by się przypisywało Romulusowi lub Numie wynalazek Dwunastu Tablic.

Roszczenia czynione były odnośnie historyczności Zaratustry, ale nie mogą one być dowiedzione jakąkolwiek udokumentowaną ewidencją. Jedynym powodem do wierzenia, iż był on rzeczywistą osobą, jest założenie, że w taki właśnie sposób ruchy religijne bywają zapoczątkowane. Ale kiedykolwiek tradycja wspomina o założycielu doktryny, czy misteriów, krytyczne poszukiwania odnajdują mit. Jeśli weźmiemy całą serię tradycyjnych nauczycieli, aż do początków ery chrześcijańskiej, odkryjemy, iż są oni w sposób mniej lub bardziej jasny, produktami tej samej tendencji, która doprowadziła do powstania koncepcji boskich Nauczycieli - czyli nawyku przypuszczania, iż wszystko, co uważa się za dobre musi pochodzić z boskiego, lub supernormalnego źródła.
MIT I HISTORIA
Jednym zastrzeżeniem, które można by uczynić w tym punkcie, byłoby to, iż niektórzy z założycieli religii, byli w sposób niekwestionowany rzeczywistymi osobami. To, co człowiek sprawdzalnie, uczynił, można argumentować, mogło być też uczynionym w starożytnych czasach przez innych ludzi. Jeśli Mahomet założył nową religię, dlaczego nie Zoroaster ? Jeśli Budda dał całkowicie nowe i potężne nauki, dlaczego Jezus nie miałby tego uczynić ?

Rozważmy najpierw, dlaczego akceptujemy historyczność Mahometa. (1) jest on dość daleko w okresie historycznym, (2) Jego religia urosła w potęgę i rozgłos w ciągu jednego pokolenia od jego śmierci - daleko szybszy rozwój, niż w chrystyźmie, choć jego rozszerzanie się bywa często opisywane, jako cudowne. (3) Pozostawił on faktycznie pisane dokumenty i chociaż były one z całą pewnością poddawane edycji, większość z nich jest wolna od dobrze znanych znamion późniejszej fabrykacji. (4) Cnotą relacji islamu wobec chrześcijaństwa, które głosiło monopol prawdy dla swych ksiąg świętych, jest to, że krytyczne światło odbijało od nowego kultu, od pierwszych dni jego ekspansji poza Arabią. (5) Biograficzne sprawozdania o Mahomecie nie są typowo mitycznymi, pomijając opowieści o cudach podczas jego narodzin i dzieciństwa. Poza takowymi upiększeniami i odniesieniami do stosunków z aniołami, Mahomet rodzi się, żyje i umiera w znanych datach. Nie czyni on żadnych cudów i nie rości sobie praw do boskości. Jest on, pokrótce, rozpoznawany, jako historyczny typ mistrzowskiego fanatyka. W każdym z owych odniesień, jego zapis różni się ostro i wyraźnie od zapisów Buddy, czy Jezusa.

Absolutna data, oczywiście, nie jest ostatecznie przekonywującą. Wierzymy wszak w historyczność pewnych Żydów p.n.e. i nie wierzymy w legendy o Wilhelmie Tellu. Ale kiedy rozważamy otoczenia, w których zarówno Budda, jak i Jezus mieli żyć, jest rzeczą jasną, iż możliwości fabuły narastającej wokół ich imion, są nieograniczone. Ani Jezus, ani też Budda nie pozostawili po sobie pisanego słowa: ani też krytyczni naukowcy nie twierdzą, że ich najbliżsi towarzysze mieliby to uczynić. Faktem jest, że wiele powiedzeń, przypisywanym im obojgu, nie jest prawdą. Zamiast pozwolić przypuszczalnej historyczności Buddy, zaświadczać o odnośnej historyczności Jezusa, doprowadzeni jesteśmy do zapytywania, czy jedna z nich nie jest podobnie problematyczną, jak i druga.

Jak tylko zaczniemy studiować początki buddyzmu, stajemy się świadomymi tego samego dylematu. Wydawało by się, iż chociaż Budda nie odrzucał bezpośrednio wiary w bóstwa, to ignorował on takową, jako zupełnie bezwartościową. Ruch, który zapoczątkował on pod swym imieniem, był praktycznie ruchem ateistycznym. Po drugiej zaś stronie, legendy o jego narodzinach i życiu znajdują się w grupie super-naturalnych wierzeń wcześniejszych i późniejszych czasów.

Konserwatywny student naturalnie odpowie, że chociaż perwersje nauk Mistrza miały faktycznie miejsce, pozostaje on niemniej jednak realną osobą. Zwykłym dowodem oferowanym na to jest, iż wiele narracji przedstawia go, jako każdego innego ze śmiertelnych nauczycieli. Jakkolwiek, bliższe przyjrzenie się temu, wykazuje, iż każdy przypadek sceptycyzmu, który istnieje w przypadku Jezusa i Mojżesza, jest tutaj również widocznym, z jedyną różnicą w stopniu nasilenia. Nie istnieją żadne współczesne mu zapisy i wiele kolejnych wersji nauk Buddy jest czysto wątpliwymi. Wiele też z nauk wkładanych w jego usta jest tej natury, która była już w użyciu przed jego okresem.

Nauki nie tylko zawierają rodzaj nieścisłości, które są być może nie do uniknięcia, ale wkrótce zauważamy nawet różnicę w źródłach, czasie i celu. Trudno jest sobie wyobrazić, jak taka doktryna metafizyczna mogła inspirować popularny ruch o dalekim zasięgu, czy też dlaczego miała dać początek jakiejkolwiek społeczności religijnej. Jednak, kiedy zwrócimy się do najwcześniejszej literatury buddyjskiej, odnajdziemy tam wszelkie oznaki doktrynalnego mitu. Księgi Sutta Pitaka, np. nie tylko wyznają zawartość samych wierzeń, ale również wierzeń głoszonych przez Buddę. Dla społeczności buddyjskiej były one nierozwiązalnie stopione z pamięcią osobowości tego, który je głosił. Mówi się nam, że po rozpowszechnieniu Dhammy, czyli kolekcji krótkich pism, wyrosło pragnienie poznania, w jaki sposób sam Budda doszedł do ustanowienia zasad dla swoich uczniów.

Tutaj, zatem, mamy jeszcze jeden przypadek kultu, tworzącego swego boskiego Nauczyciela według znanych linii, opisującego go jako supernaturalnie urodzonego, nazywającego go Błogosławionym, kultu w sposób widoczny wynajdującego dla tradycyjnego nauczyciela fikcyjną biografię. W tym wczesnym stadium ogląda się sam buddyzm kreujący swego Buddę. Daleki od zapewnienia analogii dla poparcia historyczności Jezusa, czyni on akurat coś wręcz odwrotnego. Sugeruje on żywo, iż podobny proces konstrukcyjny ma miejsce w przypadku chrystyzmu. Pozostaje nam jedynie zapytanie, czym prymitywny buddyzm był faktycznie.

ROZDZIAŁ VII


MIT BUDDY
Stosownie do tradycji, założycielem buddyzmu był Hindus imieniem Siddharta, syn radży z klanu Sakjanów, który zamieszkiwał u podnóża Himalajów. Mawia się o nim czasem, jako o Sakjamuni ( muni oznacza mędrzec), czasami nazywa się go Tathagata (co dosłownie znaczy "ten, który zaszedł tak daleko"), ale najczęściej używa się imienia
Yüklə 0,8 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   2   3   4   5   6   7   8   9




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə