Spis treśCI



Yüklə 0,8 Mb.
səhifə8/9
tarix17.11.2018
ölçüsü0,8 Mb.
#80715
1   2   3   4   5   6   7   8   9

Pomiędzy Aztekami tradycja niosła, że ofiary ludzkie wprowadzone zostały stosunkowo późno i ten pogląd byłby niewątpliwie faworyzowany przez kapłaństwo, które reprezentowało by pogląd, iż potęga ostatnich dni państwa, zawdzięczana była tym ofiarom. Ale widzieliśmy, że były one praktykowane na mniejszą skalę przez ludy amerykańskie w o wiele wcześniejszych stadiach ewolucji socjalnej i były one również popularne w stadiach średnich. W północnej części Ameryki Południowej, główne bóstwo Muyscasów, Fomagata, czczone było wielością ofiar ludzkich, podobnie, jak było wielbione pod imieniem Fomagazdad, ze swą małżonką Zipaltonal w Nikaragui, gdzie obydwoje uważani byli za przodków rasy ludzkiej. Podobne praktyki, często w związku z kultem boga Słońca, czasami boga Deszczu, były popularnymi na Jukatanie, Chiapa, Tobasco, Hondurasie i gdzie indziej. Meksykańscy Otimiasi, którzy nie byli podbici przez Azteków, składali w ofierze dzieci i spożywali ich ciała, nosząc je z sobą, pieczone, w swych wojennych kampaniach. Takie ofiary były nieźle ustabilizowane w Meksyku zanim jeszcze przybyli Aztekowie i znajduje się je do pewnego stopnia nawet pomiędzy względnie pokojowymi Toltekami. Tym, czego dokonali Aztecy, było ich rozmnożenie do przerażających rozmiarów.

Powody ekspansji i restrykcji w takich przypadkach, są niewątpliwie złożonymi, ale kiedy porównujemy przypadki Azteków, z podobnymi przypadkami Greków, Egipcjan i Rzymian, możemy prześledzić pewne decydujące warunki. Po pierwsze, ofiary ludzkie miały tendencje do mnożenia się pomiędzy ludami, które w znacznym stopniu oddawały się wojnie, poprzez ofiary dla bogów, ale tam, gdzie istniało jedynie ograniczone kapłaństwo, naturalna siła współczucia doprowadzała ludzi stopniowo, w miarę, jak stawali się coraz to bardziej cywilizowanymi, do porzucenia takowych praktyk, podczas, gdy kapłaństwo dążyło do ich utrzymywania. Tak więc pomiędzy cywilizowanymi ludami starego świata, trwały one najdłużej w Kartaginie, tyranizowanej przez kapłaństwo i powodem, dla którego nie kontynuowano ich wystarczająco długo u Żydów. było prawdopodobnie to, że nie posiadali oni licznego kapłaństwa aż do okresu po wyjściu z Niewoli, kiedy to ich religia została na nowo ukształtowana w terminach bardziej cywilizowanych systemów orientalnych. Z drugiej zaś strony, rozszerzające się lub poszerzone już imperium, rządzone silną ręką przez wojowniczego autokratę, jak imperia Babilonu i Egiptu, prowadzone jest na różne sposoby do porzucenia ofiar ludzkich, nawet jeśli kapłaństwo występuje tam licznie.

Obce kulty bywają absorbowane dla powodów politycznych i nie należy wcale do elementów polityki władców, bywanie w stanie wojny z pomniejszymi sąsiadami, gdy się większość z nich zaabsorbowało, stąd wynika nieregularna dostawa jeńców. Kapłaństwo również, może być wygodnie zaopatrywane poprzez inne formy ofiar i według tychże innych linii, jest ono mniej potężne w porównaniu z królem. W imperium Inków praktyki ofiar ludzkich bywały mocno ograniczone. Ale tam gdzie wojownicze i terroryzowane przez kapłanów państwo ustabilizowane bywa pomiędzy dobrze uzbrojonymi sąsiadami, z nieźle ustabilizowanymi kultami ofiar ludzkich dookoła, poświęcanie w ofierze jeńców może służyć za samoistny powód do wojen, który kapłaństwo ma tendencje wymuszać.

Proces jest całkowicie zrozumiałym. Ostoją wszelkiego kapłaństwa jest zasada wstawiennictwa, czy to będzie ono w formie prostej modlitwy i błagalnego kultu, czy też mieszaniny tego z doktryną mistycznej ofiary, jak to bywa między protestantami, czy też na stałym powtarzaniu ceremoniału mistycznych ofiar, jak to się dzieje u katolików, albo też na właściwym ofiarowywaniu zwierząt, jak to było u starożytnych Żydów i pogan. W tych przypadkach widzimy, że im więcej nacisku kładzie się na akt ofiary, tym silniejsze jest kapłaństwo - lub można to też ująć na odwrót. Najsilniejszy zatem musi być uchwyt kapłaństwa, którego ofiary są najstraszniejsze. I straszliwym był prestiż kapłaństwa Meksyku.

Im większe stawało się państwo, tym większe stawały się w nim hekatomby ofiar ludzkich. Prawie każde bóstwo musiało być przebłagiwane w taki sam sposób, ale przede wszystkim, bóg wojny musiał być zawsze syty od dymiących serc mordowanych jeńców. Rzadko jakikolwiek historyk, jak mówi Prescott, ocenia liczbę istot ludzkich poświęcanych corocznie na terenie imperium poniżej 20.000, a niektórzy sugerują nawet 50.000. Z tej ilości skazanych, lwia część należy do Huitzilopochtli i istnieje zapis, że przy poświęcaniu jego wielkiej, nowej świątyni w roku 1486, zabito ku jego czci 70.000 jeńców wojennych, którzy byli zarezerwowani na ten cel przez całe lata w całym imperium. Formowali oni pochód długi na dwie mile i dzieło kapłańskiego rzeźnictwa trwało przez kilka dni.

Z okazji każdego festiwalu tego bóstwa była tam nowa hekatomba ofiar i możemy sobie wyobrazić, jak ten chroniczny spektakl napiętnował wyobraźnię ludzi. Meksykańskie świątynie, jak już widzieliśmy, były wielkimi piramidami o płaskim szczycie, wysokimi na cztery, czy pięć pięter, a ofiary składane były na samej górze. Schody zbudowane były w ten sposób, że łączyły one kolejno wszystkie cztery strony piramidy i kiedy pochód kapłanów z pochodniami wspinał się po nich w ciemności, jak to było zasadą dla pewnego typu ofiar, do platformy na szczycie ze swym wiecznie płonącym ogniem i kamieniem ofiarnym, całe miasto nie mogło oderwać wzroku. A potem ten horror ofiarnego aktu !

W ogromnej większości obrzędów, ofiara ludzka kładziona była żywcem na kamieniu ofiarnym, przytrzymywana za ręce i nogi, podczas gdy zabójca rozcinał jej piersi święconym krzemiennym nożem - starożytnym nożem, używanym zanim jeszcze człowiek zaczął używać metali, a zatem najprawdziwiej religijnym - i wyrywał bijące jeszcze serce, które trzymane było w górze ku nieobecnemu, ale wszystko widzącemu słońcu, zanim zostało ono spalone w wonnościach przed idolem, którego usta, jak również i ściany jego świątyń, pobożnie umazane były we krwi.
DEIFIKOWANA OFIARA
Oprócz uciekania się do holokaustów, religijną zasadą, która znajdowała się u podłoża wielu, jeśli już nie wszystkich, amerykańskich ofiar ludzkich, była zasada, iż ofiara reprezentowała Boga i z tego też powodu niewolnicy lub dzieci byli poświęcani z taką samą gotowością, jak i jeńcy wojenni. Pomiędzy ludami Gwatemali, jak nam powiadano, jeńcy lub oddani niewolnicy uważani byli za istoty ubóstwione w domu Słońca i ogólna zasada, iż ofiara reprezentowała Boga, zakładała taką koncepcję. A jako że ta zasada prawdopodobnie bierze swój początek we wczesnych obrzędach, z gatunku tych, które tak długo zachowywane były u Khondów, a które miały na celu coroczne odnawianie wegetacji poprzez zjednywanie sobie bóstwa i "magię sympatyczną", praktyka stała się utrwaloną w ogólnych rytuałach, jako rzecz sama w sobie święta.

W związku z jednym, dorocznym festiwalem Tezcatlipoca, Stwórcy i "duszy świata", który łączył w sobie atrybuty wiecznie młodego piękna z funkcją boga sprawiedliwości i retrybucji, jako Zimowego Słońca, bywał wybierany na męczennika męski jeniec o szczególnej urodzie, który bywał traktowany z najwyższym szacunkiem, na cały rok przed złożeniem go w ofierze - prawie dokładnie tak, jak skazani jeńcy pomiędzy południowo-amerykańskimi Tupinambosami. Bywał on wspaniale przyodziewany, kwiaty były rzucane pod jego stopy i szedł on ze świtą paziów za sobą, a ludzie klękali przed nim i wielbili go jako Boga. Był on faktycznie, stosownie do zasady, przedstawicielem bóstwa i opisywano go, jako jego wyobrażenie. Na miesiąc przed fatalnym dniem obsypywano go dalszymi przywilejami. Cztery piękne panny, noszące imiona głównych bogiń, bywały mu podarowane, jako konkubiny.

Wreszcie nadchodził dzień jego śmierci. Jego zaszczyty i radości miały się zakończyć i jego wspaniały strój był zabierany. Przewożony na królewskiej barce poprzez jezioro do szczególnej świątyni, o niecałą milę od miasta, gdzie zebrała się cała ludność, był on prowadzony w procesji na szczyt piramidy, przy jego współudziale w obrzędzie, polegającym na odrzucaniu swych wieńców z kwiatów i rozbiciu swej gitary. A potem na szczycie, sześciu ubranych na czarno zabójców, ofiarny kamień i horror końca. A kiedy rytuał dobiegał końca, kapłani nabożnie podkreślali okazję, głosząc, iż wszystko to bywało typowym dla ludzkiego przeznaczenia, podczas gdy arystokracja sakramentalnie spożywała pieczone ciało ofiary.

Wraz z ofiarą dla Tezcatlipoca miała miejsce ofiara dla Huitzilopochtli i trwały one na przemiany przez cały rok. Ofiara dla tego ostatniego nie bywała aż tak uwielbiana, ale miał on przywilej wyboru godziny swej śmierci, byle nie w ciągu dnia. Był on nazywany "Mądrym Panem Nieba" i bywał zabijany nie na ołtarzu, ale w objęciach kapłanów.

Boginie również miewały swoje ofiary, ofiary kobiece i młode dziewczyny bywały regularnie przygotowywane dla jednej ofiary ku czci bogini kukurydzy Centeotl, meksykańskiej Ceres, podobnie, jak to bywało z reprezentantem Tezcatlipoca. Centeotl była boginią Matką par excellence , nosząc przydomek Toucoyohua, czyli "żywicielki ludzi" i reprezentowana, podobnie jak Demeter i tak wiele innych bogiń tego samego typu, z dzieckiem w swych ramionach. Tradycja niosła, również, że w jej kulcie nie było w starożytności żadnych ofiar ludzkich. Ale jest to sprawą wątpliwą i wyjaśnienie istnieje, jak poprzednio, że od starożytności pojedyncze ofiary bywały jej składane i pomiędzy Aztekami było ich wiele. Kobiety, które uosabiały boginię, składane były w ofierze razem z innymi ofiarami i po zabiciu następował ceremoniał o trudnym do opisania, odrażającym charakterze, w którym zabójcy obdzierali swe ofiary ze skóry, przywdziewając je na siebie.

Ten ohydny akt jest według wszelkiego prawdopodobieństwa najstarszym atrybutem religijnego symbolizmu. Robertson Smith w książce "Religie Semitów" sugeruje, iż wywodzi się on, poprzez totemistyczne i inne noszenie zwierzęcych skór, z biblijnej koncepcji odnośnie "roli prawości". Jest on z pewnością spokrewniony z kultem boga-Ryby i z kultami egipskich oraz innych kapłanów, którzy przywdziewali pstre skóry lampartów lub młodych jeleni, jako symbolizujące gwiaździste niebo, czy też płaszcze bez szwu, jako symbolizujące kosmos. Na samym dole wszelki rytualizm sprowadza się do tego samego, do redukcji prawości, a prawdę mówiąc, do zmyśleń.

Ale wyjątkową i tradycyjną okropnością meksykańskiego kultu - był akt rytualnego kanibalizmu. To już była ściśle kwestia religijna. Po tym, gdy jeniec bywał zabity w ofierze normalnym torem, jego ciało dostarczane było do wojownika, który go schwytał i on przygotowywał specjalne danie na formalny i uroczysty bankiet dla swych przyjaciół. Było to częścią przepisanego nabożeństwa dla bogów. To, że Meksykanie nie byli ludożercami z własnego wyboru, wykazuje fakt, że w wielkim oblężeniu przez Corteza, marli oni z głodu tysiącami. Nigdy nie zjedli by oni swych współobywateli, jedynie jeńców poświęconych w ofierze.

Ale też jedynie liczne kapłaństwo byłoby w stanie utrzymać nawet i tę praktykę. Widzieliśmy już, iż taki rytualny kanibalizm istniał na pewnym etapie u wszystkich ras i oczywiście, musiał mieć kiedyś początek w normalnym kanibaliźmie, gdyż ludzie nigdy nie ofiarowaliby bogom żywności, którą brzydzili by się sami. Z drugiej zaś strony wiemy, że kanibalizm wszędzie wymiera w sposób naturalny, nawet pomiędzy dzikusami, niezależnie od religii, jak tylko osiągną oni pewien stopień spokojnego życia, a nawet wcześniej. Pomiędzy tubylcami dolnej Kalifornii, choć należeli oni do najbardziej upadłych dzikusów w świecie, parających się różnymi odrażającymi praktykami, spożywanie nie tylko ludzkiego ciała, ale nawet mięsa małp, uważane było za obrzydliwe. Tahitanie, którzy w wojnie bywali najbardziej morderczymi i praktykowali ohydne barbaryzmy, ewoluowali poza stadium publicznych bankietów kanibalistycznych. Nawet po ofierze z człowieka dla bóstwa, następowało jedynie udawane spożywanie jego oka przez wodza i jedynie kapłani podżegali do tych z ofiar ludzkich, które tam miewały miejsce. Tak więc pomiędzy podobnie okrutnymi Tonganami, kanibalistyczne uczty bywały rzadkością, zdarzającą się tylko po bitwach i bywały one przeklinane przez kobiety. Ofiary z dzieci bywały również rzadkimi i wyjątkowymi i poprzedzano je surogatem amputowania palców u rąk.

W każdym z powyższych przypadków kapłaństwo nie było zbytnio zorganizowane, stąd następowała samorzutna ewolucja wzwyż. Pomiędzy mieszkańcami Fidżi, Markezów i Maorysami, wręcz przeciwnie, znajdujemy wysoce zorganizowane i kanibalistyczne kapłaństwo i odkrywamy, że kanibalizm i ofiary ludzkie bywały tam częstymi. Tak samo pomiędzy Khondami, specjalnie "poinstruowany" kapłan był elementem zasadniczym w ofierze meriaha , a w Chinach, gdzie ofiary ludzkie były zniechęcone i zakazane pomiędzy 2 a 3 stuleciem p.n.e. słyszy się, iż bywały one doradzane przez kapłaństwo i tłumione przez mądrych władców. Podobnie, jak w Peru Inkowie ograniczyli ofiary ludzkie, tak i w całej Ameryce Środkowej, poza kapłaństwem Quetzalcoatla u Tolteków, jedyny podobny przypadek zdarzył się w historii wielkiego Acolhuańskiego króla Tezcuco, Netzahualcoyotla, który zmarł w 1472 r. Mówiono o nim, iż był on najlepszym poetą w swym kraju, który z kolei był najwyżej cywilizowanym krajem w Nowym Świecie i że wielbił on na wielkim ołtarzu piramidalnym o dziewięciu stopniach "nieznanego boga", który nie miał żadnego wizerunku i któremu ofiarowywał on jedynie perfumy i wonności, opierając się kapłaństwu, które naciskało go o ludzkie ofiary. Ale jego przykład nie wydawał się nigdy wpłynąć na jego azteckich sprzymierzeńców, którzy stopniowo zdobyli zwierzchność nad Tezcuańczykami i nawet w swym własnym królestwie nie mógł on stłumić ludzkich ofiar, które odżyły sprzed jego czasów pod wpływem Azteków i rozmnożyły się później.

Aztecka religia spowodowała ruinę cywilizacji Ameryki Środkowej, jak podobne religie mogły wcześniej uczynić z daleko starszymi cywilizacjami, które pozostawiły po sobie jedynie ruiny. Sakredotalizm, jest sprawą jasną, miał tendencję, jako instytucja, do hamowania postępu ludzkości, która nawet pomiędzy morderczymi dzikusami w innych częściach świata, dyskredytowała ludożerstwo. Żadna ilość pasji do wojen nie powstrzymałaby cywilizowanych Azteków od zaniechania rytualnego kanibalizmu, gdyby surowe i wszechpotężne kapłaństwo fanatycznie go nie wymuszało. Wielką sankcją dla ofiar ludzkich, zarówno wśród Meksykanów, jak i Semitów, była doktryna identyfikująca Boga z ofiarą, jak gdyby bóg poświęcał się dla samego siebie. Zasada ta była zatem w szczególnym stopniu tworem kapłanów i przez kapłanów też zachowywana.


ETNIKA MEKSYKAŃSKA
Recytowanie powyższych faktów może prowadzić niektórych do wniosków, iż meksykańskie kapłaństwo musiało być najokropniejszą bandą niegodziwców, jaką świat kiedykolwiek oglądał. Ale byłaby to zupełnie błędna koncepcja; byli oni tak sumiennym kapłaństwem, jakie tylko mogła odnotować historia. Najdziwniejszą bowiem rzeczą z wszystkiego był fakt, że ich przerażający system ofiarny związany był nie tyle ścisłą i ascetyczną moralnością seksualną, ale emfatycznie humanitarną doktryną.

Jeśli by ascetyzm uważać za cnotę, kultywowali oni tę cnotę gorliwie. Była tam meksykańska Bogini Miłości i było tam oczywiście mnóstwo zła, ale nigdzie indziej nie mogli ludzie zdobyć lepszej reputacji, poprzez życie w celibacie. Mieli oni licznych świętych. Mieli oni prawie wszystkie formuły tak zwanej chrześcijańskiej moralności. Sami kapłani najczęściej żyli w ścisłym celibacie i nauczali oni dzieci z największą troską w swych świątynnych szkołach i wyższych uczelniach. Uczyli oni ludzi żyć w pokoju, znosić cierpliwie krzywdy, polegać na miłosierdziu boskim i nie dbać o własne korzyści. Uczyli oni, podobnie jak Jezus i poganie, że cudzołóstwo można popełniać wzrokiem i skrycie w sercu, a ponad wszystko, nawoływali oni ludność do karmienia biednych.

Publiczne szpitale były obsługiwane wzorowo i to w czasach, kiedy niektóre z krajów chrześcijańskich nie posiadały takowych w ogóle. Mieli oni praktykę spowiedzi i rozgrzeszenia i w regularnym nawoływaniu spowiednika istniała powtarzająca się formuła: "Okryj nagich i nakarm głodnych, niezależnie ile by cię to miało nie kosztować; opiekuj się też chorymi, gdyż są oni obrazem Boga". I w tymże samym nawoływaniu istniała dalej zachęta, co do specjalnego obowiązku penitenta odnośnie sprokurowania "niewolnika ofiarnego dla bóstwa ".

Takie fenomena stanowią poważne wyzwanie dla konwencjonalnej socjologii. Owi ludzie, osądzani według religijnych standardów, są porównywalni blisko z naszym europejskim, typowym kapłaństwem. Niewątpliwie posiadają oni te same skłonności; silnie irracjonalne poczucie obowiązku; histeryczny nawyk umysłowy, pewien duch samo-poświęcenia, czasami pasję dla ascetyzmu i uczucie, że folgowanie zmysłom jest czymś odrażającym. Pozbawieni moralnej wiedzy, posiadali oni mnóstwo ślepego instynktu w kierunku prawidłowego działania. Z oddaniem wykonywali oni wszystko, co religia im nakazywała, podobnie, jak katoliccy kapłani z oddaniem służyli Inkwizycji. Jest to jedna z centralnych, socjologicznych lekcji naszego przedmiotu. Element religijny w człowieku, będąc przerażająco emocjonalnym i tradycjonalnym, może sprzymierzyć się z taką samą łatwością czy to z dobrem, czy też złem i religia nie zasługuje tu na wdzięczność, mówiąc szczerze, jeśli jest kiedykolwiek w jakimkolwiek stopniu utożsamiana z dobrem.

Jak to jest, że chrześcijaństwo nie wiąże się z ludzkimi ofiarami, podczas gdy kult meksykański był z nimi związany ? Po prostu z powodu odmiennych cywilizacji, które istniały tam uprzednio. To właśnie cywilizacja, która określa ton religii, a nie na odwrót. Chrześcijaństwo rozpoczyna się od doktryny jednego aktu ofiary ludzkiej i chrześcijanie są specjalnie zapraszani co roku w świętym sezonie, aby skupić swe umysły na szczegółach tegoż aktu. Ich rytuał utrzymuje mistyczną pretensję aktu rytualnego kanibalizmu, który od dawna wiązał się z ofiarą ludzką; wygrywają oni wariacje na tych samych słowach "ciało i krew". Mistycznie spożywają oni ciało zabitego Boga. Cóż, ten sam akt rozgrywany był przez Meksykanów nie tylko dosłownie, jak już widzieliśmy, ale również i w symboliczny sposób i łączyli oni swoje sakramenty z symbolem krzyża.
BôG NA KRZYZU

O Tlascalanach mówiono, że na jednym z festiwali przymocowali oni jeńca do wysokiego krzyża i szyli do niego strzałami, a znów innego razu przymocowali innego do niskiego krzyża i zabili go bastonadą. Przy ofiarowaniu młodej dziewczyny bogini kukurydzy Centeotl, kapłan, który nosił na sobie zdartą skórę zabitej ofiary, stał z rozkrzyżowanymi ramionami przed wizerunkiem Huitzilopochtli, reprezentując w ten sposób boginię, a następnie skóra (prawdopodobnie wypchana), wieszana była z podobnie wyciągniętymi ramionami, na ulicy. Meksykanie, ostatecznie, mieli jeszcze festiwal ku czci Xiuhteucli, boga ognia, którego szczytowym aktem było uczynienie z ciasta wizerunku bóstwa ( podobnie, jak to było czynione na festiwalu nazywanym "Spożywaniem Boga", ku czci Huitzilopochtli) i powieszenie go na krzyżu, po czym wizerunek ów był zjadany przez tłum, jako posiadający świętą skuteczność. Czuli oni, że byli zjednoczeni z bóstwem w ten sposób.

Istnieje nieco ewidencji, że pomiędzy pierwszymi chrześcijanami, eucharystią bywała czasami pieczona figurka dziecka i jakby na to nie patrzeć, zakrada się nieodparte skojarzenie, że wszystkie te przypadki symbolicznych praktyk, wyrastały z bardziej starożytnych praktyk rytualnego kanibalizmu. Dla chrześcijaństwa, rodzącego się pomiędzy cywilizowanymi ludami, symbol ten stawał się coraz to bardziej mistycznym, chociaż kapłaństwo trzymało się ściśle doktryny codziennej mistycznej ofiary. W Meksyku, pewne kulty podobnie zastąpiły symbolizmem faktyczne ofiary; do zmodyfikowanych praktyk należy upuszczanie krwi z uszu i innych części ciała dzieci arystokracji. Ale cieńszy koniec klina był, jak się to mówi, w przeżytku faktycznych ofiar ludzkich i azteckie kapłaństwo wbijało ten klin coraz to głębiej, dzięki swym kolektywnym interesom, jak również temu, co można by nazwać mistrzowską tendencją wszystkich religii - utrwaleniem idei i praktyk. Im więcej chwalby, tym więcej kapłaństwa, im więcej kapłaństwa, tym więcej ofiar; i stałe wojny Azteków zapewniały niezawodny strumień jeńców dla męczeństwa.

Wiele wojen wywoływanych było dla tego jedynego celu dostarczenia jeńców; faktycznie azteccy królowie zawarli traktat z sąsiadującą republiką Tlascala i jej konfederatami, traktat, który był wiernie przestrzegany w tym zakresie, że ich armie musiały staczać walki na danym gruncie w danym okresie po to, aby obydwie strony były w stanie zaopatrzyć się w jeńców na ofiarę. We wszystkich innych czasach zachowywali się oni całkowicie przyjaźnie i azteccy królowie utrzymywali te stosunki jedynie dlatego, aby mieć jeńców ofiarnych. Aranżacja podobna do tej, gdy już raz ustanowiona, rozkwitała coraz to bardziej aż do punktu narodowego wyczerpania, specjalnie dlatego, że śmierć w walce była uznawana za pewny paszport do Raju. Kapłaństwo rosło jednocześnie coraz to bardziej w liczebność i jedynym limitem w tym wzroście była potęga ludzkiej wytrzymałości. Nie ma żadnej wątpliwości, iż imperium azteckie załamałoby się w końcu ostatecznie pod swym monstrualnym ciężarem, gdyby nie zniszczyli go Hiszpanie; gdyż opodatkowanie niezbędne do popierania systemu militarnego i arystokratycznego wraz z alokacją ogromnych, wyjętych spod opodatkowania, dziedzin należących do ciągle mnożącego się kapłaństwa, stawało się coraz to mniej wystarczającymi z roku na rok, tak, że głębokie niezadowolenie pospolitych ludzi było jednym z głównych czynników pomagających kampanii Corteza. Mogło tak być, że niektóre z poprzednich cywilizacji upadły w podobny sposób, dosłownie zniszczone przez religię, aż do punktu, w którym zachęcały podbój ze strony mniej cywilizowanych plemion. Pomiędzy niektórymi z plemion Majów, którzy poprzedzali Azteków, urząd kapłana ofiarnego uważany był za zdegradowany, ale nawet i wtedy ludzkie ofiary nie ustały i cywilizacja Majów nie utrzymała się pod naporem innych.

Dziwnym trafem istniało tam wśród samych Azteków wierzenie, że ich państwo miało zostać obalone. Tutaj, niewątpliwie, istnieje clue co do egzystencji cywilizujących sił i ducha wrogości wobec religii rozlewu krwi, który, jednakże, miał tendencje do wyrażania się w terminach desperacji. Ku temu duchowi poprawy, zatem, zwracamy się z podwójnym zainteresowaniem i sympatią.
MEKSYKAŃSKI BIAîY CHRYSTUS
Dwa zestawy fenomenów mówią nam o obecności wśród Azteków owego instynktu ludzkości, czy też ducha rozumu, który gdzie indziej stopniowo wyzwolił ludzi od demoralizacji ofiar ludzkich. Jednym z nich była wspomniana już praktyka zastępowania symbolem ofiary ludzkiej; drugim był kult stosunkowo łagodnego bóstwa Quetzalcoatla, Boga Tolteków, których Aztecy podbili. Nie ma bardziej uderzającej figury w całej amerykańskiej mitologii.

Samo imię wydaje się oznaczać "pierzastego ( lub kolorowego) węża" i to było jednym z jego symboli, ale normalnie był on reprezentowany przez głowę wróbla o czerwonym dziobie, który w meksykańskich hieroglifach tłumaczony jest jako powietrze. Jego trzeci symbol, Ogniotrwały Kamień, miał to samo znaczenie. Jako bóg Powietrza, odpowiednio liczy się on w panteonie. Ale jego mit posiadał unikalnie etyczne znamię i pewien tęskny patos. Głosi on, iż był on niegdyś wysokim kapłanem w Tuli, w Anahuac, gdzie to, zawsze ubrany na biało, założył on kult i dał dobroczynne prawa ludzkości, ucząc ich również sztuki rolnictwa, metalurgii, obróbki kamienia oraz zarządu cywilnego; jednocześnie król imieniem Huemac dzielił z nim świecki zarząd i dał oprawę księdze prawa narodu. Ale bóg Tezcatlipoca przybył na ziemię w przebraniu młodego kupca, który uwiódł córkę królewską oraz w przebraniu starego człowieka, który namówił Quetzalcoatla do wypicia mistycznego napoju, po którym pochwyciło go nieodparte pragnienie odejścia. Tak więc powędrował on na południowy wschód, zakładając swoje instytucje w coraz to nowych miejscach, ale zawsze idąc dalej, aż w końcu zniknął on gdzieś na wschodzie, obiecując kiedyś powrócić. Jego czciciele wyglądali odtąd tęsknie jego powrotu, a królowie azteccy czekali nań z lękiem, a kiedy wreszcie pojawił się Cortez, wszyscy myśleli, że to on był oczekiwanym bogiem i w Cholula ludność złożyła mu ofiarę z człowieka i pomazała go ofiarną krwią w przepisany sposób.


Yüklə 0,8 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   2   3   4   5   6   7   8   9




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə