P
o z n a ń s k ie
S
t u d ia
T
e o l o g ic z n e
T
om
22, 2008
PETER KUNZMANN
F rie d rich -S ch ille r-U n iv ersitat, Jena
U n iw ersy tet Z ie lonogórski
Metamorfozy neoplatonizmu
The Metamorphoses of Neoplatonism
„Metamorfozy, zmienna postać neoplatonizmu” - trochę skromniej oznacza to:
poprowadzić temat wraz z jego wariacjami. W filozofii można poprowadzić jakiś
temat, gdy namierzymy jedną określoną myśl, wówczas grać dany temat oznaczać
będzie: ową myśl wyeksponować i pokazać, w jakich modulacjach się ona pojawia,
jakim melodiom nadaje takt, bądź też odkryć, za jaką maską się skrywa.
Jeśli to jest celem, wówczas istnieją uzasadnione powody, by zająć się tutaj neo-
platonizmem. Stawiając tezę dość ogólnikowo, można by powiedzieć, że żaden inny
nurt filozoficzny nie wpłynął tak silnie na całe zachodnie dzieje ducha aż po nowo-
żytność jak właśnie neoplatonizm (a jak będę twierdził na końcu - dotyczy to nawet
XX wieku). Przytoczyć tu można owe dźwięczne imiona Jana Szkota Eriugeny, To
masza z Akwinu, Bonawentury, Mistrza Eckharta, Kuzańczyka, Giordana Bruna
i Spinozy. Nawet u Hegla odnaleźć by można więcej niż jeden trop. Swoje oddziały
wanie neoplatonizm zawdzięcza sytuacji, w której najważniejsi prekursorzy filozofii
średniowiecznej: Augustyn, Dionizy oraz Boecjusz, przekazali dalej zrąb neoplatoń-
skich idei; wprawdzie u każdego z nich różne rozłożenie akcentów było zależne od
temperamentu i mentalności, ale i tak neoplatoński trzon jest rozpoznawalny. Nie
chodzi tu jednak jedynie o opis historycznego spiętrzenia idei, lecz o poprowadzenie
tematu, który brzmi właśnie specyficznie neoplatońsko.
Na pytanie, „czym jest neoplatonizm?”, Klaus Held odpowiada: jego [podsta
wowa] myśl oznacza dogłębny zwrot w dziejach filozofii i ducha, być może zwrot
o najbardziej doniosłych skutkach w ogóle; jako że Jednia to Bóg [...]. Wraz z myślą
o tym, iż Bóg jest tym, co przynależy całkowicie do tamtego świata, rozsadzony zo
staje zamknięty Kosmos antyku. Po raz pierwszy istnieje coś w ścisłym sensie po-
nadświatowego, transcendentnego, lub też ja k mówimy o tym dzisiaj - ciągle jeszcze
204
PETER KUNZMANN
na sposób Plotyński - coś ‘absolutnego tzn. coś ‘oddzielonego ’ od wszystkiego, co
dostępne jest naszemu myśleniu1.
To jednak dopiero połowa sukcesu, gdyż cóż obchodziłby nas jakiś Bóg, Abso
lut, który nie miałby nic wspólnego ze światem? Sedno neoplatońskiego przedsię
wzięcia, jak uważam, polega na paradoksalnym przyporządkowaniu Jednego do wie
lości, Boga do świata.
To właśnie stanowić będzie tenor tych rozważań, nasz leitmotiv: Zasada świata
leży poza nim samym.
W sposób najczystszy studiować można ten leitmotiv w formie, jaką nadał mu
Plotyn, ów wymowny gwałtownik, który w III stuleciu po Chrystusie dokonał no
wej, potężnej syntezy filozofii antycznej. À propos syntezy: w odróżnieniu od innych
złożeń z przedrostkiem „neo-”, takich jak „neokantyzm”, bądź „neoscholastyka”,
w „neoplatonizmie” nie chodzi o nawiązanie do zarzuconej wiedzy, by ponownie lub
na nowo nadać jej znaczenie. Po pierwsze, w odniesieniu do Platona nie było to ko
nieczne, po drugie, nie taki był zamiar, a po trzecie, nie to się tu dokonało. Tak zwa
ny neoplatonizm był wprawdzie w istocie inspirowany platonizmem, ale sam Plotyn
zapożycza się w znaczy sposób także u Arystotelesa i stoików. Poza tym w odniesie
niu do samej istoty tego systemu nawiązania Plotyna do Platona są dość mgliste.
W centrum refleksji znajduje się u Plotyna „Jednia” (to hen). Jednia udziela się
i tak powstaje duch. Duch stwarza duszę, a ta formuje nieukształtowaną materię. To
w skrócie stanowi przesłanie Plotyna.
Jednia nie jest przy tym ujmowana jako coś określonego, dlatego też nie można
jej opisywać przy pomocy predykatów. Jest pełnią bytu, która udziela wszystkiemu
innemu swego bytu, jest źródłem piękna, w którym udział ma wszystko, co piękne.
Jednia ze względu na swój nadmiar przelewa się, co tradycyjnie określa się mia
nem „emanacji”. Oczywiście tym samym się nie umniejsza. Plotyn używa tu obrazu
światła, metafory i analogii, którą posługiwał się już Platon2 i która jak szyfr stale
będzie towarzyszyć mistyce. Tak, jak słońce promieniuje światłem i ciepłem, nie tra
cąc przy tym na sile, tak samo przelewa się byt, dobro. To, co istnieje, także nie daje
się od tego odciąć, podobnie jak światło, które pada na grzbiet dłoni chcącej ukryć
coś w cieniu, gdyż to światło jaśnieje tylko od strony słońca (Enneady I 7)3.
Plotyn uwielbia obrazy. Jak zauważył kiedyś Hegel, Plotyn stale przemawiał po
tokiem obrazów. Ma to swoje uzasadnienie. Chce zwrócić uwagę na to, iż decydujące
ostrze jego systemu nie powinno zostać stępione w terminologii. Dlaczego tak właśnie
jest, chciałbym wyjaśnić przy pomocy obrazu. Metaforę światła można bowiem jesz
1 K. Held, Treffpunkt Platon, Stuttgart 1990, s. 257.
21
to w znaczących miejscach: w Państwie w metaforze słońca (Pol. 508a- 509b) i w metafo
rze jaskini (516ab) na oznaczenie Idei Dobra. Także Dionizy będzie odnosił w decydujących miej
scach światło, bądź to, co nad światło wyższe, do Jednego (Teologia mistyczna, 1,1), a nawet bę
dzie używał tego obrazu dla objaśnienia Trójcy Świętej (Imiona Boskie, 11,4).
3 Tłumaczenie polskie za: Plotyn, Enneady I-III, przeł. A. Krokiewicz, Warszawa 2000, s. 142.
METAMORFOZY NEOPLATONIZMU
205
cze bardziej rozwinąć. Bardzo dobrze nadaje się ona jako model dla owej podstawo
wej myśli neoplatonizmu, której wariacjami chciałbym się tutaj zająć.
Proszę sobie wyobrazić jasne pomieszczenia, w którym wszystkie przedmioty
są lśniąco białe. Wszystko zanurzone jest w promiennym świetle. W takim pomiesz
czeniu nic nie można zobaczyć: aby możliwe było zobaczenie czegokolwiek, jedno
litość musi zostać przełamana konturami. Muszą istnieć linie i cienie, które odróż
niać się będą od bieli, musi istnieć kontrast i różnica. Właśnie tego chce uniknąć
Plotyn: w Jedni nie może istnieć różnica; dlatego też Jednia jest niepoznawalna.
W tym kontekście nasuwa się uwaga dotycząca języka: każda mowa, każde słowo
i każde pojęcie ustanawiają różnice. Wraz z nazwaniem czegoś wycinam to, o czym
mówię, z przestrzeni wszystkich przedmiotów; zatrzymuję w mowie to, co jest cha
rakterystyczne dla określanego przedmiotu i stanowi różnicę w odniesieniu do
wszystkich innych przedmiotów. Gdy tylko zaczyna się mówić o Jedni, przestaje nią
ona być, gdyż wówczas ustanowiona zostaje różnica. Niekonsekwencją jest już na
zywać to Jednią, gdyż to pojęcie ma tylko wówczas sens, gdy Jednię przeciwstawi
my wielości.
Jednia umyka myśleniu pojęciowemu, tak samo jak białe światło jest niewidocz
ne dla naszych oczu. Widzialne staje się ono dopiero w swym działaniu, gdy pada na
jakąś powierzchnię i zostaje odbite jako kolor. To, co jest dostępne nam jako kolor,
jest fragmentem, wycinkiem, odpryskiem białego światła. Jeśli widzimy coś jako
czerwone, bądź niebieskie, to jest to już wyróżnieniem. A równocześnie staje się to
widoczne, powstaje niejako pod wpływem promienia światła. Stosując to do Ploty-
na, stwierdzić można: to, o czym jesteśmy w stanie myśleć pojęciowo, odpowiada
kolorowi, który stracił swą pierwotną jedność białego światła. Tak można by w przy
bliżeniu opisać znaczenie cytowanej powyżej formuły. Oddzielone od Jedni jest nic.
A to, co jest, nie jest samą Jednią. Jak czyste światło Jednia jest nam dostępna tylko
w rozszczepieniu, a to oznacza u Plotyna: poprzez emanacje.
Pierwszą emanacją Jedni jest duch4 (nous). Zasada świata nie daje się ująć
w mowie, gdyż jako totalna jedność znajduje się ona całkowicie przed wszelką róż
nicą która to dopiero umożliwia jakąkolwiek wypowiedź. Mowa nabiera sensu do
piero na poziomie ducha, któremu jednoznacznie przypisywana jest zasada „odmien
ności”, różnicy (Enn. V 1). Zawiera on w sobie to, co daje się różnicować, jako że
dochodzą do niego dalsze ‘basics’ myślenia, takie jak chociażby stałość i zmiana.
Nie potrzebujemy w tym miejscu opisywać tego dokładniej. W każdym razie nous
emanuje z siebie duszę (psyche), która stanowi jego odzwierciedlenie, a sama znaj
duje swoje dopełnienie w poziomie wyższym, duchu, a poziomowi niższemu, czyli
materii, udziela formy, kształtu oraz piękna.
Niech zabrzmi teraz sam Plotyn5: Jedno je s t wszystkimi bytami i ani jednym
z nich: oto jako początek wszystkich bytów nie je s t wszystkimi, atoli w tamtym (mian.
4 W polskim tłumaczeniu Plotyna: „umysł” (przyp. tłum.).
5 Tłumaczenie polskie za: Plotyn, Enneady, przeł. A. Krokiewicz, Warszawa 1959, t. II,
s. 228n.
206
PETER KUNZMANN
umysłowym) znowu znaczeniu jest wszystkimi bytami [...]. Ono bytem nie było, lecz
jego Rodzicem. I je s t to jakby poród pierwszy. Albowiem Jedno jest doskonałe - nie
szuka bowiem niczego i nie posiada i nie potrzebuje - przelało się niejako i ten Jego
nadmiar sprawił coś innego, a to, co zaistniało, zwróciło się ku Niemu się wypełniło
i stało się Je widzące i to jest umysł [...]. Więc umysł będąc w ten sposób jakby Nim,
sprawia byty podobne, wyłoniwszy moc mnogą. A także co, je s t ideą, ideą umysłu,
podobnie ja k To, co przed nim, wyłaniało przedtem swoją ideę. I owo działanie sub
stancji je s t duszą, która tym się stała ponieważ umysł pozostaje w sobie: przecież
i umysł zaistniał dlatego, żepozostaje w Sobie To, co przed nim. [...] Idzie tedy owo
powstawanie od początku do ostatniego członu, przy czym każdy człon pozostaje za
wsze we właściwej mu siedzibie, a człon rodzony zajmuje inną, pośledniejszą pla
cówkę [...] (Erui. V 2).
I tak Jednia przelewa się w byt, poprzez ducha i duszę w materię, która będąc
nieuformowana nie może być piękna. Na wszystkich poziomach emanacji łączność
z Jednią zostaje utrzymana: Atoli ono musi być początkiem i być przed nimi wszyst
kimi, ażeby także one wszystkie były po nim. Jeżeli znowu będzie każdym z nich
wszystkich z osobna, to po pierwsze, jakiekolwiek jestestwo będzie tożsame z jakim
kolwiek, a następnie będą one wszystkie razem i nic ich nie rozróżni, za czym i w ten
sposób nie jest ono żadnym z nich wszystkich, lecz przed nimi wszystkimi (Enneady
III 8)6.
Zanim organy patosu połkną wszelką precyzję, a my sami zamilkniemy wobec
czcigodnych tajemnic, chciałbym, a nawet powinienem, raz jeszcze wskazać na to,
jak racjonalne i konsekwentne są przemyślenia Plotyna. Jednię osiągamy nie poprzez
wyłączanie, lecz poprzez uprawianie myślenia aż po najbardziej radykalną granicę.
Stanie się to bardziej wyraźne, jeśli podejdzie się do neoplatonizmu od dołu, induk
cyjnie, co nazywane jest w jego własnym idiomie „powrotem do Jedni”. Okazuje się
bowiem, że każdy rodzaj poznania oznacza ustanawianie jedności. Postrzeganie ro
zumowe tworzy z wrażeń kształty i formy, które to dopiero wytwarzają przedmiot,
przedmiot jako taki. Dlatego Plotyn przypisuje duszy formę. Rozumny osąd porząd
kuje kalejdoskop ciągle jeszcze wielorakich spostrzeżeń, stwarza jedność, łącząc ze
sobą to, co do siebie przynależy. A myślenie poprzez myślenie redukuje liczbę zasad
do owej prawie połowy tuzina, którą Plotyn znajduje w swym nous', są to: byt, sta
łość, identyczność, różnorodność, ruch. Ciągle jeszcze pozostaje tutaj owa nieroz
wiązywalna reszta pozostająca z podziału, jaki istnieje pomiędzy myśleniem a po
myślanym. Myślenie nie dojdzie dalej, chociaż wie o jedności, której nie może ob
jąć. Niemalże sama z siebie nasuwa mi się tutaj metafora drabiny. Kolejne stopnie
drabiny zostały pokonane, lecz kto wejdzie na ostami szczebel, ten nie znajdzie już
na tej drabinie oparcia. Jest to zresztą metafora, która powraca w myśli wszystkich
filozofów, którzy od środka ograniczają to, co daje się pomyśleć, - poczynając od
Sextusa Emipiricusa Sceptyka po Ludwika Wittgensteina, który to w swym ataku na
język nabił sobie guza.
6 Tłumaczenie polskie za: Plotyn, Enneady I-III, przeł. A. Krokiewicz, Warszawa 2000, s. 358.
METAMORFOZY NEOPLATONIZMU
207
Zacytuję raz jeszcze Klausa Helda: [Pra-]Jednia przekracza [...] nasze myśle
nie. Możemy jeszcze myśleć, że Jednia musi istnieć jako pra-zasada [...]. Nasze my
ślenie podnosi się zatem od świata doświadczeniowego krok po kroku w stroną Jed
ni, ale w tym wznoszeniu to, co najwyższe, umyka naszemu myśleniu. Pra-zasadąjest
owa pozaświatowość, która pozostaje nieosiągalna dla naszego myślenia, tajemnica
wzniosłości, której nie można wymyślić1. Czymś decydującym jest tutaj konsekwent
ny związek pomiędzy myśleniem a tym, co Held nazywa tutaj „tajemnicą”; pomię
dzy nimi nie pojawi się w moim sposobie odczytania najmniejsze ziarenko irracjo-
nalności.
Nasz leitmotiv możemy także zinterpretować tak: cel myślenia pozostaje dlań
nieosiągalny.
I tak Bóg jest rozlany we wszystkim, tak że nie je s t On jakąś właściwością świa
ta, lecz jest substancją świat stwarzającą, która bez trudu kieruje światem i bez wy
siłku go spaja. Zdanie to w podobnym brzmieniu mogłoby pochodzić od Plotyna
i znajdujemy je także w takim kształcie u Boecjusza. Pochodzi ono od Augustyna
(Ep. 187). Jednia, po chrześcijańsku: Bóg, nie jest właściwością świata, lecz prze
wyższa ten świat w sposób absolutny. A równocześnie w świat ten wkracza, manife
stuje się w nim, a nawet prowadzi go i nim kieruje. Sternikowi, który nie należy do
załogi, pustej piaście [koła], wokół której kręcą się dzieje świata, stulecie później
literacki pomnik wzniesie w swej Consolatio Boecjusz.
Augustyn wyraża kwintesencję neoplatonizmu w dwóch słowach: ‘w ’ i ‘ponad’.
Bóg jest zarówno każdorazowym wnętrzem każdej rzeczy, gdyż w Nim jest wszyst
ko, jak i jest każdorazową zewnętrznością każdej rzeczy, gdyż jest ponad wszyst
kim. Te dwa słowa pojawiają się u niego ciągle. Ważne jest tu podkreślenie owego
wnętrza, ważna jest tu także owa każdorazowość. Wspólnie pozwalają one nadać
temu tematowi nowy kierunek, który osiąga kulminację w zdaniu: A ty byłeś bar
dziej wewnątrz mnie niż to, co we mnie było najbardziej osobiste, a zarazem wyżej
nade mną, niż mogłem myślą sięgnąć kiedykolwiek. Odkrycie Augustyna jest na
wskroś osobiste. Z pewnością daje się ono wyrazić tylko przez niego. A jednak
śmiem twierdzić, iż wyrosło ono z jego studiów nad neoplatonizmem, któremu otwo
rzyło nowe perspektywy i nowy rozległy obszar. Wznoszenie się człowieka, jego
powrót do Jedni, nie odbywa się poprzez abstrakcje świata zewnętrznego, lecz po
przez niego samego. Pewność, iż u podstawy własnej świadomości natrafimy na
podstawę wszystkiego, czerpie Augustyn z przeświadczenia, iż Bóg jest tym, co naj
bardziej wewnętrzne w każdym stworzeniu. Z owym akcentem położonym na du
chowej naturze człowieka musi on przewędrować komnaty swojej świadomości do
wewnątrz, by natrafić tam na to, co najwyższe, na to, co nieskończenie przekracza
jego czasową konstytucję. Augustyn tak ujmuje formułę neoplatonizmu: zasada [pod
stawa] mojej egzystencji sięga poza mnie samego.
7 K. Held, Trejfpunkt Platon, Stuttgart 1990, s. 257.
8 Św. Augustyn, Wyznania, Ks. III 6, 11, tłum. Z. Kubiak, Warszawa 1992, s. 80.
208
PETER KUNZMANN
Wymieniłem już założycieli średniowiecznej filozofii, a jednak brak tu Dionize
go Areopagity, który aż po czasy nowożytne miał bardzo wysokie notowania, a np.
przez św. Tomasza był cytowany częściej niż Arystoteles. Humanizm i krytyka hi
storyczna zniszczyły jego nimb i dlatego nie możemy o nim dzisiaj powiedzieć wie
le więcej aniżeli to, że był (prawdopodobnie) mnichem i żył (być może) w Syrii
(przypuszczalnie) ok. roku 500. Co do jego oddziaływania, to tysiąc lat później tyl
ko Augustyn mógł się z nim równać.
U Dionizego formuła ‘w ’ - ‘ponad’ brzmi następująco: Do tego dodają jeszcze,
że ta przyczyna znajduje się w intelektach, duszach i ciałach, na niebie i na ziemi
i zawsze z sobą tożsama tkwi w sercu świata, wokół świata i ponad światem, ponad
niebem i ponad wszelką substancją [...], a jednak [nie] jest żadnym spośród bytów”
(Imiona Boskie I, 6 f .
Hierarchiczne myślenie Dionizego sięga wierzchołka bytu i tym samym granic
tego, co daje się pomyśleć i wymówić. Taka gradacja od dołu do góry obejmuje cały
zakres możliwości i daje tym samym także wzór dla całej średniowiecznej ontologii:
Rzeczy nieożywione mają przez swój byt udział w Nim, gdyż przewyższające wszelki
byt Bóstwo je st bytem wszystkich rzeczy. Istoty ożywione (nierozumne) posiadają
udział w jego mocy przewyższającej życie i życie to stwarzającej. Istoty rozumne mają
udział w jego doskonałej mądrości przewyższającej wszelki rozum i inteligencję. Jest
rzeczą oczywistą, iż te z istot są najbliższe Bóstwu, które mają w Nim udział w wielo
raki sposób10.
Odnajdujemy tutaj poboczny temat neoplatonizmu, istotny o tyle, o ile wyjaśnia
on, dlaczego ani dla Dionizego, ani dla autorów średniowiecznych, filozofia i misty
ka nie pozostają w opozycji". Wprost przeciwnie: od samych początków (Kurt
Flasch mówi o Parmenidasie) wspięcie się z poziomu tego, co daje się pomyśleć
i wypowiedzieć, na poziom tego, czego pomyśleć i wypowiedzieć nie można, oka
zywało się naturalną implikacją zachodniej, także greckiej, teologii filozoficznej.
Ivanka12 podkreśla, iż cechą specyficznie grecką je s t to, że także myślącemu pozna
niu przypisuje ona miejsce w owym ruchu, który nie prowadzi (poprzez nadzwyczaj
ne, jednorazowe przeżycia duszy) w y m i j a j ą c myślące poznanie, lecz prowadzi
p o p r z e z to myślące poznanie i poza nie, aż do takiego sposobu oglądu, który leży
poza wszelkim wyobrażeniem i myśleniem. Specyficzny wkład Dionizego dostrzegam
w tym, że wyprowadza z tego refleksję dotyczącą języka, a autorom średniowiecz
nym jednoznacznie wskazuje granice języka. Jego motto brzmi: Tak więc do przy
czyny wszystkiego, będącej ponad wszystkim, stosują się i bezimienność, i imiona
wszystkich bytów (Imiona Boskie I, 7)13. Wszystkie imiona łączą się z rzeczami rze
czywistości stworzonej, mogą być one symbolami, rzeczywistość w analogiczny spo
9 Pseudo-Dionizy Areopagita, Pisma teologiczne, tłum. M. Dzielska, Kraków 1997, s. 55.
10 Ecclesiastica Hierarchia IV, 2. Cytat polski za tłumaczeniem niemieckim.
11 Por. K. Flasch, Das philosophische Denken im Mittelalter, Stuttgart 1986, s. 75nn.
12 Tamże, s. 24.
13 Pseudo-Dionizy Areopagita, tamże, s. 55.
METAMORFOZY NEOPLATONIZMU
209
sób odsyła do Boga: jednak sama Jednia jest ponad istnieniem. Jednia, jeśli postrze
gana sama w sobie, nie je s t niczym innym ja k Jednią; każda dalsza charakterystyka
wciągnęłaby ją w wielość. Jeśli nie dajemy sobie rady bez takich dodatkowych wy
powiedzi, jeśli szczególnie teksty biblijne j e właśnie zawierają, to musimy sobie
uświadomić, że są one tylko manifestacjami Jedni, a nigdy nie tyczą się je j samej.
To, co daje się nazwać i pomyśleć, je st 'teofanią ’, ukazaniem się boskości, a nie nią
samą14. Tyle Kurt Flasch.
Dionizy nie rozwijał teologii negatywnej jako komplementarnej do pozytywnej,
lecz jako jej prawdę.
Wynikają stąd paradoksy, które Dionizy z taką lubością rozwija. Na przykład ten,
iż filozofia jest bardzo obszerna, ale jednak bardzo zwięzła, gdyż dobroczynna przy
czyna wszystkiego je s t zarazem i wielosłowna, i oszczędna w słowach, i obywa się
bez słów, ponieważ nie posiada w sobie ani mowy, ani myślenia. Ona, która substan
cjalnie wznosi się nad wszystkim (Teologia mistyczna I, 3)15. W swoim Liście /Z Dio
nizy rozróżnia dwa rodzaje mądrości, jedną sekretną i m istyczną a drugą przejrzy
stą i zrozumiałą16. Przejrzystą i zrozumiałą pozostaje ona, jak długo mówi, czy to
przecząc, czy potwierdzając, czy nadając Jedni predykaty, czy też znowu je znosząc.
Obydwie rzeczy są prawidłowe, ale obydwie stanowią operację językową, a ona nie
ma dostępu do Jedni. W sposób konsekwentny trzynaście ksiąg o Imionach Boskich
przechodzi w kilka linijek zatytułowanych Teologia mistyczna', mówienie stało się
w pełnym sensie tego słowa bezprzedmiotowe.
W ostatecznym rozrachunku, pełne posługiwanie się językiem prowadzi do jego
zniesienia. Co to znaczy? Znaczy to, że ta przyczyna [wszystkiego], odwiecznie wyż
sza od wszelkiego braku, jest ponad tym wszystkim, co je s t przeczeniem i co je s t orze
kaniem o niej (Teologia mistyczna I, 2)17.
Jedyną alternatywą, w której Dionizy szuka ucieczki, jest „nad-język”, nie jako
„meta-język”, lecz jako „hyper-język”. W neoplatońskich ramach to mówienie o ję
zyku prowadzi go do takich zwrotów z „hyper”, jak hyper-kalon (nad-piękny), hy-
per-on (nad-istniejący), hyper-ousios (nad-istotowy). Wszystko to ma tylko sugero
wać, że nasz ludzki język nie sięga do obszaru, w którym to słowa mają dopiero swój
właściwy sens. My jednak nie mamy innego języka. I właśnie o języku Dionizy
wydaje następujący osąd, będący jego własną wariacją na nasz temat: właściwe zna
czenie słów znajduje się poza ich użyciem w świecie.
Wymieniona tu trójka [myślicieli] dała początek. Pośród chrześcijańskich „zna
ków chromatycznych” filozofii średniowiecznej formule ‘w ’ - ‘ponad’ przypisana
zostanie funkcja tego, by w równym stopniu zachować otwartość przepaści pomię
dzy Bogiem a stworzeniem, jak i przepaść tę przezwyciężyć. Bardziej poprawnie
14 Flasch, tamże, s. 77.
15 Pseudo-Dionizy Areopagita, tamże, s. 167.
16 Pseudo-Dionizy Areopagita, tamże, s. 199.
17 Pseudo-Dionizy Areopagita, tamże, s. 164.
210
PETER KUNZMANN
i wyczerpująco trzeba by powiedzieć, iż wynika to z własności religii Abrahamo-
wych. Skontrastowanie myśli św. Tomasza i Majmonidesa autorstwa Burrella wiele
w tej kwestii wyjaśnia. Absolutna transcendencja Boga, będącego „naprzeciwko”
stworzenia, zostaje jeszcze zaostrzona przez zakaz sporządzania obrazów, który wy
różnia judaizm i islam. Świat musi być myślany jako z jednej strony oddzielony od
Boskości ostro i w sposób niemożliwy do przezwyciężenia; z drugiej strony, świat
ten ma wynikać z Boskości, bądź być przez nią powodowany. Ta konieczność wyni
ka z teologicznej doktryny stworzenia. Nic nie obiecywało większego sukcesu dla
jej myślowej skuteczności i nic nie było faktycznie bardziej skuteczne niż neopla-
tońska spekulacja na temat relacji wielości do Jedni.
Deirdre Carabine nazwał tę konstelację krótko: the central dialectic at the heart
o f theism. Daje się to zagrać na różne sposoby.
Można to zagrać spekulatywnie zgodnie z modelem pierwowzoru i odwzorowa
nia. To myśl Bonawentury: świat jest zwierciadłem i przypowieścią. Boecjusz wska
zał rzeczom ich dystans od boskiego centrum, a Dionizy pokrótce wyjaśnił, iż
wszystkie rzeczy mają swój udział w (boskim) bycie, każda z nich w zgodzie ze swą
siłą pojmowania. Nie ma nic bliższego myśli Bonawentury, jak właśnie to, by to
podejście przejąć: rzeczy są odwzorowaniami nierozpoznawalnego oryginału, każda
zgodnie ze swą rangą duchowe jako obraz (imago), ożywione jako ślad, nieożywio
ne jako cień, jako schematyczny, czysty kontur. Wszystkie stworzenia są jak znaki
wskazujące poza siebie, w wyniku czego rozpala się tęsknota za powrotem do źró
dła, parcie do jedności. To także jest spadek po neoplatonizmie zabarwiony myślą
augustiańską.
Można też postarać się o gigantyczny aparat pojęciowy, a to bliskie jest Toma
szowi. Ująć jego kosmos w ramach jednego wykładu z pewnością mi nie przystoi.
Chciałbym się tu ograniczyć do jednego tylko miejsca, a nawet do pojedynczego
słowa, do niepozornego „quasi”. Tomasz komentuje bliżej Arystotelesa, czwartą
księgę Metafizyki. Wszystko, co jest, jest substancją, bądź częścią jakiejś substan
cji, bądź też drogą doń, bądź też jej upadkiem lub negacją itd. Tak komentuje to
Tomasz, lecz gdy sam pisze o substancji, wówczas dodaje owo quasi, mówi o „qu
asi per se existens”, o tym, co samoistne tylko „poniekąd”. Gdyż nawet to, co naj
bardziej trwałe w stworzeniu, tak naprawdę nie jest, lecz „habet esse ab alio”,
p o s i a d a byt, jak mówi Tomasz. Pojęcie kluczowe: participatio, udział, jest do
szpiku kości platońsko-neoplatońskie. Wynika z tego dość drastyczny wniosek:
świat jest rzeczywistością wirtualną, zależną od jednego zewnętrznego źródła ener
gii. Przypomnijmy tu sobie metaforę światła. Formułując to bardziej dostojnie
i scholastycznie: actus essendi przychodzi z zewnątrz, świat istnieje tylko poprzez
udział w boskim bycie. Wielki arystotelyk, Tomasz, sięga więc jednak do neopla-
tońskiego wzorca, gdy tworzy szerokie ramy swej filozofii, które objąć muszą
chrześcijańską relację Boga i świata. Tomaszową modulację naszego tematu mogę
z pełnym zaufaniem powierzyć Wolfgangowi Kluxenowi: Bóg stwarza [...] >po-
przez< udzielenie swego bytu, którym On sam >jest<, w taki jednakże sposób, iż
METAMORFOZY NEOPLATONIZMU
211
udzielony byt nie je s t Nim samym, lecz je s t właśnie > stworzonym udziałem<. Prze
zeń stworzenie je s t sobą samym1*.
Obiecałem we wprowadzeniu, iż pokażę także owocność neoplatońskiego modelu
dla wieku XX. Chcę teraz obietnicy tej dotrzymać i uczynię to przy pomocy przykła
du, który nie jest bynajmniej oczywisty: chodzi o Alfreda Northa Whiteheada. Przy
znaję, iż Whitehead jest jednym z ostatnim, którzy przyszliby mi do głowy w moich
poszukiwaniach neoplatońskiego leitmotivu. Trzeba tu wyszkolonego oka, by motyw
ten odnaleźć. Aby właśnie Whiteheada zdemaskować jako neoplatonika, trzeba kogoś
na miarę Józefa Marii Bocheńskiego, znawcy tradycji i wielkiego logika.
Sam Whitehead w chwili śmierci w roku 1947 miał za sobą kuriozalną karierę
filozofa, a jego dzieło miało przed sobą kuriozalną recepcję. Te dwie rzeczy są oczy
wiście ze sobą związane, jako że duchowa biografia Whiteheada wyróżnia trzy waż
ne etapy, w których ujawniała się każdorazowo inna jego właściwość. Najpierw jest
to ów Whitehead, który wraz z Bertrandem Russellem pisze Principia Mathematica,
kamień milowy logiki. Następnie Whitehead, który starał się o filozoficzną interpre
tację nowoczesnych nauk przyrodniczych, a wreszcie ów systematyk, który rozwinął
dość ciężkostrawną metafizykę. Znajduje to wyraz w recepcji jego myśli - w akcep
tacji jako logika i w dość opóźnionym opracowaniu jego późnego dzieła, przynaj
mniej na kontynencie europejskim. Symptomatyczne jest to, iż jego najważniejsza
książka Process and Reality ukazała się w niemieckim przekładzie dopiero w 1979
roku, 50 lat po jej powstaniu. W swej monografii Whiteheada Michael Hauskeller
dochodzi do wniosku, iż Whitehead do dzisiaj traktowany je st z największą uwagą
przez [...] przyrodników i teologów, podczas gdy sami jilozofowie ignorują w dużym
stopniu jego myśl [...] Każda z grup wydaje się traktować go ja k podwójnego agen
ta l9. Ładniej nie da się tego powiedzieć, prawda?
Współautor dzieła Principia Mathematica, Bertrand Russell, pisze: Owo ówcześ
nie znaczące dzieło bez wątpienia zawdzięczało swe zalety w dużym stopniu White-
headowi, człowiekowi, który - ja k ukazują to jego następne pisma - posiadał owo
zrozumienie i ową duchową głębię, której [mi] ewidentnie brakowało, jako że [moje]
dowodzenie [...] ignorowało przemyślenia wykraczające poza zwykłą logikę20. Pod
niosłe słowa pełne uznania, szkoda tylko, że wypowiedziane z ironią - właśnie
z powodu owego wskazania na późniejszy rozwój, na drogę, która nie tylko podzie
liła obydwu myślicieli, lecz która także poprowadziła ich z tego samego punktu
wyjścia w dwa przeciwne kierunki. Russell najwyraźniej nie był w stanie za bardzo
pojąć metafizyka-Whiteheada.
18 W. Kluxen, Thomas von Aquin: Des Seiende und seine Prinzipien, [w:] J. Speck, Grundpro-
bleme der grofien Philosophen, t. I, Philosophie des Altertums und Mittelalter, Gottingen 1972,
s. 214n.
19 M. Hauskeller, Alfred North Whitehead zur Einfiihrung, Hamburg 1994, s. 139.
20 Fragment ów pochodzi z parodii nekrologu, który Russell napisał sobie w roku 1937; z tego
względu wszystkie wypowiedzi o nim samym sformułowane są w trzeciej osobie. „Nekrolog” cy
towany tutaj za wydaniem niemieckim: B. Russell: Unpopulare Betrachtungen, Zürich 1973,
s. 186n.
212
PETER KUNZMANN
I
nie jest w tym osamotniony. Okazałe dzieło Process and Reality nie spełnia
skromnego założenia, by być „ p r o j e k t e m kosmologii”, lecz samo taką kosmo
logię z a w i e r a . Jest to kosmologia wysoce samowolna, która najpierw odsyła czy
telnika do swoistego aparatu kategorii. Sam Whitehead czyni następującą uwagę, nie
komentując jej dodatkowo: jeśli owa sumaryczna prezentacja miałaby pozostać nie
zrozumiała2 I rzeczywiście, także i później, na sześciuset stronach pozostaje ona
trudno zrozumiała, gdyż ten, kto szuka wsparcia w zasobie porównywalnych teorii,
trafia na próżnię. Whitehead powołuje się wprawdzie na ową. fazę w myśli filozoficz
nej, która zaczyna się od Kartezjusza, a kończy wraz z Hume ’emn , a zatem na filo
zofię oświecenia, lecz naginają całkowicie do stylu swych własnych refleksji. Scha
rakteryzujmy to pokrótce: podstawową myślą Whiteheada jest myśl o indywidualno
ści tego, co realne, a zatem wszystko, co rzeczywiste, jest konkretne. Abstrakcja
podejrzewana jest o bycie skonstruowaną nieprawdą; jest ona , fallacy o f misplaced
concretness”, i jak w ślicznym bon mocie wyraża to Whitehead, jest jak „Uncle Sam”
w odniesieniu do wszystkich obywateli USA23. Postawę taką Whitehead dzieli z an
gielskimi myślicielami oświecenia. Wpleść w to trzeba jeszcze coś z myśli Leibniza
0 tym, iż k a ż d e wydarzenie ma wewnętrzny wymiar informatywny, który czyni
z niego zwierciadło wszystkich innych wydarzeń. I wreszcie trzeba tu jeszcze porcji
Spinozy, by rzeczywistość móc postrzegać jako całościową „naturę” (Whitehead na
zywa to „organizmem”), a wówczas opus Whiteheada daje się czytać jak synteza.
Najlepiej będzie jeśli jego samego weźmie się za punkt wyjścia. Starając się
sprostać wymogowi, by być w równym stopniu „spójnym”, co „adekwatnym”, tzn.
„stosowalnym”24, Whitehead wznosi swój system jak monolit pośród filozoficznego
krajobrazu. Równie krótko, co i ostro, podsumowuje to jego interpretator, Eberhard
Bubser: je s t czymś wyobrażalnym, że świat w całości posiada wiele podobieństwa
do schematu, ja ki Whitehead zaprojektował dla świata [...]. Jest to wyobrażalne, ale
równocześnie nic ponad to25.
Możemy tutaj zdać się na własne „Końcowe interpretacje” Whiteheada, noszące
tytuł O Bogu i świecie, od których rozpoczyna Bocheński. Jego komentarz brzmi:
Whitehead lubuje się w spiętrzaniu sprzeczności26.
Fragment ten brzmi:
Równie prawdziwie można powiedzieć, że Bóg je s t niezmienny\ a świat zmienny,
ja k i twierdzić, że świat je s t zmienny, a Bóg płynny.
Równie prawdziwie można powiedzieć, że Bóg jest jednią, a świat wielością, ja k
1 twierdzić, że świat je s t jednią, a Bóg wielością.
21 Cytaty za wydaniem niemieckim: A.N. Whitehead, Prozeji und Realitàt, tłum. Holi, Frank
furt/M 1979, s. 21. Dalej oznaczone jako „PR”.
22 PR, s. 21.
23 PR, s. 210.
24 Por. przede wszystkim PR, s. 3 ln.
25 E. Bubser, A.N. Whitehead: Organismus - Philosophie und Spekulation, [w:] J. Speck (red.):
Grundprobleme der grofien Philosophen. Philosophie der Gegenwart, t. I, Gottingen 1972, s. 297.
26 J.M. Bocheński, Europaische Philosophie der Gegenwart, Bem 1951, s. 241.
METAMORFOZY NEOPLATONIZMU
213
Równie prawdziwie można powiedzieć, że Bóg w porównaniu do świata jest
wysoce rzeczywisty, ja k i twierdzić, że świat w porównaniu do Boga je s t wysoce rze
czywisty.
Równie prawdziwie można powiedzieć, że świat je s t immanentny wobec Boga,
ja k i twierdzić, że Bóg jest immanentny wobec świata.
Równie prawdziwie można powiedzieć, że Bóg transcenduje świat, ja k i twier
dzić, że świat transcenduje Boga.
Równie prawdziwie można powiedzieć, że Bóg stwarza świat, ja k i twierdzić, że
świat stwarza Boga11.
Czy te ładne formułki są rzeczywiście sprzeczne? Niektórzy interpretatorzy ule
gają pokusie, by te uciążliwe paradoksy przezwyciężyć przy pomocy zamaszystego
ich zharmonizowania. Jest to próba, bliska samemu Whiteheadowi, którego kosmo
logia, kierując się mottem „bipolamości”, zabiera się za rozwiązywanie przeci
wieństw, ukazując jedno przeciwieństwo jako odwrotną stronę drugiego. Mówiąc
jego słowami: Wszędzie panuje jedność przeciwieństw, która stanowi o prawdziwym
jądrze dualizmu1*. Przekuwając to na nasze pytanie, brzmi to np. u Hauskellera na
stępująco: proces obejmuje owo ostateczne przeciwieństwo pomiędzy Bogiem a świa
tem i znosi je w najwyższej jedności uniwersum. [...] Sprzeczność przeciwieństw
przemienia się w kontrast, w którym jedność i wielość są ze sobą związane w dosko
nałej równowadze29. Brzmi jak Whitehead, na dodatek brzmi to jeszcze lepiej
w uszach niektórych naszych współczesnych. Ma w sobie coś z Tin-Yang, pewną
skłonność do New Age, który rozgotowuje wszystko w jedną wielką jedność. Nie
można i nie wolno sobie tego aż tak upraszczać. Whitehead świadomie pracuje tu
z paradoksami i nie bawi się nimi tylko w celach retorycznych.
Jeśli przeanalizujemy je na gruncie własnej metafizycznej koncepcji Whitehea
da, wówczas ujawnią się one jako konsekwentne, choć czasem przerysowane, stresz
czenia. To, czym operuje tu Whitehead, jest specyfiką jego dziwacznej nauki
o dwóch naturach Boga, z której to jedną nazywa „naturą pierwotną”, a drugą „natu
rą następującą”: zgodnie ze swą primordial nature, naturą pierwotną, Bóg jest nieja
ko „zbiornikiem” bezczasowych przedmiotów, które urzeczywistniają się w proce
sie. Gdy Whitehead opisuje „naturę następującą”, subsequent nature, oddaje się ma
rzeniom: wówczas Bóg staje się mu „Poetą świata”, który prowadzi go „z łagodną
cierpliwością”30. Zdanie to równie dobrze mogłoby pochodzić od Augustyna.
Tym samym zyskujemy przynajmniej klucz do zrozumienia tych paradoksów.
Możemy sięgnąć po jeden z nich, a potem połowę zdania przypisać do jednej z oby
dwu stron: „Równie prawdziwie można powiedzieć, że Bóg w porównaniu do świa
ta jest wysoce rzeczywisty, jak i twierdzić, że świat w porównaniu do Boga jest
wysoce rzeczywisty”. „Świat w porównaniu do Boga jest wysoce rzeczywisty”, gdyż
27 PR, s. 621.
28 Cytat za: Hauskeller, tamże, s. 168.
29 Tamże, s. 170.
30 PR, s. 618.
214
PETER KUNZMANN
Bóg zgodnie ze swą primordial nature składa się wyłącznie z przedmiotów wirtual
nych. Jest On w porównaniu do świata wysoce rzeczywisty zgodnie ze swą subsequ
ent nature, gdyż jest jego aktywną zasadą i odpowiada mniej więcej temu, co scho
lastyka nazywa „rzeczywistym istnieniem”. Teraz paradoksy zostały już niemal
rozwiązane. Pozostaje jeszcze pytanie o to, jak Whitehead doszedł do owego szaleń
czego rozszczepienia.
W moich przypuszczeniach sięgam do odkrycia Bocheńskiego: sądzę, że dzieje
się tak, gdyż Whitehead przemawia tu językiem filozofii neoplatonizmu. Albowiem
Whitehead nie nazywa rzeczy inaczej, niż czynił to już neoplatonizm opisując na
pięcie istniejące pomiędzy Jednią a światem.
„Równie prawdziwie można powiedzieć, że Bóg stwarza świat, jak i twierdzić,
że świat stwarza Boga”. Tak, gdyż bez odniesienia do Jedni nic by nie istniało. Po
nadto Jednia jako taka jest niczym, gdyż staje się czymś tylko przez świat. Mogliby
śmy także powiedzieć: pierwsza część zdania jest prawdziwa, o ile Jednia jest p o -
n a d światem, a druga część zdania jest prawdziwa, o ile Jednia jest w świecie.
„Równie prawdziwie można powiedzieć, że świat jest immanentny wobec Boga,
jak i twierdzić, że Bóg jest immanentny wobec świata”. Z pewnością, gdyż wszyst
ko, co jest, jest w Jedni; inaczej by tego nie było, przy czym druga połowa zdania
stwierdza, iż świat ma w niej udział. Całą listę tych charakterystyk da się czytać na
tym właśnie tle, nie rezygnując przy tym z właściwego im napięcia.
Bóg je s t wobec świata równocześnie immanentny i transcendentny'1, tak brzmi
resume Bocheńskiego. Ma tu na myśli Whiteheada. Nie mówi tu jednak nic innego
jak to, co już na początku wskazałem jako neoplatoński leitmotiv, zasada świata leży
poza nim samym.
Przekład
E l i z a P i e c i u l - K a r m i ń s k a
ZUSAMMENFASSUNG
Der Neuplatonismus, so die leitende These, tragt in das abendlandische Denken eine entschei-
dende Figur ein: Dass nàmlich das Prinzip der Welt nicht in ihr selber liegt. Dieses Thema wird
vermittelt und eben variiert vor allem durch die drei Griindungsfiguren der mittelalterlichen Philo
sophie und Theologie: Dionysios Areopagita, der den Überstieg zu diesem Prinzip ais Gipfel
seiner mystischen Theologie feiert, in der die Sprache verstummt; Boethius, fur den der Lenker der
Welt eben dieser Welt iiberlegen ist und natiirlich Augustinus, der die kürzeste Formel fur die
scheinbar paradoxe Konstellation vom Einen zum Vielen, von Gott und Welt findet: Das góttliche
Prinzip ist „in” all Dingen und zugleich „über” ihnen. Damit legt der Neuplatonismus ein Modeli
vor, das dem christlichen Denken hochwillkommen war und aus der westlichen Metaphysik nicht
wegzudenken bis hin zu A. N. Whitehead.
31 Bocheński, tamże, s. 241.
Dostları ilə paylaş: |