29
Rocznik Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej • Rok 11 (2013) • Zeszyt 3
Polska – Rosja: czy fatalizm wrogości?
pierwszą obrończynią Słowiańszczyzny – uzurpatorska Rosja, bezprawnie
aspirująca do przywództwa wśród Słowian. Z oczywistych powodów odpo-
wiadały im rosyjskie o przeciwstawnych treściach: system samodzierżawia
– brak silnej władzy, jednostka w służbie państwa –
polska anarchia, pol-
ska ekspansja – rosyjska opiekuńczość, Rosja opiekunem Słowian – Polska
judaszem Słowiańszczyzny.
Wreszcie trzeci poziom konfliktu dotyczy warstwy wydarzeniowej wie-
dzy historycznej. W tym przypadku spory odnoszą się najczęściej do wybra-
nych epizodów z historii stosunków polsko-rosyjskich, takich jak np. wojna
Rzeczypospolitej z Moskwą w pierwszej połowie XVII wieku, udział i rola
Rosji
w rozbiorach Rzeczypospolitej, walki polsko-rosyjskie w XIX wieku,
wojna 1920 roku, zbrodnia katyńska.
Z tego, co powiedziałem wyżej, wynika, że absurdem byłoby wymaganie
od historyków uwolnienia się od systemów kultury, które ich ukształtowały,
i wyznaczanie historiografii jako realnego zadania – walki z owymi wzajem-
nymi negatywnymi stereotypami i uprzedzeniami. Jest to tym trudniejsze, że
są one nadzwyczaj płynne i dotyczą jednocześnie wielu sfer życia i ludzkiej
aktywności. Są one nam po prostu dane i musimy nauczyć się z nimi żyć.
Nieco inaczej rzecz się ma w przypadku postrzegania Innego na pozio-
mie strukturalnym. W odniesieniu do tych zespołów wyobrażeń historycy
są
nieco mniej bezradni, co nie znaczy, że są w stanie skutecznie je kreować
lub dyskredytować. Należałoby raczej powiedzieć, że w zetknięciu z nimi
badacze winni mieć świadomość własnych ograniczeń poznawczych, po to
by choć w części je zneutralizować.
Stosunkowo najprościej można sobie wyobrazić ingerencję historyka
na poziomie tych uprzedzeń, które lokują się na wydarzeniowym poziomie
wiedzy historycznej. Owe faktograficzne deformacje wynikają najczęściej
z politycznych czy ideologicznych uwarunkowań i mogą być przedmiotem
negocjacji w środowisku badaczy. Jeśli nie będą
one skuteczne, wyjściem
pozostaje zawsze sporządzenie protokołu rozbieżności.
Drugie ograniczenie związane jest z odpowiedzią na pytanie, kim wi-
nien być współczesny dziejopis? Przez lata historycy przyczyniali się przede
wszystkim do wzmacniania poczucia tożsamości grup i społeczeństw ludz-
kich, niekiedy do ich antagonizowania w kategoriach my i oni. Współczesny
świat wymaga czego innego. Stawia przed historykiem inne cele. Winien
on raczej pośredniczyć w dialogu między odmiennymi kulturami,
pokazy-
wać występujące między nimi różnice i podobieństwa. Czyniąc to, musi być
jednak świadomy towarzyszących mu ograniczeń, akceptować niedającą się
zniwelować odmienność i inność kulturowych doświadczeń. Ta nowa rola
historyka – nie kodyfikatora wielkości danych kultur, narodów, ras czy klas,
ale raczej tłumacza i mediatora między nimi – wydaje się cennym drogo-
wskazem na drodze prowadzącej do przywrócenia wiedzy o przeszłości jej
społecznego znaczenia. Z perspektywy historiograficznego dialogu polsko-
30
Rocznik Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej • Rok 11 (2013) • Zeszyt 3
Rafał Stobiecki
-rosyjskiego owo uwolnienie się od nacjonalistycznych
klisz w rozumieniu
stosunków wzajemnych wydaje mi się szczególnie ważne.
Wreszcie, trzecie ograniczenie ma charakter etycznego zobowiązania,
wynikającego z doświadczeń przeszłości. Przez wiele lat historiograficzny
spór polsko-rosyjski dotyczący ziem wschodnich dawnej Rzeczypospolitej
toczył się niejako ponad głowami i z wykluczeniem większości mieszkań-
ców interesujących mnie ziem – Białorusinów, Litwinów, Ukraińców czy
Łotyszy. Tworząc własny historiograficzny portret terytoriów granicznych,
Polacy i Rosjanie odwoływali się do wzajemnie wykluczających się tradycji.
W przypadku polskim była nią, niewątpliwie przez lata idealizowana, wizja
pokojowego współżycia kultur, religii i narodów w ramach jednej wspólnej
Rzeczypospolitej. Tradycja ta jednak często postrzegana była w taki spo-
sób, jakby prawo do owego dziedzictwa mieli jedynie Polacy. Do odmien-
nej historycznej argumentacji odwoływali się Rosjanie. Postrzegając jako
kolebkę rosyjskiej państwowości Ruś Kijowską,
historiografia carska, a po-
tem radziecka przesuwały środek ciężkości narodowej historii na zachód.
W konsekwencji historycznym uzasadnieniem rosyjskiej polityki ekspansji
uczyniono koncepcję zbierania ziem ruskich. Obie strony – rosyjska i polska
– starały się występować w roli starszego brata i przez długi czas lekcewa-
żyły i marginalizowały odrębne wizje historii tworzone przez wspomniane
narody. Ów krytykowany przez Litwinów i Ukraińców paternalizm był wy-
raźnie widoczny w obu historycznych opowieściach o terenach Międzymo-
rza. W obecnej sytuacji nawiązywanie do takich tradycji byłoby nie tylko
błędem, ale i anachronizmem.
Spoglądając
z takiej perspektywy, wypadnie zgodzić się z diagnozą sfor-
mułowaną kilka lat temu przez polskiego historyka Jana Kieniewicza w an-
kiecie na temat Czy stosunki polsko-rosyjskie mogą być dobre?:
„Warunkiem wstępnym jest uznanie inności, tożsamości, odrębnej przy-
należności cywilizacyjnej oraz zgoda na to, że Międzymorze nie będzie już
obszarem rywalizacji o panowanie i dominację. Warunkiem wstępnym bę-
dzie też uznanie swych odrębnych historii. Walka o panowanie nad wschod-
nią częścią kontynentu Rzeczpospolita przegrała z Rosją. Rosja z kolei nie
zdołała utrwalić ekspansji swej cywilizacji na tym obszarze. Przyznanie tej
prawdy wymaga określenia roli, jaką rywalizujące państwa spełniały, a jakie
sobie przypisywały. Jest nam nadal trudno rozmawiać o tym bez emocji. Ak-
ceptacja wzajemna wymaga wyzbycia się, lub przynajmniej zidentyfikowa-
nia kompleksów. Dopiero wtedy istnieje szansa na wzajemne wysłuchanie”
7
.
Dopiero wówczas, można dopowiedzieć, jako historycy mamy też szan-
sę przestać być niewolnikami swojego zbiorowego doświadczenia histo-
rycznego.
7
„Arcana”, 2005, nr 64-65, s. 74.