ju ż zbabiałym Niemcewiczem *), mimo jego in styn ktu ge
nialnego, którym , ja k powiadasz, n ig d y nie b łą d z ił, — za
mieni się w krzyczącą pod straganem babę, i wzorem je j bo
dzie się w adziło na bruku? Chcecie, niechże się ta k dzieje!...
„...Zw yczajem swoim, Niemcewicz nie posłucha m ojej
ra d y; w y p a li swoje i narobi nowej po gazetach w a lk i. Już
się nawet gotu ją K rysińscy, W ołowscy i t. d., ale choć to
zajadłe k la s s y k i i niezgrabne, lecz rozum m ają za ciężki,
na żadne w zględy nie uw ażają i przesyłają k r y t y k i do
zagranicznych gazet.”
In n y lis t jego -w tej m ateryi w olniejszy ju ż od nie
pokojących przew idyw ań:
„W czoraj byłem na sessyi Tow arzystw a P rzyjaciół N auk;
b yła bardzo interesująca. Niemcewicz posłuchał trochę mo
je j rady, nad moje spodziewanie pow iedział ta k, ja k b y ł
powinien powiedzieć. I teraz chyba ta k i szalony, ja k K r y
siński, może się gniewać. P ow iedział praw dę i pseudo-klas-
sykom i rom antykom , a zakończył twem i wierszami z listu
o klassykach... Książę Adam pow iedział o Woroniczu dziw
nie pięknie, rzewną, treściwą i szlachetną wym ową. Zdaje
się, że ja k a ś sym patya rzewności, smutku i m iłości o j
czyzny natchnęła go. Pięknie napisał, rzewnie czytał; mało
k to nie p ła k a ł słuchając, a gdy skończył, m im owolnie
wszystkich dłonie d a ły huczny poklask. Od założenia T o
warzystwa, d ru g i to je s t dopiero p rzykła d takiego tryum fu.
O trzym ał go Osiński za odę na powrot w ojska iv roku
1809, i dziś książę Adam. Mało rzeczy zrobiło m i taką
przyjemność... Tłómaczenie Kam ieńskiego (L u d w ik a ) Jero
zolim ]) w najpiękniejszym epizodzie K lo ry n d y , czytanej cu
downie przez Osińskiego, nie zrobiło spodziewanego effektu;
bądź ju ż uczucia b y ły nasycone narodowym przedmiotem,
102
D Z IE Ł A L U C Y A N A S IE M IE Ń S K IE G O .
(*) Niem cewicz na publieznem posiedzeniu T ow arzystw a P rz y
ja c ió ł N auk chciał sąd o poezyi w yprow adzić na w łaściw e pole k r y
tycyzm u, powiadając, że je ś li głupstw em je s t pisać ja k autor lw o w
skich Sonetów (J. N. Kam iński): „W y p iłe m duszą duszę kałam arza"—
to znowu ta k i wiersz: „O pieśni gminna, ty arko przym ierza!" — aczko l
w ie k z romantycznego pióra pochodzi, należy do najwspanialszych
kw ia tó w poezyi.
badź czegoś brakow ało tłómaczeniu, bądz nieti dzięcznu
forma okta w y — zgadnąć niemożna.
Osiński m i m ów ił,
że niekontent z w ierszy, i w istocie nie zawsze są szczęś
liw e wyrażenia, chociaż zdaw ały się wierne.
^
W yją łe m umyślnie te zdania, aby pokazać,^ ja k ba
wiąc się samemi ty lk o tłómaczeniami, nie znano sie, na w a
runkach tłómaczenia. W ja k ie jż e formie wiersza m iał byc
Tasso przekładany, je ś li Koźroianowi niepodoba się oktaw a
oryginału? Czy ciężkie aleksandryny, w ja k ic h M ier z T re m
beckim spolszczali k a w a łk i Jerozolim y, m ają zaletę przypo
m inającą w ło s k i oryginał? Osobliwa rzecz, że ludzie,
K tó
rzy m ie li i m yśli, i uczucia szlachetne, obywatelskie, a i me
pospolity rozum w sprawach publicznych, w zdaniach lite
rackich , s ta li niżej zera. D yle tta n ci poprzestawali na n a j
powierzchowniej szej części sztuki, a co ko lw ie k szło g u le j,
odpychali ja k o niezrozumiałe, niejasne.
Jeszcze cala
n a d z i e j a
zostawała w M orawskiego l i
stach o klassykach i rom antykach, które ju ż b y ły napisa
ne, ale brakow ało przedmowy i przypisków . O te ostatnie
prosił M oraw ski Andrzeja Koźmiana, którego naukę bardzo
cenił, aby swemi postrzeleniam i pow iększył. D ope łn ił tego
proszony, ja k to w idać z następującego listu.
„D oskonałe są tw oje p rzyp iski — pisze generał —
i ja kże uczone przy moich! Zrobiłem z najpierwszego prze
mowę, drugie ty lk o co do ję z y k a i rozwlekłości sprosto
wałem, rzeczy nic a nic nie odmieniłem. Bóg ci zapłać za
dobre serce, chęci i głowo ta k porządną.
Pytasz, czemu
M ickiew icza oszczędzam? D la tego, że mniemam, iż^ o po
trzebnem je s t teraz na chw ilę: 1° dla odłączenia u a en o
wanego poety od tłuszczy pismaków; 20 że jem u samemu
chcę wprzód oczy otworzyć, co to ma za chwa cow, ,
ze
mówiąc o przedmowie, m iałbym minę łączenia się z mc
szczęsnym Salezym, od którego uciekam ja k mogę.( )
rze
mowę później wezmę na warsztat i gruntownie rozłozę, ze
m agnum n ih il, więećj im pertynencyi mz rzeczy; ale jesz
OBÓZ K LA S S Y K Ó W .
103
(*) Odnosi sie to do owych epigramów, które Dmochowski na
pisał o tłómac-zeniu Andromachy Morawskiego.
cze nie czas do tego. Posyłam dziś Fredrze rękopism. Co
to będzie! co to będzie! obie strony wzruszą się na mnie.
Dodałem k ilk a jeszcze uszczypnień rom antykom . O L itw ie
i Polsce, coś m i pisał, nie w ypada tego rozdrażniać ze
względów p o lity k i; łączyć trzeba nie rozdw ajać, nawet
w lite ra tu rz e . Oto je s t moje tłómaczenie się na tw oje za
rzuty. Pobłażanie M ickie w iczo w i je s t korzystną i tra fn ą
może zręcznością, co uznasz, g d y się zastanowisz, a zwłasz
cza zechcesz nad tem pomyśleć.”
W yszły nakoniec te długo_ oczekiwane lis ty M oraw
skiego, podobno we wrześniu 1829 roku.
D zie n n iki po
c h w y c iły i posypały się liczne a rty k u ły za i przeciw. Koż-
m ian (ojciec) ta k o tem donosi swemu p rz y ja c ie lo w i:
„O twoich listach K la s s y k wiele głupstw napisał, lecz
je d n a k niewszystko.
W y s tą p ił teraz sław ny R om antyk
Mochnacki. N aw et gniewać się nie można za niedorzecz
ności takiego rodzaju. A n i sensu, ani zw iązku. Ciebie, sie
bie, nie rozumie, a nabazgrał długą kolum nę bez sensu, bez
rozsądku, ty lk o ze zw ykłem naszych rom antyków grubiań-
stwem, nierozsądkiem, a nadewszystko prezumpcyą.
Za
pewne ruszyłeś ram ionam i z politow ania. T a k tu wszyscy
zrobili. G dy rom antycy w z ię li za godło: „M ą d ry przedyspu-
tow ał, ale g łu p i p o b ił” — któż się w da z ty m i p ija n y m i
parobkam i lite ra tu ry w polemikę?... C liłędow ski i Szaniaw
s ki są szczególnymi opiekunam i tego w aryata, i uzuchwa-
lo n y ich protekcyą pow iedział sobie i w y d ru k o w a ł, że
w ięcej w aży niż K ra s ic k i,
Trem becki i Szymanowski.
G rzym ała Franciszek indygnow any tym artykułem , zabiera
się odpisać i odłajać, lecz dotąd ję c z y i nie może nic
urodzić.
„...P okazuje się teraz, że g łu p i a rty k u ł R om antycy
o tw oich wierszach pisał O strowski (J. B. O.) m łody, k tó
rego protegowałeś w L u b lin ie i w W arszawie; k tó ry za
pierwszą swoją w izytą u mnie zra ził m ię k rz y w ą głową,
a którego Chłędow ski w z ią ł za kollaboratora do swego
dziennika. N a brednie odpisywać nie trzeba, lecz o d k ry
liśm y w tych m łodych jeszcze je d n ą zaletę—wdzięczność.”
N a tem kończą się rozpraw y i uw agi w ważniejszych
kw estych lite ra ckich zebrane z tych korrespondencyj.
O d
104
D Z IE Ł A L U C Y A N A « IE iIIE Ń b K lE G o "
Dostları ilə paylaş: |