Portrety literackie



Yüklə 11,71 Mb.
Pdf görüntüsü
səhifə87/106
tarix01.08.2018
ölçüsü11,71 Mb.
#60023
1   ...   83   84   85   86   87   88   89   90   ...   106

E M IB   T A D Z -E L   F A H E B .
z  tą  różnicą,  że  gdybym   chciał  wiernie  powtórzyć  całą  tę 
korrespondencyę,  czytelnicy  niechybnie  doznaliby  losu  sied­
miu  braci  śpiących— taka  tam  panuje  affektacya  w   senty­
mentach,  takie  sadzenie  się  na  w ie lkie   słowa,  żeby  nic  nie 
powiedzieć.
Poprzestanę  zatem  ty lk o   na  w ybitniejszych  miejscach, 
aby  scharakteryzować  sytuacyę  i   osohy.
W   malowniczem  paśmie  gór  Libanu,  ciągnącem  się 
wzdłuż  syryjskiego  pobrzeża,  o  pół  m ili  od  Saidy  (Sydonu) 
osiadła  od  la t  k ilk u   w   murach  opuszczonego  klasztoru  óso- 
ba  głośna  z  rozumu  i  ekscentryczności,  lady  Estera  Ł ucya 
Stanhope.  Będąc  córką  K arola  kr.  Stankope’a,  para W .  B ry ­
ta n ii,  a  siostrzenicą  sławnego  W illia m a   P itt’a,  należała  do 
pierwszej  arystokracyi  angielskiej.  Obdarzona  daram i  umys­
łu   i  fortuny,  przy tem  im ponującej  piękności,  zdawała  się 
mieć  wszystko,  co  może  zaspakajać  pragnienia  am bicyi 
i   serca.  B y ł  nawet  czas,  kie d y  ta  odznaczająca  się  panna, 
baw iąc  przy  swoim  w u ju ,  rej  w odziła  na  zebraniach  w ie ­
czornych,  gdzie  się  zgromadzał  cajy  k w ia t  dyplom acyi; 
trafne  je j  m yśli,  dar  rozstrzygania  zaw iłych  kw estyj,  lub 
stawiania  ich  we  właściwem  świetle— nadaw ały  je j  zdaniu 
znaczenie  powagi.  Pow iadają  nawet,  że  w ie lk i  mąż  stanu 
nieraz  rad  je j  zasięgał,  a  nawet  pióru  je j  redakcyę  not 
dyplomatycznych  powierzał.  B yć  może  cokolw iek  w   tem 
przesady,  lecz  to  je s t  pewnem,  że  piękna  lady,  czy  dla 
tego,  że  m iała  sposobność  dobrze  poznać  ludzi  i  obrzydzić 
sobie  fałsz  obleczony  w   sukienkę  pięknych  pozorów,  czy 
że  równie  ja k   w ielu  je j  rodaków   podlegała  napadom  spli- 
n u —dość,  że  będąc  panią  swej  w oli,  spieniężyła  znaczną 
część  fortuny,  i   jednego  pięknego  poranku  pożegnała  ro ­
dzinną  wyspę,  z  mocnem  postanowieniem  niewracania  do 
niej  n igdy.  Ś w iat  europejski,  a  m ianowicie  angielski,  m iał 
zapewne  coś  odpychającego  dla  tych  wyższych  duchów,  co 
ani  się  z  nim   zgodzić,  ani  w   nim   zmieścić  się  nie  m ogły. 
O ryent— tajemniczy  Oryent,  ziemia  w ie lkich   tra d y c y j  rodu


ludzkiego,  przyciągała  w tedy  um ysły,  któ rym   za  ciasno 
było  w   organizmie  zdemoralizowanych  i  zmateryalizowanych 
społeczeństw....
L a d y   Ester  odbiła  od  m glistych  brzegów  swej  ojczyz­
ny  z  zamiarem  spodróżowania  Wschodu.  Na  własnym   okrę­
cie  zw iedziła  Stambuł,  brzegi  Bosforu,  klassyczną  Grecyę, 
gdzie  się  z  nią  spotkał  poetyczny  lo rd   B yron,  przejęty  po­
dobnie  ja k   ona  wstrętem  do  A n g lii.  Spotkanie  się przypad­
kowe  zaszło  w   miejscu  historyeznem— u  p rzylądka  Sunium. 
Poeta,  z  towarzyszem  swoim  lordem  Sligiem,  ką p a ł  się 
i   p ły w a ł  po  zatoce,  gdzie  na  k o tw icy  stał  o krę t  ła d y  Estery, 
k ie d y   ona  rysow ała  w   albumie  w id o k  p rzylądka  Platona... 
Znajomość  prędko  się  zawiązała  m iędzy  temi  dwoma  po- 
krewnem i  geniuszami.  B yron  czuł  się  olśnionym  rozmową 
tej  niepospolitej  kobiety,  mającej  w   sobie  coś  biblijnego, 
coś  przekraczającego  zw ykłe  rozm iary  córek  Albionu,  dla 
któ rych   mało  m iał  sym patyi. 
Ona  w   głębokiem  i   melan- 
cholicznem  spojrzeniu  tego  pięknego  młodziana  czytała  w yż­
szość  rassy  przeznaczonej  do  w ie lkich   czynów  i  przedsię­
wzięć.
La d y,  nieprzypuszczająca  do  swego  towarzystwa  żad­
nego  z  rodaków   i  nielubiąca  nawet  o  nich  mówić,  po  w ielu 
latach  z  uniesieniem  wspominała  o  tem  przelotnem  spotka­
niu  się  ze  śpiewakiem  Czajd-Harolda  u  p rzylądka  Sunium...
Podróż  je j  po  Oryencie  w io d ła  ją   w   miejsca  upamięt­
nione  historyczną  tradycyą. 
Objechawszy  Grecyę,  w yspy 
Archipelagu,  brzegi  S yryi,  Palestynę,  E gipt,  zatrzym ała  się 
dłużej  w   Kairze,  gdzie  Mehmed-Ali  basza  przyjm ow ał  ją  
ze  wszelkiemi  honorami,  przesadzał  się  w  gościnnej  uprzej­
mości,  a  pospólstwo,  uderzone  je j  wspaniałą  postacią,  ujęte 
hojnością,  jednogłośnie  dało  je j  przydomek:  M ałek  (anioł), 
k tó ry   przy  niej  pozostał  do  śmierci.  Na  pustyni  znana 
b yła   ty lk o   pod  tem  mianem. 
Z  E g ip tu   pojechała  do  D a ­
maszku,  gdzie  zabawiła  parę  miesięcy. 
Basza  przeznaczył 
je j  na  mieszkanie  przepyszny  pałac,  oddał  na je j  wyłączne 
usługi  jed n ą   z  najpiękniejszych  łaźni;  pierwsze  m iejskie 
m atadory  w spółubiegały  się  z  baszą,  aby  uprzyjem nić  je j 
pobyt  w  tem  mieście.  Dzień  w   dzień w ypraw iano  dla  niej 
kieś  nowe  w idow isko,  gon itw y  konne,  igrzyska  z  dziry-
•266 
D Z IE Ł A   Ł U C Y A N A   S IE M IE Ń  SICIE G Ch


E M IR   T A D Z -E L   F A H E E . 
267
tem,  ło w y ,  k a lw a k a ty   —   a  do  tego  obdarowywano  een- 
nemi  kobejlanam i.  Z  Damaszku  udała  się  Estera  do Hoerasu 
(starożytna  Emessa),  gdzie  dom  swój  ofiarował je j  Moallem- 
Skander.  Ponieważ  to  miasto  przypiera  do  pustyni,  p rz y je ­
chał  do  niej  w   odwiedziny  Mekaunach  Abu-Nasser,  emir 
i   szeik  tryb u tu   Anazeck  Alisenech  w  tow arzystw ie  dwóch 
synów:  Nassera  i   Faresa.  T ry b u t  ick  leżał  w tedy  taborem 
w   Tedmorze  (w  Palmirze).  Em irow ie  zaprosili  więc  Esterę, 
aby  raczyła  zwiedzić  ru in y   P alm iry,  a  oraz  ick  obóz.  B y ła  
to  aż  nadto  powabna  propozycya,  nie  godziło  się  je j  od­
rzucić.  Jakoż  la d y  z  orszakiem  swoim  i  emirami  w yb ra ła  
sie  na  pustynio. 
O  pół  m ili  od  Hoemsu  czekało  j ą   k ilk a  
tysięcy  Beduinów  na  koniach,  i   ci  towarzyszyli  je j  przez 
cała/ długą  podróż  i   z  tryum fem   w prow adzili  do  Tedmoru. 
Sława  Estery  M ałek  poprzedziła  ją   na  pustyni,  a  nie 
o  w iele  szło;  aby  dw aj  młodzi  synowie  emira,  Nasser  i  Fa- 
res,  nie  poprzysięgli  sobie  wiecznej  zemsty,  z  powodu,  ^ że 
ta k   jeden  ja k   drugi  chciał  koniecznie  jechać  koło  niej. 
K łó tn ię   tę  załagodziła  Estera  w  ten  sposób,  że  raz jednemu, 
raz  drugiem u  pozwalała  jechać  przy  sobie,  po  praw ym  
boku,  albowiem '  lewa  strona,  ja k o   honorowa,  zajęta  była 
przez  ich  ojca. 
Oglądanie  wspaniałych  ru in   zajęło  Esterze 
k ilk a   d n i— poczem,  tym   samym  porządkiem   odprowadzono 
j ą   do  Ham aku  (starożytna  Apamea),  a  Beduini  w ró c ili  na 
pustynię,  zachwyceni  tą  nadzwyczajną1 istotą,  któ rą   przy­
ję li  do  swego  try b u tu   przez  sojusz  chleba  i   soli.  Mylne  za­
tem  utrzym ało  się  podanie,  ja k o b y   Beduini  m ie li  ją   ogło­
sić  królow ą  P a lm iry. 
Czczy  ten  ty tu ł  obcy jest  ich  w yob­
rażeniom.
Znużona  Estera  tą  męczącą  wycieczką,  zbliżyła  się  do 
brzegów  morza  i   w ytchnęła  ja k iś   czas  w   A kkenu  (A k ia ) 
gdzie  basza  Sklej man  b y ł  dla  niej 
z  uprzedzającą  gościn­
nością,  tak  dalece,  że  prosił  je j,  aby  p rzyję ła   na  stałe 
mieszkanie  opuszczony  klasztor  m aronicki  M ai  E lia.  Onara 
ta  dogadzała  upodobaniu  Estery,  któ ra   nie  m ając  zamiaru 
Avrócić  do  Europy,  chciała  się  osiedlić  w  uioczej  tej  oko­
lic y . 
Jakoż  swoim  kosztem  dała  wyrestaurować  te  m ury, 
i  obrała  je   sobie  na  mieszkanie  czasu  zimy. 
Klasztor  ten 
leży  o.  pół  m ilk i  od  Saidy,  ju ż   w  górach.  Basza nie poprze­


Yüklə 11,71 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   83   84   85   86   87   88   89   90   ...   106




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə