obojgu; czuli bowiem wzajemną skłonność k u sobie, skłon
ność, któ re j nic nie przeszkadzało uwieńczyć się zw iązkiem
małżeńskim, gdyby, ja k je d n i utrzym ują, nie zaszły ja k ie ś
przeszkody czy w zględy fa m ilijn e , a ja k drudzy, ze w de
cydującej c b w ili zawahała się piękna pani, k tó ra przy
świetnem im ieniu i tytu le , nie chciała rozstać się ani z im ie
niem, ani z tytułem , co było nieuniknionem przy oddaniu
rę k i m iłemu, wykształconemu, zakochanemu na zabój, lecz
bez m a ją tku i bez sław y kaw alerow i.
Być może, że światowa dama, wychowana w konwen-
cyonaluym rygorze, zbyt uważająca na te delikatne g ra n i
ce po za które uczuciom nawet w ybiegać niewolno, prze
lę k ła sie tych burz namiętnych, ja k ie m i w rzała pierś poe
t y . . B y ł on poeta, choć
s i ę
jeszcze nie o b ja w ił. E kstatyczny
rodzaj m iłości zazwyczaj przestrasza istoty le k k ie i rozrzu
cone, lubiące ty lk o baw ić się z płomieniem, lecz n igdy
w nim piórek nie spalić.
M alczewski ubóztw iał ją do szaleństwa....
Z darzyło m i sie czytać jego ręką skreślony, lecz w j ę
zyku francuzkim je j portret m oralny, prześliczny pastel na
w ia n y p y łk a m i barw, wypieszczony terni dojrzanemi ty lk o
oku kochanka odcieniami niewieściego charakteru, które
krzyżując się z cieniam i kontrastów , nadaw ały całej fiz jo -
gnom ii w yraz nieopisanego'uroku....
T a k im malarzem m ógł być ty lk o ten, co duszę swą
przelał w przedm iot służący mu za wzór do m alowidła.
W iem y z żywota poety, ja k o wróciw szy z zagranicy,
w z ią ł dzierżawę na W o łyn iu , zakopał się na wsi, i c a ły
oddał się pracom um ysłowym .
Jeżeli wolno robić dom ysły i zgadywać, ja k a m ysi
zaprzatała mu głow ę w tym nowym okresie, powiedziałbym ,
że po* doznanej klęsce na polu m iłości, usunął się na bok,
aby zebrać ducha i pokrzepić s iły umysłowe do nowego
zawodu, w k tó ry m m ia ł zdobyć to, czego mu nie dostawa
ło do zrównoważenia świetności rodu, m a ją tku i ty tu łu oso
by ukochanej.
Dotąd b y ł on nieznany na szerszym świecie, aczkol
w ie k uroda, charakter, tow arzyska ogłada, w dzięk rozmo
w y, w yró żn ia ły go i podnosiły w kołach p rzyja ció ł i zna
jom ych, lecz nie ro b iły go sławnym i głośnym.
Wieńce sław y rzucone na szalę m ogły ty lk o zaimpo
nować kobiecie, któ ra go odrzuciła ja k o nierówną partyę....
Z apra g n ą ł też sław y w narodzie,
nie żeby stracone szczęś
cie
odzyskać, lecz żeby wzbudzić
niewczesny żal w tej, co
go odsunęła od siebie. Z daje się, że wszystkie swoje plany
i marzenia do niej ty lk o odnosił, a je że li g o n ił za rozgło
sem sławy, to jedynie aby je j kwieciem ubrać ubóztwioną,
któ re j obraz w sercu nosił.
Bo słodszy i jaśniejszy od chw ały połysku
Ten blask, co w jego serca ż yw i się ognisku,
Ten uśmiech, w k tó rym może choć część zachwycenia,
Z ja kie m w ybrani słyszą cherubinów pienia.
T a k m niej więcej
tłómaczc sobie to jego zamknięcie
się w zaciszy w ie jskie j.
W żadnym razie nie b y ł to poryw zrujnowanego czło
w ieka, k tó ry nie wiedząc co z sobą robić, bierze się do
pióra dla tego, że in n i piszą.
Malczewski przy bogatych
darach natury, gruntownem w ykształceniu dobrze odbytych
nauk, znał obce ję z y k i, obce lite ra tu ry, w id z ia ł wiele i w ie
le obcował z ludźm i znakom itym i, co wszystko lepiej uspa-
sabiało go do autorskiego zawodu niż ty lu ówczesnych pi-
sarzów używ ających ju ż pewnej wziętości, chociaż* zawód
swój p ra k ty k o w a li z bardzo m iernym funduszem.
Z daje się jednak, że Malczewski mało m ia ł w p ra w y
do pisania w ję z y k u ojczystym. Znać to z pierwszych jego
próbek. Znać jeszcze i w M a r y i. Zapewne znał to do sie
bie, i j ą ł się czytania starych naszych autorów, a miano
w icie ćwiczenia się w stylu, aby zdobyć sobie narzędzie
posłuszne myślom i polotom fantazyi.
T u zadaję sobie pytanie, czy ju ż w tedy, g d y się
schował w zakątek w ie js k i, smutna legenda o M a r y i, ta k
dobrze nadająca się do poematu w rodzaju byrońskim , za
przątała jego wyobraźnię?
On, spoufalony z pięknościami poematów angielskiego
lorda i zachw ycający się niemi w oryginale, on, k tó ry
152
D Z IE Ł A Ł U C Y A N A S IE M IE Ń S K IE G O .
w podróżach swoich zetknął się z samym autorem i zajrzał
jego demonicznemu geniuszowi w oczy, — nie oparł sie za
pewne podwójnej przemocy jego w p ływ u , i o niczem nie
m arzył, niczego goręcej nie pragnął nad to, żeby na ojczys
tej lu tn i w ygrać utwór, k tó ry b y z byrońskiemi mógł ry w a
lizować. Ten prąd m yśli zaprzątającej umysł zdaje m i sie
dość logiczny i naturalny. Potrącenia wychodzą zawsze od
czegoś lub od kogoś, a w położeniu Malczewskiego, żeby
w ypłynąć na wierzch, trzeba było w ystąpić z czemś nie-
zwyczajnem, czyli dać utw ór z piętnem oryginalnem , utwór,
za któ ry m b y goniła publiczność, utw ór, k tó ry b y od razu
zrobił imię autorow i, a za imieniem posypały się gwineje
ja k ie g o warszawskiego M u rra y’a, któ re n ie ty łk o niezależ
ność, ale dadzą, ja k B vron’owi lub W alter-S cotfow i, św iet
ną pozycyę....
M arzyć to rzecz poety, i każdy niemal rycerz pióra,
w stępujący w szranki, przynosi gotow y program swych
marzeń o sławie i o— M urrayhi.
Rozpatrując się w M a r y i, nie wiem czy nie uwodzę
8,ę złudzeniem, że m iała ona swój pierwszy rzut, proste
lam y, w których zam ykała się sama powieść; atoli z po
2a nich nie pokazyw ał się poeta z tą czarną rozpaczą, co
podobna do kłębów dymu, zaciemniała horyzont
Ja k
mniemam stan jego wewnętrzny nie b y ł jeszcze w tern sta-
}n m najwyższych cierpień i rozpaczliwych zwątpień, aby
potrzebował na te wpraw dzie smętne, lecz wspaniałe obra
dy i na te pełne życia postaci rzucać ten k ir pogrzebowy,
Jakim je o k ry ł później.
Poemat, podług wszelkiego podobieństwa, przy goto wa-
n j dla zjednania autorow i wstępu w św iat lite ra c k i, nie-
Poi obna, aby się prezentował z tym krzykiem duszy do
( na rozdartej, j a k i w ydobyw a się z utw oru tego w ostat-
mem je g o obrobieniu.
Raz, że nie było jeszcze powodu do
tjc h wynurzeń ogromnej boleści i rozczarowań; podrugie
2e poeta stara sio zawsze być szczerym swych wrażeń
1 ®C2nć tłómaczem, a tem samem nie w yprzedzałby wvob-
!aznią tych momentów, ja k ie nań jeszcze nie przyszły.
Nie przesądzam, lecz ty lk o podsuwam moje zapatry
wanie się co do sposobu, w ja k i M a ry a powstała, i mnie-
Dostları ilə paylaş: |