Portrety literackie



Yüklə 11,71 Mb.
Pdf görüntüsü
səhifə4/106
tarix01.08.2018
ölçüsü11,71 Mb.
#60023
1   2   3   4   5   6   7   8   9   ...   106

12 
D Z IE Ł A   L U C Y A N A   S IE JH E Ń S K IE G O .
M ówić  o  poecie  i   nie  potrącić  o  tę  stronę,  k tó ra   go 
może  zrobiła  poetą,  b y ło b y   jedno,  co  m ówić  o  kielichu 
i  barw ie  k w ia tu ,  a  zamilczeć  o  je g o   woni.
N ie  wiem  czy  umyślnie  dla  wyszukania  zatrudnienia, 
czy  przez  samą  ciekawość,  w   roku  przybycia  do  A ix   zwie­
d z ił  K onstanty  wyspę  K orsykę,  tę  ojczyznę  Napoleona 
i   vendetty.
O sobliwy  ten  k ra j,  o  k tó ry m   tyle  zajm ujących  rzeczy 
pisano,  mianowicie  pod  względem  oryginalnych  obyczajów 
mieszkańców, m ógł rzeczywiście  rozcieka w ić jego  wyobraźnię, 
lubo  w   późniejszym  opisie tej  podróży  nie znaj duję,  żeby w y ­
niósł  b y ł  nadzwyczajne  wrażenia,  prócz  jednego, które  w y ­
pow iedział  w   wierszu  pod  napisem:  A ja c c io ,  gdzie  obu- 
dzają  się w  nim  wspomnienia  w ie lk ie j  przeszłości  na  w id o k 
domku,  pod  którego  dachem  uro d ził  się  Napoleon.  P ię k ­
nych  tu  k ilk a   strofek;  m iędzy  innemi  szczęśliwa:
Czoło  żołnierza  laurem jaśniejące
Czemużeś  z a k ry ł  koroną  cesarza?
W szak  ta kich   koron  b y ły   ju ż   tysiące,
A   ta kie   la u ry   niekaźdy  w ie k   stwarza.
Kończy  tę  apostrofę  zwrotem  do  obecności:
Dziś  obcy  nawet  nad  tw ym   grobem  plączą!
Ajaccio,  chlub  się!  zrodziłoś  olbrzyma:
N ieprędko  w ie k i  ta k i  cud  obaczą,—
K a r ły   dziś  liczne,  olbrzym ów  ju ż   niema.
Sarkazm  ten  odpow iadał  wewnętrznemu  usposobieniu 
tułacza,  k tó ry   ja k   do  ziemi  zbawienia  dążył  do  Francy i 
legionów,  F ra n c y i  stwarzającej  K sięztw o  W arszawskie,  — 
a  znalazł  ty lk o   samolubny  rząd  mieszczański  z  godłem: 
Chacun  chez  soi,  chacun  p o u r  soi.
Z  w ycieczki  do  K o rs y k i w ró c ił do  A is  i  tam  się  osied­
lił.   Przyjęcie  serdeczne  doznane  od  mieszkańców,  bliższa 
zażyłość  z  k ilk u   znamienitemi  talentam i,  piękna  miejsco­
wość,  w iele  pam iątek,  niebo  słoneczne,  wszystko  miało 
uro k  przyw ią zu ją cy  o  tyle,  o  ile  mogło  przywiązać  tego,


K O N S T A N T Y   G ASZYŃ SKI.  '  

]3
co  ciągle  tę s k n ił  do  brzegów  P ilic y   i  domku,  gdzie  miesz­
k a ła   m atka  i  rodzeństwo,  i  do  tego północnego  nieba  uśmie­
chaj ącego  się  ta k   rzadko.
Obrawszy  to  przyjem ne  siedlisko  w   stolicy  Prowan- 
c yi  mającej  swój  uniwersytet,  tow arzystw a  uczonych, muzea, 
z a b y tk i  arch ite ktu ry,  b y ł  pociągnięty 
do  pracy.  Dobrą 
znajomość  francuzkiego  ję z y k a   w yniósł  z  domu,  a  lubiąc 
tę  literaturę,  przy  wrodzonej  łatwości,  prędko  n a b ył  w p ra ­
w y   w   pisanie  w   obcej  mowie.  Jakoż  m iędzy  próbami jego 
francuzkich wierszy znajduje się sonet  do  W ik to ra  Laprade’a, 
będący  odpowiedzią  na  wiersz,  k tó ry   do niego  napisał  ten 
jeszcze  w tedy  niegłośny  poeta,  lubo  znany ju ż   w   prowanc- 
k ie j  stolicy. 
Sonet  ów  nosi  datę  r.  1834. 
Znać  jeszcze 
nieśmiałość,  w alkę  z  trudnością  przejęcia  się  duchem  obcej 
poezyi  i   m owy,  lecz  mimo  tego  m yśl  sama  zachowała 
pewną  oryginalną  świeżość,  co  musiała pobudzić  je g o   fra n ­
cuzkich  p rzyja ció ł,  że  go  n a k ło n ili do  pisania  w   tym   j e ­
żyku. 
Z a b ra ł  się  w ięc  K onstanty  do  ścisłych  studyów   nie- 
ty lk o   nad  językiem , ale  nad  wszystkiem,  co obchodziło m ie j­
scowość;  badał  historyę,  starożytności,  lite ra tu rę   trubadu­
rów   i  prowensalskie  narzecze,  czyli  ta k  zwaną  la   langue 
d’oc, mającą świetne swoje  czasy  w   średnich  w iekach, a teraz 
znowu  wskrzeszoną  przez  poetę  Jasmin’a,  k tó ry   acz  goli- 
broda,  najw ięcej  może  poetycznego  daru  dostał  w   udziale.
W   jednym  z listó w   późniejszej  d a ty   (z  r.  1851  z  Baden- 
Badenu)  opisyw ał  m i  Gaszyński  studya swoje  w   literaturze 
prowensalskiej,  i  ro b ił  nad  nią  bardzo  trafne  uwagi.  M ię­
dzy  innemi  mówi:
„D ziew iętnaście  la t  temu  przybywszy  do  P row ancyi, 
zająłem   się  b y ł  historyą  trubadurów.  W szystkie  dzieła 
w   tej  m a te ryi  pisane  przewertowałem  i   mam  spore  zeszyty 
w yciągów ,  lecz  nie  m ając  tego  wszystkiego  pod  ręką,  nie 
m ógłbym   się  teraz  wziąć  dla  dostarczenia  ci  tłómaczeń 
z  oryginałów .  Zresztą,  o  ile   sobie  dziś  przypominam,  owe 
pieśni  trubadurów   nie  ro b iły   na  mnie  w ielkiego  wrażenia; 
w ięcćj  tam  tego,  co  nazyw ają  W łosi  concetti,  niż  tego  ser­
cowego  natchnienia,  ta k   silnego  w   pierw otnych  poezyach 
ludow ych.  Pieśni  trubadurów   są  tem  na  polu  poezyi,  czem 
szkoła  bizantyńska  na  polu m alarstwa,  m niej  niż  naiwnością.


Podług  mego  zdania  J a śm in ,  fryzye r  z  Agen,  więcej  w a rt, 
ja k o   poeta,  niż  wszyscy  trubadorowie,  a  jeżelibyś  to  u w a ­
żał  za  przesadę,  to  ci  powiem, że  on  przynajm niej  podniósł 
na  nowo  i   wysoko  trzym a  chorągiew  poezyi  de  la   la n - 
gue  d ’oc.
„Z   jakiem że  zachwyceniem,  z  ja k ą   rozkoszą  czytam 
zawsze  jego  M a rtę ,  B liź n ię ta ,  W innicę,  M iasto  i   Wieś, 
a  szczególniej 
T ydzień  syna! 
Są  to  p e rły  nieosadzone 
w   złoto,  bo  im   tego  nie  potrzeba,  bo  m ają  dosyć  własnego 
blasku.
„ T ło   obrazów  jest  życie  ludu,  ale  nie  tego  ludu,  co 
po  karczmach  p ije   lub  na  klubach  peroruje  —   ale  tego 
ludu,  co  żyje  w   bojaźni  Boga,  poczciwie  na  kęs  chleba 
zarabia.  Treść  np.  poematu:  Tydzień  syna  je s t  taka:  A ła ri 
biedny  m ularz  (czyli  ja k  w  K ra ko w ie   piszą:  murarz),  ojciec 
licznej  rodziny,  zachorował  mocno;  starszy  syn  i  córka  idą 
się  m odlić  na  drogę  przed  w ioską,  gdzie  na  słupie  stoi 
obraz  M a tk i  B ozkiej.  M odlitw a  ta  prześliczna,  w ypisuję  ci 
ja   w   oryginale  i   dołączam  tłómaczenie:
r M a y   de  D io u ,  bierges  pietadouzo!
M ando  toun  angel  che  nous  aou 
E t  g a ris   nostre  p a y   m alaou;
N ostro  m ay  to u rn a ra   jouyouzo,
E t   nous-aou  dus,  biergeto-may 
T ’aym aren,  se pouden,  enguero,  enąuero  m ay!
(O  M atko  Boża,  Panno  m iłosierdzia,  zeszłej  twego 
anioła  do  naszej  chaty  i   uzdrów  chorego  ojca;  matce  wróć 
wesołość;  a  m y  za  to  Panienko-M atko  kochać  cię  będziemy, 
je że li  potrafim y,  jeszcze  lepiej,  jeszcze  lepiej!)
„T o   se  pouden  (jeżeli  potrafim y)  jest  w  oryginale  prze­
śliczne.
„O toż  dzieci  wróciw szy  do  domu,  zastają  ojca  zdrow­
szego;  gorączka  ustąpiła,  ale  doktor  każe  m ularzowi  jeszcze 
tydzień  wypoczywać  w  dom u,—a  on  otrzym uje  rozkaz  w ra ­
cać  do  m urowania  rozpoczętego  domu,  bo  je ś li  nie  wróci, 
kom u  innemu  oddadzą  robotę.  Biedny  konwalescent  w   roz­
paczy. 
Ale  syn  jego,  piętnastoletni  Abel  (dla  delikatnego
14 
 
D Z IE Ł A   L U C Y A N A   S IE M IE Ń S K IE G O .


Yüklə 11,71 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   2   3   4   5   6   7   8   9   ...   106




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə