Portrety literackie



Yüklə 11,71 Mb.
Pdf görüntüsü
səhifə7/106
tarix01.08.2018
ölçüsü11,71 Mb.
#60023
1   2   3   4   5   6   7   8   9   10   ...   106

nikające  św iatło;  czytając  rozumiałeś  je ,  bo  nigdzie  z  umys­
łu   rzeczy  nie  p lą ta ł  i   nie  zaciemniał,  aby  zostawiać  pole 
domysłom,  odgadywać  to,  o  czem  sam  poeta  nie  m ia ł  ja s ­
nego  pojęcia. 
Uważałem,  że  ta  wada  nieraz  na  dobre  w y ­
chodzi  piszącym:  ciemną  ich  zawiłość  czytelnicy  radzi  brać 
za  głębokość;  ekscentryczne  grym asy,  humorystyczne  w y ­
b ry k i,  z  których,  żeby  autora  przycisnąć,  nie  um iałby zdać 
s p r a w y - z a   cuda  fantazyi,  za  is k ry   geniuszu  lub  w ybuchy 
w ie lkie j  namiętności;  w   każdym   razie  pochlebia  to  czytel­
n iko w i,  że  kie d y  się  zmęczy  nad  dociekaniem  ciemnćj  i  za­
w iłe j  książki,  staje  się  tern  samem  w spółpracow nikiem  
głośnego  autora;  a je ś li  nie  pochlebia,  to  go  zdumiewa  i  każe 
mu  w ierzyć  w   prostocie  ducha,  że  to  musi  być  szczytne 
i  bezdenne,  kie d y  się  w  jego  zdrowym,  gospodarskim  ro ­
zumie  pmieścić  nie  może.  Mam  przekonanie,  że  przym iot 
jasności,  ekonomii  słowa  i   szczeroty  znamionującej  poezye 
Gaszyńskiego,  zapewni  im   dłuższe  trw anie;  sama* w ykończo- 
ność  form y,  gładkość  odlewu,  spoistość  części,  melodya  we­
wnętrzna,  dają  im   w yraz  odróżniający  od  zw y k ły c h   w y ro ­
bów  rzemieślniczych. 
Weź  jego  piosneczkę,  jego  sonet 
i   pomieszaj  z  innem i  zapełniającemi  dziś  kolum ny  żurna- 
ló w   illustrow anych  i  nieillustrow anych,  a  znawca  pozna  się 
zaraz,  że  nie  do  tej  epoki  należy,  podobnie  ja k   w   steku 
ceramik  naśladujących  kształty  i  smak  starożytny,  odróżni 
je d n ym   rzutem  oka  praw d ziw y  etrusk.
U bliżałbym   pamięci  Konstantego,  gdybym   ty lk o   tę 
stronę  artystyczną  w id z ia ł  w   jego  poezyach, 
a  innej  nie 
w idział.  Są  tam  piosenki  drgające  czuciem,  s tro fk i  pełne 
świętego  ognia  zapału.
G dybym   nic więcej  nie  przytoczył  ty lk o   Sonet do m a tk i 
napisany  w   w ig ilię   Bożego  Narodzenia,  ju ż b y   nie  m ógł  m ie 
n ik t  o  zbytek  względności  i  pobłażania  pomówić.
Otoż  i  ten  sonet:
Matko!  ju ż   p ią ty   raz  śniegiem  się  bieli 
Dach  twego  domu  —  i  p ią ty   raz  zima 
W   rodzinnej  ziemi  w ia tr  północny  wzdyma,
Gdyśmy  przy  świętej  wieczerzy  siedzieli.
^
 
K O N S T A N T Y  G A S Z Y Ń S K I....................  

2 t


Dziś,  kie d y   wszyscy  u  stołu  weseli,
T y ,  patrząc  w   koło  tęsknemi  oczyma,
Myślisz  w   swej  duszy:  „Konstantego  niema:
I   któż  się  dzisiaj  opłatkiem   z  nim   d z ie li? !”
0   M atko  moja!  gdy  w   wieczór  stroskana 
M odlić  się  będziesz  przed  M a ryi  obrazem,
Serc  naszych  głosy  spotkają  się  razem,
1  anioł  św ięty  poniesie  przed  Pana 
Jednej  krz e w in y   dwa  woniące  k w ia tk i:
M o dlitw ę  syna  i   m odlitw ę  m a tk i!
„ L a   nettete  est  le  vernis  da  maUres, ”   pow iedział  k tó ­
ryś  estetyk,  i   zdanie  to  można  stosować  do  poezyj  Gaszyń­
skiego,  k tó ry   choć  nie  m iał  pretensyi  uchodzić  za  mistrza, 
u m iał  nadawać  m istrzow ski  pokost  swym  tworom .  B ra ku je  
im   dwóch  ty lk o   rzeczy,  aby  je   do  areytw orów   lite ra tu ry  
naszej  policzyć,  to  jest:  owych  iskier,  któ rych   się  czytelnik 
nie  spodziewa,  a  które  uderzają  w   niego  i  przeszywają  do 
szpiku,  a  następnie  owej  czarodziejskiej  mocy,  co  opasuje 
cię  zjaw iskam i  swojego  świata  i   robi  jego  niew olnikiem , 
że  ty lk o   ze  smutkiem  patrzysz  na  rzeczywistość.
Jest  to  słowem  przyjem ny  poeta  —   a  raczej  m ający 
wszystko,  aby  ta kim  zostać, g d yb y  nie  krw a w a  epoka,  w   k tó ­
re j  ż y ł  i   cierpiał. 
P rzyjem ny  poeta!  to  w ygląda  niemal  na 
anachronizm  w   czasach,  kie d y   są  ty lk o  
w ielcy  poeci, 
geniusze,  sztukmistrze,  lub tacy,  co  chcieliby  za  takich  ucho­
dzić.  Przyjemnego  poety  w   dawniejszem  znaczeniu  nie 
znajdziesz  na  lekarstw o,  nie  ma  tej  mieszaniny  dowcipu, 
lekkości,  w yobraźni,  zaniedbania,  dobrego  humoru  i  tej 
zręczności,  co  z  lada  bagatelli  korzysta,  aby  z  niej  upleść 
w ierszyk,  grzecznostkę  ładnej  kobiecie,  lub  epigram   pochw y­
cony  w   mgnieniu  oka,  m ający  powodzenie  i   robiący  nieraz 
fortunę  autora.
O  ta kim   poecie  dziś  ju ż   nie  słychać.  Społeczność  na­
sza  nastrojona  poważnie,  nie  w iedziałaby  naw’et  do  ja k ie j 
k a te g o ry i  go  policzyć  i   co  z  nim   robić;  bo  je że li  czasami 
miewa  ka p rysy  dla  poety  piszącego  przyjem nie,  le kko , 
dowcipnie,  tedy  musi  znaleźć  w   nim   coś  w ięcej;  je ś li  nie 
splin  i  sarkazm  byroński,  to  choćby  frazeologię  hum ani­
21 
"  
D Z IE Ł A  L U C Y A N A   S IE illE Ń S K IE G O .


tarnej  apokalipsy,  zgoła  coś,  coby  ją   wstrzesło,  rozgorącz­
kow ało 
bez  tego  n ik tb y   ani  spojrzał  na  wdzięcznego  pieś­
niarza,  śpiewającego  sobie  ot  ta k   dla  przyjemności.
Gaszyński  w   młodszych  latach  k ie d y   b y ł  jeszcze  ucz­
niem  w  W arszawie,  pokazyw ał  ten  dowcip,  tę  niewymuszo- 
ność,  ten  humor  wesoły,  tę  lekkość  w   w ierszykach  rzuca­
nych  na  prędce,  a  utoczonych  ta k   zręcznie,  że  się  m usiały 
podobać.  Pewien  też  jestem,  źe  niechby  go  los  b y ł  zacho­
w a ł  w   zaciszu  domowem,  wśród  stosunków  patryarchalnego 
w iejskiego  życia,  nie  kazał  przebywać  ty le   zmiennych  k o ­
lei,  a  tern  samem  ochronił  od  silnych  wrażeń,  które  ta k  
żywo  o d b ija ły   się  w   je g o   duszy —   czyli  po  prostu,  g d y b y  
me  b? ł   dzieckiem   żelaznego  w ieku  —   i  je g o   muza  możeby 
m iała  fa m ilijn e   podobieństwo  z  muzą  Krasickiego. 
Jest  to 
ty lk o   symboliczna  form ułka,  przez  któ rą   chciałem  w ytłóm a- 
czyc  naturę  jego  talentu;  bo  przecież  i  n ajw iększy  poetycz­
ny  geniusz,  choć  w y la tu je   za  szranki  pojęć  swoich  w spół­
czesnych  i   nowe  św iaty  odkryw a,  niem niej  nosi  na  czole 
piętno  czasu,  w   k tó ry m   żyje.
Gaszyński  z  Prow ancyi,  ja k   rzekłem,  udał  się  do  Pa­
ryża,  gdzie  się  zajm ow ał  w ydaw aniem   pism  swego  przy­
ja cie la   Zygm unta  Krasińskiego,  k tó ry   z  początku  ogłaszał 
je  bezimiennie,  a  potem  pożyczył  nazwiska  Gaszyńskiego, 
dla  lepszego  zamaskowania  swojego  anonimu.  N ie  potrze­
buję  mówić,  ja k ie   wrażenie sp ra w ił  P rzedśw it,  gdy  się  uka­
zał  —  a  lubo  Gaszyński  ja k o   autor  fig u ro w a ł  na  ty tu le  
każdy  kto k o lw ie k   w czyta ł  się  w   jego  sposób  pisania,  po­
znał  z  samej  fa k tu ry   wiersza,  że  to  ty lk o   m istyfikacya, 
i  ze  ktoś  in n y   u k ry w a   się  pod  jego  nazwiskiem. 
D ługo 
je d n a k   u trzym yw a ła   się  tajem nica;  a  choć ją   gadano  sobie 
do  ucba,  pisma  publiczne  nie  śm iały  je j  roztrąbić.
Okres  ten  now y  w   życiu  Konstantego  przerzucał  go 
ciągle  z  Paryża,  gdzie  zw ykle   cześć  zim y  przepędzał,  cło 
wód  niem ieckich  i   m orskich  na  całe  lato  i  jesień;  atoli  nie- 
ty lk o   sama  potrzeba  orzeźwienia  się  zmianą  miejsca  lub 
nabrania  s ił  w   leczebnych  zdrojach,  b yła   pobudką  do  tych 
wycieczek,  coś  silniejszego  ciągnęło  go:  p rzyja źń  ‘  i  tow a­
rzystwo  autora  Ir y d io n a   i  Niebozkiej,  k tó ry   dla  poratowa-


Yüklə 11,71 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   2   3   4   5   6   7   8   9   10   ...   106




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə