piórow ćj m iędzy stronnikam i wzorów greckich i rzym skich
a obrońcami nowożytnej lite ra tu ry .
W a lka ta przeniosła się i do W łoch, i do A n g lii, gdzie
najnudniejszemi rozpraw am i spierano się o pierwszeństwo
to dla starożytnych, to dla nowożytnych.
Pope n a jtra fn ie j
godził kłócących się, powiadając: „N ie przyw iązujcie się ani
do tego, co stare, ani do tego co nowe, ale umiejcie odrzu
cić fałszywe piękności; a podziwiać u tw o ry z piętnem
p ra w d y.”
W rzeczy samej, wszystkie te spory rozstrzyga to
w yborne zdanie;
zapomniano je d n a k o nićm, kie d y przed
pięćdziesięciu la ty w ytoczyła się w ojna klassyków z rom an
ty k a m i.
Jest to pierwszy spór lite ra c k i, ja k i przeniósł się z za
granicy i do naszej lite ra tu ry .
Dawniejsze spory z X V I I
i X V I I I w ieku nie dostały się do nas. Czemu? bo ani cza
sopism literackich nie było, ani też lite ra ci nie tw o rz y li
osobnego ciała. Nawet nie istniało nazwisko lite ra ta . Ten
b y ł ziemianinem, ten księdzem, ten kanclerzem, ten hetma
nem,— a jeżeli pisał, to nie w zamiarze, żeby być. policzonym
do tej lub innej szkoły.
W łaściw ie koło lite ra tó w sformo
w ało się dopiero na dworze Stanisława Augusta,
i utw o
rzyło nową szkołę, któ ra nie potrzebowała z literatam i re
prezentującym i dawną epokę republikańską, staczać w a lk
na polu teoryi, z prostej przyczyny, że zastawszy przyspo
sobione um ysły, m iała opinię po sobie.
Tam ci szli w za
pomnienie, ci używ ali wziętości i protekcyi, dopóki, przeciw
ty m nowatorom wyczerpanym ju ż i zużytym, nie zapro
testow ał w pierwszych dwudziestu latach X I X w ieku ro
mantyzm.
T ra d ycya lite ra tu ry Stanisław ow skiej najuparciej prze
chow yw ała się w W arszawie, i m iała tam g łó w n y swój
obóz, nad k tó ry m powiewała chorągiew dobrego gustu. Jak
T u rc y K oran, ta k oni narzucali swój kodeks gustu, którego
cala estetjmzna tajem nica zasadzała się na tern, żeby nic
takiego nie powiedzieć, coby się nie znalazło w pisarzach
podanych za wzór dobrego smaku.
K to ko lw ie k zdobył
46
D Z IE Ł A L U C Y A N A SIEM IEŃ SKLEG O .
się na niezw ykle wyrażenie, lub ze śmielszą, a m niej spo-
wszechniałą myślą w ystąpił, srodze byw a ł karcony przez tych
arcykapłanów św iątyni gustu, wpraw dzie nie po pismach
publicznych, (nie lu b ili bowiem wdawać się w drukowane ro
zumowania), lecz na ko teryjnych zebraniach, gdzie niem iło
siernie przedrwiwano wykraczających przeciw kodeksowi,
a głównie w poufnych literackich korrespondencyach, tw o
rzących nieoszacowany m ateryał, dający poznać ich sposób
sądzenia utworów romantycznej szkoły, a w ogóle stan
literackich pojęć.
Szczęśliwy przypadek rzu cił w moje ręce kilka se t
listów obejmujących peryod najżwawszej w a lk i m iędzy klas-
sykam i a rom antykam i, to je st od r. 1823 do 1830.
Są to
korrespondencye samych koryfeuszów
ta k zwanego klas-
sycznego obozu, a zatem wcale nowy dokument do tej
epoki, k tó rą gdyby chciał kto opowiedzieć, m usiałby uciec
się jedynie do broszur i a rty k u łó w dziennikarskich stron
nictw a romantycznego — bo ja k wyżej rzekłem, klassycy,
osobliwie główne ich powagi m ia ły sobie za ujm ę wstępo
wać w polemiczną arenę. Prelekcye lite ra tu ry L u d w ik a
Osińskiego, tego Ulissesa klassyków , m ogłyby także posłu
żyć za materyał-, ale szanowny professor nie w d a w a ł się
w żadne rozbiory, ani w sądy o duchu i dążności nowej
szkoły, ty lk o dowcipnemi sarkazmami odpraw iał ta k Szeks
pira, Schiller’a, B yron’a i wszystkie lite ra tu ry obcych naro
dów, ja k świeżo jaw ią ce się p łody litew skiego wieszcza.
Pochwyciwszy dw a wiersze z D ziadóiu, .sparodyowal je:
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,
Głupstwo było, głupstwo będzie,—
i b y ł przekonany w zarozumieniu swojem, że już na w ie
k i zabił i dzieło, i autora.
Rzecz godna zastanowienia się, że między klassykam i
ludzie nawet w yżsi charakterem i oczytani, uznaw ali powa
gę tej le kkie j głow y, m ającej je d y n y talent dobrego dekla
mowania wierszy, i w ie rz y li w jego zdanie, chociaż nie m iał
żadnego, ja k w sybillińską wyrocznię. Z tej uważając ich
strony, m alują się oni nie ja k o klassycy zcntuzyaz-
OBOZ K LA S S Y K O W .
47
mowani dla arcydzieł Grecy i i Rzymu, których nawet dob
rze nie znali, ale ja k o stronnictwo walczące pod sztanda
rem tra d ycyjn e j pow agi przeciw nowemu stronnictw u, które
z razu innym wzorom przyznając pierwszeństwo, dążyło do
oswobodzenia się ze wszelkiej tra d y c y i i powagi, co, ja k
w ytłóm aczył Mochnacki, pierwszy z romatyeznych estetyków,
m iało być uznaniem się w swojem jestestwie. A le gdy
Wtenczas nie było mowy o dalszych następstwach tego p rą
du objawiającego się w miodem pokoleniu^ ca ły spór ogra
niczał się w szrankach lite ra tu ry , i na tern polu ta k zw ani
klassycy przy bardzo m iernych zasobach nauki, a przy
ogromnej dozie rozumienia o swojej nieomylności po tró jn ą
ponieśli klęskę; p o b iły ich u tw o ry rom antyków , którem i
entuzyazmowała się opinia, p o b iły polemiczne i estetyczne
pisma, p o b iły w ypadki...
Epokę tej w a lk i lite ra c k ie j u s iłu ją we wspomnieniach
swoich łagodnie w ysta w ia ć stronnicy niegdyś klassycz-
nego obozu, dowodząc, że umiano od razu ocenić talent
autora D ziadów , B a lla d , Sonetów, W allenroda, ty lk o po
wstawano na niefortunnych naśladowców litew skiego poety.
Następnie, że choć się to czyły po
salonach rozpraw y
0 klassyczność i romantyczność, nieraz aż do ła ja ń i gnie
wów dochodzące, je d n a k rozpraw y te nie w ychodziły za obrąb
salonu, nie m ia ły rozgłosu i w p ły w u na zdanie powszechne,
chyba o tyle, o ile młodsi rom antycy chcieli sami robić je
przedmiotem gazeciarskich a rtyku łó w (*). Tymczasem rzeczy
szły nie ta k gładko, ja k b y się zdawało z powyższych słów.
-K o tery a k ilk u poetów z czasów Księztwa W arszawskiego,
składająca się z ludzi zajm ujących wysokie urzędy, głoś
nych daw niej nabytą sławą, m iała się za jedynie godnych
1 uprzyw ilejow anych mieszkańców Parnasu, ta k dalece, że
wprzód jeszcze nim romantyzm u nas się z ja w ił, oni sto
ją c na szczycie rymotwórczej góry, każdego śm iałka w dzie
rającego się w ich szaniec niemiłosiernie spychali na łeb na
szyję. Przywłaszczywszy sobie monopol rym ów, przedrw i-
48
D Z IE Ł A L U C Y A N A S IE M IE Ń S K IE G O •
(*) J. S. Dmochowskiego Wspomnienia od r, 1806 do 1830y
w W arszawie 1858.
Dostları ilə paylaş: |