Portrety literackie



Yüklə 11,71 Mb.
Pdf görüntüsü
səhifə16/106
tarix01.08.2018
ölçüsü11,71 Mb.
#60023
1   ...   12   13   14   15   16   17   18   19   ...   106

w a li  całą  generacyę  młodych  pisarzów  i  potępiali  ryczałtem, 
nie odróżniając  nawet  tych,  co  zaświecili  lepszym  talentem. 
Satyra  pod  napisem  N ow y  P a rn a s,  wymierzona  na  m ło­
dych  poetów,  uderza  najzajadlej  na  Antoniego  Góreckiego, 
k tó ry   rzeczywiście  więcej  m iał  ognia  i  czucia,  niż  te  suze- 
reny  parnaskiego  zamku.  N ie  poznano  się  na  nim,  a  może 
dla  tego,  że  się  poznano  i   obawiano  o  swój  monopol,  skar- 
taczowano  go  takiem i  rymami:
Górecki!  ciebie  pierwszym  now y  Parnas  głosi!
T yś  w ie lkie   im ię  tw oje  w   samym  la t  tw ych   kwiecie 
Szeroką  sławą  swoją  rozgłosił  po  świecie,
I   gdzie  n ig d y  nie  dosiągł  Koźm ian  i   Osiński,
Tam   ciebie  z  chmurą  wieszczy wzniósł  twój  zapał  piński. (*) 
Spiesz  się  w   swoim  zawodzie  obfity  Antoni,
Patrzaj,  ilu   poetów  za  tw ą   sławą  goni.
T u   następuje  cała  lita n ia   młodych  pisarzów,  z  których 
każdy  dostał  po  palcach,  ale  którzy,  o  ile   sobie  dziś  p rzy­
pominam,  nie  pisali  gorzej  od  monopolistów,  a  więcej  może 
od  nich  m ieli  świeżości.  Nie  mogę  je d n a k   powiedzieć,  że­
by  ta  satyra  wychodziła  z  fałszywego  punktu  widzenia; 
owszem,  początek je j  w yborny,  uderzał  w   tę  manię  wierszo­
w ania  napastującą  naszą  młodzież,  manię,  któ ra  zawodnym 
najczęściej  laurom  parnaskim  poświęca  zdolności  mogące 
się  lepiej  przydać  w   ja k im   pożytecznym  zawodzie:
Cóż  to,  czy  mało  cudów  widzieliście  jeszcze?
Całaż to  młódź  sarmacka  zamieni  się w  wieszcze,
I   wieczny  cios  zadając  prozie  Słowianina,
Najpospolitszą  nawet  rymem  poprzecina?
Można  sobie  w y o b ra z ić ,.  ja k ie   oburzenie  się,  ja k ie  
gniewy  powstały  w  gronie  tych  powag,  kie d y  z ja w ił  się  ów 
dziw otw ór  romantyczny, 
do  którego  zaraz  przystosowano 
początek  listu   do  Pizonów:
49
(*)  Uważałem  to,  źe  klassycy  nie  mogli  przebaczyć  Litw ino m  
że  się  rw a li  do  polskiej  poezyi; 
ciągle  im   w yrzu cali  ich  pochodzenie 
pińskie  lub  smorgońskie.  Niesłychany  monopol  w   sferze  um ysłow ej! 
Dzieła  Lucyana  Siemieńskiego  Tom  V . 
4
OBOZ  K LA S S Y K O W .


50 
D Z IE Ł A   L U C Y A N A   S IE M IE N S K IE G O .
Humano  capiti  cervicem  pictor  eąuinam
Jungere  si  v e ! it . . .
a  powtarzano  chorem:  H isu m   teneatis  a m id ?
I   śmiano  się  i   dowcipkowano,  nicując  każde  słowo, 
ka żd y  n ie zw ykły  rym ,  każde  silniejsze  wyrażenie,  każde 
nowe  dla  nich  porównanie,  wzięte  z  n a tu ry  i  życia,  a  nie 
z  którego  dawnego  poety,  okradzionego  ju ż   z  m ilion  razy. 
K ie d y   ta k   poważne  wyrocznie  w   rzeczach  gustu  odzyw ały 
się  z  potępieniem,  publiczność,  także  nieobeznana  z  nowoś­
cią,  w ierzyła  na słowo  mistrzom,  i   ztąd  czy  to  w   miejscach 
publicznych,  czy  w   mniejszych  lub  większych  tow arzys­
twach,  czy  nawet  w   k ó łk u   domowem,  wszędzie  w rza ł  bój 
zacięty  starszych  idących  za  powagą  klassyków   uprzyw ile­
jow a n ych ,  z  młodszymi  staw ającym i  w  obronie  rom antyzm u. 
M y liłb y   się,  k to b y   tę  w ojnę  lo ka lizo w a ł  ty lk o   do  stolicy 
i   do  osób  bawiących  się  lite ra tu rą   i  piórem;  nie  było  bo­
wiem  ta k   zapadłego  kąta,  gdzieby  nie  staw ały  przeciw 
sobie  dwa  te  obozy,  gdzieby  obok  argumentów, 
w   ogóle 
i  z jednej,  i   z  drugiej  strony  bardzo  słabych,  nie  ciskano  so­
bie  w  oczy ja k ie m   dowcipnem  słówkiem   Osińskiego roznoszo- 
nem  po  k ra ju ,  lub ja k ą   ciętszą  jeszcze  re p lik ą   rom antyków .
Starzy,  w ychow ani  w  trą d y c y i  epoki’ Stanisławowskiej, 
któ ra   stw orzyła  u  nas  oświatę  nowożytną,  w id z ie li  zamach 
na  świętości  narodowe,  jeżeli  kto  śm iał  uwłaczać  zasługom 
K rasickich,  Trembeckich,  Naruszewiczów  i  nowszych  ja k : 
Dmochowski  tłómacz  Ilia d y ,  Osiński,  Koźmian,  M olski,  W ę ­
żyk,  K ro p iń ski,  F eliński,  któ rych   uważano  ja k o   kontynua­
torów   tego  w ieku  odrodzenia,  tem  bardziej,  g d y  z  tym i 
pisarzami  łączy  się  wspomnienie  Napoleońskie,  uchodzące 
za  rodzaj  liberalnej  oppozycyi.  Przypominam  sobie  nieraz, 
z  ja k ą   litosną  wzgardą  cedzono  przez  zęby,  ja k b y   trudno 
było  przełknąć  nazwiska  rom antyków   obijające  się  po 
pierwszy  raz  o  przez  starszych,  a  przez  zapał  młodzieńczy 
podnoszone  do  wysokości  cudów  świata.  G dy  zaś  dla  po­
parcia  twierdzeń,  przyszło  do  sprezentowania  dokumentu 
romantycznego, b y ła   nim   zw ykle ja k a   ballada  wzięta z  gm in­
nego  podania,  pełna  upiorów   i  duchów,  gm innych  wyrażeń 
i  porównań,  co  wszystko  dawało  pole  wyznawcom  klassy-


cyzmu  do  żartów  i   szydzeń  z  tej  karczemnej,  podkądziel- 
nej,  ja k   ją   nazywano,  poezyi.
—   Jeżeli  to  ma  być  romantycznością  — m ów ił  raz  po­
ważny jeden  obywatel,  radca  w ojew ódzki  i  członek  jakiegoś 
prowincyonalnego Towarzystwa  przyjaciół  nauk,— to  proszę 
zajrzeć  wolnym   czasem  do  mojej  piekarni  i   posłuchać  co 
między  sobą  gwarzą  Bartosze  i   K a śki. 
J a k  pan  Jourdain 
dopiero  na  stare  la ta   dowiedział  się,  że  gadał  prozą,  tak 
widać  i  ja   dowiaduję  się  na  starość,  że  m oja  czeladź  nie- 
ty lk o   kartofle,  ale  i   romantyzm upraw ia.
Na  tym   koncepcie  najczęściej  jeżdżono;  sam  Koźm ian 
nie  pom inął  go  w   wierszu  do  Morawskiego:
Precz  wiec  Grecy  z  Parnasu,  precz  Rzym ian  praw idła!
Nasz  H elikon  za  piecem,  a  muzy  u  bydła.
Młodzież  więc  b yła   celem  szyderczych  pocisków  star­
szyzny;  a  choć  się  odcinała—przedrw iw ając  nawzajem  w ie r­
sze  klassyków   i  pokazując  ich  stronę  czczą  i   deklam acyj- 
ną,—nie  m iała je d n a k ani  dosyć wiadomości,  ani wytrawnego 
zdania,  aby  mogła  rozumnemi  argumentami  przekonać  prze­
ciw ników . 
Zapał  i   uczciwość  —  to  b y ł  cały  je j  arsenał. 
Wreszcie  choćby  się  i   znalazł  b y ł  ta k i,  co  dobrze  rzecz 
zgłębiwszy,  um iał  ściśle  w ykazać  przyczyny  i   dążenia  tej 
rozw ijającej  się  epoki  nowych  wyobrażeń  w   lite ra tu rze — 
to  nie  b y łb y   przekonał  przeciwników,  ta k   samo  nierozumie- 
ją cych   klassyczności,  ja k   ci  nie  rozum ieli  romantyzmu. 
N ajw yb o rn ie j  też  zdefiniował  oba  te  obozy  M ichał  Gra­
bowski,  k tó ry   takie  słowa  w ło ż y ł  w   usta  pana  Kościeszy 
(Literackie  przygody  pana  Kościeszy):
„Interesa  zb liżyły  m ię  z  arystokratyczną  lite ra tu rą  
klassyczną  (w  Warszawie).  'P rzypa dek  zdarzył,  żem  się 
zetknął  z  prozelitami  przemian  w ylęgających  się  w   ostat­
nich  szykach  piśmiennictwa. 
Tam   w   górze  nie  wiedziano 
nic  jeszcze  o  tern,  i  ja   sam  ta k   byłem   zdziwiony,  o d k ry ­
w ając  rom antyków  warszawskich,  ja k   być  m ógł  poganin 
w   Rzymie,  kie d y  się  dowiedział  o  schadzkach  clirześciań- 
skicli  po  katakum bach  i  grobach.  Rzetelne  stosunki  dwóch 
lite ra tu r  względem  siebie  b y ły   te  same  co  tam tych  dwóch
OBÓZ  K LA S S Y K Ó W . 
"  
Y l


Yüklə 11,71 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   12   13   14   15   16   17   18   19   ...   106




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə