Portrety literackie



Yüklə 11,71 Mb.
Pdf görüntüsü
səhifə17/106
tarix01.08.2018
ölçüsü11,71 Mb.
#60023
1   ...   13   14   15   16   17   18   19   20   ...   106

re lig ij.  Pierwsza  b yła   lite ra tu ra   w ie lkich   i   uczonych  świata, 
druga  gminu  i   nieznanej  młodzieży.  Pierwsza  d zieliła  się 
na  dwie,  jedyne  kategorye,  panów'  i   pieczeniarzy; 
drugą 
s k ła d a li  poeci  w   łupince,  tłómacze  romansów  i   redaktoro- 
w ie   pism  wychodzących  ty lk o   w   prospektach.  Żyw iołem  
pierwszego  koła  było  szyderstwo,  pochlebstwo  i   zamniema- 
nie;  drugiego— entuzyazm,  niewiadomość  i  znów  zamnie- 
manie.”
W y b o rn ie !  bo  prawdziwie.
Z  niezmiernie  obfitej  korrespondencyi,  ja k ą   mam  przed 
sobą,  ten  a  nie  in n y   da  się  w yprow adzić  wmiosek.  Powagi 
klassyczne  w ie rz y ły   więcej  w   swoją  powagę  i   nabytą  sła­
wę,  niż  ubiegały  się  o  gruntowne  zbadanie  i   przedstawienie 
te j  kw estyi,  a  że  pojaw iające  się  pisma  rom antyków ,  m ia ­
nowicie  M ickiew icza,  muzę  ich  dyskredytow ały  i   zapędzały 
w   cień,  więc  budziła  się  w   nich  namiętna  zazdrość,  chuda 
w   rozumowanie  i   dowody,  lecz  kąsająca  zajadle.  Hiszpan' 
skie  przysłowie: 
L a   e n n id ia   esia,  fla c a   p o rq u e   m ue rd e  y   no 
came
— dałoby  się  do  nich  w   sam  raz  przystosować.
W   dzisiejszym  czasie  ta kie   stronnictwo  klassyków , 
j a k   było  w tedy,  niezawodnie  założyłoby  zaraz  dziennik,  lub 
k ilk a   dzienników  mających  być  jego  organem;  lecz  przed 
la ty   czterdziestu  mieć  swój  dziennik  było  aktem  nadzw y­
czajnego  w ysilenia  i   odwagi,  a  na  tej  zupełnie  zbywało 
klassycznym   koryfeuszom.  Poprzestawali  w ięc  na  ustnćj 
propagandzie  i   walce,  na  znoszeniach  się  listownych,  na 
w ierszykach  czytywanych  w   poufnem  kole  zgromadzeń  her­
bacianych,  gdzie  się  wzajemnie  admirowano,  i   na  czw artko­
w ych  obiadach  u generała  Wincentego  Krasińskiego,  k tó ry  
ja k o   gospodarz  zachowywał  rolę  neutralną,  i  zapraszał  do 
swego  stołu  ta k  powagi  klassyczne,  ja k   odznaczające  się 
talenta  z  obozu  romantycznego.
N a  tych,  głośnych  w   swoim  czasie  obiadach,  b yw a ł 
zw ykle  Niemcewicz,  Koźmian,  Osiński,  niekiedy  generał 
Franciszek  M orawski,  Brodziński,  Salezy  Dmochowski,  Do­
m in ik   Lisiecki,  W itw ic k i,  Odyniec,  Gaszyński,  i   w ielu  in ­
nych  m łodych  rom antyków,  w   miarę  ja k   k tó ry   dawszy  się 
już  poznać,  p rzyb ył  do  stolicy.  Wszakże  głów ny  zastęp 
współbiesiadników  generała  składał się  z  falangi  klassyków,
5sT 
~   D Z IE Ł A   L U C Y A K A   SIEMIEŃSKEEGO.


któ rych   łączyła  z  nim  dawna  znajomość  lub  przyjaźń,  nie­
mniej  odpowiednie  w   świecie  towarzyskim   lub  urzędowym 
stanowisko.  D la  uciechy  tych  nowoczesnych  Rzymian,  lu ­
biących  facecyami  zaprawiać  poobiednie  godziny  traw ienia, 
znachodziła  się  regularnie  na  każdym  obiedzie  komiczna 
figura  parazyta  i  wierszoklety, 
Ja xy  M arcinkowskiego. 
Można  o  nim   powiedzieć,  że  to  b y ła   żywa  parodya  pseudo- 
klassycznej  lite ra tu ry;  o  ile   koryfeusze  powagi  ubiegali  się
0  poprawność,  jasność,  harmonię  stylu  i   wierszów,  o  tyle 
on  pisał  liche  wiersze  i  zaw iązyw ał  je   ta k   ła tw o   rym am i 
ja k   „kozom  ogony.”   Z tąd  pole  do  niewyczerpanych  żartów
1  drw in,  tern  uporczywszych  i  zjadliwszych,  że  Jaxa  , nie 
grzeszył  potulną  skromnością,  owszem  odcinając  się  biorą­
cym  go  na  fundusz,  często  w yrzucał,  że  on  sam  więcej  na­
pisał  ju ż   i   w ydrukow ał,  niż  oni  wszyscy  razem  w zięci 
przez  całe  życie.  G dy  po  k ilk u   leci ech  w yczerpały  się  żar­
ty   z  tej  ofiary  rym oklectw a,  któ re j  dano  chleb  ła ska w y, 
robiąc  inspektorem  szkoły  w ojewódzkiej  w   Płocku,  p rz y ­
szła  ko le j  na  rom antyków.  Gospodarz  uczonych  obiadów, 
w ie rn y  zasadzie  neutralności,  zapraszał  reprezentantów  obu 
szkół  i  zw ykle  podjudzał  jednych  przeciw  drugim ,  z  czego 
wszczynały  się  z  początku  żwawe  dysputy  przeplatające 
każdą  potrawę,  a  na  w ety  w yw ią zyw a ła   się  zajadła  k łó t­
nia  ubliżająca  nieraz  dostojeństwu  i   powadze  tego  lub  in ­
nego  klassyka,  k tó ry   sobie  poprzysięgał  więcej  nogą  nie 
wstąpić  w   dom  generała.
Zdarzało  się  często,  iż  w   samym  głów nym   sztabie 
klassyków  zakradała  się  taka  niezgoda,  ja k   m iędzy  grec­
kie  wodze  w   obozie  pod  T ro ją .  W   wyobrażeniach  ich 
i  skłonnościach  b y ły   liczne  cieniowania.  Jeżeli  K ajetan  Koź- 
mian  i  Osiński  stali  na  czelą  w yp ra w y,  ja k   Agamemnon 
i  Menelaus,  niewzruszeni  i   poważni,  ja k   wyrocznia  grornią- 
cy, 
to  Franciszek  M orawski,  najzdolniejszy  i   najpochop- 
niejszy  z  nich  do  pióra,  najśmielszy  i   najw ięcej  m ający 
poetycznych  instynktów ,  m iewał  swoje  hum ory  ja k   A c h il­
les,  i   często  dla romantycznej  Bryzeidy pałał  nieudaną  m iłoś­
cią. 
B y łb y   może  nawet  przeszedł  do  przeciwnego* obozu 
ale  osobiste  stosunki  łą czyły  go  z  głów nym i  wodzami’ 
którzy  ze  swojej  strony  um ieli  go  trzym ać  zaklęciem  w   im ię


dobrego  gustu,  a  przyw iązyw ała  nawycżka  do  m aniery 
francuzkiej,  któ re j  zawdzięczał  pierwsze  swoje  powodzenie 
na  polu  literackiem .
Korrespondencye,  z  któ rych   zamierzyłem  podać  w y ­
cią g i,  najlepiej  te  stosunki  w yjaśnią,  a  zarazem  dadzą  m ia­
rę   o  stanie  wyobrażeń  lite ra ckich   znamionujących  ten  okres 
najgorętszej  w a lk i  między  klassykam i  a  rom antykam i.
Generał  M oraw ski  z  brygadą  swoją  piechoty  stał 
wtenczas  to  w   L u b lin ie ,  to  w   Radomiu,  ty lk o   podczas  obo­
zowania  pod  Powązkam i  przebyw ał  częściej  w   Warszawie. 
K ajetan  Koźmian,  radca  stanu,  stale  zamieszkiwał  stolicę, 
a  będąc  w   to ku   literackiego  ruchu,  donosił  o  nim   M oraw ­
skiemu,  i   nawzajem  od  niego  odbierał  spostrzeżenia  i  uwagi. 
Czasami  Koźmiana  w yręczał  syn  jego  A ndrzej,  młodzieniec 
oddający  się  literaturze,  bardzo  en  vogue  w   salonach  sto­
lic y ,  a  przytem  styka ją cy  się  z  młodzieżą  akadem icką 
i   romantycznemi  kółkam i.  M oraw ski  pełny  dowcipu  um iał 
ożywiać  swoje  lis ty   wybornem i  często  konceptami  i  w ie r­
szykami  —   biegały  też  z  rą k   do  rą k   po  całej  W arszawie, 
a  w yryw ane  z  nich  zdania,  lub  trafne  słówka,  służyły  nie­
raz  stronom  w ojującym   za  oręż,  ja k im   się  wzajemnie  tra ­
piono.  W   ogóle  m iał  on  najw ięcej  poczucia  poetyckiego, 
i   za  ukazaniem  się  pierwszych  dwóch  tom ików   M ickie w i­
cza  uległ  wrażeniu,  lubo  broni  się  od  niego,  k ry ty k u ją c  
w yrażenia  i  niejasność.  Zobaczmy,  co  z  tego  powodu 
pisze  do  K ajetana  Koźmiana.
13  S ie rp n ia   1824  r .  z  L u b lin a :  „Przeczytałem  ju ż  
ze  trz y   księgi,  m iędzy  innem i  M ickiewicza.  Niezaprzeczo­
n y   ma  talent,  ale  kto  chce  now y  rodzaj  w prow adzić,  trze­
ba  go  okazać  w   całej  doskonałości,  inaczej  odrazi.  B a lla d y 
je g o   mimo  wad  języka,  są  przyjem niejszym   tworem;  G ry - 
zelda  (nawet  ty tu ł  G ra żyn y  przekręcił)  nudna,  a  D z ia d y  
ta k   w   swoich  wyobrażeniach  subtelne,  niedociekłe,  iż  ciąg­
le  dorozumiewając  się,  niczego  nakoniec  nie  rozumiałem. 
Czyż  to  ta k   bardzo  trudno  pisać  naturalnie  i   jasno?
„Z   rozkoszą  M ickiewicza  piękne  p łody  słyszę,
Lecz w  swoich  chmurnych D ziadach ta k   mi  ciemno  pisze,
54 
"   ' "  
DZIK
I.A   LTJCYANA  S IE K IE R S K IE G O .


Yüklə 11,71 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   13   14   15   16   17   18   19   20   ...   106




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə