Portrety literackie



Yüklə 11,71 Mb.
Pdf görüntüsü
səhifə25/106
tarix01.08.2018
ölçüsü11,71 Mb.
#60023
1   ...   21   22   23   24   25   26   27   28   ...   106

kim bądź;  to  je st  moje  przekonanie.  Po  dawniejszych  pisa­
rzach,  Osińskiego  ty lk o   i   ciebie,  a  po  was  Brodzińskiego 
uznaję  za  dobrych  pisarzów,  boście  się  n ig d y   bredniam i 
nie  zdradzili;  tyś  więcej  robił,  Osiński  m niej,  ale  równie 
dobrze,  a  ty   sam  nawet  nie  nadałbyś  b y ł  ty le   piękności 
i  poprawności  tw o je j  Androm asze,  g d yb y  b y ł  Osiński  tłó- 
maczeniami  swemi  nie  pokazał  wzoru.  Pogódź  się  więc 
z  Osińskim,  przyw ieź  swoją  Androm akę  i  pozwól  j ą   grać 
przez  miłość  s ła w y   narodowej.  Jeżeli  to  uczynisz,  p rz y ­
rzekam  ci,  że  ani  ja,  ani  Osiński  słowa  nie  pow iem y  prze­
ciw   rom antykom ,  prócz  tej  ra d y:  Piszcie  ja k   M oraw ski!” 
N iem ałej  w idać  doznał  pociechy  Koźmian,  g d y  Mo­
ra w s k i  znudzony  lic h y m i  naśladowcami  M ickiewicza,  palnął 
im   dowcipną  bajeczkę  umieszczoną  w   gazecie,  lecz  bezi­
miennie.  Pisze  też  z  tego  powodu:
„Choćbyś  m i  się  nie  wiem  ja k   zapierał,  żeś  nie  ty   p i­
sał  bajkę:  K ogutek  i   Gąsięta, umieszczoną  we  wczorajszej 
gazecie,  nie  wierze;  pozdradzałeś  się  i  w ybornem i  koncep­
tam i, i   dobremi  wierszami,  i   nader  szczęśliwemi  w yrażenia­
mi,  zgoła  cechą  tw ojem u  pióru  w łaściw ą:  L u b a   niepew­
ność,  czy  się  sam  rozum ie? 
W iw a t  kogut  o ry q in a ł!  To 
to  było  k u k u ry k u ,  w łaśnie  d la   g ą sią t  sticorzone!  Wszyscy 
pow iadają,  że  mogło  to  w yjść  ty lk o   z  pod  M oraw skie­
go  pióra.  Zabiłeś  na  w ie k i  M ickiew icza;  odtąd  n ik t  nie 
chce  być  gąsięciem. 
B rodziński  i  D m ochowski  w a lczyli 
orężem,  a  ty   maczugą  Herkulesa,  tą  bajką.  Zmazałeś  w i­
nę,  żeś  niezrozumiany  od  kobiet  w   zdaniu,  które  masz  o  So­
netach,  poprzewracałeś  im   głow y. 
P ó ki  masz  czarne  p u k ­
le  na  głow ie,  s iły   Herkulesa,  głos  Stentora,  niebezpieczne 
są  tw oje  ża rty  z  kobietam i;  ja k   się  doczekasz  siw ych  ja k  
ja   włosów,  wTolno  ci  będzie  figle  z  klassykam i  w yrabiać, 
a  nie  będą  im   szkodziły  przy  toaletach.”
A la rm u ją c y   lis t  K a j.  Koźmiana  znajduję  pod  datą  13 
lutego  1828  r.:
„W iesz  też,  że  Dm ochowski  najohydniej  nas  zdradził! 
Pow stali  przeciw ko  nam  rom antycy.  Gazeta  Polska  umieś­
c iła   m oją  strofkę  u ryw kie m   z  Ody  na  P o kó j:  „J a k   A ra b y 
skwarem   spiekłe,”  dowodząc,  źe  g łu p ia   i  źle  naśladowa­
na  z  o ryg in a łu ,  cytując  Mostowskiego  tłómaczenie,  ja k o
7 6 ^  
D Z IE Ł A   L U C Y A N A   S IE M IE Ń S K IE G O . 
"


OBÓZ  K LA S S Y K Ó W . 
77
je d yn ie   godne  oryginału.  Sam  Mostowski  u ją ł  się  za m oim  
wierszem:  „W rą   pod  ic li  nogami  p iaski  —   słońce  im   s il­
niej  dopieka.” 
Lecz  mniejsza  o  to. 
Żaba,  c z y li  C hw ila 
s p o c z y n k u * ) ,  
napisał,  że  m iała  wychodzić F lo ra ,  lecz  zmar­
zła.  T a k  to  źle  grozić  się,  a  nic  nie  robić;  gorzej  g łu p ­
ców  do  konfidencyi  przypuszczać.  Czekamy  ciebie,  żeby 
coś  uradzić,  bo  n ig d y  głupszym i,  n ig d y  zuchwalszymi  nie 
b y li  lite ra ci  i   Krzemieńczanie  niż  teraz. 
Od  twego  w y ­
jazdu  nic  nowego  nie  zaszło,  prócz że  ze  składu  Tow .  P rz y j. 
N auk.  skonfiskowano 
dzieła  Staszica. 
Niemcewicz  tern 
zgryziony,  lecz  przeszkodzić  trudno  było,  skoro  w   naszem 
łonie  mamy  Benonów;  ła tw o   zgadniesz,  k to   jest  na  ich 
czele. 
Jak  żyć,  z  k im   żyć,  kom u  ufać?  Bóg  ty lk o   w ie .” 
Czemże  z a w in ił  Dm ochowski  klassykom ,  że  go  ta k   po­
tępili? 
Zdaje  się,  o  ile   mogłem  dojść  z  różnych  natrąceń, 
źe  pozazdrościł  Morawskiemu  jego  tłómaczenia  A n d ro m a - 
chy,  które  Osiński  m ając  w ystaw ić  w   teatrze,  czytyw ał 
na  różnych  zebraniach,  i  zbierał  dla  tłómacza  glosy  po­
chwalne,  uwłaczające  tern  samem  tłómaczeniu  tej  samej 
tra g e d yi  przez  Dmochowskiego.  N a  reprezentacyi  w ięc  tej 
sztuki,  ja k   pisze  Andrzej  Koźmian:
„D m ochow ski  ciągle  hałasował,  śm iał  się,  k r y ty k o ­
w ał,  ażeby  psuć  effekt.  Co  zaś do epigram m atóiy  jego,  te  są 
pełne  żółci  i  ja d u ;  gdy  je d n a k  chce generał,  przesyłam  ten, 
k tó ry   m ię  doszedł:
W ie lc y   pisarze  dzielą  m iędzy  siebie  prace:
Znać  io  B ze ka ch (**)  M orawskiego,  Jaxę  w   Androm ace.
„Dm ochowski  codzień  b yw a   teraz  tam,  gdzie  m y  nie 
byw am y;  i l   est  nomme  l ’historiographe  de  la   rnaisonC
(*)  Pisemko  peryodyezne  pod  tytu łe m :  Chwila  spoczynku, wyda­
w a ł  Zaba.  Najwięcej  do  redakcyi  tego  pisma  należało  ze  szkoły  pod­
chorążych.
( * * )  M arcinkow ski napisał  poemat  JRze.ki,  do  którego  M oraw ski 
dodawał  konceptów,  w ystaw iających  go  na  śmieszność.  Epigram   Dmo­
chowskiego,  więcej  z ło śliw y  niż  spraw iedliw y,  odsłaniał  je dn ak  tę  stro­
nę  w   obozie  klassyków,  że  jeden  drugiemu  pomagał  w   robocie  gładze­
nia  i   rymowania.


Dm ochowski,  póki  trzym a ł  się  klassyków,  póty  b y ł 
w   łaskach.  K a je ta n   Koźm ian  ta k   się  w  .dawniejszym   liście
0  nim  w y ra z ił:  „T e n   chłopiec  ma  talenta,  lecz  jeszcze  nie 
ma  sądu.  Do  naszego  projektu  łączy  się  i   chce  pomagać 
piórem  i  drukiem . 
W itw ickie g o   balladę  przecięż  w y ć w i­
czył  w   swojej  gazecie.  Wszyscy  w   tern  piśmie  figurujem y, 
lecz  niewszyscy  stosownie.”
Nadchodził  moment,  w   którym   now y  w ypadek  m iał 
sprawić  ogromne' zamieszanie  w   świecie  literackim .  W szyst­
k ie   te  niespodzianki  zw ykle  spraw iał  M ickiewicz.  Natchnie­
nie  jego  zdawało  się  coraz  potężnieć  w   mrozie  podbiegu­
nowym,  fantazya  okradać  z  blasków  i  barw   zorzę  boreal- 
ną,  bo  każde  zjaw ienie  się  utw oru  jego  w   W arszawie  sza­
lony  entuzyazm  budziło  w   młodzieży,  co  widząc  poważni 
klassycy,  zachodzili  w   głowę,  i   nie  mogąc  sobie  w ytłóm a- 
czyć  czarodziejstwa  poezyi,  przypuszczali  ju ż ,  źe  to  ja ka ś 
s k ry ta   kabała  lub  spisek. 
Osiński  sam  się  z  tem  w   koń­
cu  odezwał:  „Poniew aż  ci  młodzi  gadają  innym   językiem
1  czegoś  chcą,  czego  m y  nie  rozumiemy,  musi  to  więc  być 
rodzaj  massonii  m iędzy  n im i.”
W a lle n ro d  wyszedł  ju ż   b y ł  w   Petersburgu,  lecz  do 
W arszaw y  jeszcze  się  nie  dostał;  tymczasem  lis t  pisany 
z  Petersburga  donosił,  źe  M ickiew icz  całą  tragedyę  im pro­
w izo w a ł  na  pewnym   wieczorze. 
Andrzej  Koźm ian  pod 
datą  1-go  marca  1828  r.  ta k   o  tem  donosi  Morawskiemu:
„ W   zeszły  czwartek  b yliśm y  na  obiedzie  literackim  
u  generała  Krasińskiego. 
Cóż  to  codzień  nowych  poetów 
przybyw a! 
W szak  to  i   poczciwy  nasz  antykw aryusz  Le­
lew el  miesza  się  do  poezyi  i   do  dobrego  smaku,  on, k tó ry , 
ja k   Osiński  powiada,  nawet  chustki  nie  umie  sobie  dobrze 
zawiązać.  Obiad  ca ły  szedł  dobrze,  ale  po  obiedzie  w padł 
Lelew el  z  listem  z  Petersburga,  pisanym   o  M ickiew iczu, 
w   k tó ry m   mu  donoszono,  że  ten  geniusz  cale  tragedye  ju ż  
im prow izuje,  źe  w   tej  ch w ili  je s t  ja k b y   duchem  bożym 
natchniony,  że  g d y  im prow izow ał  coś  o  L w ie   Sapieże,  te­
raźniejszy  Leon  Sapieha  zemdlał,  a  Ł ę s k i  i  Jelski  ledwie 
nie  zemdleli.  Ja  myślę,  że  chyba  ich  nudzić  zaczęło.  D o­
d a ją   w   tym   liście,  że  r y ją   ju ż   popiersie  z  białego  m arm u­
ru   autorowi  Sonetów,  i   nakoniec,  źe  niech  ta  jędza  zazdro­
78 
D Z IE Ł A   L U C Y A N A   S IE H IE Ń S K IE G O .


Yüklə 11,71 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   21   22   23   24   25   26   27   28   ...   106




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə