Portrety literackie



Yüklə 11,71 Mb.
Pdf görüntüsü
səhifə33/106
tarix01.08.2018
ölçüsü11,71 Mb.
#60023
1   ...   29   30   31   32   33   34   35   36   ...   106

ta tę   po  twarzach  uczniów,  lecz  Mochnacki  stał  zachmurzo­
ny,  i  pewnie  napisze  ja k iś   sarkazm  na  lite ra tu rę   klassycz- 
ną,  a  ta k   j a   padnę  ofiarą  za  towarzystwo,  źe  chociaż  nie 
w  gronie  swojem  rom antyków ,  przecież  wypuszczą  ich  ex 
n w u ,  a  nas  w ystaw ią  na  pociski.  Musiałeś  czytać  w   nu­
merach  Gazety  P o ls k ie j  satyrę  na  Towarzystwo,  do  któ re j 
należał  Lelewel,  mszcząc  się  za  M ickiewicza.  W   drugim  
zaraz  numerze  b y ł  umieszczony  a rty k u ł  W itw ickie g o ,  pod 
imieniem  Prawdzica,  w   k tó ry m   Horacyusza  z  błotem  zmie­
szał,  a  w ylicza ją c  poetów  nowoczesnych,  k tó rz y   zasłużyli 
być  wzorem,  ty lk o   Niemcewicza,  Woronicza,  F redrów   i  B ro­
dzińskiego  uznał  być  godnym i  stanąć  obok  M ickiewicza, 
Odyńca  i   Korzeniowskiego. 
Ciebie  więc  ju ż   w yp ych a ją   do 
nas  skazanych  na  wieczną  proskrypcyę... 
G dybyś  tego 
szczerą  czuł  potrzebę,  tobyś  puścił  swoich  rom antyków , 
lecz  się  wszyscy  boicie  M ickiewicza,  a  nas  w ypychacie...” 
N ie  wiem,  czy  ta  uwaga  w   duchu  powiedziana  sobie, 
że  na  cóż  się  zda  ciągle  narzekać 
1
  ła ja ć  na  pism aków, 
a  samemu  nic  nie  produkować?  czy  naciskania  M oraw skie­
go  to  spraw iły?  —  dość,  że  Koźm ian  rączo  się  zabrał  do 
skończenia  Ziem iaństw a. 
O  postępie  i  doprowadzeniu  do 
końca  swej  pracy  ta k   donosi  M orawskiemu,  zdając  w   róż­
nych  czasach  sprawę  z  tego  co  ro b ił:
„Ż ó łw im   kro kie m   postępuje  moje  bydło  rogate;  nie 
iriem ,  czy  zastaniesz  60  wierszy,  gdyż  się  muszę  ściskać, 
a  k ró tk ie   pisanie  więcej  kosztuje  pracy  niż  długie.”
„   . . .  Posyłam  ci  z  ko le i  epizod:  Spotkanie  się ^rycerza 
z  rolnikiem ,  k tó ry   kończy  pieśń  czwartą  i   ostatnią. 
Teraz 
ju ż   w yciągam   treść  do  każdej  pieśni,  a  za  miesiąc  siądę 
do  popraw y  i   ostatniego  strugania  wierszy.  Trzeba,  ażeby 
się  odleżały  i   wTyszły  z  pamięci,  aby  potem  błędy  ła tw ie j 
spostrzedz;  i   w   tych,  które  ci  posyłam,  są,  lecz  przy  po­
moc}'  bożej  znikną.  Bardzo  m i  się  dobrze  skle ił  początek 
pierwszej  pieśni  ze  wspomnieniem  o  Staszicu,  k ilk u   nowe- 
m i  wierszami.  Z a le ty  ziemi  polskiej  idą  na  miejsce  balu 
m iejskiego,  któregoby  niemożna  b y ło   drukować.  . , .
„   . .   .  Ziem iaństw o  moje  zbliża  się  do  końca;  g dyby 
ta k   b yła   w olna  m yśl,  ja k   je s t  chęć,  ju ż b y   się  b yło   skoń­
czyło.  Będzie  to  ostatni  śpiew  na  grobie klassyczności, ja k

OBÓZ  KLASSYKÓW. 
"   " ............   ' ' 9 9


nazywają.  Bierze,  bierze  górę  szal  wszelkiego  rodzaju.  Nie 
masz  na  niego  podobnych  biczów,  ja k   we  F rancyi.  M ickie ­
wicz  w s ła w ił  się  Herostratesa  czynem... 
Mówiono  mi,  że 
Niemcewicz  w   zagajeniu  swojem  (Tow .  Prz.  N.)  ma  w y n u ­
rzyć  zdanie  swoje,  czy  też  zdanie  Tow arzystw a  względem 
romantyzmu, aby  pogodzić  bazgraczów  gazetowych,  lecz je ­
żeli  prawda,  źe  nazyw ając  M ickiew icza  geniuszem,  ma  po­
wiedzieć,  że  Racine  nieprzydatn y  jest  naszemu  w iekow i 
i   smakowi,  ubolewałbym ,  aby  w   jednym   praw ie  czasie, 
w   któ ry m   na  scenie  p a ryzkie j  odezwał  się  głos:  a  bas  E a - 
cine!  od  zgromadzonego  gm inu,  ten  sam  dał  się  słyszeć 
w  sali Tow arzystw a  P rzyjaciół  N a u k .”
Ostatnia  w zm ianka  o  Ziem iaństioie  ta k   brzmi:
„Pędzę  do  końca.  Już  mam  ty lk o   trzydzieści  w ie r­
szy  obrobić,  któ re   spoją  epizod  ro ln ik a   z  rycerzem,  i  ju ż  
koniec!  Powinszuj  mi,  źe  m i  ju ż   z  g ło w y  spadł  kamień, 
i  że  ju ż   rym ować  nie  będę.  Nie  uwierzysz>  ja k a   je s t  p rz y ­
jemność  kończyć  rzecz  ta k   dawno  zaczętą. 
Teraz  myśleć 
trzeba  o  poprawieniu,  przepisaniu,  kopersztychack  i  w yda­
niu.  W iersz  o  tobie  i   o  Osińskim  może  nie  są  ta k   dobre, 
ja k ic h   jesteście  godni,  lecz  zdaje  m i  się,  że  was  dobrze 
charakteryzują. 
Ogół  dopiero  da  sądzić  o  rzeczy.”
Otoź  i   Ziem iaństico  stanęło  u  końca! 
A u to r  dw a­
dzieścia  la t  pisał  to  poema,  które  lubo  wszystko  przecho­
dzi,  czego  można  żądać  od  poprawności  stylu,  harm onijnej 
szykowności  dobranych  w yrazów,  jednakow oż  dla  braku 
ciepła  i   k o lo ry tu   nie  mogło  sprawić  spodziewanego  wraże­
nia,  ani  też  przyćm ić  płodów   M ickiewicza,  które  ca ły  na­
ród  pochw ycił  i   umieścił  zaraz  przy  sercu.  Ł u d z ili  się  więc 
klassycy  mniemając,  że  z  ukazaniem  się  Z iem iaństw a   za­
trzym a ją   prąd  now ych  wyobrażeń  lite ra ckich . 
M ateryał, 
k tó ry m   posługiw a li  się  ci  pisarze  ta k   zwanej  klassycznej 
szkoły,  b y ł  ju ż   nie  do  użycia,  j a k   spróchniałe  drzewo. 
Oddalonym  od  owych  czasów,  trudno  nam  dzisiaj  pojąć, 
ja k im   sposobem  nie  o tw o rzyły  się  im   oczy  na  ich  własną 
niejnoc  i   na  nowe  ż yw io ły,  dające  młodość  i   życie  poezyi? 
czemu  oni,  któ rzy  ta k   lu b ili  pokonyw ać  trudności,  w o le li 
zostać  przy  swoich  konwencyoualnych  p raw idłach  i   konwen-
100 
D Z IE Ł A   L U C Y A N A   S IE M IE Ń S K IE G O .


cyonalnym   stylu,  niż  kusić  się  o  to,  żeby  mieć  swój  włas- 
ny  styl,  a  m ateryał  brać  z  pierwszej  rę k i,  nie  czekając, 
czy  go  użyć  pozwoli  Horacy,  W ir g ili  lub  Racine?  Z ie m ia ń ­
stwo  więc  pozostało  w   tece,  znane  z  niektórych  w y ją tk ó w  
publiczności  warszaw skiej.  Niebawem  też  nadszedł ro k   1830 
i   okoliczności  niesprzyjające  tej  publika cyi.  Dopiero  póź­
n ie j^ )   w y d ru k o w a ł je   E dw a rd   R aczyński  swoim  nakładem, 
także  pojąc  się  m iłą   nadzieją  nadania  innego  zw rotu  p iś­
miennictwu;  lecz  u tw ó r  ten  wzbudził  mniej  niż  się  spodzie­
wano  rozgłosu.  N ie  b yła   to  pora  entuzyazmowania  się 
dźwięcznym  wierszem,  goniącym   więcej  za  poezya  słowa 
mż  za  poezya  m yśli,  ani  m alow idłam i  szumnej  manie­
r y   Lebrujńa,  silącej  sie  nadawać  cechę majestatycznej  w ie l­
kości  przedmiotom  ju ż   obrobionym,  a  zawsze  z  je d n e j  stro­
fy -  
Z ja w ił  się  malarz,  k tó ry   trzym ając  na  kolanach  k a ­
w ałek  płótna,  usiadł  przed  Z ie m ią   naszą  i   rzu cił je j  szkic, 
chw ytając  najcharakterystyczniejsze  rysy,  ukolorowane  poe- 
zy ą   natychmiastowego,  bezpośredniego  uczucia...  Eobota  na­
gła,  im prowizowana  —   wykończenia  żadnego,  a  o  cechy 
stylu  ja k ie g o   znamienitego  mistrza  ani  p y ta j. 
Czemuż 
do  tego  szkicu  p a lili  się  znawcy  i   nieznawcy?  Czemu  na 
w id o k  olbrzymiego  ka rto n u   Koźm iana  pozostali  zimni?
Tajem nica  poezyi.
F e ra ln y  to  b y ł  ten  ro k   1829  dla  naszych  klassyków. 
Upokarzająca  przedmowa  M ickiew icza  i  M elitele  bratająca 
dwa  przeciwne  obozy,  a  co  najgorsza,  pewna  nietaktow - 
ność  w   opiniach  tych,  których  uważano  za  swoich,  wszyst­
ko  to  zapowiadało  b liz k i  upadek  dotychczasowych  powag. 
Tow arzystw o  P rz y ja c ió ł  N auk,  mające  się  w   pewnym  wzglę­
dzie  za  francuzką  akademię  czterdziestu,  zaczęło  ju ż   poka- 
zywać  zatrważające  symptomata. 
Koźm ian  donosi  o  tem
Morawskiemu:
„Czegom  się  trochę  lękał,  tegom  doczekał,  że  T o ­
warzystwo  spokojne  i   poważne  pod  A lbertrandim   i   Sta­
szicem,  pod  nieoszacowanym,  poczciwym,  zabawnym,  lecz
OBÓZ  K LA S S Y K Ó W . 
'  
101
(*)  W e  W ro c ła w iu   1839  r.


Yüklə 11,71 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   29   30   31   32   33   34   35   36   ...   106




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə