Portrety literackie



Yüklə 11,71 Mb.
Pdf görüntüsü
səhifə35/106
tarix01.08.2018
ölçüsü11,71 Mb.
#60023
1   ...   31   32   33   34   35   36   37   38   ...   106

OBÓZ  KLA S S Y K Ó W . 
105
tąd  rzadko  ty lk o   spotyka  się  gw ałtow niejszy  w ybuch  gnie­
wu i przeciw  rom antykom ,  chyba  że  z  obozu  ich  ja k i  now y 
płód  w ystrze lił  i  żółć  klassyczną  poruszył.
Ukazanie  się  Zam ku  K aniow skiego,  tej  silnej,  męz- 
k ie j  poezyi  w yrw anej  z  duszy  rozszalałego  liajdam actw a, 
w yw o ła ło   indygnacyę  Morawskiego,  k tó ry   ta k   o  tem  w   l i ­
ście  donosi:
„C a ły   tydzień  na  m oją z w ykłą   chorobę  leżałem  w   łóż­
ku,  i   wiesz  com  robił? 
Oto  d ru g i  raz  czytałem  Zamek 
K a n io w s k i! Szczęściem,  że  m ię  nie  dobił! 
P rz e z  
ja k ie ż   kon- 
wulsye  przechodzić  trzeba!  W szystkie  razem  budzi  uczucia: 
śmiech,  gniew,  oburzenie,  a  najw ięcej  litość. 
Ale  co  mię 
najbardziej  zasmuca,  to  ta  mowa  polska,  k tó ra  ju ż   do  tego 
stopnia  upada,  że  podobne  dzieła  n ie tylko   głoszone  dru­
kiem ,  lecz  i   czytane  byw ają.  Jakże  krótkiego  czasu  było 
potrzeba  do  ta k   sprośnego  je j  oszkaradzenia!
„Gdzież  je j  piękność,  gdzie  wzniosłość,  gdzie  czystosc  bez
[skazy?
Gdzież  te  mezkie,  malowne  i  wdzięczne  w yrazy,
Czułe,  ja k   miłość  m atki,  ja k   praw da  niemylne,
Brzmiące  ja k   szczęk  oręża,  ja k   cios  śm ierci  silne?
Ach  w krótce  pono,  wkrótce,  przed  szałem  ślepoty 
Runie  ten  Zygm untow skich  w ieków   posąg  złoty,
I   pychą  nowych  G lińskich  obalony  zdradnie,
W   bezdenną  barbarzyństwa  znowu  otchłań  padnie.
Polsko!  ja kże   się  kiedyś  plączące  po  tobie 
Nasze  w n u k i  na  tw oim   zrozumieją  grobie?11
M oraw ski  przeląkł  się  prowineyonalizmów  wprowadzo­
nych  do  m owy  pisanej.  Nie  pojm ow ał  on,  że  bogactwo 
ję z y k a   ogromnie  na  tem  zyska;  ale  przeczucie  ostrzegało 
go,  że  po  za  tem  coś  innego  się  u kryw a ,  co  przeprowa­
dzone  przez  wszystkie  inne  konsekweneye  mogłoby  podko­
pać  idealną  jedność  całości...
T e  mgliste,  przeczuciowe  in styn ktu   zachowawczości, 
k ie ro w a ły   całą  szkołą  klassyków;  ztąd  taka  nienawiść  do 
nowatorów  romantycznych,  takie  uparte  odmawianie  im


106' 
"  
D Z IE Ł A   L U C Y A N A   S IE M IE Ń S K IE G O .
wszelkich  darów  pisarskich, 
taka  ślepota  na  uderzające 
piękności  w   ich  utworach. 
Na  nieszczęście  nie  um ieli  oni 
ani  m ogli  p o z y c ji  sw ojej  obronić  w   obec  zentuzyazmowa- 
nego  ogółu  młodych,  żyw ie j  czujących,  m niej  rozum ują­
cych  umysłów,  i   w   obec  zwycięztw,  ja k ie   codzień  odnosiła 
nowa  poezya  i  nowe  wyobrażenia  w   literaturze.  N ie  mając 
tedy  w   tym   kie ru n ku   żadnego  punktu  oparcia,  prócz  swo­
je j  powagi  i  powag,  k tó rym   hołdow ali  tra d ycyjn ie ,  m usieli 
uledz  p rądow i,  k tó ry   n ie ty lk o   ich  reg u ły pisarskie,  ale  i  po­
lity c z n y   porządek  rozsadził.
Konserwatyści  pełni  patryotyzm u  i  doświadczenia,  lę ­
k a li  się  o  stratę  n a b ytkó w   osiągniętych  przez  rzadki  zbieg 
okoliczności,  nabytków   zostających  na  łasce  mocniejszego; 
przeczuwali,  że  się  coś  innego  świeci  po  za  tym   sztanda­
rem  ballad  i   wierszowanych  powieści.  Osiński,  choć  głowa 
ta k   le kka ,  a  pewnego  razu  odezwał  się  w   gronie  zaufa­
nych  p rzyjaciół:  „ K ie d y   widzę,  że  dziś  zwłaszcza  młodzież 
w ie lb i  i  podziw ia  to,  czego  my  zrozumieć  nie  możemy, 
wpadam  na  myśl,  że  ta  ich  poezya,  ta  ich  mowa,  je st 
ja k b y   umówionym,  tajem nym   między  nim i  językiem ,  nie­
przystępne  dla  nas  znaczenie  k ry ją c y m .” 
Na  te  słowa 
wszyscy  zam yślili  się  i  za m ilk li, ty lk o   Niemcewicz  odezwał 
się:  „C hoćby  ta  uwaga  spraw iedliw ą  być  m iała,  nie  trzeba 
je j  pow tarzać.“
Przytoczony  ten  fa k t  w   jednem  z  późniejszych  pism 
A ndrzeja  Koźmiana,  dowodzi,  że  przewidywano  na  co  się 
zanosi  —   a  je d n a k   dziw nym   sposobem  nie  umiano  niczem 
zażegnać  grożącego  niebezpieczeństwa,  ani  w pływ em   dalej 
widzącego  patryotyzm u,  ani  przewagą  w ytraw nych  zdań  l i ­
terackich,  Komeraże  stołeczne,  k ilk a   satyr  i  ucinków,  a  na- 
koniee  łis ty   potrącające  o  kwestye  bieżące,  które  posłużyły 
do  złożenia  powyższego  rysu,  oto  wszystko,  na  co  się  w y ­
s iliły   ówczesne  pow agi  kłassycznego  obozu.  Przyznając 
sobie  nieomylność  i   zarozumiałą  wyższość  tam,  gdzie  je j 
nie  m ie li  —  musieli  przyjąć  rolę  stronnictwa  i  w y trz y m y ­
wać  szturmy  literackie,  podkopujące jednocześnie  ich  autor­
ską  i   obyw atelską  powagę.


Oda  do  M łodości  dotrzym ała  swego  programu,  k tó re ­
mu  nie  mógł  przeszkodzić  L is t  do  Pizonów,  ta k  samo, ja k ­
by  kto   dla  zasłonienia  się  cd  trą b y   powietrznej staw iał  pa- 
ra w a n iki  z  cbińskiem i  ka ryka tu ra m i.
T ych  k ilk a   ostatnich  uwag  sądzę  być  potrzebnemi  dla 
osłabienia  śmieszności,  ja k a b y   mogła  padać  na  warszaw­
skich  klassyków   za  ich  gniewy,  szyderstwa,  w zgardliw e 
zdania  wymierzane  przeciw  rom antykom . 
T y m   ostatnim 
nic  a  nic  nie  przeszkodziły  one wznieść się  do  tego  szczytu, 
na  którym   znalazła  ich  dzisiejsza  potomność.  M ickiew icz, 
Mochnacki,  W itw ic k i,  Goszczyński,  Odyniec  doszli,  dokąd 
doprowadzić  m ia ł  geniusz  lub  talent, 
a  i  sami  koryfeusze 
klassycznego obozu  przejrzawszy  później,  abdykow a li  z  w ielu 
swoich  uprzedzeń  i   nienawiści,  a  co  lepsza  i   z  przestaiza- 
łych   te o ryj. 
K ajetan  Koźm ian  w   młodszych  latach,  kie d y 
m ia ł  oczy  wlepione  w   W irg ila   i  Horacego, nie  b y łb y   podo­
ła ł  Czarnieckiem u  i   nie  u la ł  takiego  bronzowego  posągu 
swemu  bohaterowi,  ja k   później,  kie d y   rozgrzany  ciepłem 
śpiewaka  p rz e d ś w itu ,  rozszerzył  horyzonty  swej  w ybrazni 
i   czucia.
Generał  M orawski,  k tó ry   w   czasie  klassyczno-roman- 
tycznego  boju  często  b ił  się  z  m yślami,  a  je d n a k   nie  od­
stępował  swego  sztandaru,— później,  k ie d y   go  g n io tły   w ię ­
zy  zw ietrzałych  teoryj  i   nacisk  k o te ry jn y , posłyszał w  głębi 
duszy  w ie lk i  ton  pieśni  rodzimej,  i  stw orzył  Dworzec  swo­
jego  dziadka.  Andrzej  Koźmian,  w tedy  młodzian,  wy tre­
sowany  w   konwencyonalnyeh regułach  stoiecznjmh  salonów, 
zm ienił  także  swój  ciasny  sposób  widzenia,  i  w   później­
szych  pismach  u m iał  w ybornie  oceniac  ducha  tam tej  epoki 
i  ludzi. 
Jeden  ty lk o   Osiński  zstąpił  do  grobu  ze  swoją 
Oda  do  K o p e rn ika ,  z  Laharpe’m  pod  pachą  i  z  dwoma 
wierszam i  parodyi  z  D ziadów .
K ie   przeszkadza  to  jednak,  żebj  konespondencye, 
z  których  podałem  w y ją tk i,  nie  m ia ły   być  najw iarogo d- 
niejszym 
k o m m e n ta r z e m  
do  wyobrażeń  lite ia c k ic h ,  mających 
obieg  od  r.  1823  do  1830.
A czkolw iek  lite ra c k i  ten  rozterk  poszedł  dziś  w   za- 
pomhienie, stłum iony  tryum fem   wyobrażeń  innego  pocho­
-  -  
0 BÓZ  K LA S S K Ó W . 
107


Yüklə 11,71 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   31   32   33   34   35   36   37   38   ...   106




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə