Portrety literackie



Yüklə 11,71 Mb.
Pdf görüntüsü
səhifə67/106
tarix01.08.2018
ölçüsü11,71 Mb.
#60023
1   ...   63   64   65   66   67   68   69   70   ...   106

E M IE   T A D Z -E L   F A H E K .
w   jego  pismach,  i   z  eutuzyazmów  lirycznych,  k tó re m i
osypuje  pustynię  i  Beduiua...
Że  jednak  musiała  być  ja k a ś   tajem na  pizyczyna, 
która  głów nie  w p łyn ę ła   na  ten  k ro k ,  sam  to  pisze  w   k ró t­
k ie j  rozprawie  o  Palm irze  w   tych  słowach:
-P rzyczyny,  dla  któ rych   w yjechałem   do  Wschodu, 
smutne  i  ciekawe;  w yjaśniłem   je  w  moich  Memoires  secrets, 
o  nich  tu  nic  nie  wspominam,  bo  tego  czynić  nie  chcę,  i   na 
tem  dosyć.”
P odług  wszelkiego  podobieństwa,  Rzewuski  w yru szył 
w   r.  1817  w  tę  drogę  z  dóbr  swoiclf, 
czy  Kuźm ińskich, 
czy 
S aw ranieckich, 
za b ra ł  bowiem  z  sobą  doktora  na 
dwornego  Konstantego  Chotynieckiego,  starego  sługę  M a r­
cina,  Sokoła  kozaka  z  Sawrania,  i   zapewne  więcej  jeszcze 
dom owników  niewspominanych  w  relacyi.  ^ 


,
Przelotne  napomknienia  pozw alają  się  domyślać,  że 
spodróżował  wprzód  T urcyę  europejską,  b a w ił  dłuższy czas 
w   Stambule,  gdzie  pozaw iązyw ał  szerokie  stosunki  z  d y ­
gnitarzam i  W .  P orty,  oraz  ciałem  dyplomatycznem,  repre- 
zentowanem  wtenczas  przez  m arkiza  de  R ijie re   posła  fran- 
cuzkiego,  Strogonowa  rossyjskiego,  H a\ ę  hiszpańskiego. 

jednych  i   od  drugich  m iew ał  on  w   ciągu  swego  pobytu 
na  Oryencie  różne  upoważnienia  do  tra kto w a n ia   d e lik a tn j ch 
kw estyj,  osobliwie  o  posiadanie  kościoła  grobu  Chrystuso­
wego,  o  k tó ry   ciągle  w a lczyli  Grecy  z  k a to lik a m i;  pierw- 
szyeh  w spierała  ja k   zawsze  Rossya,  za  d ru g im i  obstawa 
zawsze  dom  burboński  panujący  w   Hiszpanii,  Neapolu 
i   F rancyi. 
„Z   tego  powodu,  pisze  Rzewuski,  za  mego  po­
bytu  w   Alepie,  k re w   się  toczyła  pod  mieczem  muzułmań­
skiego  fanatyzmu,  a  k in d ża ł  i  pal  tu re cki ^ tra c ił  za  w y ro ­
kiem   Hurszyda  baszy  męczenników  chrześciańskich.  Cie­
kawe  są  moje  w   tym   re lig ijn y m   przedmiocie  rozm owy 
i  korrespondencye  z  arcybiskupem  S y ry i,  legatem  papiez- 
k im   Gondolfim,  kie d y  byłem   przez  posłów:  francuzkiego 
de  Riyiere,  a  hiszpańskiego  IIavę,  do  konferowania  z  tym  
duchownym  i   dawania  opinii  mojej  upoważniony.  W szystko 
to  się  znajduje  w   moich  H ćm oires  secrets  s u r   les  uffaires 
d ’ O rie n t


Jeśli  to  sery o  pisane,  szkoda, że  ta k   ciekawe  pamięt­
n ik i  zostają  gdzieś  w   ukryciu!
Ja k ju ż   powiedziałem,  w   papierach  pozostałych  po  Rze­
w uskim ,  lubo  nie  trudno  o  bardzo  szczegółowe  napom knie­
nia  tyczące  się  nie tylko   jego 
osoby,  lecz  i  tajem nych  m y­
śli  i  uczuć,  jednakow oż  nie  ma  w   nich  nic  historycznego 
i  tej  n ici  jednego  ciągu,  coby  w iązała  te  disjecta  membra.
O  podróży  z  Konstantynopola  do  S y ry i  nigdzie  nie 
napom knął  ani  półsłówkiem ,  ale  szczęściem  znalazł  się  je ­
den  bardzo  piękny  lis t  pisany  do  ja k ie jś   hrabiny,  w   k tó ­
ry m   kreśli  humorystycznie  swoje  wrażenia:
„Czuję się w  obowiązku donieść pani  o sobie; je s t to hołd, 
k tó ry   ci  serce  moje  płaci, i  to  n a jg o rliw ie j.  Czyliż  w   m iłem 
twem   tow arzystw ie  nie  spędziłem  ty le   ch w il  szczęśliwych, 
które  pamięć  m oja  przechowa,  nie  głową,  lecz  sercem? 
a  pamięcią  serca  je s t  niew ygasła  wdzięczność.
„Dowiedziałem   się  przez  pana  Cossein’a  o  wyjeździe 
pani  ze  Stambułu  i  przybyciu  je j  do  Sm yrny,  gdzie  ci  się 
bardzo  podoba,  czemu  w ierzyć  nietrudno;  bo  je ż e li  miesz­
kając  w   Perze, mogłaś  znaleźć  pobyt  tam  znośny,  to  Smyrna 
w   porównaniu  je st  rajem. 
Osoba  ta k   ujm ująca  i  dobra, 
ja k   ty   pani,  umie  oczarować  całe  towarzystwo  i   sama  się 
naw et  do  niego  przyw iązać. 
Co  się  mnie  tycze,  opuściw­
szy  Stambuł, przebywałem   Dardanelle,  które  o  wiele  nie  są 
ta k   piękne  ja k   nasz  uroczy  k a n a ł  m iędzy  S kutari  a  B a ju k- 
dere. 
Z  D ardanellów   trzeba  było  płynąć  niedaleko 
brze­
gów  dawnej  T roady. 
Gdyśm y  je   m ija li,  kazałem  nabić 
arm aty  i  trzykro tn ym " wystrzałem   pozdrowić  mogiłę  w ie l­
kiego  i  pięknego  A c b illa .  Zapewne  na  ten  buk  w zruszyły 
się  prochy  czułego  bohatera.  W id o k   ten  T roady,  gdzie 
p ra w ie   nic  nie  widać,  a  m ianowicie  z  oddalenia,  w   ja k ie m  
byłem,  rozgorączkował  mię  niewypowiedzianie;  zdaje  się, 
że  w yobraźnia  tem  bardziej  się  rozbudza  i  buja,  im   przed­
m iot  je st  niepokaźniejszy,  bo  nie  ściąga  na siebie  oczu  i  nie 
zatrzym uje  je j  strzelistych  lotów. 
W ie lkie   wspomnienie, 
ożyw iające  w ypadek  historyczny,  olbrzym i,  przywiązane  do 
miejsca  opuszczonego  od  ludzi,  daleko  więcej  rozgorączko-
208 
D Z IE Ł A   Ł U C Y A N A   S IE M IE Ń S K IE G O .


E M IE   T A D Z -E L   F A H E E . 
209
w y w a  niż  takie  ru in y   P a lm iry  i  Balbeku,  w   których  myśl 
nasza  uwięź a.
„Z   D ardanellów   udałem  się  do  w yspy  F acecyi  leżącej 
ua  Archipelagu.  Zapewne  nie  znasz  pani  tej  w yspy,  zwłasz­
cza  że  pod  tem  nazwiskiem  nie  figuruje  na  żadnej  mappie. 
A to li  przekonasz  się, że ją   trafnie  zdefiniowałem.  Otoż  w je d ­
nej  pieczarze  tej  w yspy,  poczciwy  m arzyciel  Św.  Jan,  uło­
żył  swój  romans  pobożny,  nazwany  Apokalipsą;  na  tej 
Wyspie  panuje  godło:  a  to u t  rentint  beait  je u .  K obiety  są 
tam  przepysznie  piękne,  a  mężowie  ich  ciągle  włóczą  się 
po  morzu.  Słowem  jest  to  ojczyzna  hiszpańskiej  kro to ch w ili 
Pigault’a  le  B ru ira .  K ażdy,  kto  tam  się  dostanie,  może  ma­
łym   kosztem stać się m ałym  Meridorem,  a  nawet  Trutaldinem  
i  spotkać  się  z  ja k ą   pulchną  Inezą.  Zwiedziłem   to  schro­
nienie  świętego  marzyciela. 
Pieczara,  w   któ re j  siedział, 
jest  szczupła  i  nie  ma  więcej  nad  pięć  stop. 
Zwiedziłem  
też  jego  stajnię  długą  na  piętnaście  cali;  niew ielkie  to  za­
prawdę,  ale  pam iętaj  pani,  że  rum aki  apokaliptyczne  nie­
wiele  miejsca  potrzebują. 
Chciałem  oglądać  arenę,  gdzie 
zam ykał  sławne  swoje  zwierzęta, o  któ rych   pisze;  lecz  i  ta 
niewiększa  od  tam tych.  Trzoda  zwierząt  brodatych,  w   czar­
a c h   płaszczach,  w ydających  głos  chrapliw y,  pobożnie  beł­
ko tliw y ,  zajęła  miejsce  tych  strasznych  potworów;  po  daw ­
nych  zwierzętach  nastąpiły  nowe  zwierzęta,  i   oto  wszystko, 
zostało  z  A pokalipsy.  '  W yspa  ta  nazywa  się 
Patmos. 
^ześć  dni  zatrzymałem  się  tam,  poczćm  rozwinąwszy żagle, 
Płynęliśm y koło  Rhodosu,  sławnego  swoim  kolosem, kaw a le ­
ram i  i   w ie lkim   Solimanem,  przed  którym  drżało  chiześciań- 
stwo,  a  on  sam  u ko rzył  się  u  nóg  pięknej  P o lki,  niew ol­
nicy  wziętej  w   Rohatynie,  przezwanej  Roksolaną.  K ie mog­
łem  w ylądow ać  na  tej  wyspie;  dla  tego  1’Auban  dobrze 
zrobił,  że  nie  pojechał  ze  mną. 
Zaledwie  m inęliśm y  Rho- 
•łus,  pochw yciła  nas  cisza  morska  trw ająca  cały  tydzień. 
Cóż  to  za  nudy! 
Jestem  pewien,  że  cisza  morska  m ogłaby 
wyleczyć  każdego  z  najgorętszej 
miłości;  rozdrażnienie 
i  kwaśny  humor  zajm ują  miejsce  tęsknoty  i  sm utku;  a  w y ­
obraźnia,  ta  je d yn a   ucieczka  nieszczęśliwych  kochanków, 
opuszcza  cię  ze  wstrętem.  Nie  mogąc  ju ż   dłużej  w y trz y ­
mać  tego  męczącego  położenia, 
gdy  ty lk o   niewiele  m il 
D zieła  Lucyana  Siemieńskiego.  Tom  5, 
14


Yüklə 11,71 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   63   64   65   66   67   68   69   70   ...   106




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə