E M IE T A D Z -E L F A H E R .
247
przy moim wielbłądzie, m ając za poduszką jego udo. Zmę
czony, prędko usnąłem... aż tu około północy czuję, że
ktoś przypełza do mnie... budzę się, i ju ż mam krzyknąć:
— „K to to?” — i dobyć kin d ża łu — gdy ja ka ś ręka przym yka m i
usta, i cichy głos mówi do ucha:— „U spokój się! Jestem k u
piec z Anachu. Jeżeli masz sposób, uciekaj; bo ze wschodem
słońca będziesz zamordowany. W iedzą, żeś z tryb u tu Feda-
nów; jezdni ju ż otoczyli tabór, aby cię pojmać. Podsłucha
łem ich zmowy i przybiegłem z ostrzeżeniem. N ie ma m i
nuty do stracenia— uciekaj!” —
„P odzię ko w a łe m mu, i odrzekłem:
n— Ucieczka mnie nie uratuje. Pań Bóg w ie lk i, i w ie lka
je s t ufność moja. Gwiazda szczęścia idzie przede m ną.” —
„K u p ie c o d d a lił się, a ja m najspokojniej
zasnął...
O wschodzie słońca zbudziłem się z całym taborem; obzie-
rara się na wszystkie strony, aby wiedzieć, zkąd napadną
na mnie mordercy.... aż tu patrzę, około studni ogromne
zbiegowisko... Pewien będąc, że to ostatnia m oja godzina,
poszedłem i ja do studni, z postanowieniem nasiekania ja k
najw ięcej łbów, nim mój spadnie.
„Z a le d w ie zbliżyłem się do tłum u, w idzę ogromnego
barczystego mężczyznę, bardzo ogorzałej cery, z wejrzeniem
drapieżnem, siedzącego na kam ieniu, a przy nim szpako
w ata klacz Neżdu dziwnej piękności i z okazałym rzędem.
Otaczało go z ośmdziesiąt łu d zi uzbrojonych w rusznice.
Nieznajomy j a k ty lk o mię spostrzegł, powstał, p o w ita ł z w y k
łem Selam alejkum , i w y m ó w ił moje nazwisko: Tadz-el-
Faher...
Usłyszawszy to Sebaowie bagdadzcy, niezmiernie się
d z iw ili, że ten, którego m ieli za prostego Araba z try b u tu
Fedanów i którego na śmierć ju ż skazali, b y ł człowiekiem
ta k w ie lk ie j sławy w całym Arabistanie.
„O d k ą d też nazwisko moje głośno wymówiono, w ie
działem ju ż
na pewno,
że nie mam czego bać się
o życie; chociaż przewidywałem , że mogą mię wrziąć za
kła d n ikie m , i dopóty trzym ać, dopóki się nie podoba baszy
Bagdadu
puścić na wolność owych dwudziestu dwóch
szeików.
„W te m nieznajomy zapytał mię grzm iącym głosem:
„ — Czy wiesz k to jestem, emirze?
„ — N ie w iem — odrzekłem.
Ja k to? nie przypominasz sobie księcia Sohnehu
z Tallai, zwycięzcy, jednego z czterech przywódców k a ra
w any pielgrzym ów, z którym ta k często rozmawiałeś, g d y
śmy szli do M ekki?
Ja k to? ty żeś to zw ycięzki Tallaa? D ru h mój!
Chwała Bogu Stwórcy świata, że m i pozw olił oglądać cię
na oczy!
Należysz do mnie — rzekł książę Sohnehu—jesteś
moim jeńcem. P rzybyłem tu dzisiejszej nocy dla kupna
czterystu w ielbłądów przeznaczonych do ka raw any mek-
k a ń s k ie j... Dowiedziałem się przez moich ludzi, że tu są
jacyś A rabow ie z tryb u tu Fedanów, sprzymierzeńców ba
szy Damaszku...
Spodziewając się, ja k i los ich czeka, po
stanowiłem ich obronić od śmierci.
Pewnie oni ta k ja k ja
m yśleli, że tu zastaną try b u t Sebaasów Nedźerisa, a w pa d li
tymczasem w ręce swych wrogów. Jesteś pod moją opieką,
mam łudzi dość i dobrze uzbrojonych, albowiem basza D a
maszku Saleh E m ir-el-H adż, wiedząc o tobie, że jesteś na
pustyni, kazał ci dawać pomoc w potrzebie.
Pan Bóg ze
słał mię na tw oje ocalenie... Chwała bądź Najwyższemu!—
„O d tą d nie odstępowałem mego zbawcy, k tó ry mię w y
rw a ł z rą k śmierci. T rz y jeszcze dni baw iliśm y w tym tr y
bucie dla kupna w ielbłądów .
Przez ten czas zwiedziłem
wszystkie nam ioty i kazałem sobie pokazywać konie. Na-
koniec zabrawszy kupione w ielbłądy, ruszyliśm y do Sohnehu
ze Wschodem słońca.
„O koło siódmej godziny klacz księcia i moja Muftasza-
rah podniosły łb y, zaczęły strzydz uszami, zadzierać ogon
i silnie parskać.
„K sią żę rz e k ł:— „Gdzieś tu blizko nieprzyjaciel!” i kazał
w kupę zbić się wielbłądom, a zbrojnym uszykować się....
„ W rzeczy samej niezadługo ujrze liśm y przed sobą
konnych i mardufów.
„B y ła to znaczna partya A rabów z tryb u tu Ibn-H eddalu,
którego szeik zostawał w więzieniu w Bagdadzie. Oddzia
łem tym dowodził kiahia.
248
D Z IE Ł A Ł U C Y A N A S IE M IE Ń S K IE G O .
,.Biliśm y się z m m i do późnej godziny w wieczór, od
pierając po k ilk a k ro ć ich natarczywe napady. Chciałem k o
niecznie w tem zdarzeniu dać memu w ybaw icielow i dowód
wdzięczności, i z nastawioną kopią puściłem się na nie
przyjacielskiego dowódcę, aby go z konia zsadzić. Siedząc
na dzielnej m ojej klaczy Obejet-el-hamra Muftaszarah, mog
łem go łatw o pokonać. Jakoż w rzeczy samej, kie d y g ro t
k o p ii m ia ł go przeszyć na w ylo t, jeden z naszych Bedui-
nów przypadł co koń wyskoczy i odw rócił cios wym ierzo
ny... co wyszło na dobre, albowiem śmierć tego k ia h ii by
ła b y zapaliła długą w ojnę domową. W ym a w ia ł m i potem
książę Sokneku, żebym n ig d y tego nie robił, albowiem w o l
ny Arab n ig d y rą k swych nie ka la k rw ią naczelnika tr y
butu, a je że li bój idzie na śmierć, to na to są Negry nie
w olnicy, aby dorzynali em irów i szeików.
„W alczono tedy do późna w wieczór.
K ia k ia prosił
o rozmowę z księciem Sokneku, i pokój stanął między, nie-
przyjaznem i trybutam i.
„P o tej rozprawie poszliśmy dalej i zajęliśmy stano
wisko w' dolinie W ad-el-akrab, ta k zwanej od nmóztwa
skorpionów.... W ie lb łą d y postawiono przy studni, której
woda zielonkowata w ydaw ała zabójczy smród. W obawie
jakiego napadu rozstawiliśm y czaty,'lecz n ik t się nie k ła d ł
z powodu skorpionów, któ rych ukąszenie byw a zabójcze.
„O wschodzie słońca ruszyliśm y w pochód, a po trzech
godzinach tęgiej ja z d y stanęliśmy w małem obwarowanem
miasteczku Sohneh, gdzie książę ugaszczał mię przez trz y
dni....
„Z tam tąd, nie mając ju ż czego się obawiać, stanąłem
u celu podróży....”
W opowiadaniu o tej przygodzie musiał zauważać czy
te ln ik wzm iankę o m ekkanskiej karawanie, którą nasz
em ir odbyw ał, ja k o jeden z dowódców eskorty beduiń-
skićj.
W rzeczy samćj Rzewuski ro b ił tę w ypraw ę w r.
1818, i szeroko się rozpisał o pielgrzymce do M ekki w swo
je j podróży’. A to li zbyt dużo miejsca trzebaby poświęcić
opisowi tych niezliczonych ceremonij i urządzeń, ja k ie to
warzyszą karaw anie pielgrzym ów. Szczegóły te, znajdujące
E M IE T A D Z -E L F A H E R .
249
Dostları ilə paylaş: |