Portrety literackie



Yüklə 11,71 Mb.
Pdf görüntüsü
səhifə82/106
tarix01.08.2018
ölçüsü11,71 Mb.
#60023
1   ...   78   79   80   81   82   83   84   85   ...   106

się  w   różnych  dziełach  traktujących  o  A ra b ii,  dosyć  są 
nudne  d la   każdego,  co  się  nie  interesuje  studyami  nad 
charakterem   i   obyczajami  mieszkańców.
W   krótkości  w ięc—ty lk o   dla  zoryentowania  się— dam 
główniejsze  szczegóły  o  tej  karaw anie.
Wiadomo,  że  obowiązek  re lig ijn y   w kła d a   na  każdego 
wyznawcę  islamizmu,  aby  raz  w   życiu  odw iedził  M ekkę, 
gdzie  je st  grób  Mahometa.
G łów ny  p u n k t  zborny  dla  karaw any  w   Damaszku.
P rzygotow anie  je j  i  w ypraw ienie  je s t  rzeczą  baszy 
Damaszku,  k tó ry   z  tego  powodu  ma  ty tu ł  Emira-eł-Hadż.
D ru g im   dostojnikiem   je st  Surre  E m ini,  przysłany  ze 
Stambułu  reprezentant  samego  sułtana,  następcy  k a lifó w —  
ten  stoi  na  czele  pielgrzym ów,  kie d y  pierwszy  dowodzi 
eskortą.
Basza  udaje  się  zw ykle  ze  swoim  dworem  i   wojskiem  
do  Mezeribu,  i  tam  spędza  dwa  tygodnie  na  przygotow a­
niach. 
Miejsce  to  leży  ju ż   na  pustyni  i   ma  zameczek 
obronny.
K iedy  nasz  emir  towarzyszył  ze  swym i  Beduinami 
karaw anie,  w yszły  b y ły   z  Damaszku  74  tysiące  pielgrzy­
mów  i   18  tysięcy  baszowskiego  żołnierza;  oprócz  tego  36 
tysięcy  pustynnych  Beduinów  zasłaniało  pochód  tej  poboż­
nej  w yp ra w y;  później  na  wysokości  góry  Sinai,  przybiła 
do  niej  karaw ana  afrykańska  licząca  83  tysiące  pielgrzy­
mów.  T y m   sposobem  175  tysięcy  ludu  podążało  do  M ekki. 
G dy  przez  k ilk a   la t,  z  powodu  w o jn y  z  W ehabitami,  piel­
grzym ka  nie  mogła  się  odprawiać,  więc  tym   razem  nad­
zw yczajny  b y ł  napływ   pobożnych. 
„T ru d y   i   niew ygody 
w   całój 
tej 
drodze  b y ły   ogromne, 
pisze 
Rzewuski; 
wtenczas  bowiem  w ia ł  zabójczy  w ia tr  Samum,  padali  też 
ludzie  ja k   muchy.  Z a ra źliw y  ten  w ia tr  w iejący  peryodycz- 
nie  co  ro k  i   zawsze  w   jednym   kierunku,  tem  byw a  szkod­
liw szy  w   okolicach  Nedziażu  leżących  nad  morzem  Czerwo- 
nem,  że  jeszcze  gorętszym  się  staje,  gdy  się  tłu m i  między 
skałam i  rozpalonemi  od  słońca  skw aru.” — Obrackowano,  że 
ro k   rocznie  ginie  czwarta,  je ś li  nie  trzecia  część  karaw any, 
co  je s t  jedną  z  ważnych  przyczyn  w yludnian ia  się  T u rc y i 
azyatyckiej.  Pielgrzym i  przybywszy  do  M e kki,  zostają  tam
250 
D Z IE Ł A   L U C Y A N A   S IE M IE Ń S K IE G O .


dni  k ilk a   dla  odbycia  wszystkich  ceremonij,  poczem  cała 
ta  processya  wraca  tą  sanią  drogą. 
Nasz  em ir  nie  d o ta rł 
je d n a k   do  samej  M ekki,  ty lk o   z  Bedninami  zatrzym ał  się 
w   dolinie  A rafatu,  a  to  —  ja k   mówi:  „z  obawy,  abym  nie 
spotkał  kogo  ze  znajomych  osób  w   Stambule,  k tó ry b y   m ógł 
zdradzie  mię  za  powrotem  do  Mezeribu  lub  Damaszku.” 
Zaiste  było  się  czego  obawiać!  Lada  bowiem  podejrzenie 
o  jego  improwizowanem  muzułmanstwie  mogło  narobić  mu 
ogromnych  kłopotów   w   fanatycznem  mieście.
O  tym   fanatyzmie  ulemów  i  m uftych  da  nam  najlep­
sze  wyobrażenie  przypadek,  ja k i  się  zdarzył  jego  p rz y ja ­
cielowi,  także  znamienitemu  podróżnikowi,  k tó ry   le kkom yśl­
nie  wyrzeczone  słówko  życiem  przypłacił.
„N a   parę  miesięcy  przed  pielgrzym ką  do  M e k k i—p i­
sze  Rzewuski—bawiłem   w   Adanie  stolicy  baszaliku  Czukur- 
owa,  w   starożytnej  C ylieyi.  B y ł  tam  w tedy  gubernatorem 
Mustafa  basza,  człowiek  pełny  rozumu,  doskonały  adm ini­
strator,  surowy  w   w ykonyw aniu  sprawiedliwości  i   nieprzy­
jaciel  zbytkownego  życia.  Często  nawiedzałem  go,  a  on  mię 
zawsze  z  serdecznością  przyjm ow ał.  Na  mieszkanie  dał  m i 
ła d n y  konak  (dom),  i   codzień  p rzysyła ł  dowiadywać  się
0  moje  zdrowie.  W   ostatniej  w ojnie  P orty  z  Rossyą  o k ry ł 
się'  b y ł  sławą  przy  obronie  W arny,  potem  zrobiono  go  gu­
bernatorem  Karsu,  nareszcie  w   Adanie.
„Otoż  m ieszkając  w   tem  mieście,  miałem  przy  sobie 
tęgiego  T atara  nazwiskiem  Dżencz-Ali  aga.,Wchodzi  do  mnie 
pewnego  razu  brat  jego  Mustafa  aga,  i  oznajmia,  że  jest 
dodany  do  boku  pewnego  marokańskiego  pana,  bardzo 
uczonego  i   wszędzie  gdzie  się  pokaże  przyjmowanego  z  czo­
łobitnością.  Opowiadał  m i  dalej,  że  się  zajm uje  gw iazdam i
1  posiada  umóztwo  osobliwych  narzędzi  i  zegarów....  Z  tych 
jego  słów  zaraz  wniosłem,  że  to  nie  kto  inny,  ty lk o  
sław ny  „A li  bej,  —  a  udając  dawną  z  nim  znajomość, 
zacząłem  się  unosić  nad  jego  nauką,  cnotami  i  przyw iąza­
niem  do  w ia ry   Proroka.  —   „Muszę  pójść  go  odwiedzić!” 
I   zaraz  udałem  się  do  portowego  chanu,  gdzie  A li bej,  pod 
nazwiskiem  Abu-Otkmana,  stanął  kwaterą.
„N ie   znając  go  osobiście,  wyszedłem  do  mieszkania 
i  usiadłem  naprzeciw
7
  niego;  podano  kaw ę  i  nargileh,  a  po
E M IE   T A D Z -E L   F A H E E . 
251


zw ykłych   grzecznościach  i   ceremoniach,  zaczęliśmy  rozma­
wiać  po  arahsku  o  astronomii... 
Po  c h w ili  Abu-Othman 
spojrzał  na  chronometr  i  wyszedł  na  dziedziniec,  aby  zmie­
rzyć  wysokość  słońca.  B y ła   to  godzina  4  z  południa;  ob- 
serwaeyę  tę  zrobiliśm y  razem,  poczem  zostawszy  z  nim   sam 
na  sam,  rzekłem  do  niego  po  francuzku:
„ —   K ie d y   szeik  Ib ra h im   (B urkard)  przedstawiał  się 
Mehmedowi  Alem u  baszy  E g ip tu ,  ten  mu  powiedział:  „Szei- 
ku!  tw oja  znajomość  K o ra n u   w p ra w iła   w   podziw  moich 
teologów,  któ rzy  u znają  cię  wielce  b iegłym   w   tej  nauce. 
Ja  zaś  lubiąc  protegować  zasługę,  przyrzekam  ci  pomoc 
w   każdym   przypadku,  chociaż  cię  nie  znam.  Zapewne  opi­
sując  swoje  podróże,  nie  zapomnisz  tam  i  o  mnie;  ty lk o  
nie  pisz,  że  ci  się  udało  oszukać  Mebmeda  Alego  baszę.  N ie 
lę k a j  się  je d n a k   i   rób  swoje.”  —   Otoż  podobnie  ja k   basza 
Egiptu,  poznałem  cię  i   wiem ,  że  mówię  z  A lim b e je m .—
„O statnie  te  w yra zy  powiedziałem  po  cichu.
„Abu-O thm an  uśmiechnął  się  i   za m ilkł; ja   także  nie  na­
cierałem  na  niego  pytaniam i,  odkładając  na  później  prze­
konanie  się  o  moich  domysłach.  Rozm awialiśm y jeszcze j a ­
kąś  chw ilkę,  lecz  po  włosku,  bo  on  udawał,  że  nie  umie 
francuzkiego  ję z y k a .  W   końcu,  g d y   miałem  go  pożegnać, 
oświadczył  się  z  życzliwością  i  dodał,  że  wyjeżdża  do 
Damaszku,  a  ztamtąd  ma  zamiar  odbyć  pielgrzym kę  do 
M ekki...
„R ozstaliśm y  się  serdecznie.  W  ja k iś   czas,  gdym   z  Be- 
duinam i  p rz y b y ł  do  Damaszku,  aby  się  układać  z  baszą
0  eskortowanie  karaw any,  odszukałem  zaraz Abu-Othmana,
1  więcej  niż  przez  dw utygodniow y  pobyt  mój  w   tem  mieś­
cie,  całe  praw ie  dni  i   noce'  przepędzałem  na  rozmowie 
z  tym   równie  uczonym ‘ ja k   m iłym   i  dziw nej  dobroci  czło­
wiekiem .  M ia ł  on  rozum  bardzo  tra fn y   i  serce  najczulsze. 
W ątłego  składu  ciała,  trzym a ł  się  ty lk o   energią  niezłomnej 
duszy,  i  było  dla  niego  niczem  cierpieć, 
narażać  się 
na  niebezpieczeństwa  i   pracować  bez  w ytchnienia. 
Chwile 
spędzone  w   je g o   tow arzystw ie  ta k   w   Damaszku,  ja k   na 
pustyni,  należą  do  najm ilszych  wspomnień  mego  życia. 
W   czem  zaś  obcowanie  z  nim   m iało  dla  mnie  ten  powab, 
nikogo  to  nie  obchodzi.  Zresztą  po  m ojej  śmierci,  gdyby
252 
D Z IE Ł
a
T
l
U C Y A N A   S IE M IE N S K IE G O .


Yüklə 11,71 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   78   79   80   81   82   83   84   85   ...   106




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə