Portrety literackie



Yüklə 11,71 Mb.
Pdf görüntüsü
səhifə80/106
tarix01.08.2018
ölçüsü11,71 Mb.
#60023
1   ...   76   77   78   79   80   81   82   83   ...   106

przyjaciel,  mój  brat,  mój  sojusznik  przez  clileb  i  sól.  T r y ­
buty  Beduinów  gw iazdy  polarnej,  w   państwach  potężnego 
Skandera,  są  je m u   podwładne;  albowiem  płynie  w   nim  
k re w   czterech  pokoleń  Anazes,  które  przed  dwoma  ty s ią ­
cam i  la t  w yszły  z  Neżdu.  Zna  on  się  na  rassaeli  naszych 
ko n i  i   je st  potomkiem  Zeinuby,  królow ej  Tedmoru.  W in - 
niście  mu  cześć  —   przybrałem   go  bowiem  za  syna,  odkąd 
mój  Temmer  pożegnał  świat,  a  d ru g i  mój  syn  jeszcze  jest 
dzieckiem  na  rękacb. 
Jemu  to  -g w o li  przystaję  na  ofia­
row any  pokój;  w y   zaś  odpłacając  pięknem  za  nadobne,  od­
daw ajcie  hołd  należny  jego  dostojeństwa  i  potędze.  Będzie 
on  przejeżdżał  koło  w7aszych  namiotów  —   ty   mu  służ  za 
przew odnika,—   a  teraz  siadaj  i  pożyw aj  z  nami.
„ —  Pokój  i chw ała  z  tobą,  o  w ie lk i  Duszi!  i  z  twoim  
sprzymierzeńcem...  Im ię   jego  dobiegło  i  do  naszych  nam io­
tów ,  lecz  dopiero  pierwszy  raz  oglądam  go.
„R zekłszy  to,  usiadł  i  ja d ł  z  nami.
„ B y ła   w tedy może 
6
-ta  godzina  wieczorna,  gdyż  słońce 
zaszło  w   parę  godzin.
„P iln o  m i  było  jechać,  co  widząc  emir  Duszi,  obdarzył 
m ię  kożuszkiem  baranim,  i   po  trzykro ć  zawołał:  „P rz y p ro ­
w a d z ić  dromadera  dla  emira  Tadz-el-Faher  Abd-el-Niszana!” 
A   ze  wszystkich  namiotów  ozw ały  się  trzykro tn ie   głosy: 
Selam  a le jk u m !  (pokój  z  tobą!)
„Przyprowadzono  dromadera. 
Po  zwTy k ły c h   ucałowa- 
niach  się  w   brodę  —  wsiadłem  na  niego,  m oją  ulubioną 
klacz  Muftaszarak  kazałem  uwiązać  za  uzdę  do  jucznej 
drom aderzycy, i  ruszyłem  w  drogę  w   tow arzystw ie  Hallusza, 
Tauafa,  Hamdana,  Nemmera  i  owrego  Araba  z  tryb u tu  
A m uri. 
Temu  ostatniemu  polecił  Duszi,  aby  z  nami  wstą­
p ił  do  Nedżerisa  szeika  tryb u tu   Sebaa,  k tó ry   go  bardzo 
obligow ał,  aby  mu  dał  sposobność  zrobienia  znajomości  ze 
sławnym   Tadz-el-Fahrem.
„Podówczas  cała  pustynia  była  w   stanie  w ielkiego 
wzburzenia,  z  powodu,  że  w   Badgadzie  uwięziono  przez 
zdradę  szeików  z  dwudziestu  dwóch  tryb u tó w .  A   ponieważ 
w   trybutach  tych  wiedziano,  że  ja ,  Tadz-el-Faher,  przeby­
wam   na  pustyni,  zatem  szło  im   o  to,  aby  mię  schwytać, 
i   mając  zakładnika,  wym ienić  go  za  uwięzionych  szeików.
2U  
D Z IE Ł A   L U C Y A N A   S IE M IE N S K IE G O ..................


T ry b u ty   te  w ałęsały  się  po  pustyni  tu  i  owdzie,  ta k ,  że 
nie  wiedziano  na  pewno,  w   któ re j  stronie  ten  lub  ów  tr y ­
but  się znajduje. 
Słowem  panowało  ja k  największe  zamie­
szanie  w   Neżdzie.
„D la   tycb  to   przyczyn  wziąłem  z  sobą  załedwo  k ilk u  
ludzi,  ab}'  tem  ła tw ie j  się  przemknąć  i  nie  zwrócić  na  sie­
bie  uw agi  we  dnie,  a  w   nocy  robić  ja k   najm niej  hałasu. 
Ruszywszy  zatem  o  ciemnym  zmroku,  kierowałem   się  po­
dług  gwiazd,  aby  tym   sposobem  ubiedz  niepostrzeżenie  k a ­
w ał  drogi.  Trzeba  wiedzieć,  iż  są  dwa  try b u ty   nazywające 
S1ę  Sebaa:  w   je d n ym   szeikiem  jest  Nedżeris,  w uj  emira 
Guszego,  sprzymierzeniec  z  trybutem   Fedanów,— dru g i  tr y ­
but  Sebaa  z  pod  Bagdadu  liczy  się  do  nieprzyjaciół  Fe­
danów.
„M oim   zamiarem  było  udać  się  do  pierwszego.  Jecha­
liśm y  całą  noc,  raz  ty lk o   zatrzymawszy  się,  aby  wytchnąć. 
Gdy
się  zbierało  na  św it,  z ja w ił  się  ja k iś   nieznajomy 
jeździec,  p o w ita ł  nas  z  zasłonioną  tw arzą  i  w  całym   pędzie 
Pogonił,
„O koło  południa  przybyłem   do  jednego  z  obozowisk 
licznego  try b u tu   Fedanów,  i  znalazłem  przed  namiotem 
Tauafa.  Żona  jego  ujrzawszy  mię,  przyskoczyła,  i  uściska­
ła  serdecznie;  b y ła   to  kobieta  nadzwyczajnej  piękności. 
Napiłem  się  tam  wielbłądziego  mleka  i  zjadłem  k ilk a  
szarańczy  (potraw a  ta  dość  mi  je st  wstrętna). 
W ypo- 
eząwszy  dobrze  przez  dw ie  godziny,  ruszyliśm y  dalej.  Aż  do 
czwartej  po  południu  jechaliśm y  nie  spotykając  nikogo. 
Następnie  dopiero  m inęliśm y  się  z  k ilk u   konnym i  z  za­
k ry tą   twarzą  i  z  k ilk u   m ardufam i,  czyli  jeźdźcami  na 
dromaderach  —   któ rzy  nie  zatrzym ali  się.  Wtem,  a  było 
t°   koło  siódmej,  lub  może  i  później,  spostrzegliśmy  obozowi­
sko  beduińskie.
„H allusz  zaw ołał:— „C hw ała  Panu  najwyższemu! 
Oto 
Juz  nam ioty 
naszego  tryb u tu   Sebaa!”  —  Jechaliśmy  dalej, 
lecz zaledwie  zbliżyliśm y  się  o  m ałą  ćwierć  m ilk i  do  owego 
taboru,  kie d y  moi  czterej  przewodnicy  w strzym ali  w ielbłądy, 
P rzyw ołali  mię  i  rzekli.— „S idi!  zgubieni jesteśmy! 
W praw ­
dzie  na  tem  tu  miejscu  obozowali  Sebaowie  szeika  Nedże- 
l j sa,  ale  po  nich  in n i  za ję li  je .  Sabaowie  bagdadzcy  w y ­
E A IIR   T A D Z -E L   F A H E R . 
245


-246 
D Z IE Ł A   L U C Y A N A   S IE M IE N S K IE G O .
płoszyli  tam tych  i  ro zb ili  swoje  nam ioty. 
Cóż  stanie  się 
z  nami!?  pewnie  nas  spostrzegli,  i  nie  będzie  ju ż   sposobu 
ocalić  się  ucieczką  od  tych  w rogów !” —
„N a   to  odezwałem  się  d o ^ ic h :
„ — O  Beduini!  Ucieczka  godna  jest  je le n ia   lub  płoch­
liw e j  gazelli— zresztą  na  nicby  się  nam  nie  przydała.  A le  
nie  trwóżcie  się;  gwiazda  szczęścia  prowadzi  Tadz-el-Faher 
Abd-el  Niszana:  kaukab  (błędna,  gwiazda)  broni  go  od  nie­
bezpieczeństw.  U fam   więc  mojej  gwieździe.  Id źm y  prosto 
przed  siebie,  Bóg  je s t  w ie lk i  a  człowiek  jego  niew olni­
k ie m .—
„Powiedziawszy  to,  w jechaliśm y  między  nam ioty  z  za- 
słonionemi  tw arzam i. 
G dy  przed  najw iększym   z  namiotów 
p o k lę k a ły   nasze  drom adery,  m y  zeskoczyliśmy  z  nich,  a  po- 
pętawszy,  usiedliśmy  u  w nijścia.  W yszedł  gospodarz  namio­
tu,  o ta rł  się  około  nieznajomych  gości,  p o w ita ł  ich  i   został 
pow itany,  ale  gdy  znowu  pod  nam iot  w rócił,  nie  zaprosił 
nas  do  siebie,  ja k   zw yczaj  każe.
„Siedzim y  ta k   w   niepewności  oczekiwania,  a  tym cza­
sem  ta k   młodzież,  ja k   małe  chłopcy  dosiadają  w ielbłądów  
i   w yjeżdżają  z  taboru  na  step,  aby  spędzać  trzody  z  past­
w iska...  Po  niedługiej  c h w ili  i   trzody,  i   ludzie  w ró cili  pod 
nam ioty.  B e d u in ki  w yszły  do  doju  w ielbłądzic;  a  mleko 
ich   dawrano  pić  klaczom   i   źrebcom.  Chociaż ju ż   noc  zapad­
ła ,  siedzieliśmy  po  ciem ku  na dworze,  nie  wiedząc  co  po­
cząć  z  sobą. 
W tem  wyszedł  gospodarz  namiotu  i   zapro­
sił  nas  do  środka.  Posiadaliśmy  na  ziemi.  Przyniesiono 
wieczerzę,  i  z  potężnym  appetytem  za jadaliśm y— używ ając 
ty lk o   praw ej  rę k i,  ja k   przyzwoitość  w ym aga  —   k lu s k i 
z  bulguru  (żytnie). 
Oprócz  tego  stała  na  ziemi  ogromna 
misa  w ielbłądziego  mleka.  K ie d y  ta k  posilam y  się,  wszedł 
do  namiotu  ja k iś   obcy  człowiek,  k tó ry   zasiadł  do  wiecze­
rzy  tuż  obok  mnie.  B y ł  to  kupiec  z  Anachu,  miasta  leżące­
go  nad  Eufratem ,  tru d n ią cy  się  sprzedażą  bransoletek,  amu­
letów,  wstążek,  tasiemek  i  innych  tow arów   pomiędzy  Bedu- 
inam i  pustyni.  Zaczął  on  ze mną  rozmowę  i bardzo  mię  po­
lu b ił.  Poczem  o d d a lił  się,  zwłaszcza  że  i  skromna  wieczerza 
skończyła  się,  i   trzeba  się  było  zabierać  do  spoczynku. 
Wyszedłem  i  ja   z  m oim i  towarzyszami,  i  położyłem  się  spać


Yüklə 11,71 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   76   77   78   79   80   81   82   83   ...   106




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə