Portrety literackie



Yüklə 11,71 Mb.
Pdf görüntüsü
səhifə47/106
tarix01.08.2018
ölçüsü11,71 Mb.
#60023
1   ...   43   44   45   46   47   48   49   50   ...   106

piącej,  ja k   owe,  które  M ickiew icz  odm alow ał  w   je d n ym  
z  K ry m s k ic h   Sonetóic.  Strach  bierze  spojrzeć  w   nie,  bo  za 
spojrzeniem,  za  m yślą  i   człowiek  może  się  stoczyć  w   te 
bezdnie...  a  je d n a k   ciągnie  ku  niej  ja k a ś   demoniczna  siła, 
coś,  czemu  się  oprzeć  niepodobna.  To  wszystko  byłoby 
je d n ym   więcej  dowodem,  że  nic  nie  zajmuje  bardziej  i  sta­
teczniej  niż  studyum  wewnętrzne  serco,  ludzkiego,  nic  ta k  
nie  pociąga  ja k   bezmiar  boleści.  Serce  ludzkie  obrabiane 
od  w ieków ,  zdaje  się  być  niewyczerpaną  kopalnią;  zawsze 
znajdzie  się  ktoś,  co  ojłowiaukę  zapuści  w   niezbadane  t a j­
n ik i,  lub  ta k i  zuchwały  nurek,  co  nie  zlęknie  się  potworu 
i   h y d ry ,  i   pójdzie  m iędzy  nie,  aby  zdać  sprawę  ze  swojej 
w ycieczki.
M a rya  przecież  nie  samej  powieści  w inna  swój  roz­
głos,  a jeszcze  mniej  kommentarzom  historycznym ,  w yja śn ia ­
ją c y m   zdarzenie,  na  którego  tle  osnuta.
Powieść  bardzo  je st  prosta,  a  niemniej  dramatyczna.
Magnat  u kra iń ski  ma  syna,  k tó ry   skrycie  poślubił 
miernej  sytuacyi  szlachciankę.  Duma  w ielkiego  pana  cier­
p i  na  tem  i   postanawia  usunąć  przeszkodę  jego  am bitnych 
w idoków   dla  syna. 
K u lig   złożony  z  oprawców  najeżdża 
dom  szlachcica  i  pozbawia  życia  niew inną  ofiarę... 
M łody 
małżonek  wróciwszy  nocą  z  w y p ra w y   na  kosz  tatarski,  za­
miast  ukochanej,  zastaje  trupa...
M otyw ów   tragicznych  nie  b ra k  tu,  ja k   w idzim y, 
i  z  m otyw ów   tych  um iał  skorzystać  poeta:  atoli  ta k ie j  tra ­
giczności  nie  b ra k   w   G ra żyn ie   i  w   K o n ra d zie ,  i  w   Z aniku 
K a n io w skim ,  w   któ rych   to  poematach  znać  nierównie 
w praw niejszy  rysunek, biegłejszą  kompozycyę,  wiersz  lepiej 
ulany,  precyzyę  wyrażeń,  a  nadewszystko  to  pełne,  szero­
k ie   oświetlenie,  na  ja k ie m   zbywa  M a r y i,  trzymanej  w   g ru ­
bym  cieniu  tajemniczości  i  domysłów.
Kommentarz  historyczny,  w yw odzący na ja w   zdarzenie, 
wałęsające  się  ledwo  w   mglistem  podaniu,  niewiele  przy­
czynił  się  do  nadania  większego  znaczenia  M a r y i,  k tó ra  
sama  w   sobie  wzięta,  m iała  ju ż   takowe. 
Czy  ta  M a rya  
b y ła   rzeczywiście  Gertrudą,  czy  wojewoda  b y ł  panem  Sa- 
lezym  Potockim ,  czy  oprawcy  udaw ali  M oskali,  czy  zamas-
D zieła  Lucyana  Siemieńskiego. 
Tom  5. 
10
A N T O N I  M A L C Z E W S K I. 
145


kow any  kulig?  czy  ofiarę  utopiono  w   p rze rę b li,  c z y ją   udu­
szono?  nie  pomagało  to  ani  szkodziło  u tw o ro w i  Malczew­
skiego. 
Poetyczna  kreacya  szła  górą  nad  temi  szczegóła­
mi.  B y ł  to  św iat  skończony  dla  siebie  i  w   sobie,  n ib y  ob­
ło k   z  bogami  Olimpu  przesuwający  się  nad  ziemią...
Nie  śm iałbym   przeto  utrzym yw ać,  że  M a ry a   stała  sa­
mą  powieścią,  samym  romansem,  cbociaż  może  się  znaleźć 
rodzaj  czytelników   w   pewnem  położeniu,  któ rzy  chcieliby 
M a ry e   uważać  za  wym ow ną  protestacyę  przeciw  nierów ­
ności  stanów,  pysze  rodowej  lub  m a jątkow ej,  któ ra   pom ia­
ta   najheroiczniejszą  miłością  i   z  zimną k rw ią   rozdziera  lub 
zabija  dwa  serca,  nic  niewiedzące  o  tych   tam  różnicach... 
Zapewne,  niejedna  w   tem  położeniu  znajdująca  się  istota 
mogła  znaleźć  echo  swych  przekonań  i   uczuć  w   M a r y i, 
a  tragiczne  sytuacye  stosując  do  siebie,  karm ić  się  ja k  
M itry d a t  tem i  truciznam i,  do  któ rych   dusze  cierpiące,  me- 
łancholiczne,  m ają  niezwyciężony  pociąg,  nie  żeby  im   p rz y ­
nosiły  pociechę  i   ulgę  uspokojenia,  lecz  żeby  w   w ym arzo­
nych  torturach  widzieć  swoje  własne,  w   ję ka ch   rozdartej 
duszy  odgłos  własnego  rozdarcia.  Człowiek  ranami  o k ry ­
ty ,  często  z  holu  ją tr z y   je ,  choć  się  goją  —   ta k   samo  dzie­
j e   się  z  ranam i  serca,  któ re   rozjątrzać  najw iększą  byw a 
pokusą  cierpiących  z  m iłości,  póki  nie  doprowadzą  się  do 
stanu  rozpaczy,  decydującego  zw ykle,  bo  albo  następuje 
koniec,  albo  uzdrowienie.
Poemat  Malczewskiego  ma  pełno  tych  czarnych  myśli, 
które  mogą  rozpacz  podsycić  i  doprowadzić  ją   do ostatnich 
granic  moralnego  przełomu. 
T y lk o   ten,  co  przechodził 
w szystkie  szczeble  rozpaczy,  ty lk o   ten  zdolen  b y ł  w y k o ­
pać  takie  przepaści.
A to li  nie  samemi  czarnemi  m yślam i  i   zdesperowanym 
na  św iat  poglądem  robi  sobie  M a ry a   zwolenników;  ma  ona 
mnóztwo  róż  powplatanyeh  w   te  ciernie,  mnóztwo  miejsc, 
gdzie  uczucie  wzajemnego  affektu  odzywa  się  ta k   pieszczo- 
nem,  czarującem  słowem,  że  nie  ma  cokolw iek  zajętej 
g łó w k i  lub  serca,  żeby  nie  dostało  zawrotu  lub  nie  w y ­
buchło  płomieniem.  W iem y,  ja k   każdy  sentyment  łakom ie 
chw yta  wszystko,  co  go  podnieca  i  żyw i.  K tóraż  kobieta
146 
D Z IE Ł A   Ł U C Y A N A   S IE M IE N S K IE G O .


A N T O N I  M A L C Z E W S K I. 
147
nie  powie:  że  poeta  podsłuchał  je j  tajemnicę,  że  je j  w y ­
k ra d ł  z  duszy  te  wiersze:
Czy  M arya  ciebie  kocha?  mój  drogi,  mój  m iły!
W ięcej  niż  kochać  wolno  i   niż  mogą  siły,
W ięcej  niż  w ątłe  serce,  gdy jem u  ju ż   zadość,
Znieść  może....
albo:
T a k   m i  le kko ,  ta k   słodko,  ta k   m i  nic  nie  trzeba, 
Jakbym   w   twojem   objęciu  leciała  do  nieba.
Jakaż  oblubienica  nie  przysw oiłaby  sobie  tego  pro­
gram u  M a ry i,  g d y   go  składa  w   objęciach  swego  W a ­
cław a?
Cieszyć  się  twą.  radością,  tw ó j  smutek  łagodzić,
I   myśleć  ty lk o   o  tern, czem  tobie  dogodzić,
Ryć  tw oich  ch w il  osłodą,  czasem  ich  ozdobą,
Ż yć  dla  ciebie  i  w   tobie,  umierać  przed  tobą,
I   w   tej  ostatniej  ch w ili,  choć  w   cierpień  natłoku 
Gasnącym w zrokiem  szczęście  składać w  tw ojem  o k u itd .
Zdarzało  m i  się  nieraz  słyszeć  te  ustępy  w   ustach 
niewieścich,  w ym aw iane  tym   łzaw ym   głosem,  k tó ry   b y ł 
m iarą  wzruszenia;  im   to  zawdzięcza  M a ry a   to  niesłychane 
powodzenie  u  p łci  pięknej,  m ianowicie  w   epoce  b liz k ie j  od 
swego  ukazania  się  i  do  la t  temu  kilkunastu,  k ie d y   pano­
w a ł  w   tow arzystw ie  pew ny  nastrój  sentym entalny,  ja ka ś 
1‘omansowość  bujająca  po  nad  p ra k ty k ą   życia  i   w yracho­
wane  p ew niki. 
Miłość  uchodziła  w tedy  za  niezbędny jesz­
cze  element  w   ż y c iu ' mężczyzny  lub  ko b ie ty;  przynajm niej 
nważano  j ą   za  wieniec  zapędów  młodocianych,  za  ideał 
szczęścia,  k tó ry   choćby  zaw iódł  w   rzeczywistości,  niem nićj 
blaskiem  swym   złocił  dni  pochmurne,  cu kro w a ł  gorycze.
N ic  dziwnego,  że  M a ry a   stała  się  rodzajem  rade  me­
w im   rozkochanych  lub  do  m iłości  tęskniących.
Przym iot  ten  wiele  się  p rzyczyn ił  do  spopularyzowa­
nia  je j  w  czytającym   świecie,  któ ry,  g d yb y  go  spytać,  j a ­


Yüklə 11,71 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   43   44   45   46   47   48   49   50   ...   106




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə