Portrety literackie



Yüklə 11,71 Mb.
Pdf görüntüsü
səhifə55/106
tarix01.08.2018
ölçüsü11,71 Mb.
#60023
1   ...   51   52   53   54   55   56   57   58   ...   106

wartość  szalą  k r y ty k i,  na  p ie rw ia s tk i  rozkładać je g o   u tw o ry 
często je d n ym   tchem  rozbolałej  duszy  ulane?  Czy  tez  w   k ilk u  
w yb itn ych   rysach  ująć  rodzaj  natchnień,  scharakteryzować 
ję z y k ,  k tó rym   do  współczesnych  przem awiał,  podbijając, 
czarując,  słowem  zdobywając  w p ły w   na  tę  społeczność? 
wśród  któ re j  stał  z  Jeremiaszową  i  wieszczą  pieśnią?
Mniemam,  że  ta  ostatnia  metoda  odpowie  i   czci,  ja k a  
męża  tego  otacza,  a  to  tem  w ła ściw ie j,  że  nie  wiem  ja k b y  
inaczej  obejść  się  można  z  poetą  robiącym   takie  wyznanie:
Ton  m i  serce,  ta k t  wdzięczność,  prawTda  stru n y  dała,
Co  tam  miłość  szepnęła,  to  ręka  w ygrała....
albo:
F le tn i  m oja,  p o tłu k łb y m   cię  pod  tą  topolą,
Gdybyś  się  m ia ła   kazić  kłam stwem   lub  swawolą.
W   wyznaniu  tem,  włoźonem  w   usta jakiegoś  pasterza, 
gdyż  ty lk o   w   form ie  sielamd  uchodziło  w tedy  robić  oso­
biste  w yznania  —   zaw ierała  się  ja k b y   przysięga,  ślub  mło­
dości  na  wierność  kapłaństw u  poezyi,  a  więc  program   poe­
tycznego  i  literackiego  zawodu,  dotrzym any  do  ostatniej 
godziny  życia,  przekazany  potomności.  K ie d y   to  pisał,  im ię 
jego  było  nieznane,  i  zdaje  się,  że  nawet  nie  m a rzył 
o  współzawodnictwie  z  koryfeuszami  dw orskiej  poezyi,  na­
zyw ając  sam  siebie  „w ró b le m ,”  k tó ry
z  temi  orłam i 
N ie  m ógłby  latać  górnemi  szlakami.
A   jednak  ju ż   w tedy  ton  jego  pieśni  różnił  się  pewną 
smętnością  od  tonu  m uzy  officyalnej,  dow cipnej,  trzeźwej, 
w ym uskanej,  powagą  klassyczną  przesiąkłej;  fa ktu ra   w ie r­
sza  zdradzała  się  u  niego  pewnem  zaniedbaniem,  a  s ty l 
w yrażeniam i  branemi  z  potocznej  mowy,  co  w   oczach  ów­
czesnych  arystarchów   gustu  nie  rokow ało  mu  powodzenia. 
D la   tego  też  przeszedł  niepostrzeżony,  nigdzie  niewspom- 
niany,  podobny  w   tem  do  piękności  wychowanej  w   zaciszu
170 
D Z IE Ł A   L U C Y A N A   S IE M IE N S K IE G O .


domowem  lub  klasztorze,  któ ra   dopiero,  gdy  pójdzie  za 
maż, 
o b u d z ą  
podziw,  i  wszyscy się  pytają:  J a k  ta k i  k le jn o t 
m ógł  sie  ucbowae,  żeśmy  o  nim   dotąd  me  w ie d zie li..
Woronicz,  p ó ki  nosił  w   sobie  ty lk o   przeczucia  nie­
szczęść  póty  nie  ro b ił  żadnego  wrażenia  melancholiczną  nótą. 
swej* fletni;  dopiero  gdy  nieszczęście  dojrzało,  a  on  je   po­
ślubił,  pieśń  jego  grzm iała  ja k   archanielska  trąba,  budząca 
z  grobów  w ie lk ie   postaci,  które  ja k   w   dniu  zadusznym 
processyonalnie  oprowadzał  po zwaliskach,  i   poróiNnywając 
dawne  sław y  z obecnym  upadkiem,  b ra ł  niebo  na  św iadka, 
i  korząc  sie  przed  gniewem  pańskim,  uznaw ał  w   mm  t y ł vO 
karę  i* próbę  przem ijającą.  W   poprawie  obyczajów,  w  roz- 
goraceniu  serc  czerpał  on  w iarę  w   przyszłość.
• 
*  T a k a   b yła   teorya  jego  Muzy,  takie  wewnętrzne  prze­
konanie,  ta k a   dążność  całego  życia.
Czysty  ten  niepokalany  duch,  ja la   k ie d y k o lw ie k   ry - 
,mem  przem awiał,  stał  się  organem  tego  idealnego  państwa, 
które  nie  m ając  miejsca  w   rzeczywistości 
schroniło  się 
w   skrytości  dusz,  i  ztamtąd  przy  każdem  zdarzeniu  prote­
stowało  i   upominało  się  o  sprawiedliwość  u  świata,  o  swoje 
nieprzedawnione  prawa.  To,  co  starożytni  nazyw ali:  os  ma­
gna  sonaturum ,  znacliodziło  się  w   jego  poetycznym^  oiga- 
nizmie;  ztąd  powinowactwo  W oroniczowskiej 
u y   7 
e) 
ra jską ,  śpiewającą  Boga  i  naród  w yb ra n y,  zawsze  i i   po 
łączeniu  nieba  z  ziemią,  kościoła  z  ludem,  niepojmująeego 
nawet,  ja k b y   to  święte  przymierze  mogło  być  kie  y  'o   wie
rozchwiane. 

,  ,
Lecz  zbliżm y  się  do  osoby  wieszcza-kapłana,  zeby  się 
lepiej  przypatrzyć  człow iekow i,  w   k tó rym   siedział  ten  < uc 
w ysoki,  o 
j a
k i m
 
rzekło  się  w yżej;  zbliżm y  się,  zeby  mu 
towarzyszyć  w   pielgrzymce  żywota,  pełnej  tych  siadów, 
które  w ydeptała  pobożna  praca  i   miłość. 
^
W oronicz  urodzony  na  W o łyn iu   w   ro ku   l i o i ,   oddany 
został  do  szkół  jezuickich  w   Ostrogu. 
W   m łodym   w ieku 
w stą p ił  do  ich  zakonu,  a  po  skończeniu  nauk  pośw ięcił  się 
zawodowi  nauczycielskiemu  w  tych  samych  szvO  ac  ,  g  zie 
b y ł  uczniem.  Sam  to  o  sobie  napisał  w   jednej  z  sie­
lanek :
J A N   P A W E Ł   W O R O N IC Z.


Ośm  la t  na  bąkach,  ośm  na  szkolnych  szlochach; 
Trzecie  ośm  na  pierw otnej  usłudze  kra jo w e j...
Chłopiec  szesnastoletni  zostałem  stoikiem ,
A   dziatw ie  mistrzem,  ojcem  i  kró lik ie m  
W   mój  platońsko-babińskiej  rzeczypospolitej,
Rozdając  krzesła,  ordery,  zaszczyty;
Jakoś  ty le   zachęty  szlachetne  w skórały,
Że  ten  przełuduy  chwałą  drobiazg  m ały 
Prędzej  wzrastał,  niż  indziej  drągal  pod  nahajem.
N a  popraw niejszy  system  prowadzenia  młodzieży  przez 
łagodną  perswazyę  i  zachętę  w idać  sam  tra fił  w   p ra k­
tyce  m łody  nauczyciel,  wyższy  zdolnościami  i  sercem  od 
współczesnych  rutynistów ,  ufających  raczej  w   silną  rękę 
niż  głowę...
Ten  rys  zapowiada, ja k ie g o   będzie  m iał  z  niego  kościół 
dusz  pasterza...
Po  zniesieniu  zakonu  Jezuitów,  z  k tó ry m i  spędził 
pierwszą  część  życia,  przeniósł  się  z  Ostroga  do  W arszawy.
Zdaw ałoby  się  z wyznań  zrobionych  w   poemacie:  L is t 
do  p rz y ja c ie la ,  że  z  wyjazdem  jego  do  stolicy  łą czył  się 
także  interes  fa m ilijn y ,  ja k iś   proces,  którego  dochodzenie 
w łożyło  nań  młodsze  rodzeństwo. 
Szło  w idać  o  krzyw d ę  
zadaną  m ałoletnim   przez  jakiegoś  opiekuna,  snadź  k re w ­
niaka,  co  bezbronnych  odarł,  a  potem  w y p a rł  się  k rw i.
Przetrząsłem  mchem  porosłe  archiw a  i  grody, 
Dochodząc  z  k łę b k a   tej  k rz y w d y   i   szkody;
Stawiłem   z  swych  wskrzeszone  grobów  nieboszczyki 
Za  nieomylne  św iadki  i  p ra w n iki.
Sprawa  poszła  przed  sędziów,  a  ci  w y d a li  dekret:
T a   sprawa  niepraw na  i  krzyw a ,
Bo  je s t  z  mocniejszym,  chociaż  spraw iedliw a!
N a  ten  w y ro k   zasępiło  się  niebo  i  b iły   pioruny...
K re w   dusz  zgubionych  niew innie  spadła:
17 2' 
D Z IE Ł A   L U C Y A N A   S IE M IE N S K IE G O .


Yüklə 11,71 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   51   52   53   54   55   56   57   58   ...   106




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə