176
D Z IE Ł A L U C Y A N A S IE M IE N S K IE G O .
brane z natury, czyli z pierwszej rę k i — w ypadło m i pod
nieść je z zapomnienia; w nich bowiem odzyw ają się nie
kłam ane uczucia, głos z serca wprost idący, nie przez alem-
b ik ja k ie g o wzoru, ale żyw y praw dą obserwacyi, na sobie
i na tem co nas otacza zrobionej.
W ydane to wierszem
ciężkim, niepoprawnym rymem — za to w wyrażeniach
ja k a prawda, ja k a świeżość! zgoła całkiem odmienny ton
od tonu, na ja k i wszyscy współcześni śpiewali.
Jest coś
szczerego, niewyszukanego w tem opowiadaniu przygód
życia wcale nieromansowych; je st ciepło w ia ry , ufność
i poddanie się Bogu... Czytając te sielanki, czujesz, że mó
w i za siebie i nie chce być ani Teokrytem , ani Gesne-
r ’em, ani Naruszewiczem — ty lk o samym sobą.
D w orski kodeks poetyczny litosnem okiem m ierzył
ta k i wyrób domowy, niem ająey uprzyw ilejow anego stempla
z popiersiem starożytnego lub francuzkiego klassyka, i za
trą ca ją cy ja kie m iś wyobrażeniam i i wierzeniam i, z którem i
ta k zwany duch w ieku nie chciał w żadną wchodzić ugodę.
Z b ity z tropu poeta mniemał, że lepiej da się poznać
i sławę od razu zdobędzie, gdy rzuciwszy pastuszą piszczał
kę, pocznie brzdąkać na gitarze pochwały możnych mece
nasów.... T y ra n ia panującego smaku byw a ta k nieubłaga
na, że rzadko, chyba nadzw yczajny geniusz, potrafi nie
uledz je j. On uległ wszechwładnej pani— ale je g o uczciwa
prostota i tu p ła ta ła mu figle, najczęściej bowiem b ił
w struny na cześć tych ludzi, co w ystaw ieni b y li na po
ciski zawiści łub stronnictw. M iędzy in n ym i dość w ym ienić
księdza Olechowskiego archidyakona, k a p itu ły kra k o w s k ie j,
k tó ry ścigany przez mniemanych p atryotów za wzięcie
w kuratelę biskupa Sołtyka, licznych doznał przykrości od
ta k zwanej o p in ii publicznej. Poeta nieuprzedzonemi oczy
ma pa trzy na tę sprawę i staje w obronie księdza Ole
chowskiego wr tym pięknym wierszu:
Zgw ałciłeś prawo! pełno wszędzie w rzaw y:
W in ią , skazują, nie słuchając sprawy....
A le cóż czynić? znoś mężnie te losy,
T a b yła z w ieków niewinności dola....
Cierpieć i wznosić ręce pod niebiosy....
Jako burzyciel i bogów, i prawa,
Sokrat, m istrz cnoty na sąd powołany,
Stanął A teny zagłuszyła wrzawa....
K reskują.... Sokrat na śmierć ju ż skazany...
„B ó jcie się Boga ludzie! człek bez w in y !”
W o ła ją starzy wśród tłum nej gawiedzi.
„Cóż ztąd? Niech umrze! m y za jego czyny
Potem mu posąg w ystaw im y z miedzi.,..”
W iększa narodu część i jego głow a
Lepiej cię ceni— zasługi w yśw ięci;
Złość się otruje, płocha skończy mowa,
A czas niezw iędłej poda cię pamięci!
Im ię Olechowskiego nie nabrało w dziejach rozgłosu,
to łączy się ty lk o z głośną sprawą Sołtyka; k to b y więc
chciał odegrzać ten zapomniany proces i mieć o nim bez
stronne wyobrażenie, musiałby trzymać się na wodzy i nie
koniecznie iść za namiątnemi pismami, które dla tego n a j
więcej g a rd ło w a ły za biskupem, żeby przez to daw ny ja d
konfederacki w ylać na króla, pochwalającego postępek księ
dza
a rch id ya ko n a
Biskupa cierpiącego pomieszanie
zmysłów chciano zrobić do ostatka męczennikiem patryo-
tyzmu.... P ra w y sąd Woronicza nie dał się zbałamucić, choć
gorętszego m iłośnika k ra ju i kościoła nad niego nie było.
Jeżeli w owych czasach la n y parnaskie sypały h o jn y
plon m agnackim domom, to należało również do zwyczaju
praktykow anego i przez najwstrzem ięźliwszych rymopisów,
^eby kró la , protektora poezyi i lite ra tu ry , obdarzyć bodaj
jedną odą, lub rym ow anym listem. W każdym zbiorze w ier-
szów z tej epoki musi być koniecznie coś do k ró la z w ię k
szą lub mniejszą przymieszką kadzidła.-..
I I oronicz nie
u c h y lił się od złożenia hołdu swojemu monarsze; ale uchy
li! się od p rzyję te j metody, gdy w spaniałą pieśnią w yśp ie
w a ł pamięć tych bohaterów i uczonych narodu, k tó ry c h
popiersia i p o rtre ty zdobiły nowe pokoje królew skiego
zamku.... Chwałę i cnoty w ie lkich przodków s ta w ił mu
przed oczy, byna jm n ie j nie mówiąc: „Zrów nałeś się z n im i,”
lub: „Przeszedłeś ich !” — ale pojm ując i jego położenie, i o k o
liczności obecne, podejm ował m yśl polityczną, któ rą za
D zie ła Lueyana Siemieńskiego. Tom V .
12
JA N P A W E Ł W O P O N IC Z .
zbawienną clla k ra ju uważał osobliwie w tym ustępie, gdzie
mówi:
N ie wielkością, o bracia! nie pow iatów lik ie m
Rosną państwa i chwałą swą sięgają nieba.
R unął ów św iatow ładny Rzym przed A la ry k ie m —
A opasłe zaborem królestw carstwa wschodnie
N ie m ogły połknąć Aten n i Lacedemony:
N aopak w oczach naszych B ataw y zachodnie
Posiały swe na błotach miasta i zagony....
Bracia! gdzie się narody nawznak pochylają,
W różą im , ja k kom ety ja k ie , w o jo w n iki....
A g d y się na potęgę i wzrost zabierają,
Z gody im i pokoju szle Bóg m iłośniki.
Czterdzieści K rzyw ousty w y g ra ł b itw w Pomorzu,
Wszelako syny jego w państwach podrobnieli....
W z ią ł k ra j prawa, oświatę i rząd w Kazim ierzu,
I m y po tym gościńcu sław y dobieżeli....
W całym tym wierszu „N a nowe pokoje w zam ku”
przezierał ju ż ton podniosły późniejszego śpiewaka S y b illi.
D la k ró la nie było tu innego przysm aku, ty lk o w ostatnich
dwóch wierszykach zam ykających poemat, a zwróconych
do narodu:
Szanujcież w y waszego (kró la ) ja k Palladę w T ro i,
A jeszcze wasza T ro ja w la u ry się ustroi.
D ziew ięćdziesiąt la t z górą, k ie d y ten wiersz b y ł na
pisany (1783), a przestrogi w nim zawarte dotąd nie stra
c iły swojej wartości. Każda tam praw da policzoną być mo
że do naszych praw d żywotnych. N ie w sile ram ienia,
lecz w sile moralnej w id zi on zbawienie i tryu m f, i w tem
proroctw ie nie m y li się, ja k się nie m y liła Kassandra.
D ziw na rzecz, iż w spaniały ten rym przesunął się
bez rozgłosu; tego nie mogę czemu innemu przypisać, ty lk o
bardzo zepsutemu sm akowi panującemu w stolicy. Płeć
piękna, um iejąca na jle p ie j w yzyskiw ać to, co do je j uczu
cia przemawia, ęo ją może sfanatyzować, — w idać nie po
17S
D Z IE Ł A Ł U C Y A N A S IE M IE Ń S K IE G O .
Dostları ilə paylaş: |