Portrety literackie



Yüklə 11,71 Mb.
Pdf görüntüsü
səhifə59/106
tarix01.08.2018
ölçüsü11,71 Mb.
#60023
1   ...   55   56   57   58   59   60   61   62   ...   106

K a rp iń s k i  zagospodarował  się,  trzebiąc  lasy  w   zapadłym 
kącie  Polesia;  Trem becki,  elegancki  szambelan,  zaniedbał 
sie  i   w o ła ł  żyć  z  w róblam i  niż  z  ludźm i;  K n ia źn in   na 
obłąkaniu  z  m iłości  skończył  swój  zawód  pisarski;  Zabłocki, 
sa ty ry k   polityczny,  został  księdzem;  K ra s ic k i  zapomniał,  że 
niegdyś  m ia ł  dowcip  na  zawołanie;  Dm ochowski  przebyw ał 
za  granicą,  a  Niemcewicz  podróżował  po  now ym   świecie...
W szyscy  oni  p rz y w y k li  śpiewać  na  w olną  nótę,  zbie­
rać  o klaski,  wszędzie  gdzie  ję z y k ie m   ich  mówiono;  teraz, 
g d y  się  porozcinały  najbliższe  k r w i  zw ią zki  i  sąsiedzka 
zażyłość,  a  nowe  organizmy  usuw ały  daw ny  przyrodzony 
organizm,  w tłaczając  go  w  obce  form y— pozawieszali  lu tn ie  
na  wierzbach  płaczących,  pow tarzając  z  Dawidem :
Co  nam  innego  czynić?  je n o   płakać  smutnie,
Powieszawszy  po  wierzbach  niepotrzebne  lutnie...
W oronicz,  k tó ry   nie  należał  do  dworu  i  n ig d y   n ie  
d z ie lił  św ietnych  try u m fó w   starszej  braci  w   A polłinie,  zo­
stał  sam  jeden  tłómaczem  wierzeń,  kapłanem  na  straży 
świętego  ognia... 
Jeżeli  uczucie  te  pielęgnowano  w   zaci­
szy  domowej,  to  i  W oronicz,  wszystko  co  w yśpiew ał  w   tym  
czternastoletnim  peryodzie,  ja k   H y m n   do  Boga,  Assarm ot, 
Pieśń  o  Lechu,  Sejm  w iś lic k i,  nakoniec  Ś w ią ty n ia   S y b illi, 
krą żyło   ty lk o   z  rą k   do rą k ,  z  ust  do  ust  w  przepisywanych 
kopiach;  wszakże  niem niej  było  znane,  a  i  odciskało  się 
może  silniej  w   sercach  i  pamięci  niż  te  d ru ki,  pod  któ rych  
stosami  ję c z y   dziś  społeczeństwo  niemające  wiele  pociągu 
do  czytania...
Z nalazł  je d n a k   W oronicz  k a n a ł  jeden,  k tó rym   pomys- 
ły   je g o   m ogły  się  swobodniej  w   św iat  przedrzeć. 
Ilzą d  
p ruski  w   W arszawie  zamierzywszy  sobie  zniemczenie  na­
bytych  p ro w in cyj  na  drodze  a d m inistracyjne j,  mniej  b y ł 
d ra ż liw y   na  rozw ój  lite ra tu ry   i  ję z y k a ,  byle  ten  zaw ierał 
się  w   obrębie  prywatnego  przedsięwzięcia.  Z e zw o lił  też  na 
zawiązanie  Tow arzystw a  P rzyjaciół  N auk,  do  którego  gro­
na  należał  od  samego  początku  i  nasz  W oronicz.  T u  mu 
się  zaraz  nastręczyło  pole  do  poruszenia  k w e s ty i  bardzo
5 Ę T  
D Z IE Ł A   L U C Y A N A   S IE M IE N S K IE G O .


J A N   P A W E Ł   W O K N IC Z .
183
żywotnej  i  dotąd  jeszcze  nieporuszanej.  W  ro ku   1803,  na 
publicznem  posiedzeniu  czytał  on  rozprawę  o  Pieśniach, 
w   której 
w y s tą p ił  z  pomysłem 
ułożenia  piesnioksięgu 
z  pieśni  re lig ijn ych ,  m oralnych  i  historycznych;  do  p ie rw ­
szych  w skazał  źródła  dawniejsze  i  zalecał  z  nich  w y b ó r; 
drugie  om ów ił  i  także  ra d z ił  czerpac  z tego,  co  m iała  lite ­
ratura;  do  trzecich  pow ybierał  z  dziejów  p rz y k ła d y .  Ustęp 
ten  godzien  uw agi,  bo  zakreśla p la n ,  k tó ry   później  urzeczy­
w is tn ił  Niemcewicz  w   swoich  Śpiewach  historycznych.
„K tó ż b y   naprzykład  -   mówi  W oronicz  —   nie  chciał 
widzieć  ożyłej  w   pieśni  owej  Rzepichy?  Z  ja k ą   się  ona 
uwinnością  po  wszystkich  kątach  domu  krzątała,  a by  dwóch 
nieznajomych  pielgrzym ów   do  je j  ch a tki  p rzyb yłych   na­
karm ić  i   uczcić,  kie d y  tymczasem  jej  mąż  ostatnią  kadzią 
miodu  zgłodniałych  naszych  rycerzów  uraczał! 
K to b y  się 
nie  rozrzew nił  pamiętną  w a lkę   Orestowej  p rz yja źn i  m iędzy 
Leszkiem  B iałym   a  Go workiem?  K ogoby  nie  nauczył  zgodę 
sąsiedzką  m iłow ać  ów  Saryusz,  przodek  rodu  Zam ojskich, 
k tó ry   na  pobojow isku  pod  Płowcam i, 
ranam i  o k r y ty , 
trzewa  w yd a rte   re ką   w   siebie  tłoczący,  litującem u  s.ę  Ł o ­
k ie tk o w i  odpowiada:  „ T o   nic 
k r ó lu ! 
wszystko  dobre
i   znośne  dla  ojczyzny,  gorszy  z ły   sąsiad!”  
K to b y   się 
słusznie  nie  nadął  ową  wspaniałością  Jana  Abdauka,  co 
niekupiony  cesarskiemi  skarbam i,  złoto  do  złota  dorzucił? 
W   podobnem  zdarzeniu  pokazał  się  p ra w d ziw ym   Polakiem 
ów  K rzyszto f  Zbaraski,  k tó ry   godząc  się  z  T u rk a m i  o  w y- 
kupno  z  niew oli  Polaków ,  k ie d y   za  ta k   dro g i  tow ar  hojnie 
szafował  szkatułą,  chciał  go  w ezyr  przynajm niej  w t e m  
Upokorzyć,  aby  z  o d k ry tą   głow ą  sułtana  uszanował:  „G ło ­
wę m i w przódy zdejmiesz niż 
c z a p k ę ”

odpowiedział Zbaraski. 
Nie  o  czapkę  zapewne  mu  chodziło.” 

,
D la   nas  dzisiaj  społecznemi  kw estyam i  zaprzątm oni eh 
może  mniej  w yda  się  doniosłą  i  ważną  ta  strona  historyczna, 
ja k ą   W oronicz  podniósł  i  o ż y w ił  la t 
t e m u  
z  górą  sześćdzie­
siąt;  na  owe  czasy  je d n a k,  kie d y   rozbite  państwo  zepchnię­
te  było  ze  stanowiska  historycznego  w  ż\ cie  pryw atne, 
zajęcie  go  obrazami  przeszłości  było  głębokim   ^  i   bardzo 
tra fn ym   pomysłem.  T a k i  ideał,  ja k i  W oronicz  chciał  wszcze­
p i ć  w   duszę  ro daków ,  zbraeić  z  rzeczywistością,  b y ł  czy


stem  niepodobieństwem.  N ie  nadarmo  też  trz y  w   przedmio­
cie  tym   napisane  rozpraw y zawiązał  tym   ezterowierszem:
N ie  gorzał  ten  rodzinnym   ogniem  z  nieba  tchnionyra,
A n i  je j  cnotowlewczą  piersią  b y ł  karm ionym ,
A n i  na  je j  szacunku,  ni  się  znał  na  sobie,
K to   się  rad  z  nowym   bytem  żenił  na  je j  grobie.
P rzy  tych  rozprawach  liczniejsza  publiczność  pierwszy 
raz  słyszała  jego  hym n  do Boga  i jeden  ustęp  z  Lechiady... 
Z  ułam ków   tych  mogła  sądzić  o  innych utworach,  które  nie 
b y ły   przeznaczone  do  czytania  ze  w zględów   na  cenzurę...
We  wszystkich  tych  hymnach  i  poematach  w ym ienio­
nych  powyżej,  a  należących  do  tego  okresu,  panuje  zadzi­
w ia ją ca  jedność,  że  nie  powiem jednostajność  głów nej  m y ś li; 
praw ie  aż  do  znużenia  czytelnika,  choćby  najbardziej  k o ­
rzącego  się  przed  majestatem  przedmiotu...  Serce  i  głowę 
poety  jedno  ty lk o   zajm uje:  przeszła  wielkość  i   je j  upadek i 
co  po  za  tem  dzieje  sie  koło  niego  —  nie  w idzi,  nie  chce 
widzieć,  n i  słyszeć.  Zdaw ałoby  się,  że  sprawy  codzienne 
tego  padołu  ju ż   go  nie  obchodzą;  ta k  utonął  w   mrokach 
przeszłości,  ta k   zagłębia  się  źrenicą  w   najm glistszyek  p o ­
czątkach  za  odszukaniem  pow inow atych  plemion  z  poprze- 
kręcanemi  nazwami  przez  Greków, 
a  szuka  ich  choćby 
u  poduoża  niedokończonego  Babelu,  w   nadziei,  że  spotka 
gdzieś  praszczura  słowiańskiego  rodu,  i  w ędrując  z  nim 
przez  azyjskie  stepowiska  i  K a u ka zy,  uściśnie  p rz y   gnieź- 
dzie  orląt  Lechowych... 
Szczęśliwy, 
że  wydziercom  ze 
starej  siedziby  może  rzucić  w  oczy  rodowód  idący  od  k tó ­
rego  z  synów  patryarehy  Mezopotamii...  A   cóż  dopiero  g d y 
w yprow adzi  w   szranki  pewniejszą  historyę: 
owe  postaci
królów ,  hetmanów,  prymasów,  w ie lk ic h   kanclerzowi  ja k ż e  
pieści  się  z  ulubieńcami  swymi!  J a k  ich  stroi  we  wszystkie 
moralne  k le jn o ty   Plutarcha!  ja k   serce  mu  b ije   na  każdy 
try u m f  ich  cfręża!  a  ja k ie   łzy  padają  za  każdą  klęską! 
a  ile  przekłęctw  godnych  D ydony  w y s y p ie   na  odstęp- 
ców  Boga  i   odstępców  Rzeczypospolitej!...  R ozw inął  to  n a j­
zupełniej  i  najszerzej  w   S y b illi  podzielonej  na  cztery 
pieśni,  k tó ra   w   całym   swoim  układzie  najw ięcej  ma  syme-
T 8 ł 
D Z IE Ł A   L U C Y A N A   S IE M IE Ń S K IE G O .


Yüklə 11,71 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   55   56   57   58   59   60   61   62   ...   106




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə