J A N P A W E Ł W O KO N IC Z.
173
T a k na tych, co zabójczy w y ro k podpisali,
A potem na tych, któ rzy nim w y g ra li.
T u opisuje okropny zgon krzywoprzysięzców i głos
ich ostrzegający z głąbi grobów, że i tych, eo korzyść
odnieśli z cudzej k rz y w d y , czeka prędzej czy później
okropna kara...
M łody obrońca i rzecznik pokrzywdzonych nie upada
je d n a k na duchu, i pokładając całą ufność w Opatrzności,
„Co ż y w i wróble i rządzi niebiosy,”
odzywa się do swoich:
Azaż (rzekłem rodzinie) mało tych naliczym ,
K tórych fortuna srogim śmiga biczem?
Jeśli nam złość w yd a rła ojców naszych świetność,
Została we k rw i duszy ich szlachetność.
Zachęt do sław y wszystkich wznieść i odziać może:
Pracujm y i my, a Bóg dopomoże.
Pokazuje się. że adagium: Aide, to i, et Dieto ta id e v a 7
którego wynalazek p rzypisyw ali sobie k ra u cu zi ja k o swie-
ży i oryginalny, było ju ż u nas po pierwszym podziale
k ra ju w ybornie sformułowane w tem: „P ra cu jm y, a Bóg
dopomoże.”
Ów tedy proces je st niezem innem, ty lk o allegoryą p ro
cesu przegranego przez stronę słabszą z mocniejszym prze
ciw nikiem . Cały ten wstęp przedstawia się w tormie ta k
prostej, ta k naturalnej, że bardzo łatw o wziąć go można
za osobistą przygodę poety; tymczasem dobrze ro zp a trzyw
szy się w pismach W oronicza, przychodzę do przekonania,
że tam nawet, gdzieby się zdawało, iż swoje pryw atne
sprawy na scenę wprowadza, on w łaściw ie m ówi ty lk o
o rzecz}' publicznej, m askując to ja k im k o lw ie k z ż y c ia po
tocznego wypadkiem .
G dy zauważymy, że wiersz ten pisany w r. 1<8B, to
ju ż widoczna, ja k i natchnienie jego obrało kierunek od
samego wstępu w poetycki zawód.
T a k tedy, w racając do opowiadania, przegiaw szy ów
proces, a czując, że k ra jo w i koniecznie służyć potrzeba po
d łu g zdatności, s iły i cii cci — obrał „spokojniejsze życie
na Parnasie.”
Od dawna spoufalony z muzami, a do tego znudzony
bakalarstwem w zakątku prow incyonalnym , m ia ł nadzieję,
że talent jego zwróci na siebie oczy i zdobędzie sobie j a
kieś odpowiedniejsze stanowisko na w ie lk im świecie sto
łecznym; co tem więcej dodawało mu otuchy, że głos po
wszechny w k ra ju s ła w ił mądrego kró la , protegującego
poetów i uczonych,
Co wszedł z muzami w tra k ta t bardzo ścisły,
B y tem snadniej zwydrzałe ugłaskać um ysły.
Jeżeli poezya służyła za środek polityczno socyaluy,
co p ra ktyko w a ło się niem al od czasów Orfeusza i Amfiona,
nic dziwnego, że przez nią dawano się poznać i otwierano
sobie drogę do urzędów i zaszczytów. Tłóm aezy to również,
dla czego robienie wierszy stało się panującą manią w owym
ta k zwanym złotym w ie ku Augusta.
N ie w innym zamiarze p rz y b y ł do W arszawy i nasz
wyeliowaniec je z u ic k i — poeta i professor, nieznany jeszcze
na w iększej w id o w n i i sam nieznający tam żywego du
cha... Początek to z w y k ły każdej sław y mającej do w a l
czenia z ludźm i i okolicznościami, podobnej w tem do
owych średniowiecznych paladynów staczających w a lk i
z olbrzym am i, czarodziejami i fantomami, aby zyskać w koń
cu uśmiech lub wieniec z rą k pani m yśli tajemnych...
Wszyscy ludzie z wyźszem powołaniem geniuszu i talentu
m usieli staczać ta k ie turnieje, a co cięższa, przechodzić
przez zimną k ą p ie l obojętności, lekceważenia, zazdrości,
płotek i in try g , dopóki nie w y b rn ę li z tej toni, będącej
próbą ich przyrodzonych zdolności i hartu w o li.
„B e z p rzyja ció ł, pomocy, kredytu, zalety,
Biednaż to dola takiego poety!”
w o ła ł zrozpaczony m łody ksiądz i nauczyciel, gdy się u j
rza ł wśród obcych tw arzy, m ijających go obojętnie, nieza-
trzym u ją cych się nawet, żeby mu popatrzeć w oczy i w to
piękne czoło, siedlisko w ie lk ic h , szlachetnych m yśli.
174
D Z IE Ł A L U C Y A N A S IE M IE N S K IE G O .
■TAK P A W E Ł W O K O N IC Z.
175
Cóż mu to szkodzi, że nie zważają nań, k ie d y on
również na ten p stro ka ty w ir nie zważa i zapomina o wszyst-
kiem , on, kockanek poetycznych marzeń, zwłaszcza g d y się
zetknął z poetami głośnej sław y, ja k Trembecki, N a ru
szewicz i „żartow ny w purpurze Ju w e n a l,” ja k nazywa
Krasickiego. Geniusz ich nie d a ł mu spoczynku, w y ry w a ł
ze snów młodzieńczych, w yzyw a ł w z a iio d } na lutnie.
Począłem w iec wprzód sielskich piszczałek nad^ mac,
Chociaż nieraz m i przyszło gorzko się nazżymać,
Bo przyuczone flety sercu odpowiadać,
N ie m ogły m iejskich przekw intów wygadać.
Chwyciłem się g ita rk i potem, naprzemiany
W ielbiłem sławne w o kolicy pany.
Otoż i rzeczywistość wciągnęła go^ w swoje zębate
koła! Serce chciało śpiewać złote marzenia młodości i nie
znalazło słuchacza... A przecięż sielanki jego z owej daty
ja k : Alek.sys, E m ilk a , Bolechowice, Sen A n tk a Pawęży,
P ie ś n i w iejskie, o wiele są głębsze uczuciem i treścią niż
nadęte gesneryady Naruszewicza. Sielanka W oroniczowska
różniła się od panującego wzoru, i ju ż w tedy z a k ra d a ła
na powieść poetyczną osnutą na tle własnych wrażeń. Nie
szukał on nowej form y, ale ją znalazł w m elancholijnych,
czystych ja k spowiedź anioła, dziejach swego serca i życia,
niekiedy zaprawnych nawet tą dobrą kum orystyką staro
polską, ta k niepodobną do kwaśnego angielskiego humoru,
ja k niepodobne słoną w ilg o cią morską zamglone powietrze
do lutowego przym rozku iskrzącego się w słońcu. Nie ma
też w drobnych tych poematach ani k rz ty naśladownictwa
Gesnera lub F lo ria n ’a ,
sielankarzj- będących wówczas
w m odzie; prędzej domacasz się w nich - wysokiego na
stroju czw artej E k lo g i Marona. N ie m usiały też robić
w swoim czasie w ielkiego wrażenia ciche te k w ia tk i, co
pow'schodziły na ubocznej ścieżce, a nie na szerokim u b i
tym gościńcu — kie d y n ik t długo o nich nie wspom niał,
nawet późniejsi literaci. Dopiero w obecnym okresie, k tó ry
tem się od swych poprzedników w yróżnia, ż e ja k w poezyi,
ta k w sztukach pięknych, daje temu pierwszeństwo, co je s t
Dostları ilə paylaş: |