nieść clioćby skromną pomoc m ateryalną. N a coś więcej,
może ju ż i nie liczył.
K to się pilnie w patrzy, dostrzeże pew ny b ra k spokoj-
ności w tym utworze; tu i owdzie m ateryał zgęszczony, k tó ry
się jeszcze nie roztopił i niedobrze zlał z całością.
Znać
tam co szło od jednego rzutu, a co się mozolnie sklejało.
Delikatne uczucie artystyczne zadaje sobie widoczny gw ałt,
ale k rz y k duszy przemaga, i grobowe to ecbo rozlega się
po zielonym stepie, po tej sielskiej zagrodzie ocienionej l i
pami, miesza się do wesołej zabawy i odbiera im w ła ściw y
charakter prostoty, spokoju i poddania się w yrokom w y ż
szej w oli. Jest coś w tym ję k u rozdartej duszy nieliarmo-
nizującego ani z naturą miejsca, ani ludzi, ani zdarzenia,
aczkolwiek pełnego tragicznych motywów. Z tego powodu
robiono zarzut M a r y i, że nie je s t poematem narodowym
czystej w ody; zarzut ten nie ubliżałby je j; na to możnaby
powiedzieć: Tem lepiej, bo do całego św iata należy,—i jest
W
tem niemało praw dy, je że li przypom nim y sobie, ile to
razy była tłumaczona na obce ję z y k i... W łaśnie te poetyczne
a parte, w któ rych poeta w y c h y la się ze swego przedmiotu,
a raczej, gdzie spuszcza się w głąb siebie, i z czeluści
tych w yw ló kłszy blade widm o rozpaczy, każe mu siedzieć
przed sobą,— o ile robią k o lo ry t powieści ponurym, o ty le
znowu dają m iarę o wewnętrznym stanie pisarza, nie-
irwzględniouym przez tych, co utw ór jego roztrząsali z róż
nych punktów i estetycznych i narodowych, a nie zw rócili
baczności na bardzo ścisły związek człowieka z jego
dziełem.
K to b y chciał czytać M a ry ę (przeczytawszy ją wiele
razy) z uwagą na ton ogólny, na szczególne wyrażenia,
obrazy, porównania, ja k na całe ustępy — przekona się,
że piszący nie b y ł w stanie normalnym. N ie rozumiem
przez to stanu ekstazy lub natcbnienia, tem m niej stanu
gorączkowego, gdyż w poemacie tym panuje spokój roz
mysłu, świadomość tego, co chcemy powiedzieć; lecz nie
norm alnym stanem nazywam u naszego p o e tj tę chorobę
duszy, co patrzy na św iat przez czarną krepę, co w każ
dej przyjemności, słodyczy, radości, szczęściu znachodzi,
gorycz," w kw iecie robaka, k tó ry go toczy.... Puścił się po
A N T O N I M A L C Z E W S K I.
163
D Z IE Ł A ŁU CYANA SIEM1ENSIUEG0.
ziom yiu lotem w św iat le k k ic li roztargnień, bez ju tra ,
i świat, ja k kie rz cierniow y, obdarł go ze wszystkich ułud
i kolce w piersiach zostawił..
Mówiłem w yżej, ja k ą k o le ją w lo k ło się to życie, które
nareszcie stało się dla niego boleścią.
„B o li życie” to w y
rażenie je m u zawdzięczamy; znalazł je w sobie... Podob
nych w yrażeń pełno na każdej karcie, sani się w nich
portretuje... A czyż to nie jego wizerunek?
Przeszłych ju ż zgryzot nie w idać tam w o jn y,
T y lk o zgasłej nadziei grobowiec spokojny;
Lam pa szczęścia, co w oczach jego się p a liła ,
Zagasła i swym dymem całą tw arz okryła ...
Z daje m i się, że g dyby duch Malczewskiego stanął
przede mną w swej ziemskiej postaci, ten a nie inny nosiłby
w yraz.
B y ła b y to długa i nudna dla czytelnika i dla mnie
robota, gdybym się chciał zatrzym ywać nad każdym po
ciągiem pendzla maczanego w czarnej farbie rozpaczy. To
czarne, to jeszcze czarniejsze, a to... ju ż przepaść! przy k tó
re j wszystkie czarności bledną... Lengenda o Rembrandcie
powiada, że ten m alując raz ze z w y k łą sobie fu ry ą , gdy
s ilił się w ydobyć z obrazu dość ju ż trzymanego ciemno,
ton jeszcze czarniejszy, — tylcem pendzla przebił płótno
i otrzym ał żądany effekt. Podobnie ro b ił Malczewski; ja k
b y niedość mu, że stw orzył ponury obraz, okopcony dymem
zgaszonej lam py życia i wszystkich jego ułud i nadziei,
jeszcze przy każdej sposobności o tw ie ra ł tę przepaść rozpa
czy, ja k ą w sobie nosił, przepaść syczącą wężami Lao-
koona.
Któż nie pamięta tej ślicznej postaci rycerza, cw a łu
jącego na czele pancernych hufców w bój przeciw T a ta
rom? Temu kochankow i M a ryi:
„Jest teraz m iłośnicą rycerska powinność."
Uśmiecha się on do zwycięztwa, a do niego śmieje
się wszystek św iat boży, bo to co kocha będzie ju ż mógł
swojem nazywać... W tćm — struny jego uczuć, „ja k b y tk n ię
te ręką nieszczęścia, zabrzm iały przeczucieni.”
Cóż m ówi
to przeczucie?... Poeta uasuwa domysł, że ja k ie ś w ielkie
nieszczęście w isi nad nim, że ju ż się w tej c h w ili spełniło!
Poeta mógł b y ł bezpiecznie na tern poprzestać, w y
starczało to czytelnikow i, żeby się czuł zaniepokojonym
a i sama powieść nie w ym agała czegoś więcej. A to li zaraz
w najbliższym ustępie ( V I I pieśń 2) nagrom adził ta k i stos
cierpień m oralnych, męczarń wewnętrznych, że g d yb y im
dać kszta łty i ruch, ten św iat okropności ry w a lizo w a łb y
z Dantowskiem piekłem. Niech czytelnik sam osądzi te
wiersze, które sobie pozwolę przytoczyć, choć powszechnie
znane:
Jest trosk i kolców, holów niemało w tern życiu,
I więcej niż na ja w ie płynie łez w ukryciu;
A kto się hucznym śmiechem wśród ję k ó w odzywa,
J a k szalony w szpitalu, szczęsnym się nazywa.
Lecz g d y um ysł szlachetnej uległszy ponęcie,
Z gruzów najdroższych uczuć wznosząc przedsięwzięcie,
B rnie w zdradliw ej ufności, a za każdym krokiem
Podkopauyeh przepaści otoczon w idokiem ;
G dy ptak z karmem pisklęcia trzepocze swe skrzydła,
W id zi chłopię z pałeczką, a na szponach sidła;
G d y sroższej od najsroższych w p a tru ją c się męce,
Sama nawet Odwaga załamuje ręce,
A z tysiąca blizn czarnych, co je j w sercu cięży
•Gniazdo syczących na św iat w ylęga się węży;
G dy Złość w swojem szaleństwie zrobiła zabawę,
W ydrzeć życie w kaduku, ale pierw ej sławę,
I n ie tylko Obecność tarza się w ohydzie,
Przyszłość jeszcze otruta rozczochrana idzie,—
Nomu? anielskiej duszy, co za to przeklęta,
Ze cukrem przyjm ow ała drapieżne zwierzęta;
G dy każdy dobry przym iot w g o rzki żal się zmienia,—
W iększe to u iźli ziemskie, piekielne cierpienia!....
J a k k o lw ie k wiele tu ciemności i za w ik ła n ia , jest coś
przerażającego w tym ję k u boleści, każącym się domyślać,
przez ja k ie to to rtu ry przechodził człowiek, którem u rw ało
Slę wszystko, co ty lk o przedsiębrał, zdradzało, w czem uf
ność pokła d a ł, tru ło , co bral *a nektary....
A N T O N I M A L C Z E W S K I. ......... '
165
Dostları ilə paylaş: |