Portrety literackie



Yüklə 11,71 Mb.
Pdf görüntüsü
səhifə54/106
tarix01.08.2018
ölçüsü11,71 Mb.
#60023
1   ...   50   51   52   53   54   55   56   57   ...   106

Boję  się  przytaczać  więcej  przykładów ,  aby  mój  spo­
sób  w idzenia  nie  w y d a ł  się  zbyt  naciąganym .  W   każdym  
razie  niepodobna  złożyć  na  manierę  lite ra cką   tego,  co  po­
chodziło  z  nieurojonych  cierpień  m oralnycli.  M a ry ę   nazw ał­
bym  pam iętnikiem   serca  poety,  lecz  serca  zatrutego  rozpa­
czą.  A   ja k o   charakter  rozpaczy  byw a  różny,  stosownie  do 
człowieka,  ta k   i  jego  rozpacz,  choć  tchem  byrońskiej  poe­
zyi  owiana,  nie  je st  tej  satanicznej  n a tu ry  co  u  angielskie­
go  lorda,  ani  o  śmieszność  potrąca,  ja k   u  chorujących  na 
Weltschmerz. 
M alczewski  nigdzie  nie  blużni  Opatrzności, 
nigdzie  Boga  nie  w yzyw a,  aby  mu  się  u sp raw iedliw ia ł, 
dla  czego  szczęścia  mu  nie  dał,  a  dał  innym   m niej  w a rtym  
od  niego;  nigdzie  nie  m iota  się  na  społeczeństwo  i   nie  lo b i 
go  odpowiedzialnem  za  to,  że  on  cierpi;  nie  przeklina  za 
obojętność,  nie  piętnuje  głupstwem,  że  się  nie  poznało  na  . 
je g o   geniuszu  lub  talencie.  Proźno  tego  szukałbyś  w  ska r­
gach  poety,  nie  znajdziesz.  Ż a li  on  się  na  świat,  w id zi  go 
czarniejszym,  niż  je st— ale  to  jego  własna  w ina,  a  laczej 
w ina  ciążącego  na  nim   przeznaczenia.  On  „obcy  wszystkim  
wśród  swojój  ojczyzny,  któ re j  śmierć  zostawiła  mu  czaine 
w’  piersiach  b liz n y .71  On  „ ja d ł  w   świecie  zatrute  kołacze 
i   odtąd  zawsze  ciężko  mu  na  duszy;  „rozśmieje  się— to  ja k  
za  pokutę,”   zaśpiewa— „to   na  smutną  nótę.”   W   duszy  je g o  
„w ypleniono  radość,”  w ięc  niczego  ju ż   nie  spodziewa  się 
o d ż y c ia ;  anioł  opiekuńczy  w   całym   blasku  zjaw ia się dopie­
ro  nad  grobem
Rozpacz  autora  M a r y i  nie  należy  ani  do  ka te g o ryi 
satanicznych,  ani  anti-socyalnyck  desperacyj.  W łaśnie  dla 
tego  przym iotu  poeta  obudzą  dla  siebie  ty le   współczucia, 
tem  bardziej,  że  poezya  je st  u  niego  w iernćm   echem  tych 
męczarni  i   smutków,  ja k ic h   rzeczywiście  doświadczał;  w y ­
obraźnia  nie  gra  tu   oderwanej  ro li,  idzie  ręka  w   rękę  za 
sercem,  na  nieszczęście  schorzałem  i  strutem  cierpieniam i- 
Poeta  je st  w praw dzie —  i  temu  zawdzięcza  try u m f  swojej 
M a r y i—jest  wierzącym,  bo  przepaści  jego  duszy,  aczkol­
w ie k  ta k   ponure,  rozświeca  niebieski  promień.  T u  na  pa­
dole  płaczu  zw ą tp ił  ju ż   we  wszystko,  co  ludzkie;
Lecz....  s k rzyd ły  rączemi
Szukał.sw ojego  gniazda  daleko  od  ziemi.
166 
D Z IE Ł A   L U C Y A N A   S IE M IE Ń S K IE G O .


A N T O N I  M A L C Z E W S K I. 
16T
Malczewski  w yd ru ko w a ł  M aryę w   r.  1825;  wyszła  ona, 
ile  sobie  przypominam,  pod  zimę,  a  ju ż   na  wiosnę  następ­
nego  ro ku   poeta  nie  żył.  R ak  duszy  przeszedł  w   k re w  
i  ciało  i  dokonał  zniszczenia.
U trzym yw ano,  ja k o b y   Malczewski  zaczął  pisać  po  M a ­
r y l   now y  poemat  historyczny:  Samuel  Zborow ski.  B yć  mo­
że,  iż  zabierał  się  do  tego,  lecz  to  zapewne  w   czasach 
dawniejszych,  nim   ostatnią  rękę  do  M a r y i  przyłożył.  Jeżeli 
mówią,  że  W erther  po  tern,  co  czuł  i   cierpiał,  m usiał  k o ­
niecznie  w   łeb  sobie  strzelić,—  to  i   ten,  którego  wewnętrz­
nych  męczarni  M a ry a   jest  echem,  nie  mógł  ju ż   żyć,  a  tern 
mniej  pisać.
M arya,  ja k   powiedziałem,  b yła   testamentem  poety;  po 
tern,  co  ju ż   w   nią  w ło żył,  nic  się  nie  zostawało....  Zachce­
niu,  g dyby  nawet  przyszło,  śmierć  położyła  koniec.
Po  poemacie  rozpaczy— cóż pisać?...


XXVI.
JAN  PAWEŁ  WORONICZ.
N iektóre  znakomitości  naukowe  i   lite ra ckie   należące 
do  odległych  w ieków ,  a  z  teraźniejszością  niepołączone  ży­
w ym   węzłem  tra d y c y i,  byw a ją   ta k   cudownie  zbliżone  do 
nas  przez  erudycyę  i   dar  odgadywania,  że  lepiej  są  nie­
raz  znajome  niż  wiele  innych  zgasłych  niedawno  postaci, 
zasłużonych  na  polu  umysłowem  i  obywatelskiem   —   które 
w   obec  dzisiejszych  pokoleń  zostają  ja k b y   we  mgle  odda­
lenia.
W praw dzie  nie  oni  o d d a lili  się  od  nas,  lecz  my  sie 
oddalamy,  unoszeni  prądem,  ja k im   św iat  idzie... 
Oni  stoją 
w   miejscu,  robotnicy  swojego  czasu,  współczesnych  w yobra­
żeń  i   dążeń  echa,  niekiedy  wyprżedziciele;  my,  m iotani 
szturm ującą  w   uas  falą,  parci  w ia tra m i  na  skały,  łatw o 
stracilibyśm y  równowagę  i  kierunek,  gdybyśm y  co  czas  nie­
j a k i   nie  spojrzeli  po  za  siebie,  i  nie  zapytali  tych  szla­
chetnych  postaci  o  tajemnicze  hasło  ich  ducha,  i   nie  prosi­
l i   o  użyczenie  cząstki  tego  świętego  ognia,  któ ry m   gorza­
ły   ich  serca....  Z bliżyć  się  do  nich  cofniętą  m yślą  jedno 
jest,  co  w niknąć  w   tę  treść  moralną,  ja k ą   w ynieśli  ze  zwa­
lis k ,  aby  przekazać  do  pielęgnowania  potomnym.
Bóztwa  wyniesione  z  palącej  się  T ro i,  gdzież  m ogły 
.znalezć  godniejsze  siebie  ołtarze,  je ś li  nie  w   piersiach  śpi-


żowych,  nieprzystępnych  nowym   fałszyw ym   bożyszczom, 
ta k   często  łudzącym  naszą  dobrą  w ia rę   lub  próżność?...
Zbliżyć  się  do  tych  piersi  dotąd  n ie w ystygłyck,  je d ­
no  je s t  co  zbliżyć  się  do  źródła  i   widzieć,  ja k   z  razu  wąz- 
ką  snuje  się  n itk ą ,  ja k ie   pokonyw a  przeszkody,  ja k ie   zdro­
je   do  siebie  przybiera,  aby  rozlać  się  w   rzekę  lub  jezioro, 
często  topiąc  w   niem  swój  początek  i   im ię  ...
Studyum   to  najwdzięczniej  w ypłaca  się,  g d y je   p rz y j­
dzie  robić  na  ludziach  duchem  i  czuciem  reprezentujących 
swoją  społeczność— a  reprezentujących  nie  w   sposób  ja k   to 
dziś  pojm ujem y,  dając  temu  lub  owemu  glosy  większości 
je st  bowiem  in n y  jeszcze  rodzaj  reprezentantów,  których 
Opatrzność  zsyła  bez  radzenia  się  ogółu,  i   tacy  z  sobą 
przynoszą  gotow y  ju ż   fundusz,  m ający  w iele  podobieństwa 
z  tym   miodem,  któ rym   pasiecznik  k a rm i czasu  zim y  zgłod­
niałe  pszczoły...
Jednym   z  takich  reprezentantów,  głośnym  i  w   h isto ryi 
naszego  stulecia,  i  w   dziejach  poezyi  i  w y m o w y —je st  maje­
statyczny  J a n   P a w e ł  Woronicz.
W ystaw iać  go  za  wzór  obywatela,  kapłana,  w yliczać 
jego  zasługi  w  kościele,  w   rządzie  kra jo w ym ,  gdy  praco-  _ 
w a ł  w   w ydziale  spraw  duchownych  podczas  czteroletniego 
sejmu,  gdy  zasiadał  w   radzie  stanu  za  Księztwa  W arszaw­
skiego,  w   senacie  za  kongresowego  Królestwa  —  nie  moja 
rzecz,  i  byłoby  z  ujm ą  dla  tych  dostojnych  i  w ym ownych 
głosów,  co  we  w łaściw em   miejscu  i  ch w ili  poskładali  n a j­
wspanialsze  wieńce  na  jego  trumnie,  powiedzieli  więcej, 
niżbym  um iał  powiedzieć  i  niżbym   powiedzieć  odw ażył  się 
ja ,  k tó ry   nie  miałem  szczęścia  znać  go  osobiście,  tak,  ja k  
oni  go  znali,  patrzący  przez  długie  la ta   na  jego  żyw ot
1  czyny.
N ie  pozostaje  m i  tedy  nic  innego,  ty lk o   wziąć  pochop
2
  tej  je d n e j  okoliczności,  że  W oronicz  u p ra w ia ł  poezye  i  wy­
mowę,  i  z  tego  wychodząc  założenia,  pomówić  o jego  dziełach 
poetycznych  i  krasomówczych,  które  się  stały  integralną 
cząstką  naszej  duchowej  spuścizny,  klejnotem   w   skarbcu 
lite ra tu ry .
Ja k  zaś  mam  pomówić  o  mężu  posągowej  sławy?  Czy 
zapuścić  się  w  roztrząsanie  szczegółów,  ważyć  pom ysłów
J A N   P A W E Ł   W O R O N IC Z. 
169


Yüklə 11,71 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   50   51   52   53   54   55   56   57   ...   106




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə