Prof dr inż. Jan Pająk I Mgr Wiesław Szewczyk "Urządzenie do ujawniania niewidzialnych obiektów ukrytych w stanie migotania telekinetycznego" Tom 1: Fakty



Yüklə 0,52 Mb.
səhifə7/14
tarix19.11.2017
ölçüsü0,52 Mb.
#11169
1   2   3   4   5   6   7   8   9   10   ...   14

Na zakończenie istota przekazała mi jeszcze, że można też do walca dodać dwie elektrody i wówczas wytworzony w nim będzie efekt telekinetyczny. Poznam to po parze wodnej która zacznie się skraplać na walcu-cylindrze. Bardzo słabo pamiętam tę część "snu". Zdaje mi się jednak, że jedna z elektrod była w postaci pręta umieszczonego wewnątrz walca i wzdłuż jego osi, druga zaś była na samym walcu, przylegała do niego i miała dużą powierzchnię - patrz rysunek 2.

Zaraz po odejściu istoty nastąpiło moje przebudzenie. Natychmiast po przebudzeniu starałem się wszystko odtworzyć i szybko sobie zapisać, jednak wszelkie szczegóły zaczęły raptownie uciekać z mej pamięci. Zanotowałem tylko to co zapamiętałem.

Jak się potem zorientowałem, mimo tych prób natychmiastowego zanotowania, mojej uwadze ciągle umknęły takie ważne szczegóły techniczne, jak:

(1) Rodzaj substancji (płynu lub gazu) wypełniającej cylinder-tubę. Pamiętam tylko, że była przeźroczysta, może lekko mętna.

(2) Umknęło mi też czy pole magnetyczne ma pochodzić od magnesów trwałych czy też od cewek.

(3) Mam też wrażenie, że cewki czy magnesy nie mogą być osadzone na walcu - cylindrze, a mają być umieszczone przed denkami cylindra. Mogą jednak przylegać do tych denek.

(4) Całkiem nie pamiętam jakim prądem zasilane były elektrody oraz cewki elektromagnesów (t.j. czy był to prąd stały, zmienny przemienny, krótkie impulsy, itp.).

(5) Nie pamiętam też napięć zasilających elektrody oraz magnesy.

(6) Nie mam pewności czy elektrody umieszczone były wewnątrz czy na zewnątrz walca.

(7) Elektrody obejmowały tak walec, że linie sił pola elektrycznego przecinały całą jego średnicę. Wydaje mi się że elektrody te były wąskie i cienkie - nie jestem jednak tego pewien. Odnoszę wrażenie, że im elektrody cieńsze i węższe tym lepiej.

(8) Pole magnetyczne biegunów obu cewek powinno być takie same, w przeciwnym razie trzeba będzie przesunąć elektrody wytwarzające pole elektryczne.

(9) Jeśli chodzi o wymiary to nie były podane. Sądzę że nie są one najważniejsze, a także że wraz ze zwiększaniem wymiarów trzeba wyższej energii.

W sensie wyglądu zewnętrznego, to tak jak to już opisałem wcześniej, urządzenie nieco przypominało kamerę lub bardzo grubą lunetę. Zewnętrzne wymiary obudowanego urządzenia wynosiły około: długość 30 cm, średnica 10 cm. Jego obudowa nie miała przekroju dokładnie okrągłego, lecz raczej była przekroju kwadratowego - ale z zaokrąglonymi narożami - patrz dolna część rysunku 1.



B2. Co stało się dalej
Gdyby nie szczególny "zbieg okoliczności", czy jak to niektórzy nazywają - "przypadek", los opisanego tutaj "snu" zapewnie byłby podobny jak prawie wszystkich innych snów. Nic w jego sprawie nie czyniłem i przyznam, że szybko zacząłem o nim zapominać. Jednak zbiegiem okoliczności, pod koniec 1997 roku otrzymałem egzemplarz monografii [3/2] wysłany mi przez profesora Pająka. Zacząłem ją powoli czytać. Kiedy nieco zgłębiłem zawarte tam opisy działania komory oscylacyjnej, napędu magnokraftu, oraz przekazane Pani Giordano przez jakiegoś kosmitę wytyczne budowy piramidy telepatycznej, uznałem że "sen" który ja sam miałem jest w obliczu tych nowych dla mnie informacji dosyć interesujący i być może "coś w tym jest". Dlatego też odszukałem stare notatki i uznałem, że należy poinformować profesora Pająka o treści mojego "snu".

Ponieważ nie potwierdziłem jeszcze otrzymania monografii [3/2], postanowiłem że kontaktując się z profesorem w jej sprawie, napiszę również o swoim "śnie". Ciągle jednak coś mi przeszkadzało w tym skontatkowaniu się. Pierwszy list do profesora napisałem jeszcze około lutego 1997 roku. Był on obszerny, zajmował około 12 stron A4. Dzień przed planowaną wysyłką zacząłem jednak mieć takie wątpliwości co do jego treści, że zdecydowałem się napisać go od początku. Może wydać się to niezwykłe, ale taka sytuacja powtarzała się aż kilkakrotnie. Wyglądało to niemal jakby coś zmuszało mnie do zaniechania zamiaru. Nie mogłem nad tym zapanować. Nigdy czegoś takiego u mnie nie było i nigdy jeszcze w swym życiu nie odczuwałem tak silnych oporów aby się z kimś skontaktować jak w tym wypadku. W tym czasie prowadziłem obszerną krespondencję, a na poczcie bywałem zwykle 2 razy w tygodniu. ¯ona i moja matka pytały mnie aż kilkakrotnie czy odpisałem Panu profesorowi, a jeśli idzie o monografię [3/2] to czy już za nią podziękowałem, ja zaś się nie chciałem przyznać że ciągle jeszcze nie. Po przeczytaniu całej [3/2] doszedłem nawet do wniosku, że najprawdopodobniej mój umysł jest celowo manipulowany abym nie skontaktował się z profesorem. Do tego zwlekania doszły bowiem też inne niezwykle "zbiegi okoliczności". Jednym z najbardziej zastanawiających z nich było, że w moim domu zaczęły się wówczas najróżniejsze manifestacje, które w monografii [3/2] profesor dokładnie opisuje i wskazuje jako charakterystyczne dla bycia obserwowanym przez niewidzialne wehikuły UFO. Przykładowo często moje urządzenia elektroniczne zachowywały się w sposób zupełnie nietypowy, lampy i żarówki zaczęły się same zapalać - niekiedy nawet po 3 razy dziennie, zaś 7 stycznia 1998 roku o godzinie 7:50 rano widziałem cygarokształtne UFO zawisłe poziomo w okolicach swego domu. W wymienionym okresie zaobserwowałem też zakłócenia pracy zegarów. Były to głównie opóźnienia od 5 do 10 minut. Początkowo nie zwracałem na to uwagi, dopiero gdy mój ręczny zegarek nagle stracił 10 minut zacząłem uważniej śledzić wskazania zegarów. Do wymienionych zakłóceń doszły też niezidentyfikowane dźwięki najczęściej dochodzące ze ścian domu, słyszalne wyłącznie w nocy ze względu na małe natężenie hałasu. Dźwięki te "występowały" nie częściej jak co jakieś 3 miesiące. Jeden z najbardziej interesujących ich przypadków miał miejsce w czerwcu 1998 roku. Czytałem wówczas kolejny list od Pana profesora, kiedy nagle usłyszałem dziwne odgłosy dochodzące z zabawki mojego syna. Aby było ciekawiej dźwięki te dochodziły z głośnika tej zabawki, chociaż brzmiały całkiem odmiennie od zwykle wydawanego przez ten głośnik tonu (wyglądało to jakby coś je w nim zaindukowało). Popatrzyłem na zegar - było już po 23-ciej. Dźwięki były zbliżone do tych jakie słyszałem już wcześniej może 3 lub 4 razy, kiedy dochodziły jakby ze ścian. Wyciągnąłem szybko kamerę i udało mi się je nagrać, chociaż jakość nagrania nie jest rewelacyjna. Gdyby więc ktoś zechciał poddać je analizie, są one teraz u mnie dostępne w formie zapisu magnetycznego. Największą jednak "manifestacją" doświadczoną w owym czasie była trudność opisania faktów i napisania do profesora. Różne zbiegi okoliczności, zaskakujące problemy, itp., spowodowały, że nie miałem czasu aby spokojnie przeczytać gazetę, nie mówiąc już o napisaniu listu. Od momentu kiedy opisałem w redagowanym z wielkim trudem liście do profesora krótką informację o śnie, faktycznie to nie znalazłem już czasu ani możliwości aby choćby przeczytać jakąkolwiek książkę! Moje zainteresowania UFO zacząłem poważnie zaniedbywać. W końcu, po długim zwlekaniu i odkładaniu, z wielkim trudem zakończyłem pisanie listu do profesora, w którym poruszałem wiele spraw, między innymi również lakonicznie wzmiankując w nim o swoim "śnie". List ten wysłałem dopiero w jakieś trzy kwartały po śnie, t.j. gdzieś pod koniec pierwszego kwartału 1998 roku.

B3. Obserwacja cygarokształtnego UFO


Jak już wspomniałem poprzednio, dnia 7 stycznia 1998 roku, o godzinie 7:50 rano, widziałem cygarokształtne UFO zawisłe poziomo w okolicach swego domu. Ponieważ sądzę, że zaobserwowanie tego UFO może mieć związek z niniejszym traktatem, a także ponieważ obserwacja ta cechowała się kilkoma niezrozumiałymi dla mnie atrybutami, opiszę ją tutaj bardziej szczegółowo. Oto ona.

"W dniu tym jak zwykle wyszedłem rano przed dom aby otworzyć bramę. Miałem żonę zawieść do pracy. Jako że był piękny słoneczny ranek podziwiałem niebo. Często to czynię - zostało to chyba po służbie w wojskach lotniczych. Lubię obserwować samoloty. Stałem tak chwilkę. Niebo było prawie bezchmurne - błękitne na północnym wschodzie. Na znacznym pułapie było kilka białych płasko rozciągniętych obłoków. Jednak moja uwaga skupiła się na obiekcie ciemnoszarym. Obiekt różnił się od obłoków. Nigdzie na całym niebie nie było ciemnoszarych chmur. Ponadto jego kształt był bardzo regularny - cygaro ułożone poziomo o stosunku długości do wysokości 6:1. Zjawisko obserwowałem około 3 minut. Biorąc pod uwagę obrany punkt w terenie za orientacyjny, obiekt był nieruchomy lub podobnie jak chmury przemieszczał się względem mnie bardzo powoli. Obserwowane chmury miały takie kształty które wskazywały, że nie było silnych prądów powietrza. Ja jednak byłem jakoś niezwykle sceptycznie nastawiony do swojej obserwacji i uznałem, że musi to być jakiś obłok, może z zakładów chemicznych, no a to że ma taki cygarowaty kształt to czysty przypadek. Po 3 minutach obserwacji skierowałem się ponownie do bramy jakby nic się nie działo wartego oglądania, i tak jak to czynię każdego dnia zwyczajnie ją otwarłem. Po 30 sekundach byłem jednak na poprzednim miejscu - byłem nieco ciekawy czy obłok/obiekt się przemieścił. Gdy stanąłem doznałem wstrząsu. Po ciemnoszarym obiekcie nie było ani śladu. Wtedy też przypomniałem sobie, że właściwie to ja bardzo interesuję się UFO. Po kilku dalszych minutach doszło też do mnie, że w szufladzie leży przecież w gotowości bojowej kamera wideo, aparat fotograficzny, oraz lornetki. Wymieniony epizod jest więc bardzo zbliżony z przypadkami innych osób które całkowicie zignorowały swoją obserwację UFO i nie zebrały się aby ją udokumentować, jakie profesor Pająk opisuje w swojej monografii [3/2]. Zawsze chciałem zobaczyć UFO, mam nawet ułożoną procedurę co mam wówczas robić. Gdy jednak doszło do faktycznej obserwacji - zachowałem się całkowicie obojętnie i na przekór posiadania w pobliżu sprzętu gotowego do użycia nie udokumentowałem tego co zdołałem zaobserwować."

W opisanej powyżej obserwacji istnieje kilka elementów jakich nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć. Przykładowo zupełnie nie mogę zrozumieć dlaczego posiadając w domu gotową do użycia kamerę wideo, którą specjalnie kiedyś kupiłem m.in. na wypadek ewentualnej obserwacji UFO, nie użyłem tej kamery dla utrwalenia widzianego obiektu. Innym niezrozumiałym elementem jest mój nieustanny brak wewnętrznego przekonania, że to co zaobserwowałem faktycznie było UFO, chociaż logika wykazuje, że musiało to być UFO bowiem wyglądało to na UFO i zachowało się jak UFO. Gdyby więc ktoś zadał mi pytanie "czy jestem absolutnie przekonany że zaobserwowałem wówczas UFO", wówczas zgodnie z tym odczuciem musiałbym przyznać, że niestety nie. Wszakże moje emocje i odczucia nakazują mi wierzyć że wcale nie było to UFO, chociaż logika i wiedza podpowiadają że musiało to nim być.

Aczkolwiek opisywana tutaj dygresja do obserwacji UFO odchodzi nieco tematycznie od przekazanego mi urządzenia, jednak sądzę że z urządzeniem tym może ona posiadać ścisły związek. Przykładowo podczas obserwacji UFO odnotowałem u siebie tą samą jakby wymuszoną na mnie przez kogoś zewnętrznego obojętność, oraz brak zdecydowania do szybkiego i skutecznego działania, jakie często mnie opanowywały kiedykolwiek tylko przychodziło mi coś czynić w sprawie omawianego tutaj urządzenia.

B4. Dotychczasowe prototypy, eksperymenty i ich wyniki
W czasach owych ciągle odkładanych prób skontaktowania się z profesorem w sprawie "snu", podjąłem też próbę zbudowania prototypu otrzymanego urządzenia. Było ono gotowe około 20 grudnia 1997 roku. Jednak z uwagi na brak odpowiednich materiałów swe urządzenie wykonałem zbyt małe. Robiłem je raczej pod kątem tych materiałów którymi dysponowałem. Użyłem rurki z pleksiglasu o przekroju okrągłym i 20. Cylinder napełniłem roztworem wody z solą. Dwie cewki wymontowałem z przekaźników "FAEL", MSM-3, 380 V, 50 Hz, Cu 0.15 mm, 4180 zwojów, 454 ±12%. Później jednak zdecydowałem, że cewki trzeba nawinąć samodzielnie gdyż większość tych którymi dysponowałem pracowała z rdzeniem o przekroju kwadratu lub prostokąta, a w urządzeniu wymagane są źródła pola o zwojach tworzących okręgi.

Drugi prototyp, tym razem już z moimi własnymi cewkami, wykonałem pomiędzy 20 lutego 1998 roku a 15 marca 1998 roku. Jego zdjęcie pokazano na rysunku 3. Cewki jakie ja sam dla niego nawinąłem miały po 2000 zwojów z drutu miedzianego o 0.15 mm.

Oczywiście żaden z moich prototypów nie zadziałał. Już niemal na początku budowy i jeszcze przed rozpoczęciem jakichkolwiek zdecydowanych poczynań w tej sprawie, niemal całkowicie się zniechęciłem. Wszakże nie miałem wątpliwości, że liczba możliwych konfiguracji może być nieskończenie wielka, jako że oprócz samej konstrukcji urządzenia zmianom trzeba też będzie poddawać natężenie pola magnetycznego, napięcie zasilające elektrody, substancję zapełniającą cylinder, itp. Na dodatek do tego wszystkiego, kiedy już wszelkie parametry zostałyby dobrze dopasowane, wówczas nie ma żadnej gwarancji że niewidzialne obiekty UFO pojawią się właśnie w czasie kiedy zacznę swoje eksperymenty z tym urządzeniem, oraz że ustawią się w kierunku na jaki zwrócę jego stronę wlotową.

Poważne wątpliwości miałem też co do skuteczności owego urządzenia. Wszakże wiele obserwacji niewidzialnych UFO powinno być wykonywane podczas dnia, zaś jasne wówczas światło słoneczne zapewne będzie zagłuszało błyski formowane w urządzeniu, uniemożliwiając zobaczenie tych niewidzialnych obiektów. Czy uda się więc tak zbudować urządzenie aby działało ono również i podczas dnia?

Ostatecznie doszedłem do wniosku, że całe życie można będzie eksperymentować a i tak być może nie da się przypadkowo trafić w sedno właściwego rozwiązania. Zdecydowanie odłożyłem więc sprawę "snu" i urządzenia do lamusa.

B5. Dalsze losy przekazu


W końcu nadeszła do mnie odpowiedź od profesora Pająka. Profesor napisał wielostronnicowy list w którym włożył dużo trudu aby wyjaśnić mi strategiczne znaczenie owego urządzenia dla naszej samoobrony. W liście tym przyrównał jego znaczenie do łatwo-wykonalnego chałupniczym sposobem pistoletu maszynowego z okresu okupacji hitlerowskiej. Zaapelował też abym zgodził się na opublikowanie autoryzowanego wspólnie traktatu w którym razem przygotujemy dokładne opisy tego urządzenia, umożliwiając w ten sposób aby jego realizacją mogli również zająć się inni badacze. Na początku nie zamierzałem się jednak zgodzić na owo opublikowanie, bowiem przepełniony byłem najróżniejszymi wątpliwościami co do całej sprawy owego "snu", co do wykonalności przekazanego w nim urządzenia, co możliwości zadziałania tego urządzenia po zbudowaniu, oraz co do ewentualnych następstw całej tej afery dla mojego życia i kariery w przypadku gdybym zgodził się wszystko otwarcie opublikować - wszakże mieszkam w małym środowisku gdzie wszyscy dobrze się znają, itp. Bałem się też, że ktoś mógł mną celowo zamanipulować aby zaproponować jakieś niemożliwe do zadziałania urządzenie i w ten sposób skierować profesora Pająka w ślepą uliczkę oraz zająć jałowymi wywodami. Nie chciałem więc już sprawy ponownie otwierać i do niej wracać. Po jakimś czasie profesor napisał jednak ponownie, jeszcze raz mnie przekonując, że sprawa "snu" i urządzenia jest niezwykle ważna dla naszej cywilizacji i jeszcze raz apelując i przekonując abym zgodził się na jej opublikowanie. Wytworzyła się więc nieco paradoksalna sytuacja, kiedy to ja - czyli ten kto miał ów "sen" i otrzymał owo urządzenie od jakiejś istoty, zupełnie nie wierzyłem w możliwość jego zrealizowania, zaś Pan profesor - który był osobą zupełnie postronną dla całej sprawy i zgodnie z dominującymi dzisiaj nastawieniami życiowymi powinien być zupełnie obojętny co z urządzeniem tym się stanie, był absolutnie przekonany że jest ono wykonalne oraz niezwykle istotne dla naszej cywilizacji, i usilnie naciskał abym się zgodził udostępnić je światu. Sytuacja ta moim zdaniem była nawet nieco komiczna, wszakże w "normalnym" przypadku pojawiania się nowych urządzeń technicznych, to właśnie osoba która wychodzi z ich ideą jest święcie przekonana, że dane urządzenie z całą pewnością zadziała, natomiast cały pozostały świat jest głuchy i sceptyczny na jej twierdzenia i wysiłki. Po długich oporach podjąłem więc trudną dla mnie decyzję, że "można ten mój 'sen' dać światu". Tak oto z mojej strony wyglądał początek realizacji tego traktatu.

Po zdecydowaniu się, że urządzenie to udostępnię innym badaczom w treści niniejszego traktatu, opisałem jego budowę i wysłałem te pierwsze opisy profesorowi. Profesor przygotował na ich podstawie wstępną wersję niniejszego traktatu, jaką przysłał mi do zweryfikowania i pouzupełniania szczegółów. Jak z tej wersji wynikało, w swoich pierwszych opisach pominąłem cały szereg istotnych wyjaśnień i danych technicznych. Moje opisy okazały się zbyt ogólne aby mogły służyć jako praktyczne wytyczne do budowy. Otrzymana do poprawek wstępna wersja traktatu aż roiła się od szczegółowych zapytań profesora i wytycznych dla dalszych opisów poszerzających. Aby więc traktat nadawał się do wydania, konieczne było włożenie do niego jeszcze wielu godzin dalszych przemyśleń, poszerzeń i opisów drobnych szczegółów. I tutaj właśnie kryła się ogromna trudność jakiej doświadczyłem i jaka daje mi wiele do myślenia.

Od momentu bowiem kiedy dotarła do mnie owa pierwsza wersja niniejszego traktatu do naniesienia na niej poprawek i uzupełnień, nagle i niespodziewanie, najróżniejsze trudności i przeszkody - niektóre z nich ogromnie dziwaczne i niewyjaśnialne, niemal całkowicie mnie obezwładniły. Zacząłem zdawać sobie sprawę, że coś jest w stwierdzeniach profesora iż istnieje jakaś moc która nie chce aby traktat ten się ukazał. Jak już wcześniej wspominałem, zostałem prawie całkowicie pozbawiony wolnego czasu. Do tego jeszcze doszły ciągłe problemy w rodzinie. To zaś dodało się do niezrozumiałego zniechęcenia i apatii jaką zacząłem odczuwać wewnątrz siebie. Wreszcie dotarło do mnie, że wskutek tych zjawisk (czy może celowych manipulacji) zmarnowałem ponad dwa miesiące cennego czasu. W końcu, w lipcu 1998 roku, zmobilizowałem się jakoś do naniesienia wymaganych poprawek. W ten sposób dnia 14 lipca 1998 roku, odesłałem ten tom traktatu do profesora w celu zainicjowania działań wydawniczych. W około więc rok po zaistnieniu "snu", urządzenie jakie w nim zostało mi przekazane znalazło się w końcowym odcinku swej drogi do zostania opublikowanym.
Rozdział C.

NAŚWIETLENIE ISTOTNYCH PUNKTÓW PRZEKAZU

(przygotował Prof. dr inż. Jan Pająk)
Motto niniejszego rozdziału: "Wiedza to odpowiedzialność".
Serdecznie dziękuję Magistrowi Wiesławowi Szewczykowi za zaprezentowanie powyższych faktów jakie zdecydował się udokumentować i opublikować dla dobra nas wszystkich. Chciałbym też zaznaczyć że głęboko sympatyzuję z wewnętrzną walką jaką musiał on stoczyć ze samym sobą aby zgodzić się na opublikowanie zawartych w tym traktacie informacji. Aczkolwiek bowiem dla nieobznajomionego z problematyką UFOlogiczną mogłoby się wydawać, że wszyscy ludzie mają prawo do podzielenia się z innymi swoim "snem", równocześnie jest jednak wiadomo, że pasożytujący na Ziemianach UFOnauci hipnotycznie i telepatycznie indukują w naszym społeczeństwie rodzaj histerii jakiej celem jest prześladowanie wszystkich tych których działania w jakiś sposób szkodzą interesom naszych kosmicznych okupantów. Niestety, opublikowanie niniejszego traktatu nie tylko że również kwalifikuje się jako działalność szkodliwa dla ich interesów, ale sądząc z szamotliwej reakcji naszych okupantów jest dla nich wręcz katastrofą. Wszakże w przypadku sukcesu z budową opisanego w nim urządzenia będziemy nareszcie mogli zobaczyć dotychczas niewidzialnych dla nas UFOnautów i ich wehikuły, a tym samym zacząć jakąś bardziej namacalną formę naszej samoobrony przed ich eksploatacją. Ludzie są bowiem tak zbudowani, że dopóki czegoś nie zobaczą, dopóty w to nie wierzą - nawet gdy im się przedstawia choćby najbardziej przekonujące dowody. Jeśli więc posiadać będziemy urządzenie które pozwoli nam zobaczyć naszych kosmicznych pasożytów, ci co są już filozoficznie gotowi na skonfrontowanie twardej rzeczywistości otrzymają wówczas naoczne i psychologiczne potwierdzenie o szokującej realności naszej okupacji - którą, jak narazie, moje opracowania dowodzą jedynie dedukcjami logicznymi i potwierdzeniami pośrednimi.

Fakt, że treść niniejszego traktatu wyraźnie działa na szkodę okupujących nas UFOnautów, znajduje odzwierciedlenie w najróżniejszych przeszkodach i utrudnieniach jakie swoimi dyskretnymi i niezwykle trudnymi do odnotowania metodami UFOnauci piętrzyli na drodze do jego opublikowania. Przeszkód tych w raporcie Pana Szewczyka znaleźć można cały szereg. Postaram się więc tutaj wyliczyć choćby najistotniejsze z nich. Oto one:

- Spowodowanie niezwykle szybkiego zapomnienia przekazu przez Pana Szewczyka. Jak on sam to stwierdza we wstępnej części rozdziału B, normalne sny pamięta ze szczegółami przez długi okres czasu. Jednak ten sen zapomniał kompletnie już po kilku godzinach. Zapomnienie było przy tym tak dokładne, że obecnie nie potrafi już przypomnieć sobie żadnego szczegółu. Mi osobiście technika za pomocą jakiej UFOnauci spowodowali zapomnienie przez niego tego snu przypomina technikę jaką używają oni dla wymazywania pamięci u osób uprowadzanych na pokład UFO. W przeciwieństwie jednak do wymazywania pamięci po każdym uprowadzaniu na UFO, które dokonywane jest tak samo dokładnie jak wymazanie owego snu, jednak następuje w bardzo krótkim czasie rzędu minut, w przypadku snu Pana Szewczyka UFOnauci zwolnili je w czasie i rozłożyli na kilka godzin. Uczynili to zapewne celowo, aby sprawić wrażenie że zapomnienie przekazu nastąpiło w sposób naturalny, a tym samym aby być w zgodzie ze swoją zasadą "ingerencji na tyle dyskretnej i inteligentnej aby dla pozbawionych finezji ludzi pozostawała ona absolutnie niezauważalna i nie do udowodnienia".

- Utrudnianie, opóźnianie i zniechęcanie do skontaktowania się ze mną. Praktycznie utrudnianiem tym UFOnauci zdołali powstrzymać pierwsze skontaktowanie się Pana Szewczyka ze mną o ponad rok czasu, zaś w ten sposób niemal całkowicie udaremnili ukazanie się tego traktatu.



- Mnożenie najróżniejszych przeszkód i wynajdowanie dodatkowych zajęć jakie całkowicie absorbowały Pana Szewczyka kiedy miał poprawić pierwszy tekst tego traktatu. W rezultacie niemal zdołali uniemożliwić to poprawienie na czas, zaś kiedy poprawki z wielkim opóźnieniem dotarły w końcu do mnie, byłem już w ostatniej fazie zamykania swego kontraktu na Borneo i wśród nawału zajęć niezwykle trudno mi było wówczas znaleźć choćby chwilkę czasu na doprowadzenie do opublikowania tego traktatu (nie mogłem też opublikowania odłożyć na czas po zakończeniu kontraktu, bowiem z doświadczenia wiedziałem, że później będę zbyt zaabsorbowany szukaniem następnej pracy i sprawami swego przeżycia, aby mieć jeszcze czas na zajęcie się publikowaniem czegokolwiek).

Do powyższego powinienem dodać, że Pan W. Szewczyk nie jest jedynym który padał ofiarą najróżniejszych przykrych, dokuczliwych i niszczycielskich zabiegów nakierowanych na zniechęcenie do opublikowania niniejszego traktatu oraz na spiętrzenie najróżniejszych przeszkód jakie opublikowanie to uczyniłyby niemal niemożliwym. Ja sam również doświadczałem całych ciągów takich zniechęceń, jakie być może opiszę bardziej szczegółowo w drugim tomie niniejszego traktatu. Aczkolwiek zabiegi te nie zdołały całkowicie powstrzymać tego traktatu przed zostaniem opublikowanym, z całą pewnością zmusiły mnie do działania w pośpiechu i w poczuciu najwyższego zagrożenia, a stąd do zaniżenia moich standardów jakościowych oraz do tak wczesnego jak to było możliwe rozpoczęcia upowszechniania tego traktatu pomimo że w normalnej sytuacji zapewne kontynuowałbym jego udoskonalanie i doszlifowywanie. W moim przypadku, niezależnie od przykrości i zabiegów o subiektywnym odbiorze, zniechęcenia te niekiedy posuwały się nawet do poziomu sabotażu i zagrożeń zdrowia. Aczkolwiek podczas pisania tego traktatu miejsce miały dosłownie całe setki najróżniejszych odbieranych subiektywnie zabiegów przeszkadzających, i cokolwiek ktoś by nie wymyślił to niemal wszystko to mi się faktycznie wówczas przydarzyło, jednak najbardziej dokuczliwe, dające mi się we znaki, i stąd szerzące najwięcej zniszczenia z tych zabiegów obejmowały przykładowo epidemię przebudzeń w nocy - które w czasach pisania tego traktatu systematycznie uniemożliwiały mi nocny odpoczynek i stąd dniami czyniły mnie zbyt przemęczonym aby efektywnie myśleć, ataki niemal nieprzezwyciężonej senności za każdym razem kiedy tylko zabrałem się za pisanie tego traktatu, oraz plaga prześladujących mnie wówczas rozpraszających zadań o niezwykłej pilności. Natomiast najbardziej dotkliwy sabotaż obejmował ciąg nieustających zakłóceń normalnego stanu rzeczy między innymi obejmujących: plagę wyłączeń prądu niemal za każdym razem kiedy pracowałem nad tym traktatem, nieustanne psucie starterów w oświetleniu jarzeniowym pomieszczeń w jakich pracowałem co powodowało błyskające działanie tych oświetleń jakie upodobniało moją pracę do tortur w hitlerowskich obozach koncentracyjnych, wielokrotne zepsucia i czasowe unieruchomienia mojego komputera, uniemożliwianie użycia służbowej drukarki, zepsucia i zacięcia używanych wówczas urządzeń technicznych - np. zacięcie silnika autobusu jakim jechałem podczas tropikalnej ulewy i to w samym środku jeziorka wody deszczowej uformowanego wówczas na drodze, tak że spowodowało to zamoczenie wiezionego właśnie egzemplarza tego traktatu i wydatne opóźnienie całego procesu jego przygotowywania, zaś w najbardziej drastycznym z odnotowanych przypadków - zawieszenie mojego czasu na całych sześć godzin następujące podczas pisania wstępu do tego traktatu, podczas którego to zawieszenia nasi kosmiczni okupanci zapewne debatowali co powinni z tym fantem uczynić. Oczywiście zgodnie z regułami i metodami działania naszych okupantów wyliczonymi w podrozdziale A1, wszystkie te utrudnienia i przeszkody możnaby zrzucić na karb statystyki i zdarzeń naturalnych - bowiem jedyną ich cechą jaka różni je od tego co zdarza się nam w sposób przypadkowy i naturalny to ich niezwykłe spiętrzenie zawsze w czasie kiedy dokonywałem czegoś związanego z tym traktatem. Ich częstość występowania i nasilenie były tak duże, że praktycznie nigdy nie zdarzyło mi się spokojnie dokończyć choćby nawet jedną sesję zajmowania się tym traktatem aby nie zdarzyła mi się przy tym jakaś przykra niespodzianka. W rezultacie pod koniec pracy nad tym traktatem cokolwiek przyszło mi w jego sprawie czynić zawsze zabierałem się do tego jakby do jakiejś niebezpiecznej wyprawy za morze - wyglądając i wyczekując jakie to jeszcze przygody mnie wówczas dotkną.

Yüklə 0,52 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   2   3   4   5   6   7   8   9   10   ...   14




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə