Prof dr inż. Jan Pająk I Mgr Wiesław Szewczyk "Urządzenie do ujawniania niewidzialnych obiektów ukrytych w stanie migotania telekinetycznego" Tom 1: Fakty



Yüklə 0,52 Mb.
səhifə10/14
tarix19.11.2017
ölçüsü0,52 Mb.
#11169
1   ...   6   7   8   9   10   11   12   13   14


Najlepszym chyba przykładem jednego z tych przypadków była obserwacja cygarokształtnego UFO na czubku góry w Weka Pass w Nowej Zelandii mająca miejsce około południa w grudniu 1985 roku. Jechałem wówczas samochodem razem z koleżanką z Politechniki w Invercargill (Miss Anne Christie) i to ona prowadziła. Zmierzaliśmy z Hamner Springs do Christchurch. Droga ta była mi doskonale znana, bowiem przemierzałem ją już dziesiątki razy. To właśnie przy niej znajdowały się liczne lądowiska UFO jakich kilka fotografii pokazuję w swoich monografiach. W jednym dobrze znanym mi miejscu przez okno samochodu odnotowałem duży srebrzysty cylinder którego korpus miał kątową wysokość porównywalną do kątowej średnicy całego księżyca w pełni. Drogę tą znałem na tyle doskonale, że doskonale pamiętałem iż na owym wzgórzu nie było wcześniej żadnego tak wyraźnie widocznego i dużego cylindra. Takiego ani podobnego cylindra nie było zresztą przy żadnym z miejsc całej owej drogi jaką wówczas podążaliśmy. Stał on na relatywnie wysokich nogach ustawiony w pozycji pionowej na samym wierzchołku jednego z lokalnych wzgórz widocznych z szosy. Miał proporcje wymiarowe i wygląd grubo pokarbowanej w kierunku poziomym, dobrze pocynowanej, nowiutkiej i lśniącej jak lustro puszki konserwowej. Pokazałem ten dziwny cylinder swojej koleżance. Ona skwitowała, że jest to nowy silos, i bez żadnego już dalszego zainteresowania tym dziwnym przecież obiektem kontynuowała jazdę. Obiekt z wyglądu faktycznie przypominał cylindryczne silosy z pokarbowanej blachy o dobrze ocynowanej i niemal białej metalicznej powierzchni, w jakich rolnicy gromadzą zboże. Nie mogłem jednak zrozumieć dlaczego ów rolnik ustawił swój nowy "silos" na czubku wysokiego wzgórza gdzie przecież ogromnie trudno dojechać, nie wspominając już o wiatrach, piorunach, i innych kłopotach, a także o fakcie że z punktu widzenia wytrzymałościowego, łatwości wyginania karbowanej blachy w kształt cylindra, oraz oporów ześlizgu ziarna, karbowania "silosu" powinny przebiegać pionowo a nie poziomo. Wyraziłem więc swoje wątpliwości koleżance, ponownie jednak ona ucięła je jakimś lekceważącym komentarzem o nieznanym sposobie myślenia rolników i dalej nie zwracała najmniejszej uwagi na obiekt. Jej obojętność była wielokrotnie wyższa od mojej, co zresztą działało i na mnie zniechęcająco, bowiem widząc że zupełnie jej nie interesuje ów tajemniczy obiekt, ja czułem się nieco nie na miejscu wykazując wobec niego taką ciekawość i zaintrygowanie. Na tylnim siedzeniu samochodu leżał mój aparat fotograficzny, jak zwykle gotowy do użycia. Wystarczyło po niego sięgnąć, przycisnąć spust migawki, a - jak później doszedłem do wniosku - zapewne wykonałbym wówczas jedno z najwyraźniejszych zdjęć cygarokształtnego UFO jakie kiedykolwiek zostało pstryknięte. Niestety jakoś nie mogłem się zdobyć aby sięgnąć do tyłu, wziąść aparat do ręki, i nacisnąć ten przycisk migawki. Oglądałem więc sobie jedynie dosyć obojętnie ów "silos" gdy kontynuowaliśmy jazdę aż znikął on poza zakrętem drogi. W relatywnie krótkim czasie ponownie potem przejeżdżaliśmy tą samą drogą. "Silosa" jednak już nie było na czubku owego wzgórza, zaś z uwagi na jego znaczne rozmiary trudno posądzać aby rolnik zamontował go tam z wielkim trudem i kosztami tylko po to aby zaraz potem go rozmontować i przewieźć w inne miejsce. Nie było go też w żadnym innym punkcie owej drogi, co zupełnie eliminowało posądzanie że moja pamięć na temat dokładnego miejsca jego umieszczenia spłatała mi psikusa. Logika mi więc mówi, że niemal jest pewnym, iż to co wówczas widziałem wcale nie było lśniącym nowością pocynowanym na biało "silosem", a lśniącym metaliczną powierzchnią cygarokształtnym UFO uformowanym najprawdopodobniej z około 12 dyskoidalnych wehikułów typu K7 (t.j. bardzo podobnym do UFO pokazanego na rysunku F7 monografii [1/3] i rysunku C7 monografii [1/2]). Wysyłany przez jego pędniki nakaz telepatyczny aby je zignorować był przy tym tak efektywny, że pomimo mojego ukierunkowania na badania UFO ciągle zabronił mi je fotografować, czy nawet bliżej się nim zainteresować, i zmusił abyśmy obojętnie kontynuowali swoją jazdę. Na dodatek do składowej tego nakazu zalecającej natychmiastowe ignorowanie obiektu i nie zwracanie na niego uwagi, w wysyłanym przez pędniki UFO telepatycznym nakazie istnieje też zawsze jeszcze jedna składowa, jaka już po fakcie utrwala w obserwatorach głębokie przekonanie i wiarę, że to co widzieli nie mogło być UFO. Z powodu owej drugiej składowej tego nakazu, na poziomie emocjonalnym do dzisiaj nie mogę wewnętrznie zaakceptować że ów "silos" to faktycznie było UFO, chociaż moja logika, znajomość przedmiotu, oraz wszystkie zaobserwowane atrybuty owego "silosu" niepodważalnie wskazują że musiało to być UFO i nie mogło być nic innego.

Trochę już inaczej zareagowałem kiedy w grudniu 1991 roku z przyjaciółką (Miss Lynlee Heenan) jechałem moim samochodem szosą koło Roxburgh w Nowej Zelandii - także przez obszar często patrolowany przez UFO, w którym również wykonałem wiele zdjęć lądowisk tych obiektów. Szosa wiodła wzdłuż szeregu wzgórz. W przerwie pomiędzy dwoma kolejnymi wzgórzami na tle błękitnego bezchmurnego nieba zobaczyłem zawiśnięty niezbyt wysoko w powietrzu wspaniały srebrzysty dysk jaki lśnił w słońcu białawą jak nowiutka cyna metaliczną powierzchnią. Jego kątowa średnica nieco przekraczała średnicę Księżyca w pełni. Niemal w okamgnieniu moja logika rozpoznała, że najprawdopodobniej jest to UFO któregoś większego typu (K7 do K10). Jednak na przekór tego uderzającego podobieństwa obiektu do badanych przez siebie UFO, na poziomie emocjonalnym nagle zapanował w moim umyśle jakiś niezrozumiały wówczas sceptycyzm jaki wmawiał mi że nie ma prawa to być UFO i że bezwzględnie muszę się mylić, stąd przed uczynieniem czegokolwiek powinienem najpierw ponownie sprawdzić czy przypadkiem nie jest to zwykły samolot tyle że widziany pod nieco niewłaściwym kątem. Dokładnie ta sama idea w sposób synchroniczny powstała zresztą też i w umyśle mojej przyjaciółki, bowiem podobnie do moich wątpliwości również i ona stwierdziła, że chociaż wygląda to jak okrągły dysk, zapewne jednak jest to tylko samolot pasażerski który z powodu naszego kąta patrzenia wywołuje u nas złudzenie optyczne (nad owym miejscem nie przebiega żadna linia lotnicza, ponadto samolot pasażerski nie leciałby na tak niewielkiej wysokości ponad wzgórzami). Ponownie sceptycyzm mojej koleżanki był większy od mojego i na przekór że mnie ten obiekt zaintrygował, ona zupełnie nim się nie zainteresowała. Jak zwykle na tylnim siedzeniu mojego samochodu leżał aparat gotowy do użycia. Jednak aby sfotografowaćć to UFO musiałem najpierw zatrzymać samochód - prowadziłem go wszakże ze zbyt dużą szybkością ponad 100 km/godź. Zamiast jednak natychmiast uderzyć hamulce, z piskiem opon zatrzymać się tak szybko jak tylko to możliwe, i najpierw sfotografować UFO a dopiero potem analizować czy moje wątpliwości są uzasadnione, coś w moim umyśle dosłownie mnie zmusiło abym zwalniał bardzo stopniowo, powoli, i niezdecydowanie, jakby celowo dając UFO szansę na ucieczkę. Samochód stał się więc prawie gotowy do całkowitego zatrzymania dopiero kiedy UFO ponownie przysłonięte zostało następnym wzgórzem. Ciągle zamiast błyskawicznie wycofać samochód i natychmiast wykonać fotografię, z całkiem nie wytłumaczalnym u mnie niezdecydowaniem postanowiłem podjechać jeszcze nieco dalej aż kolejne wzgórze się skończy i UFO zostanie ponownie odsłonięte. Jadąc więc wolno wzdłuż dosyć długiego wzgórza ku jego następnemu końcowi, po ponownym ujrzeniu tego samego obszaru nieba niestety stwierdziłem że UFO w międzyczasie zniknęło i nie było już po nim najmniejszego śladu. Po zawróceniu samochodu (na przekór protestów mojej przyjaciółki która nalegała abyśmy kontynuowali jazdę i przestali sobie zawracać głowę jakimś samolotem) i podjechaniu na oryginalne miejsce obserwacji, też już nic w powietrzu nie zawisało. Kolejnym więc razem wysyłany przez UFO telepatyczny nakaz spowodował moje niezdecydowane działanie i w rezultacie ponownie zmarnowałem okazję sfotografowania tego bardzo wyraźnie widocznego wehikułu pomimo jego niemal pewnego rozpoznania.

Jeszcze innym, chociaż równie efektywnym, przypadkiem zadziałania na mnie tego samego telepatycznego nakazu zignorowania, było zaobserwowanie pierścienia świateł w Kuala Lumpur w październiku 1994 roku. Jechałem wówczas samochodem ze znajomą (Miss S.D.). Byliśmy w rejonie Kuala Lumpur zwanym "Bangsar". Było pod wieczór i na jakiejś wysokości nad miastem rozciągała się warstwa dosyć gęstawej mgły lub nisko zawisłych chmur. Przez okno samochodu odnotowałem przebijający się przez tą mgłę odblask zawiśniętego nieruchomo w powietrzu pełnego pierścienia świateł złożonego ze znacznej liczby (t.j. około trzydziestu) silnych, indywidualnie jarzących się punktów świetlnych. (Pierścień ten podobny był do pierścieni jarzących się pędników bocznych UFO pokazanych na rysunkach O15 i O16 monografii [1/2] i [1/3].) Światła te względem mnie znajdowały się pod kątem około 60 do poziomu, zaś średnica pierścienia na którego obwodzie były one rozłożone porównywalna była do około 2 średnic Księżyca. Wskazałem je znajomej informując że wygląda mi to na UFO, i poprosiłem aby zatrzymała samochód bowiem chciałem wykonać zdjęcie tego obiektu. Znajoma jednak skwitowała, że prawdopodobnie widzę światła umieszczone na wieży w centrum Kuala Lumpur, i kontynuowała jazdę. Ja zaś zamiast złapać aparat i szybko wykonać zdjęcie poprzez okno samochodu, prawdopodobnie dla uspokojenia wątpliwości które wówczas i mnie samego ogarnęły, zacząłem argumentować że jeśli to jest wieża wówczas nie powinienem widzieć pełnego pierścienia bowiem światła położone w jej tylniej części powinny być przesłonięte jej trzonem. Nadal więc nalegałem aby zatrzymała samochód. Ulegając z oporami moim naleganiom znajoma zwolniła więc samochód, jednak pechowo się stało że uczyniła to pod wysokim wieżowcem który przesłonił widok świateł. Poprosiłem aby przejechała na drugą stronę tego wieżowca i tam się zatrzymała. Po przejechaniu na drugą stronę wieżowca i zatrzymaniu się stwierdziliśmy że światła w międzyczasie zniknęły i już ich nie ma w punkcie przestrzeni gdzie ciągle były tylko chwilkę wcześniej. Wsiedliśmy więc ponownie do samochodu i kontynuowaliśmy jazdę. Kiedy jezdnia wspięła się na wierzchołek miejscowego wzgórza ujrzeliśmy światła owej wieży w Kuala Lumpur za jaką początkowo braliśmy ów pierścień - okazała się ona położona daleko na horyzoncie, była nieporównanie mniejsza od świateł jakie właśnie widzieliśmy, zaś jej pierścień widoczny był tylko w połowie - tak jak to argumentowałem w samochodzie. A więc zapewne widzieliśmy pierścień pędników bocznych bardzo dużego UFO (najprawdopodobniej typu K9), tyle że emitowany przez ten wehikuł nakaz telepatyczny ponownie zdołał nam zakazać natychmiastowe zatrzymanie się i wykonane jego fotografii. Ponownie też towarzysząca mi kobieta jeszcze bardziej niż ja uległa naciskowi tego telepatycznego sygnału, i stąd wogóle nie chciała zwracać uwagi na zawisający wehikuł jaki jej pokazałem i jaki wyraźnie zobaczyła na własne oczy (do dzisiaj zresztą kiedykolwiek tylko nawiążę do tej obserwacji odrzuca możliwość że było to UFO chociaż nie potrafi wyjaśnić co w takim razie innego to było).

Na bazie tego i poprzednich przypadków dochodzę do wniosku, że kobiety są na ten telepatyczny nakaz UFO jeszcze wielokrotnie bardziej podatne niż mężczyzni. To z kolei wyjaśnia dlaczego fotografie UFO wykonują głównie mężczyźni, podczas gdy kobiety z trudnością odnotowywują te wehikuły nawet jeśli rozbiją sobie o nie nosa (chociaż w dzisiejszych czasach kobiety noszą tyle samo aparatów fotograficznych co mężczyźni): po prostu kobiety skrupulatniej od mężczyzn wypełniają ów telepatyczny nakaz aby całkowicie ignorować to co zobaczyły. Warto przy tym zwrócić też uwagę, że jeśli ja - czyli ktoś kto przecież bada UFO i jest szczególnie uczulony na wszystko co z wehikułami tymi się wiąże, aż wielokrotnie i zawsze niezawodnie padałem ofiarą tych telepatycznych nakazów, ileż więc obserwacji tych wehikułów muszą codziennie przegapywać lub ignorować zwykli ludzie których poglądy są zaprogramowane na wierzenie takim nakazom. Zresztą w swojej dotychczasowej karierze badacza UFO wielokrotnie nawet spotykałem się z opisami innych ludzi, kiedy ktoś zaobserwował UFO z bardzo bliskiej odległości, jednak jakiś głos we wnętrzu mu wmawiał że to co właśnie widzi nie jest nic niezwykłego, aby nie zwracał na to uwagi i nadal kontynuował dotychczasowe zajęcie. Najbardziej drastyczny przypadek tego rodzaju opisany jest w podrozdziale P1 monografii [1/2] i podrozdziale Q1 monografii [1/3] (analizuj tam obserwację niejakiego A.J.H.).

Najwyższy więc czas abyśmy zaczęli sobie uświadamiać, że UFO zawsze emitują takie telepatyczne nakazy, jakie dosłownie nas zmuszają abyśmy nie zwracali na nie uwagi i ignorowali ich obecność. Nakazy te w jakiś sposób indukują też w nas pozostającą na zawsze niepewność co do wyjaśnienia tego co wówczas zobaczyliśmy. Niepewność ta jest przy tym zaprojektowana tak dziwnie i tak przeciwstawnie do normalnych ludzkich zachowań, że wogóle nie dopuszcza abyśmy zaakceptowali wniosek że zobaczyliśmy UFO - stąd jesteśmy raczej gotowi pozostawać w całkowitej ciemności i niepewności na temat co faktycznie wówczas widzieliśmy, niż przyznać się przed samym sobą że widzieliśmy UFO. Wiedza o istnieniu tych nakazów być może pozwoli nam abyśmy przełamali je w sobie kiedy następnym razem u nas się pojawią, i abyśmy na przekór ich zaleceniom wykonali jednak tak potrzebną dokumentację fotograficzną wehikułów naszych okupantów, oraz zawierzyli logice w uznaniu tego co zaakceptować nie zechcą narzucone nam przez UFO uczucia i emocje. Kiedy więc i na Ciebie czytelniku przyjdzie kolej na zobaczenie wehikułu UFO, staraj się pamiętać o tym telepatycznym nakazie i unikaj popełnienia tego samego błędu jaki ja oraz inni ludzie popełniali już wielokrotnie - stąd "najpierw wykonaj fotografię UFO lub sfilmuj je na swoim wideo, a dopiero potem analizuj i rozwiewaj emocjonalne wątpliwości jakie z całą pewnością zostaną ci wówczas telepatycznie narzucone" (t.j. "najpierw fotografuj, potem deliberuj").

Z uwagi na istnienie i efektywność owego telepatycznego nakazu zignorowania każdej obserwacji UFO, w tym miejscu jestem gotów się założyć, że najprawdopodobniej każdy mieszkaniec Ziemi (włączając w to i osoby które zaciekle atakują badaczy UFO i stanowczo zaprzeczają istnieniu tych obiektów - a stąd których filozofia jest szczególnie podatna na wypełnienie tego nakazu), przy różnych okazjach osobiście widywał UFO tyle że skrupulatnie wypełnił ów nakaz i swoją obserwację całkowicie zignorował. Wszakże w moim własnym przypadku zaobserwowywanie relatywnie wyraźnie widocznych UFO następuje w średnich odstępach co około 6 lat - jest więc wysoce prawdopodobne że i dla innych ludzi statystyka ta jest bardzo podobna, tyle że jeszcze efektywniej niż ja padają oni ofiarami owego nakazu, oraz nie posiadają mojej wiedzy technicznej i doświadczenia aby to co widzą równie precyzyjnie zakwalifikować. Najprawdopodobniej też właśnie z powodu tego nakazu, dotychczas aby coś uznane zostało za obserwację UFO musiało to albo być widziane przez dziesiątki obserwatorów naraz, albo też wygląd i zachowanie obiektu musiały nie pozostawiać obserwatorom najmniejszych wątpliwości.

Wielu ludzi skonfrontowanych z wnioskiem moich badań, że "UFO manipulują telepatycznie naszymi poglądami", zupełnie nie wierzy w ową telepatyczną manipulację i odrzuca zasadność tego wniosku. Tymczasem fakt, że każda osoba dokonująca obserwacji UFO doznaje wówczas opisywanego powyżej nakazu zignorowania i niezaaprobowania swojej obserwacji, jest właśnie jednym z wielu dowodów na potwierdzenie istnienia tej manipulacji. Jeśli więc następnym razem ktoś zobaczy coś, co do czego logika i atrybuty wskazywały będą wyraźnie iż było to UFO, jednak w stosunku do czego wewnętrzne emocje i uczucia zdecydowanie odrzucały będą taki wniosek, powinien zakwalifikować tą obserwację nie jako jeszcze jeden z tuzinkowych przypadków zaobserwowania czegoś, czego nie potrafi zidentyfikować, a jako swój osobisty dowód, że telepatyczna manipulacja poglądami ludzi faktycznie jest dokonywana przez UFO. Z kolei mając taki osobisty dowód, oraz doświadczając na sobie samym że to co stwierdzam w odniesieniu do UFO jest prawdą, osoba ta powinna potraktować poważnie alarm jaki moje publikacje podnoszą, i ze zdobytym wówczas przekonaniem oraz dedykacją powinna przyłączyć się do naszych wysiłków obronnych. Wszakże dokładnie tak samo łatwo jak naszym okupantom przychodzi wmówienie nam że to na co właśnie patrzymy wcale nie jest UFO, mogą oni też wmówić całemu społeczeństwu że UFO jako zjawisko wcale nie istnieje i że nie powinno się brać poważnie niczego co na temat UFO ktoś wypowie. Tak samo zaś pochopnie jak na telepatyczne podszepty wehikułu UFO potępiamy własną logikę podpowiadającą nam że wszystkie atrybuty naszej obserwacji wskazują iż właśnie patrzymy na UFO, również zamanipulowane telepatycznie społeczeństwo jako całość emocjonalnie będzie odrzucało każdy dowód i argument na temat UFO bez względu na to jak logiczny i przekonywujący by on nie był. Odrzucając z kolei logikę i argumentację w sprawach UFO, jako cywilizacja oczywiście przyczyniamy się do przedłużania w nieskończoność czasokresu bezkarnego pasożytowania na nas owych kosmicznych okupantów.

W związku z istnieniem i zidentyfikowaniem najróżniejszego materiału dowodowego, że "poglądy i odczucia ludzi telepatycznie manipulowane są przez UFO", koniecznym jest powszechne przyjęcie na Ziemi nastawienia obronnego przed tymi manipulacjami. Nastawienie to polega na tym, że "We wszystkim co dotyczy UFO musimy przestać stosować nasze emocje i uczucia - wszakże w ich manipulowaniu okupujący nas UFOnauci są mistrzami, a zacząć stosować wyłącznie nasz rozum, wiedzę, rozsądek i logikę - którymi okupujący nas UFOnauci nie są w stanie tak łatwo manipulować." Jednym więc z pilnych zadań naszej samoobrony na emocjonalnym i poglądowym poziomie jest spowodowanie aby powyższe nowe nastawienie zaczęło stopniowo zastępować to które wykazywaliśmy poprzednio.

Jak widać, wszystkie fakty które zgromadzone zostały w tym traktacie i zinterpretowane w niniejszym rozdziale, w sposob krzykliwy starają nam się przekazać istotną wiadomość: kosmiczne robactwo zagnieździło się w naszych domach i czyni teraz wszystko abyśmy nie zwracali uwagi na jego nieustanną obecność i pasożytowanie na nas - czas więc abyśmy zbudzili się z omamu i zaczęli wymiatać je z naszych domów i planety. Jego miejsce jest w bezdennej przestrzeni z której do nas przypełzało i do której miejmy nadzieję już wkrótce zdołamy je z powrotem wyrzucić. W wielkim kosmosie istnieją wszakże cywilizacje które chcą nam dopomóc w tym dziele oczyszczenia naszej planety. Musimy jedynie zacząć zwracać uwagę na to co cywilizacje te mają nam do przekazania, oraz zacząć czynić to co zgodnie ze swą wiedzą i doświadczeniem starają się one nam podpowiadać.
Rozdział D.
PODSUMOWANIE

(przygotował prof. dr inż. Jan Pająk)


Motto niniejszego rozdziału: "Bóg pomaga tym którzy pomagają sobie sami".
Podsumujmy więc dotychczasowy rozwój wypadków. W lipcu 1997 roku Pan Magister W. Szewczyk miał, jak go on nazywa, "sen", podczas którego jakaś istota przekazała mu dokładną budowę urządzenia zdolnego pokazać niewidzialne UFO. Zarówno na wiele miesięcy przed owym "snem", jak i po nim, doświadczył on najróżniejszych oporów i doznań mentalnych jakie uniemożliwiały mu skontaktowanie się ze mną. Pod wpływem jednak nacisków rodziny w pierwszym kwartale 1998 roku pisze do mnie list w którym wzmiankuje o otrzymanym urządzeniu. Po otrzymaniu jego listu natychmiast dostrzegam strategiczną wagę tego urządzenia dla naszej samoobrony przed okupującymi nas UFOnautami i zaczynam usilnie namawiać Pana Szewczyka aby wspólnie ze mną zgodził się napisać niniejszy traktat w którym opiszemy owo urządzenie i zaapelujemy do innych osób o włączenie się do jego wykonania. Jego zgoda nadchodzi w drugim kwartale 1998 roku, natychmiast więc przygotowuję prototypową wersję niniejszego (pierwszego) tomu traktatu i wysyłam ją Panu Szewczykowi do zatwierdzenia do opublikowania. Zatwierdzenie wraz z jego końcowymi poprawkami nadchodzą w trzecim kwartale 1998 roku. Po naniesieniu więc ostatnich poprawek tom ten jest gotowy i wysłany do Nowej Zelandii w celu rejestracji copyright. Po rejestracji, w grubo ponad rok od oryginalnego "snu" Pana Szewczyka, oraz w grubo ponad pół roku od chwili rozpoczęcia jego pisania, pierwszy tom tego traktatu zawierający opis otrzymanego wówczas urządzenia jest gotowy do rozpoczęcia jego upowszechniania. Niestety zbiegające się z datą jego wydania zakończenie mojego kontraktu i ponowne zostanie bezrobotnym powoduje, że praktycznie nie mam już niemal czasu i możliwości aby upowszechnianiem tym się zająć. Wydanie tomu pierwszego otwiera drogę aby zapoczątkowane zostały prace nad jego tomem drugim w którym szczegółowo wyjaśniona zostanie zasada działania, fundamenty naukowe i zjawiska wykorzystywane z tym urządzeniu, a także podejście do jego zbudowania i sposoby jego testowania. Niestety prace te muszą zaczekać aż znajdę następną pracę i stąd aż będę miał minimalne warunki umożliwiające mi ich zrealizowanie. Aczkolwiek z rozważań już opublikowanych w podrozdziałach C1.6 i N5.1 monografii [1/2] i [1/3] zasada i zjawiska tego urządzenia są stosunkowo łatwe do zrozumienia i opisania, ciągle zabierze to sporo czasu, organizacji i działań aby ją zaprezentować w drugim tomie niniejszego traktatu i udostępnić czytelnikom do przeczytania.

Jest już rodzajem stereotypu, że jeśli ktoś wychodzi z jakąś informacją na temat UFO, inni bliźni odpowiednio podmanipulowani przez okupujących nas UFOnautów zaczynają go posądzać, że czyni to dla stania się sławnym, dla wywołania sensacji, dla zwrócenia na siebie uwagi, dla pieniędzy, itp. W tym miejscu muszę jednak rozczarować osoby myślące według tej linii i dać tu osobiste gwarancje że absolutnie nie miało to miejsca w przypadku opisywanego w tym traktacie przekazu. W przypadku bowiem Pana Szewczyka trzeba było niezwykle długich perswazji i odwoływania się do jego poczucia obowiązku oraz patriotyzmu, zanim zgodził się na opublikowanie czegokolwiek na temat swego "snu". Ze skruchą też wyznam, że w jednym momencie zostałem aż tak poruszony i zdesperowany jego oporami i zwlekaniem co do opublikowania jego przekazu iż nieco się uniosłem i nawet napisałem zionący ogniem list (z którego powodu mam trochę wyrzutów sumienia, bowiem będąc w jego pozycji zapewne sam też miałbym podobnie wiele obaw i oporów). To zaś jest wystarczającym dowodem, że o swym urządzeniu nie zamierzał nigdy nikogo powiadamiać, zaś na jego opisanie w niniejszym traktacie zgodził się jedynie ponieważ wyjaśniłem mu strategiczne znaczenie tego urządzenia dla naszej samoobronności przed kosmicznym najeźdźcą, ponieważ uświadomiłem mu negatywne następstwa utrzymania w utajnieniu przekazu który otrzymał, i ponieważ użyłem w stosunku do niego całej mocy perswazji na jaką tylko było mnie stać. Z kolei myślenie iż ktoś "zarobi" na niniejszym traktacie byłoby czystym brakiem rozeznania sytuacji, bowiem jak niemal wszystko co publikuję na temat UFO, czynię to dla idealistycznych względów i to ze znaczymi stratami finansowymi pokrywanymi z mojej prywatnej kieszeni.



Pisząc powyższe słowa, aż mnie korci aby w tym miejscu zwrócić też uwagę czytelnika na paradoksalność sytuacji w jaką udało się nas wmanipulować okupującym Ziemię kosmitom. Wszakże w normalnym przypadku, jeśli ktoś zostałby wybrany przez inną cywilizację mieszkającą w odległym zakątku wszechświata jako odbiorca ich urządzenia, powinno być to uważane za ogromny honor i wyróżnienie o wielokrotnie większym znaczeniu niż np. otrzymanie odznaczenia od własnych ziomków. Wszakże przedstawiciele odmiennej cywilizacji są absolutnie bezstronni, zawsze rozpatrują mnóstwo kandydatów dla otrzymania swoich przekazów, zaś wybierają tylko tego kto ich zdaniem najlepiej się nadaje pod każdym z możliwych względów. Tymczasem ludzkość wypracowała sobie takie histeryczne odruchy i taki system fałszowania odbioru rzeczywistości, że owych wybrańców każdy jest gotów natychmiast palić na stosie i koniecznym się staje aż przemawianie do logiki i rozsądku aby ich bronić przed absurdalnymi zarzutami i potępieniem.

Inną dającą wiele do myślenia obserwacją jaka wyłania się z treści niniejszej monografii jest zajadłość z jaką naukowcy ziemscy zwalczają te odkrycia naukowe których nakaz niszczenia został im telepatycznie wmanipulowany przez okupujących Ziemię UFOnautów. Jednym z najbardziej znaczących takich odkryć, jakie zwalczane jest przez ziemskich naukowców tak zaciekle że nieustanne perypetie z jego publikowaniem i prześladowaniami uformowały już niezwykle interesującą historię zaprezentowaną w podrozdziale K4 monografii [1/2] i [1/3], jest zjawisko nazwane "efektem telekinetycznym". Zjawisko to opisane zostało szczegółowo m.in. w podrozdziale J2 monografii [1/2] i [1/3]. Szokującym paradoksem na temat tego efektu jest, że jego odkrycie i upowszechnienie na Ziemi zostało już odnotowane, uznane i potwierdzone przez przedstawicieli obserwujących nas cywilizacji zamieszkujących jakieś odległe gwiazdy, którzy powołują się na nie nawet w opisywanym tym traktatem przekazie. Jednak nasi ziemscy naukowcy z uporem maniaka odmawiają przyjęcia do wiadomości faktu istnienia tego efektu, nie życzą sobie jego poznania, oraz zaprzeczają możliwości budowy jakiegokolwiek urządzenia bazującego na jego wyzwalaniu. Jak paradoksalnie wrogie jest ich nastawienie do tego efektu i do wszelkich moich wysiłków jego oficjalnego popularyzowania wyjaśnia to omawiany powyżej podrozdział K4 z [1/2] i [1/3]. Zaiste znane powiedzenie "najtrudniej zostać prorokiem wśród swoich" w przypadku efektu telekinetycznego wyolbrzymione zostało do międzygwiezdnych proporcji, zaś obserwujące nas cywilizacje z gwiazd zapewne zachodzą w głowę jak to możliwe że cały wszechświat wie już o fakcie odkrycia tego efektu na Ziemi, jednak rodzimi naukowcy planety na jakiej odkrycia tego dokonano ciągle maniacko odrzucają uznanie jego istnienia. Podobnie zresztą ma się też i z innymi moimi odkryciami i wynalazkami. Przykładowo jeden z Polaków uprowadzonych na daleką planetę po zainteresowaniu się używaną tam komorą oscylacyjną przeszedł przez rodzaj szoku kiedy jego kosmiczni gospodarze go poinformowali, że na Ziemi jego własny rodak pracuje nad zbudowaniem tego właśnie urządzenia - patrz traktat [3B] relacjonujący jego doświadczenia w tej sprawie. Musiał aż polecieć wiele lat świetlnych od Ziemi aby się dowiedzieć o czymś co powinien móc poznać we własnym domu, a co jednak jest sztucznie powstrzymywane przed popularyzowaniem przez pachołków naszych okupantów. Z kolei inny uprowadzony na pokład UFO (również Polak) raportował mi, że zamiast zwyczajnie odpowiedzieć na jakieś jego pytanie, UFOnauci pokazali mu posiadany na owym UFO egzemplarz jednej z moich monografii i zalecili aby po powrocie na Ziemię dokładnie sobie ją przeczytał bowiem zawarta jest tam szczegółowa odpowiedź na jego pytanie (tak nawiasem mówiąc to posiadanie egzemplarza mojej monografii na pokładzie UFO rzuca nieco światła na zawsze dręczące mnie pytanie co jest powodem że tak mały procent publikacji jakie wysyłam do Polski dociera kiedykolwiek do swoich odbiorców). Wygląda więc na to, że okupujący nas UFOnauci oraz inni mieszkańcy odległego wszechświata wykazują znacznie większe zainteresowanie w moich odkryciach, wynalazkach i monografiach, niż moi rodacy, zaś przez jakąś szokującą ironię losu to co tworzę jest lepiej znane na odległych gwiazdach niż na naszej własnej planecie.

W poruszonych w niniejszym traktacie tematach kryje się znacznie więcej problemów niż to można było omówić na kilku stronach przytoczonych tu opisów. Znacznie dokładniejszy obraz kompleksowości tych problemów wyrobili sobie zapewne ci czytelnicy którzy mieli okazję osobistego zapoznania się z monografią na wykazie z rozdziału E oznaczoną jako [1/2] (lub jej następną wersję oznaczoną tam [1/3]), a ściślej z jej podrozdziałami I9 i U1.2.1 opisującymi filozofię, metody działania i motywacje okupujących Ziemię UFOnautów, a także rozdziałami V i O wskazującymi materiał dowodowy potwierdzający fakt istnienia owej okupacji. Niemniej niniejszy traktat ma służyć głównie omówieniu urządzenia ujawniającego stanowiącego przedmiot zaprezentowanych tu dociekań i nie może rozpraszać się na owe pokrewne tematy.


Yüklə 0,52 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   6   7   8   9   10   11   12   13   14




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə