Prof dr inż. Jan Pająk I Mgr Wiesław Szewczyk "Urządzenie do ujawniania niewidzialnych obiektów ukrytych w stanie migotania telekinetycznego" Tom 1: Fakty



Yüklə 0,52 Mb.
səhifə8/14
tarix19.11.2017
ölçüsü0,52 Mb.
#11169
1   ...   4   5   6   7   8   9   10   11   ...   14

Dawniej temu, zaraz po tym gdy uświadomiłem sobie fakt okupacji Ziemi przez pasożytniczą konfederację UFOnautów, sądziłem że nasze uwolnienie się od ich obecności może się odbyć w sposób honorowy i dżentelmeński - podobny do tego jak pasierb po zaczęciu niezależnego życia uwalnia się od zbyt natarczywego ojczyma: ot po prostu powiemy im aby się od nas wynieśli, zaś oni zrozumieją i uszanują naszą chęć niezależności i odlecą na swe planety pozostawiając nas w spokoju. Jednak w miarę jak zaczynam staczać z nimi coraz zacieklejsze bitwy oraz odkrywam coraz bardziej ponure strony ich metod działania, pomału dochodzi do mnie że oni są zdecydowani spijać naszą krew do końca i że uciekać się będą do dowolnie brudnych i niemoralnych sztuczek aby utrzymać nas pod swoją kontrolą. Stąd dzisiaj jest już absolutnie jasne, że kiedy nadejdzie czas ich wymiecenia z powrotem w bezdenną odchłań kosmosu z której do nas ukradkiem się przemykają, czynić to nam przyjdzie z zaciętymi oporami odrywając ich jednym po jednemu jak dobrze przyssane pijawki które dobrowolnie nie chcą dać za wygrane i trzeba usuwać je siłą. Jak niehonorowe, sprytne, i brutalne mogą być ich metody działania przekonałem się w nocy z soboty na niedzielę w dniach 8 i 9 sierpnia 1998 roku. W owych dniach znajdowałem się w samym środku pracy nad wykańczającym pisaniem niniejszego tomu traktatu. Kiedy to po wypróbowaniu na mnie prawie wszystkich możliwych swoich sztuczek jakie miały na celu zastopowanie pracy nad niniejszym traktatem, okupujący nas UFOnauci odnotowali że jestem zdecydowany go opublikować za wszelką cenę i wszelkimi dostępnymi mi środkami, wówczas zdecydowali się zatkać jedno z moich życiodajnych "wąskich gardeł". Na Borneo była nim lodówka. W ową niedzielę nad ranem obudziło mnie niesamowite zimno. Samo to zbudzenie było już niezwykłe, bowiem na tropikalnym Borneo nigdy temperatura powietrza nie spada w nocy w sposób naturalny do poziomu skostnienia z zimna, i jeśli ktoś, jak ja, nie używa nocami klimatyzatora, wówczas przez całą noc poci się z gorąca i to nawet jeśli nie używa żadnego okrycia. Na przekór tej niemożności naturalnego zaistnienia zimna, w mojej sypialni było tak zimno że skostniałem od chłodu. Spojrzałem na zegar swojego radio-alarmu: była godzina 1:10 nad ranem. Wyszedłem więc do toalety i tam ze zdumieniem odkryłem że właściwie to nocne powietrze jest gorące i duszne jak zawsze w tropiku, zaś poza moją sypialnią reszta domu jest ciągle rozpalona z gorąca. Skąd więc się wzięło to przenikliwe zimno w mojej sypialni? Byłem jednak zbyt mocno przemęczony i rozespany aby wyciągnąć jakieś logiczne wnioski, położyłem się więc do łóżka, dla ochrony przed zimnem starannie owinąłem się prześcieradłem i pomimo dreszczy po jakimś czasie ponownie zdołałem zasnąć. Ponieważ była niedziela spałem do około 8:30 rano. Po wstaniu poszedłem do kuchni aby przygotować sobie śniadanie. Jakież było moje osłupienie gdy po wejściu do kuchni odnotowałem że z górnej (zamrażalnikowej) części mojej dużej lodówki "Toshiba TMR 280" leje się woda ze stopniałego lodu. Poziom odmrożenia jej zawartości sugerował, że zepsucie nastąpiło właśnie około 1 w nocy kiedy to obudziło mnie owo sztuczne zimno. Wszakże jeszcze poprzedniego wieczora około godziny 22:00 lodówka ta działała bez zarzutu, zaś działające poprawnie oba moje radio-alarmy wykazywały że w nocy ani nie zabrakło prądu, ani też nie wystąpił jego impuls przepalający. Pomimo to lodówka okazała się zepsuta na dobre i na przekór najróżniejszych prób i eksperymentów nie udało się jej już odratować. Co jeszcze mniej rozumiałem, to że lodówka ta przez cały czas była zdrowa i sprawna jak dzwon, i że działała bez najmniejszych zakłóceń. Z doświadczenia zaś wiem, że jeśli lodówka (czy jakieś inne urządzenie) ma się naturalnie zepsuć, wówczas zwykle jakiś czas wcześniej zaczyna działać niepoprawnie, obniża swoją temperaturę, słowem wysyła sygnały ostrzeżenia o zbliżającym się zepsuciu. Oczywiście lodówka w tropiku to źródło życia. Szczególnie dla Europejczyka jak ja, dla którego lokalne potrawy na Borneo są zupełnie niejadalne. Niemal wszystkie zapasy swojej żywności dowoziłem wszakże z Kuala Lumpur, bowiem na Borneo nie można dostać europejskiego jedzenia do jakiego mój żołądek jest nawykły. Lodówka wyładowana więc była po brzegi, bowiem zgromadzona w niej żywność miała mi już wystarczyć aż do zakończenia kontraktu. Jedynym wytłumaczeniem dla jej nagłego zepsucia było, że UFOnauci wiedzieli iż pozbawiając mnie lodówki, eliminują równocześnie z mojej dyspozycji niemal cały wolny czas jaki mi pozostawał i jaki przeznaczałem na pracę nad niniejszym traktatem - z szatańską przebiegłością zepsuli mi więc ją celowo. Celowe zepsucie dodatkowo jest potwierdzane faktem, że nastąpiło ono w nocy z soboty na niedzielę - czyli w czasie ulubionym przez UFOnautów dla dokonywania zepsuć, ponieważ doskonale oni wiedzą że w niedzielę nie daje sę zdobyć fachowca do naprawy stąd niedzielne zepsucia czynią znacznie więcej szkody. Zepsucia mojej lodówki dokonali tak fachowo, że miejscowi spece od napraw pomimo wielokrotnie powtarzalnych wysiłków nie potrafili jej już przywrócić do życia. Po ponad tygodniu bieganiny i kłopotów okazało się koniecznym jej wymienienie na nową. Ponieważ zaś nie byłem w stanie jeść lokalnych potraw, bez lodówki cały pozostający mi wolny czas zmuszony byłem poświęcać na wyjazdy do odległego Kuching i szukanie czegoś jadalnego. Nie byłem więc już w stanie znaleźć czasu na pracowanie nad tym traktatem. Stąd zepsucie mojej lodówki bezpośrednio i jednoznacznie spowodowało opóźnienie wydania tego traktatu o ponad tydzień, nie wspominając już o najróżniejszych kosztach, trwałych kłopotach, napięciu, bieganinie, ryzyku zatrucia pokarmowego, i braku jadalnej żywności na jakie mnie wystawiło. Oczywiście z powodu zbiegania się czasu wydania tego traktatu z terminem zakończenia mojego kontraktu na Borneo i związanego z tym zakończeniem spiętrzania się najróżniejszych problemów, zepsucie to praktycznie sprowadziło też dodatkowo na moją głowę cały łańcuch opóźnień, napięć i kłopotów. Cały więc ten przebiegły plan udałby się UFOnautom zupełnie bez mojego go rozszyfrowania, gdyby nie owo nocne zimno. W większej części świata, włączając w to Europę i Nową Zelandię zapewne wszystko uszłoby im całkowicie na sucho, bowiem noce są tam naturalnie chłodne i nie da się odróżnić telekinetyczngo spadku temperatury powietrza spowodowanego wyzwoleniem efektu telekinetycznego, od zwykłego nocnego chłodu spowodowanego klimatem. Jednak na Borneo skostnienie z zimna nocą nie jest wcale zjawiskiem naturalnym. Widać podczas nalotu w celu zepsucia mojej lodówki, ich telekinetyczny napęd spowodował właśnie owo raptowne obniżenie temperatury w mojej sypialni jakie mnie obudziło, zaś UFOnauci, pomimo całej swojej wiedzy i inteligencji, ten jeden mały szczegół niestety przegapili (na nasze szczęście od czasu do czasu oni także popełniają najróżniejsze błędy, dzięki którym nasza wiedza i rozwój techniczny mogą posuwać się do przodu pomimo ich usilnego przeszkadzania). Wszakże z innych moich badań, m.in. opisanych w podrozdziałach J2.2.2 monografii [1/2] i [1/3], doskonale wiem że efekt telekinetyczny wzbudzany przez napęd ich wehikułów, pośród wielu innych następstw także powoduje właśnie raptowny spadek temperatury otoczenia. Ponadto kiedy sprzyjający nam kosmita przekazywał opisywane w niniejszym traktacie urządzenie, podczas swego przekazu wspominał również o wprowadzeniu do niego niewielkiej modyfikacji technicznej jaka pozwoli na wywołanie w tym urządzeniu efektu telekinetycznego, co z kolei spowoduje telekinetyczne obniżenie jego temperatury. Owo telekinetyczne zimno zdradziło mi więc, że zmyślne opóźnienie opublikowania tego traktatu wywołane tak zdawałoby się banalną i zwykle nie kojarzoną z UFO sprawą jak zepsucie mojej lodówki też były sprawką owych szatańsko przebiegłych UFOnautów.

Jak to wspominałem już powyżej, nocne zbudzenie na Borneo z powodu przenikliwego zimna było raczej niezwykłe, nawet zważywszy że w okresie pisania niniejszego traktatu przez jakiś niezrozumiały "zbieg okoliczności" prześladowała mnie właśnie epidemia "przypadkowych" obudzeń praktycznie każdej kolejnej nocy, i to niemal za każdym razem z zupełnie innego powodu. Przykładowo najczęściej budziły mnie około drugiej w nocy sfory zdziczałych, bezdomnych psów, które jednym razem staczały hałaśliwe batalie pod moimi oknami utrzymując mnie w bezsenności aż niemal do rana, innym zaś razem wyły lub ujadały przeraźliwie całą noc tuż pod oknami domu w którym mieszkałem. Wyglądało to niemal tak jakby ktoś telepatycznie im nakazywał aby gromadziły się właśnie pod moimi oknami i tam wszczynały hałas. Poza bezpośrednimi okolicami mojego domu nigdy bowiem nie odnotowałem aby gromadziły się one w tak duże sfory które niekiedy liczyły aż po kilkadziesiąt psów. Niekiedy też Chińczycy zamieszkujący tą samą co ja dzielnicę gromadzili się po północy pod moimi oknami i godzinami prowadzili sąsiedzkie rozmowy niekiedy prawie aż do rana (gdy kilku Chińczyków prowadzi sąsiedzką rozmowę, dla postronnego słuchacza brzmi to jak ostatnia faza hałaśliwej kłótni naszych sąsiadów prowadzona tuż przed wybuchnięciem bijatyki). Aż kilkukrotnie też nocami budziły mnie bolesne ukąszenia miejscowych komarów, których liczebnie spore chmary w jakiś niewyjaśniony dla mnie sposób czasami dostawały się do wnętrza mojej szczelnej moskitiery. Następujące po ich odkrywaniu polowania w celu ich wybicia oraz ból i swędzenie spowodowane przez ich ukąszenia zwykle odbierał mi już potem sen aż do rana. Normalnie jeśli jakiś komar zdoła raz na kilka miesięcy w jakiś niezwykły sposób dostać się pod gęstą moskitierę, zwykle jest on tylko jeden lub w wyjątkowym przypadku dwa. Jeśli więc nagle znajdzie się ich tam aż kilka i na dodatek z naturalnie niewytłumaczalnych powodów powtarza się to co kilka dni, wygląda mi to niemal jakby ktoś celowo je tam podrzucał. Szczególnie, że czasami pod moją moskitierą znajduję więcej komarów niż normalnie można ich znaleźć w całej sypialni, i że często są to komary cętkowane przenoszące pasożyta śmiertelnej choroby tropikalnej "Dengue", które rzadko wlatują do mieszkań ponieważ mają zwyczaj czyhania na swe ofiary w mokrej trawie. Chociaż więc nasze nawyki myśleniowe buntują się przed zaakceptowaniem nieco komicznej możliwości, że służący w siłach okupacyjnych kosmici przebyli setki lat świetlnych dzielących ich planetę z Ziemią tylko po to aby gdzieś na bagnach Borneo najpierw uganiać się za komarami, łapać je delikatnie bez wyrządzenia im krzywdy, zaś w końcu wpuszczać je pod moją moskitierę aby popsuły mi spanie, wszystko jednak wskazuje na to, że faktycznie może to mieć miejsce. W następnym domu który stykał się ścianą z moją sypialnią mieszkało też kilku wyrośniętych młodzieńców o imponujących mięśniach tyle że, niestety, wyhodowanych kosztem intelektu. Stąd zapewne młodzieńcy ci byli relatywnie podatni na telepatyczne manipulowanie. W czasie pisania tego traktatu wpadli oni w dosyć niezwykły nałóg odbijania od ściany mojej sypialni jakiejś metalowej kuli, z niezrozumiałych dla mnie powodów zawsze zaczynając tą zabawę dopiero grubo po północy i kontynuując ją niekiedy aż przez kilka godzin bez przerwy. Tego typu "przyjemniackich" metod systematycznego budzenia mnie w nocy zaobserwowałem podczas pisania tego traktatu znacznie więcej, nie chcę jednak nadmiernie wydłużać niniejszych opisów. Oczywiście wszystkie te powody jakie mnie nękały mogą wystąpić w sposób naturalny, i stąd nie zwracałbym na nie większej uwagi gdyby pojawiły się powiedzmy raz czy dwa razy w tygodniu, lub gdyby istniał w nich jakiś wyraźny system który sugerowałby np. złe działanie mojego zegara biologicznego (np. zawsze budziłbym się o tej samej godzinie). Ponieważ jednak praktycznie każdej kolejnej nocy wystąpił inny z nich, oraz każdej nocy budzony byłem o innej godzinie, zaś jedynym powtarzalnym elementem było że definitywnie każdej nocy coś hałaśliwego lub budzącego się zdarzyło i to zawsze gdzieś pomiędzy północą a piątą nad ranem, owo ich niezwykłe nasilenie pojawiające się właśnie kiedy pisałem niniejszy traktat, w połączeniu z niezwykłą inteligencją, wiedzą i znajomością mojej psychologii z jaką były one wyzwalane, zaczyna dawać dużo do myślenia. W sumie owe systematyczne budzenia każdej kolejnej nocy tak mnie wykończyły, że praktycznie niemal nie mogłem dniami się koncentrować na pisaniu tego traktatu. Chociaż więc moja silna pozytywna motywacja niemal zawsze była w stanie przełamać ogarniającą mnie senność i przemęczenie, jednak mój stan z całą pewnością musiał niekorzystnie się odbić na jakości, klarowności i logice opisów i stąd traktat ten z konieczności nie jest tak dopracowany jak byłby gdybym podczas jego pisania miał właściwe warunki i wypoczęty umysł. Jeśli zaś chodzi o owo okropne nocne zimno telekinetyczne towarzyszące popsuciu mojej lodówki, to jak pamiętałem z podobnego zimna zbudziłem się wcześniej tylko jeden raz i to na spory czas przed opisywanym poprzednio zdarzeniem z lodówką. Pracowałem wówczas nad wstępnym projektem tego traktatu. Powodem odczuwania silnego zimna owej nocy - przynajmniej tak wówczas to sobie tłumaczyłem, w mojej ówczesnej opinii była nie niska temperatura nocnego powietrza - która na tropikalnym Borneo zwyczajnie się nie zdarza, a jedynie moje subiektywne odczucie zimna związane z nadchodzeniem silnej gorączki. Jak bowiem wielokrotnie to doświadczyłem, kiedy dopada mnie silna gorączka, zawsze w pierwszej jej fazie wzrastania temperatury ciała odczuwam dotkliwe, chociaż czysto subiektywne, zimno. Oczywiście czy faktycznie miałem wówczas gorączkę tego nie wiem, bowiem nie posiadam termometru do mierzenia temperatury ciała i nie miałem jak sprawdzić stan swego zdrowia. O jej prawdopodobnym istnieniu już owej nocy wywnioskowałem wtedy tylko pośrednio, zaś podstawą dla tego wnioskowania było że następnego dnia raptownie rozchorowałem się na jedno z owych tropikalnych choróbsk jakie paraliżują niezwykle silną gorączką zmuszając do robienia rachunku sumienia i zastanawiania się na temat testamentu. Owo choróbsko trzymało mnie unieruchomionego w łóżku przez ponad tydzień - oczywiście opóźniając w ten sposób prace nad niniejszym traktatem. Wówczas sądziłem że złapałem je zupełnie przypadkowo - wszakże pełno ich na tropikalnym Borneo. Jednak obecnie - w świetle odkrycia okoliczności zepsucia mojej lodówki, zaczynam poważnie się zastanawiać czy przypadkiem nie zostałem nim celowo zarażony przez okupujących nas UFOnautów, aby powstrzymać lub opóźnić opublikowanie niniejszego traktatu, zaś odczucie zimna jakie owej nocy doznałem nie było jeszcze gorączką - jako że dopadła mnie ona dopiero następnego dnia, a faktycznym telekinetycznym zimnem wzbudzonym w mojej sypalni przez napęd niewidzialnego wehikułu UFO który przybył aby mnie zarazić jakimś powodującym gorączkę choróbskiem. Gdyby posądzenie to było prawdziwe, wówczas oznaczałoby że UFOnauci nie cofają się przed żadną brudną sztuczką aby osiągnąć swoje niecne cele - wszakże choróbsko to mogło mnie całkowicie wykończyć i tylko przez przypadek mój organizm okazał się wystarczająco silny aby je przezwyciężyć.

Jedną z bardziej niezwykłych obserwacji jakie dokonałem podczas pisania tego traktatu, to że jednego dnia wieczorem uaktualizowałem spis jego treści podając w nim dokładne strony na których poszczególne podrozdziały się zaczynały, zaś następnego dnia rano stwierdziłem że położenie nagłówków kilku podrozdziałów nie pokrywa się z tym jakie poprzedniego wieczora naniosłem do spisu treści. Przykładowo wieczorem celowo wówczas przeorganizowałem treść traktatu w ten sposób, że nagłówki tych podrozdziałów które normalnie wypadałyby jako ostatnie wiersze poprzedniej strony, po przeorganizowaniu wypadały jako pierwsze wiersze następnej strony. Niestety następnego dnia rano po włączeniu komputera stwierdziłem, że niektóre z tych celowo popchniętych do przodu nagłówków są z powrotem przy końcu poprzednich stron. Wyglądało to dosłownie tak jakby w nocy, kiedy spałem, ktoś uruchomił mój komputer i celowo wyciął z tekstu kilka najbardziej szkodliwych lub istotnych linii, lub pozmieniał w jakiś sposób oryginalne opisy skracając je przypadkowo o kilka wierszy. Oczywiście można to też starać się tłumaczyć "racjonalnie", że w międzyczasie w jakiś niezwykły sposób uległy poprzestawianiu parametry "Word-Perfecta 6.0" jakiego używałem do pisania tego tekstu - aczkolwiek już od bardzo długiego czasu ja osobście nie dokonywałem żadnych zmian w nastawach tego wordprocessora. Ponieważ jednym z podrozdziałów przesuniętych w ten sposób był nagłówek podrozdziału B3, należy więc też i brać pod uwagę możliwość, że jakieś najistotniejsze opisy lub dane jakie w traktacie tym zostają teraz publikowane, zostały przez naszych okupantów nieco pozmieniane w celu sabotażu oryginalnego przekazu.

Innym równie niezwykłym spostrzeżeniem jakie dokonałem podczas pisania i udoskonalania tego traktatu było, że czas w komputerze na którym nad nim pracowałem niekiedy zaczynał przebiegać w innym tempie niż mój czas subiektywny, a także niż czas na obiektywnych zegarach znajdujących się na zewnątrz tego komputera. Wyglądało to niemal tak, jakby niewidzialni UFOnauci zmieniali szybkość upływu czasu w moim komputerze, aby mieć możność albo niezauważalnego zmieniania jakichś szczegółów w tym co właśnie pisałem, albo też aby dokładniej przyglądnąć się mojej pisaninie. Objawy zmian w szybkości upływu czasu w moim komputerze obejmowały dwie kategorie zjawisk. Jednym z tych zjawisk był fakt, że w okresach kiedy pracowałem nad niniejszym traktatem czas wskazywany przez mój komputer niekiedy wykazywał spore rozbieżności z czasem zewnętrznym (t.j. zegar w moim komputerze niekiedy się "spieszył" i wymagał okresowego korygowania). Drugim zaś ze zjawisk było zdumiewające "nasilanie się backups". Wordprocessor "Word Perfect 6.0" jaki używam do pisania i udoskonalania tego traktatu posiada bowiem automatyczne "backup", czyli automatyczne wykonywanie kopii dokumentu jaki się właśnie na nim pisze. Odstęp czasowy pomiędzy poszczególnymi "backup" jaki na nim nastawiłem ma wynosić 60 minut - nie chcę bowiem aby komputer zbyt często przerywał mi pracę. Jednak odnotowałem, że kiedy pracuję nad tym traktatem, niekiedy takie przerwania w celu "backup" następują w szokująco krótkich odstępach czasowych jedynie co około 10 minut. Ciekawostką obu powyższych zjawisk jest, że mają one charakter nieregularny i zwyczajnie nie występują jeśli pracuję nad jakimś innym tematem niż niniejszy traktat.

Z intensywności i częstości z jaką przydarzają mi się najróżniejsze przypadki i niby "losowe" zdarzenia zawsze kiedykolwiek zajęty jestem popychaniem do przodu sprawy opublikowania niniejszego traktatu, oraz znikają natychmiast po tym jak przystąpię do czynienia czegokolwiek innego, wnoszę że okupującym nas kosmitom ogromnie zależy aby opisane w tym traktacie urządzenie nigdy nie zostało zbudowane. Jednocześnie z innych swych badań wiem już, że jeśli UFOnauci tak szaleją i tak się zwijają aby coś uniemożliwić, zawsze to oznacza że dana sprawa trafia w dziesiątkę w zakresie działania na ich szkodę. Ponieważ praktycznie żadna z publikacji jakie dotychczas przygotowywałem nie spotkała się jeszcze z aż tak zaciętym oporem i próbami przeszkodzenia w jej wydaniu, jak to miało miejsce w przypadku niniejszego traktatu, powyższe oznacza że opisywane tutaj urządzenie wprowadza dla okupujących nas UFOnautów najwyższe i najbardziej bezpośrednie zagrożenie ze wszystkich urządzeń jakie dotychczas opisywałem w swoich publikacjach. Z tego więc wynika, że w żywotnym interesie naszej samoobrony przed kosmicznym najeźdźcą leży abyśmy za wszelką cenę dążyli do zbudowania właśnie tego urządzenia i abyśmy zbudowali je w możliwie najkrótszym czasie. Jest więc niezwykle ważne aby każdy był świadomy, że zbudowanie opisywanego tutaj urządzenia jest ogromnie, ale to ogromnie, ważne dla naszej cywilizacji i że każdy kto ma takie możliwości powinen do prób tego zbudowania się przyłączyć!

Z przedmiotem niezwykle intensywnego "przeszkadzania" jakiego okupujący nas UFOnauci dopuszczają się aby przeszkodzić w zbudowaniu opisywanego tym traktatem urządzenia wiąże się sprawa znajomości przez nich przyszłości. Jak to bowiem wyjaśniłem już w podrozdziałach U4.1 i M1 monografii [1/2], oraz w podrozdziałach W4 i M1 jej następczyni - t.j. najnowszej monografii [1/3], UFOnauci znają przyszłość i na jej podstawie już obecnie zapobiegają tym ludzkim działaniom jakie w przyszłości okażą się dla nich niekorzystne. W niniejszym traktacie jeden z dowodów na ich znajomość przyszłości i podejmowanie prób przeszkodzeniu temu co w przyszłości będzie szkodliwe dla ich interesów jest fakt, że uniemożliwiali oni W. Szewczykowi skontaktowanie się ze mną na długo przedtem zanim on miał swój "sen", a więc już w lutym 1997 roku. O owej niezwykłej zdolności naszych okupantów do wybierania i przeszkadzania tylko temu co im zaszkodzi dopiero w przyszłości warto zdawać sobie sprawę, bowiem pozwala to na wypracowanie bardziej skutecznej strategii naszych działań samoobronnych. Ja ją nazywam "strategią ślepego samuraja", ponieważ podobnie jak to czynią niewidomi samurajowie na japońskich filmach, wypracowywanie w niej następnych naszych ruchów odbywa się poprzesz obserwowanie i analizowanie reakcji naszych przeciwników na poprzednio zadany im cios. Strategia ta stwierdza, że w swoich działaniach obronnych powinniśmy za wszelką cenę realizować wszystko to w czego dokonaniu okupujący nas UFOnauci starają się nam usilnie przeszkodzić. Im zaś usilniej UFOnauci nam w czymś przeszkadzają, tym bardziej zdecydowanie i z tym większą determinacją powinniśmy doprowadzać to do końca.

Z istnienia opisywanych powyżej usilnych prób przeszkodzenia w wydaniu niniejszego traktatu, wyłania się dosyć interesująca i zapewne wysoce przydatna praktyczna wskazówka dla wszystkich osób które postanowią spróbować zbudowania opisywanego w tym traktacie urządzenia ujawniającego. Wskazówka ta stwierdza co następuje. "Znający przyszłość UFOnauci już obecnie doskonale wiedzą kto zbuduje to urządzenie i od samego początka będą starali się tej osobie w zbudowaniu tym przeszkadzać. Stąd jeśli ktoś skonfrontowany z niniejszym tematem nagle odnotuje, że wszystko co dotyczy tego traktatu i opisywanego w nim urządzenia przychodzi mu z niespodziewanymi oporami, dziwnymi kłopotami, i niezwykłymi 'przypadkami losowymi', wówczas będzie to oznaką że to właśnie on jest tym wybrańcem losu który urządzenie to zbuduje i stąd któremu UFOnauci już od samego początka usilnie przeszkadzają. W takim przypadku powinien włożyć w budowę tego urządzenia wszystko co tylko zdoła z siebie wydobyć, i nie dać się zrazić żadnymi kłopotami czy trudnościami jakie staną na jego drodze. Wszakże zbudowanie tego urządzenia ma już zaprogramowane w swojej przyszłości i jedyne co musi jeszcze uczynić to spowodować aby program ten stał się ciałem. Jeśli zaś w trakcie budowy nie będzie wiedział jaki powinien być następny kierunek jego działania, najszybciej do sukcesu zaprowadzi go ten kierunek przy realizacji którego okupujący nas UFOnauci będą piętrzyli najwięcej przeszkód na jego drodze i wykazywali najzacieklejsze próby uniemożliwiania mu jego podjęcia."



W sensie zasady działania opisywane w tym traktacie urządzenie z całą pewnością będzie działać. Jestem co do tego absolutnie pewien, bowiem nad urządzeniami podobnymi do niego przemyśliwuję już od długiego czasu, opisując kilka ich typów w monografiach [1/2] i [1/3] oraz w publikacjach je poprzedzających (np. monografiach [3/2] i [3]). Od długiego też czasu dokonuję różnorodnych badań nad zjawiskami jakie w tym i podobnych mu urządzeniach zostały wykorzystane. Aczkolwiek z wszystkimi szczegółami zasada działania tego urządzenia zostanie wyjaśniona dopiero w następnym, drugim tomie niniejszego traktatu, na obecnym etapie chciałbym już tutaj nadmienić, że jest ona bardzo podobna do opublikowanej w podrozdziale C1.6 monografii [1/2] i F1.6 monografii [1/3] zasady wykorzystywania pędników magnokraftu w funkcji teleskopów i rzutników telepatycznych, oraz do opublikowanej w podrozdziałach N5.1 i N5.2 monografii [1/2] i [1/3] zasady działania teleskopów i rzutników telepatycznych. Jeśli zaś chodzi o przeznaczenie opisanego tutaj urządzenia, to jest ono jednym z wielu możliwych do zbudowania urządzeń ujawniających, jakich opisy już publikowane były w podrozdziale L1 monografii [1/2] i [1/3], a jakich propozycja budowy była nawet przedmiotem tematów badawczych z załącznika Z do monografii [1/2] i [1/3] (tematy te załączono również do niniejszego traktatu - np. patrz temat numer #4 w załączniku Z). Dla mnie więc już obecnie nie ulega najmniejszej wątpliwości, że jego zasada działania jest fizykalnie spójna i poprawna, oraz że jeśli zdołamy zbudować je poprawnie, opisywane tutaj urządzenie zadziała i zacznie nam ukazywać ukrywających się przed naszym wzrokiem i pasożytujących na nas UFOnautów. Ponieważ da się ono budować systemem chałupniczym bez konieczności posiadania skomplikowanych maszyn czy materiałów, oraz ponieważ zbudować je będzie mógł niemal każdy zainteresowany, po opanowaniu i opublikowaniu niezawodnej technologii jego wykonania stanie się ono efektywnym narzędziem naszego ruchu oporu przeciwko kosmicznemu najeźdźcy. Za jego pomocą nasze wysiłki samoobronne nabiorą sensowności i wigoru bowiem widzieć wówczas zaczniemy naszych obecnie jeszcze niewidzialnych okupantów.

Yüklə 0,52 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   4   5   6   7   8   9   10   11   ...   14




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə