przyrody, ale i od umysłu ludzkiego. Umysł zaś może je formułować tak lub inaczej. Są
osobistymi jego konstrukcjami, dziełem sztuki ludzkiej raczej niż konieczności. Ten
subiektywistyczny aspekt kontyngentyzmu u następców Boutroux wysunął się na pierwszy
plan, u niego samego stał jeszcze na drugim. Co zarzucał Boutroux nauce ? Przede wszystkim
to, że nie spełnia ideału konieczności. Źródło tej jej niedoskonałości widział w naturze umysłu,
ale więcej jeszcze w naturze samych zjawisk. Natura ich jest taka, iż nawet najdoskonalszy
umysł nie byłby zdolny wytworzyć o nich wiedzy koniecznej. W nauce nie ma konieczności
przede wszystkim dlatego, że jej nie ma w rzeczywistości. To obiektywne uzasadnienie
kontyngentyzmu stanowiło odrębność Boutroux.
2. KOMPROMIS PRZYRODY l UMYSŁU. Prawa nauki nie są niezmienne. I nie mogą nimi być
wobec zmienności rzeczy, a także zmienności umysłu. Nauka nie posiada nie tylko stałej treści,
ale także stałych form, stałych kategorii, o których mówił Kant. Kategorie nauki są tylko
częściowo a priori, częściowo zaś wynikiem przystosowania do zjawisk i przeto są również
zmienne. Co nazywamy kategoriami umysłu, jest tylko zespołem przyzwyczajeń nabranych
przezeń w miarę pracy nad przyswojeniem sobie zjawisk. Umyśl przystosowuje zjawiska do
własnych celów, ale też przystosowuje siebie do ich natury. Zgoda między umysłem a
zjawiskami wytwarza się jedynie przez kompromis.
Narzędziem umysłu przy tworzeniu nauki jest nie tylko rozum: jest on narzędziem
najbardziej precyzyjnym, ale nie jedynym. Sam nie wystarczyłby do postępu nauki. Wy-
obrażenia, jakimi posługuje się uczony, są nieraz równie nieokreślone, jak wyobrażenia artysty
czy poety. Ale one też są potrzebne. W poglądzie tym widziano wyraz irracjonalizmu,
ogłoszenie przez Boutroux „bankructwa nauki". Interpretacja taka nie odpowiada jednak jego
intencjom. Był nauczycielem Bergsona, ale nie podzielał irracjonalizmu swego ucznia.
Przygotował późniejszy konwencjonalizm naukowy, ale sam jeszcze doń nie doszedł. Sądził,
że pojęcia nauki są konstrukcjami, mającymi jednakże fundament w rzeczach, nie zaś
całkowicie dowolnymi. Człowiek tworząc naukę o przyrodzie narzuca jej swój
135
ład: ale „nie jest on potworem wśród przyrody", przeciwnie, należy do niej i jego ład jest w gruncie rzeczy
także jej ładem. Toteż pojęcia naukowe nie są „czystą konwencją, prostą grą umysłu", lecz odpowiadają
przyrodzie. Tak w kompromisowy sposób Boutroux rozpoczął krytykę nauki, którą następcy jego
zradykalizowali.
3. WOLNOŚĆ. On zaś sam krytykę negatywną uzupełniał przez wnioski pozytywne. Wywodził, że
skoro rozum jest ograniczony, to jest miejsce na wiarę. Obok nauki jest miejsce dla religii. I skoro nie ma
konieczności, to jest miejsce na wolność. Wynik negatywny — że brak w świecie konieczności —
uzupełniał przez pozytywny: że jest w nim wolność.
A właściwie jest to ten sam wynik: kontyngencja jest jego wyrazem negatywnym, a wolność
pozytywnym. Właśnie dlatego, że jest wolność w świecie, to niemożliwa jest owa jednolic-e
mechanistyczna o nim nauka, którą głosili ludzie XIX wieku.
Myśl, że mimo przyczynowe powiązanie zjawisk jest w świecie miejsce na wolność, przejmowała
wielu nowszych myślicieli. Na różne sposoby próbowali łączyć determinizm z wolnością. Kant twierdził,
że determinizm jest prawem zjawisk, ale w świecie rzeczy samych w sobie może panować wolność.
Spirytualiści, jak Ravaisson, wywodzili, że determinizm jest prawem obowiązującym tylko na niższym
szczeblu rozwoju, ale postęp prowadzi ku wolności. Eklektycy, jak Cousin, uczyli, że doświadczenie
zewnętrzne wskazuje na determinizm świata materialnego, ale wewnętrzne przekonywa o wolności w
świecie psychicznym. Wszakże dopiero późniejsi myśliciele podali w wątpliwość, czy powszechnie
panuje determinizm, czy rzeczywiście doświadczenie przemawia za nim;
i przeciwnie, zaczęli wskazywać na niejednorodność i nieciągłość zjawisk. Boutroux był z nich pierwszy i
najbardziej wpływowy.
4. KONWENCJONALIZM. Począwszy od Poincarego nastąpiła radykalizacja krytyki:
zerwanie z przekonaniem, które jeszcze zachował Boutroux, że prawa naukowe są odtworzeniem
rzeczywistości.
A} Nie są nim przede wszystkim pewniki matematyczne. Spór o ich pochodzenie toczony między
apriorystami a empirystami, by) według Poincarego postawiony fałszywie, bo opierał się na niezupełnej
dysjunkcji. Pewniki niewątpliwie nie pochodzą z doświadczenia ; ale też nie są a priori. Gdyby były a
priori, byłyby konieczne i nie można by między nimi wybierać: nie byłyby np. możliwe różne geometrie.
Czymże więc są pewniki? Są tworem umysłu, ale nie koniecznym, jak chcieli aprio-ryści, lecz
umownym; są hipotezami, konwencjami, wprowadzonymi przez naukę dla łatwiejszego opracowania
zjawisk. W matematyce umysł może twierdzić, bo sam tu dekretuje; ale „dekrety te, obowiązując naukę,
która bez nich nie byłaby możliwa, nie obowiązują — przyrody". Dlatego możliwe jest istnienie wielu
geometrii; nie-Euklidesowe są równie uprawnione, ale też i równie konwencjonalne jak Euklidesowa. Nie
są obiektywne, ale — obiektywna nie jest również geometria Euklidesa: żadna geometria nie odtwarza
rzeczywistości. Nie należy od pewników matematycznych wymagać, żeby były prawdziwe, bo są
konwencjami, a skądże konwencje mogłyby być prawdziwe? Wystarczy, jeśli będą dogodne. A dogodne
są wtedy zwłaszcza, gdy są proste. Dogodność i prostota to były wedle Poincarego — właściwe zalety
pewników matematycznych.
B) W naukach przyrodniczych prawa szczegółowe są formułowane na podstawie obserwacji i nie są
konwencjonalne. Wszakże tylko szczegółowe, nie zaś wielkie teorie przyrodnicze, takie jak np. teoria
atomistyczna czy teoria falowa. Szczegółowe ograniczają się
136
do tego, że porządkują fakty, ale ich nie tłumaczą, to zaś czynią owe wielkie, ogólne teorie. Te
znów „co zyskują na ogólności i pewności, to tracą na obiektywności". Nie mogą być
weryfikowane wprost, zbyt wiele jest bowiem członów pośrednich i konwencji między faktami
a nimi. Nie są odtworzeniem rzeczywistości, lecz przekładem jej na język dowolny;
i ostatecznie są równie konwencjonalne, jak zasady matematyki. Dlatego może być ich wiele do
siebie niepodobnych. I o prawdziwości ich nie może być mowy, lecz tylko o dogodności.
Poincare nie uważał poglądu swego za sceptycyzm. Zwalczał tylko nadmiernie ufny
dogmatyzm, który w XIX w. większości uczonych kazał przypuszczać, że wiernie, obiektywnie
i całkowicie odtwarzają świat. Zapoczątkował konwencjonalistyczny pogląd na naukę. Ale nie
doprowadził go jeszcze do skrajności. To uczynili dopiero jego następcy, zwłaszcza Duhem i Le
Roy.
5. SYMBOLIZM NAUKOWY. Konwencjonalność, której Poincare dopatrywał się w pewnikach
matematycznych i najogólniejszych teoriach, rozszerzyli oni na wszelkie prawa naukowe.
Wszystkie zawierają czynniki umowne obok realnych, subiektywne obok obiektywnych.
Prawdziwości ich sprawdzać nie potrzeba, bo jakiż mogłoby to mieć sens? Weźmy tak proste i
szczegółowe prawo, jak to, iż fosfor jest ciałem topniejącym przy 44°. I przypuśćmy, że w
pewnej próbie się ono nie sprawdziło. Czy uznamy je za fałszywe? Nie, powiemy tylko, że
ciało, z którym robiliśmy próby, nie było fosforem. Wskazuje to, iż prawo takie traktujemy jako
rodzaj definicji, jako operację językową, a nie jako twierdzenie, które można sprawdzać i
obalać. Że fosfor topnieje przy 44°, to jest jego definicja, po tym go poznajemy. „Uczony
wytwarza ład i determinizm, o których wyobraża sobie, że je rozpoznaje w rzeczach". Wszelkie
uogólnienia naukowe są operacjami równie konwencjonalnymi — powiada Le Roy — jak gra w
szachy.
Co więcej: nie tylko prawa, ale również fakty naukowe są konwencjami. Zapewne, fakt
bezpośrednio stwierdzony jest właśnie faktem, przeciwieństwem wszelkich konwencji. Ale—
zachodzi istotna różnica między faktami bezpośrednio ustalonymi a naukowymi. Fakty
naukowe nie są obserwowane bezpośrednio, uczony zaczyna od faktów bezpośrednich, ale od
nich przechodzi dopiero do naukowych, a przejście to jest procesem nieraz bardzo złożonym.
Polega nie tylko na ściślejszym, ilościowym ujęciu obserwacyj, ale także na poprawieniu
nieuchronnych błędów, na skorygowaniu niedoskonałości użytych narzędzi. Dla faktu
naukowego jest istotne, aby był wymierzony, zakłada więc jednostki miernicze, a te są bez
żadnej wątpliwości dowolne.
Co więcej, ustalenie każdego faktu naukowego, nawet tak prostego jak temperatura jakiegoś
przedmiotu, zakłada już znajomość praw naukowych. Posługiwanie się termometrem zakłada
prawo określające związek ciepła z rozszerzaniem się ciał, bo na termometrze obserwuje się nie
ciepło, lecz wysokość słupka rtęci. Czyli: fakt naukowy nie jest tym prostym pierwotnym
składnikiem naszej wiedzy, za jaki uchodzi: jeśli na nim opierają się prawa, to i odwrotnie, on
opiera się na znajomości praw.
Fakt jest czymś, co ma określony początek i koniec, podczas gdy w przyrodzie przyczyny i
skutki każdego wydarzenia ciągną się w nieskończoność. Fakt jest czymś określonym,
identycznym z innymi faktami tego samego rodzaju — tymczasem w naturze nic nie jest
identyczne z niczym. Jeśli widzimy w niej identyczności i podobieństwa, to tylko dlatego, że
pomijamy to, co zjawiska dzieli jedne od drugich. Doświadczenie ukazuje nam rzeczywistość
jako „bezkształtną masę" i dopiero w tej bezkształtnej masie umysł nasz „wyrąbuje" fakty.
137
Była to najradykalniejsza z tez, do których doszła, krytyka. Podważyła to właśnie, co dla
dawnych krytyków i scjentystów było ich jedynym dogmatem: fakt naukowy. W świetle tej
krytyki fakt nie należy do rzeczywistości, lecz jest jedynie jej symbolem;
oznacza ją, ale jej nie odtwarza. Symboliczność była dla tych myślicieli istotną cechą nauki i
doktryna ich bywa nazywana „symbolizmem naukowym", tak samo jak „konwen-
cjonalizmem".
6. KONFLIKT PRZYRODY l UMYSŁU. Jakaż była konsekwencja ujawnienia konwencjo-
nalności i symboliczności nauki? Zniechęcenie i porzucenie jej? Nie, bo niczym innym nie
można jej zastąpić. Więc przynajmniej jej reforma? Też nie — bo jest rzeczą nieuniknioną, by
nauka posługiwała się konwencjami i symbolami; obejść się bez nich nie może. Krytykom nie
chodziło o poprawienie nauki, lecz o jej zrozumienie; chodziło oto, by za konieczność nie
uważać tego, co jest umową, a za poznanie rzeczywistości tego, co jest jej symbolem. Jeśli
nauka ma spełnić swe zadanie i ująć rzeczywistość, to musi ją zdeformować. Rzeczywistość ma
charakter jakościowy, nauka zaś (zwłaszcza najdoskonalsza: matematyczno-przyrodnicza)
jakości zastępuje przez ilość; rzeczywistość jest ciągła, nauka zaś rozkłada ciągły jej przebieg
na nieciągłe składniki; rzeczywistość jest zmienna, nauka zaś unieruchamia ją swymi pojęciami.
Rzeczywistość jest różnorodna, nauka zaś chce ją tłumaczyć, a tłumaczenie (to była główna
myśl wszystkich prac Meyer-sona) polega na doszukiwaniu się tożsamości: tylko tożsamość
umysł nasz może naprawdę zrozumieć i do niej wszelkimi sposobami zdąża. Stąd rozbieżność
rzeczywistości i nauki, niedostateczność nauki do ujęcia rzeczywistości: nie tylko nauki
obecnej, lecz każdej.
Ale krytycy ci nie myśleli potępiać nauki: mieli ją za jeden z najdoskonalszych tworów
umysłu, za jedno z najwyższych zadań człowieka. Poincare pisał: „Nie mówię: nauka jest
pożyteczna, bo uczy nas budować maszyny; mówię: maszyny są pożyteczne, bo pracując za nas
pozostawią nam kiedyś więcej czasu, by się zajmować nauką".
Najbardziej zaś odbiega od rzeczywistości ta nauka, która skądinąd jest najdoskonalsza, bo
najogólniejsza, najściślejsza: mianowicie matematyczno-mechaniczna. Jest z wszystkich twoi
ów umysłu poznającego najbardziej konwencjonalna. Był to wynik największej wagi, opozycja
przeciw mechanistycznemu pojmowaniu zjawisk, które zaczęło się jeszcze u Karte-zjusza i
odtąd tryumfalnie obejmowało coraz to nowe dziedziny zjawisk — pierwsza opozycja, która
wyszła z samej nauki przyrodniczej.
ODMIANY I FAZY KRYTYKI. Krytyka nauki, jaka rozwijała się głównie we Francji w
drugiej połowie XIX i w pierwszych latach XX wieku, miała swoje odmiany i fazy. Najpierw
walczyła — jako kontyngentyzm — z koniecznością w nauce, później — jako
konwencjonalizm — z obiektywnością. Najpierw występowała kompromisowo, potem zaś —
jako „symbolizm naukowy" — radykalnie.
Dla jednych, jak dla Poincarego, krytyka nauki nie miała innego celu jak tylko wyjaśnienie i
ulepszenie nauki. Natomiast dla innych, jak dla Boutroux, dążyła do tego, by zredukować
pretensje nauki i wywalczyć obok niej miejsce dla innych tworów umysłu:
„Nie miałoby sensu pracować nad postępem teorii fizycznej, gdyby nie była. odblaskiem —
metafizyki", pisał Duhem. I on, i Le Roy chcieli mieć obok nauki miejsce dla metafizyki, a
także dla religii, mianowicie dla katolickiej.
Dla całej tej krytyki nauka była raczej tworem umysłu niż odtworzeniem rzeczy, ale dla
jednej odmiany była tworem dowolnym, konwencją, dla drugiej — tworem koniecznym,
138
wynikającym z wiecznych praw umysłu, nie zostawiającym pola dla dowolności. Pierwsza
(powyżej przedstawiona) była pomysłem oryginalnym, druga szła torem dawniejszego prądu,
mianowicie kaniowskiego. Ale i ona wydała koncepcję oryginalną w pracach Meyersona.
Cała ta krytyka wyszła z pozytywistycznego kultu nauki, ale przeciwstawiła się pozy-
tywistycznej wierze w konieczność praw naukowych i obiektywność naukowych faktów. Rola
jej na przełomie XIX i XX w. była podobna do tej, jaką w XVIII w. odegrała filozofia Hume'a,
która była wytworem Oświecenia, a zarazem przyczyniła się do jego rozkładu.
W poglądach ostatnich pokoleń na naukę konwencjonalizm stanowił fazę środkową:
zajął miejsce teorii kantystów i Macha, a potem z kolei ustąpił w XX w. miejsca innej teorii,
związanej z nowymi odkryciami w dziedzinie fizyki. Wówczas wykrywanie przypadkowości w
nauce, konwencjonalności i symboliczności jej pewników, teoryj, praw, pojęć, faktów
przestało być tematem aktualnym. Ale stało się to dlatego, że konwencjonalizm spełnił swe
zadanie: tezy jego stały się, przynajmniej po części, własnością ogółu
OPOZYCJA WŚRÓD HUMANISTÓW
W owym czasie również i na terenie nauk humanistycznych wypłynęły zagadnienia
filozoficzne. Były głównie natury metodologicznej. Miały dla filozofii niemałe znaczenie,
wyszła w nich bowiem na jaw odrębność struktury nauk humanistycznych od przyrodniczych,
wielopostaciowość myśli i świata. Godziły w dogmat pozytywizmu, że wszystkie nauki mają tę
samą naturę i że dla wszystkich wzorem jest przyrodoznawstwo.
BADACZE FILOZOFICZNYCH PODSTAW HUMANISTYKI. Dyskusje nad
podstawami humanistyki toczyły się przede wszystkim w Niemczech. Tam brali w nich udział
uczeni należący do różnych szkół. Pierwszym, który te zagadnienia wysunął na czoło, niejako
twórcą „teorii poznania nauk humanistycznych", był Wilhelm Diithey (1833-1911), od 1882
profesor filozofii w Berlinie. Wyrastał jeszcze w tradycji idealizmu, pod wpływem Hegla i
filozofii dziejów Fichtego, ale także już w atmosferze rodzącego się pozytywizmu i
naturalizmu, pod urokiem Comte'a, Milla i Spencera, usiłujących w naukach społecznych
stosować metodę przyrodoznawstwa. Skrzyżowanie tych rozbieżnych wpływów doprowadziło
go do nowej koncepcji ani idealistycznej, ani naturałistycznej. Ważnymi jego pracami były:
Einieitung in die Geisteswissenschaften, 1883, a także Ideen uber eme beschreibende und
zergliedernde Psychologie, 1894, i wiele rozpraw z historii i klasyfikacji prądów umysłowych.
Z licznej jego szkoły wyróżnił się w szczególności Eduard Spranger (1882- 1963), od 1919
profesor w Berlinie, który najogólniej poglądy swe wyłożył w pracy Lebensformen, 1914
(rozszerzonej w 1921).
Drugą grupę stanowili kantyści, mianowicie jedna ich szkoła, zwana badeńską. Główne
zasługi jej leżały właśnie na polu teorii wartości i filozoficznych podstaw humanistyki.
Pierwszym przedstawicielem jej był Wilhelm Windelband (1848-1915), profesor w
Heidelbergu, znany przede wszystkim jako historyk filozofii, który jednak podjął również
badania nad odrębnością nauk humanistycznych. W przedmiocie tym ogłosił
139
rozprawy: Normen md Naturgesetze, 1882 (wydane w zbiorze Pratudien, 1884) oraz Geschichte
und Naturwissenschaft, 1894. Idee jego podjął i rozwiną* obszernie następca jego na katedrze
heidelberskiej, Heinrich Rickert (1863- 1936), w książce Die Grenzen der
nuturwissenschaftlichen Begriffsbildung, 1896-1902, oraz w skrócie: Kulturwissen-schaft und
Naturwissenschaft, 1899.
Niejako połączenie obu szkół, Diitheyowskiej i Kaniowskiej, stanowił Ernst Troeltsch
(1865- 1923), pierwotnie teolog, od 1915 profesor filozofii w Berlinie (Historismus und setne
Probierni.', 1922). Ale także przedstawiciele innych szkół mieli udział w badaniach nad
humanistyką: w szczególności relatywista Simmel i fenomenolog Scheler.
Dostarczyli materiału do dyskusji tej sami humaniści, w szczególności ekonomista i socjolog
Max Weber, profesor w Heidelbergu i Monachium (Gesammelte Aufsatze żur
Religionssoziologie, 1920- 1923), językoznawca Kari V o ssie r (Positivismus und Idealismus in
der Sprachwisscnschaft, 1904) oraz historycy i teoretycy sztuki, jak Heinrich Wolffiin, profesor
w Berlinie, Monachium i Bazylei (Kunstgeschichtiiche Grundbegriffe, 1921), Wilhelm
Worringer Abstraktion und Einfuhlung, 1908) i Max Dvo?ak (Kunstgeschichte als
Geistesgeschichte, 1924).
Diithey, Windelband i Rickert stanowią pierwsze pokolenie badaczów podstaw humanistyki,
Spranger zaś, Troeltsch i wszyscy inni należą do następnego pokolenia: działalność ich przypada
już na XX wiek, na inną fazę filozofii, reprezentują inne, późniejsze stanowisko. Są tu wszakże
omówieni łącznie, aby nie rozrywać ciągłości rozwoju.
POGLĄDY, l. NAUKI o RZECZYWISTOŚCI DZIEJOWO-SPOŁECZNEJ. (Diithey). Nauki
humanistyczne rozwijały się w XIX w.; ale epoki wielbiącej nauki ścisłe zadowolić nie mogły.
Wynikiem tego był bądź wysiłek, by do nauk ścisłych je upodobnić, bądź stwierdzenie, że się
upodobnić nie dadzą, a wobec tego nie są naukami. Alternatywa ta pozostała długo w mocy.
Dopiero pod sam koniec wieku wypłynęło trzecie stanowisko, a Diithey był bodaj pierwszym,
który je w sposób zdecydowany zajął. Wystąpił mianowicie z dwiema tezami: że l) nauki
humanistyczne są prawdziwymi naukami, ale 2) są od przyrodniczych odmienne. Postawił sobie
za zadanie przeprowadzić ich dokładną analizę, dokonać krytyki poznania humanistycznego,
aby uzupełnić nią jednostronną krytykę Kanta, dotyczącą wyłącznie poznania przyrodniczego.
Tezy Diitheya koło 1880 r. wydawały się śmiałe i opozycyjne, ale już w następnym
pokoleniu stały się jakby zrozumiałe same przez się, a sporne pozostało tylko: w czym leży
odrębność nauk humanistycznych? Wedle Diitheya leżała w samym przedmiocie nauk: podczas
gdy przedmiotem przyrodoznawstwa jest przyroda, to humanistyki — rzeczywistość dziejowo-
społeczna. Elementami jej są jednostki ludzkie, a złożonymi układami narody, ustroje społeczne
i twory kultury, takie jak język, sztuka, moralność, gospodarstwo. O naukach humanistycznych
i badanej przez nie rzeczywistości dziejowo-spo-łecznej Diithey wypowiadał następujące
twierdzenia:
A) Dwoistość nauk i ich przedmiotów nie jest wynikiem dwoistości świata materialnego i
duchowego: bo człowiek, a co za tym idzie cała rzeczywistość dziejowo-społeczna, nie jest
natury ani wyłącznie materialnej, ani wyłącznie duchowej; nie jest ani przedmiotem czysto
fizycznym, ani czysto psychicznym, lecz złożonym przedmiotem psychofizycznym.
B) Jedną z podstaw nauk humanistycznych jest psychologia. Wszakże nie zwykła psy-
chologia, wzorująca się na przyrodoznawstwie, odwołująca się do fizjologii, usiłująca
140
tłumaczyć życie psychiczne: ona humanistyce nie na wiele się przyda. Potrzebna jest jej natomiast
psychologia opisowo-analityczna, analizująca strukturę i typy psychiki ludzkiej. Jest zupełnie różna od
tej, którą dotąd uprawiano wyłącznie i która przywłaszczyła sobie nazwę „psychologii". Materiałów do
niej nie brak: obserwatorzy ludzi zbierali je od dawna, przynajmniej od Montaigne'a. To oddzielenie dwu
psychologii było doniosłe dla teorii nauk. Nie negując potrzeby tamtej zwykłej psychologii wyjaśniającej,
Diithey domagał się w interesie nauk humanistycznych uprawiania również tej drugiej, opisowej.
Jest ona wedle Diitheya jedynym łącznikiem między naukami humanistycznymi. Poza nią istnieją
tylko specjalne nauki: o języku, o prawie czy o sztuce. Nie ma zaś takiej, która by obejmowała cały świat
człowieka, wszystkie jego wytwory. Jest wprawdzie filozofia dziejów i jest socjologia, które mają pewne
co do tego roszczenia, ale dla Diitheya były pseudonaukami bez wyraźnych zagadnień i prawidłowej
metody. Poglądem tym dawał wyraz empiryzmowi swej epoki, uznającemu tylko nauki faktyczne, a nie
spekulacyjne.
C) Nauki humanistyczne zawierają trzy rodzaje twierdzeń: Po pierwsze: twierdzenia o faktach,
ustalonych przez historię. Po drugie: twierdzenia o prawach. Te dotyczą nie samych faktów, lecz ich
abstrakcyjnie wyodrębnionych elementów; należą do nich np. ustalone przez Arystotelesa prawa budowy
państwa albo ustalone przez Grimma prawa języka. Te dwa rodzaje twierdzeń mają odpowiedniki w
przyrodoznawstwie, ale obok nich istnieją twierdzenia rodzaju trzeciego, które odpowiednika w nim nie
mają. Są to twierdzenia wartościujące, prawidła, imperatywy, normy. Stanowią one odrębność nauk
humanistycznych. Usunąć ich — jak by tego niektórzy naturaliści pragnęli — niepodobna. I to także był
doniosły zwrot dla teorii nauk.
D) Prawidłowości, jakie nauki humanistyczne znajdują w zjawiskach, są inne niż stwierdzane przez
przyrodoznawstwo: tamte są prawidłowościami w następstwie zjawisk, te przede wszystkim — w ich
strukturze. Odrębność nauk humanistycznych Diithey widział w tym, że ustalają prawa „strukturalne".
E) Nauki humanistyczne nie tylko są prawdziwymi naukami, ale nawet są poniekąd w pozycji
korzystniejszej niż nauki przyrodnicze. Bo świat dziejowo-społecznyjest bardziej naszemu poznaniu
dostępny niż przyroda. Elementami przyrody są hipotetyczne atomy, a świata społecznego — rzeczywiste
jednostki ludzkie, bezpośrednio nam znane. Samego siebie zna każdy od wewnątrz, a inni są do niego
podobni — więc też każdy zna elememy świata dziejowo-społecznego i rozumie je od wewnątrz.
Rozumienie jest tym cudownym organem, jaki dla ujmowania tego świata posiadamy, podczas gdy
Dostları ilə paylaş: |