POLSKA SZTUKA STOSOWANA
ii
.
Jrugą wystawę urządziło Towarzystwo
w Warszawie jesienią r. 1902. Ogólna
zasada była ta sama, ja
ka kierowała wyst
pierwszą,
uszczuplon
tylko z rozmysłu mate-
ryał historyczny, a na
tomiast znacznie pomnożył się matę-
ryał ludowy zbiorami, nagromadzony
mi od czasu wystawy krakowskiej
i nadesłanymi z różnych okolich Kró
lestwa i Litwy. Z nieznanych dotąd
zbiorów prywatnych wystąpiły okaza
le zbiory pp. Michała Brensztajna
(rzeźby żmudzkie), Tadeusza Dowgir-
da (pisanki) i Leonarda Stroynowskie-
go (ornamentyka łowicka). Dział usi
łowań współczesnych wystąpił już nie
co pokaźniej. W pracach tego działu
dały się zauważyć dwa kierunki: je
den—to stosowanie form ludowych do
przedmiotów, mających służyć potrze
bom człowieka wykwintnej kultury,
drugi — to szukanie własnych form,
indywidualny wysiłek twórczy, dokonywujący się
jednak w atmosferze nawskroś swojskiej.
Niezmiernie zajmująco zarysowała się urzą
dzona w Krakowie wystawa polskiego budownictwa
drewnianego, na której Towarzystwo zaprodukowa-
ło bogate swe zbiory w rysunkach i fotografiach,
oraz wystawa drukarska ze stycznia 1905., odmien
na tern od poprzednich, że złożyły się na nią już tyl
ko wyłącznie prace kompozycyjne. Wystawa przed
stawiła wymownie stopień artyzmu we współczes-
nem drukarstwie polskiem, uwydatniła dążenie do
nadania mu odrębnego charakteru i dała interesu
jący przegląd artystycznego stosowania motywów
swojskich.
. . . .
Dla tych, którzy bezpośrednio z prac i zbiorow
Towarzystwa korzystać nie mogą, rozpoczęło ono
wydawnictwo materyałów artystycznych.") Posta
wione od razu na niezwykle wysokim poziomie,
W ycinanka
(Ze zbiorów Polskiej
wytworne w każdym calu, w przepysznych barw
nych okładkach, zmieniających się z każdym ze
szytem, zawiera ono na oddzielnych kartonach je
dnobarwne i kolorowe reprodukcye okazów sztuki
ludowej, a w ostatnich zeszytach także i prac
kompozycyjnych. Podjęte olbrzymim kosztem, któ
ry zwiększa jeszcze okoliczność, że na szeroki zbyt
liczyć niepodobna, jest wydawnictwo
Polskiej sztuki stosowanej prawdziwą
chlubą, nietylko swoich wydawców,
ale polskiego ruchu wydawniczego
wogóle i zasługuje na najgorętsze
poparcie wszystkich szczerych miło
śników piękna. Zeszyty dotychczaso
we spotkały się z zaszczytną oceną
artystów obcych. Artystyczne pismo
wiedeńskie „Hohe Warthe“ , wydawa
ne przez głównych przedstawicieli
wiedeńskiej secesyi. nazwało je „pra
wdziwą rozkoszą dla każdego arty
stycznego umysłu" i poświęciło mu
całkowicie jeden ze swych zeszytów,
omawiając działalność Towarzystwa
i zamieszczając szereg barwnych re-
produkcyj polskich motywów ludo
wych.
łom żyńska.
Ostatnią wreszcie gałęzią bogatej
sztuki stosowanej), działalności Towarzystwa są ogłaszane
bądź przez nie samo, bądź za jego
pośrednictwem, konkursy artystyczne z zakresu
sztuki stosowanej.
Konkursów takich ogłoszono
około dziesięciu.
W ycinanka łowicka. (Ze zbiorów Polskiej Sztuki Stosowanej).
Cześć umeblowania salonu podług projektu Eugeniusza D ąbrow y.
(Naśladownictwo zastrzeżone).
Nie wszyscy znają ideały i dzia
łalność
„Polskiej sztuki stosowanej “
z pierwszej, że się tak wyrażę, ręki:
z wydawnictw, wystaw, zbiorów. Dale
ko szersze koła znają ją (albo raczej
nie znają) z dalekich ech, które się prze
rodziły w utarte komunały, krążące na
wet wśród warstw niby wykształconych.
Lenistwo umysłowe, którego i u nas, jak
wszędzie na świecie, nie brak, posłu
guje się chętnie wszellriemi gotowemi
formułkami.
Nieuzasadnionym takim,
a bezkrytycznie powtarzanym komu
nałem, powtarzanym dość często, jest,
że dążeniem „Polskiej sztuki stosowa
nej" jest wtłoczenie całej odnośnej ga
łęzi twórczości artystycznej w formy
motywów ludowych.
Twierdzenie to
jest zgołabezpodstawne. „Towarzystwo-—
*) (^Wydawnictwo Tow. Polskiej sztuki sto
sowanej* Materyały, Kraków. Zeszyty I — VI
in ąuarto.
pisze p. Jerzy Warchałowski, je
den z założycieli j ego i naj czyn
niej szych członków— nie narzu
ca żadnego kierunku, pragnie
tylko popierać każdy szczery
talent i szczere dążenie do odrę
bności: kto z talentem rozwija
motywy ludowe lub je umiejęt
nie zastosowuje, ten równie jest
ceniony, jak i ten, kto tworzy
bardziej samodzielnie, dając for
my nowe, których związek ze
sztuką narodu jest na razie nie
dostrzegalny.
Godnem uwagi jest credo,
w którem Towarzystwo, przez
usta wspomnianego swego człon
uj1 i wybitnego działacza-artystę,
określa stosunek swój do twór
czości ludowej.
Tam, gdzie talenty są nie
wątpliwie, gdzie je cechuje wiel
ka prostota, nieświadomość, a
p1*2^2
mcustanna świeżość,
trzeba się z nimi obchodzić nad
zwyczaj ostrożnie, jak z rośliną
najdelikatniejszą. Prostota życia,
bliskie, ciągłe obcowanie z przy
rodą, wysiłek swobodny wyłącznie dla zaspokoje
nia własnych potrzeb, wytwarzają ten osobliwy
mok, jaki wieje od całego otoczenia, wśród które-
bardziej artystyczne rodziny wiejskie, urok,
zaklęty w tylu wydobywanych dziś z zapomnienia
poszczególnych wytworach talentów wieśniaczych.
Za niesłycha
nie ni ebez
pieczne po
czytuje p. W.
zbyt pospie
szne, ni eo
strożne, sza
blonowe mię-
s z a n i e się
cz y nni ków
nieodpowie
dnich do prze
mysłu ludo
wego w celu
podniesienia go i tak zwanego „uszlachetnienia".
w tych okolicach, gdzie lud wykazuje praw
dziwie oryginalne artystyczne uzdolnienie, potrze
bny jest nie^ przedsiębiorca ze swą wielką pracow
nią, z dążnością do masowej, jednostajnej produk
cja, ale życzliwy opiekun, znawca ludu, odnoszący
się do jego oryginalnej, bodaj najprymitywniejszej
twórczości, z najgłębszym szacunkiem. Trzeba, za
pizykładem pań angielskich i licznych stowarzy-
SZ(?n kobiecych w Szwecyi, iść na wieś, zżyć się
z ludem poznać jego właściwości twórcze, odszu
kać bardziej uzdolnionych pracowników, otoczyć
icn specyalną opieką i nie zmieniając zbytnio wa
runków ich życia i pracy domowej, ułatwiać im tę
pracę przez dostarczanie środkow technicznych i za
pewnienie zbytu. W ten sposób wspomagane deli-
n J^ką opiekuńczą prymitywne talenty rodzin
ne będą się rozwijały zdrowo i samodzielnie, nie
zas podług wskazówek i pod kierownictwem zwy
kłych przedsiębiorców, stojących pod względem
artystycznym o wiele niżej od tych sił, jakie do
pracy zaprzęgają.
Szafka i krzesło podług wzoru Edwarda Trojanowskiego,
(Naśladownictwo zastrzeżone).
Czerpak do ż ę ty c y z Beskidów szląskich.
p. J. W archałowskiego).
(Ze zbiorów
Technika prawie wszystkich
gałęzi przemysłu artystycznego
w Polsce pozostawia niezmier
nie wiele do życzenia. Prawie
nie posiadamy w kraju naszym
wzorowych sił rzemieślniczych,
a te, które są, walczyć muszą
z ciężkimi warunkami ekonomi
cznymi. Do podniesienia więc
środków technicznych dążyć na
leży nieustannie i z całą energią.
Ale technika, to środek tylko,
nie cel. Dążenie do doskonałości
technicznej musi być podporząd
kowane dążeniu do ideału arty
stycznego.
Musimy zdobyć się
na wniesienie do twórczości na
szej nowych myśli, nowych form,
nowych motywów, wysnutych
z głębin ducha narodowego, jeśli
chcemy stanąć w rzędzie naro
dów, szczycących się oryginal
ną, własną twórczością, a znaj
dujemy się w szczęśliwem tern
położeniu, żeśmy w dziedzinie
sztuki ludowej, obok Skandynaw-
ców i Rosyan, jedni z najbo
gatszych
w Europie.
Wyprowadzenie na jaw cech własnych, ro
dzimych, wytwarzanie z nich atmosfery, w której
artyści polscy czerpać będą mogli, w coraz wyż
szym stopniu pełnemi płucami, orzeźwiający, świe
ży, zdrowy powiew, wnoszenie wreszcie pierwia
stków artystycznych do różnych dziedzin przemy
słu, są to niezaprzeczone, a doniosłe dla kultury
narodowej zasługi Towarzystwa Polskiej sztuki sto
sowanej.
Działalność jego nabiera coraz bardziej cha
rakteru realnego. Są gałęzie przemysłu polskiego,
jak tkactwo i drukarstwo, w których—w znacznym
stopniu pod wpływem Towarzystwa—zrozumiano
korzyści artystycznego kierunku i tam wyniki są
już wcale pokaźne.
Najmniej stosunkowo udało
się zdziałać w jednej najważniejszej gałęzi, w sto
larstwie. Potrzeba tu większych i śmielszych na
kładów ze strony firm lub osób prywatnych, trochę
więcej odwagi, nieco ryzyka, więcej wiary w sztu
kę, więcej poczucia harmonii artystycznej i piękna
w otoczeniu codziennego życia. Niech znajdzie się
ktoś, co nie żałując pieniędzy, da możność Towa
rzystwu lub poszczególnym artystom urządzić dla
siebie cały dom, a kilka takich prac szczęśliwie
p r z e p r o wa
dzonych uto
ruje
drogę
innym i dro
ga ta stawać
się będzie co
raz łatw iej
szą, tańszą,
dostępni ej -
szą. Tak po
części zrozu
miało
rzecz
krakowski e
Tow. lekar
skie, k t ó r e
całe urządze
nie wewnętrzne własnego domu powierzyło St. W ys
piańskiemu i umożliwiło powstanie dzieła wspania
łego. Tak pojęła sprawę reprezentacya miasta Kra-
Ornament roślin n y ze sk rzyni krakowskiej.
15