— Num er po jed y n czy kop. 15. P r e n u m e r a t a w w a r s z a w ie



Yüklə 44,29 Mb.
Pdf görüntüsü
səhifə15/21
tarix01.08.2018
ölçüsü44,29 Mb.
#60019
1   ...   11   12   13   14   15   16   17   18   ...   21

kowa,  powierzając  „Polskiej  sztu­

ce  stosowanej “  urządzenie  zupełne 

sal  restauracyjnych  w  odnowionym 

gmachu  Tow.  muzycznego.

Po  pięciu  latach  istnienia  mo­

że  Towarzystwo  rzec  śmiało  o  so­

bie,  że  nie  jest instytucją,  sztucznie 

do  życia  powołaną,  przeciwnie,  jest 

wynikiem  prądów  i  dążeń,  które  do­

magały  się  usilnie  ujęcia  we  wspól­

ne  ognisko.  Dziś  skutki  ruchu,  uję­

tego  i  podtrzymywanego  przez  nie, 

są wręcz  nieobliczalne, nie  dadzą  się 

ściśle  określić,  ani  sprawdzić.  Prąd

szerzy  się  z  niepowstrzymaną  już 

siłą,  chociaż zawsze jeszcze zbyt wol­

no,  jak na  wielki,  kulturalny  naród, 

artyści  garną  sję  coraz  więcej  do 

przemysłu  artystycznego,  powstają 

kompozycye  i  dzieła  pełne  talentu. 

Przyszłość zarysowuje się pomyślnie. 

Tylko  współdziałania  jaknajwięcej 

i pomocy  ze  strony  tych,  którzy po­

wołani  są  do  tego  szczęśliwymi  wa­

runkami  materyalnemi  i  wysokim 

stopniem  kultury!

Kraków. 

Ant.  Chołoniewski.

Śniadanie  Cesarza.

Było  to 

w  r.  1808, 

w  Erfurcie.

Sto  trze­

ci  pułk  pie­

choty  linjo- 

wej 

odpro­


wadził  Na­

p o le o n a   z 

pola 

rewii 


erfurckiego.

Cesarz  skinął  żołnierzom,  zesko­

czył  z  konia  i  śród  gromkich  okrzy­

ków  wstąpił  na  purpurą  zaścielone 

schody,  wstąpił,  mając  obok  siebie 

cesarza  Aleksandra,  króla  Saskiego, 

króla  Wurtembergskiego, 

wielkiego 

księcia  Konstantego  i  księcia  W ilhel­

ma  pruskiego.

Za  Napoleonem  i  jego  dostojnem 

otoczeniem  szła  świta  a  na  tle  jej 

różnobarwnych, 

złotem 


i  srebrem 

błyszczących 

mundurów  szedł  męż­

czyzna  pięćdziesięcioletni  w  skrom- 

nem  cywilnem  ubraniu,  szedł,  wiodąc 

cichą  rozmowę  z  marszałkiem  Lan- 

nesem.

U  szczytu  schodów  Napoleon  za­



wrócił  wprost  do  swoich  apartamen­

tów,  wówczas marszałek  Lańnes  pod­

szedł  z  mężczyzną  w  ubraniu  cywil­

nem  do  służbowego  szambelana.

—   Z  rozkazu  najjaśniejszego  pa­

na...  pan  Goethe!

Szambelan  skłonił  się  Goethemu, 

zaczem  powiódł  go  do  wielkiej  kom­

naty,  pośrodku  której  Napoleon  zdą­

żył  już  zasiąść  do  śniadania,  mając 

za  sobą  zwartą  gromadę  d.ygnitarzów 

i  oficerów.

—   Nazywasz  się  pan  Goethe?!—  

zagadnął  cesarz,

—   Tak  jest, 

słre\

  Ile  pan  masz  lat?



—   Sześćdziesiąt, 

sire.

—-   Jakie  tragedye  napisałeś?

—   „

E g m o n ta ,,Torąuato  Tas



sou,

 



lfigenję*



...

—   Widziałeś  pan  wczoraj  mój 

tea.tr? 

Cóż  myślisz  o  moich  akto­

rach?

—•

  Znakomici, 



sire\

-—  Rad  jestem,  że  moi  kome- 

dyanci  podobają  się  Niemcom. 

„Ma­

homet*.

  był  dobrze  grany,  ale  sztuka 

jest  zła!—

—   Przetłumaczyłem ją  właśnie...

—   Hm!  Więc  to  znaczy,  że  róż­

nimy  się  w  poglądach!  Czytałem  pań­

skiego 

„Werthera

“ .  Wszak  to  jesteś 

pan  dyrektorem  teatru  wejmarskiego?

(Urywek  ogłoszony  w  angiel­

skim  „Standarcie“  z  rękopisu 

nieznanego  autora).

—   Tak  jest, 

sirel

—   Chciałem  zobaczyć  grę  nie­

mieckich  aktorów.  Pojutrze  jadę  z  ce­

sarzem  Aleksandrem  obejrzeć  pole  bit­

wy pod Jena,  stamtąd udam się do  W ei­

maru.  Powiedz  pan  swemu  wielkie­

mu  księciu,  że  chcę  zobaczyć  jego 

teatr. 


Talma  i  Duchesnois  pojadą... 

Słuchaj,  Duroc!

Wielki  marszałek  dworu,  Duroc, 

przybliżył  się  do  stołu.

—   Jak  sprawy  idą  w  Polsce? 

Nie  miałem  dziś  wiadomości  od  Da- 

yousta?  Każ  wygotować  mi  oblicze­

nie  ludności  polskiej  wraz  z  obracho- 

waniem  zbiorów  tegorocznych  i  za­

pasów  i  przybliżoną  liczbą  środków 

pieniężnych  dla  zaopatrzenia  i  wyży­

wienia  ośmdziesięciotysięcznego  kor­

pusu...  Panie  Goethe!

—  


Sire?

—-  Co  .pan  sądzi  o  Talmie?

—   Jest  to  wielki  artysta;  istne 

wcielenie  tragedyi.

—   Masz  pan  ochotę  z  nim  się 

poznać?


—   Byłbym  nad  wyraz  szczęśli­

wy  i  czuł...

—   Zaczekasz  pan.  Talma  przy­

chodzi  do  mnie  codzień  po  śniadaniu...

Cesarz  odwrócił  się  zlekka  i  spo­

strzegł  wsuwającego  się  cichaczem 

do  komnaty  Talleyranda.

—   A,  no  jesteś  pan!  Zbliż  się! 

Odebrałem  dziś  od  Fouche’go  raport, 

który  wcale  panu  nie  przynosi  za­

szczytu...

Talleyrand  wtulił  głowę  w  ra­

miona.  Cesarz  wstał  z  za  stołu,  ski­

nął  na  Talleyranda  i  w  niszy  okien­

nej  wszczął  żywą  rozmowę.

—   Jego  królewska  mość  Król 

Wiirtembergski!  rozległ  się  głos  służ­

bowego  szambelana.

Napoleon  targnął  się.

—   Mam  pilne  sprawy!  Jego  kró­

lewską  mość  będę  miał  honor  zoba­

czyć  dziś  w  teatrze.

Szambelan  oddalił  się.  Cesarz 

wrócił  do  rozmowy  z  Talleyrandem,—  

lecz  ledwie  kilka  słów  wyrzekł,—  

szambelan  już  wrócił.

16



Yüklə 44,29 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   11   12   13   14   15   16   17   18   ...   21




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə