„myśli". W każdym razie w myśleniu nie ma nic tajemniczego, nic niematerialnego, swoiście
umysłowego, tyle tylko, że czynności jego dokonują się wewnątrz organizmu i przez to jest ono
niewidzialne dla innych.
5. PSYCHOLOGIA BEZ DZIEDZICZNOŚCI. Cechą szczególną behawioryzmu Watsona, którą nie wszyscy
behawioryści z nim dzielili, był negatywny stosunek do dziedziczności: twierdził on mianowicie, że
mamy bardzo wiele reakcji uwarunkowanych, a bardzo niewiele stałych, wrodzonych. Zaprzeczał, jakoby
istniały dziedziczne czynności umysłowe. Twierdził, powołując się na przeprowadzone przez się
eksperymenty, że normalne dziecko ma jedynie trzy typy wrodzonych reakcji uczuciowych: po pierwsze,
reakcję miłości, po drugie—reakcję lęku, wywoływaną przez nagły dźwięk lub utratę oparcia i
równowagi, i po trzecie — reakcję złości, wywoływaną przez przeszkadzanie mu w ruchach. Wszystkie
inne są uwarunkowane. Uśmiech jest u dziecka zdrowego reakcją wrodzoną stanu sytości przewodu
pokarmowego; natomiast uśmiech na widok twarzy matki jest już reakcją nabytą, warunkową: ponieważ
dziecko widzi twarz tę przy karmieniu, więc widok jej staje się dlań bodźcem warunkowym uśmiechu.
W jednej zwłaszcza sprawie poglądy ostatnich pokoleń rozeszły się daleko. Niedawno, bo w dobie
panowania darwinizmu i ewolucjonizmu, psychologowie tłumaczyli zachowanie się ludzkie wyłącznie
lub prawie wyłącznie dziedzicznością: to był pogląd uchodzący za współczesny, postępowy, prawdziwie
naukowy. Później zaś wielu psychologów tłumaczyło wprost przeciwnie: całkowicie lub prawie
całkowicie zaprzeczali dziedziczności, wywodząc zachowanie się wyłącznie lub prawie wyłącznie z
doświadczeń jednostki. Do tych należał Watson: część przynajmniej behawiorystów poszła za nim, a
niektórzy zra-dykalizowali jeszcze jego stanowisko. Chiński profesor Z. Y. K.UO zaprzeczył nawet dzie-
dziczności instynktów; uważał, że są nabyte przez jednostkę w okresie embrionalnym:
dziecko rodzi się już z nimi, ale dlatego, że się ich nauczyło — w łonie matki.
Niedawno postępowi psychologowie twierdzili, że warunki, w jakich człowiek żyje, są względnie
obojętne, a reakcje jego zależą przede wszystkim od tego, co nosi w sobie;
Watson natomiast twierdził, że jest właśnie przeciwnie: że reakcje człowieka, jak i każdego organizmu
zależą przeważnie od warunków życia, od otoczenia. Pogląd ten Amerykanie nazywają extreme
environmentalism.
W związku z tym zaznaczyła się następująca przemiana: niedawno psychologowie kładli specjalny
nacisk na instynkty, behawioryści zaś ograniczali ich rolę, a nawet wręc? zaprzeczali ich istnieniu.
Instynkty bowiem miały być odziedziczonymi, wrodzonymi formami zachowania się, a tymczasem
wszystkie te formy są nabyte, wyuczone. W tej akcji znaleźli behawioryści wielu zwolenników także
spoza swego grona: w latach 1919- 1923 „walka z instynktem" miała w Ameryce największe natężenie.
Konsekwencje praktyczne stanowiska behawiorystów były doniosłe: jeśli usposobienie
295
zależy od nabytych reakcji, to—z każdym człowiekiem można zrobić po prostu wszystko Z normalnego
dziecka można przy odpowiednim wychowaniu zrobić specjalistę w dowolnej dziedzinie. Nawet to, co
uchodzi za jego instynkty, można zmienić i ulepszyć. Przekonanie to spowodowało, że behawioryzm,
mający pierwotnie czysto naukowe aspiracje, przejął się później praktyczną sprawą kierowania życiem.
Zerwał z hasłem bezinteresownej psychologii, chciał urabiać ludzi.
ZESTAWIENIE. Stanowisko behawioryzmu sformułowano w 8 punktach: behawioryzm, w swej
radykalnej, Watsonowskiej postaci l) zaprzecza, jakoby świadomość była czymś realnym, a w każdym
razie, jakoby wpływała na zachowanie się jednostek; 2) odrzuca wszelką introspekcję jako metodę
naukową; 3) zaprzecza istnieniu wyobrażeń;
4) nie uznaje innej realności niż materialna ani innej przyczynowości niż mechaniczna;
5) ma wszelkie świadome zmierzanie przez jednostkę do celu za fikcję: 6) ma wszelkie postępowanie za
wynik reakcji warunkowej i tłumaczy je po prostu jako odpowiedź organizmu na bodźce; 7) sprowadza
uczucia i wzruszenia do procesów wisceralnych i gruczołowych; 8) sprowadza myśl do czynności mięśni.
— Wykaz ten, zrobiony przez jednego z seniorów psychologii amerykańskiej i przeciwnika
behawioryzmu (J. R. Angella, rektora Yale University), należy uzupełnić przynajmniej przez dwa punkty:
mianowicie behawioryzm Watsonowski 9) odmawia mózgowi i nerwom większej roli w zachowaniu się
organizmów i 10) odmawia też wpływu na zachowanie się czynnikom dziedzicznym, tłumacząc wszystkie
bez mała reakcje organizmu jako nabyte.
Takie były tezy skrajnego behawioryzmu, takiego, jaki głosił sam Watson. Ale od początku
behawioryzm występował też w postaciach bardziej umiarkowanych. W skrajnej twierdził, że
świadomości nie ma, w umiarkowanej — że nie wpływa ona na życie i zachowanie się jednostek. W
jeszcze bardziej umiarkowanej występował tylko jako wskazanie metodologiczne: wskazywał na sposób
badania zjawisk, nie wypowiadając się o ich naturze.
DZIAŁANIE BEHAWIORYZMU skupiło się w Ameryce, ale tam było olbrzymie. Psychologowie
zawodowi podzielili się na dwa wielkie obozy: za i przeciw niemu. Przede wszystkim zaś zdobył tam
najszerszą popularność w opinii potocznej, prasie, literaturze;
zwłaszcza ze względu na zapowiedź urabiania ludzi takich, jakich się mieć zechce. Spotkał się również z
uznaniem niektórych filozofów, jak Russell i Santayana. Prasa amerykańska pisała o książce Watsona, że
jest „najważniejszą, jaka kiedykolwiek była napisana" i że zaczyna nową epokę. Związano z
behawioryzmem najdalej idące oczekiwania: że stworzy nie tylko nową psychologię, ale i socjologię, że
zrewolucjonizuje wszystkie nauki humanistyczne, moralność, religię. A także wynoszono go za to, że
uwolnił psychologię od niepotrzebnych zagadnień filozoficznych i że w ogóle raz na zawsze skończył z
filozofią.
BEHAWIORYZM A FILOZOFIA. Naprawdę jednak behawioryzm z filozofią nie skończył, lecz zajął
w niej stanowisko, i to bardzo skrajne: staroświecko materialistyczne. Twierdził wszak, że czynności
umysłowe nie mają wpływu na niczyje zachowanie się i że psychologia nie potrzebuje zajmować się
niczym poza ciałami. Co więcej, ciała organiczne, tak samo jak nieorganiczne, pojmował
mechanistycznie: twierdził, że w ostatniej instancji nie ma innych praw niż prawa fizyki, i organizmy
traktował jako automaty.
296
Wprawdzie niektórzy behawioryści oświadczali, że ich materializm jest tylko metodologiczny, że jest
dla nich jedynie roboczą hipotezą, ale inni mówili inaczej, wręcz „zaprzeczając wrażeniom,
wyobrażeniom i wszystkim innym zjawiskom, o których subiekty-wiści mniemają, że je ustalają przez
introspekcję". A. P. Weiss z Ohio State University pisał, że psychologia powinna wreszcie zrozumieć, iż
nie posiada własnego przedmiotu badań, nie ma bowiem żadnego bytu poza fizykalnym, i że, tak samo
jak dla fizyki, elektrony i protony powinny być dla niej podstawowymi jednostkami. Watson zaś zwalczał
pojęcie duszy, bo „nikt nigdy duszy nie dotknął ani jej nie widział w laboratoryjnej rurce". Stanowisko
takie nie jest eliminacją filozofii, przeciwnie, jest rozniecaniem na nowo jej zagadnień, które zdawały się
względnie najpewniej rozwiązane.
KRYTYKA. Jeśli behawioryzm wzbudzał wiele entuzjazmu, to także i niemało zarzutów. Zarzucano
mu, że nie jest nowy: nie on, lecz psychologia zwierząt zapoczątkowała obiektywną metodę w
psychologii. Zarzucano mu również, że jego naczelna teza nie jest jasna: czy świadomość nie istnieje, czy
nie wpływa na zachowanie się jednostek, czy też tylko nie może być badana naukowo? Że z faktów
wyciąga wnioski, które nie są konieczne:
nie ma np. dostatecznego uzasadnienia sprowadzanie procesów myśli do mechanizmów gardlanych. Że
wieloznacznie używa terminów: np. termin „obiektywny" znaczy w beha-wioryzmie zarówno
„bezosobowy", jak „zewnętrzny", co jest powodem tego, że słuszna teza, iż psychologia powinna być
obiektywna, czyli bezosobowa, zostaje przekształcona w niesłuszną; iż przedmiotem psychologii jest
zewnętrzny świat. Że wzbogacił psychologię tylko o teorię, nie o fakty. Przede wszystkim zaś zarzucano,
behawioryzmowi, że chce rozstrzygać w specjalnej nauce, jaką jest psychologia, sprawy filozoficzne, a
nawet metafizyczne.
PÓŹNIEJSZA FORMA BEHAWIORYZMU. Skrajna i agresywna postać, jaką Watson dał swej
teorii, zapewniła jej szeroką popularność, ale uczyniła ją trudną do obrony. I gdy minęło ćwierć wieku,
behawioryzm nie przestał istnieć i cieszyć się powodzeniem, ale wielu jego zwolenników zrezygnowało z
jego skrajnych tez.
Do tych umiarkowanych behawiorystów należał zwłaszcza E. Ch. T o l m a n (1886 - 1959) profesor i
kierownik Zakładu Psychologii Zwierzęcej w California University. Zachował on negatywną tezę, że
psychologia nie może oprzeć się na doświadczeniu wewnętrznym, na introspekcji, ale dał tej tezie inne
uzasadnienie. Wywodził, że psychologowie utożsamiają doświadczenie bezpośrednie z wewnętrznym i
widzą w nim materiał do wiedzy psychologicznej — a to jest właśnie niesłuszne. W doświadczeniu
bezpośrednim są bowiem przemieszane i nie wydzielone czynniki zarówno subiektywne, jak i
obiektywne; jest w nim surowy materiał do wszystkiego, co wiemy nie tylko o sobie, ale i o świecie, nie
tylko do konstrukcji psychologicznych, ale tak samo do fizykalnych. Jest więc nieporozumieniem
dopatrywać się zadania psychologii w opisie tego doświadczenia bezpośredniego. Jeśli to zadanie jest
podejmowane, to raczej w poezji czy metafizyce niż w psychologii. Zadania psychologii, jak każdej
nauki, są obiektywne, ona z doświadczenia bezpośredniego wyjmuje to, co się obiektywnie da ująć. W
myśl tego postępuje właśnie behawioryzm, dąży mianowicie tylko do znalezienia funkcji łączących
zależną zmienną (mianowicie zachowanie się Z) ze zmiennymi niezależnymi (B, D, C, F: bodźcami,
dziedzicznością, ćwiczeniami, fizjologicznymi potrzebami). Behawioryzm tak rozumiany jest opozycją
przeciw utoż-
297
samianiu bezpośredniego doświadczenia z psychologicznym. A także opozycją przeciw dualistycznemu
rozumieniu świata psychicznego i fizycznego, albowiem dwa te światy zespalają się właśnie w naszym
doświadczeniu.
Prawdziwa dwoistość — wedle Tolmana i zbliżonych doń behawiorystów — zachodzi między
doświadczeniem bezpośrednim a nauką, to znaczy między rzeczywistością a konstrukcjami umysłu, ale
nie między rodzajami rzeczywistości, między światem psychicznym a fizycznym. W tym ujęciu
behawioryzm utracił swą paradoksalność i przewrotność, ale za to stał się teorią łatwiejszą do przyjęcia.
OPERACJON1ZM. Amerykańscy psychologowie nie szczędzili wysjłków, aby naukę swą oprzeć na
mocnych podstawach. Wysiłki te szły w różnych kierunkach. Jedni rezygnowali z badania struktur
psychicznych i ograniczali się do funkcyj; inni rezygnowali z intro-spekcji i zadowalali się badaniem
zachowania się. A jedna próba poszła jeszcze dalej: stanęła na stanowisku, że żadne pojęcia
psychologiczne nie odtwarzają doświadczenia, wszystkie są tylko konstrukcjami, narzędziami
badawczymi. „Nauka jest sztucznym tworem kultury i jej realności są fikcjami". Wedle tego poglądu
pojęcia psychologiczne służą do przeprowadzania operacji metodycznych, ale nie do poznania
rzeczywistości: dlatego poglądowi temu bywa dawana nazwa „operacjonizmu psychologicznego".
Wystąpił z nim E. G. Bo-ring w 1930 r. Skłonił go do zajęcia tego stanowiska fakt beznadziejnych sporów
między doktrynami psychologicznymi. Operacjonizm zaś godzi te spory: bo dotyczą tylko słów. Może w
ten sposób uzgodnić nawet introspekcję i behawioryzm. Jak behawioryzm był wyrazem materializmu w
najnowszej psychologii, tak Operacjonizm był znów wyrazem pozytywizmu. Zajmował zasadniczo to
samo stanowisko, co niedawno Mach, a później neopozytywistyczne Koło Wiedeńskie.
IV. PSYCHOANALIZA
Czwarty prąd w psychologii wprowadził pogląd niespodziewany: że życie psychiczne obok
czynników świadomych zawiera także nieświadome i że właśnie one są najważniejsze. Prąd ten powstał
na terenie patopsychologii, zaczął się we Francji, a rozwinął się potem w Wiedniu. Tam najpełniejszą i
najjaskrawszą postać, znaną pod nazwą psychoanalizy, dał mu Freud.
PRACE FREUDA. Sigmund Freud (1856- 1939), psychiatra wiedeński, uzupełniał swe studia przed
końcem XIX wieku w Paryżu, gdzie patopsychologia i psychiatria stała wówczas najwyżej, i tam
uformował swą doktrynę. Z licznych jego prac najogólniejszą treść mają: Yorlesungen żur Einfuhrung in
die Psychoanałyse i Uber Psychoanałyse, 1910. Ważną dla psychoanalizy teorię marzeń sennych zawiera
Die Traumdeutung, 1900; psychopatologię życia codziennego: Żur Psychopatologie des Alltagslebens,
1915; teorię kultury ze stanowiska psychoanalizy: Totem undTabu, 1913; metafizyczne konsekwencje
psychoanalizy przedstawia Duś Ich und das Es, 1923. Wśród swoich Freud nie był prorokiem, do końca
został tylko profesorem nadzwyczajnym; natomiast w całym świecie szybko zyskał największą sławę.
298
ROZWÓJ TEORII FREUDA. Przeszła ona przez trzy fazy: l) Uformowała się w latach 1895- 1897
pod wpływem francuskich psychiatrów, Charcota, a zwłaszcza Janeta. Była jeszcze wtedy teorią
wyłącznie lekarską, nie zaś ogólną psychologiczną; o zjawiskach nieświadomych traktowała tylko w
związku z patologicznymi. 2) W ciągu lat kilkunastu aż do 1915 r. Freud rozwijał swą teorię: przede
wszystkim doszedł do przekonania, że procesy nieświadome występują także w psychice normalnej, że są
powszechnym i istotnym składnikiem- wszelkiej psychiki, zarówno zdrowej jak chorej. Głównego zaś ich
źródła dopatrzył się w przeżyciach płciowych: są one ze wszystkich przeżyć najpierwotniejsze i naj-
ważniejsze, stanowią o charakterze i losach-człowieka. 3) Po 1915 r. Freud rozszerzył jeszcze swą
doktrynę, dając jej podłoże metafizyczne, a nowe zagadnienia metafizyczne zaczęły w teorii jego brać
górę nad terapeutycznymi i psychologicznymi.
POGLĄDY, l. NIEŚWIADOME ZJAWISKA PSYCHICZNE. Freud napisał o sobie, iż „nie zamierzał zrobić i
nie zrobił nic więcej ponad to, że ujawnił nieświadome czynniki życia psychicznego". Ale to zamierzenie
było śmiałe: zrywało z podstawowym przekonaniem psychologii XIX wieku, dla której nic nie było
pewniejsze ponad to, że świadomość jest istotną cechą psychiki, że więc myśl o psychice nieświadomej
jest jawnie sprzeczna. I oto twierdzenie, które się w XIX wieku wydawało definitywnie potępione,
psychoanaliza w XX wieku odnowiła, co więcej: przedstawiła jako wielką zdobycz naukową. Dowodziła,
że świadomość nie jest niezbędną cechą życia psychicznego, że zjawiska psychiczne nieświadome nie
tylko istnieją, ale decydują o świadomych.
Życie psychiczne przepływa dwoma korytami: świadomym i nieświadomym. Zapewne, jedynie
procesy świadome są faktami, nieświadome zaś są hipotezą — ale fakty zmuszają do przyjęcia tej
hipotezy. Bo życie świadome nie tłumaczy się samo przez się, nie stanowi zwartej całości, pomiędzy
procesami świadomymi brakuje ogniw. Wyobrażenia, które kiedyś były w naszej świadomości, giną w
niej w niezrozumiały sposób, aby w sposób równie niezrozumiały znów się w niej pojawić. Można ten
stan rzeczy tłumaczyć na-dwa sposoby: albo przyjmując, że gdy wyobrażenia giną ze świadomości, to
przechowują się ich odpowiedniki cielesne, jakieś engramy w korze mózgowej, które później pozwalają
odżyć wyobrażeniom — tak tłumaczyła to psychologia XIX wieku. Albo można też tłumaczyć w ten
sposób, że wyobrażenia przechowują się w postaci podświadomej — tak czyni to psychoanaliza. Tamta
tłumaczyła ciągłość zjawisk psychologicznych fizjologicznie, a ta psychologicznie. Nie zaprzeczała, że
procesy nieświadome są jedynie hipotezą, ale wskazywała, że hipotezą jest również fizjologiczne
uwarunkowanie świadomości.
Argumentem psychoanalizy na korzyść istnienia nieświadomej psychiki było tedy:
l) że w życiu psychicznym przyczyny bywają czasowo odległe od swych skutków, trzeba więc przyjąć
między nimi ogniwa pośredniczące. Ponieważ jednak ten stan rzeczy można tłumaczyć także
fizjologicznie, więc psychoanaliza podawała dalsze argumenty. 2) Nie ma powodu unikać pojęcia przeżyć
nieświadomych, ponieważ zjawiska psychiczne posiadają cechę świadomości w różnym stopniu, a cecha,
która ma różne stopnie, może spaść i do zera. 3) Poza tym psychoanaliza posługiwała się sobie tylko
właściwym argumentem, mianowicie terapeutycznym: że wykrycie nieświadomych przeżyć leczy
niedomogi psychiczne.
Dlaczego niektóre wyobrażenia nie zostają przez jednostkę uświadomione? Dla różnych przyczyn.
Niektóre są nieświadome dlatego, że leżące u ich podstaw wrażenia były zbyt
299
słabe i nie przekroczyły progu świadomości. Inne zaś dlatego, że świadomość nie dopuściła ich do siebie,
że je odepchnęła, wyparła. I to źródło jest najważniejsze. Jeśli pierwszą tezą psychoanalizy jest, że procesy
psychiczne nieświadome istnieją, drugą, że odgrywają doniosłą rolę w życiu psychicznym, to trzecią jest
— że są to procesy wyparte ze świadomości. Do tego dołącza się jeszcze teza czwarta, że wyparcie ich ze
świadomości dokonywa się na ogół już w dzieciństwie i na tle przeżyć seksualnych.
Wyparcie pewnych procesów ze świadomości ma, zgodnie z psychoanalizą, głęboką celowość:
mianowicie wyparte zostają te, które są niezgodne z naturą jednostki, które zakłóciłyby jej harmonię i
których świadomość musiałaby być przykra. Istnieje w psychice coś w rodzaju „cenzury", dokonującej
selekcji wyobrażeń: nieodpowiednich, przykrych nie dopuszcza do świadomości.
2. KOMPLEKSY i ICH WYLĄDOWANIE. Pewne wyobrażenia zespalają się ze sobą i w tym zespoleniu
utrwalają się w psychice; jeśli są ujemnie zabarwione uczuciowo, to psychika usiłuje zepchnąć je w
nieświadomość, gdzie jednak, choć zepchnięte, trwają dalej. Te zespoły wyobrażeń, spych ane w
nieświadomość, ale dalej nurtujące psychikę, psychoanalitycy nazwali „kompleksami". Np. wedle często
przez nich przytaczan ego wypadku, zazdrość o matkę, jaką dziecko przeżyło w stosunku do ojca,
wytwarza w nim trwały kompleks niechęci do ojca, niechęci, której źródła sobie nie uświada mia. Albo
znów upokorzenia doznane w młodości mogą wytworzyć „kompleks niższości ", czyli dotkliwe, ciążące
przekonanie o własnej nieudolności i bezwartościowości.
Człowiek pozbędzie się kompleksu, jeśli go w ten czy inny sposób wyładuje, wyrzuci z siebie. Dzieje
się to przede wszystkim w snach: wyładowanie następuje tu w sposób pośredni, przenośny, symboliczny,
zamaskowany; wymaga to też szczególnej sztuki, by rozpoznać, w jakich snach jakie wyładowują się
ludzkie utajone kompleksy. Freud pierwszy uznał marzenia senne za procesy psychiczne równej z innymi
doniosłości, mające swą głęboką celowość, stanowiące istotne ogniwo w całości życia psychicznego.
Kompleksy wyładowują się również w marzeniach na jawie. A także w przeróżnych błędach i
usterkach, jakie popełniamy, w całej „psychopatologii życia codziennego". Oto nieraz mówimy lub robimy
co innego, niżeśmy zamierzali. Konia nazywamy kotem, czy kota koniem, skręcamy w inną ulicę, niżeśmy
chcieli, bierzemy inną książkę niż ta, po którą sięgaliśmy do szafy. Na ogół traktuje my nasze omyłki jako
wypadki błahe, przypadkowe, nie mające głębszych przyczyn. Inaczej Freud: on sądził, iż zawsze mają
swoją przyczynę, mianowicie w jakimś kompleksie, który się przez nie wyładowuje i uwalnia psychikę od
konfliktu. Nie są wcale błahe ani przypadkowe, są wytworem tego samego celowo działającego
mechanizmu, co i inne zjawiska psychiczne.
Jeśli natomiast kompleks nie wyładuje się, to zostaje w sferze nieświadomej. Ale' nie przestaje działać,
a działając dezorganizuje życie psychiczne jednostki. Staje się przyczyną nerwic. Kompleksami
zepchniętymi w nieświadomość psychoanaliza tłumaczyła neu-rozy i właśnie tłumaczenie to było jej
punktem wyjścia. I pozostało to jej tezą: że psychika chora jest naturalnym wytworem tego samego
mechanizmu, co psychika normalna.
3. «JA» i «ONO». Freud twierdził nie tylko, że istnieją w psychice wyobrażenia nieświadome, że są
normalne i naturalne, ale także, że są dla życia psychicznego równie ważne, a nawet ważniejsze od
świadomych. To one, nie zaś świadome, kierują psychiką. Świadome stanowią tylko zewnętrzną jej
warstwę, tę, która podlega działaniu świata zewnętrznego
300
i jest odeń zależna. Nie są pełnym wyrazem osobowości człowieka, skoro są zależne także od czynników
zewnętrznych: jeśli są jej wyrazem, to częściowym tylko i powierzchownym. Tę świadomą część psychiki
zwykliśmy nazywać naszym „ja", naszą „jaźnią".
Jaźń nie jest więc całym człowiekiem, całą jego osobowością, lecz właśnie tylko powierz-' chowną
jego warstwą. I Freud zewnętrznej „jaźni" przeciwstawił wewnętrzną psychikę człowieka: w
przeciwstawieniu do jaźni nazwał ją „ono". „Ja" i „ono" — w łacińskiej terminologii ego i /(/ — to dwa
składniki każdej osobowości. Jaźń jest świadoma, „ono" zaś jest dziedziną nieuświadomionych wyobrażeń
i popędów. Ma się do jaźni jak psychika głęboka do zewnętrznej, jak świadoma do nieświadomej, jak
rządzona popędami do rządzonej rozumem. „Ono" jest anarchiczne, a jaźń jest trzymana w karbach; „ono"
jest dynamiczne, jaźń — ustabilizowana. Jaźń jest świadoma i rozumna, ale stanowi tylko mniej lub więcej
cienką powierzchnię nad głębiami nieświadomości.
Psychika nieświadoma w człowieku nie tylko istnieje, ale działa nieustannie, w najdrobniejszych
nawet, codziennych sprawach jego życia. Działa jak żywioł, nie podlegając jego świadomej woli. Działa, a
na nią nie można działać, ponieważ nie jest uświadomiona. A ponieważ nie można na nią działać, więc nie
można też jej zniszczyć — i w tym leży jej potęga.
4. JAŹŃ l NADJAZŃ. Tym samym mechanizmem, którym tłumaczył życie jednostek, Freud zaczął
później tłumaczyć także życie społeczne i tworzoną przez społeczeństwo kulturę. I ona jest w znacznej
mierze wynikiem tego, że pewne wyobrażenia zostają wyparte w nieświadomość. Rzecz w tym, że żyjąc w
społeczeństwie jednostka nie może realizować wszystkich swych popędów, pożądań, pragnień,
mianowicie nie może realizować tych, które są dla społeczeństwa destrukcyjne i które ono zwalcza.
Aby ten stan rzeczy złagodzić i przynajmniej częściowo unieszkodliwić, społeczeństwo wytwarza dla
niezaspokojonych popędów i pożądań kompensaty. Taką kompensatą jest właśnie kultura. Moralność,
religia, sztuka: wszystko to kompensaty, środki zastępcze dla stłumionych pożądań. Żyjemy nimi, nie
mogąc żyć naturą. W szczególności co do sztuki jest wyraźne, że jest dla nas kompensatą, że przekształca
rzeczywistość tak, aby ją uczynić bardziej zgodną z naszymi pożądaniami. Ale nie inaczej jest z religią czy
Dostları ilə paylaş: |