Autobiografia jogina ludziom dobrej woli



Yüklə 2,03 Mb.
səhifə4/42
tarix17.11.2018
ölçüsü2,03 Mb.
#80177
1   2   3   4   5   6   7   8   9   ...   42

Kebalananda był znanym autorytetem w zakresie starożytnych szastr czyli świętych ksiąg. Erudycja jego zjednała mu tytuł: - Szastri Mahasaya,21 którym się zwykle do niego zwracano. Jednak moje postępy w sanskrycie były nieznaczne. Wykorzystywałem każdą sposobność, aby zapomnieć o prozaicznej gramatyce, rozmawiać o jodze i Lahiri Mahasayi. Pewnego dnia nauczyciel mój raczył mi opowiedzieć nieco o własnym życiu i obcowaniu z Mistrzem.

- Miałem rzadkie szczęście pozostawania przez blisko dziesięć lat w pobliżu Lahiri Mahasayi. Jego dom w Benaresie był celem moich nocnych wędrówek. Guru znajdował się zawsze w małym pokoiku na piętrze. Siedział w lotosowej postawie na drewnianym siedzeniu bez oparcia, a uczniowie otaczali go półkolem. Oczy jego iskrzyły się i jaśniały radością życia boskiego. Były zawsze na wpół przymknięte, zapatrzone poprzez wewnętrzny teleskop w sferę wiecznej szczęśliwości. Niekiedy spojrzenie jego skupiało się na którymś z potrzebujących pomocy uczniów, wówczas jego kojące słowa spływały jak lawina światła.

Nieopisany spokój rozkwitał we mnie pod spojrzeniem Mistrza. Przenikał mnie jego zapach, jakby zapach lotosu nieskończoności.

41

Przebywanie razem z nim, nawet bez odezwania się jednym słowem w ciągu szeregu dni, było doświadczeniem, które zmieniło całą moją istotę. Jeśli na drodze mego skupienia wyrastała jakaś niewidzialna przeszkoda, mogłem medytować u stóp Mistrza, w jego obecności łatwo mogłem osiągnąć najbardziej subtelne stany. Nie udawało mi się to w obecności innych nauczycieli. Mistrz był żywą świątynią Boga, której tajemne drzwi były dla wszystkich uczniów otwarte dzięki ich oddaniu.



Lahiri Mahasaya nie był książkowym interpretatorem pism świętych. Bez wysiłku czerpał z "boskiej biblioteki". Fontanna jego wszechwiedzy rozsiewała dokoła rosę jego myśli i słów. Posiadał on cudowny klucz do głębokiej filozoficznej wiedzy, sformułowanej przed wiekami w Wedach28. Jeśli proszono go o wyjaśnienie różnych stanów świadomości, o których się wspomina w starożytnych tekstach, z uśmiechem wyrażał zgodę. - Spróbuję wejść w te stany i niebawem powiem, co postrzegam. Pod tym względem diametralnie różnił się od nauczycieli, którzy nakazują uczenie się świętych tekstów na pamięć, a potem podają niezrozumiałe abstrakcje.

- Proszę, przedstaw święte strofy tak, jak je rozumiesz. - Milczący guru często dawał taką wskazówkę pytającemu uczniowi. - Ja pokieruję twoją myślą tak, że przyjmiesz właściwą interpretację. - W ten sposób wiele spostrzeżeń Lahiri Mahasayi z obszernymi komentarzami zostało zanotowanych przez różnych jego uczniów.

Mistrz nigdy nie doradzał ślepej wiary. - Słowa są tylko zewnętrzną łupiną - mówił. - Staraj się zdobyć przekonanie o obecności Boga na podstawie swego własnego, radosnego kontaktu z Nim podczas medytacji. - Bez względu na to, jaki był problem ucznia, guru radził mu stosować w celu jego rozwiązania Kriya-Jogę.

- Klucz jogi nie traci swej skuteczności, gdy ja już nie będę obecny w ciele, aby wami kierować. Techniki tej nie można użyć i zapomnieć na podobieństwo wiedzy teoretycznej. Stosujcie nieustannie Kriya-Jogę na ścieżce do wyzwolenia, gdyż jej siła leży właśnie w jej praktykowaniu.

Osobiście uważam Kriya-Jogę za najskuteczniejszy sposób prowadzący do oświecenia poprzez własne działanie, najskuteczniejszy spośród wszystkich, jakie człowiek może stosować w poszukiwaniu Nieskończonego. - Kebalananda zakończył takim poważnym twierdzeniem: - Dzięki jej stosowaniu Bóg wszechpotężny, utajony w każdym człowieku, ucieleśnił się w osobie Lahiri Mahasayi i w pewnej liczbie jego uczniów.

42

W obecności Kebalanandy Lahiri Mahasaya dokonał raz cudu na podobieństwo cudów Chrystusa. Mój świątobliwy nauczyciel opowiedział mi pewnego dnia to zdarzenie, gdy oczy jego oderwały się od sanskryckich tekstów, które przed nami leżały.



- Pewien ślepy uczeń, Ramu, wzbudził we mnie współczucie. Czyż jego oczy, myślałem, mają być pozbawione światła słonecznego, choć wiernie służy Mistrzowi, w którym boskość w pełni jaśnieje? Pewnego poranka chciałem o tym porozmawiać z Ramu, ale on siedział cierpliwie w ciągu wielu godzin, wachlując nad swym guru punkh zrobioną ręcznie z liści palmowych. Kiedy wreszcie Ramu wyszedł z pokoju, poszedłem za nim.

- Ramu, od jak dawna jesteś niewidomy?

- Od urodzenia, panie. Moje oczy nigdy nie zaznały błogosławieństwa słonecznego światła.

- Nasz wszechpotężny guru może ci pomóc. Poproś go o to.

Następnego dnia Ramu zbliżył się nieśmiało do Lahiri Mahasayi. Uczeń czuł się bardzo zawstydzony, że prosi o dobro fizyczne, otrzymując w obfitości bogactwa duchowe.

- Mistrzu, Władca Kosmosu jest w Tobie. Proszę Cię, wnieś Jego światło w moje oczy, abym mógł postrzegać także mniejszy blask słońca!

- Ramu, ktoś chce mnie nabawić kłopotu. Przecież ja nie mam władzy leczenia.

- Panie, Nieskończony, który w Tobie przebywa, na pewno może mnie uleczyć.

- To istotnie zmienia sprawę, Ramu. Dla Boga nie ma żadnych granic! On, który rozpala gwiazdy i ożywia komórki ciała tajemniczym blaskiem życia, może na pewno obdarzyć twe oczy światłem widzenia.

Mistrz dotknął czoła Ramu w miejscu pomiędzy brwiami29. - Skupiaj swą myśl w tym miejscu i przez siedem dni śpiewaj często, imię proroka Ramy30. Wspaniałość słońca zaświta także specjalnie dla ciebie!

I oto cud! Po tygodniu Ramu po raz pierwszy oglądał piękno natury. Wszystkowiedzący kierował bezbłędnie swym uczniem. Wiara Ramu i jego pobożność były tak głębokie, że lecznicze ziarno posiane w nim przez guru zakiełkowało. - Kebalananda zamilkł na chwilę, a potem znów oddał hołd swemu guru.

- We wszystkich cudach dokonanych przez Lahiri Mahasayę było widoczne, że nigdy nie dopuszczał on do tego, aby uważano pierwias-

43

tek osobowy (ego31) za siłę sprawczą. Dzięki doskonałości całkowitego poddania się mistrz mógł otworzyć wolną drogę dla przepływu Pierwotnej Energii Leczącej.



Wiele ciał uleczonych cudownie przez Lahiri Mahasayę zostało później spalonych, lecz jego trwale niezniszczalnymi cudami są duchowe przebudzenia wielu istot, które on milcząco inspirował.

Nigdy nie zostałem uczonym w sanskrycie; Kebalananda uczył mnie składni o raczej boskim charakterze.

ROZDZIAŁ 5 "Święty zapachów" przedstawia mi swe dziwy

"Każda rzecz ma swój czas i każde przedsięwzięcie pod niebem ma swój czas"32.

Nie znałem wtedy tej pokrzepiającej mądrości Salomonowej. Rozglądałem się dokoła siebie i na każdej wycieczce z domu wypatrywałem twarzy przeznaczonego mi guru. Jednakże moja droga nie skrzyżowała się wcześniej z jego drogą, aż ukończyłem szkołę średnią.

Upłynęły dwa lata od mej ucieczki z Amarem w Himalaje zanim nadszedł wielki dzień pojawienia się Sri Jukteswara w mym życiu. W ciągu tego okresu spotkałem szereg mędrców: "Świętego zapachów", "Tygrysiego Swamiego", Nadżendra Nath Bhanduriego, Mistrza Mahasayę i sławnego bengalskiego uczonego Jagadin Chadra Bose'a.

Spotkanie ze "Świętym zapachów" zaczęło się dwojako: harmonijnie i zabawnie.

- Bóg jest prosty. Wszystko inne jest złożone. Nie szukaj absolutnych wartości w relatywnym świecie przyrody.

Te filozoficzne wnioski doszły do mych uszu, gdy stałem w milczeniu w świątyni przed posągiem Bogini Kali33. Gdy odwróciłem się, ujrzałem smukłego mężczyznę, którego strój czy raczej jego brak mówił wyraźnie, że jest to wędrowny sadhu.

- Istotnie, dostrzegł pan trafnie zamęt w moich myślach! - Uśmiechnąłem się uprzejmie. - Połączenie dobroczynnych i okrutnych aspektów w przyrodzie, jak to symbolizuje Kali, jest zagadką dla mądrzejszych głów niż moja!

Tylko niewielu rozwiązuje jej tajemnicę! Dobro i zło są nieustanną zagadką, którą życie na podobieństwo Sfinksa zadaje każdej inteligencji. Nie próbując jej nawet rozwiązać - większość ludzi płaci za to ceną życia, tak samo dziś jak i ongiś za czasów Teb. Od czasu do czasu, tu 1 owdzie, zdarza się, że jakaś wybitna znakomitość nie zostaje pokonana. Otoczona dwoistą mayą34' potrafi czerpać z jednolitej prawdy.

- Mówisz to z przekonaniem.

- Długo ćwiczyłem się w rzetelnej introspekcji, tej dotkliwie bolesnej formie zbliżania się do mądrości. Krytyczne badania siebie,

45

bezlitosna obserwacja własnych myśli jest twardym i wstrząsającym doświadczeniem. Rozbija się w proch najmocniejsze ego. Prawdziwa jednak analiza siebie, analiza na sposób matematyczny, stwarza jasnowidza. Droga "wyrażania siebie", indywidualne stwarzanie siebie rozwija egotyków zadufanych w swe prawo do interpretowania Boga i wszechświata.



- Bez wątpienia prawda usuwa się w cień wobec takiej postawy. - Z przyjemnością podjąłem rozmowę.

- Człowiek nie może zrozumieć żadnej wieczystej prawdy, dopóki nie wyzwoli się od pretensji. W umyśle ludzkim, wśród stuletniego szlamu, roi się od rozmaitych ułud tego świata. Walki na polach bitew bledną i tracą wszelkie znaczenia, gdy człowiek zaczyna potykać się ze swymi wewnętrznymi wrogami. Nie są to zwykli śmiertelni wrogowie, których może przemóc fizyczna siła. Są wszechobecni, niezmordowani, nawet we śnie ścigają człowieka, subtelnie uzbrojeni w zatruty oręż wojowniczy ciemnych żądz starają się nas zabić. Bezmyślny jest człowiek, który grzebie swoje ideały, poddając się ślepo losowi. Czyż może być on wtedy inny niż bezsilny, drętwy i haniebny?

- Szanowny panie, czyż nie masz współczucia dla oszołomionych mas?

Mędrzec chwilę milczał, a potem odrzekł wymijająco:

- Miłość zarazem niewidzialnego Boga, Ostoję Wszelkich Cnót, i widzialnego człowieka, wyraźnie pozbawionego cnoty, to rzecz często zawodna! Przyszłość jednak może wyzwolić z tego labiryntu. Wewnętrzne poszukiwanie rychło doprowadza do odkrycia jedności wszystkich umysłów ludzkich - ścisłego pokrewieństwa egoistycznych motywów. Pod tym jednym przynajmniej względem zostaje objawione braterstwo ludzkie. Z tego rozczarowującego odkrycia rodzi się pokora. Rozwija się ona we współczucie dla bliźnich, którzy są ślepi w stosunku do uzdrawiających możliwości swej duszy czekającej na to odkrycie.

- Święci wszystkich czasów współczuli podobnie jak pan smutkom świata. •

- Tylko człowiek płytki zatraca zdolność reagowania na nędzę innych istot, gdy się pogrąży w ciasne cierpienie własne. - Ostra twarz sadhu wyraźnie złagodniała. - Kto skalpelem ostrej introspek-cji posługuje się w stosunku do samego siebie, ten doznaje w sobie uczucia powszechnej litości. Wyzwala się od silnych pragnień osobo-wości. Miłość Boga rozkwita na takiej glebie. Stworzenie powraca do choćby tylko po to, aby go zapytać w udręce:

Dlaczego, Panie. Dlaczego?" Poniżający bicz bólu popędza wreszcie " łowieka ku Nieskończonej Istocie, której już choćby tylko piękno może go przywabić ku sobie.

Znajdowałem się razem z mędrcem w świątyni Kalighat w Kalkucie, gdzie zaszedłem podziwiać jej sławną wspaniałość. Z szerokim gestem mój przygodny towarzysz porzucił swą wyszukaną dostojność.

- Cegła i wapno nie śpiewają słyszalnej dla nas melodii; serce otwiera się tylko na ludzką pieśń istnienia.

Przechadzaliśmy się potem w świetle słonecznym przed wejściem do świątyni, gdzie tłum ludzi pobożnych przechodził to w tę, to w tamtą stronę.

- Jesteś młody. - Mędrzec obejrzał mnie z uwagą. - India także jest młoda. Starożytni razfowie35 ustanowili niezniszczalny wzór duchowego życia. Starożytne ich postanowienia są dobre i na dziś dla tego kraju. Nakładając dyscyplinę i zalecenia, które się nie postarzały i rzetelnie przeciwstawiają się pokusom materializmu, nadal kształtują Indie. W ciągu tysiącleci - liczniejszych, niż zdoła naliczyć zakłopotany uczony - sceptyczny Czas uznał ważność Wed. Przyjmij je jako swoje dziedzictwo.

Gdy z szacunkiem żegnałem się z rozmownym sadhu, przekazał mi swe jasnowidzące spostrzeżenie:

- Zanim stąd odejdziesz, spotka cię niezwykłe doświadczenie.

Opuściłem granice świątyni i szedłem bez celu. Skręcając na rogu ulicy wpadłem na starego znajomego - jednego z tych ludzi, których zdolności do konwersacji całkiem się nie liczą z czasem i próbują ogarnąć wieczność.

- Zaraz cię puszczę, musisz mi tylko opowiedzieć, co się działo z tobą w ciągu tych lat, w których nie widzieliśmy się.

- Niemożliwe! muszę cię zaraz pożegnać.

Trzymał mnie jednak za rękę, wyciągając ze mnie siłą okruchy wiadomości. "Zachowuje się jak żarłoczny wilk", pomyślałem z rozbawieniem; im dłużej mówiłem, tym chciwiej domagał się dalszych wiadomości. W głębi duszy modliłem się do Bogini Kali, aby dostarczyła mi jakiejś uprzejmej sposobności do ucieczki.

Towarzysz mój opuścił mnie znienacka. Odetchnąłem z ulgą i wydłużyłem swe kroki, bojąc się ponownego ataku gadulstwa. Słysząc gwałtowne kroki za sobą przyspieszyłem jeszcze bardziej, lecz młodzieniec ów jednym susem dopędził mnie i klepnął jowialnie po ramieniu.

, - Zapomniałem ci powiedzieć o Chandha Babie (Świętym zapachów), który zaszczyca swą obecnością tamten dom - wskazał mi

46

47

budynek znajdujący się o kilka kroków. - Spotkaj się z nim; jest bardzo interesujący. Będziesz miał niezwykłe doświadczenie. Do widzenia! - I rzeczywiście pożegnał mnie.



Przypomniała mi się podobnie sformułowana przepowiednia sadhu w świątyni Kalighat. Mocno zaciekawiony wszedłem do wskazanego mi domu i zostałem wprowadzony do obszernego pokoju. Siedział tam tłum ludzi na sposób wschodni; ten i ów na grubym pomarańczowym dywanie. Szept, pełen czci, doszedł do moich uszu:

- Patrz, Chandha Baba siedzi na skórze lamparta. Potrafi on nadać zapach każdej bezwonnej roślinie albo przywrócić do życia zwiędły kwiat, albo sprawić, aby skóra dowolnej osoby wydawała przyjemny zapach.

Spojrzałem prosto na świętego, jego bystre spojrzenie zatrzymało się na mnie. Był on otyły i brodaty, miał ciemną skórę i wielkie błyszczące oczy.

- Synu, cieszę się, że cię widzę. Powiedz, czego pragniesz, czy lubisz jakiś zapach?

- Po co? - pomyślałem zaraz, że to dziecinna uwaga.

- Aby doświadczyć cudownego posiadania aromatu.

- Boga trudzić stwarzaniem zapachów?

- Cóż znowu? Przecież Bóg stwarza stale zapachy.

- Tak, lecz on stwarza je w kruchych naczyniach płatków kwiatowych ze względu na bezpośrednią potrzebę. Czy potrafi pan zmaterializować kwiaty?

- Materializuję, młody przyjacielu, zapachy.

- Zatem fabryki perfum stracą pracę!

- Pozwolę im nadal pracować: moim celem jest tylko pokazywanie potęgi Boga.

- Panie, czy koniecznie trzeba dowodzić potęgi Boga? Czyż nie dokonuje on cudów nieustannie, na każdym kroku?

- Tak, lecz my także powinniśmy przejawiać niektóre możliwości z Jego nieskończonego bogactwa zdolności twórczych.

- Ile lat zajęło panu opanowanie tej sztuki?

- Dwanaście lat.

- Na wytwarzanie zapachów astralnym sposobem? Czcigodny święty, czy to nie szkoda dwunastu lat na zapachy, które można otrzymać za kilka rupii w kwiaciarni? Zapachy giną razem ze śmiercią. Po cóż nam pragnąć czegoś, co tylko ciału sprawia przyjemność?

- Podobasz mi się, panie filozofie. - Wyciągnął teraz prawą dłoń. Przybrał postawę błogosławiącą.

48

Znajdowałem się o kilka stóp od Chandha Baby; nie było w pobliżu nikogo, kto by mógł dotknąć mego ciała. Wyciągnąłem prawą dłoń, której jogin nie dotknął.



- Jaki chcesz mieć zapach?

- Róży!


- Niech tak będzie!

Ku memu wielkiemu zdziwieniu mocny, czarujący zapach róży unosił się ze środka mej dłoni. Z uśmiechem wyjąłem z pobliskiej wazy wielki bezwonny biały kwiat.

- Czy ten bezwonny kwiat można przepoić zapachem jaśminu?

- Niech tak będzie!

Zapach jaśminów natychmiast uniósł się spośród płatków. Podziękowałem cudotwórcy i usiadłem obok jednego z jego uczniów. Powiedział mi on, że Chandha Baba, którego właściwe nazwisko brzmi: Yishudhananda, nauczył się wielu zadziwiających tajemnic jogi od swego mistrza w Tybecie. Ten tybetański jogin, jak mnie zapewniał, osiągnął wiek przeszło tysiąca lat.

""" - Jego uczeń Chandha Baba nie zawsze robi cuda z zapachami w tak prosty sposób, jak tego byłeś świadkiem. - Uczeń mówił to wyraźnie, szczycąc się dumnie swym mistrzem. - Postępowanie jego bywa bardzo rozmaite odpowiednio do rozmaitości ludzkich temperamentów. On jest cudowny! Wiele osób spośród inteligencji Kalkuty należy do jego zwolenników.

W głębi duszy postanowiłem, że ja się do nich nie przyłączę. Guru, który nazbyt dosłownie był cudowny, nie odpowiadał mi. Grzecznie dziękując Chandha Babie odszedłem do domu. Wałęsając się nieco po drodze do domu zastanawiałem się nad trzema tak różnymi spotkaniami tego dnia.

Gdy zbliżałem się do bramy domu na Gurpar Road, spotkała mnie moja siostra Urna.

- Stajesz się bardzo elegancki dzięki tym perfumom! Bez słowa podsunąłem swą dłoń do powąchania.

- Ach, jaki piękny zapach róży! Niezwykle mocny!

Myśląc o tym, że jest to dość niezwykłe, w milczeniu podsunąłem JeJ kwiat uperfumowany astralnie.

. - Och, tak lubię jaśmin. - Pochwyciła kwiat. Zabawnie zastygła JeJ twarz, gdy ponownie wąchała zapach jaśminu z kwiatu, o którym dobrze wiedziała, że nie pachnie. Jej reakcja rozwiała moje podejrzenie, że Chandha Baba po prostu wywołał u mnie stan sugestii, wskutek czego tylko ja sam mógłbym odczuwać obydwa zapachy.

49

Dowiedziałem się później od mego przyjaciela Alakanandy, że "Święty zapachów" posiadał także dar, którego bardzo życzyłbym milionom głodujących ludzi w Azji i Afryce.



- Byłem w domu Chandha Baby w Burdwanie wraz z setką innych gości - opowiadał mi Alakananda. - Była tam jakaś uroczystość. Ponieważ jogin cieszył się reputacją, że potrafi wydobywać przedmioty z pustego powietrza, poprosiłem go żartem, aby zmaterializował trochę pomarańczy, których sezon jeszcze nie nadszedł. Natychmiast każde luczi36, jakie znajdowało się na wszystkich bananowych liściach, wydęło się. Okazało się, że w każdej powłoczce z chleba znajdowała się obrana pomarańcza. Skosztowałem własnej z pewną obawą, lecz okazała się wyborna.

Wiele lat później, dzięki wewnętrznemu urzeczywistnieniu, zrozumiałem, w jaki sposób Chandha Baba dokonywał swych materializacji. Niestety! Metoda ta jest zgoła niedostępna dla głodnych milionów ludzi tego świata!

Rozmaite bodźce myślowe, na które człowiek reaguje - dotykowo, wzrokowo, smakowo, słuchowo czy węchowo - powstają dzięki zmianom wibracyjnym w elektronach i protonach. Wibracje te są regulowane przez ,,żywotrony"(prana), subtelne siły życiowe lub energie subtelniejsze od atomowych, które są pobierane przez pięć różnych ideowych substancji zmysłów.

Chandha Baba, harmonizując się dzięki pewnym ćwiczeniom jogi z siłą kosmiczną, potrafił tak kierować "żywotronami", że zmieniały strukturę swych drgań i obiektywizowały pożądany rezultat. Jego zapachy, owoce i inne cuda były materializacją drgań kosmicznych, a nie tylko wewnętrznymi wrażeniami, wywołanymi hipnotycznie.37

Cuda, w rodzaju tych, które wywoływał "Święty zapachów", są bardzo efektowne, ale duchowo bezużyteczne. Poza rozrywką nie mają one większego znaczenia i tylko odwodzą ludzi od poważnego szukania Boga.

Hipnoza bywa stosowana przez lekarzy przy lżejszych operacjach jako rodzaj psychicznego chloroformu w stosunku do osób, dla których środki anestetyczne są niebezpieczne. Jednakże częstsze stosowanie hipnozy jest szkodliwe dla hipnotyzowanych: jej ujemny wpływ psychologiczny polega na zakłóceniu z czasem działalności komórek mózgu. Hipnoza jest wdarciem się na teren cudzej świadomości38. Zjawiska występujące w tym stanie nie mają nic wspólnego z cudami dokonywanymi przez ludzi realizujących w sobie Boga. Prawdziwi święci, obudzeni w Bogu, wywołują zmiany w tym ułudnym świecie dzięki doskonałemu zharmonizowaniu swej woli z kosmicznym Twórczym Marzycielem39-

Ostentancyjne popisywanie się niezwykłymi zdolnościami jest

otępiane przez Mistrzów. Mistyk perski, Abu Said, wykpił raz

fakirów dumnych ze swej władzy nad wodą, powietrzem i przestrzenią:

- Żaba także świetnie się czuje w wodzie! - Abu Said ganił łagodnie. - Kruki i sępy z łatwością latają w powietrzu; diabeł jest równocześnie obecny na Zachodzie i na Wschodzie! Prawdziwym człowiekiem jest tenv kto w sprawiedliwości mieszka wśród swych bliźnich, kto kupuje i sprzeda-fe' lecz nigdy nawet na chwilę nie zapomina o Bogu".40

Przy innej sposobności wielki perski nauczyciel wyraził swe poglądy na życie religijne w sposób następujący: - Odsuwaj na bok to, co masz, w głowie (egoistyczne pragnienia i ambicje), obdarzaj chętnie tym, co^ "masz w dłoni i nigdy nie cofaj się przed ciosami przeciwności! "-"Ani bezstronny mędrzec ze świątyni Kalighat, ani wyćwiczony w Tybecie jogin nie zaspokoił mej tęsknoty za guru. Serce moje nie tęskniło za nauczycielem tylko dla jego podziwu i uznania i długo milczało uśpione. Aż w końcu spotkałem swego mistrza, który nauczył mnie postawy prawdziwego człowieka samą wzniosłością swego przykładu.

50

ROZDZIAŁ 6 Tygrysi Swami



- Uzyskałem adres Tygrysiego Swamiego. Chodźmy do niego jutro. - Ten przyjemny pomysł wyszedł od Czandy, jednego z mych przyjaciół ze szkoły średniej. Bardzo pragnąłem poznać świętego, który w swym przedzakonnym życiu gołymi rękami chwytał tygrysy i walczył z nimi. Takie niezwykłe czyny budziły we mnie wielki chłopięcy entuzjazm.

Choć następnego dnia powiało zimowym chłodem, Czandi i ja wybraliśmy się na wyprawę. Długo i bezskutecznie szukaliśmy w Boh-hamiopur, poza granicami Kalkuty, właściwego domu, zanim wreszcie dotarliśmy do niego. Przy drzwiach znajdowały się dwa żelazne dzwonki, zadzwoniłem donośnie. Pomimo tego hałasu służący nadszedł bardzo wolnym krokiem. Ironiczny jego uśmiech dawał do zrozumienia, że goście nie potrafią swym hałasem zakłócić spokoju tego domu.

Wyczuwając w tym milczącą naganę, byliśmy zadowoleni i wdzięczni, gdy zostaliśmy poproszeni do wnętrza domu. Długie czekanie obudziło w nas złe przeczucie. W Indiach wszystkich szukających prawdy obowiązuje niepisane prawo cierpliwości; mistrz może celowo poddać próbie czyjeś pragnienie spotkania się z nim. Ten psychologiczny fortel bywa szeroko stosowany na Zachodzie przez lekarzy i dentystów!

Gdy wreszcie służący nas poprosił, weszliśmy, ja i Czandi, do sypialni. Sławny Sohong Swami siedział na łożu. Widok jego potężnego ciała zrobił na nas osobliwe wrażenie. Z szeroko otwartymi oczami staliśmy oniemiali. Nigdy dotąd nie widzieliśmy takiej potężnej klatki piersiowej czy bicepsów. Nad ogromnym karkiem znajdowała się sroga głowa i spokojna twarz Swamiego, ozdobiona spływającymi lokami włosów, brodą i wąsem. W ciemnych jego oczach widniały równocześnie cechy gołębicy i tygrysa. Miał na sobie skórę tygrysią.

Odzyskawszy głos, ja i mój przyjaciel, pozdrowiliśmy mnicha i wyraziliśmy nasz podziw dla jego odwagi i dzielności na niezwykłej arenie walki z tygrysami.

- Prosimy, jeśli można, opowiedz nam, jak to jest możliwe pokonać gołymi rękami najsroższą bestię dżungli, królewskiego tygrysa Bengalu?

- Synowie moi - walczyć z tygrysami to głupstwo. Mógłbym to i dziś uczynić, gdyby to było konieczne. - Uśmiechnął się dziecięco.

- Patrzycie na tygrysa jak na tygrysa, a ja widzę w nim domowego kota.

- Swamidżi, myślę, że potrafiłbym przepoić swą podświadomość myślą, że tygrys jest kotem domowym, czy jednak potrafiłbym sprawić, aby i tygrys w to uwierzył?

- Oczywiście - siła też jest konieczna! Nie można się spodziewać, że zwycięży niemowlę, które sobie wyobraża, że tygrys jest domowym kotem. Potężne ręce są dla mnie wystarczającym orężem.

Swami poprosił nas na dziedziniec, gdzie uderzył pięścią w krawędź ściany. Cegła wyleciała ze ściany na podłogę: niebo ukazało się przez otwór w ścianie. Ze zdumienia całkiem oniemiałem; człowiek, który jednym uderzeniem pięści potrafi z solidnej ściany wywalić spojoną wapnem cegłę - pomyślałem - potrafi na pewno wybić zęby tygrysowi.

- Wielu ludzi posiada taką samą jak ja siłę fizyczną, lecz brak im pełnego zaufania do siebie. Kto jest silny tylko fizycznie, a nie posiada siły umysłu, załamie się na sam widok dzikiej bestii hasającej swobodnie po dżungli. Tygrys z naturalną swą dzikością i w naturalnych warunkach jest całkiem inny aniżeli opiumowane zwierzę w cyrku! Niejeden człowiek o sile Herkulesa uległ przerażeniu i doznał nikczemnego upadku ducha, gdy stanął oko w oko z królewskim tygrysem Bengalu. W ten sposób tygrys doprowadza świadomość człowieka do stanu domowego kota. Człowiek, który ma dostatecznie silne ciało i mocną determinację, ma możność odwrócenia szans na swoją korzyść i narzucenia mu poczucia bezbronności domowego kota. Jakże często to właśnie czyniłem!


Yüklə 2,03 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   2   3   4   5   6   7   8   9   ...   42




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə