Jamesowi B. Conantowi, który tę pracę inspirował


mi paradygmatów wynikającymi z pojawiania się nowych teorii



Yüklə 0,71 Mb.
səhifə4/11
tarix14.12.2017
ölçüsü0,71 Mb.
#15800
1   2   3   4   5   6   7   8   9   10   11

mi paradygmatów wynikającymi z pojawiania się nowych teorii.

Pamiętając o tym, że w nauce nie da się w sposób kategoryczny odgraniczyć faktów i teorii, odkrywania i wymyślania, nie powinniśmy się dziwić, że treść niniejszego rozdziału pokrywać się będzie częściowo z treścią poprzedniego. (Niewiarygodne przypuszczenie, że Priestley najpierw odkrył tlen, a Lavoisier następnie go wymyślił, ma w sobie coś frapującego. Dotychczas mówiliśmy o odkryciu tlenu; niebawem zajmiemy się tlenem jako pomysłem teoretycznym.) Analiza wyłaniania się nowych teorii pogłębi zarazem nasze rozumienie sposobu dokonywania odkryć. Jednakże pokrywanie się to nie to samo co identyczność. Tego rodzaju odkrycia, jakie omówiliśmy w poprzednim rozdziale, nie były, przynajmniej brane z osobna, przyczyną takich zmian paradygmatów, jak rewolucja kopernikańska, newtonowska, einsteinowska czy też rewolucja chemiczna. Nie były one również wyłączną przyczyną nieco mniejszych — bo bardziej specjalistycznych — zmian paradygmatów związanych z falową teorią światła, mechaniczną teorią ciepła czy też elektromagnetyczną teorią Maxwella. W jaki więc sposób tego rodzaju teorie pojawiać się mogą w wyniku rozwoju nauki normalnej, która dąży do nich w jeszcze mniejszym stopniu niż do odkrywania zasadniczo nowych faktów?

Jeśli uświadomienie sobie anomalii jest istotnym czynnikiem warunkującym odkrywanie nowego rodzaju zjawisk, nie powinniśmy się dziwić temu, że analogiczna, tylko pogłębiona świadomość jest wstępnym warunkiem wszelkich dopuszczalnych zmian teorii. Pod tym względem świadectwa historyczne są, jak sądzę, zupełnie jednoznaczne. Stan astronomii Ptolemeuszowej był skandalem już przed ogłoszeniem prac Kopernika31. Wkład Galileusza do badań nad ruchem był ściśle związany z ograniczeniami teorii Arystotelesa, na które wskazali jej scholastyczni krytycy32. Nowa teoria światła i barw Newtona zrodziła się z odkrycia, że żadna z istniejących przedparadygmatycznych teorii nie była w stanie wyjaśnić długości widma, a teoria falowa, która zastąpiła Newtonowską, wyłoniła się z rosnącego zainteresowania anomaliami, do jakich na gruncie tej ostatniej prowadziły zjawiska dyfrakcji i polaryzacji33. U podłoża termodynamiki leżał konflikt między dwiema istniejącymi w wieku XIX teoriami fizycznymi, natomiast



wane w jednym miejscu pojawiają się na ncWo

N innym5.

7.e względu na to, że czynniki zewnętrzne stale naruszały ciągłość tradycji astronomicznej, a brak druku utrudniał porozumiewanie się astronomów miedzy sobą, nieprędko dostrzeżono te trudności. Z czasem jednak to nastąpiło. W wieku XIII Alfons X mógł sobie pozwolić na twierdzenie, że gdyby Bóg, stwarzając świat, poszukał rady u niego, otrzymałby szereg cennych wskazówek. W wieku XVI współpracownik Kopernika Domenico da Novara utrzymywał, że żaden system, który stał się tak toporny i nieścisły jak ptolemeuszowy, nie może być zgodny z przyrodą. Sam zaś Kopernik w Przedmowie do De revolutionibus pisał, że astronomiczna tradycja, jaka odziedziczył, stworzyła tylko jakiś dziwoląg. Ma początku wieku XVI coraz częściej najlepsi astronomowie europejscy dochodzili do wniosku, że aktualny astronomiczny paradygmat zawodzi przy rozwiązywaniu problemów, które sam zrodził. Świadomość tego faktu kazała Kopernikowi odrzucić paradygmat ptolemeuszowy i poszukiwać nowego, íego słynna Przedmowa stanowi po dziś dzień przykład klasycznego opisu kryzysu teoretycznego6.

Załamanie w normalnych technicznych czynnościach rozwiązywania łamigłówek nie jest oczy

 John L.E. Dreyer, A History of Astronomy frtm Thales to Kepler, wyd. 2, New York 1953, roz(|z XI-XII.

 T.S. Kuhn, Przewrot kopemikanski..., dz. cy s. 209-220.

wiście jedynym elementem kryzysu astronomii, w obliczu którego stanął Kopernik. Szersze rozpat- tzenie tej sprawy wymagałoby omówienia również wpływu potrzeb społecznych domagających się feformy kalendarza, co sprawiało, że rozwiązanie zagadki precesji stawało się szczególnie pilne. Ponadto uwzględnić należałoby średniowieczne krytyki Arystotelesa, ukształtowanie się renesansowego neoplatonizmu oraz inne jeszcze czynniki historyczne. Jednakże sedno kryzysu leżało w problemach technicznych. W nauce dojrzałej — a astronomia stała się nią już w starożytności — takie czynniki zewnętrzne jak wymienione wyżej wywierają szczególnie istotny wpływ na chwilę, w której następuje kryzys, na jego uświadomienie sobie oraz na obszar, w jakim — ze względu na szczególne nim zainteresowanie — kryzys ten najpierw się ujawnia. Tego rodzaju kwestie, aczkolwiek niezwykle doniosłe, wykraczają jednak poza ramy niniejszej pracy.



Rozważmy teraz inny przykład, a mianowicie kryzys, który poprzedził pojawienie się tlenowej teorii spalania Lavoisiera. W latach siedemdziesiątych XVIII wieku na kryzys w chemii złożyło się wiele czynników, a historycy nie są zgodni ani co do ich istoty, ani co do znaczenia. Dwóm z nich jednak przyznaje się powszechnie główne znaczenie. Chodzi mianowicie o powstanie chemii pneumatycznej i o problem stosunków wagowych. Historia chemii pneumatycznej zaczyna się w wieku XVII wraz z powstaniem pompy powietrznej i jej zastosowaniem w badaniach chemicznych. W cią- pozostawał nadal zjawiskiem odosobnionym. Większość substancji naturalnych (np. drewno) traci na wadze przy spalaniu, co pozostawało w zgodzie z przewidywaniami teorii flogistonowej.

W wieku XVIII jednakże coraz trudniej było obstawać przy tych początkowo zadowalających ujęciach zjawiska przyrostu ciężaru. Działo się tak częściowo dlatego, że waga stawała się coraz częściej używanym w chemii przyrządem, częściowo zaś z tej racji, że rozwój chemii pneumatycznej umożliwiał i domagał się zbierania gazowych produktów reakcji, które teraz badano, stwierdzając coraz częściej przyrost ciężaru przy spalaniu. Jednocześnie za sprawą stopniowej asymilacji teorii grawitacji Newtona chemicy doszli do przekonania, że przyrost ciężaru musi być równoznaczny z przyrostem ilości materii. Wnioski te nie zmuszały do odrzucenia teorii flogistonowej, którą można było w rozmaity sposób z nimi pogodzić. Można było na przykład założyć, że flogiston ma ciężar ujemny albo że do ciała spalonego przyłączają się cząstki ognia czy też coś innego, podczas kiedy wyzwala się z niego flogiston. Możliwe były i inne wyjaśnienia. Jeśli jednak problem przyrostu ciężaru nie zmuszał do odrzucenia teorii, doprowadził do szczegółowych badań, w których odgrywał zasadniczą rolę. Jedna z takich prac, O flogistonie traktowanym jako substancja ważka i (analizowanym) ze względu na zmiany ciężaru, jakie powoduje w ciałach, z którymi się łączy, przedstawiona została Francuskiej Akademii na początku roku 1772, pod koniec tego samego roku Lavoisier przesłał sekretarzowi Akademii swą słynną rozprawę. Do tego czasu problem przyrostu ciężaru, z którym mierzyli się chemicy, pozostawał główną nie rozwiązaną łamigłówką34. Aby dać sobie z nim radę, formułowano wiele rozmaitych wersji teorii flogis- tonowej. Podobnie jak problemy chemii pneumatycznej, tak i to zagadnienie coraz bardziej podważało sens teorii flogistonowej. Chociaż wciąż jeszcze paradygmat chemii osiemnastowiecznej traktowany był jako użyteczne narzędzie, tracił stopniowo swój jednolity status. Podporządkowane mu badania upodabniały się coraz bardziej do charakterystycznej dla okresu przedparadygmaty- cznego walki konkurencyjnych szkół, co stanowi inny typowy przejaw kryzysu.



Przejdźmy teraz do trzeciego i ostatniego przykładu — kryzysu w fizyce pod koniec XIX wieku, który torował drogę powstaniu teorii względności. Jedno z jego źródeł sięgało końca XVII wieku, kiedy wielu filozofów przyrody, a przede wszystkim Leibniz, krytykowało obstawanie Newtona przy klasycznej koncepcji przestrzeni absolutnej35. Bliscy oni byli, choć nigdy nie udało im się to w pełni, wykazania, że pojęcia absolutnego położe- wiska elektromagnetyczne są w zasadzie wynikiem mechanicznego ruchu cząstek eteru. Pierwsza zaproponowana przez niego wersja teorii elektryczności i magnetyzmu odwoływała się bezpośrednio do hipotetycznych właściwości, które miał mieć eter. Usunięte one zostały wprawdzie z ostatecznego sformułowania teorii, ale Maxwell nadal wierzył, że teoria elektromagnetyczna da się pogodzić z jakimś uszczegółowieniem teorii Newtona36. Znalezienie tego wariantu stało się głównym zadaniem dla niego samego i dla jego następców. W praktyce jednak, jak to się zazwyczaj zdarza w rozwoju nauki, takie uszczegółowienie teorii okazało się niezwykłe trudne. Podobnie jak propozycje Kopernika, wbrew optymizmowi autora, pogłębiły kryzys aktualnych teorii ruchu, tak też i teoria Maxwella, mimo swych Newtonowskich źródeł, doprowadziła do kryzysu paradygmatu, z którego sama wyrosła37. Co więcej, obszarem, na którym kryzys ten uwidocznił się ze szczególną ostrością, były problemy, o których przed chwilą mówiliśmy, tzn. kwestie związane z ruchem względem eteru.

Analizując zjawiska elektromagnetyczne związane z ruchem ciał, Maxwell nie odwoływał się do ruchów cząstek eteru; wprowadzenie tej hipotezy do jego teorii okazało się bardzo trudne. W rezultacie więc wszystkie poprzednie obserwacje mające na celu wykrycie przesunięć względem eteru musiały zostać uznane za anomalie. Dlatego też po roku 1890 podejmowano wiele prób, zarówno doświadczalnych, jak teoretycznych, wykrycia ruchu względem eteru i wprowadzenia go do teorii Max- wella. Wszystkie usiłowania doświadczalne okazały się bezskuteczne, chociaż niektórzy eksperymentatorzy uważali, że uzyskane wyniki nie są rozstrzygające. Usiłowania teoretyczne doprowadziły natomiast do kilku obiecujących rezultatów — zwłaszcza Lorentza i Fitzgeralda — lecz i one ujawniły ostatecznie szereg trudności i w konsekwencji doprowadziły do powstania wielu różnych konkurencyjnych hipotez, co, jak już widzieliśmy, towarzyszy kryzysowi38. W tym właśnie historycznym układzie wyłoniła się szczególna teoria względności Einsteina sformułowana w roku 1905.



Omówione trzy przykłady są typowe. We wszystkich wypadkach nowa teoria pojawiała się dopiero po jakimś wyraźnym niepowodzeniu w normalnym rozwiązywaniu łamigłówek. Co więcej, z wyjątkiem przypadku Kopernika, w którym czynniki pozanaukowe odegrały szczególnie wielką rolę, załamanie się i będące jego oznaką rozszczepienie teorii na konkurujące wersje następowało nie więcej niż dziesięć-dwadzieścia lat przed ogłoszeniem ło długotrwałe bagatelizowanie przez osiemnastowiecznych i dziewiętnastowiecznych uczonych relatywistycznych krytyk teorii Newtona.

Filozofowie nauki niejednokrotnie pokazywali, że te same dane doświadczalne służyć mogą za podstawę różnych konstrukcji teoretycznych. Historia nauki wskazuje, że zwłaszcza we wczesnych okresach rozwoju nowego paradygmatu nie jest zbyt trudno wymyślać tego rodzaju alternatywne teorie. Jednak uczeni czynią to rzadko, z wyjątkiem okresów przedparadygmatycznych rozwoju danej nauki i szczególnych okoliczności w toku jej późniejszej ewolucji. Póki paradygmat dostarcza skutecznych narzędzi do rozwiązywania formułowanych na jego gruncie problemów, nauka rozwija się szybciej i dociera głębiej, opierając się na wypróbowanych zastosowaniach tych narzędzi. Przyczyny tego są jasne. Podobnie jak w przemyśle, tak i w nauce — nowe oprzyrządowanie jest przedsięwzięciem nadzwyczajnym, zarezerwowanym na szczególne okoliczności, które tego niezbędnie wymagają. Znaczenie kryzysów polega na tym, że wskazują one, iż nadszedł czas takiego przedsięwzięcia.

Odpowiedź na Kryzys

Przyjmijmy więc, że kryzysy są koniecznym warunkiem wstępnym pojawiania się nowych teorii, i zapytajmy, w jaki sposób uczeni reagują na nie. Część odpowiedzi — równie ważną jak oczywistą — można odnaleźć, wskazując ogólnie na to, czego uczeni nigdy nie robią, gdy mają do czynienia nawet z ostrymi i długotrwałymi anomaliami. Chociaż mogą tracić zaufanie do paradygmatu i poszukiwać alternatywnych wobec niego rozwiązań, nie odrzucają paradygmatu, który doprowadził do kryzysu. To znaczy nie traktują anomalii jako świadectw obalających teorię, jak by się tego domagała filozofia nauki. Uogólnienie to jest częściowo po prostu konstatacją historycznych faktów, opartą na przykładach, jak te, które omówiliśmy poprzednio, i innych, o których jeszcze będzie mowa. Pokazują one — co wyraźniej pokaże dalsza analiza sposobu odrzucania paradygmatów - - że teoria naukowa, która uzyskała już status paradygmatu, uznawana jest dopóty, dopóki nie pojawi się inna, zdolna pełnić tę funkcję. Historyczne badania przez się nie może obalić. Podobnie ma się rzecz z uogólnieniem mówiącym, że uczeni nie odrzucają paradygmatów, kiedy napotykają anomalie lub świadectwa sprzeczne z paradygmatami. Nie mogą tego czynić, nie przestając zarazem być uczonymi.

Chociaż historia nie notuje ich imion, niektórzy badacze niewątpliwie porzucili naukę z tej racji, że nie umieli tolerować kryzysu. Podobnie jak artyści, twórczy uczeni muszą umieć niekiedy żyć w świecie pozbawionym ładu; konieczność tę nazwałem kiedyś39 „zasadniczym napięciem" towarzyszącym badaniom naukowym. Takie porzucenie nauki na rzecz innego zajęcia jest, jak sądzę, jedynym możliwym rodzajem odrzucenia paradygmatu, do jakiego może doprowadzić samo tylko stwierdzenie anomalii. Odkąd znaleziono pierwszy paradygmat pozwalający ujmować przyrodę, nie istnieje coś takiego jak badanie naukowe bez paradygmatu. Odrzucenie paradygmatu bez jednoczesnego zastąpienia go innym paradygmatem jest równoznaczne z porzuceniem samej nauki. Akt taki nie świadczy o paradygmacie, lecz o człowieku. Koledzy potraktują go niewątpliwie jak „ptaka, który własne gniazdo kala".



Z równą słusznością powiedzieć można odwrotnie: nie istnieje coś takiego jak badanie naukowe, które nie trafia na anomalie. Na czym polega zatem różnica między nauką normalną a nauką w stanie kryzysu? Z pewnością nie na tym, że pierwsza nie ma do czynienia z faktami przeczącymi teorii. Przeciwnie, to, co uprzednio nazwaliśmy łamigłówkami składającymi się na naukę normalną, istnieje tylko dlatego, że żaden paradygmat będący podstawą badań naukowych nie rozwiązuje bez reszty wszystkich ich problemów. Te zaś nieliczne paradygmaty, które — jak optyka geometryczna — zdają się rozwiązywać wszystkie problemy, wkrótce przestają być płodne, nie nasuwają nowych zagadnień badawczych i przekształcają się po prostu w narzędzia technologii. Z wyjątkiem zagadnień czysto instrumentalnych wszystkie problemy, które dla nauki normalnej są łamigłówkami, można — z innego punktu widzenia — potraktować jako świadectwa sprzeczne z teorią, a więc jako źródło kryzysów. To, co dla większości następców Ptolemeusza było łamigłówką polegającą na dopasowywaniu teorii do doświadczenia, Kopernik potraktował jako fakty przeczące teorii. Dla Lavoisiera przykładem podważającym teorię było to, co Priestley traktował jako zadowalające rozwiązanie łamigłówki polegające na uszczegółowieniu teorii flogistonowej. Podobnie dla Einsteina kontrprzykładem było to, co Lorentz, Fitzgerald i inni traktowali jako łamigłówki związane z uszczegółowianiem teorii Newtona i Maxwella. Co więcej, nawet pojawienie się kryzysu samo przez się nie przekształca jeszcze łamigłówki w kontrprzykład. Nie istnieje tu ostra granica.

przez sześćdziesiąt lat po pierwszych obliczeniach Newtona przewidywane perigeum Księżyca wynosiło tylko połowę wartości obserwowanej. Podczas gdy najlepsi fizycy-teoretycy Europy wciąż podejmowali bezowocne próby usunięcia tego odchylenia, sporadycznie pojawiały się propozycje, by zmodyfikować Newtonowskie prawo odwrotnie proporcjonalnej zależności siły od kwadratu odległości. Nikt jednak nie traktował tych propozycji zbyt poważnie i w praktyce to cierpliwe tolerowanie tak znacznej anomalii okazało się uzasadnione. W roku 1750 Clairaut zdołał wykazać, że błąd polega tylko na zastosowaniu niewłaściwego aparatu matematycznego i że teoria Newtona ostać się może w postaci nie zmienionej40. Nawet w wypadkach gdy takie błędy wydają się zupełnie niemożliwe (czy to dlatego, że zastosowany aparat matematyczny jest prostszy, czy też z tej racji, że uczeni są z nim obyci i jego stosowanie okazało się skuteczne w innych przypadkach), trwałe i uświadomione anomalie nie zawsze powodują kryzys. Nikt poważnie nie kwestionował teorii Newtona z powodu od dawna dostrzeganych niezgodności między nią a takimi faktami, jak prędkość dźwięku czy ruch Merkurego. Pierwsza z nich usunięta została ostatecznie w sposób zupełnie nieprzewidziany dzięki doświadczeniom nad ciepłem, które podejmowano w zupełnie innym celu. Druga znikła dzięki ogólnej teorii względności, a więc po przezwyciężeniu kryzysu, który nie ona zresztą wywołała41. Jak widać, żadna z nich nie była dostatecznie fundamentalna, by wywołać marazm, jaki towarzyszy kryzysowi. Można je było traktować jako świadectwa przeczące teorii, a zarazem odłożyć na bok do późniejszego rozpatrzenia.

Wynika z tego, że jeśli anomalia ma wywołać kryzys, to zazwyczaj musi być czymś więcej niż tylko anomalią. Kłopoty z dopasowaniem paradygmatu do przyrody występują zawsze. Większość z nich wcześniej lub później zostaje przezwyciężona, często w sposób, którego nie można było przewidzieć. Uczony, który przerywa swoje badania, aby rozpatrywać każdą napotkaną anomalię, rzadko kiedy zdoła wykonać poważną pracę. Musimy zatem zapytać, co sprawia, że jakaś anomalia wydaje się warta szczegółowego badania. Na pytanie to nie da się zapewne odpowiedzieć w sposób ogólny. Przypadki, jakimi zajmowaliśmy się wyżej, są niewątpliwie charakterystyczne, lecz nie rozstrzygające. Czasami anomalia stawiać może pod znakiem zapytania zasadnicze uogólnienia paradygmatu —jak problem ruchu eteru w wypadku tych uczonych, którzy akceptowali teorię Maxwella. Kiedy indziej kryzys może wywołać anomalia pozornie pozbawiona wielkiego znaczenia, jeśli zastosowania, z którymi jest związana, mają szczególnie doniosły sens praktyczny, jak w wypadku używając mniej kwiecistego języka, pisał po prosi „Wydawało się, jakby grunt usuwał się każdemu spod nóg, i nie widać było nigdzie twardego oparcia, na którym można byłoby budować"42. Natomiast Wolfgang Pauli na miesiąc przed opublikowaniem pracy Heisenberga o mechanice macierzowej, wytyczającej drogę nowej teorii kwantów, pisał do przyjaciela: „W fizyce panuje obecnie straszne zamieszanie. W każdym razie jest to dla mnie zbyt trudne i wolałbym być aktorem filmowym lub kimś w tym rodzaju i nigdy nie mieć do czynienia z fizyką". Oświadczenie to jest szczególnie interesujące, jeśli porównać je z wypowiedzią Pauliego w niecałe pięć miesięcy później: „Mechanika Heisenberga zwróciła mi nadzieję i radość życia. Z pewnością nie daje ona jeszcze rozwiązania zagadki, ale znów wierzę, że można posuwać się naprzód"43Takie wyraźne rozpoznania kryzysu są niezwykle rzadkie, ale skutki kryzysu nie zależą wyłącznie od ich świadomego rozpoznania. Na czym one polegają? Wydaje się, że tylko dwa z nich mają charakter uniwersalny. Wszystkie kryzysy zaczynają się od rozmycia paradygmatu, co prowadzi do rozluźnienia reguł badań normalnych. Pod tym względem badania w okresie kryzysu przypominają bardzo dociekania z okresu przedparadygmatycz- nego, z tą tylko różnicą, że w tym pierwszym wypadku różnice między stanowiskami są mniejsze ¡dokładniej sprecyzowane. Dalej, wszystkie kryzysy kończą się na jeden z trzech sposobów. Czasami okazuje się w końcu, że nauka normalna potrafi sobie poradzić z problemem, który spowodował kryzys, wbrew rozpaczy tych, którzy sądzili, że to już koniec dotychczasowego paradygmatu. Kiedy indziej problem taki opiera się nawet radykalnie nowym podejściom. Wówczas uczeni mogą dojść do wniosku, że na obecnym etapie rozwoju ich dziedziny nie jest możliwe jego rozwiązanie. Problem zostaje wówczas nazwany i odłożony na później, dla przyszłych pokoleń, które będą dysponowały doskonalszymi narzędziami. Albo też — i ten wypadek będzie nas tu najbardziej interesował — kryzys może się skończyć wyłonieniem nowego kandydata do roli paradygmatu i późniejszą walką o jego uznanie. Tym ostatnim rodzajem zakończenia kryzysu zajmiemy się szerzej w następnych rozdziałach, lecz musimy tu wybiec nieco naprzód, aby uzupełnić nasze uwagi o ewolucji i anatomii stanu kryzysowego.

Przejście od paradygmatu znajdującego się w stanie kryzysu do innego, z którego wyłonić się może nowa tradycja nauki normalnej, nie jest bynajmniej procesem kumulatywnym; nie następuje ono w wyniku uszczegółowienia czy też roz- nych. Z tego powodu poniższe uwagi będą z konieczności bardziej prowizoryczne i mniej kompletne niż to, co mówiliśmy dotychczas.

Nowy paradygmat wyłania się niekiedy — przynajmniej w stanie zaczątkowym — nim jeszcze kryzys zdąży się rozwinąć lub zanim zostanie wyraźnie rozpoznany. Przykładem może być praca Lavoisiera. Jego notatka przedstawiona została Francuskiej Akademii Nauk w niecały rok po pierwszych badaniach stosunków wagowych, a przed publikacjami Priestleya, które w pełni ujawniły kryzys w chemii pneumatycznej. Podobnie, pierwsze ujęcie teorii falowej przez Younga opublikowane zostało we wczesnym stadium kryzysu w optyce, kryzysu, który pozostałby niemal niezauważony, gdyby — zresztą bez udziału samego Younga — nie doprowadził w ciągu dziesięciolecia do międzynarodowego skandalu naukowego. W tego rodzaju wypadkach można jedynie powiedzieć, żę nieznaczne załamanie się paradygmatu i pierwsze zachwianie się jego reguł dla nauki normalnej wystarczyło, by ktoś spojrzał na całą dziedzinę w nowy sposób. Między dostrzeżeniem pierwszych oznak kłopotów a uznaniem alternatywnego paradygmatu zachodzą procesy w znacznej mierze nie uświadamiane.

W innych przypadkach natomiast — powiedzmy, Kopernika, Einsteina czy współczesnej fizyki jądrowej — między uświadomieniem sobie załamania się starego paradygmatu a pojawieniem się nowego upłynąć musiało wiele czasu. Takie sytuacje pozwalają historykowi uchwycić przynajmniej niektóre cechy badań nadzwyczajnych. Mając do czynienia z zasadniczą anomalią teoretyczną, uczeni starają się przede wszystkim dokładniej ją wyodrębnić i ująć w pewną strukturę. Mając świadomość, że reguły nauki normalnej nie są tu w pełni przydatne, będą jednak starali się korzystać z nich w sposób jeszcze bardziej rygorystyczny niż dotąd, aby przekonać się, w jakim zakresie dadzą się one stosować w dziedzinie nastręczającej trudności. Jednocześnie poszukiwać będą sposobów pogłębienia kryzysu, uczynienia go bardziej uderzającym, a być może i bardziej sugestywnym niż wówczas, gdy ujawniony został przez pierwsze doświadczenia, których wyniki — wbrew temu, co się okazało — miały być z góry znane. I w tej właśnie swej działalności, bardziej niż na jakimkolwiek innym etapie postparadygmatycznego rozwoju nauki, uczony zachowywać się będzie mniej więcej zgodnie z potocznymi wyobrażeniami o działalności naukowej. Po pierwsze, będzie on przypominał człowieka szukającego po omacku, robiącego eksperymenty tylko po to, by zobaczyć, co się zdarzy, poszukującego zjawisk, których natury nie potrafi odgadnąć. Jednocześnie, ponieważ żadnego eksperymentu nie da się podjąć bez jakiegoś rodzaju teorii, uczony w epoce kryzysu stale próbuje tworzyć spekulatywne teorie; jeśli zdobędą one uznanie, mogą utorować drogę nowemu paradygmatowi, jeśli nie — stosunkowo łatwo ich poniechać.


Klasycznymi przykładami takich bardziej przypadkowo prowadzonych badań, do jakich prowadzi świadomość anomalii, mogą być próby ujęcia ru- kryzysu z jasnością, która nieosiągalna jest w laboratorium.

Wraz z zastosowaniem tych czy innych nadzwyczajnych procedur zajść może jeszcze coś innego. Skupiając uwagę badawczą na wąskim obszarze trudności i przygotowując uczonych na rozpoznawanie anomalii, kryzys rodzi często nowe odkrycia. Wspominaliśmy już o tym, jak świadomość kryzysu różniła badania Lavoisiera nad tlenem od Priestleyowskich. Tlen nie był też bynajmniej jedynym gazem, który chemicy, świadomi anomalii, mogli odkryć w pracach prowadzonych przez Priestleya. Innym przykładem może być szybkie gromadzenie się nowych odkryć w dziedzinie optyki tuż przed wyłanieniem się falowej teorii światła i w czasie, gdy ta teoria się wyłaniała. Niektóre z nich, jak polaryzacja przez odbicie, były rezultatem przypadków, które zdarzają się nieraz, gdy prace skupiają się na obszarze anomalii. (Ma- lus, który dokonał tego odkrycia, przygotowywał wówczas pracę dla Akademii poświęconą podwójnemu załamaniu. Zjawisko to, powszechnie wówczas znane, nie miało zadowalającego wyjaśnienia i Akademia wyznaczyła nagrodę za jego podanie.) Inne odkrycia, jak stwierdzenie występowania prążków świetlnych w środku cienia okrągłej tarczy, prognozowano na gruncie nowych hipotez, których sukces przyczynił się do przekształcenia ich w paradygmat dalszych prac badawczych. Jeszcze inne, takie jak barwy cienkich błon, były związane ze zjawiskami często obserwowanymi już wcześniej i niekiedy odnotowywanymi, lecz — podobnie jak



Priestleyowski tlen — łączono je z innymi, dobrze znanymi zjawiskami, co uniemożliwiało właściwe rozpoznanie ich natury44. Analogicznie można by przedstawić rozmaite odkrycia, które gdzieś od roku 1895 towarzyszyły powstawaniu mechaniki kwantowej.

Badania nadzwyczajne odznaczać
Yüklə 0,71 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   2   3   4   5   6   7   8   9   10   11




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə