Jamesowi B. Conantowi, który tę pracę inspirował



Yüklə 0,71 Mb.
səhifə5/11
tarix14.12.2017
ölçüsü0,71 Mb.
#15800
1   2   3   4   5   6   7   8   9   10   11
się muszą jeszcze innymi cechami i prowadzić do innych jeszcze skutków, ale obecnie dopiero zaczynamy się orientować, jakie w tej materii należałoby podjąć problemy. Być może na razie wystarczą nam te wskazane; dotychczasowe uwagi pozwalają zrozumieć, w jaki sposób kryzys jednocześnie i rozluźnia stereotypy, i dostarcza danych niezbędnych do zasadniczej zmiany paradygmatu. Niekiedy kształt nowego paradygmatu zapowiada już struktura, jaką nadzwyczajne badania nadają anomalii. Einstein pisał, że zanim wypracował jakąkolwiek teorię, która mogłaby zastąpić mechanikę klasyczną, dostrzegał już związek między znanymi anomaliami — promieniowaniem ciała czarnego, efektem fotoelektrycznym, ciepłem właściwym45. Zazwyczaj jednak struktura taka nie jest z góry świadomie postrzegana. Przeciwnie, nowy paradygmat lub wystarczające do jego późniejszego sprecyzowania cia od badań normalnych do nadzwyczajnych. I właśnie w pierwszym rzędzie one, a nie rewolucje, leżą u podstaw pojęcia nauki normalnej.

Istota i Nieuchronność Rewolucji Naukowych

Powyższe uwagi pozwalają nam wreszcie przystąpić do omówienia zagadnień, którym rozprawa niniejsza zawdzięcza swój tytuł. Czym są rewolucje naukowe i jaką pełnią funkcję w rozwoju nauki? Fragmenty odpowiedzi na te pytania zawarte już były w poprzednich rozdziałach. Między innymi wskazaliśmy, że rewolucje traktowane są tu jako takie niekumulatywne epizody w rozwoju nauki, w których stary paradygmat zostaje zastąpiony częściowo bądź w całości przez nowy, nie dający się pogodzić z poprzednim. Jest to jednak tylko część odpowiedzi. Aby ją uzupełnić, zadać musimy kolejne pytanie: dlaczego zmianę paradygmatu nazywać mamy rewolucją? Jakie analogie między rozwojem naukowym i politycznym — tak zasadniczo różnymi zjawiskami — pozwalają mówić w obu wypadkach o rewolucjach?



Jeden z aspektów tej analogii jest już chyba oczywisty. Źródłem rewolucji politycznych jest rosnące — przynajmniej u części społeczeństwa siły. Chociaż rewolucje odgrywały żywotną rolę w ewolucji instytucji politycznych, rola ta uwarunkowana jest przez to, że były one po części zdarzeniami pozapolitycznymi i pozainstytucjonalnymi.

W pozostałych rozdziałach niniejszej rozprawy chcemy pokazać, że historyczne badanie zmian paradygmatu ujawnia bardzo podobne cechy w rozwoju nauki. Wybór pomiędzy paradygmatami jest, tak jak wybór między konkurencyjnymi instytucjami politycznymi, wyborem między dwoma nie dającymi się ze sobą pogodzić sposobami życia społecznego. Tak więc nie jest on i nie może być zdeterminowany wyłącznie przez metody oceniania właściwe nauce normalnej, te bowiem zależą częściowo od określonego paradygmatu, który właśnie jest kwestionowany. Z chwilą gdy w sporze o wybór paradygmatu odwołujemy się do paradygmatu — a jest to nieuniknione — popadamy nieuchronnie w błędne koło. Każda grupa, występując w obronie własnego paradygmatu, odwołuje się w argumentacji właśnie do niego.

To błędne koło nie decyduje jeszcze o tym, że argumentacja taka jest fałszywa czy też nieskuteczna. Człowiek zakładający paradygmat, którego broni w swojej argumentacji, może mimo to jasno ukazać, czym byłaby praktyka naukowa dla tych, którzy przyjmują nowy pogląd na przyrodę; może to pokazać niezwykle, a nawet nieodparcie przekonująco. Jednakże bez względu na siłę oddziaływania argumentacja oparta na błędnym kole może pełnić wyłącznie funkcję perswazyjną. Nie sposób sprawić, by była ona przekonująca logicznie czy choćby w pewnym stopniu do przyjęcia dla kogoś, kto odmawia wejścia w owo błędne koło. Przesłanki i wartości akceptowane przez spierające się strony nie wystarczają do rozstrzygnięcia sporu

  1. paradygmat. Podobnie jak w rewolucjach społecznych, tak i w sporach o paradygmaty nie istnieje żadna instancja nadrzędna ponad tymi, które uznaje każda ze stron. Aby dowiedzieć się, w jaki sposób wywoływane są rewolucje naukowe, zbadać musimy zatem nie tylko wpływ samej przyrody i logiki; trzeba też zbadać techniki perswazyjnej argumentacji skuteczne w obrębie poszczególnych grup, z których składa się społeczność uczonych.

Aby przekonać się, dlaczego decyzja w sprawie wyboru paradygmatu nigdy nie może być jednoznacznie wyznaczona tylko przez logikę i eksperyment, musimy pokrótce rozważyć, na czym polegają różnice dzielące obrońców tradycyjnego paradygmatu i ich rewolucyjnych następców. To właśnie jest głównym celem rozdziału niniejszego

następnych. Wiele przykładów takich różnic wskazaliśmy już poprzednio, a nie ulega wątpliwości, że historia dostarczyć może wielu innych. Rzeczą o wiele bardziej wątpliwą i dlatego wymagającą zbadania w pierwszej kolejności jest kwestia, czy tego rodzaju przykłady dostarczają istotnej informacji na temat istoty nauki. Uznając nawet odrzucanie paradygmatów za niewątpliwy fakt historyczny, spytać należy, czy świadczy on o czymś więcej niż o ludzkiej łatwowierności i omylności. Czy istnieją jakieś wewnętrzne przyczyny, dla których asymilacja jakiegoś nowo odkrytego zjawiska nauka nie dąży do tego ideału, jaki ukazuje wizja jej kumulatywnego rozwoju. Być może jest to przedsięwzięcie innego rodzaju.

Skoro zaś opór faktów wzbudzi już w nas tc podejrzenia, to biorąc pod uwagę sprawy, o których wcześniej mówiliśmy, można dojść do wniosku, że kumulatywne zdobywanie nowej wiedzy jest nie tylko faktycznie zjawiskiem rzadkim, ale w zasa dzie nieprawdopodobnym. Badania normalne, któ re rzeczywiście mają charakter kumulatywny, za wdzięczają swe powodzenie zdolności uczonych do wybierania tych problemów, które mogą zostai rozwiązane za pomocą przyrządów i aparatur pojęciowej już znanych lub bardzo do nich podobnych. (Dlatego właśnie uparte zajmowanie się problemami zastosowań, niezależnie od ich stosunki do istniejącej wiedzy i techniki, może tak łatwo zahamować postęp naukowy.) Uczony, który dąż) do rozwiązania problemu wyznaczonego przez istniejącą wiedzę i technikę, nie rozgląda się po prostu dookoła. Wiedząc, co chce osiągnąć, odpowiednio projektuje swoje przyrządy i zajmuje odpowiednią postawę myślową. Coś nieoczekiwanego, nowe odkrycie, może wyłonić się tylko wtedy, gdy jego przewidywania dotyczące przyrody lub przyrządów okażą się błędne. Często znaczenie dokonanego w ten sposób odkrycia będzie proporcjonalne do zakresu i oporności anomalii, która je zapowiadała. Jest zatem oczywiste, że pomiędzy paradygmatem, względem którego odkrycie to jest anomalią, a paradygmatem, który czyni je czymś prawidłowym, zachodzić musi konflikt. Przykłady odkryć dokonywanych poprzez odrzucenie paradygmatu, o których mówiliśmy w rozdziale szóstym, były czymś więcej niż historycznymi przypadkami. Nie istnieje żaden inny skuteczny sposób dokonywania odkryć.

Ta sama argumentacja, nawet w sposób jeszcze jaśniejszy, odnosi się do tworzenia nowych teorii. Zasadniczo istnieją tylko trzy rodzaje zjawisk, na gruncie których tworzyć można nową teorię. Po pierwsze, mogą to być zjawiska uprzednio już dobrze wytłumaczone przez istniejące paradygmaty; rzadko kiedy jednak są one motywem czy też punktem wyjścia do konstruowania nowej teorii. Gdy jednak tak się dzieje — jak w wypadku trzech słynnych antycypacji, które omówiliśmy pod koniec rozdziału siódmego — uzyskane w rezultacie teorie nie znajdują zazwyczaj uznania, brak bowiem dostatecznych racji, by rozstrzygnąć o' ich słuszności. Po drugie, mogą to być zjawiska, których naturę określa istniejący, paradygmat, lecz których szczegóły zrozumiane być mogą tylko w wyniku dalszego uszczegółowienia teorii. Są to zjawiska, których badaniu uczony poświęca większość swego czasu. Jego celem jednakże jest tu raczej uściślenie istniejących paradygmatów niż zastąpienie ich innymi. Dopiero wtedy, gdy tego rodzaju próby uściślenia zawodzą, uczony ma do czynienia z trzecim rodzajem zjawisk — z rozpoznanymi anomaliami, które charakteryzuje to, iż uporczywie opierają się ujęciu za pomocą istniejących paradygmatów. Ten rodzaj zjawisk sam daje początek nowym teoriom. Paradygmaty wyznaczaniem większość inżynierów oraz — w niektórych zastosowaniach — wielu fizyków. Co więcej, poprawność tych zastosowań starej teorii może zostać dowiedziona na gruncie tej właśnie teorii, która ją — gdy chodzi o inne zastosowania — zastąpiła. Na gruncie teorii Einsteina wykazać można, że prognozy wyprowadzone z równań Newtona będą na tyle dokładne, na ile pozwalają na to przyrządy pomiarowe, z których korzystamy we wszystkich zastosowaniach spełniających niewielką liczbę ograniczających warunków. Jeśli chcemy, aby teoria Newtona dała dostatecznie dokładne wyniki, to na przykład względne prędkości rozważanych ciał muszą być małe w porównaniu z prędkością światła. Nakładając na teorię Newtona ten i kilka innych warunków, można wykazać, że teorię tę da się wyprowadzić z teorii Einsteina, że zatem jest ona jej szczególnym przypadkiem.

Żadna teoria — kontynuują zwolennicy omawianego poglądu — nie może być sprzeczna z którymś z jej przypadków szczególnych. Jeśli na gruncie teorii Einsteina dynamika Newtonowska wydaje się fałszywa, to tylko dlatego, że niektórzy zwolennicy tej ostatniej byli na tyle nieostrożni, że twierdzili, iż daje ona całkowicie dokładne wyniki bądź że stosuje się również do ciał poruszających się z bardzo dużymi prędkościami względnymi. A ponieważ żadne świadectwa nie uprawniały ich do tego rodzaju twierdzeń, ci, którzy je wysuwali, sprzeniewierzali się standardom naukowości. W tej mierze, w jakiej teoria Newtona była kiedykolwiek teorią naprawdę naukową, rzeczywiście potwierdzoną, w tej mierze jest słuszna i dziś. Tylko zbyt dalekie ekstrapolacje tej teorii — ekstrapolacje, które w gruncie rzeczy nigdy nie były naukowo uzasadnione — okazały się niesłuszne w świetle teorii Einsteina. Oczyszczona z tych dodatków, teoria Newtona nigdy nie została zakwestionowana i nie może być zakwestionowana.

Pewien wariant tej argumentacji może doprowadzić do konkluzji, że każda teoria, z której kiedykolwiek korzystała istotna grupa kompetentnych badaczy, jest nie do obalenia. Na przykład ciesząca się złą sławą teoria flogistonowa porządkowała wielką ilość zjawisk fizycznych i chemicznych. Tłumaczyła ona, dlaczego ciała ulegają spalaniu (dlatego, że zawierają dużo flogistonu), dlaczego metale mają znacznie więcej cech wspólnych niż ich rudy. Metale składać się miały z rozmaitych elementarnych ziem połączonych z flogi- stonem, któremu właśnie metale zawdzięczają swe wspólne cechy. Ponadto teoria flogistonowa wyjaśniała wiele reakcji, w których w wyniku spalania substancji takich jak węgiel i siarka powstawały kwasy. v Tłumaczyła ona również zmniejszanie się objętości jj' podczas spalania w skończonej objętości powietrza: ; flogiston wyzwolony ze spalonego ciała „niweczył" sprężystość powietrza, które go absorbowało, jak ogień : „niweczy" sprężystość stalowej sprężyny3. Gdyby były ! to jedyne zjawiska, które teoretycy flogistonu usiłowali

i. 3 J.B. Conant, dz. cyt., s. 13-16; J.R. Partington, dz. i cyt., s. 85-88. Najpełniejsze omówienie osiągnięć teorii flogistonowej podaje H. Metzger, Newton, Stahl, Boer- $ haave..., dz. cyt., cz. II.



łącznie wyrażają prawa teorii względności. Twierdzenia te zawierają zmienne i parametry dotyczące położeń przestrzennych, czasu, masy spoczynkowej itd. Z nich, za pomocą aparatu matematycznego i logicznego, da się wyprowadzić cały zespół twierdzeń pochodnych, m.in. takie, które można sprawdzić doświadczalnie. Aby dowieść słuszności dynamiki Newtona jako przypadku szczególnego, musimy do naszego szeregu Ex dołączyć dodatkowe twierdzenia, takie jak (v/c)2 « 1, ograniczające zakres parametrów i zmiennych. Z tego rozszerzonego zespołu twierdzeń uzyskać wówczas możemy twierdzenia pochodne TV,, N2,..., Nmi identyczne w swej formie z prawami ruchu Newtona, prawem grawitacji itd. Pozornie dynamika Newtona wyprowadzona zostaje, przy założeniu pewnych warunków ograniczających, z Einsteinowskiej.

Jednakże wyprowadzenie to jest złudne, przynajmniej do tego punktu. Chociaż twierdzenia N}, N^..., Nm są szczególnymi przypadkami praw mechaniki relatywistycznej, nie są to prawa Newtona — w każdym razie dopóty, dopóki tamte pierwsze prawa nie zostaną zinterpretowane w sposób, jaki umożliwiła dopiero teoria Einsteina. Zmienne i parametry, które w Einsteinowskim szeregu E{ oznaczały położenia przestrzenne, czas, masę itd., występują nadal w ciągu N{ i oznaczają w nich Einsteinowską przestrzeń, czas i masę. Jednak fizyczne odpowiedniki tych Einsteinowskich pojęć nie są w żadnym razie identyczne z odpowiednikami pojęć Newtonowskich wyrażanych tymi samymi nazwami. (Masa Newtonowska ulega zachowaniu;

masa Einsteinowska jest równoważna energii. Tylko przy małych prędkościach względnych można mierzyć obie w ten sam sposób, ale nawet wówczas nie można traktować ich jako tego samego.) Póki nie zmienimy definicji zmiennych występujących w ciągu twierdzeń N{, zdania, które wyprowadziliśmy, nie będą prawami Newtona. Jeśli zaś je zmienimy, nie mamy właściwie prawa mówić, że wyprowadziliśmy prawa Newtona, w każdym razie nie w tym sensie, w jakim zazwyczaj rozumiane jest słowo „wyprowadzić". Rozumowanie nasze wyjaśniło oczywiście, dlaczego w ogóle wydaje się, że prawa Newtona obowiązują. W ten sposób uzasadniliśmy na przykład to, że kierowca samochodu zachowuje się tak, jakby żył w świecie newtonowskim. Argument tego samego rodzaju wykorzystuje się jako uzasadnienie w nauczaniu mierniczych astronomii geocentrycznej. Ale argument ten nie uzasadnia tego, co miał uzasadnić. Nie wykazuje on, że prawa Newtona są granicznym przypadkiem praw Einsteina. Albowiem w trakcie przechodzenia do granicy zmieniła się nie tylko forma praw. Jednocześnie zmienić musieliśmy zasadnicze elementy strukturalne, z jakich złożony jest świat, do którego te prawa się stosują.


Ta konieczność zmiany sensu ustalonych i dobrze znanych pojęć ma zasadnicze znaczenie, jeśli chodzi o rewolucyjne oddziaływanie teorii Einsteina. Ta przebudowa pojęciowa — choć subtel- niejsza niż przejście od geocentryzmu do heliocent- ryzmu, od flogistonu do tlenu czy też od cząstek do fal — jest równie destrukcyjna w stosunku do paradygmatu. Jeszcze przed urodzeniem Newtona „nowa nauka" stulecia zdołała odrzucić arystotele- sowskie oraz scholastyczne wyjaśnienia odwołujące się do istoty ciał materialnych. Powiedzenie, że kamień spada, bo ze swojej „natury" dąży on do środka wszechświata, zaczęto traktować jako tauto- logiczny wybieg werbalny, choć poprzednio brano je poważnie. Odtąd cała rozmaitość jakości zmysłowych — w tym barwy, smaki, a nawet ciężary — tłumaczona być miała w kategoriach kształtu, wielkości, położenia i ruchu elementarnych cząstek materii. Przypisywanie atomom jakichś innych własności uznawano za nawrót do okultyzmu, a więc coś nie mieszczącego się w ramach nauki. Molier dobrze uchwycił ducha tego nowego podejścia, kiedy drwił z lekarza, który tłumaczy usypiające działanie opium, przypisując mu „siłę usypiania". W drugiej połowie XVII wieku wielu uczonych mówiło natomiast, że okrągły kształt cząstek opium pozwala im koić nerwy, po których się poruszają46.

W okresie wcześniejszym wyjaśnianie w kategoriach ukrytych jakości stanowiło integralną część twórczej pracy naukowej. Jednak w XVII stuleciu zaufanie do wyjaśnień mechanistyczno-korpusku- larnych okazało się dla szeregu dyscyplin niezwykle owocne, wyzwoliło je od problemów, które nie znajdowały powszechnie akceptowanych rozwiązań, i podsunęło w ich miejsce inne. Na przykład w dynamice trzy prawa ruchu Newtona są wynikiem nie tyle nowych doświadczeń, ile raczej próby reinterpretacji dobrze znanych obserwacji w kategoriach ruchu i oddziaływań pierwotnie neutralnych cząstek. Rozpatrzmy jeden konkretny przykład. Ponieważ cząstki neutralne mogły oddziaływać na siebie tylko bezpośrednio, mechanistyczno-korpus- kularny pogląd na przyrodę skierował uwagę uczonych na nowe zagadnienie badawcze — zmianę ruchu cząstek wskutek zderzenia. Kartezjusz dostrzegł ten problem i podał pierwsze przypuszczalne rozwiązanie. Huyghens, Wren i Wallis opracowywali go dalej, częściowo w drodze eksperymentalnej (doświadczenia ze zderzającymi się ciężarkami wahadeł), lecz głównie stosując do tego nowego problemu dobrze znane uprzednio charakterystyki ruchu. Wyniki ich badań zawarł Newton w trzecim prawie ruchu: równe sobie „działanie" i „przeciwdziałanie" to zmiany ilości ruchu dwu zderzających się ciał. Ta sama zmiana ruchu jest podstawą definicji siły dynamicznej, zawartej implicite w drugim prawie Newtona. W tym wypadku, podobnie jak w wielu innych w wieku XVII, paradygmat korpuskularny zarówno wysunął nowy problem, jak i dostarczył znacznej części jego rozwiązania47.



Chociaż prace Newtona dotyczyły w większości zagadnień postawionych przez mechanistycz- no-korpuskularny pogląd na przyrodę i ucieleśniały jego standardy, to jednak paradygmat, jaki dzy rozmaitymi substancjami chemicznymi, podejmowali eksperymenty, jakich poprzednio nawet sobie nie wyobrażano, i poszukiwali nowych rodzajów reakcji. Bez danych i pojęć chemicznych, jakie uzyskano w toku tych badań, późniejsze osiągnięcia Lavoisiera, a zwłaszcza Daltona, byłyby nie do pojęcia48. Zmiany standardów wyznaczających uprawnione problemy, koncepcje i wyjaśnienia mogą przeobrazić naukę. W następnym rozdziale powiemy, że w pewnym sensie przeobrażają one nawet świat.

Inne przykłady tego rodzaju niesubstancjalnych różnic między kolejnymi paradygmatami odnaleźć można w historii każdej nauki w dowolnym niemal okresie jej rozwoju. Zatrzymajmy się na dwóch jeszcze przykładach. Przed rewolucją chemiczną jednym z uznanych zadań chemii było tłumaczenie jakości substancji chemicznych i zmian, jakim jakości te ulegają w toku reakcji. Za pomocą niewielkiej ilości elementarnych „zasad" — jedną z nich był flogiston — chemik wyjaśnić miał, dlaczego jedne substancje są kwasami, inne metalami, dlaczego są palne itd. Uzyskano na tym polu wiele sukcesów. Zauważyliśmy już poprzednio, że flogiston tłumaczyć miał podobieństwo między metalami, a podobną argumentację przytoczyć można i dla kwasów. Lavoisierowska reforma chemii usunęła z niej wszelkie tego rodzaju „zasady", a tym samym pozbawiła chemię w poważnym stopniu jej siły wyjaśniającej. Aby zrekompensować te straty, niezbędna była zmiana standardów. W ciągu całego niemal wieku XIX nikt nie oskarżał chemii o to, iż nie potrafi wyjaśnić własności ciał złożonych49.



Przykład dalszy: Clerk Maxwell podzielał wraz z innymi dziewiętnastowiecznymi zwolennikami falowej teorii światła przekonanie, że ośrodkiem, w którym rozchodzą się fale świetlne, musi być materialny eter. Zbudowanie mechanicznego modelu owego ośrodka przenoszącego fale było standardowym problemem dla wielu najzdolniejszych ówczesnych fizyków. Jednakże teoria samego Maxwella, elektromagnetyczna teoria światła, w ogóle nie mówiła o ośrodku, który mógłby być nośnikiem fal świetlnych, a co więcej, na gruncie tej teorii sformułowanie takiego wyjaśnienia stało się jeszcze trudniejsze niż poprzednio. Początkowo z tych właśnie względów odrzucano teorię Maxwella. Podobnie jednak jak w przypadku Newtona okazało się, że bez tej teorii trudno się obejść. Z chwilą zaś gdy uzyskała status paradygmatu, stosunek uczonych do niej zmienił się. Na początku XX wieku nacisk, jaki kładł w swoim czasie Maxwell na istnienie mechanicznego eteru, potraktowano jako daninę spłaconą przez niego obyczajom, czym zdecydowanie nie była, i zaniechano prób zaprojektowania takiego ośrodka. Uczeni przestali uważać, że nienaukowe jest mówienie cje te tworzą jakby mapę, której dalsze szczegóły ujawniane są przez dojrzałe badania naukowe. A że przyroda jest zbyt skomplikowana i zbyt różnorodna, by można ją było badać w sposób przypadkowy, mapa ta odgrywa równie ważną rolę w rozwoju nauki jak obserwacja i eksperyment. Paradygmaty, poprzez ucieleśnione w nich teorie, są konstytutywnym elemenłem aktywności badawczej. Są one jednak konstytutywne dla nauki również pod innymi względami, i to jest właśnie ten nowy moment. W szczególności nasze ostatnie przykłady pokazują, że paradygmaty dostarczają uczonym nie tylko owej mapy, lecz także pewnych zasadniczych wskazówek kartograficznych. Przyswajając sobie paradygmat, uczony poznaje zarazem teorię, metody i standardy, splecione zazwyczaj w jeden węzeł. Dlatego też wraz ze zmianą paradygmatu następują zazwyczaj istotne przemiany kryteriów wyznaczających uprawnione problemy i rozwiązania.

Stwierdzenie to cofa nas do punktu wyjścia niniejszego rozdziału. Tłumaczy bowiem po części, czemu wybór między konkurencyjnymi paradygmatami z reguły rodzi problemy, których nie można rozwiązać, odwołując się do kryteriów nauki normalnej. W tej mierze, w jakiej dwie szkoły nie zgadzają się co do tego, na czym polega problem i co uznać za rozwiązanie, zwolennicy każdej z nich będą usiłowali przelicytować się we wskazaniu zalet swoich paradygmatów. W wynikających stąd, opartych częściowo na błędnym kole argumentacjach okazuje się, że każdy paradygmat w mniejszej lub większej mierze spełnia kryteria, jakie sam sobie stawia, i nie może sprostać tym, które narzuca mu stanowisko konkurencyjne. Istnieją również inne przyczyny owego ograniczonego kontaktu logicznego, cechującego spory o paradygmat. Skoro na przykład żaden paradygmat nigdy nie rozwiązuje wszystkich problemów, jakie stawia, i skoro żadne dwa paradygmaty nie pozostawiają bez rozwiązania tych samych dokładnie problemów, to w sporze między nimi rodzi się zawsze pytanie: rozwiązanie których problemów jest ważniejsze? Podobnie jak kwestię konkurencyjnych standardów, tak i to pytanie dotyczące wartości można rozstrzygnąć jedynie za pomocą kryteriów spoza nauki normalnej i właśnie odwołanie się do tych zewnętrznych kryteriów nadaje sporom o paradygmat rewolucyjny charakter. W grę wchodzi tu jednak coś jeszcze bardziej zasadniczego niż standardy i wartości. Dowodziłem dotychczas, że paradygmaty są konstytutywnym elementem nauki. Chciałbym teraz pokazać, że w pewnym sensie konstytuują one również samą przyrodę.

badania. W tej mjerze, w jakiej mają oni do czynienia ze światem jako uczeni, chciałoby się powiedzieć, że po rewolucji żyją oni w innym świecie.

Dobrze znane z,psychologii postaci doświadczenia, w których dostrzega się raptem zupełnie inny kształt, mogą być dobrym prototypem tego rodzaju przeobrażeń świata uczonych. To, co w świecie uczonego było przed rewolucją kaczką, po rewolucji staje się królikiem. Ktoś, ktoi najpierw widział pudełko z zewnątrz i od góry, później ogląda jego wnętrze widziane od dołu. Tego rodzaju przeobrażenia, tyle że zachodzące stopniowo i prawie zawsze nieodwracalne, znane są dobrze jako zjawiska towarzyszące procesowi kształcenia naukowego. Patrząc na mapę konturową, uczeń widzi nakreślone na papierze linie, kartograf zaś — obraz terenu. Oglądając fotografię wykonaną w komorze pęcherzykowej, student widzi pogmatwane linie łamane, a fizyk zapis dobrze znanych zjawisk zachodzących w mikroświecie. Dopiero gdy zajdzie szereg takich przeobrażeń sposobu widzenia, student staje się mieszkańcem świata uczonych: zaczyna widzieć to, co widzą uczeni, i reagować tak jak oni. Jednakże świat, do którego student wtedy wkracza, nie jest raz na zawsze określony, ani, z jednej strony, przez samą naturę otoczenia, ani, z drugiej, przez naturę nauki. Określa go łącznie otoczenie i konkretna tradycja nauki normalnej, zgodnie z którą uczono studenta postępować. Kiedy więc w okresie rewolucji tradycja ta się



I zmienia, musi ulec przekształceniu percepcja otoczenia przez uczonego sytuacji dobrze

| sobie znanej musi się nauczyć dostrzegać i nowe kształty. W następstwie tego świat jego ' badań naukowych tu i ówdzie sprawiać będzie wrażenie zupełnie niewspółmiernego z tym,
Yüklə 0,71 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   2   3   4   5   6   7   8   9   10   11




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə