Jamesowi B. Conantowi, który tę pracę inspirował



Yüklə 0,71 Mb.
səhifə2/11
tarix14.12.2017
ölçüsü0,71 Mb.
#15800
1   2   3   4   5   6   7   8   9   10   11

nik, z którego Newton wyprowadził pierwszy niemal powszechnie przyjęty paradygmat optyki fizycznej. Każda definicja uczonego, która nie obejmuje przynajmniej bardziej twórczych przedstawicieli łych różnych szkół, wyklucza zarazem ze swego zakresu ich nowożytnych następców. Ludzie ci byli niewątpliwie uczonymi. Wszelako zapoznanie się z optyką fizyczną epoki przed Newtonem może nas doprowadzić do wniosku, że chociaż badacze tej dziedziny zjawisk byli uczonymi, to jednak ostatecznego rezultatu ich działalności nie można w pełni nazwać nauką. Nie mogąc uznać żadnego z funkcjonujących zespołów przekonań za dostatecznie uzasadniony, każdy, kto pisał na temat optyki fizycznej, czuł się zmuszony do budowania swej teorii od podstaw. Korzystał przy tym ze względnej swobody doboru najbardziej odpowiadających mu obserwacji i doświadczeń, brak było bowiem jakiegokolwiek modelu wyznaczającego, z jakich metod każdy musi korzystać i jakie zjawiska musi umieć wyjaśnić. W tych okolicznościach wywody przedstawiane w rozprawach zwracały się w równej mierze do przedstawicieli innych szkół, co do samej przyrody. Schemat ten nie jest czymś niezwykłym również i dzisiaj w wielu dziedzinach, nie wyklucza on też dokonywania ważnych odkryć i wynalazków. Nie jest to jednak ten schemat, wedle którego optyka fizyczna rozwijała się po Newtonie i który rozpowszechniony został przez inne gałęzie przyrodoznawstwa.

Jeszcze lepszego i bardziej znanego przykładu rozwoju nauki przed osiągnięciem przez nią ogólnie uznanego paradygmatu dostarcza historia badań nad elektrycznością w pierwszej połowie XVIII wieku. W tej epoce funkcjonowało prawie tyle poglądów na istotę elektryczności, ilu było poważniejszych eksperymentatorów — ludzi takich jak Hauksbee, Gray, Desaguliers, Du Fay, Nollet, Watson, Franklin i inni. Wszystkie ich koncepcje, a było ich wiele, miały wspólną cechę: po części wywodziły się z takiej czy innej wersji mechanis- tyczno-korpuskularnej filozofii nadającej wówczas kierunek wszystkim badaniom naukowym. W dodatku wszystkie były komponentami rzeczywistych teorii naukowych, teorii opartych w pewnej mierze na eksperymencie i obserwacji i częściowo wyznaczających wybór i interpretację innych problemów podejmowanych w badaniach. Mimo że wszystkie te eksperymenty dotyczyły elektryczności, a eksperymentatorzy w większości wypadków zaznajamiali się wzajemnie ze swymi pracami, teorie ich odznaczały się najwyżej pokrewieństwem rodzinnym2.



gmatu lub czegoś, co do tej roli mogłoby pretendować, wydaje się, że wszystkie fakty, które mogą przyczyniać się do rozwoju danej dyscypliny, są równie doniosłe. W rezultacie gromadzenie faktów we wczesnym okresie ma charakter o wiele bardziej przypadkowy niż działalność badawcza, którą znamy z późniejszego okresu rozwoju nauki. Co więcej, tam, gdzie brak bodźców do poszukiwania jakichś szczególnych, trudno dostępnych informacji, zbieranie faktów ogranicza się początkowo do wykorzystywania danych znajdujących się w najbliższym zasięgu. Otrzymywany w ten sposób zespół faktów zawiera zarówno te, które uzyskuje się w wyniku przypadkowych informacji i doświadczeń, jak też i bardziej wyspecjalizowane dane, wykrywane na gruncie takich rzemiosł, jak medycyna, układanie kalendarzy czy metalurgia. Ponieważ rzemiosła te są łatwo dostępnym źródłem faktów, których nie sposób wykryć w sposób przypadkowy, -technologia często powoływała do życia -nowe dyscypliny wiedzy.

Chociaż ten typ zbierania faktów był nader istotnym czynnikiem powstania wielu ważnych nauk, to jednak badając na przykład encyklopedyczne pisma Pliniusza albo siedemnastowieczne „historie naturalne" Bacona, trudno oprzeć się wrażeniu, że prowadzą one na manowce. Nabieramy wątpliwości, czy literatura taka zasługuje na miano naukowej. Baconowskie „historie" ciepła, barwy, wiatru, górnictwa itd. przepełnione są informacjami niekiedy nawet bardzo wyszukanymi. Stawiają jednak na równi fakty, które później okazują się rewelacjami (np. ciepło mieszania), z innymi (np. ciepło kupy nawozu), które długo jeszcze były zbyt skomplikowane, by mogły być teoretycznie ujęte3. W dodatku, wobec tego, że każdy opis musi być niepełny, typowa „historia naturalna" w swych najbardziej szczegółowych sprawozdaniach pomija właśnie te szczegóły, które w przyszłości staną się dla uczonych szczególnie inspirujące. Niemal żadna z dawnych „historii" elektryczności nie wspomina o tym, że skrawki przyciągnięte przez potarty szklany pręt opadają z powrotem. Zjawisko to uważano raczej za mechaniczne niż elektryczne4. Co więcej, ponieważ przypadkowy zbieracz faktów rzadko kiedy rozporządza czasem i środkami niezbędnymi do zajęcia postawy krytycznej, „historie naturalne" często zestawiają opisy tego rodzaju co wyżej przytoczony z innymi, np. z ogrzewaniem przez chłodzenie, których absolutnie nie jesteśmy w stanie sprawdzić5. Tylko zupełnie sporadycznie, jak cepcja elektryczności jako fluidu dla grupy jej zwolenników. Wskazywał on, jakie doświadczenia warto podejmować, a jakimi zajmować się nie warto, gdyż ujawnić mogą tylko bądź uboczne, bądź zbyt złożone zjawiska elektryczne. Z tym tylko, że paradygmat ten o wiele skuteczniej spełniał tę funkcję. Po części dlatego, że wygaśnięcie sporów między poszczególnymi szkołami położyło kres stałemu przeformulowywaniu podstaw teoretycznych, częściowo zaś z tej racji, że uczeni, przekonani o słuszności obranej drogi, ośmielili się podejmować bardziej precyzyjne, wyspecjalizowane i szeroko zakrojone prace6. Zwolnieni z obowiązku rozpatrywania wszystkich zjawisk elektrycznych łącznie i każdego z osobna, badacze elektryczności mogli się zająć bardziej szczegółowymi badaniami, projektując w tym celu specjalną aparaturę i korzystając z niej w sposób bardziej wytrwały i systematyczny niż kiedykolwiek przedtem. Zarówno zbieranie faktów, jak budowanie teorii stało się działalnością ściśle ukierunkowaną przez przyjęte zasady. Równocześnie badania nad elektrycznością stawały się coraz bardziej owocne i skuteczne, potwierdzając tym samym słuszność metodologicznego aforyzmu Franciszka Bacona: „Prawdę łatwiej wyłowić z błędów niż z zamętu"7.

Istotą tych ukierunkowanych, czyli opartych na paradygmacie, badań zajmiemy się w następnym rozdziale. Na razie jednak musimy pokrótce rozważyć, w jaki sposób wyłonienie się paradygmatu wpływa na strukturę grupy zajmującej się badaniem danej dziedziny zjawisk. Kiedy w naukach przyrodniczych po raz pierwszy indywidualnie lub grupowo osiągnięta zostaje synteza zdolna przyciągnąć zainteresowanie następnych pokoleń badaczy, następuje stopniowy upadek dawnych szkół. Po 1 części jest to następstwem przyjęcia przez ich zwolenników nowego paradygmatu. Zawsze pozo- stajejednak pewna ilość badaczy wiernych temii czy innemu dawnemu poglądowi. Zostają oni po 1 prostu__§toiIIen^



a prac£__ich są ignorowane. Nowy paradygmat narzuca nowe, bardziej restryktywne określenie przedmiotu badań danej dziedziny. Wszyscy, którzy nie chcą lub nie mogą się do niego przy- tematyką. Będą się one natomiast ukazywać w formie krótkich artykułów przeznaczonych dla kolegów specjalistów, tj. dla ludzi, co do których można założyć, że znany im jest wspólny paradygmat, i którzy rzeczywiście jako jedyni są w stanie czytać tego typu publikacje.

Dzisiaj w naukach przyrodniczych książki są bądź podręcznikami, bądź retrospektywnymi refleksjami związanymi z takim czy innym aspektem życia naukowego. Uczpny, który książkę taką pisze, bardziej naraża swą reputację na szwank, niż ją umacnia. Tylko w dawniejszych, * przedparadygmatycznych stadiach rozwoju nauk przyrodniczych ^tosunek między napisaniem książki a wartością naukowych osiągnięć był taki, jaki w innych dziedzinach twórczych pozostał po dzień dzisiejszy. I tylko w tych dziedzinach, w których książka—wraz z artykułami czy bez nich—pozostaje nadal środkiem naukowego komunikowania się, profesjonalizacja jest wciąż jeszcze na tyle luźna, że laik może liczyć, iż nadąży za postępem, zapoznając się z oryginalnymi relacjami badaczy. Zarówno w matematyce, jak w astronomii doniesienia o pracach badawczych przestały być zrozumiałe dla przeciętnie wykształconego odbiorcy już w starożytności. W dynamice stały się one podobnie wyspecjalizowane w późnym średniowieczu; odzyskały swą zrozumiałość dla ogółu tylko na krótki okres w wieku XVII, kiedy nowy paradygmat zastąpił dawny, kierujący badaniami średniowiecznymi. Prace dotyczące elektryczności wymagały objaśniania ich laikom od końca wieku XVIII, a większość innych dziedzin nauk fizycznych przestała być zrozumiała dla każdego w wieku XIX. W ciągu tych samych dwustu lat podobne zjawiska można zaobserwować w różnych dziedzinach badań biologicznych, a współcześnie zachodzą one zapewne w niektórych naukach społecznych. Mimo że przywykliśmy do całkowicie uzasadnionych lamentów nad pogłębianiem się przepaści między uczonymi reprezentującymi różne dziedziny wiedzy, zbyt mało uwagi poświęcamy zasadniczym zależnościom między pojawianiem się tej przepaści a wewnętrznym mechanizmem postępu nauki.



Już od czasów prehistorycznej starożytności jedna dziedzina wiedzy po drugiej przekraczała w swym rozwoju punkt, który dzieli jej dzieje — mówiąc słowami historyka — na prehistorię i historię właściwą. Te przejścia rzadko kiedy zachodziły tak nagle i jednoznacznie, jakby to mogło wynikać z moich, z konieczności schematycznych, rozważań. Ale nigdy też nie miały one charakteru tak stopniowego, by można było uznać, że rozciągają się na cały okres rozwoju dyscypliny, w której miały miejsce. Autorzy traktujący o elektryczności w pierwszym czterdziestoleciu XVIII wieku dysponowali dużo większą ilością informacji o zjawiskach elektrycznych niż ich szesnastowie- czni poprzednicy. W ciągu następnych pięćdziesięciu lat po roku 1740 do informacji tych dodano niewiele nowego. Jednak jeśli chodzi o sprawy podstawowe, wydaje się, że to, co w ostatnich trzydziestu latach XVIII wieku pisali o elektryczności Cavendish, Coulomb i Volta, bardziej odbiega od prac Graya, Du Faya i nawet Franklina niż zastosowaniu funkcjonowanie paradygmatu polega na tym, że pozwala on powielać przykłady, z których każdy mógłby w zasadzie zająć jego miejsce. W nauce natomiast paradygmat rzadko kiedy jest przedmiotem takiego odwzorowania. Stanowi on raczej, podobnie jak decyzja prawna w prawie zwyczajowym, przedmiot dalszego uszczegółowienia i uściślenia w nowych lub trudniejszych warunkach.

By to zrozumieć, musimy sobie uzmysłowić, jak bardzo ograniczony zarówno pod względem swego zakresu, jak i ścisłości może być nowo powstały paradygmat. Paradygmaty uzyskują swój status dzięki temu, że okazują się bardziej skuteczne od swych konkurentów w rozwiązywaniu niektórych problemów uznanych przez grono praktyków za palące. Nie znaczy to jednak, że paradygmaty są całkowicie skuteczne, gdy chodzi o rozwiązanie pojedynczego problemu czy, tym bardziej, większej ich ilości. Sukces paradygmatu — czy to będzie Arystotelesowska analiza ruchu, Ptolemeuszowe obliczenia położeń planet, zastosowanie wagi przez Lavoisiera czy też matematyzacja pola elektromagnetycznego przez Maxwella—to początkowo przede wszystkim obietnica sukcesu, na jaki liczy się, mając do dyspozycji tylko wybrane i niepełne przykłady. Nauka normalna urzeczywistnia tę obietnicę, rozszerzając wiedzę o faktach, które dany paradygmat ukazuje jako szczególnie ważne, poszerzając zakres zgodności między tymi faktami a formułowanymi na gruncie paradygmatu przewidywaniami oraz uściślając sam paradygmat.

Spośród ludzi, którzy nie zajmują się uprawianiem którejś z dojrzałych nauk, tylko niewielu zdaje sobie sprawę z tego, jak szerokie pole dla tego rodzaju porządkowych prac pozostawia jeszcze paradygmat i jak fascynująca może być to praca. I to właśnie wymaga zrozumienia. Większość uczonych poświęca się w swojej działalności zawodowej pracom porządkowym^ One właśnie składają się na to, co nazywam nauką normalną. Jeśli poddać je dokładniejszej analizie, czy to w aspekcie historycznym, czy w ich współczesnej postaci, odnosi się wrażenie, że polegają one na próbie wtłoczenia przyrody do_ goto\vych._.już t względnie sztywnych szufladek, których dostan cza paradygmat. .Celem nauki normalnej nie jest j "bynajmniej szukanie nowych rodzajów zjawisk; raczej nie dostrzega ona tych, które nie mieszczą się w jej gotowych szufladkach. Również uczeni nie starają się zazwyczaj wynajdywać nowych teorii i są często nietolerancyjni wobec tych, które sformułowali inni8. Badania w ramach nauki normalnej dążą do uszczegółowienia tych zjawisk i teorii, których dostarcza paradygmat.

Są to, być może, wady. Obszary objęte badaniami nauki normalnej są oczywiście bardzo ograniczone; badania te mają niezwykle zawężony horyzont. Ale okazuje się, że restrykcje zrodzone z wiary w paradygmat mają zasadnicze znaczenie dla rozwoju nauki. Paradygmat koncentruje uwagę



nia metod, które opracowali z myślą o ponownym ujęciu znanych już uprzednio rodzajów faktów.

Druga często występująca, choć węższa klasa badań eksperymentalnych dotyczy tych faktów, które — choć same przez się są często mało interesujące — mogą być bezpośrednio porównywane z prognozami formułowanymi na gruncie teorii paradygmatycznych. Wkrótce, kiedy przejdę od omawiania problemów doświadczalnych nauki normalnej do jej zagadnień teoretycznych, będziemy mogli się przekonać, że niewiele jest takich obszarów, na których teoria naukowa, zwłaszcza jeśli jest znacznie zmatematyzowana, może być bezpośrednio konfrontowana z przyrodą. Nawet dziś znane są tylko trzy grupy faktów, za pomocą których sprawdzać można ogólną teorię względności Einsteina9. Co więcej, nawet w tych dziedzinach, w których możliwość taka istnieje, często niezbędne jest stosowanie zarówno teoretycznych, jak i doświadczalnych przybliżeń, co znacznie ogranicza zgodność uzyskiwanych wyników z teoretycznym przewidywaniem. Zmniejszanie tych rozbieżności lub znajdowanie nowych obszarów, na których można by taką zgodność wykazać, jest ciągłym wyzwaniem dla umiejętności i wyobraźni eksperymentatorów i obserwatorów. Specjalne tele- j skopy mające potwierdzić kopernikańską prognozę ; rocznej paralaksy, maszyna Atwooda po raz pierwszy zaprojektowana sto lat po ukazaniu się Prin- cipiów, aby udowodnić drugie prawo Newtona, aparatura Foucaulta pomyślana w celu wykazania, że prędkość światła jest większa w powietrzu niż w wodzie, lub gigantyczne liczniki scyntylacyjne, które miały wykazać istnienie neutrina — te i inne tego rodzaju przyrządy i aparaty pokazują, jak ogromnego wysiłku i pomysłowości było trzeba, aby uzyskiwać coraz większą zgodność teorii z przyrodą3. Te właśnie dążenia do wykazania

perimental Tests of Theories of Relativity, „Physics Today", 1961, t. XIV, s. 42-48.

3 O dwóch teleskopach paralaksowych mowa jest w pracy Abrahama Wolfa A History of Science, Technology, and Philosophy in the Eighteenth Century, wyd. 2, London 1952, s. 103—105. Jeśli chodzi o maszynę Atwooda, zob.: Norwood R. Hanson, Patterns of Discovery, Cambridge 1958, s. 100-102, 207-208. Ostatnie dwa przykłady aparatury omówione są w pracach: J.B.L. Foucault, Méthode générale pour mesurer la vitesse de la lumière dans l'air et les milieux transparants.

nego Coulomba, formuła Joule'a wiążąca wytwarzane ciepło z oporem elektrycznym i prądem — wszystkie one należą do tej właśnie kategorii. Być może to, że warunkiem koniecznym wykrywania tego rodzaju praw jest paradygmat, nie wydaje się zbyt oczywiste. Często słyszy się, że wykryto je w wyniku przeprowadzania analizy jakichś pomiarów podejmowanych dla nich samych, bez żadnej podbudowy teoretycznej. Historia jednak nie świadczy na rzecz takich skrajnie Baconowskich metod. Doświadczenia Boyle'a były nie do pomyślenia (a gdyby je nawet podjęto, inaczej by je zinterpretowano albo też wcale nie zostałyby zinterpretowane) dopóty, dopóki nie uznano powietrza za sprężysty fluid, do którego można było stosować wszystkie poprzednio wypracowane pojęcia hydrostatyki10. Coulomb zawdzięczał sukces skonstruowanej przez siebie specjalnej aparaturze do pomiaru siły między ładunkami punktowymi. (Ci badacze, którzy poprzednio mierzyli siły elektryczne, posługując się zwykłymi wagami szalkowymi itp., w ogóle nie wykryli żadnej — ani regularnej, ani prostej — zależności). Po to jednak, aby zaprojektować tę aparaturę, trzeba było uprzednio wiedzieć, że każda cząstka elektrycznego fluidu oddziałuje na odległość na wszystkie pozostałe. Coulomb poszukiwał właśnie takiej siły między cząstkami — jedynej, jaką można było potraktować jako prostą funkcję odległości11. Również doświadczenia Joule'a służyć mogą za ilustrację, jak prawa ilościowe formułowane są w drodze uszczegółowienia paradygmatu. W gruncie rzeczy związek między jakościowym paradygmatem a ilościowym prawem jest tak ogólny i ścisły, że od czasów Galileusza prawa takie trafnie odgadywano na gruncie paradygmatu na lata przed tym, nim możliwe było zaprojektowanie odpowiednich przyrządów do pomiarów12.



Wreszcie istnieje trzeci rodzaj doświadczeń zmierzających do uszczegółowienia paradygmatu. Bardziej niż inne przypominają one eksplorację, a były szczególnie rozpowszechnione w tych okresach i w tych naukach, które bardziej interesują się jakościowymi niż ilościowymi aspektami regularności przyrody. Często bywa tak, że paradygmat stworzony dla jakiegoś zespołu zjawisk staje się wieloznaczny przy próbach zastosowania go do innych, ściśle związanych z tamtymi. Aby wybrać jedną z alternatywnych dróg stosowania paradygmatu w nowym obszarze, niezbędne są doświadczenia. Na przykład paradygmat związany z teorią cieplika miał zastosowanie do zjawisk ogrzewania wnioski z niektórych nie powiązanych obserwacji wahadła i przypływów. Za pomocą dodatkowych założeń ad hoc zdołał również wyprowadzić prawo Boyle'a i ważny wzór na prędkość dźwięku w powietrzu. Biorąc pod uwagę stan nauki w tym czasie, mamy prawo sądzić, że dowody te musiały wywołać ogromne wrażenie. Jednakże mając na uwadze zamierzoną ogólność praw Newtona, trzeba stwierdzić, że liczba tych zastosowań była niewielka (wymieniliśmy prawie wszystkie). Co więcej, w porównaniu z tym, co korzystając z tych praw potrafi osiągnąć dziś każdy student kończący fizykę, zastosowania opracowane przez Newtona nie były zbyt ścisłe. Wreszcie Principia miały się w założeniu stosować przede wszystkim do problemów mechaniki niebieskiej. Nie było bynajmniej jasne, jak zastosować je do warunków ziemskich, zwłaszcza w zagadnieniu ruchu wymuszonego. W każdym razie zagadnienia mechaniki ziemskiej były podejmowanie już wcześniej i z powodzeniem rozwiązywane za pomocą całkiem innego zbioru technik, wypracowanych przez Galileusza i Huy- ghensa, a rozwiniętych na Kontynencie w XVIII wieku przez Bernoullich13, d'Alemberta i wielu innych. Przypuszczalnie dałoby się wykazać, że ich techniki i techniki z Principiów są szczególnymi przypadkami jakiegoś ogólniejszego sformułowania, ale przez pewien czas nikt nie wiedział, jak to zrobić14.

Ograniczmy na chwilę nasze rozważania do kwestii ścisłości. Omówiliśmy już wyżej doświadczalny aspekt tego zagadnienia. Do uzyskania danych niezbędnych do konkretnych zastosowań paradygmatu newtonowskiego potrzebna była specjalna aparatura, taka jak przyrząd Cavendisha, maszyna Atwooda czy też ulepszone teleskopy. Podobne kłopoty z uzyskaniem zgodności [między teorią a doświadczeniem] istniały od strony teoretycznej. Na przykład stosując swe prawa do wahadła, Newton zmuszony był założyć, że cała masa ciężarka skupiona jest w jednym punkcie. Było to niezbędne do jednoznacznego określenia długości wahadła. Jego twierdzenia, wyjąwszy te o charakterze hipotetycznym i wstępnym, nie uwzględniały również skutków oporu powietrza. Były to trafne fizyczne przybliżenia. Wszelako jako przybliżenia ograniczały oczekiwaną zgodność między prognozami Newtona a rzeczywistymi wynikami doświadczeń. Podobne trudności występowały — i to jesz- wanie. Na przykład nie zawsze łatwo było stosować Principia — po części wskutek tego, że będąc pierwszym sformułowaniem teorii, musiały być w pewnym stopniu niedopracowane, a częściowo dlatego, że w wielu przypadkach ich istotny sens wyłaniał się dopiero w trakcie stosowania. W każdym razie dla wielu zastosowań w mechanice ziemskiej pozornie nie związany z koncepcją Newtona zbiór technik kontynentalnych wydawał się znacznie efektywniejszy. Dlatego wielu najwybitniejszych europejskich fizyków-teoretyków — od Eulera i Lagrange'a w wieku XVIII, do Hamiltona, Jacobiego i Hertza w wieku XIX — wciąż usiłowało tak przeformułować teorię Newtona, aby uzyskać system równoważny, lecz bardziej zadowalający pod względem logicznym i estetycznym. To znaczy, chcieli oni nadać i jawnym, i ukrytym wnioskom wypływającym z Principiów oraz mechaniki kontynentalnej spójniejszą postać logiczną, tak by można je było stosować w sposób bardziej jednorodny i zarazem bardziej jednoznaczny do nowo podejmowanych problemów mechaniki15.

Podobne przeformułowania paradygmatu występowały stale we wszystkich naukach, w większości wypadków jednak prowadziły one do bardziej zasadniczych zmian w jego treści niż przytoczone wyżej przeformułowania Principiów. Zmiany takie są wynikiem badań empirycznych mających na celu uszczegółowienie paradygmatu,



  1. czym mówiliśmy poprzednio. Potraktowanie ich jako empirycznych było więc w pewnej mierze arbitralne. Problemy związane z uszczegółowieniem paradygmatu, bardziej niż jakikolwiek inny rodzaj badań normalnych, mają charakter teoretyczny i eksperymentalny zarazem. Ilustrują to wyżej przytoczone przykłady. Zanim Coulomb mógł zbudować swe przyrządy pomiarowe, musiał korzystać z teorii elektryczności, aby je zaprojektować. Rezultaty tych pomiarów były zarazem uściśleniem teorii. Podobnie uczeni, którzy projektowali doświadczenia mające na celu rozstrzygnięcie pomiędzy różnymi teoriami ogrzewania przez sprężanie, byli z reguły autorami tych teorii, które porównywali ze sobą. Praca ich miała zarówno charakter doświadczalny, jak teoretyczny, a jej rezultatem było nie tylko uzyskanie nowych informacji, lecz

  2. uściślenie paradygmatu w wyniku eliminacji dwuznaczności, jakie zawierał w swej pierwotnej postaci. W wielu dziedzinach nauki znaczna część normalnych badań ma taki właśnie charakter.

Te trzy klasy zagadnień — badanie istotnygji faktów, konfrontącjajaktów z teorią i uszczegółowianie teorii — wyczerpują, jak sądzę, problematykę zarówno doświadczalną, jak i teoretyczną, której poświęcona jest literatura nauki normalnej. Nie wyczerpują one jednak oczywiście całości literatury naukowej. Istnieją również zagadnienia nadzwyczajne i być może właśnie ich rozwiązywanie nadaje nauce jako całości tak wielką wartość. Ale problemy nadzwyczajne nie pojawiają się na zawołanie. Wyłaniają się one w szczególnych okolicz-

Yüklə 0,71 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   2   3   4   5   6   7   8   9   10   11




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə