Spis treśCI



Yüklə 0,8 Mb.
səhifə7/9
tarix17.11.2018
ölçüsü0,8 Mb.
#80715
1   2   3   4   5   6   7   8   9


"Najwybitniejszą osobowością w panteonie Przesmyku Panamskiego, była Dabaiba, bogini, która kontrolowała burze i błyskawice i przy ich pomocy dewastowała ziemie tych, którzy ją rozgniewali. W Ameryce Południowej burze i błyskawice uważane były za instrumenty używane przez słońce, aby ukarać jego wrogów, co pozwala sądzić, iż Dabaiba była transformowaną boginią słońca. Pielgrzymi przybywali z daleka do jej świątyni w Uraba, przynosząc kosztowne prezenty i ofiary ludzkie, które najpierw bywały zabijane, a następnie spalane, tak aby wonny zapach pieczonego ciała mógł wdzięcznie trafić do nozdrzy bogini. Niektórzy opisują ją, jako miejscową księżniczkę, której rządy znaczyła wielka mądrość i wiele cudów, a która została ubóstwiona po śmierci. Oddawano jej również cześć, jako matce Stworzyciela, twórcy słońca, księżyca i wszelkich rzeczy niewidzialnych i tej, która zsyła błogosławieństwa, która wydaje się działać, jako mediatorka pomiędzy ludźmi, a jej synem, gdyż ich modlitwy o deszcz były adresowane do niego, choć to ona jest opisywana, jako ta, która kontroluje opady i raz, kiedy zaniedbano obrzędów ku jej czci, zesłała ona poważną suszę na kraj. Kiedy potrzeby ludzi były bardzo pilne, wodzowie i kapłani pozostawali w świątyni poszcząc i modląc się ze wzniesionymi rękami; ludność w tym czasie przestrzegała czterodniowego postu, kalecząc swe ciała i myjąc twarze, które inaczej pomalowane bywały farbami. Post ów był tak ścisłym, iż nie wolno było tknąć żadnego mięsa, ani napoju, aż do czwartego dnia, kiedy to wolno było zjeść jedynie zupę z mąki kukurydzianej. Sami kapłani byli zaprzysiężeni co do stałej czystości i abstynencji i ci z nich, którzy złamali śluby w tych sprawach, bywali paleni lub kamienowani na śmierć. Ich świątynie otoczone były murami i utrzymywane w skrupulatnej czystości; złote trąby i dzwonki z kamiennymi kołatkami, wzywały ludzi na nabożeństwa."
RODZIME RASY PAŃSTW NAD PACYFIKIEM
Na niższym stopniu cywilizacyjnym znajdujemy ofiary ludzkie już nieźle ustabilizowane, według linii historycznych, gdzie świątynie i kapłaństwo są wciąż jeszcze niezbyt znaczącymi. Tak więc, Tupinambosi z północno-wschodniej Brazylii, praktykowali formę ofiary, która zarazem przypomina rytuał indyjskich Khondów oraz lepiej znany rytuał z Meksyku, tak często opisywany. U niższych plemion ofiara ludzka figuruje pierwotnie, jako akt czy to przebłagiwania własnych zmarłych, poległych na wojnie, czy też zaopatrywania ich w żywność w innym świecie, jako że stali się oni bogami dzięki temu, że polegli w walce i po wtóre, jako akt sakramentu. Tupinambosi starali się w walce nie tyle zabić, co schwytać wrogów i kiedy mieli już jeńca, był on zabierany do ich wsi w tryumfalnym pochodzie i witany muzyką na piszczałkach, zrobionych z kości poprzednich jeńców. Przez cały rok był on traktowany troskliwie, dobrze karmiony i zaopatrywany w upatrzoną dziewczynę, jako żonę i służącą. Wreszcie w dniu festiwalu, bywał on przybrany w pióra i uroczyście prowadzony na miejsce ofiary, gdzie jego ciało było natychmiastowo cięte na kawałki i rozdzielane pomiędzy głowami domów, czy pomniejszymi wodzami, lub też spożywane na ogólnym bankiecie. Jeśli miał on dziecko ze swą żoną, było ono wychowywane, podobnie jak pomiędzy Khondami, dla takiego samego celu.

Bardziej ogólną praktykę poświęcania dzieci, która była pierwotnym przeżytkiem w Azji Centralnej, potwierdzają liczne ślady wśród północno-amerykańskich Indian. Tak więc ci z Florydy w czasach hiszpańskiej konkwisty, opisywani są, jako ofiarujący pierworodne dzieci słońcu i w Wirginii praktykowana była czasami ofiara z "jednorodzonego syna". Bardziej ogólną wydawała się prosta praktyka poświęcania chłopców bóstwu Oki oraz innym bóstwom. Utrzymywano, że Oki miał rzekomo " ssać krew z lewej piersi" i teoria ofiary wydawała się zabezpieczać powodzenie w wojnie.

Ale dodatkowo praktykowana tam była coroczna wiosenna ofiara - przykłady której zdarzały się tak późno, jak w roku 1837 czy 1838, według zasady Khondów, czyli dla zapewnienia dobrych zbiorów, przy czym przebłagiwanym bóstwem w tym przypadku była "wielka gwiazda" Wenus. Więźniowie byli zwykłymi ofiarami, a ostatnim i najlepiej znanym przypadkiem była tam ofiara dziewczyny z plemienia Siouxów, która została przywiązana do pala i zabita strzałami. Zanim umarła, kawałki jej ciała zostały wycięte na okropną modłę Khondów i krew jej spływała na młode nasiona kukurydzy.

Po ofiarach ludzkich, najwyżej cenionymi pomiędzy niektórymi z plemion, były ofiary z białego psa, jako że pies był dla czerwonoskórych cenioną posiadłością a biel uważana była pomiędzy nimi, podobnie jak u Greków i Rzymian, za oznakę czystości i wyróżnienia wśród zwierząt. Zawsze było to coś ważnego, lub typowo pożądanego, które musiało być ofiarowane bóstwu. We wszystkich tych przypadkach akt ofiary wydawał się leżeć blisko aktu sakramentu, w którym, jak wiemy, identyfikacja bóstwa z ofiarą, czy to jako totemem, czy też inaczej, bywała normalną koncepcją. Biały pies, podobnie, jak ofiara w starożytnych misteriach dionizyjskich u Greków, wydawał się czasami być rozrywany na kawałki i spożywany. Ale istnieje przytłaczająca liczba świadectw, aby udowodnić, iż pomiędzy czerwonoskórymi z czasów hiszpańskiej konkwisty, kanibalizm religijny był czymś zwyczajnym.

Z zasady, być może, byli to jeńcy wojenni, którzy bywali zjadani i istnieje zapis, że kiedy w czasie wojny na Florydzie w 1528 roku, wygłodzeni Hiszpanie zmuszeni byli jeść ciała swych zmarłych towarzyszy, miejscowa ludność, która miała w zwyczaju zjadanie swoich jeńców, przejęta była terrorem - i to pomimo tego, iż nie mieli oni żadnego rolnictwa i żywili się cały czas przypadkowo znalezioną żywnością. Ale chociaż pewne plemiona były antropofagami jedynie na bazie wojennej, istnieje jednak wystarczająco dużo ewidencji wśród innych, iż kanibalizm zdarzał się i pod innymi z religijnych pretekstów. Jako, że wszystkie prymitywne uczty były mniej lub więcej sakramentalnymi i sakramentalne spożywanie ludzkiego ciała przetrwało pomiędzy Aztekami na długo po tym, gdy prosty kanibalizm uległ zanikowi, nie ma wątpliwości, iż początkowo ludzka ofiara była spożywana pomiędzy ludami amerykańskimi.

Nawet w stadium "dzikusa" jednakże, prześledzić można początki odwrotu, nie tylko od ofiary, ale również od kanibalistycznego sakramentu. Puszczanie krwi bywało w pewnych obrzędach substytutem za zabijanie i w opowieści o Hiawacie, bogu Nieba, który żył jako człowiek pomiędzy Onondagasami oraz miał śmiertelną córkę, znajdujemy paralele do zmodyfikowanej legendy o Ifigenii i córce Jeftaha. Niebo nakazało, aby panna została poświęcona w ofierze i smutny ojciec ją przyprowadził, ale rozległ się potężny dźwięk, jakoby wiatru i ludzie, spoglądając wzwyż ujrzeli ciemny obiekt, przybliżający się ze wspaniałą szybkością, przed którym wszyscy uciekli. Ojciec i córka pozostali, zrezygnowani i oto ! nadlatująca rzecz okazała się ogromnym ptakiem, który rzucił się na pannę z taką siłą, że zniknęła ona, a ptak zagrzebał się w ziemi aż po szyję. Później lub wcześniej legenda została ozdobiona celem.


POWSTANIE KAPîAŃSTWA
W plemiennych stadiach, z konieczności, istniał jedynie nieznaczny rozwój kapłaństwa. Jego początki reprezentowane były przez "szamana" lub czarownika, którzy zakładali tajne stowarzyszenia religijne lub zakony, do przynajmniej jednego z których w okresie historycznym, mogli należeć szamani różnego typu i różnych języków. Odnośnie świątyni, również, początki jej widziane są w świętej chacie, do której, wśród pewnych plemion, jedynie król lub szaman mogli wchodzić i w której zaczynano składować idole oraz święcone obiekty. W miarę, jak posuwamy się na południe ku rejonom o wyższej cywilizacji, znajdujemy postępujący rozwój funkcji kapłańskich, czasami w połączeniu z funkcjami królewskimi, jak pomiędzy Natchezami z Florydy, między którymi w XVII wieku odkryto praktykowanie kultu słońca, symbolizowanego w świątynnej chacie przez wiecznie palący się ogień. Tam właśnie król-kapłan bywał "bratem Słońca" i królewska rodzina stanowiła arystokrację o specjalnych przywilejach, choć zmuszona była do zawierania małżeństw poza swoją kastą.

W średnich cywilizacjach Ameryki Środkowej rozwój ten posunął się dość daleko w kierunku tego stanu rzeczy, jaki widzieliśmy w królestwie Azteków. Na Jukatanie, na przykład, istniała hierarchia kapłanów, ze swym przywódcą i zakon ten wydawał się mieć całkiem rozlegle uprawnienia sądownicze. Świątynie, również, stały się znaczącymi budowlami, do których przywódcy budowali drogi prosto ze swych domów. Obok kapłaństwa, cały czas, współistnieli czarownicy lub "szamani", również jako oficjalna klasa o różnych typach, czy zakonach, której członkowie jednakże byli prywatnie zatrudniani przez arystokrację, na sposób "Lewitów" pomiędzy wczesnymi Hebrajczykami. Owi prywatni kapłani współzawodniczyli z hierarchią w kwestii otrzymywania formalnych spowiedzi od penitentów i pacjentów. Istniały zakony dla dziewic i posągi tych, które spędziły w nich całe swoje życia, wielbione były po śmierci na równi z boginiami, podczas, gdy córka królewska liczyła się, jako "Dziewica Ognia" i dla niej poświęcano w ofierze inne.

Idoli wszelkiego rodzaju istniało mnóstwo i drewniane, podobne jak hebrajski therafim , uważane były za cenne rodzinne pamiątki. Ludzkie ofiary, oczywiście, bywały częstymi, przy czym dzieci bywały poświęcane w znacznych ilościach, kiedy brakowało jeńców i prawowici synowie składani byli w ofierze, gdy brakowało synów z niewolnicami, a nawet i jedynego syna nie oszczędzano. Zastępcze ofiary w formie upuszczania krwi były na porządku dziennym, ale kanibalistyczny sakrament nie wydaje się tam istnieć ; chociaż miał on miejsce w Gwatemali, gdzie król, kapłani i arystokracja uczestniczyli w ofiarach zabijanych dla "najwyższego Boga" w okresie Lentu, przy czym wysoki kapłan i król otrzymywali ręce i stopy ofiary.

W przypadkach tej szczególnej ofiary, wybrani nieszczęśnicy, którzy byli niewolnikami, otrzymywali specjalne przywileje na tydzień przed śmiercią, jakie przyznawano ofiarom ludzkim w Starym Świecie, aż do detalu spożywania posiłków razem z królem włącznie; i dla tejże ceremonii, jak głoszą zapisy, ofiary były "przyprowadzane razem do szczególnego domostwa obok świątyni i tam ucztowali, jedząc i pijąc, aż się upijali", w oczywisty sposób według pryncypiów Khondów i Rodyjczyków. Wydaje się obecnie trudnym, aby wątpić, iż religie starożytnej Ameryki są pochodzenia azjatyckiego i że piramidalne ołtarze-świątynie Meksyku i Babilonu są podobnymi formami, rozwiniętymi z prostszych kurchanów, czy "wysokich miejsc", formowanych przez prehistoryczne ludy Azji, które pierwsze przyniosły owe praktyki z sobą do Nowego Świata. Jest obecnie rozsądnie ustabilizowaną opinią iż "Budowniczowie Kurchanów" z Doliny Misissippi, byli po prostu północno-amerykańskimi Indianami, żyjącymi w znacznym stopniu na poziomie kulturowym tych zastanych przez pierwszych białych, chociaż tam, jak wszędzie indziej, mogła nastąpić częściowa retrogresja w pewnych plemionach i terytoriach pod stresem wojny.

Z plemiennego państwa, cywilizacja wzniosła się na poziom, na którym w Ameryce Środkowej, nawet na zewnątrz państwa Azteków, podobnie jak na Jukatanie, istniały szkoły w świątyniach, gdzie dzieci kapłanów i arystokracji uczone były takich nauk, jakie kapłani posiadali, z ksiąg, w których ewoluowało hieratyczne pismo, oparte na bazie hieroglifów, podobnie, jak w starożytnym Egipcie. Posunęli się oni daleko w rolnictwie, kultywując wiele roślin i owoców; posiadali liczne kamienne budynki i wspaniałe drogi wykładane kamieniem i dokonali niewielkiego postępu w rzeźbie. Ale nie istniało tam żadne wyjście poza pierwotny koncept religijny i krew ludzka płynęła ku czci bogów o wiele obficiej, niż w stanie dzikości. "Szczęsna kraina łowów" dzikusa wyspecjalizowana została w niebo i piekło, a szaman plemienny w wielki zakon kapłański. Z prymitywnego symbolizmu ewoluował sakrament chrztu i prosty kult słońca stał się olbrzymią ceremonią. Na wielu terytoriach "poganie" do tego stopnia przewidzieli chrześcijańską cywilizację, że aż ustabilizowali praktykę spowiedzi. Ale piętno pierwotnej dzikości, zachowane przez ducha religii, przebija jasno przez to wszystko; nie ma sprzeciwu co do fundamentalnych związków niższych i wyższych kultów.

Wokół cywilizacji Peru i Meksyku, w okresie hiszpańskiej konkwisty, rozciągały się na północ i południe barbaryzmy, w których, jak wiemy, istniały zalążki uniwersalnej historycznie religii - ofiar ludzkich stanowiących sakramenty; wierzeń w bóstwa i duchy dobre i złe; praktyk modlitwy i czarnoksięstwa, rytuału i nabożeństwa, festiwalu i porządku, wszystko to po części przeprowadzane przez społeczność, jako całość, ale nadzorowane przez wieszczów i czarowników, którzy są początkami kapłaństwa. Z takich okoliczności poprzedzających ewoluowały wszystkie "wyższe" religie.

Kiedy zwrócimy się z tego stadium historii religijnej do Meksyku z czasów Azteków, to pierwszą i najłatwiejszą do zapamiętania różnicą, która stoi przed nami, jest niezmierna ekspansja potęgi kapłaństwa. Jeśli możemy ufać hiszpańskim autorom, pięć tysięcy kapłanów wiąże się z samą tylko główną świątynią w mieście Meksyku, gdzie znajdowało się około 600 świątyń i gdzie cała populacja wynosiła być może około 300.000, a wszystkie miasta były podzielone na dystrykty umieszczone pod opieką parafialnego kleru, który regulował wszelkie akty religijne. W tej ogromnej sile klasy kapłańskiej mamy cały sekret owego przerażającego rozwoju obłędu religijnego i idącego z nim w parze okrucieństwa, które wyróżnia Meksyk od reszty świata.
EWOLUUJĄCE MITY
System był wprawdzie politeistycznym i wykazywał on zwyczajną tendencję w kierunku panteizmu, czy monoteizmu, ale przytłaczające kapłaństwo z konieczności krzewiło oddzielne kulty. Istniało tam co najmniej trzynaście głównych bóstw i ponad dwieście bóstw mniejszego kalibru. Faktycznie, niektórzy przytaczają tak wysokie liczby, jak trzy tysiące pomniejszych duchów, które odpowiadałyby gatunkowi świętych patronów z Europy i jest rzeczą oczywistą, iż w Meksyku, podobnie jak w chrześcijaństwie, musiała istnieć różnorodność religijnych temperamentów i nastawień. W wielu formach modlitw i strof, które się zachowały, widzimy nawyk szacownego zwracania się do "Boga" (Teotl ), lub "naszego Pana", bez specyficznego wyszczególniania bóstwa i z ogólnym założeniem, iż ów Pan kocha prawidłowe prowadzenie się. Uniwersalnym bóstwem było w początkach w sposób oczywisty Słońce, które było wielbione w świątyniach wszystkich bóstw na równi, a do którego modlono się czterokrotnie w ciągu dnia i tyleż samo razy w ciągu nocy.

Na pierwszy rzut oka jest sprawą jasną, iż meksykański panteon reprezentował mity wielu plemion, mity, które nakładały się jedne na drugie, jak w przypadku starożytnego i rozlegle wielbionego Bóstwa Deszczu oraz jego żony Bogini Wody i które przetrwały oddzielnie poprzez bycie zaadaptowanymi do różnych praktyk życiowych. W związku z obrzędem chrztu dziecięcego, który Meksykanie praktykowali nadzwyczaj skrupulatnie, kobiety dokonujące obrzędu modliły się do "Naszej Litościwej Pani", Chalchiuhtlicue lub Cioacoatl, Bogini Wody. W sezonie, kiedy to deszcz był znów upragnionym dla upraw rolnych, ponownie modlitwa wznoszona była do boga lub bogów o imieniu Tlaloc - gdyż zarówno forma pojedyncza, jak i mnoga są tu w użytku, które miały kontrolować deszcz. Podczas, gdy Bogini Wody, przyzywana przy chrzcie, była litościwą, Tlaloc musiał być przebłagiwany poprzez regularne ofiary z pewnej liczby ssących niemowląt.

Nie istnieje potworniejsza ilustracja odnośnie zdolności umysłu ludzkiego do religijnego obłędu, niż zapisy tego, jak owi litościwi ludzie, wierzący w skuteczność ofiary, nie stawali na drodze świętej procesji, niosącej skazane niemowlęta, dlatego, że nie mogliby oni znieść widoku ich łez i myśli o ich losie, podczas gdy jednocześnie inni, sami płaczący, cieszyli się z obficie płynących łez dziecięcych, gdyż to zapowiadać miało obfite deszcze. Ale nawet pod tym religijnym zaklęciem ludzie nie byli w stanie poświęcać dzieci temu samemu bóstwu, które było przyzywane na chrzcie, tak, że łagodna Bogini Wody została oddzielona od pożerającego dzieci Boga Wody. I dzięki temu samemu prawu adaptacji do funkcji socjalnych zdarzyło się tak, iż najwybitniejszym kultem Meksyku, państwa o stałych okresowych wojnach, stał się kult Boga Wojny Huitzilopochtli, który figurował jednocześnie, jako opiekuńczy bóg narodu.

W Huitzilopochtli mamy bardzo interesujący przypadek ewolucji mitologicznej. Argumentowano, iż był on początkowo prostym ptasim bóstwem a jego wczesne imię było zdrobnieniem "Huitziton", czyli "mały koliber". Stara legenda głosi, że podczas gdy Aztecy ciągle jeszcze zamieszkiwali w Aztlan, jeden z ich ludzi o imieniu Huitziton, świergotał, jak ptak "Tihui" - "Chodźmy" i że w ten sposób przekonał ich wszystkich do migracji i podboju dla siebie nowej krainy. Jako, że późniejsze bóstwo nosi faktycznie symbolikę kolibra na lewej stopie i jego imię Huitzilopochtli oznacza "kolibra po lewej stronie", zaistniał tam w sposób oczywisty proces asymilacji, choć nie jest całkiem pewną rzeczą, iż nastąpiło to w ten sposób. Jeśli koliber był początkowo bóstwem totemowym, hipoteza wydawała by się mieć podstawy, ale to, jak sądzę, nie zostało udowodnione i pozostaje otwarta możliwość, iż ów symbol nie jest symbolem pierwotnym, ale wtórnym.

Jedyny fakt, że podobnie jak meksykańskie bóstwo wojny ma kolibra, jako swój symbol, tak Mars, rzymski bóg wojny ma jako swój symbol dzięcioła, zasługuje w tym odniesieniu na moment uwagi. Nie możemy wyciągać żadnych pewnych wniosków w tej sprawie, ale wydaje się prawdopodobnym, że ewolucja w tych dwu przypadkach mogła przebiegać w podobny sposób. Nie ma jednak żadnej jasnej ewidencji, iż dzięcioł był kiedykolwiek bóstwem totemowym i cała kwestia nadawania Marsowi przydomku Picumnus , które, jak się utrzymuje, miało pochodzić od Picus , czyli dzięcioł, jest niejasną. Dziwnym trafem, Sabinki posiadały legendę, w której dzięcioł prowadził ich do ich osiedla, które zostało nazwane konsekwentnie Picenum . Kiedy odnotujemy, że pewna liczba starożytnych społeczności miewała podobne legendy o ptakach, lub zwierzętach, które prowadziły ich na nowe miejsce osiedlenia i że nazwa tego miejsca zgadza się czasami z imieniem ich przewodnika, a czasami nie, wydajemy się być zobowiązani do rozpatrzenia trzech możliwości:
1. Zwierzę lub ptak było prawdopodobnie w niektórych przypadkach, bóstwem totemowym, a legenda o przewodnictwie była późniejszym sposobem wyjaśniania jego związku ze społecznością.

2. Samo miejsce, jednak, mogło z łatwością być nazwane przez nowych osiedleńców ze względu na liczbę ptaków lub zwierząt danego rodzaju, jakie tam zauważono; i wyjaśniająca legenda na ten temat nic nie znaczy.

3. Symboliczne zwierzę, związane z kultem lub wizerunkiem bóstwa, dawałoby również podstawy do tworzenia wyjaśniających legend. Jedno prawdopodobnie zachęcało by drugie.
Jeśli zatem Sabinki wzięły dzięcioła za swój standard, powstaje pytanie, czy nie stało się tak dlatego, iż był on symbolem bóstwa wojny. Jeśli chodzi o kolibra, to odnotowany jest fakt, iż jest on nadzwyczaj odważnym i wojowniczym ptakiem i to samo można powiedzieć i o dzięciole, który jest zawsze w ataku. Jeśli przypuścimy, iż jest to symbol drugorzędny, nie istnieje żaden problem; wszystkie legendy byłyby zrozumiałymi wg zwykłych linii mitotwórczych.

Odnośnie Huitzilopochtli, ponownie, istnieje symboliczne źródło odnośnie owego ciekawego epitetu "po lewej stronie". W jednej z legend siedzi on po śmierci po lewej stronie swego brata Tezcatlipoca, Stwórcy i Najwyższego Boga i czy jest to, czy też nie najwcześniejszą formą tej idei, sugeruje niemniej, iż umieszczanie symbolu na lewej stopie bóstwa wojny mogło wziąć się z wcześniejszej obiegowej frazy "Huitzlin po lewej" w innym znaczeniu, chociaż w tym poglądzie bóstwo było już nazwane od swego symbolu.

Pozostawiając więc otwartym problem początków, dochodzimy do następnego faktu, a mianowicie, że ani Huitzilopochtli, ani Mars nie byli w początkach bóstwami wojny. Pierwszy z nich, który był praktycznie narodowym bóstwem Meksyku, nosił również imię Mexitli i wydaje się bardziej prawdopodobnym, iż tak powinno brzmieć jego oryginalne imię, a Huitzilopochtli było przydomkiem, a nie vice versa. I podobnie odnośnie funkcji. Bóstwo wojny, specjalnie tak rozpoznawane, nie jest koncepcją pierwotną; tym, co się zdarza jest fakt, że to właśnie szczególne bóstwo staje się bóstwem wojny. Pomiędzy czerwonoskórymi "Wielki Bóg", czy też Stwórca i Pan, albo i Niebo oraz bóg Słońca - był bóstwem wojny i wiemy, że Mars był początkowo leśnym bóstwem, opiekującym się roślinnością i trzodą oraz bydłem.

Jak się to stało, że zaczął on przewodzić wojnom ? Po prostu dlatego, iż był on bóstwem sezonu, w którym zazwyczaj dokonywano kampanii wojennych. Kampanie te rozpoczynały się wiosną, tak więc bóstwo sezonu wiosennego, które było specjalnie przyzywane, stawało się bogiem wojny. Mars był po prostu Martiusem, czyli marcem i dostosowywał się lepiej do tej koncepcji, gdyż marzec jest burzliwym i krzykliwym miesiącem. Mars dokładnie posiada właśnie te cechy, będąc krzykliwym raczej, niż wielkim czy dostojnym bogiem w zarówno greckiej, jak i rzymskiej mitologii. Ale tutaj nasuwa się inne z możliwych źródeł, co do symbolu boga wojny. Picus oznacza pstry, kolorowy i pstry dzięcioł mógł oznaczać nadejście pstrej wiosny, podobnie, jak koliber oznaczałby czas kolorów w Meksyku. Być może istnieje tam podobne, naturalne wyjaśnienie co do dalszych, uderzających zbieżności, że Huitzilopochtli jest narodzony z dziewiczej matki, Coatlicue, która jest nienormalnie zapłodniona poprzez dotknięcie kulą jaskrawo kolorowych piór, podobnie, jak Junona rodzi Marsa również w dziewiczy sposób, będąc zapłodniona poprzez dotyk kwiatu.

W obydwu przypadkach, oczywiście, mamy wystarczająco odznaczający się pierwotny typ odnośnie mitu Dziewiczych Narodzin, będący po prostu w każdym przypadku narodzinami wegetacji z wiosną. Chociaż mityczna Coatlicue, podobnie, jak Maria, jest bogobojną kobietą, która uczęszcza do świątyni i żyje w wyszczególnionej wiosce, Coatepec, w pobliżu Tuli, Dziewicza Matka jest po prostu starożytną Matką wszystkiego, Ziemią i koncept dziewiczości jest konceptem słownym, dzięki prostemu faktowi, że całość jest metaforą. Ale jeśli by dopuścić, że Huitzilopochtli był początkowo bóstwem wegetacji, powstaje silniejsze przypuszczenie, że on również był początkowo symbolizowany przez swego ptaka z powodu jego sezonowego związku ze swym kultem. Zaprzecza się, że w tym przypadku sezonowe wyjaśnienie wyboru Marsa jako boga wojny nie może się sprawdzać, jako że w Meksyku wiosna jest okresem ulewnych deszczów, które czynią kampanie wojenne niemożliwymi. W tym przypadku, więc, wybór bóstwa wojny jest przypuszczalnie rezultatem, z jednej strony jego symbolu, który dalej wydaje się być spontanicznie uczynionym symbolem słońca, a z drugiej strony - jego specjalnej popularności, stałej cechy w kulcie bóstw wegetacyjnych.

A kiedy odnotujemy dalej, że główne bóstwo Karaibów Yuluca reprezentowane było w pióropuszu z piór kolibra i że bóg Tolteków Quetzalcoatl, jednocześnie bóg płodności, przedstawiany był z głową wróbla, która była jednocześnie hieroglifem oznaczającym powietrze, prowadzeni jesteśmy do wniosku, nie że wszystkie te bóstwa były początkowo bóstwami ptasimi, ale że były one początkowo wszystkie bóstwami wiosny lub bóstwami natury, którym nadawano symbole ptasie, chociaż wróbel mógł być początkowo również bóstwem totemowym. Poprzez całą Polinezję, czerwone pióra jednego, małego ptaszka i pióra z ogona ptaka człowieka wojny, są zwyczajnym środkiem demonstrowania lub komunikowania supernaturalnych potęg i uważane są za specjalnie ulubione przez bogów.

ROZDZIAî XIV
OFIARA LUDZKA I SAKRAMENT

Ofiara ludzka, która jest tak uderzającą cechą meksykańskiego kultu, jest pierwotną w religiach, jak już to widzieliśmy. Nie może być wątpliwości co do tego, że jej olbrzymi rozkwit był dziełem zorganizowanego kapłaństwa i kultywowania sentymentu religijnego. Rzymski bóg wojny pozostał podrzędnym bóstwem, choć Rzymianie byli wojowniczymi; meksykański zaś stał się jednym z dwu wiodących bóstw i otrzymywał tym bardziej wytrwałą cześć. Skąd ta rozbieżność ? Głównie, musimy wnosić, z rozmnożenia się meksykańskiego kapłaństwa, które nastąpiło pierwotnie dzięki absorbowaniu kapłaństwa podbitych ras i wcześniejszego rozwoju obrzędu ofiar ludzkich w kultach bogów i bogiń wegetacji.


Yüklə 0,8 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   2   3   4   5   6   7   8   9




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə